września 06, 2018

23. Niedziela Zwykła (B) – Uzdrowienie głuchoniemego

Ukochani Bracia i Siostry! To jest bardzo ciekawe, że nie zawsze prosili Pana Jezusa o uzdrowienie sami zainteresowani. Często prosi Jezusa o uzdrowienie ktoś inny: ojciec lub matka, jacyś bliscy lub znajomi. Również głuchoniemego przyprowadzają do Jezusa jacyś znajomi i proszą, żeby położył na niego rękę.
Pod tym względem z przyjściem Jezusa jest trochę podobnie jak z przychodzeniem do zwyczajnego lekarza. Jedni przychodzą do lekarza, bo sami widzą, że są chorzy i szukają u lekarza pomocy i ratunku. Innych trzeba dopiero namawiać, żeby wybrali się do lekarza i zdecydowali się na podjęcie kuracji. Jeszcze inni są tak słabi, że trzeba ich do lekarza zawieść albo nawet dzwonić na pogotowie, żeby lekarz przyjechał do nich.
Zatem ten szczegół z Ewangelii, że tak często inni ludzie doprowadzają do tego, że człowiek potrzebujący spotyka się ze Zbawicielem, niech nam przypomina o naszej religijnej odpowiedzialności za naszych bliskich i znajomych. Może ktoś z naszych bliskich już dawno pojednałby się z Bogiem i cieszyłby się łaską żywej wiary, gdyby nam więcej na tym zależało - gdybyśmy się więcej za niego modlili i gdybyśmy umieli w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób przypomnieć mu o tym Lekarzu, któremu na imię Jezus Chrystus.
Bo zauważmy jeszcze, że samemu łatwiej się wybrać do zwyczajnego lekarza niż do tego lekarza, który uwalnia od grzechów. Zwyczajną chorobę wcześniej czy później człowiek sam w sobie zauważy, nieraz choroba po prostu uniemożliwia normalne funkcjonowanie i człowiek musi się udać do lekarza.
Z chorobą duchową jest inaczej. Ktoś jest nieraz obciążony bardzo wielkimi grzechami, znajduje się w stanie śmierci duchowej, a nie przeszkadza mu to uważać się za porządnego człowieka i powtarzać, że sumienie mu nic złego nie wyrzuca. Ten fałszywy spokój sumienia można porównać z sytuacją człowieka, który jest chory na raka, a jeszcze o tym nie wie, albo udaje, że o tym nie wie.
Istnieje coś takiego jak fałszywy spokój sumienia. Nazywano go różnie: zatwardziałością w grzechu, hipokryzją, zaślepieniem duchowym, stanem duchowej nieprzytomności. I od dawna wiedzą ludzie o tym, że czymś dobrym dla człowieka jest załamanie się tego fałszywego spokoju sumienia. Bo kiedy człowiek zauważy wreszcie swoje grzechy i zacznie się nim przejmować, jest szansa, że coś w jego życiu zacznie się zmieniać na lepsze.
Spróbujmy zatem przy okazji dzisiejszej Ewangelii zastanowić się nad naszą głuchotą, której może w sobie nie zauważamy, a z której Pan Jezus chce nas uzdrowić.
Czasem nawet wśród naszych najbliższych potrafimy zachowywać się jak ludzie głusi. Rodzice potrafią nie słyszeć, jak dziecko prosi ich o to, aby trochę z nim pobyć albo ucieszyć się jego sukcesem; mąż nie słyszy, kiedy żona mówi mu o swoim zmęczeniu; żona nie słyszy nadawanych przez męża sygnałów, że w ich małżeństwie może coś się psuje; dorosłe dzieci nie słyszą zaproszeń swoich starych rodziców, żeby ich trochę częściej odwiedzali; ludzie starzy nie zawsze potrafią zrozumieć, że ich dzieci są przeciążone obowiązkami.
Zachowujemy się odwrotnie niż mówił Pan Jezus: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha". My odwrotnie: mamy uszy i serca, a bywamy często siebie wzajemnie głusi i nieczuli.
Chyba największe nieszczęście głuchoty polega na tym, że izoluje człowieka od innych ludzi. Kiedy ktoś traci słuch cielesny, jest to izolacja tylko fizyczna i człowiek może ją przezwyciężyć zdwojeniem swojej życzliwości wobec bliźnich. Zapewne każdy zna takich ludzi głuchych, którzy potrafili swoje nieszczęście wykorzystać ku dobremu i na przekór swojemu kalectwu są pełni radości życia i życzliwości dla wszystkich wokół.
Ale co ma robić człowiek głuchy duchowo, którego uszy cielesne są zdrowe, a jego głuchota bierze się z chorej duszy, z egoizmu, jaki się w jego duszy zagnieździł? Przecież taki człowiek najczęściej nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego kalectwa.
Bracia i Siostry!
Po to między innymi Pan Jezus wezwał nas dzisiaj na tę świętą Eucharystię, ażeby każdy z nas postawił sobie pytanie, jak to jest z moim duchowym słuchem, z tym słuchem, który jest narzędziem miłości Boga i bliźniego.
Mówiłem o głuchocie, która wynika z braku miłości w rodzinie. Inny przykład takiej duchowej głuchoty podał nam przed chwilą Apostoł Jakub. Dlaczego zupełnie inaczej - pytam - traktujecie bogacza i ubogiego? Czy nie rozumiecie tego, że wartości człowieka nie mierzy się tym, co on posiada, ani tym, jakie zajmuje stanowiska.
Człowiecze, musisz zrozumieć, że wartość każdego człowieka polega przede wszystkim na tym, że jest on człowiekiem i że Bóg chce go ukształtować na swój własny obraz. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie zrozumiesz również swojej własnej godności i będziesz szukał potwierdzenia sensu twojego życia w różnych rzeczach, tylko nie tam, gdzie nasze życie uzyskuje naprawdę swój sens, i to sens aż na życie wieczne.
Głuchy duchowo był bogacz, który nawet resztkami ze swojego stołu nie umiał się podzielić z głodnym Łazarzem. Głuchy duchowo jest nauczyciel, który nie lubi dzieci mało zdolnych, tak jakby dziecko mniej zdolne nie było tak samo bezcenne jak każde inne dziecko. Głuchy duchowo jest każdy, kto nie umie uszanować człowieka upośledzonego umysłowo albo chorego psychicznie. I w ogóle gdziekolwiek jest jakaś ludzka krzywda, jakaś nędza, jakieś sponiewieranie ludzkiej godności, zawsze stoi za tym czyjaś głuchota. Nieraz wręcz głuchota społeczna.
Drogi Bracie, droga Siostro!
Nawet jeśli wydaje ci się, że twoje uszy duchowe działają prawidłowo, zrób dzisiaj przynajmniej to jedno: masz uszy do słuchania, zatem sprawdź, czy naprawdę słyszysz! Czy słyszysz przykazanie, żeby nie tworzyć sobie żadnych bogów ponad Boga prawdziwego? Czy naprawdę słyszysz przykazanie: Nie zabijaj, Nie cudzołóż, Nie kradnij, Czcij ojca i matkę, Nie pożądaj żony bliźniego swego? Czy nie próbujesz po swojemu interpretować słów Pana Jezusa, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza?
Jeśli ktoś tych Bożych słów nie słyszy, ale po swojemu je przeinacza, znaczy to, że jest duchowo głuchy. A taka jest natura tego kalectwa, że izoluje ono człowieka zarówno od Boga jak od bliźnich. A przecież każdy z nas, Bracia i Siostry, może przybliżyć się do Jezusa i usłyszeć: Effatha! Otwórz się! Zacznij wreszcie rozumieć to słowo, które przynosi ci zbawienie!
Zacznij wreszcie rozumieć, że "nie zabijaj" znaczy naprawdę nie zabijaj, to znaczy również nie przykładaj ręki do zabijania poczętych dzieci. Zacznij rozumieć, że "nie cudzołóż" to znaczy naprawdę nie cudzołóż, uszanuj świętość swojego i cudzego małżeństwa.
W ślad za uzdrowieniem duchowego słuchu człowiek coraz więcej doświadcza cudownej przyjaźni z Bogiem.
Słucha człowiek i nadziwić sienie może, że przedtem tego nie słyszał. Bo Bóg wprost do jego serca mówi czule o swojej miłości i o tym, że wymarzył sobie ukształtować mnie do końca na swój obraz i podobieństwo. I właśnie dlatego tak bardzo ważne jest to, żebyśmy nie byli duchowo głusi: tylko wsłuchując się w głos Boży, możemy stawać się coraz więcej dziećmi i przyjaciółmi Bożymi. Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger