marca 31, 2019

4. Niedziela Wielkiego Postu (Rok C) - Ojciec nieskończenie dobry

4. Niedziela Wielkiego Postu (Rok C) - Ojciec nieskończenie dobry
Ukochani Bracia i Siostry! Znawcy ścieżek, którymi chodzi człowiecze myślenie mówią, że ludzie dziś żyjący czują się coraz bardziej dorośli. Chcą być w swoim postępowaniu coraz bardziej samodzielni. Nie lubią wskazówek, poleceń, przykazań. Jeżeli mamy nawiązać do przypowieści, której wysłuchaliśmy przed chwilą, oznacza to chęć wyzwolenia się z zależności od Ojca. Bo człowiek chce sam wybierać sobie styl życia, sam wytyczać drogi, którymi będzie kroczył - co jednak najważniejsze - sam chce decydować co dobre dla niego, a co złe, a może raczej - co wygodne, lub niewygodne.
Wybieranie drogi wygodnej i szerokiej prowadzi „na zatracenie" - jak nas tego uczył Pan Jezus, prowadzi do katastrofy. Przypowieść przed chwilą czytana pokazuje drogę samowolnego syna, drogę, która prowadzi do sytuacji poniżającej jego godność, prowadzi do upodlenia człowieka.
Bohater ewangelicznej przypowieści znajdując się w takiej sytuacji przypomina sobie Ojca, przypomina sobie dom, „wstanę i wrócę do mojego Ojca"! Takie jest jego postanowienie. Dziś wielu ludzi nie stać na takie słowa!
Zapytani dlaczego kradną strąki, które są przeznaczone dla świń odpowiadają z prostotą, że nie mają dokąd wrócić. Powrót jest niemożliwy. Wyrośli z domu Ojca! A może w ogóle w nim nigdy nie byli. Oni widocznie tylko źle wybrali, pomylili się, dokonując wyboru drogi. Słowo grzech, którym określamy odejście od Ojca, jest dla nich pustym pojęciem. Jedynie sensowne wydaje się im szczere przyznanie do życiowej pomyłki.
Jak dotrzeć z przypowieścią "o Ojcu nieskończenie dobrym" do człowieka, który będąc w poniżeniu nie zna drogi odwrotu? Jeden z amerykańskich kaznodziejów, było to parę lat temu, przekazywał nam tu. w Warszawie, opinię jakiegoś dyrektora zakładu psychiatrycznego w Stanach Zjednoczonych. Otóż ów psychiatra twierdził, że trzy czwarte jego pacjentów nie trafiłoby nigdy do szpitala, gdyby w odpowiednim momencie ktoś im powiedział, że zdejmuje z nich brzemię grzechów, że mogą znowu podjąć trud tworzenia swego życia po ludzku. Nikt nie dotarł do tych ludzi z przypowieścią o Nieskończenie Dobrym Ojcu. Dlaczego tak się dzieje? Przecież Ewangelia o odpuszczeniu grzechów jest głoszona już dwa tysiące lat! Tak. to prawda, ale żeby życiową pomyłkę nazwać grzechem, trzeba zobaczyć związek własnego życia z Bogiem. Żeby zapragnąć ojcowskiego przebaczenia, które pozwala na rozpoczęcie nowego życia, trzeba wiedzieć, że Bóg jest w naszym życiu stale obecny i że zawsze czeka na nasz powrót. Trzeba zapragnąć jedności z Bogiem.
Proszę teraz pomyśleć, jak to bywa w naszym życiu, jakie słowo jest najbliższe szczeremu wyznaniu: "Kocham cię", z którym zwracamy się do osoby bliskiej. Tak - najbliższe jest "przepraszam cię". Dlaczego tak się dzieje? Z osobą kochaną odczuwamy jedność, na osobie kochanej nam po prostu zależy. Dlatego dostrzegamy natychmiast każdy fałszywy krok. Jesteśmy nadal ludźmi wolnymi, ale miłość dyktuje nam sposób postępowania. Tu już nikt nie powie, że mu się nie udało. Teraz ważne jest to, że komuś bliskiemu zrobiliśmy przykrość, teraz jest ważne, że zamiast jedności i zrozumienia rośnie mur nieporozumień i obojętności. Trzeba ten mur rozbijać, dlatego "kocham cię" zespoliło się z "przepraszam cię".
Może w tym porównaniu jest zawarta odpowiedź na pytanie, dlaczego do tak wielu ludzi nie dociera dziś przypowieść o synu marnotrawnym. Nie są świadomi jedności z Bogiem w swoim życiu codziennym. Jeżeli w Niego wierzą, to jest On dla nich osobą daleką, nieobecną w ich powszednim dniu. Może jest najwyżej kimś. kto daje jakieś niezrozumiale polecenia, przykazania, z których właśnie wyzwalamy się w miarę dojrzewania. Jak więc odnaleźć ową jedność z Bogiem? Jaką drogą iść do prostego wyznania: miłuję Cię! Aby konsekwentnie usłyszeć Jego słowa, kto mnie miłuje będzie zachowywał moje przykazania. Mamy zachować naszą wolność, ale pragnienie jedności z Bogiem ma nam dyktować sposób postępowania. A jeżeli od Niego odchodzimy, jeżeli czynami - grzechami naszymi budujemy mur obcości, trzeba ten mur rozbijać. Trzeba nam ciągle powracać do Boga.
Człowiek kochający pragnie jedności z osobą, którą miłuje. Człowiek kochający jeśli wie, że jest kochany nie chce swym postępowaniem zranić osoby najdroższej. Gdy jednak to nastąpi jest pełen ufności, że otrzyma przebaczenie, bo sam miłując wie, że miłość najpełniej przejawia się w przebaczaniu.
W Wielkim Poście zbliżamy się znowu do tajemnicy Męki i Śmierci Jezusa. Z uwagą przyglądamy się Zbawicielowi podczas Jego bolesnej Drogi Krzyżowej. Odkrywamy jeszcze raz prawdę wiary, że miłość Boga do człowieka objawiła się najpełniej w Jezusie Chrystusie. Bóg stał się człowiekiem i podjął to wszystko, co wyrażamy w symbolu krzyża, abyśmy mogli zobaczyć po ludzku, czym jest zraniona przez nas Miłość. Nie ma w tym żadnej przesady, jeżeli dostrzegamy, że ból krzyża jest bolesnym echem naszych grzechów. Bo Jezus niesie ciężar krzyża nie za wszystkich ludzi, ale za każdego człowieka osobno. Jeżeli więc jest On tą zranioną przez nas Miłością, to przywilejem takiej Miłości jest przebaczenie. Za cenę Jego cierpień mamy odpuszczenie grzechów.
Czas już kończyć naszą drugą naukę rekolekcyjną. Słowo Boże dziś skierowane do ciebie nakazuje ci. abyś z prostotą i szczerością stwierdził, gdzie zabrnąłeś. dokąd cię zaprowadziła twoja samowola, uzasadniona źle zrozumianą dojrzałością. Ten trud nazywa się rachunkiem sumienia. Potem pomyśl o tym, że to nie był tylko błąd, ale również ból odtrąconej miłości Ojca. Ten ból najlepiej zobaczysz w tajemnicy Krzyża. To się nazywa: żal za grzechy. Im bardziej będziesz sobie cenił jedność z tym, który jest Miłością, tym mocniejsze będzie twoje postanowienie poprawy. Musisz do tego dodać jeszcze jeden wymiar zła popełnionych przez ciebie czynów. One zawsze uderzają w twoich braci. Nawet te, uczynione najbardziej skrycie, mają swój społeczny wymiar. Dlatego wyznaj grzechy kapłanowi, który jest przedstawicielem tejże grzesznej społeczności, do której sam należysz, ale której poziom życia zależy również od ciebie. Przez posługę kapłana otrzymasz potwierdzenie, że Bóg jest Miłością, to znaczy przebaczeniem. Pozostanie ci jeszcze trudna próba podjęcia naprawy wyrządzonych krzywd.
Przez Chrystusa odnajdziesz swą jedność z Bogiem i ludźmi i będziesz mógł z radością powtórzyć za Apostołem: "Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne minęło, oto wszystko stało się nowe".

marca 31, 2019

4. Niedziela Wielkiego Postu (Rok C) - Ojciec i synowie

4. Niedziela Wielkiego Postu (Rok C) - Ojciec i synowie
Kochani moi, komu Pan Jezus opowiedział przypowieść o pewnym człowieku, który miał dwóch synów? Słyszeliśmy: faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Cel był jasny — uciszyć ich szemranie i wykazać, że właśnie celnicy i grzesznicy mają do Niego prawo. Komu dziś przeczytano tę niezwykłą opowieść o pewnym człowieku, który jest ojcem zarówno dla syna — nicponia, jak i dla syna, który nigdy się nie zawieruszył? Spełniamy wiernie rozkaz ostatni naszego Pana: Ewangelia jest dziś głoszona wszelkiemu stworzeniu, ale jak ona jest słuchana, jak zostanie przyjęta — któż na to odpowiedzieć może? Wiadomo, jak niejednakowy jest los ziarna, które pada na różne miejsca i różny plon przynosi. Ale na pewno w tej wielkiej gromadzie słuchaczy, jest wielu takich, co pomyśleli sobie: to o mnie Chrystus opowiadał, to ja roztrwoniłem majątek ogromny: wolność, którą mnie obdarował, zamieniłem w niewolę. Uzależniłem się całkowicie, dziś już nie mogę nie pić... Zaufanie, wielki dar Ojca, zdeptałem. Poszedłem swoją drogą, nie bardzo mnie to wzrusza, co On sobie o mnie pomyśli. Nie zostało już nic z darów, które od Ojca otrzymałem — został głód, niedostatek — żołądek mój pusty.
Czyż aż takiej nędzy trzeba, aby się ocknąć? Ale ocknięcie jest możliwe tylko wtedy, gdy odrobina wiary zostanie, gdy o ojcu nie zapomnę do końca. Wtedy możliwa jest ta myśl: Ja tu z głodu ginę, a w domu jest chleba pod dostatkiem (Łk 15, 17). Zauważmy: motywacja jest prosta — głód sprawił, że zrodził się pomysł powrotu. A więc nie tęsknota, miłość do ojca, rozumienie, że trzeba krzywdy naprawić... Nic z tego. Po prostu skrajna nędza, śmierć głodowa, która zajrzała w oczy, uświadomienie, że innego wyjścia nie ma. Trzeba więc wybrać się w drogę powrotną. Trzeba też ułożyć sobie tekst wyznania, że zgrzeszyłem, że mogę zostać najemnikiem, bo synem już trudno się nazwać (Łk 15, 19). Tymczasem słowa okazały się zbędne. Ojciec nie powiedział słowa, gdy usłyszał żądanie: „Daj mi część majątku" (Łk 15, 11). Dał nic nie mówiąc, syn był dorosły, miał prawo. Teraz, gdy syn wrócił, straciwszy wszystko, nic nie odpowiada na jego deklaracje słowne, lecz rozkazuje sługom: szybko, najlepszą suknię... pierścień... utuczone cielę... będziemy ucztować (Łk 15, 23). Nie słowa się liczą, gdy dochodzi do takiego spotkania – liczą się fakty: umarł a ożył... zaginął a odnalazł się (Łk 15, 24). Takie proste, nie trzeba było ojca szukać, czekać w niepokoju, czy przyjmie... Nawet do końca formuły pojednawczej nie można było wyrecytować. Syn znalazł się w ramionach ojca, słowa były już niepotrzebne. To dlatego tak łatwy był finał spotkania. Tak łatwy, że stał się zgorszeniem dla porządnych, że trzeba było długo tłumaczyć, co się stało, że jest powód do radości, że trzeba wejść i przywitać się z bratem. Większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15, 7).
Bracia i siostry! Kto z nas nie potrzebuje nawrócenia? Taki zadowolony z siebie był starszy brat. Rzeczywiście: nigdy ojca nie opuścił; nie przekroczył jego rozkazu; tyle lat mu wiernie służył; nie roztrwonił z nierządnicami jego majątku. To wszystko prawda. I nagle niespodziewanie dla samego siebie znalazł się poza domem ojca. Niby niedaleko, tuż za ścianą, ale nie razem z ojcem. Nie chciał wejść... Co go zatrzymało na zewnątrz - żal, rozgoryczenie, że taki niedowartościowany, zazdrość, gniew? Co jeszcze? Taki porządny, niezawodny, a jednak poza radością, która panowała wewnątrz. I nie wiadomo — przypowieść już o tym nie mówi — czy przyjąć perswazję ojca, czy zdobyć się na to, by podejść do brata i uściskać go: „Dobrze, żeś wrócił". Ile czasu będzie potrzebować, by zrozumieć, że to nie on, ale ojciec ma rację. Nazwano tę przypowieść: „ewangelią w Ewangelii". W tak niewielu zdaniach powiedział Chrystus tak dużo o Bogu i człowieku. O tym, że są różne odejścia, ale zawsze można wrócić. Zawsze! Nigdy nie jest ani za daleko, ani za późno. Kochani, przez nasze kościoły przechodzą teraz fale rekolekcyjnych powrotów. Takich radosnych, wielkich bo trudnych. Powrotów prawdziwych, bo zmieniających o 180 stopni dotychczasowe życie.
Przed laty przyszła do mnie para narzeczonych z zamiarem zawarcia katolickiego małżeństwa. W rozmowie wstępnej ustaliłem, że oboje mają za sobą kawał pokręconego życia. On niedawno wrócił z więzienia, ona siadła na dnie. Oboje po cywilnych związkach już rozwiedzionych. Oboje w trakcie leczenia odwykowego. Zjeżyłem się wewnętrznie. Jak mogą sobie w sposób sakramentalny przysięgać miłość i wierność? Przecież na przyjęciu weselnym już popłyną. A co potem? Nie taiłem swoich wątpliwości. I wtedy usłyszałem: „My już ani kropli. Bo kiedy wiedziałam, że ze mną koniec, nie dam sobie rady, poszłam do kościoła, uklękłam przed ołtarzem i powiedziałam: „Panie Jezu, musisz mi pomóc, musisz! A ja ci przysięgam, że ani kropli do końca życia. I prosto z kościoła poszłam do przychodni". Minęło sporo czasu od ich ślubu. Czasem ich odwiedzam. Nie do wiary: naprawdę wyszli na prostą. Sąsiedzi mówią o nich z podziwem: „Coś takiego, oni są zupełnie inni. Pracują solidnie, żyją porządnie, cicho, czysto. A pamiętamy, jak to było dawniej, co się stało?" Wrócili, byli daleko i po prostu wrócili. I żyją po ludzku. Możecie mnie zapytać, ile znam takich przykładów. Z własnej praktyki duszpasterskiej niewiele, policzyć można łatwo, na palcach jednej ręki. Ale nie to jest istotne. Chrystus powiedział: Z jednego grzesznika... Ważne jest, że w ogóle jest to możliwe, dziś, w naszych czasach, takich trudnych podobno, jakby dawniej były czasy łatwe.
Jest możliwy powrót z przeklętych kręgów grzechu pijaństwa, oszołomienia narkotycznego, innych nałogów. Trzeba jednak przyjść i z całą pokorą i z całą stanowczością powiedzieć Jezusowi wprost: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić" (Mk 1, 40). Bo „uznaję nieprawość moją, a grzech mój jest zawsze przede mną. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego. Stwórz, Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha" (Ps 51, 3—4. 12). Amen.
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger