Słowa
Ewangelii według Świętego Mateusza

Oto
słowo Pańskie.
Refleksja
nad Słowem Bożym
Ukochani!
Zechciejmy wspólnie rozważyć odczytane słowa Ewangelii, bo są to
słowa Chrystusa, który kieruje do nas swoją naukę.
Całe
ludzkie życie można porównać do przeprawiania się z jednego
brzegu na drugi brzeg. Są dni wspaniałe, podobne do hojnego morza,
i jakże łatwo jest wtedy chwalić Boga. W życiu przychodzą także
burze. Jeszcze wczoraj – spokojni, bezpieczni, a dziś z
przerażeniem spostrzegamy, że toniemy. Sytuacja tego rodzaju, to
dla ucznia Chrystusa trudna próba wiary. Cierpienia i trudności,
jakie przeżywamy, dotyczą każdego człowieka. Nikt z nas nie jest
od tego zwolniony.
Prawdziwe
jednak ciemności – trzeba sobie to głęboko uświadomić –
prawdziwe burze pojawiają się wtedy, gdy zaczynam układać swoje
życie bez Jezusa. Własnymi siłami nie przezwyciężę burzy, która
mnie napotyka. To On daje odpowiedź; On też wnosi do łodzi naszego
życia pewność, pokój serca, wszelki optymizm. Dlatego jest mi
wolno, nawet w największych burzach swojego życia, wykrzyknąć za
św. Pawłem: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Ten
właściwy optymizm, jaki wynika ze słów św. Pawła, ma swoje
źródło w miłości Boga do człowieka. On nas „do końca
umiłował” i w Jezusie Chrystusie przychodzi ciągle do nas, i
zaradza naszym potrzebom. W chwilach osamotnienia i udręczenia nie
pozostawia człowieka samemu sobie. Kiedy życie nasze jest podobne
do wzburzonego morza, to On bardzo dyskretnie pojawia się przy nas,
staje obok naszych codziennych zmagań. On chce być z nami podczas
naszych codziennych kłopotów. Kiedy ciężko przeżyć kolejny
dzień, bo dokucza samotność, ból, cierpienie, trudna sytuacja
życiowa, On zjawia się zawsze i chce nam pomagać, podobnie jak
zjawił się na wzburzonym morzu, gdy wielkie fale i ciemności
przeszkadzały Apostołom płynąć do przodu.
Odkrywając
prawdę dzisiejszej Ewangelii, chciejmy zapraszać Pana Jezusa zawsze
do siebie i z Nim iść dalej, oprzeć się niejako o Niego – o
trwały fundament, o bezpieczny port. I mimo, że trudności w naszym
życiu nie pozbędziemy się od razu, to zawsze możemy zaprosić Go
do łodzi naszego życia, podobnie jak uczynili to Apostołowie.
Dzisiejsze
słowo Ewangelii jest także wielkim zapytaniem o naszą wiarę: Czy
wierzę Jezusowi? A tym samym: Czy przyjmuję Jego pomoc, Jego opiekę
nad nami? Apostołowie byli pełni podziwu wobec tego, co Jezus
uczynił, dlatego pytali się siebie: „Kim tak naprawdę On jest,
że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?”. Dzisiejszemu
człowiekowi potrzebne jest podobne pytanie: Kim jest Jezus? Kim jest
On dla mnie, dotkniętego chorobą, cierpieniem? Kim jest On dla
mnie, któremu nic się w życiu nie układa?; dla mnie widzącego
ciągle tylko burze i przeciwności?
W
swoim Pamiętniku,
z czasów I wojny światowej, Kard. Paul Faber tak wspomina wizytę w
pewnym przyfrontowym szpitalu: Zatrzymałem się przy żołnierzu
pozbawionym obydwu oczu. Próbowałem – choć nie bardzo mi się to
udawało – podnieść biedaka na duchu. A on odpowiedział: I
tak Bogu dziękuję, że dał mi możność słyszenia. Ja wszystko
słyszę, co ksiądz do mnie mówi, a wiara jest ze słyszenia.
W
tym krótkim rozważaniu, niech każdy z nas postawi sobie samemu
pytanie: Czy w ciemnościach i burzach własnego życia nadal boję
się zwrócić do Boga? Czy zapraszam Go do siebie? Pamiętajmy: On
pragnie dzisiaj nam powiedzieć: „To Ja jestem, nie bójcie się”,
że Mną wszystko staje się łatwiejsze; bardzo szybko dopłyniecie
szczęśliwie do brzegu, do którego zdążacie, choćby pośród
burzy i silnego wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz