października 31, 2018

Homilia na Uroczystość Wszystkich Świętych - Spotkamy się wszyscy w domu Ojca

Homilia na Uroczystość Wszystkich Świętych - Spotkamy się wszyscy w domu Ojca
Umiłowani w Chrystusie Zmartwychwstałym!
 
W ten listopadowy dzień stajemy zadumani wspominając tych, co odeszli już spośród żywych. Wspominamy naszą pamięcią ich radosne uśmiechy, czasem łzy smutku, miłość jaką nas otaczali. Myślimy o wszystkich – o tych, którzy przeżyli wiele lat, dożywając sędziwego wieku, i o tych, którym piszemy na grobach: powiększył grono Aniołów.
Oczyma duszy widzimy tych, których kochaliśmy i kochamy nadal, a którzy już są po tamtej stronie. Chcemy, by trwali w naszej pamięci.
Myślimy o tych, którzy nas poprzedzili w drodze do niebieskiej Ojczyzny. Podczas uroczystości pogrzebowych zapewnialiśmy ich, że na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Teraz, w pędzie życia zatrzymujemy się nad ich grobami, przypominamy imiona, wydobywamy z mroku zapomnienia.
Jeszcze raz odkrywamy, jak wiele zawdzięczamy innym, tym, co już po tamtej stronie życia. Wspominamy rodziców i ich piękną, wielką miłość ku nam, dziadków z ich ciepłymi sercami, kapłanów z ich Bożą miłością, wychowawców, nauczycieli, którzy uczyli nas żyć. Dziś szczególnie przypominamy sobie, że w drodze do domu Ojca nie jesteśmy sami, że każdego dnia naszego życia otaczali nas ludzie, pragnący nieść nam pomoc, dawać nadzieję, budować naszą wiarę. Tyle im zawdzięczamy!
Siostry i Bracia!
Współcześnie wielu z nas wyznaje pogląd, że to kim są, co posiadają, jak żyją, zawdzięczają jedynie sobie samym. Takie zdanie to dowód wielkiej niedojrzałości ludzkiej. Kim byłbyś dziś, gdyby matka nie nauczyła cię znaku krzyża? Gdybyś w spracowanych dłoniach ojca nie widział różańca, modlitewnika?
Trzeba nam dziś popatrzeć jak mijają pokolenia, przechodzą przez ten świat ludzie, trzeba nam dziś pomyśleć jaki ślad zostawili w nas i jak nadal w nas żyją. Co z ich życia, wartości, którym służyli, miłości, jaką nam dawali, co pozostało w nas?
Oni są dziś u Boga. Dziś modlą się za nas, a my uwielbiając Boga za Jego Miłosierdzie, prosimy ich o wstawiennictwo. Istnieje jakaś prawdziwa, realna więź między nami a nimi, którzy patrzą w twarz dobrego Ojca albo czekają jeszcze w czyśćcu na to ostateczne spotkanie. Często chcemy im pomóc, by szybciej dostali się do niebieskiej Ojczyzny. Przywołujemy zatem na pamięć słowa Księgi Machabejskiej: „Dobrą rzeczą jest modlić się za zmarłych” i przez całe wieki wraz z powszechnym Kościołem modlimy się o wieczny odpoczynek i światłość dla nich.
Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus powiedział nam, że ci, którzy od nas odeszli, nie wyruszyli   w drogę do nikąd, ale w drogę do domu Ojca, gdzie Jezus odszedł pierwszy, by przygotować nam miejsce. Dlatego w jednej z prefacji mówimy: „Życie Twoich wiernych o Panie zmienia się, ale się nie kończy”. Te słowa wyrażają naszą wiarę w życie pozagrobowe, w to, że istnieje lepszy świat, w to wreszcie, że śmierć nie jest ostatecznym końcem i przeznaczeniem człowieka. Dlatego właśnie nie przygniata nas i nie druzgocze myśl, że musimy odejść z tego świata, tak jak przytłaczała tych, którzy żyli przed przyjściem Chrystusa. Starożytni Grecy ustami Homera wypowiadali swój lęk przed śmiercią. Achilles, któremu Odyseusz gratulował panowania w krainie śmierci, wypowiada takie słowa: „Nie zachwalaj mi śmierci Odysie, wolałbym służyć na ziemi za parobka, niż królować nad tymi co odeszli ze świata”. Pobożny król żydowski Ezechiasz rozpłakał się jak dziecko, gdy prorok obwieścił mu nadchodzącą śmierć, a Damokles powiesił nad swoją głową miecz, zaczepiony na cienkim włosie, by pokazać jak kruche jest życie człowieka, żyjącego w ciągłym lęku przed śmiercią.
My, chrześcijanie, wraz z Jezusem odsłaniamy zasłonę, którą przed naszymi oczami rozsnuła śmierć, wchodzimy w świat zmartwychwstania, bo nasz Zbawiciel jest Zmartwychwstaniem i życiem. I to jest powód, by nie smucić się śmiercią bliskich, lecz radować z ich chwały w niebie.
Prawda o obcowaniu świętych, a więc łączności ziemi, czyśćca i nieba, ma nas uczyć jak postępować i żyć, by spotkać kiedyś Boga i naszych bliskich twarzą w twarz. Pytano Jezusa, co należy czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Jezus odpowiedział: „Znasz przykazania, zachowuj je”. Trzeba nam więc wyprowadzić wnioski z faktu, który Norwid poetycko przedstawił w wierszu „W pamiętniku”:
„Coraz to z ciebie jak z drzazgi smolnej
wokoło lecą szmaty zapalone;
Gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
czy to co twoje, ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
co idzie w przepaść z burzą? Czy stanie
na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
wiekuistego zwycięstwa zaranie.”
Właśnie. Co zostanie po nas? Jak będą nas wspominać ci, którzy po nas przychodzą na ziemię? Czy zostanie tylko popiół w grobie i szarość w pamięci czy też może diamenty miłości wyświadczonej innym, diamenty dobrych czynów, dokonań, modlitwy, myśli? I mimo że mamy świadomość, iż tu, na ziemi, nie będziemy żyć wiecznie, to pamiętamy, że jesteśmy stworzeni na obraz Boży. Nasz duch jest nieśmiertelny, a ciało zmartwychwstanie w myśl słów Chrystusa: „Każdy, kto wierzy we mnie, nie umrze na wieki”.
Nasze życie powinno być cały czas przepojone pamięcią o nieuchronnej śmierci. Dzisiejszy świat zdaje się zapominać, że kiedyś to wszystko, co ziemskie musi się skończyć. Mieli jakąś ogromną mądrość ludzie średniowiecza, którzy na każdym właściwie kroku przypominali MEMENTO MORI – pamiętaj, że umrzesz. Bez świadomości tego, że będziemy musieli zdać sprawę ze swoich czynów człowiek dziczeje, wynaturza się, bo wydaje mu się, że wszystko jest dozwolone. Tymczasem nasze życie ma być takie, by ci, którzy staną nad naszymi grobami, myśleli o nas dobrze. Ale nie tylko takie. Ono ma być takie, by mogło tu na ziemi być początkiem życia wiecznego, zbawienia. Nie wolno zatem zabijać w sobie tej świadomości, że kiedyś umrzemy, nie wolno jej odsuwać i oddalać, bo przez to oddalamy się od naszego celu, jakim jest życie wieczne.
Jest taka legenda żydowska, według której Pan Bóg stworzył człowieka wytapiając złoto. Wytapiał złoto, po czym wziął naczynie z rozgrzanym metalem i spojrzał w nie. Na powierzchni pływały jakieś paprochy. Bóg dmuchnął, ale powierzchnia nie była całkiem czysta. Dmuchnął trzeci raz i zobaczył w czystym złocie swój obraz, swoje odbicie. Ten obraz był tak piękny, że Bóg postanowił podarować go najdoskonalszemu ze stworzeń. I dał go człowiekowi.
Najmilsi!
Po co opowiadam tę legendę? Po to, żebyśmy uświadomili sobie czyj obraz nosimy w naszej duszy. Jeśli będziemy o tym pamiętać, łatwiej będzie nam nie zabijać go w sobie przez zło i grzech. Łatwiej będzie ten obraz utrzymać w czystości, zdmuchiwać te paprochy i brudy, które będą go przesłaniać.
A dziś szczególnie trzeba dbać o czystość Bożego obrazu w nas. Zobaczcie, drodzy, gdyby ktoś nie wiedzący nic o pochodzeniu człowieka od Boga przyglądał się ludzkiemu postępowaniu, nabrałby niechybnie przekonania, że ojcem i stwórcą człowieka jest ktoś zły, krwiożerczy, pazerny, mściwy, podły, zawistny… Tak bardzo człowiek zbrudził, zniszczył w sobie obraz tego, który go stworzył. Tak mocno zapomniał o tym, że będzie musiał zdać o sobie sprawę przed Sędzią.
Siostry i Bracia! Co najpewniej gwarantuje nam dojście do wieczności? Ewangelia świętego Jana powiada : „Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. tak więc wieczność zaczyna się już tu, na ziemi, kiedy w Twoim sercu mieszka Bóg i kiedy Twoje serce jest Jego obrazem. Nie zaniedbujmy zatem tego największego daru – bo w nim Bóg daje nam już tu na ziemi możliwość spotkania z Nim samym, zadatek zbawienia.
Przed kilkunastu laty w Krakowie odbył się pogrzeb jednego z profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Żegnano Zmarłego słowami ciepłymi, pełnymi miłości. Jednak ostatnie pożegnanie utkwiło w pamięci wszystkich obecnych. Jeden z przyjaciół powiedział: „Do widzenia kochany kolego”. Chcemy dziś to zdanie powtórzyć: „Do widzenia, nasi ukochani zmarli , bliscy i nieznani”. Spotkamy się wszyscy w domu Ojca, by przez całą wieczność cieszyć się i radować przebywaniem w jego chwale, wierzymy bowiem, że i my usłyszymy słowa Jezusa: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo przygotowane dla was od założenia świata.” Amen.
 
 

października 27, 2018

30. Niedziela Zwykła (B) - Panie, spraw, abym przejrzał

30. Niedziela Zwykła (B) -  Panie, spraw, abym przejrzał
Dzisiejsza liturgia słowa prowadzi uważnego słuchacza do niepowtarzalnego spotkania z Bogiem. Przeczytana przed chwilą scena ewangeliczna, nakreślona żywo i dokładnie w najmniejszych szczegółach przez św. Marka, pozwala przeżyć niemal namacalnie to osobliwe pochylenie się Chrystusa nad cierpiącym człowiekiem. Ewangelista nie zapomniał przekazać imienia niewidomego nieszczęśnika, pamiętał również o tym, by poinformować słuchacza, że to był żebrak. I zapisany jeszcze szczegółowo dialog. Wszystko po to, aby pokazać, że sprawa toczy się w konkretnych warunkach i że chodzi też o konkretnego człowieka.
Dla bezpośrednich świadków tego wydarzenia i dla nas dzisiaj i dla wszystkich, którym kiedykolwiek ta Ewangelia będzie głoszona jest ważne, że to właśnie dla niewidomego żebraka Bartymeusza, siedzącego przy drodze, w pobliżu Jerycha, przechodzący tą drogą Chrystus okazał tyle uzdrawiającej łaski. I ważnym jest również to, że tę samą łaskę i ąłowa miłosierdzia kieruje Jezus i dziś do konkretnego człowieka. Iluż to chorym nie kto inny, tylko Chrystus, przywrócił radość i siły. Nikt nie potrafi podać liczby tych, którym jedynie On łzy ociera, przechodząc wśród tylu ludzkich nieszczęść i krzywd.
Dziś, kiedy czytana jest w kościele ta Ewangelia, warto pomyśleć o tych, do których jakoś w szczególny sposób jest kierowana: o chorych, opuszczonych, nieszczęśliwych. Może niejeden wnikliwy uczestnik liturgii dzisiejszej razem z Chrystusem pochyli się bezinteresownie nad ludzką biedą. To takie ważne. Pamiętać o drugich, o tym, że żyje w nich Chrystus, i to ważne, by nie zapomnieć samemu wyciągnąć ręki ku Niemu. To takie ważne w ciemnej nocy niepewności, kiedy ukrzyżowano tyle ludzkich nadziei, mówić z wiarą coraz natarczywiej: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną'' (Mk 10, 47).
Dla nas, chrześcijan, takie to ważne, by poddać się Temu, który oczy otwiera w sposób duchowy. Człowiek poddany Chrystusowi, uwrażliwiony być musi na grożącą 'zawsze ślepotę duchową, znacznie gorszą od cielesnej. W tym sensie nauczyć się trzeba wołać nieustannie do przechodzącego, to znaczy do wciąż obecnego Chrystusa: „Panie, żebym przejrzał" (Mk 10, 51). Na tyle spraw trzeba oczy otworzyć. Każde ze zdań Ewangelii, dobrze zapamiętać, i te, na które człowiek łatwo się godzi, i te, których przyjęcie budzi w nas sprzeciw. „Panie, spraw, żebym przejrzał" (Mk 10, 51) - trzeba tak powiedzieć, gdy się postawi przed sobą rejestr Bożych przykazań. Tyle tu problemów do wnikliwego patrzenia i we wszystkich „tak" musi być „tak", a „nie", musi oznaczać „nie".
Panie, spraw, żebym przejrzał" (Mk 10, 51) - i nie próbował naginać Twoich przykazań do sytuacji, do życiowych porażek czy sukcesów. Niech zbrodnia dzieciobójstwa nazywa się wykroczeniem przeciw przykazaniu Bożemu: „Nie zabijaj", ą, nie „zabiegiem". To wielka ślepota. Niech pogwałcenie praw człowieka, w jakiejkolwiek formie, będzie nazywane po imieniu, bez próby fałszerstwa czy dorabiania parawanu. To też wielkie kalectwo.
Bartymeusz, ślepiec spod Jerycha, jak mówi Ewangelia dzisiejsza, natychmiast przejrzał i szedł drogą za Jezusem. Jakże byłby niemądry ten ślepiec, gdyby zmarnował szansę uzdrawiającego spotkania z Jezusem, a zajął się tylko podliczeniem użebranych miedziaków. Ślepcem będzie każdy, kto nie chce uznać, że nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię (2 Tm 1, 10). Rzucił światło przez Ewangelię na życie poszczególnych ludzi. Rzucił światło również na życie całych społeczeństw i narodów.
W świetle Chrystusa chcemy widzieć, jak cenną i wychowawczą jest każda kartka Ewangelii i jak dzielnym jest człowiek, który nie tylko ją czyta, ale według niej postępuje. Podejmując życie zgodne z Ewangelią, może również naród cieszyć się i wysławiać Pana, który wybawia swój lud.
Pierwsze czytanie z księgi proroka Jeremiasza mówi nam o tej narodowej radości, przychodzącej czasem po wielkim udręczeniu i łzach. Pan Bóg zawsze chce uczynić wielkie rzeczy dla nas, potrzebne jest tylko to jedno: „Panie, spraw, abym przejrzał" (Mk 10, 51). Mam w tej chwili przed sobą niewielką narodową pamiątkę, związaną z wydarzeniami z ulic warszawskich i sprzed kościoła św. Krzyża. Mały, poczerniały krzyż, na nim palma męczeńska i kilka dat poprzedzających Powstanie Styczniowe. Lecz nie o daty tu chodzi, bo można by na ich miejsce wstawić tyle innych, ile o tę najważniejszą sprawę, że naród ten nauczył się pisać swoje dzieje na krzyżu.
Na skrawku ziemi, wyznaczonym krzyżem z Giewontu, i trzema krzyżami z Gdańska; na skrawku ziemi, zwanym Polską, ludzie nauczyli się patrzeć poprzez krzyż na swoją rzeczywistość. Wciąż uczą się ofiarować wszystko Chrystusowi, jako wiecznemu kapłanowi, by nasze pełne krzyża życie przemienił, by krzyż stał się nam bramą. Na tej ziemi nie można tego nigdy stracić z oczu.
Dlatego ciągle wołamy: „Panie, spraw, abym przejrzał" (Mk 10, 51). Amen.

października 27, 2018

30. Niedziela Zwykła (B) - Uroczystość rocznicy poświęcenia własnego kościoła

30. Niedziela Zwykła (B) -  Uroczystość rocznicy poświęcenia własnego kościoła
Dzisiaj obchodzimy rocznicę poświęcenia kościoła. Co to znaczy poświęcić kościół? Poświęcenie nawiązuje do sięgającej pierwszych wieków chrześcijaństwa tradycji przeznaczania budynków, czasem świeckich, do użytku chrześcijańskiego kultu. Dokonywano tego faktu w uroczysty sposób przez bogate obrzędy trwające niekiedy kilka godzin. Poświęcenie kościoła oznacza zatem oddanie budynku dla sprawowania kultu.
O tym, że dana budowla przeznaczona została na sprawowanie kultu, nie decyduje tylko sam jej architektoniczny kształt, ale właśnie owo uroczyste jej przeznaczenie, zwane poświęceniem.
Czym jest dla nas obchodzenie rocznicy poświęcenia kościoła? Przede wszystkim jest to odnowienie w sobie świadomości, że to my jesteśmy prawdziwym, bo żywym Kościołem, że świątynie budujemy po to, aby w niej móc gromadzić się na wspólne modlitwy i sprawowanie Eucharystii.
Polskie słowo „kościół” oznacza najpierw budynek o charakterystycznej architekturze i religijnym przeznaczeniu. Słowo to wywodzi się od łacińskiego słowa „castellum” – czyli twierdza, zamek obronny. Bywało bowiem w historii, że budynek kościelny służył także celom obronnym. Świadczy o tym architektura i wyposażenie wnętrza niektórych starych kościołów.
Określenie „świątynia” odwołuje się do przedchrześcijańskiej tradycji i podkreśla sakralny charakter budowli. Warto bowiem sobie uświadomić, że w historii ludzkości sakralne budowle były budowane nie tylko przez chrześcijan. Od dawna bowiem były wyrazem religijnej natury człowieka. Stąd też wszystkie narody cywilizowane budują obiekty, które my najczęściej nazywamy świątyniami. Zachwycają nas one swym pięknem, wielkością czy misternością wykonania. Służą celom religijnym, charakterystycznym dla danej religii czy regionu świata. Najbardziej znane w naszym kręgu kulturowym świątynie pogańskie grecko-rzymskie, wznoszone były jako miejsca czci i przebywania bóstwa. Do środka wchodzili jedynie kapłani, wierni stali natomiast na zewnątrz.
Izraelici do czasów królewskich nie posiadali świątyni. Gromadzili się w miejscach uświęconych znakami obecności Boga. Podczas wędrówki przez pustynię takim miejscem był Namiot Spotkania. Po wejściu do Ziemi Obiecanej – Arka Przymierza. Dopiero w czasach Salomona powstaje wspaniała świątynia. Posiadała ona Miejsce Najświętsze, Święte Świętych, w którym umieszczona była Arka Przymierza. Do tego miejsca wchodził jedynie arcykapłan i to tylko raz w roku. Świątynia izraelska była znakiem obecności Boga, miejscem oddawaniu Mu czci. W Izraelu znane były także synagogi jako miejsca modlitwy, czytania i wyjaśniania Prawa i Proroków.
Chrześcijanie początkowo nie odczuwali potrzeby specjalnych miejsc dla kultu. Początkowo chodzili do świątyni jerozolimskiej i do synagog. Na „łamanie chleba” czyli sprawowanie Eucharystii gromadzili się w prywatnych domach. Z czasem tym miejscom spotkań nadają nowy sens. Stają się one dla nich domus ecclesiae czyli domem, w którym zbiera się Kościół – rozumiany jako wspólnota, na wspólną modlitwę, a głównie dla sprawowania Eucharystii. Nie budują własnych świątyń, gdyż świątynią jest dla nich wspólnota chrześcijan – duchowa świątynia. Tak było w okresie pierwszych trzech wieków i to niezależnie od prześladowań.
Po ustaniu prześladowań, przy znacznym wzroście liczby chrześcijan, po przyznaniu im prawa do posiadania własnych miejsc kultu – rodzi się potrzeba większych pomieszczeń. Ciekawym faktem jest, że wzorem nie stają się świątynie pogańskie, ale świeckie budowle zwane bazylikami. Wydaje się, że stało się to z praktycznego względu. Po prostu mogły one pomieścić znaczną liczbę wiernych. Bazyliki były dla Rzymian miejscem, w którym odbywały się sądy, zebrania, spotkania z urzędnikami królewskimi (stąd i nazwa bazileus = król).
W dalszej kolejności nazwa budowanych pierwszych kościołów – to bazyliki. I tak mamy np. Bazylikę św. Piotra w Rzymie, Bazylikę św. Jana na Lateranie czy Bazylikę św. Pawła za Murami itd. Bazyliki, zwrócone ku wschodowi, miały przypominać, że gromadzący się wierni pielgrzymują ku prawdziwemu słońcu, którym jest Jezus Chrystus; przyjmując kształt krzyża pouczały, że w zgromadzonych tu musi zostać ukrzyżowany stary człowiek, grzeszny, a narodzić się nowy...
Przez cały okres starożytności chrześcijańskiej było żywe przekonanie, że kościoła nie wznosi się tylko jako „mieszkania Boga”, ale nade wszystko jako miejsce gromadzenia się chrześcijan, dla Eucharystii.
Kościół jest znakiem, że Chrystus pragnie być obecny pośród nas. Nie chce być zamknięty tylko w tabernakulum. Chce być w naszym sercu, naszych rodzinach, w miejscach naszej pracy, nauki, wypoczynku, wszędzie tam, gdzie jesteśmy... Nieustannie nas zaprasza, abyśmy brali udział w niedzielnym zgromadzeniu, we Mszy świętej.
Jednocześnie świątynia jest dla nas wyrzutem, jeśli z tego zaproszenia nie korzystamy. Na tyle Bóg będzie obecny w nas i w naszych domach, na ile będziemy tu przychodzić...

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger