sierpnia 26, 2019

Na imieninach u Jasnogórskiej Pani.

Na imieninach u Jasnogórskiej Pani.
Przychodzimy dziś na imieniny do Jasnogórskiej Pani, bo wiemy jedno, że czego nie może uczynić człowiek, to może uczynić Boża Matka.
Już od zarania dziejów, kiedy człowiek utracił godność raju, upadającemu człowiekowi Bóg dał nadzieję: „...Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”. I od zarania dziejów wszystkie niewiasty Izraela spodziewały się: może to właśnie ja będę Tą wybraną, która przyniesie światu Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.
I, „gdy nadeszła pełnia czasów”, przed pokorną Niewiastą staje Wysłaniec i obwieszcza tę największą Dobą Nowinę: Bóg Ciebie wybiera, i Bóg chce, abyś przyniosła zbawienie poprzez Syna, Jezusa Chrystusa, Syna Boga. I Maryja od tego momentu rozpoznała misję, jaką Bóg Jej polecił – tak bardzo ukochała człowieka, że jest z nim przez cały czas.
Szczególnie mocno weszła Maryja w dzieje naszego Narodu. Pierwszy misjonarz, który przybył na ziemie Polski, przyniósł ze sobą krzyż, Ewangelię i Obraz Bożej Matki – Jej podobiznę, jak Jasnogórska Ikona, Matka, trzymająca na swym ręku Dziecko. I dziwi się cały świat, dlaczego my, Polacy, jesteśmy tak bardzo romantyczni? Jak mamy być nieromantyczni, skoro wpatrzyliśmy się w Matkę, trzymającą na swych ramionach Dziecko, a każda matka trzymająca na ręku dziecko jest bardzo romantyczna. I dlatego Polacy są bardzo romantyczni, bo wpatrzyli się w Obraz Jasnogórskiej Ikony. To właśnie z Jej podobizną idą przez swoje życie. Św. Jan Paweł II, kiedy przybył do naszej Ojczyzny po raz pierwszy, na wałach Jasnej Góry niemal wykrzyczał całemu światu, że jeżeli człowiek chce zrozumieć jakim rytmem bije serce Polaka, to musi przyłożyć ucho do Jasnej Góry, a usłyszy czuły szept modlitwy o miłość do Boga, o miłość do drugiego człowieka. To Ona buduje zręby polskości. To Ona nadaje kształt polskiemu ludzkiemu życiu. To Ona jednoczy wszystkich Polaków u swoich stóp na Jasnej Górze. Ona zawsze zwycięża, a dzięki Jej zwycięstwu, i zwycięstwu Jej Syna, zwycięża nasz Naród, każdy z nas.
Maryja nie jest jakąś uzurpatorką i nie chce żadnych hymnów bałwochwalczych, wielkich modlitw dla siebie – Jej radością jest, byśmy z Jej ręki wzięli Jezusa i postawili Go na pierwszym, poczesnym miejscu. To jest największa radość Jasnogórskiej Matki. I dlatego tak bardzo pragnie zgromadzić wszystkich Polaków u stóp Jasnej Góry. To z Nią zawsze zwyciężamy. To z Nią zwyciężaliśmy w naszej historii. Kiedy patrzymy w okres Polskiej historii, Ona zawsze pomagała, Ona zawsze pomaga. „Nigdym Ja ciebie Ludu nie rzuciła – pisze poetka – nigdym od ciebie nie odjęła lica. Jam po dawnemu twoja moc i siła, Bogurodzica”.
I dziś, kiedy przychodzimy na jej imieniny, przynosimy nasze serca, po to, by Ona dała nam Jezusa, by Ona w naszym życiu postawiła Go na poczesnym miejscu. Zawsze przegrywaliśmy, kiedy w naszym sercu nie było Chrystusa i Jego Matki. Pamiętamy czasy komunistyczne, bardzo trudne – czyniono wszystko, aby Polskie serce zapomniało o Matce Jasnogórskiej, kiedy wyszła ze swojego Grodu w kopii Obrazu Jasnogórskiego, aby popatrzyć w serca Polaków, aby popatrzyć w oczy swoich dzieci. I wtedy zajechano autami milicyjnymi, wyciągnięto ten Obraz, jak największą zbrodniarkę, zarzucono plandekami, obwiązano powrozami i zawieziono niemal do więzienia. A mówiono, że ten Obraz, to mit i legenda, wielka bujda. Czego oni się bali? Tych trzech desek ze sobą zbitych? Jaka to musi być moc i siła? Cesarscy żołnierze nazwali Ją „pierwszą rewolucjonistką”. Jakaż to musi być moc i jaka siła?
I dziś także uderzono w nas frontalnie, we wszelkich kierunkach: niszczy się nasze myślenie, niszczy się nasze serce, po to, żeby człowiek nie postawił Boga na pierwszym miejscu. Dziś, Maryja Jasnogórska, na nowo wskazuje każdemu z nas: Popatrz na Jezusa. To On ma moc, On ma siłę, byś ty był szczęśliwy. I czego nie może uczynić człowiek, to może uczynić Boża Matka. Dziś pragniemy podziękować Jasnogórskiej Pani, za Jej wstawiennictwo, obronę i pomoc, i dziś Ją prosimy: Ty na nowo bądź dla nas Matką, bądź dla nas Królową, prowadź nas do Jezusa. Niech się tak stanie. 



sierpnia 25, 2019

21. Niedziela Zwykła (Rok C) – Ciasne drzwi

21. Niedziela Zwykła (Rok C) – Ciasne drzwi
Kończą się, ale wciąż jeszcze trwają wakacje. Żyjemy na większym luzie. Wielu udało się nawet wyjechać. W telewizji pokazują nam jak obrodziły ogórki, że to niby taki ogórkowy sezon.
A w kościele przeczytano nam dziś teksty biblijne, które wcale nie relaksują. Pobudzają nas one do zastanowienia: jak to jest? Jeśli zba­wienie jest tak powszechne, że obejmie narody, o których nikt nie słyszał: Taraszisz, Put, Maszek i Rosz, Tubal i Jawan, dotrze nawet do wysp dalekich, to czemu Pan Jezus ostrzega nas, że drzwi do Królestwa Bożego są tak ciasne, iż wielu będzie chciało wejść, ale się nie zmieszczą.
A może są tacy, którzy wcale nawet próbować nie będą?
Kilka lat temu zamustrowałem się na frachtowiec ŁÓDŹ II jako pasażer i natychmiast zgłosiłem się u kapitana.
- Panie Kapitanie, jako pierwszemu po Bogu, melduje się sługa Boży. Kapitan łypnął na mnie okiem:
- Co takiego?
- Mam powtórzyć meldunek?
- Nie, usłyszałem. Mam rozumieć, że mamy księdza na pokładzie?
- Tak jest. I dlatego proszę o możliwość zorganizowania Mszy Św. w najbliższą niedzielę.
Kapitan się ucieszył. Polecił "Panu Radio" by wystukał i rozwiesił na wszystkich tablicach zawiadomienie gdzie i kiedy.
W niedzielę w salonie pasażerskim zebrała się mała grupa, mniej niż się spodziewałem, bo cała załoga odnosiła się do mnie przyjaźnie.
Odpowiedź znalazłem po kilku dniach. Na tej informacji o Mszy św. znalazł się dopisek w języku Cycerona: COELUM NON CURRO, INFERNUM NON TIMEO.
Informacja była dla mnie, bo nie sądzę, by wszyscy to zrozumieli: "Mnie niebo nie interesuje, nie dążę do niego, a piekła się nie boję", i takich jak ja jest tu więcej. Masz konkurencję. Tak przynajmniej głosiła ta deklaracja.
A z drugiej strony: stanowisko przeciwne - "Dziennik Zachodni" zapytał znaną piosenkarkę estradową o czym marzy. Ta odpowiedziała: "Mam tylko jedno marzenie, chciałabym zostać świętą. Staram się być dobrym człowiekiem, ofiarować innym swoje serce. Dlatego jeśli moje uczynki spodobają się Bogu, to może uda mi się. Tego właśnie naprawdę chcę" ("Agora" Nr 32 z 9.08.98 s. 21). Tygodnik, który to wyznanie przedrukował próbował opatrzyć tę wypowiedź jakimś komentarzem. Nie bardzo wiedział jak. Na wszelki wypadek obdarzył notkę tytułem "ŚWIĘTA" w cudzysłowie. Dwa skrajne stanowiska, poglądy. Jak się zdaje, oba nie dla nas. Bo nikt z nas obecnych tu w kościele i włączonych w naszą wspólnotę przez fale radiowe nie powie przecież, że niebo go nie obchodzi, a piekła się boi. Ale żeby zaraz marzyć o świętości?!
Nie wystarczy być porządnym uczciwym człowiekiem, co to nie jest chorągiewką na dachu, ma swój pogląd na świat, nie zmienia go, zna jego wartość. Może to wystarczy.
Bo to mieści się w normach zachowania Dekalogu.
A Pan Jezus na pytanie młodzieńca: "Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" odpowiedział krótko: "Zachowuj przykazania".
Które? Przecież je znasz: "Nie kradnij, nie dawaj fałszywego świa­dectwa o bliźnim, nie cudzołóż, czcij ojca i matkę. Zachowuj je, a będziesz żył". To są normy postępowania dla wszystkich ludzi: dla Żydów i chrześ­cijan, dla mahometan i buddystów, i dla niewierzących także. Nie można mieć poprawnej postawy etycznej, godnej człowieka, nie uznając tych dziesięciu słów Boga wypisanych na kamiennych tablicach.
To jest minimum, ale przecież wystarczające, by żyć po ludzku i zasłużyć na Wieczną nagrodę.
A marzyć o świętości? Może to dobre dla dusz wybranych, specjalnie Bogu poświęconych, konsekrowanych? Dla tych, których stać na więcej, którzy potrafią się wyrzec zwyczajnego życia i zrezygnować z rzeczy dobrych, by sięgnąć po lepsze? To ich sprawa. Mnie wystarczy moje życie, lepszego nie chcę...
No tak. Tylko, że ten minimalizm nie zgadza się z duchem Ewangelii. Chrystus Pan uznał przykazania, bo przecież w jego nauce ani jedna kreska, ani jedna jota ze Starego Przymierza nie została uchylona. Ale kiedy zaczął świadomie tworzyć Nowe Przymierze, to powołał Dwunastu na wzór dwunastu pokoleń Izraela. Nazwał ich apostołami, bo miał ich posłać na cały świat, by głosili nowe przykazanie. Zebrał ich na górze, jak Mojżesz lud starego Przymierza pod górą Synaj. I do nich, swych uczniów wygłosił pierwsze kazanie. A kiedy otworzył swe usta, to pierwsze jego słowo było: Błogosławieni.
Tak, błogosławieni jesteście, którzyście usłuchali wezwania: "Pójdź za mną". Błogosławieni, którzy zdecydowali się na to, by przejść przez życie jako ubodzy w duchu, którzy płaczą i są cisi, łakną i pragną sprawiedli­wości, są miłosierni i czystego serca, wprowadzają pokój i cierpią prze­śladowanie. Tak jak On, Mistrz i Pan. Jemu warto zaufać, pójść Drogą, którą jest On sam. Powiedział przecież: "Ja jestem drogą", wiemy dokąd ona prowadzi. Wiemy też, jaki jest finał takiego życia. "Radujcie się, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie" (Mt 5,12).
Czy to jest program dla wybranych? Tak, bo liczne rzesze zostały na dole, a tylko uczniowie poszli za nim, gdy wstępował na górę. I do nich, do swoich uczniów skierował Pan Jezus te słowa. A oni byli zaczątkiem Kościoła. Dzisiaj całemu Kościołowi czytana jest jego Ewangelia, której zasady nie są łatwizną, ale dużym wymaganiem.
Wystarczy przeczytać z ewangelii Mateuszowej trzy rozdziały: 5, 6 i 7. W tych rozdziałach Św. Mateusz dokonał redakcyjnego zabiegu: zebrał wszystkie "logia", wypowiedzi Jezusa dotyczące norm postępowania dla tych, co uznali, że warto pójść za Nim.
Odwołując się do zasad Starego Przymierza, "Powiedziano starym", daje swoją wykładnię "A ja wam powiadam" stawiając wymagania większe. Proszę was, Bracia i Siostry moi najmilsi, macie przecież Ewangelię w domu, przeczytajcie uważnie sami te trzy rozdziały i przekonajcie się, że to do każdego z nas skierowane zostały te słowa. Bo wszyscy przecież, włączeni w to przeżywanie Wielkiej Tajemnicy wiary, uważamy się za uczniów Chrystusa. Czy jest to materiał do marzeń? Jest zbyt konkretny, zbyt wymagający, żądający rzeczy zda się niemożliwych. Ale to jest właśnie ta "ciasna brama i wąska droga, która wiedzie do żywota, a mało jest tych, którzy ją znajdują" (Mt 7,14).
I co? Znów powiesz: nie dla mnie, za trudne, wystarczy mi to, co jest niezbędnie potrzebne. Parterowy poziom... Tylko, że z tego poziomu tak łatwo spaść niżej - a to jest katastrofa. Poza tym każdy, kto nie podnosi sobie poprzeczki, cofa się w rozwoju. Tak jest w każdej dziedzinie, w za­kresie życia duchowego także.
Mój wierny korespondent pan Franciszek z Paderewka koło Sterdyni na Podlasiu przysyła mi od czasu do czasu „notki i wiersze spisane własnoręcznie". Oto fragmenty wiersza pt. "Nauka":
"Uczymy się Polski? - Uczymy
Liczymy pieniądze? - Liczymy
Patrzymy w ekrany? - Patrzymy
Tak schodzą nam lata i zimy.
I chociaż ciekawa nauka,
To każdy sam siebie tam szuka
Naiwnie podlicza on sobie:
A ile ja na tym zarobię?
Mądrzejszy to każdy jest z wiekiem.
Ale czy lepszym jest człowiekiem?
Czy umie ujarzmiać swe żądze?
Czy kocha ludzi - czy pieniądze?
Problemów wciąż mamy tysiące!
A kwestie czasami palące
Musimy rozwiązać rozsądnie,
By można żyć! Wreszcie porządnie".

Bracia i Siostry! Po Komunii św. modlić się będziemy, by nam Bóg miłosierny przywrócił pełne zdrowie duszy i tak nas przemienił swoją łaską i wspierał, byśmy się zawsze Jemu podobali. Wejdźmy w ten modlitewny nastrój i kontrolujmy swój modus vivendi, by drzwi do Królestwa nie były dla nas za ciasne. Wciąż nie jest za późno.




sierpnia 24, 2019

21. Niedziela Zwykła (Rok C) – Wąska droga do królestwa

21. Niedziela Zwykła (Rok C) – Wąska droga do królestwa
Liturgia zastawia nam dziś obficie stół Słowa Bożego. Z tej obfitości niech nas Pan nakarmi swoją hojną ręką. Idźmy zatem, krok po kroku, za myślą dzisiejszych czytań mszalnych. Żeby lepiej zrozumieć wymowę fragmentu księgi Izajasza, należy sięgnąć do Księgi Powtórzonego Prawa.
Z historii zbawienia pamiętamy, że naród, do którego Bóg skierował w pierwszym rzędzie swoje słowo, to Izrael. Jeszcze słychać ten tajemniczy głos Boży, bo do dziś jest żywy. W Powtórzonym Prawie czytamy: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym" (Pp 6,4). Konsekwencje tego jednego słowa - słuchaj, były dla ludu izraelskiego zobowiązaniem do wierności. Słuchaj, to inaczej - bądź posłuszny. W tym jednym słowie leży tajemnica Bożego wybrania. Dzieje tego narodu pokazują jak umiał być on konsekwentny w wierze, choć tyle razy niszczył go grzech, choć zdarzały się odstępstwa mniejsze i większe. Chociaż błądził wielokrotnie, to jednak wiedział, że może i musi powrócić, bo Bóg. który powiedział do niego - słuchaj, jest ojczyzną człowieka bardziej, niż najgoręcej miłowany zakątek ziemi, na którym wypadło żyć i pracować.
I taką właśnie wiarę wyznawał przez wieki ten naród wobec wszystkich swoich pogańskich sąsiadów. Wiarę bez pytań, bez dociekań; w której Bóg jest oczywisty i prawdziwy. Ale także taką wiarę, w której Bóg jest nie tylko czczony, lecz nade wszystko miłowany.
Mówi nam o tym dalszy fragment Księgi: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego twego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach" (Pp 6, 5-9).
Pozostanie dla nas tajemnicą, w którym momencie Pan Bóg zdecydował, że ów znak, o którym mówił tylko do narodu wybranego, będą mogły odczytać także inne narody.
Zastanów się w tym miejscu nad tym, jak wielka jest mądrość Stwórcy, który stopniowo, jak dobry nauczyciel i wychowawca odsłania z prawdy o samym sobie tylko tyle, ile uczeń jest w stanie pojąć i zrozumieć. Na przykładzie narodu wybranego pokazał nam Pan Bóg, że można dziś Jego chwałę rozważać jakby z oddalenia, a jutro w niej uczestniczyć. Jest to więc zaproszenie. Dlatego dziś prorok Izajasz nakreślił w pierwszym czytaniu tak wyraźnie tę wielką sprawę powszechności wezwania do oddawania czci Bogu na przykładzie narodów o dziwnie dla nas brzmiących nazwach - Tarszisz, Put, Meszek, Rosz i Tubal. Bóg przez proroka chciał pouczyć, że jest Panem historii każdego narodu i chce być obecny w świadomości każdego narodu, jak był obecny w historii Izraela.
Niezmiernie ważna to sprawa dla czasów późniejszych, w których Bóg w swojej odwiecznej mądrości zdecyduje, że nadeszła już „pełnia czasów", by nas pouczyć przez swego Syna i ukazać w ten sposób pełną prawdę o sobie w znaku Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Znak ten dla jednych jest zbawieniem, dla drugich zgorszeniem, dla innych zdziwieniem, a jeszcze inni nic z tego pojąć nie mogą, choć w swoich planach Bóg chce zbawić każdego.
Skoro dziś tak wyraźnie liturgia nam mówi o znaku, dobrze będzie przypomnieć sobie słowa Symeona wypowiedziane do Maryi nad maleńkim Jezusem: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą" (Łk,2, 34b). Warto w tym miejscu zastanowić się nad tym, jak wielka jest ludzka ignorancja i niechęć w stosunku do Boga odsłaniającego prawdę o sobie i objawiającego się w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Jezus jest Bramą, Znakiem dla narodów. W Nim Bóg przemówił do wszystkich pełnym miłości głosem. On do nas dziś powiedział: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli" (Łk 13, 24).
Izrael, naród niegdyś wybrany, sprzed tych drzwi zawrócił. Wielu o ten wymowny Znak Śmierci i Zmartwychwstania Bożego Syna się potknęło i nie zrozumieli go do końca. Dla wielu wreszcie, którzy nie ulękli się trudów wąskiej drogi i ryzyka przejścia przez ciasne drzwi, znak krzyża przyniósł życie i wprowadził do zmartwychwstania z Jezusem. Wielki mędrzec chrześcijański z IV wieku, św. Jan Chryzostom tak o tym pisze: „Krzyż odniósł zwycięstwo i to na całym świecie. Nauka krzyża nie dotyczyła spraw pospolitych, ale Boga, prawdziwej religii, życia według Ewangelii i przy­szłego sądu. Wszystkich niewykształconych i prostaków przemienia w mędr­ców. Popatrz, jak to, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a to, co jest słabe u Boga, mocniejsze jest od ludzi. W jaki sposób mocniejsze? W ten mianowicie, że krzyż rozszerzył się po całym świecie, że zawładnął wszystkimi, że niezliczeni wrogowie pragnąc wymazać imię Ukrzyżowanego, osiągnęli coś wręcz przeciwnego. To Imię jaśniało coraz bardziej, oni zaś upadli i zginęli" (z homilii św. Jana Chryzostoma do 1 Kor.). O tych wielkich sprawach naszej wiary przypadło nam rozważać pod koniec upalnego lata, przy końcu sierpnia, gdy tyle spraw ważnych dzieje się na naszych oczach. Otrzymujemy nieustannie, jako naród przez chrzest wpisany w wymiar krzyża, tyle znaków od Boga. Przed każdym z nas, jako dzieckiem tego narodu, staje wciąż pytanie o tę trudną, bądź co bądź, umiejętność czytania Bożych znaków. Drzwi jakby stały się ciaśniejsze, droga jest jakby jeszcze węższa. Wielu zawróciło sprzed tych drzwi, które wydają się im zbyt ciasne i niewygodne. Przyjęli z nauki Jezusa ile sami chcieli, okroili ją do swoich potrzeb, ciesząc się, że mają prawdę i prawdziwą pobożność. Jezus mówi do takich: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście" (Łk 13, 27).
Chrześcijanie ujmują swoje życie jako podróż do wiecznej ojczyzny, jako pielgrzymowanie do nieba, do domu. Jest to dom Ojca. Jezus Chrystus jest tego domu Panem. Wszyscy ludzie, do­póki żyją na ziemi, mogą osiągnąć ten cel wyznaczony nam przez Trójcę Przenajświętszą, jeśli idą – mówiąc językiem Ewangelii – wąską drogą i usiłują wejść do królestwa Bożego ciasnymi drzwia­mi. Czy zaraz na początku homilii nie przelękliście się tej wą­skiej drogi i ciasnych drzwi? Czy przypadkiem nie sądzicie, jak niektórzy, że należy tak przekazywać naszym czasom katolicki dogmat i etykę, „żeby katolicyzm był łatwiejszy do przyjęcia i przyjemniejszy do przeżycia?" (o. J. Mirewicz, Klio, Muza płaczą­ca, Londyn 1986 s. 126).
Nie lękajmy się! „Wąska droga", „ciasna brama" to symbole życia dekalogiem w stylu ośmiu błogosławieństw; życia, w któ­rym Bóg jest pierwszy, a człowiek, każdy człowiek, jest rzeczy­wistością świętą, świat zaś natury, cywilizacji i kultury – darem Boga i wezwaniem nas do współpracy ze Stwórcą i z ludźmi. Czyż można się tego lękać? Swoje królestwo, państwo Boże, nie­bo – przedstawia dzisiaj Pan Jezus w obrazie jakby starego dwo­ru, do którego od ulicy, od drogi prowadziła wysoka drewniana, główna brama, przez którą nie było nic widać, co się dzieje na podwórzu, a tym bardziej w mieszkaniu. Aby się znaleźć w środ­ku, trzeba było oczywiście przez nią przejść, nie zatrzymywać się na ulicy przy pogawędce z sąsiadami, przy łakomym jedzeniu fig i pomarańczy sprzedawanych na stoiskach bazaru. Należało uwa­żać, by się nie spóźnić na przyjęcie, na które się zostało zapro­szonym, ponieważ o oznaczonej godzinie bramę zamykano na za­wory.
Uważano za ogromny nietakt, jeżeli ktoś w czasie wyznaczo­nym na uroczyste spotkanie odbywał leniwe spacery, załatwiał swoje małe sprawy, a zwłaszcza gdyby oddawał się zajęciom zdro­żnym, np. pożyczaniu na lichwę pieniędzy, kradzieży, czy innym niegodziwym czynnościom.
Ewangelia wyrzuca Żydom, że oni, chociaż zaproszeni pierwsi, obyci z Bogiem w Jego Synu Jezusie Chrystusie, zamiast wcho­dzić w czasie łaski do królestwa Bożego, przez bramę wyznaczoną w przykazaniach, oznaczoną w ośmiu błogosławieństwach, „czy­nili to, co złe" i dlatego nie znajdą się w domu Bożym; a kiedy przyjdzie moment ich odejścia z tego świata, daremnie będą się powoływać nawet na znajomości z Mesjaszem. Drzwi będą za­mknięte na zawsze. „Odstąpcie ode Mnie – powie Pan Jezus – wy, którzy oddajecie się temu, co jest nieprawością, wy, robotnicy zła" (Łk 13, 27) – jak przełoży ten werset na język polski o. Ja­kub Wujek w swoim genialnym tłumaczeniu Nowego Testamentu. Pan Jezus przestrzega jednak nie tylko Żydów, ale wszystkich „robotników zła", żeby idąc przestronną, szeroką drogą przez ży­cic, nie zapomnieli o Jego drodze, o ciasnej bramie ośmiu bło­gosławieństw. Pan stawia przed każdym z nas możliwość wyboru życia: albo w Jego stylu, albo w stylu nijakim.
Pismo św. w Starym Testamencie, wprowadzając władców judzkich i izraelskich na tzw. widownię historii, podaje na wstę­pie podstawową charakterystykę każdego z nich, mówiąc o jed­nym: „Czynił to, co dobre przed oczyma Boga" (1 Krl 11, 38), a o drugim: „Czynił to co złe" (1 Krl 16, 19). Powyższa klasyfi­kacja jest również stosowana przez Pana Jezusa w Ewangelii, z podkreśleniem przez Niego możliwości przemiany nawet celni­ków, uchodzących w oczach prawowiernych Izraelitów za wyra­zistych przedstawicieli zła. Zbawiciel uwzględnia także fakty, iż nawet w najbardziej zakłamanych Jego słuchaczach, jakimi byli niektórzy faryzeusze i ówcześni uczeni, mogą współistnieć w jed­nym i tym samym sumieniu zło i okruszyny dobra, które jednak nie mogą rozświetlić ciemności, skoro Pan przekazał swoim in­formację, że jeśli sprawiedliwość ich nie byłaby większa niż faryzeuszów, nie weszliby do królestwa Bożego (Mt 5, 20). Do tych ciasnych drzwi prowadzi wąska droga, która naszemu życiu na­daje kierunek do nieba. Ksiądz J. Twardowski pisze o niej zro­zumiale dla każdego:
„Zaufałem drodze
wąskiej
takiej na łeb na szyję
z dziurami po kolana
takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki
i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka
- Nareszcie - powiedziała
- Martwiłam się już
że poszedłeś inaczej
prościej
po asfalcie
autostradą do nieba - z nagrodą od ministra
i że cię diabli wzięli” (Na osiołku, Lublin 1986 s. 11).
Tą wąską drogą ciasną bramą ośmiu błogosławieństw idziemy do
domu Ojca.
Jak iść tą drogą – św. Paweł nam podpowie: Czynić prawdę w miłości (Ga 5, 6). Zaczynamy od prawdy słów. Już pewnie nie ma Polaka, który by nie znał modlitwy z Kwiatów polskich: „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość" (J. Tuwim). O to samo błaga inna modlitwa drugiego wielkiego po­ety:
„Z gruzów podźwigną się domy...
Ale jak odbudować słowa
Ale jak dźwignie się mowa? ...
Zbombardowano ją straszliwiej
Niż Rotterdam i Warszawę ...
Zmiłuj się, Panie, nad nami ...
Uskrzydlij nas, podnieś słowami,
Przywróć nam słowo.
Jedna niech będzie miara, jak sylab jednaki rząd.
Niech wiara znaczy znów – wiara, a błąd niech oznacza błąd”. (A. Słonimski, Modlitwa, cyt. za: Jerzy Mirewicz, Klio, Muza płacząca, Londyn 1986 s. 133–134). Nie myślmy, że kryzysy etyczne wywołane przez zakłamanie mają usunąć politycy, czy choćby dziennikarze. Nasze słowa mają być zawsze prawdziwe. Nasze życie winno być prawdziwe, ludz­kie! A potem winniśmy uwierzyć w plany Boże względem każde­go oraz każdej z nas i je urzeczywistniać. Uczynki dobre, które gwarantują nam, że znajdziemy się pośród zaproszonych na Bo­że przyjęcie, obejmują jako pole działania własne sumienia, ale w pewnej mierze również przeogromny zakres wszystkich czasów. „Bóg stworzył mnie – pisze mądry i święty kardynał H. New­man – abym wypełnił dla niego jakąś określoną służbę; powie­rzył mi jakąś pracę, której nie powierzył nikomu innemu. Mam swoje posłannictwo – mogę nigdy nie poznać go w tym życiu, ale dowiem się o nim w życiu przyszłym. W jakiś sposób jestem niezbędny dla Jego zamiarów, tak niezbędny na swoim miejscu, jak archanioł na swoim ... On nie stworzył mnie dla niczego. Bę­dę czynił dobro, będę wykonywał Jego pracę ... na miejscu prze­znaczonym dla mnie, chociażbym tego nie pojmował – jeśli tyl­ko będę zachowywał Jego przykazania i służył Mu w moim po­wołaniu. Czymkolwiek i gdziekolwiek jestem, nie jest możliwe, abym był odrzucony. Jeśli choruję, moja choroba może Mu służyć; jeśli mam trudności, moje trudności mogą Mu służyć; jeśli jestem smutny, mój smutek może Mu służyć. Moja choroba, trudności, smutek mogą być niezbędne dla jakiegoś wielkiego celu, który znajduje się całkowicie poza naszym zasięgiem. Bóg zawsze wie, ku czemu zmierza" (Rozmyślania i modlitwy, Warszawa 1967 s. 1213).
Widzicie, jak zróżnicowane są uczynki dobre, jak dostępne dla każdego z nas, jak prawie czasami nieuniknione, więc idźmy przez życie wąską drogą, wchodźmy ciasnymi drzwiami dziesięciu przy­kazań w stylu ośmiu błogosławieństw, aby nas przyjęto do domu Ojca, gdzie Chrystus przygotował nam miejsce wiecznego zamel­dowania w szczęściu. Amen.



sierpnia 24, 2019

Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu

 Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu
Słowa Ewangelii według Świętego Jana

Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: «Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu». Rzekł do niego Natanael: «Czy może być co dobrego z Nazaretu?» Odpowiedział mu Filip: «Chodź i zobacz». Jezus ujrzał, jak Natanael podchodzi do Niego, i powiedział o nim: «Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». Powiedział do Niego Natanael: «Skąd mnie znasz?» Odrzekł mu Jezus:«Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod figowcem». Odpowiedział Mu Natanael: «Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!» Odparł mu Jezus: «Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod figowcem? Zobaczysz jeszcze więcej niż to». Potem powiedział do niego: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących nad Syna Człowieczego». Oto słowo Pańskie.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Ewangelia dzisiejsza, to piękny opis wydarzenia, które miało miejsce wkrótce po powołaniu nad Jordanem pierwszych czterech uczniów: Piotra, Andrzeja, Jana i Jakuba. Zbawiciel postanowił wtedy wrócić do Galilei. W drodze, nie bez zrządzenia Opatrzności, spotkał jeszcze Filipa, który jak Piotr i Andrzej pochodził z Betsaidy. Chrystus rzekł poważnie i zwięźle: “Pójdź za Mną”. To Jego krótkie i autorytatywne wezwanie dotarło widocznie do świadomości Filipa, a także do jego serca, i głębi jego duszy, skoro rozpłomieniony nagłym wezwaniem pobiegł od razu do swego przyjaciela Natanaela. “Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i prorocy – wołał do niego od progu – Jezusa, Syna Józefa z Nazaretu”. Ale Bartłomiejowi nie od razu udzielił się entuzjazm przyjaciela. “Czy może być coś dobrego z Nazaretu?” – zapytał tonem człowieka nauczonego szczerze wypowiadać przyjacielowi swoją myśl. Nazaret był wtedy mniej bogaty niż rodzinna miejscowość Bartłomieja – Kana. Nie odnosił się on z dużym szacunkiem do ludzi pochodzących z Nazaretu. Zdziwił się więc, że Mesjasz mógłby się wywodzić z tak podłego miejsca. Ale Filip nie zniechęcił się wątpliwością przyjaciela, lecz powiedział: “Chodź i zobacz” – przyjdź i osądź sam. I Bartłomiej okazał się oczywiście bardziej ochotny, niż się tego można było spodziewać. Pozwolił się zaprowadzić do Jezusa. Jakże bardzo różnił się dzięki temu od współczesnych mu faryzeuszy. Wykazał dobrą wolę i otwarcie się na głos prawdy. Skoro go tylko Jezus zobaczył, rzekł: “To prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Zdziwienie Bartłomieja nie miało granic: “Skąd mnie znasz?” – zapytał więc Tego, którego przyjaciel, Filip, nie wahał się nazwać Mesjaszem. A Mesjasz na to: “Widziałem cię, zanim cię Filip zawołał, gdy byłeś pod drzewem figowym”. Uczeni w Piśmie i Rabini, za czasów Chrystusa, chronili się często pod rozłożystym drzewem figi. Zapewniało im ono cień, tak upragniony w tym gorącym kraju, cień, pośród którego mogli się bez przeszkód oddawać rozpamiętywaniu Biblii. Tak też z pewnością uczynił przyszły Apostoł, pewny, że nikt mu nie przeszkodzi, i nie dostrzeże jego duchowego skupienia. Ale ten szlachetny młodzieniec, mieszaniec Galilejskiej Kany, mylił się, jeśli sądził, że figa osłoniła go wystarczająco. Choćby drzewo było rozłożyste, a jego listowie gęste, nic nie wymknie się spojrzeniu Jezusa. Pan Jezus mógł go teraz potraktować jak starego znajomego. Zdumienie Bartłomieja nie miało granic. Znajomość ludzkich nie jest rzeczywiście domeną zwykłych śmiertelników. Teraz nie mógł już mieć żadnych wątpliwości: “Rabbi – zawołał z przejęciem – Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela”. Przyjmując ten akt żywej, spontanicznej wiary w Mesjańską godność Mistrza, Jezus odpowiedział z namaszczeniem i spokojnie: “Czy dlatego wierzysz, ze powiedziałem ci: «Widziałem cię pod drzewem figowym»? Zobaczysz jeszcze więcej niż to; zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: ujrzycie niebiosa otwarte i Aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.
Nie wiemy o ile Bartłomiej pojął w tej chwili radosną zapowiedź. To pewne, że w miarę przebywania w obecności poznanego Mistrza, w tym pojmowaniu wzrastał, a otrzymawszy w dniu Zielonych Świąt dopełnienie Bożego światła, stał się sam tej zapowiedzi gorliwym apostołem. W końcu zaś, w imię jej prawdziwości, poniósł męczeńską śmierć. Dzięki temu godnie odpowiedział swemu powołaniu, nieustannemu obcowaniu nieba z ziemią, obietnicy danej mu przez Jezusa. Ale początek tej właśnie drogi wyznaczyło to pierwsze spotkanie. Szlak, na który Bartłomiej wstąpił w tej chwili, zawiódł go po Chrystusowych szlakach do nieprzemijającej chwały. Taki też był próg tej trwałej czci w Kościele, zbudowanym na dwunastu kolumnach, czci, której cząstką jest również hołd oddawany mu w dzisiejszej liturgii Kościoła.
Niewiele wiemy o tym, którędy po Zesłaniu Ducha Świętego wiodła apostolska misja Bartłomieja. Tradycja przekazała nam tylko tyle, że rozwijał działalność Kościoła w Indiach, w Armenii, i że gdzieś na obrzeżach cesarstwa dostąpił męczeństwa.
Nam jednak dzisiaj wystarczą słowa Zbawiciela o tym uczniu; wystarczy to, że Bartłomiej był prawdziwym, wiernym uczniem Jezusa, wolnym od obłudy i chytrości. “To prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Wsłuchajmy się i my w tę pochwałę Jezusa. A czy Chrystus dzisiaj, obecny z nami, mógłby powiedzieć dziś o mnie, o tobie: Oto prawdziwy chrześcijanin, w którym nie ma podstępu? Czy jesteś wierny Chrystusowi? Przecież Oni nas przez chrzest i bierzmowanie powołał, abyśmy przynosili owoce miłości i wierności.
Zakończmy to rozważanie słowami, które jak echo płyną do nas od Ojca św., wypowiedzianymi 15 sierpnia br. do młodzieży: “Drodzy chłopcy i dziewczęta wierzcie mocno w Chrystusa. On kieruje historią jednostek, jak i całej ludzkości. Niewątpliwie Chrystus respektuje waszą wolność. Ale we wszystkich radosnych, czy bolesnych wydarzeniach życia, nie przestaje zwracać się do nas, byśmy wierzyli w Niego, w Jego słowo, w rzeczywistość Kościoła, w życie wieczne. Każdy z was jest cenny dla Chrystusa, jest Mu osobiście znany, jest przez Niego umiłowany – nawet gdy nie zdaje sobie z tego sprawy. Pozwólcie, by Duch Święty was kształtował. Doświadczajcie modlitwy, pozwalając Duchowi Świętemu mówić do waszych serc. Modlić się, znaczy dać trochę swojego czasu Chrystusowi, zawierzyć Mu, pozostawać w milczącym słuchaniu Jego słowa, pozwalać Mu odbić się echem w sercu. Proście Ducha Świętego, aby oświecił wasze umysły, proście Go o dar wiary żywej, która będzie zawsze nadawać sens waszemu życiu, opierając je na Chrystusie, Słowie, które stało się Ciałem, bo każdy z nas może świętym być. AMEN.

 

 

 

sierpnia 23, 2019

Przypowieść o zaproszonych na ucztę

Przypowieść o zaproszonych na ucztę
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami.Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych». Oto słowo Pańskie.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Tajemnica powołania człowieka do królestwa Bożego rozbrzmiewa dzisiaj w słowach liturgii głośno, rozbrzmiewa pełnią entuzjazmu powołania każdego człowieka do tego królestwa.
Skąd to powołanie? Powołanie człowieka do królestwa Bożego wynika z wieczystej nieogarnionej miłości i dobroci Boga do każdego człowieka. Od zarania dziejów, człowiek powołany jest by żyć szczęściem i radością życia wiecznego w Bogu. Ponieważ jest to tajemnica, to niesie czasem ze sobą trudności zrozumienia; niesie ze sobą czasem niebezpieczeństwo ludzkiego rozumowania, niekoniecznie zgodnego z wolą Bożą.
Oto Dobry Gospodarz chce zaprosić i zaprasza wszystkich do pracy w swojej Winnicy. Po ludzku sądząc, gdy słyszymy te słowa, wyrachowanie nasze, pragnienie sprawiedliwości chce buntować się, i pytamy: Dlaczego on tak czyni? Odpowiedź jest prosta: Ta miłość i ta dobroć króluje, króluje w królestwie Bożym. Owszem, w człowieku ten lęk pojawia się coraz mocniej, bo świat ofiaruje wiele, ale szuka tych najlepszych, szuka po swojemu, właśnie używając własnej logiki, szuka tych, którzy przychodzą najwcześniej, którzy są najmocniejsi, którzy potrafią przechytrzyć innych. Nie tak jest logika powołania Bożego. Wydaje się, że czasem jest ona głęboko inna – Bóg wychodzi do tego, który odczuł, że jest słaby, że jest ubogi, że jest na ostatnim miejscu, i do tego skierowane są słowa: Przyjdź i chodź, nie lękaj się, że cię nikt nie najął, bo Ja jestem gotowy ciebie zatrudnić, bo przed tobą jest to królestwo niebieskie otwarte dziś i zawsze.
Stąd to nasze spotkanie, by pośród różnorodności, jeszcze raz pokazać, że nie jest ważne: Skąd? Kim się jest? Jakie się ma pochodzenie? Ile pieniędzy się posiada? Ile bogactwa? – nie jest to ważne, by zostać powołanym do pracy w Winnicy Pańskiej, ważnym jest to, by otworzyć się na owo powołanie, a nawet dobrze, że się jest innym, bo to powołanie trafia do człowieka w różnych momentach, w rożnym czasie, w różnych okolicznościach.
Zechciejmy i my dzisiaj ogarnąć wszystkich tych, których Pan powołuje na różny sposób, w różnych okolicznościach. Zechciejmy ogarnąć swoją modlitwą tych, którzy czują się niepotrzebni w dzisiejszym świecie, którzy lękają się tego, że nikt ich nie najął, nie mają pracy, nie mają domu, nie mają zdrowia, nie mają siły do życia. “Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
I przestroga z I czytania, dla tych, którzy chcą ofiarować drogę do królestwa Bożego, chcą ukazać proste ścieżki do Boga, a czasami sami chodzą krętymi ścieżkami; pasterzy, którzy nie strzegą swych owiec; pasterzy, którzy się tylko nazywają pasterzami, ale nie prowadzą owiec do życia prawdziwego, do pastwisk pełnych w bogate życie ducha. Przestroga zapewne dla nas wszystkich, bo wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie, ale także za drugiego człowieka, który stoi obok mnie, którego mam prowadzić, któremu mam ukazać życie pełne, życie przy Bogu. AMEN.


 

 

sierpnia 22, 2019

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny, Królowej

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny, Królowej
Z wielkim zaciekawieniem wsłuchujemy się w wiadomości, które przychodzą z wielkiego świata. Nasze oczy rozszerzają się, gdy patrzymy na bogactwo, na zbytek możnych tego świata; tych, którzy w swoich rękach dzierżą stery władzy. Królowie tej ziemi. Patrzymy na nich i myślimy: mój Boże, gdybym miała..., gdybym posiadał chociaż drobną część tego, co oni posiadają, wreszcie skończyłyby się moje kłopoty, skończyłyby się problemy i mógłbym z jasnym obliczem spoglądać w kolejny nadchodzący dzień, nie bojąc się, że przyniesie on porażkę życiową.
Nasłuchujemy pilnie tego, co mówi się o władcach, królach, prezydentach, a dzisiaj przed nami staje Królowa, ale jakże inna: jakaś niedzisiejsza, niektórzy powiedzieliby –nienormalna. Bo przecież nie miała swojego pałacu; urodziła się w zwykłym, biednym domu. Nikt od początku Jej życia nie otaczał Jej przepychem. Musiała pracować tak, jak każdy z nas; trudzić się przez cały dzień tak, jak każdy z nas. To ma być Królowa?
Kiedy Anioł stanął przed Tą pokorną dziewczyną, zwykłą palestyńską dziewczyną, Ta schyliła głowę: “Oto ja, służebnica Pańska”. I w tym monecie w niebie, jakby oddech miliardów głosów, oddech ulgi. Bo oto, to Przeczyste Naczynie, Ta, z której ust nigdy nie wyszła żadna nieprawość, żadne kłamstwo, przyjmuje misję powierzoną Jej przez Boga. To prawda, ma trochę obaw, bo nie wie, jak dokona się to wszystko. Ale cała jest jednym wielkim Zaufaniem złożonym w Panu Bogu. A Bóg wybrał To Naczynie, bo Ono nie patrzy tak, jak człowiek; nie zachwyca się tym, co zewnętrzne, lecz patrzy w serce człowieka. A to Serce, które miał przed sobą Anioł Gabriel, było przeczyste; a to Serce było napełnione miłością do każdego stworzenia; a w tym Sercu nigdy nie powstała zdrada. A usta, które wypowiedziały te przepiękne słowa: “Oto ja służebnica Pańska...”, nigdy nie skalały się kłamstwem.
Dziwna jakaś Ta Królowa. Taka niedzisiejsza. W świecie, gdzie pod słowem “dyplomacja”, próbuje się często ukryć największe świństwa i zdrady; w świecie, gdzie dla dobra ludzi często niszczy się ich i rani; w świecie, który nie kocha prostych i ubogich, a przecież taką była Maryja i takimi jest większość z nas.
Przedziwna Królowa. Ale Bóg spojrzał na Nią z miłością. Wybrał Ją, bo cała oddała się Jemu.
A jak to jest z nami? Bo można by pozostać tylko na zachwycie nad Maryją, Królową świata, Tą, która oddała całe swoje życie Bogu. Ale jak to jest ze mną? Bo przecież Ona jest moją Matką, a dziecko – choć trochę – podobne do swojej Matki być powinno; brać z Niej przykład; uczyć się od Niej. Jak to jest z moim zaufaniem, z moim oddaniem się Bogu, z moim podejściem do bliźnich? Czy Maryja przypadkiem patrząc na mnie i moje postępowanie, nie opuszcza smutnie głowy, zastanawiając się: Czy to naprawdę moje dziecko, to, które powierza mi się codziennie w tylu modlitwach, w tylu prośbach? Za modlitwą i prośbą musi iść konkretne działanie. Maryja wiele czasu musiała spędzać na modlitwie: rozmawiać z Bogiem i pytać Go o radę. I z tego czasu rodziło się Jej działanie. Rozmawiam z Bogiem i pytam Go, jak mam postępować, i staram się Jego odpowiedzi, Jego rady wcielać w moje życie – tak, jak Maryja – by nie pozostać tylko na jednym: na ciągłym proszeniu, ciągłej modlitwie, które nie będą miały odzwierciedlenia w moim życiu. W Maryi te dwie strony doskonale współgrały: modlitwa – zawierzenie Bogu, cudownie przekładały się na życie, na Jej postępowanie, na Jej słowa.
Ktoś może powiedzieć: Nie jestem tak doskonałym, jak Ona. Ale czy staram się na tyle, na ile potrafię, na ile mnie stać? Wszak jestem z królewskiego rodu. Królowa Wszechświata jest moją Matką, moją Mamą, do której zawsze mogę przyjść, od Której mogę się uczyć – nie tylko dziś, kiedy Ją wspominamy, ale każdego dnia, każdej chwili.
“Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Niechaj to zawołanie Maryi będzie naszym mottem życiowym. I nie patrzmy już na to, co zewnętrzne, lecz próbujmy dojrzeć to, co w sercu; spojrzeć tak, jak Bóg, i żyć tak, jak nasza Mama niebieska. AMEN. 

 

sierpnia 21, 2019

Przypowieść o robotnikach w winnicy

Przypowieść o robotnikach w winnicy
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:

«Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi». Oto słowo Pańskie.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Tajemnica powołania człowieka do królestwa Bożego rozbrzmiewa dzisiaj w słowach liturgii głośno, rozbrzmiewa pełnią entuzjazmu powołania każdego człowieka do tego królestwa.
Skąd to powołanie? Powołanie człowieka do królestwa Bożego wynika z wieczystej nieogarnionej miłości i dobroci Boga do każdego człowieka. Od zarania dziejów, człowiek powołany jest by żyć szczęściem i radością życia wiecznego w Bogu. Ponieważ jest to tajemnica, to niesie czasem ze sobą trudności zrozumienia; niesie ze sobą czasem niebezpieczeństwo ludzkiego rozumowania, niekoniecznie zgodnego z wolą Bożą.
Oto Dobry Gospodarz chce zaprosić i zaprasza wszystkich do pracy w swojej Winnicy. Po ludzku sądząc, gdy słyszymy te słowa, wyrachowanie nasze, pragnienie sprawiedliwości chce buntować się, i pytamy: Dlaczego on tak czyni? Odpowiedź jest prosta: Ta miłość i ta dobroć króluje, króluje w królestwie Bożym. Owszem, w człowieku ten lęk pojawia się coraz mocniej, bo świat ofiaruje wiele, ale szuka tych najlepszych, szuka po swojemu, właśnie używając własnej logiki, szuka tych, którzy przychodzą najwcześniej, którzy są najmocniejsi, którzy potrafią przechytrzyć innych. Nie tak jest logika powołania Bożego. Wydaje się, że czasem jest ona głęboko inna – Bóg wychodzi do tego, który odczuł, że jest słaby, że jest ubogi, że jest na ostatnim miejscu, i do tego skierowane są słowa: Przyjdź i chodź, nie lękaj się, że cię nikt nie najął, bo Ja jestem gotowy ciebie zatrudnić, bo przed tobą jest to królestwo niebieskie otwarte dziś i zawsze.
Stąd to nasze spotkanie, by pośród różnorodności, jeszcze raz pokazać, że nie jest ważne: Skąd? Kim się jest? Jakie się ma pochodzenie? Ile pieniędzy się posiada? Ile bogactwa? – nie jest to ważne, by zostać powołanym do pracy w Winnicy Pańskiej, ważnym jest to, by otworzyć się na owo powołanie, a nawet dobrze, że się jest innym, bo to powołanie trafia do człowieka w różnych momentach, w rożnym czasie, w różnych okolicznościach.
Zechciejmy i my dzisiaj ogarnąć wszystkich tych, których Pan powołuje na różny sposób, w różnych okolicznościach. Zechciejmy ogarnąć swoją modlitwą tych, którzy czują się niepotrzebni w dzisiejszym świecie, którzy lękają się tego, że nikt ich nie najął, nie mają pracy, nie mają domu, nie mają zdrowia, nie mają siły do życia. “Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
I przestroga z I czytania, dla tych, którzy chcą ofiarować drogę do królestwa Bożego, chcą ukazać proste ścieżki do Boga, a czasami sami chodzą krętymi ścieżkami; pasterzy, którzy nie strzegą swych owiec; pasterzy, którzy się tylko nazywają pasterzami, ale nie prowadzą owiec do życia prawdziwego, do pastwisk pełnych w bogate życie ducha. Przestroga zapewne dla nas wszystkich, bo wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie, ale także za drugiego człowieka, który stoi obok mnie, którego mam prowadzić, któremu mam ukazać życie pełne, życie przy Bogu. AMEN.

 

 

 

sierpnia 19, 2019

Czego uczy nas spotkanie Jezusa z bogatym młodzieńcem?

Czego uczy nas spotkanie Jezusa z bogatym młodzieńcem?
Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: "Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?" Odpowiedział mu: "Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania". Zapytał Go: "Które?" Jezus odpowiedział: "Oto te: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego".
Odrzekł Mu młodzieniec: "Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?" Jezus mu odpowiedział: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną". Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym

Sławomir Mrożek, autor wielu utworów i sztuk scenicznych, jest także twórcą dzieła pt.: “Męczeństwo Piotra Ocheja”. Swojego bohatera, Piotra, przedstawia jako człowieka zaszczutego, człowieka zdeptanego przez brutalne komunistyczne czasy. Zagubiony, rozbity wewnętrznie Piotr, upada do stóp starego Sybiraka i natarczywie go pyta: “Jak żyć? Powiedz, jak żyć?”
To pytanie towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Z podobnym pytaniem spotykamy się w czytanej dzisiaj Ewangelii. Oto do Jezusa zgłasza się bogaty młodzieniec i pyta, co trzeba czynić, jak trzeba żyć, żeby nie zmarnować tego życia, i żeby osiągnąć przyszłe. Był chyba prawym człowiekiem, ale znalazł się w rozterce. Może słyszał tylu rozmaitych mówców. Znał nakazy i zakazy, które w nieskończoność mnożyli faryzeusze. Słyszał też, co proponowali saduceusze. I w tym wszystkim się zagubił. Tak naprawdę, nie wiedział, co jest ważne, nie wiedział, za czym iść. Co więc trzeba czynić? Jezus daje mu odpowiedź; mówi krótko: “zachowaj przykazania”. Oto najpewniejsza droga: zachowanie przykazań doprowadzi do celu, chociaż są one wymagające. Przykazania ograniczają – oczywiście, ale ograniczają to, co powinno być w człowieku ograniczone. One są jak te znaki drogowe dla kierowcy. Może je zlekceważyć, ale wtedy czeka go katastrofa – bardzo często nie tylko jego samego.
Wybranie w życiu Jezusa, wierność Jezusowi, zawsze pociąga za sobą pewne wyrzeczenia; jakieś ogołocenie z własnych samolubnych planów, pomysłów, ambicji, wymagań, przywiązań, a czasem także z dóbr materialnych, które przeszkadzają w osiągnięciu prawdziwego skarbu w niebie. I bez tego nie można być człowiekiem naprawdę Chrystusowym; nie można być autentycznym naśladowcą Mistrza z Nazaretu. Ponadto, bez przykazań życie człowieka staje się po prostu piekłem.
Słowa usłyszane w Ewangelii kieruje Jezus także do mnie, do ciebie, do każdego z nas. I też mówi krótko: “Zachowaj przykazania”. Pomyśl, więc, czy o tych słowach pamiętasz? Czy żyjesz przykazaniami? Czy jesteś im wierny? Nie wystarczy umieć je na pamięć, trzeba je wypełniać. To pierwsze, które przypomina, że moją powinnością wobec Stwórcy jest choćby codzienny pacierz, pogłębianie wiary, poznawanie Boga i Jego nauki przez lekturę Pisma św., prasy katolickiej. I to trzecie, które nakazuje zawsze szanować dzień Pański, uczestniczyć w Jezusowej Ofierze. Ale także i czwarte, i piąte, i kolejne, aż do dziesiątego. Czy żyjesz tymi przykazaniami? Czy one dla ciebie są ważne? Wciąż obowiązuje Jezusowy nakaz: “Zachowaj przykazania”.
Życie wielu świętych potwierdza, że nie tylko możliwe jest takie życie, jakie proponuje Chrystus, ale że właśnie to gwarantuje prawdziwą radość, spokój sumienia i prawość. Trzeba nam na nowo uświadomić sobie, że właśnie wierność przykazaniom, wierność Chrystusowi, prostota życia i pokora serca są najwyższą mądrością, ale równocześnie są koniecznym warunkiem dobrego, chrześcijańskiego życia. Właśnie o to módlmy się w czasie dzisiejszej Eucharystii, a w nasze serca niech głęboko zapadnie zdecydowany nakaz Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: “Zachowaj przykazania”. Zawierzmy tym słowom, i żyjmy nimi na co dzień. AMEN.
 

sierpnia 15, 2019

20. Niedziela Zwykła (Rok C) – Zapal w nas ogień Twojej miłości

20. Niedziela Zwykła (Rok C) – Zapal w nas ogień Twojej miłości
Chrystus Pan przynosi nam dzisiaj słowa o ogniu rzuconym na świat, o rozłamie i podziale – i to nawet wśród najbliższych, we własnym domu. Słowa szokujące i trudne, zwłaszcza wtedy, gdy padają w serca twarde jak kamienista droga, podobna do handlowego traktu z przeciągającymi sprzedawczykami tanich mamideł. Tanie słowa, tanie poglądy, obiecujące a puste ideologie stają w sprzeczności z tym, co daje człowiekowi Chrystus. To nie są zresztą jedyne przeszkody w całkowitym przyjęciu Chrystuso­wej nauki o ogniu. Czasem znacznie groźniejsze jest to, co po­chodzi z naszego wnętrza. Niszczy nas grzech, rujnuje naszą reli­gijność materializm praktyczny, pustoszy nasze serce chęć posia­dania, i to czasem za wszelką cenę. Nikt z nas nie jest tutaj bez winy. Próba tłumaczenia takiej postawy tak zwanymi ciężkimi czasami, układami i uwarunkowaniami pogłębia tylko nasze spę­tanie duszy, a w konsekwencji wyziębia nas i uniemożliwia przy­jęcie Bożego ognia. Czy można biec do mety z walizką lub ka­mieniem u szyi? Obarczony ciężarem człowiek będzie tylko drep­tał w miejscu. Trudniej wtedy poświęcić się Bogu, trudniej słu­żyć bliźniemu, trudniej „do krwi ostatniej” – o tym też w sier­pniu pamiętać trzeba – służyć ojczyźnie.
Naszej opieszałości i dreptania w miejscu nie wytłumaczy na­wet wskazywanie palcem tych, którzy są może i więcej winni, bo sprzedali dusze diabłu, wysługując się mu za kilka srebrników podszytego strachem. bytowania. Autor Listu do Hebrajczyków, dziś czytanego w liturgii, mówi nam tak: „... odłożywszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który łatwo nas zwodzi, win­niśmy wytrwale biec w wyznaczonych zawodach” (Hbr 12, 1). Mo­że to właśnie jest najbardziej konieczne dzisiaj dla nas zadanie, by odrzucić wszelki ciężar, wszelkie więzy niewoli, gdy tyle naj­świętszych spraw mól zniszczył i zżarła rdza, gdy tyle kąkolu pośród naszych ojczystych łanów? Rozejrzyj się, bracie, dokoła i popatrz, czy nie stoisz już na zgliszczach tego, co było zawsze dla nas święte i najważniejsze! Nie czas myśleć o swoich tłumoczkach, nabijaniu kabzy, gdy tyle spraw tak ważnych jest w groźnym potrzasku! Czy ocali je solidarność naszych serc?
Wracając do myśli z Listu do Hebrajczyków jasno trzeba so­bie uświadomić, co jest w naszych konkretnych zagrożeniach owym „wyznaczonym zawodem”, do którego mamy biec wytrwa­le. Pierwszym i wciąż aktualnym zadaniem jest zdecydowane opo­wiedzenie się za Chrystusem. Dziś słowo Boże zachęca nas: „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydo­skonala” (Hbr 12, 2). Jak bardzo gorąco trzeba nam prosić Boga o ogień, który przecież nikomu jeszcze od przyjścia Chrystusa na świat krzywdy nie uczynił. Nadziwić się nie można ludzkiej głu­pocie, która czyni wciąż postępy, że z taką zajadłością występuje przeciw Chrystusowi, przybierając również formy religioznawczej naukowości. Nie jest to wcale nowe i nie jesteśmy jedynymi, któ­rzy takie bolesne doświadczenie znieść musieli. Długa byłaby li­sta doświadczeń manifestowania nienawiści wobec Boga, Chry­stusa i Kościoła. Aby nie pójść za daleko, wystarczy jeszcze raz wrócić do czytanego dziś słowa Bożego: „Zastanawiajcie się nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wro­gość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu” (Hbr 12, 3). Taka postawa wrogości wobec Chrystusa legła u funda­mentów Kościoła, taka sięga Jego szczytów, trwając do dziś; bo nie jest uczeń nad Mistrza. Skoro prześladowano Chrystusa – i uczniów prześladować będą. Patrzmy więc na Jezusa, który nam w wierze przewodzi ... nie ustawajmy, złamani na duchu! Niech coraz głośniejszą będzie stara odpowiedź dana ongiś przez Apo­stoła Pawła w dawno rozsypanym w gruzy Imperium Rzymskim: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? ... Jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie – nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezu­sie, Panu naszym” (Rz 8, 35 nn). A z rodzimych doświadczeń wy­bierzmy dziś tę odpowiedź, którą, wciąż nie złamani na duchu w ostatnich dziesiątkach lat z wiarą i ogniem podejmujemy: „Próżne zakusy duchów złych i próżne ich zamiary!
Bronić będziemy Twoich dróg – Tak nam dopomóż Bóg!” Stańmy zwartym kręgiem solidarnych serc przy Chrystusie, jak tyle razy w sierpniu, i nie dajmy Go sobie zasłonić. Patrzmy na Jezusa! On przynosi nam miłość i ogień rozświecający mroki na­szego ojczystego domu, który przecież ma chrześcijańskie podwa­liny.
Drugim, nie mniej aktualnym, w „wyznaczonych zawodach” za­daniem jest walka z grzechem w nas samych. Patrzenie na Je­zusa, do czego nas zachęca dzisiejsza liturgia słowa; i w tej waż­nej dziedzinie musi budzić w, nas tęsknotę za wewnętrzną prawdą i czystością. Brak zakłamania, usunięcie rozdźwięku między teo­rią wiary, a praktyką życia – najważniejsze nasze zadanie. Zawstydza nas nieustannie to dzisiejsze stwierdzenie: „Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi” (Hbr 12, 4). Tak mało jeszcze w nas miłości Boga i chęci odło­żenia ciężaru grzechu. Grzech waruje u naszych drzwi, łasi się do nas i liże ognistym językiem. Mądry Orygenes mówi: „Jeśli byłeś święty, będziesz ochrzczony Duchem Świętym; jeśli jesteś grzesz­nikiem, zanurzysz się w ogniu”. A nam wciąż grozi, dziś może szczególnie, wystawianie się na płomienie innego ognia, nie tego, który przynosi Chrystus. Wciąż łatwo poddać się wygodnej wie­rze, że nie ma szatana, nie ma grzechu, bo to tylko wymysł dewocyjnej wyobraźni. Stop! Tak nie można. Jeśli boisz się nazwać to herezją, to na pewno jest to choroba, głębokie dotknięcie nie­mocy. Tak łatwo wtedy zamienić poczucie winy na poczucie krzywdy. Źdźbło w oku brata bardzo wówczas przeszkadza, a bel­ka we własnym zupełnie nie doskwiera. Kościół uczy wyznawców Chrystusa trzeźwej oceny postępowania. Od dziecka mówisz prze­cież: „moja wina, moja bardzo wielka wina” i jest to najbar­dziej prawdziwe wobec Boga i bliźniego, gdy wyznajesz – zgrze­szyłem – i prosisz: przebacz! Nie słuchaj więc, gdy ci powie­dzą, że Kościół nie umie i nie uczy przyznawać się do winy, to krzywdząca potwarz. Każdy niech bije się we własne piersi, a wtedy spotkamy się w prawdzie. Tego uczy każda wierząca mat­ka, Matka-Polska również. Niech ogień Chrystusa wypali w nas grzech, nienawiść i wszelką niechęć do bliźniego.
Patrzmy na Jezusa, by ocalić każde serce. Czyż to nie wtedy twierdzą nam będzie każdy próg? Tak! To właśnie wtedy! Nie jesteś w tych wysiłkach osamotniony. Autor Listu do Hebrajczy­ków zachęcał, byśmy „mając dokoła siebie takie mnóstwo świad­ków ... wytrwale biegli w wyznaczonych zawodach” (Hbr 12, 1). Rozejrzyj się więc dokoła. Chyba ci ich nie zbraknie. Takich jak ciśnięty w błoto za mówienie prawdy Jeremiasz i tylu innych. To ludzie jak ogień – bez których ziemia byłaby jałowa. Nasza ojczysta również. Prośmy więc Pana, by w nas wszystkich zapalił ogień swojej miłości. Amen.



Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger