Ukochani
Bracia i Siostry! To jest bardzo ciekawe, że nie zawsze prosili Pana
Jezusa o uzdrowienie sami zainteresowani. Często prosi Jezusa o
uzdrowienie ktoś inny: ojciec lub matka, jacyś bliscy lub znajomi.
Również głuchoniemego przyprowadzają do Jezusa jacyś znajomi i proszą,
żeby położył na niego rękę.
Pod
tym względem z przyjściem Jezusa jest trochę podobnie jak z
przychodzeniem do zwyczajnego lekarza. Jedni przychodzą do lekarza, bo
sami widzą, że są chorzy i szukają u lekarza pomocy i ratunku. Innych
trzeba dopiero namawiać, żeby wybrali się do lekarza i zdecydowali się
na podjęcie kuracji. Jeszcze inni są tak słabi, że trzeba ich do lekarza
zawieść albo nawet dzwonić na pogotowie, żeby lekarz przyjechał do
nich.
Zatem
ten szczegół z Ewangelii, że tak często inni ludzie doprowadzają do
tego, że człowiek potrzebujący spotyka się ze Zbawicielem, niech nam
przypomina o naszej religijnej odpowiedzialności za naszych bliskich i
znajomych. Może ktoś z naszych bliskich już dawno pojednałby się z
Bogiem i cieszyłby się łaską żywej wiary, gdyby nam więcej na tym
zależało - gdybyśmy się więcej za niego modlili i gdybyśmy umieli w
odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób przypomnieć mu o tym Lekarzu,
któremu na imię Jezus Chrystus.
Bo
zauważmy jeszcze, że samemu łatwiej się wybrać do zwyczajnego lekarza
niż do tego lekarza, który uwalnia od grzechów. Zwyczajną chorobę
wcześniej czy później człowiek sam w sobie zauważy, nieraz choroba po
prostu uniemożliwia normalne funkcjonowanie i człowiek musi się udać do
lekarza.
Z
chorobą duchową jest inaczej. Ktoś jest nieraz obciążony bardzo
wielkimi grzechami, znajduje się w stanie śmierci duchowej, a nie
przeszkadza mu to uważać się za porządnego człowieka i powtarzać, że
sumienie mu nic złego nie wyrzuca. Ten fałszywy spokój sumienia można
porównać z sytuacją człowieka, który jest chory na raka, a jeszcze o tym
nie wie, albo udaje, że o tym nie wie.
Istnieje
coś takiego jak fałszywy spokój sumienia. Nazywano go różnie:
zatwardziałością w grzechu, hipokryzją, zaślepieniem duchowym, stanem
duchowej nieprzytomności. I od dawna wiedzą ludzie o tym, że czymś
dobrym dla człowieka jest załamanie się tego fałszywego spokoju
sumienia. Bo kiedy człowiek zauważy wreszcie swoje grzechy i zacznie się nim przejmować, jest szansa, że coś w jego życiu zacznie się zmieniać na lepsze.
Spróbujmy
zatem przy okazji dzisiejszej Ewangelii zastanowić się nad naszą
głuchotą, której może w sobie nie zauważamy, a z której Pan Jezus chce
nas uzdrowić.
Czasem
nawet wśród naszych najbliższych potrafimy zachowywać się jak ludzie
głusi. Rodzice potrafią nie słyszeć, jak dziecko prosi ich o to, aby
trochę z nim pobyć albo ucieszyć się jego sukcesem; mąż nie słyszy, kiedy żona mówi mu o swoim zmęczeniu; żona nie słyszy nadawanych przez męża
sygnałów, że w ich małżeństwie może coś się psuje; dorosłe dzieci nie
słyszą zaproszeń swoich starych rodziców, żeby ich trochę częściej
odwiedzali; ludzie starzy nie zawsze potrafią zrozumieć, że ich dzieci są przeciążone obowiązkami.
Zachowujemy
się odwrotnie niż mówił Pan Jezus: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj
słucha". My odwrotnie: mamy uszy i serca, a bywamy często siebie wzajemnie głusi i nieczuli.
Chyba
największe nieszczęście głuchoty polega na tym, że izoluje człowieka od
innych ludzi. Kiedy ktoś traci słuch cielesny, jest to izolacja tylko
fizyczna i człowiek może ją przezwyciężyć zdwojeniem swojej życzliwości wobec
bliźnich. Zapewne każdy zna takich ludzi głuchych, którzy potrafili
swoje nieszczęście wykorzystać ku dobremu i na przekór swojemu kalectwu
są pełni radości życia i życzliwości dla wszystkich wokół.
Ale
co ma robić człowiek głuchy duchowo, którego uszy cielesne są zdrowe, a
jego głuchota bierze się z chorej duszy, z egoizmu, jaki się w jego
duszy zagnieździł? Przecież taki człowiek najczęściej nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego kalectwa.
Bracia i Siostry!
Po to
między innymi Pan Jezus wezwał nas dzisiaj na tę świętą Eucharystię,
ażeby każdy z nas postawił sobie pytanie, jak to jest z moim duchowym
słuchem, z tym słuchem, który jest narzędziem miłości Boga i bliźniego.
Mówiłem
o głuchocie, która wynika z braku miłości w rodzinie. Inny przykład
takiej duchowej głuchoty podał nam przed chwilą Apostoł Jakub. Dlaczego
zupełnie inaczej - pytam - traktujecie bogacza i ubogiego? Czy nie
rozumiecie tego, że wartości człowieka nie mierzy się tym, co on
posiada, ani tym, jakie zajmuje stanowiska.
Człowiecze, musisz zrozumieć, że wartość każdego człowieka polega przede
wszystkim na tym, że jest on człowiekiem i że Bóg chce go ukształtować
na swój własny obraz. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie zrozumiesz
również swojej własnej godności i będziesz szukał potwierdzenia sensu
twojego życia w różnych rzeczach, tylko nie tam, gdzie nasze życie
uzyskuje naprawdę swój sens, i to sens aż na życie wieczne.
Głuchy
duchowo był bogacz, który nawet resztkami ze swojego stołu nie umiał
się podzielić z głodnym Łazarzem. Głuchy duchowo jest nauczyciel, który
nie lubi dzieci mało zdolnych, tak jakby dziecko mniej zdolne nie było
tak samo bezcenne jak każde inne dziecko. Głuchy duchowo jest każdy, kto
nie umie uszanować człowieka upośledzonego umysłowo albo chorego
psychicznie. I w ogóle gdziekolwiek jest jakaś ludzka krzywda, jakaś
nędza, jakieś sponiewieranie ludzkiej godności, zawsze stoi za tym
czyjaś głuchota. Nieraz wręcz głuchota społeczna.
Drogi Bracie, droga Siostro!
Nawet
jeśli wydaje ci się, że twoje uszy duchowe działają prawidłowo, zrób
dzisiaj przynajmniej to jedno: masz uszy do słuchania, zatem sprawdź,
czy naprawdę słyszysz! Czy słyszysz przykazanie, żeby nie tworzyć sobie
żadnych bogów ponad Boga prawdziwego? Czy naprawdę słyszysz przykazanie:
Nie zabijaj, Nie cudzołóż, Nie kradnij, Czcij ojca i matkę, Nie pożądaj
żony bliźniego swego? Czy nie próbujesz po swojemu interpretować słów
Pana Jezusa, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza?
Jeśli
ktoś tych Bożych słów nie słyszy, ale po swojemu je przeinacza, znaczy
to, że jest duchowo głuchy. A taka jest natura tego kalectwa, że izoluje
ono człowieka zarówno od Boga jak od bliźnich. A przecież każdy z nas,
Bracia i Siostry, może przybliżyć się do Jezusa i usłyszeć: Effatha!
Otwórz się! Zacznij wreszcie rozumieć to słowo, które przynosi ci
zbawienie!
Zacznij
wreszcie rozumieć, że "nie zabijaj" znaczy naprawdę nie zabijaj, to
znaczy również nie przykładaj ręki do zabijania poczętych dzieci.
Zacznij rozumieć, że "nie cudzołóż" to znaczy naprawdę nie cudzołóż,
uszanuj świętość swojego i cudzego małżeństwa.
W ślad za uzdrowieniem duchowego słuchu człowiek coraz więcej doświadcza cudownej przyjaźni z Bogiem.
Słucha
człowiek i nadziwić sienie może, że przedtem tego nie słyszał. Bo Bóg
wprost do jego serca mówi czule o swojej miłości i o tym, że wymarzył
sobie ukształtować mnie do końca na swój obraz i podobieństwo. I właśnie
dlatego tak bardzo ważne jest to, żebyśmy nie byli duchowo głusi: tylko
wsłuchując się w głos Boży, możemy stawać się coraz więcej dziećmi i
przyjaciółmi Bożymi. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz