października 29, 2017

Rocznica poświęcenia kościoła własnego

Rocznica poświęcenia kościoła własnego
Ostatnia niedziela października.

Zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych, zbliża się również Dzień Zaduszny. Co nam mówią te tytuły tych świąt, jak je rozumiemy, jak je łączymy z rzeczywistością, którą wyrażają?
Wyprzedza te dwie uroczystości dzisiejsze wspomnienie rocznicy poświęcenia tego kościoła. Można powiedzieć, że te trzy uroczystości mają ścisłą więź. I chyba nie rozumie do końca, do głębi, żadnej z nich ten, kto nie widzi tego związku, i kto nie zna istotnego sensu każdej z tych uroczystości.
Zacznijmy tą naszą krótką refleksję od dzisiejszego święta konsekracji naszej świątyni. Już nieraz przypominaliśmy i pouczaliśmy, że świątynia z kamieni, z cegieł, z elementów widzialnych, jest tylko znakiem świątyni duchowej. I ta, widzialna, nasza, została wybudowana prawie 700 lat temu w podwójnym celu: aby tutaj wielbić Boga Jedynego w Trójcy – Ojca, Syna i Ducha Świętego – aby wielbiąc go tutaj, otrzymywać od niego światło, które nas wewnętrznie przekształca, dając nam wiarę, nadzieję i miłość.
Ten proces zwiemy inaczej uświęceniem. Wspomina o tym dzisiaj we wspaniałym skrócie cytowany list świętego Pawła do Efezjan: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jeszcze Jezus Chrystus. W Nim zespala na cała budowla rośnie na świętą Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha (Ef 2,19-22. A więc w świątyni, która jest znakiem, mamy realizować rzeczywistość. Mamy doświadczyć tej rzeczywistości – i ona ma zaświadczyć o tym, że ten proces dokonuje się i postępuje, że dojrzewa.
Dokonuje się on tak, jak dzisiaj też wspaniale nam przypomniała Ewangelia, dzięki Sakramentom, a zwłaszcza Eucharystii, która zawiera obecnego Jezusa Chrystusa. To On jest kamieniem węgielnym naszej świątyń, i bo On jest sam Świątynią. Dla nas to są bardzo często tylko symboliczne określenia – natomiast Żyd mieszkający nad Jordanem wiedział, co znaczy świątynia. Przodkowie jego wznosili przez kilkadziesiąt lat wspaniały przybytek Boga Jednemu i wierzyli, że on jest tam jest obecny.
Ale chyba i oni byli zaszokowanie i tym, że jedyną istniejącą świątynią jest Ciało Chrystusa. To jest skondensowany skrót, że przez całe życie chodząc do świątyni-znaku – kamiennej, z cegieł z drewna – uczymy się, co to znaczy, że Ciało Chrystusa jest Świątynią. Ciało Zmartwychwstałego, której jest nam rozdzielane w Eucharystii, i przez spożywanie którego my, jako żywe komórki, żywe kamienie, powoli budujemy ten wspaniały, wielki gmach nowej świątyni: „Oto wszystko czynię nowe” (Ap 21,5).
Święto, które w tym tygodniu będziemy przeżywać, Wszystkich Świętych, to święto tych, którzy budowali świątynie i odeszli – nie w ciemności, ale w światłość wiekuistą, gdzie czekają na nas, i święto tych, którzy zmarli i jeszcze nie doszli do pełni światłości, którzy czekają na wyzwolenie, by dojść do tej pełni, i nasze święto. To wszystko razem tworzy jedną całość.
Ale, jak powiedziałem, to od nas też zależy, jak ta całość się tworzy, jak szybko dojrzewa, bo Chrystus przestrzegał nas w tym dzisiejszym obrazie ewangelicznym, żebyśmy my sami nie czynili ze świątyni, którą jesteśmy od chrztu, targowiska (J 2,16). Bardzo twarde słowa Chrystusa, który przyszedł do świątyń – również znaku i symbolu – i zaczął wyrzucać kupczących i handlujących w świątyni. Znak bardzo czytelny i dla nas, i symbol bardzo zrozumiały. Są bowiem po dziś dzień ludzie, którzy przychodzą do świątyni ze sprofanowanowanymi świątyniami własnego ciała, własnego życia. Jak chodzące trupy, jak umarli, którzy wiedzą o tym, że trzeba zmartwychwstać, dotknąwszy się Ciała Zmartwychwstałego, Boga, który jest w Eucharystii. I bardzo często chodzą – i niewiedzą, jaki jest sens ich życia, jaki jest sens umierania, i jaki jest sens wszystkich drobnych spraw, w których się gubią, nie znając ani ładu, ani porządku, ani hierarchii wartości.
Dlatego dzisiejsze święto, wyprzedzając te dwa wspaniałe, które są niemal społecznymi rekolekcjami, kiedy wszyscy na cmentarzach myślimy o rzeczach ostatecznych, daje również tym obu jakieś fundamentalne znaczenie. Dzisiaj bowiem, kiedy jesteśmy tutaj zgromadzeni, kiedy słyszymy o obowiązku oczyszczalnia naszej duszy, kiedy niejako słyszymy wyzwanie od tych, co odeszli, aby im pomóc w przebiciu tej ostatniej warstwy dzielącej od świata – naszą pokutą, naszą ofiarą, naszą modlitwą – wtedy widzimy, że my sami możemy przyłożyć rękę do tej budowy, którą Chrystus rozpoczął na krzyżu, a dokończył zmartwychwstaniem i zesłaniem Ducha Świętego, który jest naszą Światłością.
Cały ten obraz zamyka wizja apokaliptyczna, którą za kilka dni roztoczy przed nami Liturgia Wszystkich Świętych, kiedy już znaków nie będzie i symbole nie będą potrzebne, bo będzie wszystko nowe. Przeminie postać tego świata, a Bóg będzie ze swoimi, „i otrze już ich oczu wszelką łzę (Ap 21,4). I będzie to, co jest w Bogu, i co było, zanim  stał się świat; będzie to, co jest teraz w czasie sprawowania tej Najświętszej Ofiary zakryte przed naszymi oczami. „Ciało strawą, Krew napojem, w obu znakach z Bóstwem swoim Chrystus cały mieszka żyw!” Panie, zmiłuj się nad nami! Amen. 

 

października 28, 2017

30. Niedziela Zwykła (A) – Miłość bliźniego wyrazem miłości Boga

30. Niedziela Zwykła (A) – Miłość bliźniego wyrazem miłości Boga
Ukochani Bracia i Siostry. Sam fakt istnienia przykazania miłości Boga i bliźniego może wydawać się nie odpowiadający naturalnemu porządkowi rzeczy. Przecież ktoś może powiedzieć: miłość jest czymś spontanicznym; albo jest, albo jej nie ma. Jak można się zmusić do kochania ko­goś, kogo się nie kocha. Zresztą, nawet jeśli już spróbuję kogoś kochać na mocy przykazania, czy taka miłość z nakazu będzie autentyczną miłością? Taki sposób rozumowania może być właściwy traktowaniu uczucia miłości w sposób, nazwijmy to, pa­sywny. Mówimy, że ktoś jest w kimś zakochany. Taka miłość przychodzi spontanicznie, wydaje się wręcz, że bierze kogoś w posiadanie, nie zależy więc ani od wyboru, ani od świadomej de­cyzji osoby. Znajduje ona raczej swoją przestrzeń działania w zaangażowaniu sentymentów, uczuć i emocji.
Nie można oczywiście negować, że taka forma miłości, ro­dząca się gwałtownie pod wrażeniem czyjegoś piękna czy dobroci, odgrywa swoją znaczną rolę w życiu. Jednak i w tym doświad­czeniu nie można pomijać roli, jaką mają do odegrania rozum i wola. Zawsze można dopuścić do głosu wolę, która, nie bez udziału roztropności, podejmie decyzję obdarzenia danej, konkretnej osoby miłością.
Wydaje się jednak, że przykazanie Boże nie dotyczy bez­pośrednio tego rodzaju miłości, która swoją siedzibę ma w sferze sentymentów i emocji. Przykazanie dotyczy raczej tej miłości, na którą decyduje się świadomym wyborem woli. Taka miłość ma obejmować wreszcie wszystkich naszych bliźnich, a nie tylko kilka najbliższych osób.
Miłość ta winna odnosić się na pierwszym miejscu do Boga. Co to znaczy kochać Boga? Jak można okazać miłość komuś, kogo się nie widzi? Miłość wyraża się nie tylko w postawie wew­nętrznej, lecz manifestuje się również w znakach zewnętrznych. Bóg czyta doskonale w sercu człowieka. Jak możemy, my sami, doskonalić miłość do Boga w naszym sercu? Możemy pielęgnować w sobie świadomość Bożych przymiotów piękna, dobroci, miłości, prawdy, których odbicie możemy podziwiać, i swoiście również "ukochać", w świecie przez Boga stworzonym. Miłość do Boga winna być przede wszystkim odpowiedzią na dar Jego miłości okazanej w tajemnicy Męki, Krzyża i Zmartwychwstania swego Syna. Bóg nie ograniczył się do słownych deklaracji miłości do człowieka, których nie brakuje na stronach Pisma Świętego. Oka­zał ją czynem w osobie Chrystusa.
Okazujemy miłość Bogu naszym umiłowaniem sakramentów, w szczególności regularnym i pełnym uczestniczeniem w Eucha­rystii, która jest sakramentem, urzeczywistnieniem daru, jaki Chrystus czyni dla nas ze swojej Osoby. Wyrażamy Bogu naszą miłość wystrzeganiem się grzechu i regularnym przystępowaniem do sakramentu Pokuty. Znakiem naszej miłości do Boga jest mod­litwa, chęć rozmawiania z Nim, trwania w Jego obecności. Czy można mówić o prawdziwej miłości tam, gdzie brakuje chęci kon­taktu z ukochaną osobą?
Istnieje jednak jeszcze ten sposób manifestowania miłości Boga, który urzeczywistnia się w miłości bliźniego. Oto Bóg czyni możliwym okazanie mu miłości w sposób bardzo bezpośredni, utożsamiając się z naszym bliźnim: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Możemy spotkać Boga w drugim człowieku miłując, bo „Bóg jest miłością” (1 J 4,16). Bóg oczekuje na wyraz naszej miłości do Niego również w osobie naszego bliźniego, tam może Go ona "dosięgnąć". Przykazanie miłości Boga znajduje w przyka­zaniu miłości bliźniego swoją weryfikację. W nim się realizuje.
Możemy więc na tym miejscu zapytać o sposób realizowania przykazania miłości bliźniego. Okazji do jej urzeczywistniania jest z pewnością wiele. Któż z nas nie ma wokół siebie osób potrzebu­jących gestów dobroci, zrozumienia czy też zwykłej naszej obec­ności? Może jest ktoś, kto czeka na nasze, od dawna nie słyszane, "przepraszam"? Nie szukajmy naszego bliźniego w gronie abstrak­cyjnych postaci anonimowego tłumu. Nasi bliźni są blisko nas: w rodzinie, w miejscu pracy, w szkole. Widzimy, że jest ktoś czymś rozgoryczony i smutny. Dobre słowo może być dla niego balsa­mem, ulgą. Nie jest sztuką być miłym tylko wobec tych, którzy wzbudzają naszą sympatię. Być może na naszą dobroć czekają ci niesympatyczni, porywczy, kłótliwi, aby pociągnięci naszą dobro­cią, sami mogli ją ofiarowywać innym.
Będzie to nasza odpowiedź na miłość, jaką sami jesteśmy miłowani przez Boga. Ta miłość, jaką nas Bóg miłuje, ma być też miarą naszej miłości: „To jest moje przykazanie, abyście się wza­jemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). „Owo jak domaga się naśladowania Jezusa, Jego miłości, której znakiem jest umycie nóg” - pisze papież Jan Paweł II w swej encyklice Veritatis splen­dor. „Owo jak wyznacza także miarę, jaką Jezus miłował i jaką winni się wzajemnie miłować Jego uczniowie” (Tamże).
Nie chodzi więc tu o miłość mierzoną naszą miarą albo też miarą oczekiwanej odpowiedzi za strony drugiej osoby, lecz miarą miłości samego Chrystusa. Tą miarą jest zaś, jak precyzuje dalej Jan Paweł II, całkowity dar z siebie. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 13,1). Prośmy Boga o dar takiego miłowania, gdyż tylko On może tego daru udzielić.


października 28, 2017

Wybór Apostołów

Wybór Apostołów

Słowo Boże na dziś

Sobota, 29 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 6,12-19

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.Zszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia.A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


W Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha”. „...a cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła z niego i uzdrawiała wszystkich”.
Kończymy tydzień misyjny w Kościele katolickim. Rozpoczynaliśmy go w ostatnią niedzielę. Włączały się w ten tydzień wielkie autorytety kościelne, począwszy od Papieża, poprzez poszczególnych biskupów, kapłanów; w szczególny zaś sposób modlili się i ożywiali swoją apostolską gorliwość misjonarze liczeni w tysiące, pracujący na wszystkich kontynentach świata. Wspólnota Kościoła miała okazję raz jeszcze ożywić swojego ducha apostolskiego, przemyśleć raz jeszcze: jak włączyć się w wielkie dzieło misyjne Kościoła katolickiego, bowiem, to jego natura i obowiązek zarazem, czynić misję w duchu Jezusa Chrystusa w duchu świętej Ewangelii.
Źródłem tej misyjności jest właśnie to, że w nas mieszka Bóg przez Ducha Bożego, że stanowimy świątynię Pana i po całej ziemi głos nasz się rozchodzi. I dobrze, jeżeli dzięki pomocy tego głosu gromadzą się ludzie przy Chrystusie, by Go słuchać, dotykać, doznawać różnorakich cudów.
W praktyce naszego życia cóż pomaga naszej duchowości misyjnej i postawom misyjnym?
Pierwsza sprawa, to żywa i praktykowana wiara. Bez wiary w Boga prawdziwego, osobowego, mojej wiary osobistej, nie byłoby mowy o włączeniu się w misje Kościoła Chrystusowego. Zatem, gdy chcemy mieć pełne uczestnictwo, w miarę naszych możliwości, w misji Kościoła, trzeba nam bardzo starać się właśnie o wiarę żywą i praktykowaną w Boga prawdziwego, w Chrystusa, my rodzina chrześcijańska, za którym idziemy, którego życiem naśladujemy. Wiara, która kieruje moim osobistym życiem, nie jest to “coś”, co może być zostawione w kącie, obok mojego jestestwa, ale jest to czynnik dynamizujący całą moją postawę życiową.
Drugi moment, to modlitwa. Słyszeliśmy dziś: „Chrystus wyszedł na górę wysoką. Tam modlił się do Ojca” – osoba bowiem może być Ojcem – „Potem zszedł i powołał Apostołów”. W ten sposób modlitwa staje się zaczynem dobrego apostolstwa; modlitwa w imieniu własnym, podczas której otwieramy się na pełnię Bożego królestwa; modlitwa w imieniu innych, którzy jeszcze nie zasmakowali w Bożym królestwie, może nie wiedzą nawet, że takie już zostało otwarte dla każdego człowieka. Stąd też deklaruję, w imieniu drugiego człowieka – mojej siostry, mojego brata – że chcę Bożego królestwa, i to w całej jego pełni. Modlimy się za wszystkich – i dobrych, niby tych złych – bo przecież wszyscy są do naszej jakoś dyspozycji, aby w ich imieniu powiedzieć Bogu: „tak”. A oni, jeśli zechcą, skorzystają z tej pomocy i z tego daru modlitewnego.
Trzeci moment, który jest bardzo ważny, wręcz konieczny w naszym włączaniu się w misje Kościoła Chrystusowego, w naszych postawach misyjnych, to cierpienie, umartwienie, ofiara. Może być to cierpienie, które od nas nie zależy, może wprost od szatana, może od drugiego człowieka złego, może od takich czy innych okoliczności, trzeba je i można przyjąć właśnie w intencjach misyjnych. Cierpienie, umartwienie, ofiarę, które my sami podejmujemy, i żeby dobro zajaśniało i rozrosło się w nas, a przez nas w naszym środowisku, trzeba czasem je podejmować, umartwić okoliczności sprzyjające złu, aby znowu dobro mogło wyjść na jaw; dobro, rozsiewane nieustannie przez Boga Dobrego na terenie naszego jestestwa. I w ten sposób, włączając się w misję Kościoła dziś, chcemy wejść w solidarność z Chrystusem cierpiącym, wejść w solidarność z wszystkimi cierpiącymi ze względu na Chrystusa i Jego królestwo, i jakąś ofiarę Bogu złożyć. I wreszcie, przyjąć w darze cierpienie innych, i je dobrze potraktować. Zdarza się niekiedy tak, że więcej cierpi ten, który cierpiącym się zajmuje, niż ów cierpiący, bo to trzeba trochę trudu i poświęcenia, trzeba rezygnacji ze swoich “widzi mi się”, by być posłusznym cierpiącemu. Chcemy jakoś w rodzinach naszych, w sąsiedztwach, kręgach przyjaciół, cierpienie przyjąć i Bogu ofiarować – także w imieniu tego, który nie umie jeszcze tak czynić.
I wreszcie na koniec – to równie ważne jak wiara żywa, modlitwa i cierpienie – zwyczajny, dobry chrześcijański czyn. Co to znaczy chrześcijański? To znaczy, z całą świadomością wykonywany ze względu na Jezusa Chrystusa, że względu na Jego Imię. Chcę być dobry dla każdego człowieka, jak sam Bóg, który posyła słońce, by każdemu świeciło, który zsyła deszcz, by nawadniał ziemię i dobrych i złych – chcę być dobrym i służyć drugiemu człowiekowi bezinteresownie. To nie takie proste. Przyzwyczailiśmy się bowiem do logiki zapłaty: jeżeli ty mi dasz, i ja ci także dam; jeśli zrobię, to zapłać. I przecież pogoń największa na świecie, i dziś także, jest za zapłatą. A nam kazano być dobrymi ze względu na to, że „Ojciec, który jest w niebie, widzi nasze dobre uczynki”. To sposób włączenia się w misje Kościoła Chrystusowego, w misję chrześcijańską. I to może przekonuje. Chcemy być dobrzy jak Chrystus, który „idąc przez ziemię, wszystkim dobrze czynił”. Zatem miłość powszechna dobrego czynu, którego domaga się Bóg ze względu na Jezusa Chrystusa i mocą Chrystusa. „W Nim także i wy, wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha”. „A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich”.
Chcemy, by nasz głos, jak apostolski, po całej ziemi się rozchodził, a będzie, gdy wciąż bardziej stawać się będziemy ludźmi: wiary praktykowanej, modlitwy wielkiej, cierpiącymi choć trochę dla królestwa Bożego i wreszcie kochającymi – jak Jezus Chrystus – aż do końca. AMEN. 

 

 

października 26, 2017

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię..."

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię..."

Słowo Boże na dziś

Czwartek, 29 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 12,49-53

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».

Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


W kolejnym dniu Tygodnia Misyjnego prosimy Boga o ludzi, i za ludzi, których On sam posyła do ludzi współczesnych z wielkim zadaniem. Mają oni prowadzić ludzi drogą nie ludzkich upodobań, ani drogą swoich pomysłów, ale drogą Bożą, jedyną, a jest nią Chrystus i Jego nauka.
Oto słowo Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął”. Obecność Chrystusa na ziemi: Jego życie, słowa, czyny, a zwłaszcza śmierć na krzyżu za umiłowanych ludzi, i zmartwychwstanie, to najpotężniejsze słowo Boże o miłości. I tu ciśnie się pytanie: Czy każdy człowiek odczyta i zrozumie tę objawioną prawdę? Czy każdy z nas potrafi dać Bogu upragnioną i oczekiwaną odpowiedź – spełnić Jezusowe pragnienie, by natychmiast zapłonął ogień Jego miłości w każdym sercu?
Wrażliwość ewangeliczna, jako odpowiedź na słowa Jezusa, niech mobilizuje nas do wzniecania miłości w sercu i do czynienia miłosierdzia; niech mobilizuje nas do kontynuacji misji Kościoła, który jak pochodnia oświeca w ciemności, rozgrzewa serca i zapala te serca miłością dla Jezusa i Jego braci. To jest nasze zadanie, aby zapaloną przez Jezusa miłość przenosić z serca do serca: ze serca rodziców do serc dzieci, z serca rodzin do wspólnot, ze wspólnot małych – parafialnych – do wielkiej wspólnoty, której na imię Ojczyzna – Polska, która była “semper fidelis” – zawsze wierna Bogu i Maryi. Niech nam zawsze towarzyszą słowa św. Jana Pawła II, wypowiedziane w czasie pierwszej jego pielgrzymki do Polski na krakowskich błoniach: „Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością; abyście zawsze szukali duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało; abyście od Niego nigdy nie odstąpili”.
Ogień, który ma płonąć na ziemi, to miłość Boża. Przyjście Jezusa na ziemię, pochylenie się nad ludzką słabością, było wielkim Jego wysiłkiem i dowodem gorejącej miłości w Jego Sercu do każdego z nas. Ale On chce, aby i w naszym sercu zapłonęła miłość do Niego. On sam tę miłość zapalił i ją podtrzymuje, i chce w sercu naszym jeszcze bardziej ją rozniecić przez Ducha Świętego, którego nam dał. Duch Święty jest Ogniem błogosławionym, bo jest Ogniem Bożej miłości. Tylko On jest w stanie przezwyciężyć podział i niezgodę w naszych wspólnotach. Gdzie zwycięża zło, powstają rozłamy. Błogosławione takie działanie Ducha Świętego, którego celem jest uratowanie człowieka i prowadzenie go drogą miłości i pokoju.
Panie, dziękuję ci za to, że dajesz mi ogień swojego Ducha… Coraz częściej czuję, że nie mogę nie mówić o Tobie ludziom, których spotykam w zwykłych sytuacjach… Oddaję się Tobie i proszę, abym płonął Tobą tam, gdzie chcesz… Niech się dzieje Twoja wola! Wszystko dla Twojej chwały… AMEN.

 

października 24, 2017

Czy jesteś gotowy na przyjście Pana?

Czy jesteś gotowy na przyjście Pana?

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 29 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 12,35-38

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie».

Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


Dzisiejszą Ewangelię należy zatytułować: “gotowość na przyjście Pana Jezusa”. Nasza gotowość na przyjście Pana Jezusa. Uświadamiam więc sobie, że jestem. A był czas, kiedy mnie nie było. I kiedyś o nas powiedzą: był, ale już go nie ma wśród nas. Tak więc idziemy bardzo daleko, i mamy odchodzić bardzo daleko, ale doskonale wiemy gdzie – do wielkiego celu. Ten wielki cel, to nasz ludzi wielki przywilej, że żadne stworzenie tej ziemi nie ma tego przywileju, jaki my mamy, że mamy konkretny cel i wracamy z powrotem w ręce Tego, od którego wyszliśmy. I to jest nasze ogromne szczęście. Trzeba tylko się nad tym zadumać, zamodlić, a zobaczymy, że jest to nie tylko wyjątek w naturze, przyrodzie, ale nasze ogromne szczęście: wracamy do wielkiego celu, idziemy do wielkiego celu. I to jest cudowne.
Jezus w słowach, nie zawartych w dzisiejszej Ewangelii, ale poprzedzających dzisiejszą Ewangelię, mówi tak: „Sprawcie sobie trzosy – czyli taki schowki – które się nie zużywają”; skarb, który nie traci na wartości w niebie. To powiedział Jezus, a więc jest się nad czym zastanowić. Nie możemy gromadzić sobie tylko takich skarbów, których wartość skończy się z naszą śmiercią, ale takie skarby, które nie zdewaluują się w niebie. Okaże się, że Bóg właśnie te skarby pochwala. Niebo – tak mówią ludzie prości – to nasz wielki cel. Jezus ten problem, dla nas bardzo niejasny, streścił, kiedy wisiał na krzyżu, a dobry łotr – będąc łotrem – jednak zwrócił się do Niego: „Jezu, wspomnij na mnie...”. A Jezus powiedział mu tak: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Mimo, że ciało łotra poszło do grobu, i czeka on na zmartwychwstanie, tak jak my wszyscy czekać będziemy, to jednak jego duch, nieśmiertelny duch stanął przed obliczem Bożym. To jest dla nas bardzo pocieszające.
Każda śmierć jest dla człowieka wielkim wstrząsem, zwłaszcza śmierć osoby nam bliskiej. Jednakże mamy mieć świadomość tego, że człowiek nie ginie na wieki, i duch jego idzie – zgodnie z tą obietnicą Jezusa Chrystusa na krzyżu – do raju. Jeden z moich kolegów misjonarzy był przy śmierci swojego tatusia. O dziwo, ten tatuś poprosił go o spowiedź generalną z całego życia, bo czuł, iż zbliża się śmierć. I w pewnym momencie mówi tak: Synu, martwię się, czy moje walizki są pełne? Czy ja przypadkiem nie stanę przed Bogiem z pustymi rękoma? Syn zapewniał: Tatusiu, naprawdę walizki masz pełne dobrych uczynków, i wszelkiego dobra, bo ja na to patrzyłem jako syn-kapłan. Piękna wątpliwość. Przepiękna zaduma prawego ojca.
Idę na drugi świat. Czy ja walizki mam pełne dobra? W tym świetle łatwiej nam zrozumieć słowa, które Jezus dziś do nas skierował: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie”. Przepasane biodra, to symbol gotowości do drogi, ale to również symbol gotowości do trudu i pracy. „Szczęśliwi owi słudzy, których Pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”. Dlatego Jezus mówi: Zapalcie pochodnie. Co to znaczy? To znaczy, że mamy płonąć wiarą i miłością, chodzić w światłości Jezusa Chrystusa, a wtedy będziemy rzeczywiście gotowi na przyjście Pana. Chodzić w światłości Jezusa, to znaczy spełniać czyny światłości, czyli dobre uczynki.
Boże Najdroższy, proszę Cię, abyś dopomógł nam zawsze być gotowymi na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa. AMEN.

 

 

października 21, 2017

29. Niedziela Zwykła (A) – Oddać Bogu...

29. Niedziela Zwykła (A) – Oddać Bogu...
Ewangelia, którą usłyszeliśmy dzisiaj, jest jednym z tych tekstów, które zapadają głęboko w pamięć, jest jednym z tych fragmentów, które znamy dobrze, ponieważ porusza tematy zwią­zane z naszym życiem codziennym i trudnościami, jakie w nim napotykamy. Należy do tych miejsc Pisma Świętego, które w sposób jednoznaczny wyjaśniają, jak należy żyć po chrześcijańsku i czym jest chrześcijaństwo samo w sobie.
Przyjrzyjmy się obecnie zdarzeniu przedstawionemu przez ewangelistę Mateusza. Przed Jezusem stają uczniowie faryze­uszów i zwolennicy Heroda, zadając Mu pytanie dotyczące pła­cenia podatku. Widzimy, jak jest ono przewrotne w swojej treści. Poprzedzone słowami uznania dla Jezusa, podkreślając bezkompromisowość Jego nauczania, odwraca uwagę od prawdziwej intencji pytających. „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdo­mówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz [...] Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?” (Mt 22,16-17).
Pytanie bardzo trudne ze względu na sytuację i okoliczności, w których zostało postawione. Musimy pamiętać o tym, że w cza­sach Jezusa Chrystusa Galilea należała do wielkiego Cesarstwa Rzymskiego i była okupowana przez żołnierzy rzymskich.
Nie jest to pytanie, które miałoby na celu rozstrzygnięcie słuszności takiego czy innego postępowania. Jest to pytanie, które zmierza do podważenia autorytetu Jezusa u ludu, (jeżeliby On nakłaniał do płacenia podatku), lub też byłoby równoznaczne z przeciwstawieniem się obowiązującemu prawu w przypadku odmowy. W konsekwencji ściągnąłby na siebie prześladowanie ze strony władz rzymskich. Jezus, znając przewrotność pytających - jak zauważa św. Mateusz - odpowiada ukazując całą głębię zagadnienia wskazując na to, co jest najważniejsze w ludzkim życiu. Prosi o podanie monety i w słowach „oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21), ukazuje pewien system wartości, którym winni się kierować lu­dzie szukający sprawiedliwości i dążący do jej realizacji. Podobne sytuacje często pojawiają się w naszym życiu. Jako chrześcijanie stajemy wobec problemów rozgraniczenia między tym, co świec­kie, a tym, co należy do sfery naszego życia religijnego. Pytamy, gdzie jest granica wpływów prawa cywilnego a gdzie granica na­szej wolności religijnej?
Sformułowanie: „oddać cezarowi to, co należy do Cezara” (Mt 22,21), używając pojęć języka współczesnego, oznacza wywiązanie się z obowiązków wobec państwa, które powinno zapewnić każ­demu swojemu obywatelowi podstawowe warunki do życia i roz­woju. Kiedy korzysta się z takich dóbr, jak: bezpieczeństwo spo­łeczne i osobiste, system prawny jednakowy dla wszystkich obywateli, prawo do nauki, prawo do pracy, poszanowanie prze­konań religijnych itd., oczywistym jest aktywne świadczenie na rzecz takiego systemu władzy.
Co oznacza stwierdzenie Jezusa: „oddajcie Bogu to, co należy do Boga”? Tak jak w poprzednim przypadku, domyślamy się pew­nej ścisłej relacji zależności. Aby zrozumieć to wezwanie, należy sięgnąć do źródeł Objawienia. Czytając Stary Testament, natra­fiamy na próbę wyjaśnienia związku człowieka z Bogiem. W Księ­dze Powtórzonego Prawa czytamy: „Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny” (Pwt 5,9). Tak rozumieli relację Boga do człowieka Hebrajczycy akcentując wyłączne podporządkowanie Narodu Wybranego Stwórcy. Wraz z Objawieniem Nowego Przymierza w Jezusie Chrystusie zaakcentowane zostało Prawo Miłości. Bóg stworzył człowieka i zbawił go ofiarując swego Jedynego Syna, aby w ten sposób wyraziła się Jego nieskończona miłość. Bóg pragnie, abyśmy ten dar przyjęli i odwzajemnili, oddając samych siebie w miłości. Stwierdzenie: „oddać Bogu, co należy do Niego” (Mt 22,21), oznacza dać siebie w pełni, podporządkowując całe swoje życie. Dać całych siebie Bogu oznacza podjęcie trudu przekształcania rzeczywistości ziemskiej mocą Ewangelii i według jej prawa. Nie istnieje zatem granica między tym, co boskie, a tym, co ludzkie. Chrześcijanami nie jesteśmy jedynie w świątyni, w czasie sprawowania liturgii, ale także poza jej murami. Drama­tem naszych czasów jest zeświecczenie, to znaczy zanikanie w postawie ludzi wierzących świadectwa o przynależności do Boga i do Kościoła jako wspólnoty uczniów Chrystusa. A przecież powo­łaniem chrześcijańskim jest budowanie Królestwa Bożego na zie­mi, działanie zgodne z Ewangelią miłości, dawanie świadectwa o prawdzie i innych wartościach fundamentalnych, jak: prawo do życia, poszanowanie godności osoby, sprawiedliwość społeczna, równouprawnienie wszystkich ludzi, aby w ten sposób wyelimi­nować zło i grzech ze sfery życia rodzinnego, zawodowego, patrząc nieco szerzej, z życia gospodarczego i politycznego. Jest to misja, której nie możemy się wyrzec, ponieważ decyduje o istocie naszego bycia chrześcijanami.
Moi Drodzy! Często i my w naszym życiu pytamy Jezusa, co nam wolno, a czego nie, co powinniśmy zrobić, jak postąpić, a często niestety i tak robimy po swojemu, mając przy tym na to wszystko swoje argumenty i swoje usprawiedliwienia. U Jezusa nie ma dwuznaczności w odpowiedziach. On daje zawsze jasną i klarowną odpowiedź na postawione Mu pytanie: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Jezus zwraca nam uwagę na powinność i odpowiedzialność wobec swojego Boga i wobec swojego narodu.
Być dobrym katolikiem, to być też dobrym i szlachetnym patriotą. Czy pamiętam o tym?


października 18, 2017

Żniwo jest wielkie, ale robotników mało!

Żniwo jest wielkie, ale robotników mało!

Słowo Boże na dziś

Środa, 27 tygodnia Okresu Zwykłego

Patron dnia - Św. Łukasz, Ewangelista

  Łk 10,1-9 

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów, i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiegoś domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi!” Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Dzisiejsza Ewangelia bardzo wyraźnie zachęca nas do głoszenia Dobrej Nowiny o królestwie Bożym. Bardzo charakterystyczne jest to, że właściwie tylko św. Łukasz zapisał to wydarzenie rozesłania siedemdziesięciu dwóch uczniów, tak jakby chciał podkreślić, że głoszenie Ewangelii nie jest tylko zarezerwowane dla Apostołów, dla tych Dwunastu, których powołał Jezus Chrystus, ale że jest ono powinnością wszystkich uczniów Jezusa Chrystusa. Jezus bowiem pragnął, by tajemnica królestwa Bożego została objawiona całemu światu: „aż po krańce ziemi”.
Właściwie, całe życie Jezusa było głoszeniem tej Dobrej Nowiny o królestwie Bożym. To On ukazał światu tę nową wizję życia, to nowe szczęście. To On objawił królestwo, które jest otwarte dla wszystkich. I to królestwo nie ma granic geograficznych. To królestwo polega na nowym sposobie bycia ludzi między sobą. To nowy styl życia, które może dzisiaj dla świata jest śmieszne, niemodne, może zbyt wymagające, a ludzie, którzy próbują żyć takim stylem, wcale nie są popularni – głupimi są nazywani.
Tej nowej rzeczywistości, którą głosił Jezus Chrystus, z pewnością musieli doświadczyć ci uczniowie, którzy zostali wysłani przez Jezusa Chrystusa. I tę rzeczywistość mieli objawić światu. Jakoś bardzo chętnie pośród nich dopatrujemy się Łukasza, bohatera dzisiejszej liturgii, z zawodu lekarza, autora trzeciej Ewangelii i Dziejów Apostolskich, który swoimi dziełami głosi do dzisiaj przez wieki, jak kiedyś zwiastował ustami: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”. To właśnie św. Łukasz zwiastuje królestwo Bożego miłosierdzia, królestwo pokoju, królestwo pochylania się nad grzesznymi i słabymi ludźmi, szacunku dla kobiet i dzieci, powszechnego zbawienia. Zwiastował – jak wiemy – nie tylko piórem, bowiem był wiernym towarzyszem św. Pawła, był z nim do końca, tak, że św. Paweł w zapiskach więziennych później napisze: „Tylko Łukasz jest ze mną”.
Jezus również powiedział: „Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Zauważmy, wobec tak wielkiego zapotrzebowania na żniwiarzy, Chrystus wcale nie nakazuje biegać, szukać robotników, lecz każe po prostu prosić. Na pierwszym miejscu nie stawia ludzkiej krzątaniny, lecz modlitwę, prośbę. Taka jest już ekonomia Bożego zbawienia, sprawdzona w długiej historii – najpierw, na pierwszym miejscu modlitwa. Zresztą Chrystus, w ujęciu św. Łukasza, zawsze przed powołaniem uczniów i ich rozesłaniem modlił się. Dlaczego tak jest? Dlatego, ponieważ Tym, który wysyła robotników na swoje żniwo jest sam Chrystus, a żniwo królestwa jest Jego żniwem. Powołanie zatem na żniwo, czyli na misję, jest łaską, a łaskę dla siebie i dla innych można jedynie wymodlić na kolanach.
Dzisiaj, na różnego rodzaju Kongresach powołaniowych, Kongresach misyjnych, wszyscy zgodnie stwierdzają, że przyczyną spadku powołań, braku powołań jest laicyzacja życia. A jednym z objawów laicyzacji jest brak modlitwy. Jeżeli brakuje owego „Proście Pana żniwa”, to jakże Pan wyprawi robotników na swoje żniwo? A zatem, niech ta dzisiejsza Ewangelia uświadomi nam po raz kolejny, że królestwo Boże jest tutaj, pośród nas, nie gdzieś poza nami, daleko; owszem, jest jak drogocenna perła, jak skarb, który zdobyć trzeba, ale jest jednocześnie do skosztowanie już tu na ziemi, tu, gdzie żyjemy. Trzeba nam co dnia zginać kolana do modlitwy i prosić, by nie brakło tych, którzy żniwo królestwa Bożego obwieszczać będą aż po krańce ziemi. AMEN.


października 13, 2017

28. Niedziela Zwykła (A) – Boże zaproszenie

28. Niedziela Zwykła (A) – Boże zaproszenie
Każdy człowiek chce być szczęśliwy. To pragnienie szczęścia pobudza naszą wyobraźnię, zachęca do wysiłku i dążenia do upragnionego celu. I pomimo dotarcia do jakiejś mety, ciągle jes­teśmy nie nasyceni, ciągle niezadowoleni w pełni. Ludzkie pragnienie może zaspokoić tylko Bóg. To On wyprawia ucztę, na którą zaprasza człowieka. I jakże często zaproszony odmawia wzięcia udziału w uczcie... „Król posłał swoje sługi, żeby zapro­szonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść” (Mt 22,3). W opowieści Chrystusa istnieje dziwny paradoks: władca, ażeby sprawić przyjemność swoim poddanym, chce zaprosić ich na ucztę, ale oni odrzucają zaproszenie. Wobec takiego afrontu władca jest zagniewany na zaproszonych i zaprasza innych, przypadkowych ludzi.
Sami dobrze wiemy jak to miło być zaproszonym na przyjęcie, móc razem bawić się. Czujemy się zaszczyceni, gdy ktoś nas dos­trzeże, zaproponuje uczestnictwo we wspólnym spotkaniu. Kiedy sami przygotujemy spotkanie towarzyskie, gdy włożymy wiele wysiłku na organizację takiej czy innej uroczystości i gdy zapro­szona osoba z jakiegoś błahego powodu nie przychodzi, wówczas czujemy się zlekceważeni, upokorzeni. Zaiste, trafna była przypo­wieść Jezusa: została tu ukazana postawa Boga, który zaprasza każdego człowieka do współpracy, do radości z darów, zaś ten sam człowiek odrzuca Boże zaproszenie, wybiera coś, co ma niewspół­miernie mniejszą wartość. Podobnie jak Naród Wybrany, również i my w miejsce proponowanego zbawienia, obcowania z Bogiem, wychodzenia z niewoli grzechu, wybieramy przysłowiowy "czosnek i cebulę". Codzienne zajęcia, prowadzone interesy, praca, handel i inne sprawy są ważniejsze niż chwila poświęcona Bogu. Lepsze jest własne rozeznanie dobra i zła, lepiej demokratycznie decy­dować, co jest wartością a co nią nie jest. I tak powoli zabija się proroków prawdy i sprawiedliwości, poczucie zła, prawdy, po­czucie zwykłej uczciwości i sprawiedliwości.
Jest takie stare opowiadanie, w którym pewien książę za­prosił ludzi z całej okolicy na ucztę do swego zamku. Ponieważ nie był nazbyt bogaty, więc zaproponował, aby każdy z zaproszonych przyniósł nieco wina. To wino wlałoby się do wielkiej kadzi i wów­czas starczyłoby go dla wszystkich. Jeden z zaproszonych myśląc, że nikt tego nie odczuje jeśli przyniesie litr wody, i ta zostanie zmieszana z resztą wina, postanowił oszukać gospodarza. Po­dobnie postąpili pozostali zaproszeni. Jakże wielkie było zdzi­wienie obecnych, gdy okazało się, że wszyscy mieli do picia wodę! Każde "kombinowanie", każda nieuczciwość, odrzucenie współ­pracy z Bogiem przynosi podobne konsekwencje. Szukanie szczę­ścia poza Bogiem jest iluzją, mirażem.
W przypowieści Chrystusowej w miejsce gości, którzy po­gardzili królem, zgromadzono osoby przypadkowe, jakiekolwiek znaleziono w okolicy. Istotą opowieści Jezusa jest pouczenie, iż miejsce Izraela, który wzgardził wezwaniem Bożym, zajmą w wiecznym królestwie inni. Tak też faktycznie się stało: w miejsce Ludu Wybranego wszedł nowy Lud Boży - Kościół. Oczywiście nie cały Izrael został odrzucony, a jedynie ci, którzy nie chcieli uznać w Chrystusie Mesjasza i Zbawcy, to jest starsi i przywódcy ludu. Osoby zebrane spośród opłotków to ci, którzy na serio wzięli do swych serc zaproszenie Boże, którzy żyją wiarą i miłością, którzy na co dzień potwierdzają swym życiem wierność Bogu i Jego przykazaniom. To ci, którzy chcą żyć prawdą, stawiają Boga i sprawy Boże na pierwszym miejscu.
Pośród zebranych na uczcie był też i ktoś, kto został z niej po prostu wyrzucony. Czyżby zawinił tylko tym, że był źle ubrany, że nie miał szaty godowej? Czyżby Chrystus w przypowieści miał na myśli sprawy zupełnie drugorzędne, zewnętrzne? Wydaje się, że nie. Szata godowa w znaczeniu biblijnym to nie tyle rodzaj ubioru, ile symbol nowego człowieka. Osoba bez szaty godowej przed­stawia człowieka, który znalazł się na uczcie nie będąc odno­wionym człowiekiem. Nie będąc odnowionym jest w dalszym ciągu przywiązany do zła, niechętny nawróceniu, daleki od Boga. Niemożliwą więc byłoby rzeczą, aby osoba wroga Bogu razem z Nim uczestniczyła w uczcie.
W której grupie jestem? Poprzez Chrzest św. zostałem zapro­szony na ucztę, wezwany do świętowania razem z Bogiem. Jeśli sprawy materialne, moje plany są ważniejsze niż Boże zapro­szenie, wówczas nie różnię się niczym od gości z przypowieści, którzy postąpili podobnie wobec króla. Czy nie lepiej byłoby zo­stawić na chwilę codzienne sprawy, odłożyć na bok to, co nie jest najważniejsze, i znaleźć czas dla Boga? Może wtedy doświadczył­bym, jak to dobrze być blisko Stwórcy, jak dobrze gustować w Jego obecności? Może wtedy na serio rozpocząłbym powrót, nawrócenie i odwrócenie się od zła, o którym sam najlepiej wiem? „Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku. Le­piej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w książętach” (por. Ps 118,8-9) - mówi Psalmista.
Pójdźmy więc na ucztę Pana, zebrani może gdzieś z rozstaj­nych dróg, ale chętni do przebywania przed obliczem Pana. Nie zapomnijmy zabrać szaty godowej, to jest łaski, która daje nam dostęp do Boga.


października 07, 2017

27. Niedziela Zwykła (A) – Przypowieść o przewrotnych rolnikach

27. Niedziela Zwykła (A) – Przypowieść o przewrotnych rolnikach
Fragment Ewangelii, który przed chwilą usłyszeliśmy, nazy­wany często "Przypowieścią o przewrotnych rolnikach", w sposób syntetyczny przedstawia dzieje zbawienia.
Nietrudno odnaleźć nam w postaci gospodarza rysy samego Boga. Przewrotnymi sługami jest Naród Wybrany, jego przywódcy duchowi i polityczni, faryzeusze i saduceusze, arcykapłani i uczeni w Piśmie; ludzie, którzy zbuntowali się przeciwko Bogu. Synem gospodarza jest Jezus, odrzucony i zabity przez grzeszników. On jest "kamieniem, który odrzucili budujący, kamieniem węgielnym" (por. Mt 21,42).
Przypatrzmy się przez chwilę postawie właściciela winnicy. Ewangelia mówi, że "założył winnicę", zatroszczył się o wszystko, co było konieczne do jej funkcjonowania, "dał ją w dzierżawę rolni­kom" (Mt 21,33) i usunął się na bok. Przypowieść mówi "wyje­chał. Nie narzucał się więc im ze swoją obecnością. Nie dyktował kalendarza codziennych zajęć. Nie prześladował ich nakazami czy upomnieniami. Potraktował swoich robotników w sposób "po­ważny", licząc na ich dojrzałość i dobrą wolę.
W sposób analogiczny możemy powiedzieć to samo o Panu Bogu. Po sześciu dniach stworzenia Bóg ofiarował człowiekowi ziemię z całym jej bogactwem (por. Rdz 1,28). Oddał mu ją w dzierżawę - to znaczy - niejako usunął się w cień. Jakby odszedł, aby człowieka nie przytłaczać swoją wielkością, nie paraliżować swoim majestatem i mądrością. Człowiek, stworzony na obraz Boży, a więc istota inteligentna i wolna, zostaje w ten sposób panem widzialnego świata. Ma w imieniu Boga, jako ten, który dzierżawi ziemię, kontynuować dzieło stwórcze, pomnażać dobro, przekształcać rzeczywistość ziemską tak, aby mu lepiej służyła. Czyż w postawie pierwszej pary ludzkiej, w pokusie "będziecie jak Bóg" (por. Rdz 3,5), nie znajdujemy jakby zarysowanej już po­stawy rolników, którzy w swej żądzy posiadania posuną się do zbrodni? "Będziemy jak Bóg" i "To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo" (Mt 21,38). Pokusa stale obec­na w naszej historii. Kryje się w niej pycha człowieka, który często odrzuca Boga w imię absolutnej wolności. W ciągu wieków wielu ateistów walczących z religią chciało zbudować świat bez Boga. Marzył im się raj na ziemi, samowystarczalność i absolutna niezależność. Z szaleńczą pychą ogłaszali śmierć Boga i narodziny nadczłowieka. Realistycznie oceniając te próby samozbawienia, musimy jednak przyznać, że wszystkie kończyły się rozczaro­waniem. Często zbrodnia bogobójstwa kończyła się zbrodnią ludo­bójstwa! Nasze doświadczenia, są jeszcze zbyt świeże, abyśmy musieli wymieniać nazwiska tych szaleńczych Prometeuszy!
Jak mówi przysłowie, "historia lubi się powtarzać", i to, co przydarzyło się prorokom i Synowi gospodarza z przypowieści, ma miejsce także i dzisiaj. Także obecnie świat chętniej słucha dziennikarzy, którzy mu schlebiają, proroków, którzy usypiają jego sumienie, prawodawców, którzy uświęcają jego zbrodnie niż Jezusa. I dzisiaj znajdują się ludzie przewrotni, którzy chcieliby "wydziedziczyć" Boga, uczynić Go bezdomnym nędzarzem, zamknąć w przeszłości, unieszkodliwić jak bohatera z bajki...
"To jest dziedzic: chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo" (Mt 21,38). Pokusa wyrażona przez robotników jest wyrazem pewnej nieufności do Pana Boga: "Jest mi źle z Tobą..., chcę pozostać całkowicie sam..., chcę być szczęśliwy na mój własny rachunek...".
Nie potępiajmy zbyt ochoczo tych przewrotnych robotników. Pomyślmy raczej o nas samych. Czy w naszym myśleniu nie kierujemy się ich logiką? Wydaje się, że nie musimy robić długich rachunków sumienia, aby dostrzec to, że i w nas drzemie nie­ufność wobec Boga. Że jesteśmy zafascynowani ideą stworzenia sobie własnego życia, poza dobrem i złem, wytyczając sobie prawa i ustanawiając granice dobra i zła; ofiarowując Panu Bogu odro­binę miejsca i czasu na marginesie naszego życia. Grzech widzimy jako dobro, a ponieważ Bóg przeszkadza nam w byciu "szczęśli­wymi", czyż nie zastanawiamy się poważnie nad Jego nieistnie­niem? Czyż nie wydaje się nam, że przykazania są tylko ograni­czeniem naszej wolności?
Najbardziej niepokojące jest to, że jesteśmy w stanie bardzo łatwo usprawiedliwić wszystkie nasze grzechy, wady i nałogi. Kiedy Pan Bóg wydaje się nam niewygodny, usuwamy Go na bok, tak po cichu, jak starą fotografię, która trochę przeszkadza, ale którą jednak żal wyrzucić, gdyż wiążą się z nią miłe wspomnienia z dzieciństwa.
Postępowanie robotników naznaczone jest niewdzięcznością. Zwrócili się przeciwko temu, któremu zawdzięczali wszystko, co posiadają. On się zatroszczył o winnicę, którą im powierzył. Stwo­rzył im godne warunki życia i pracy. Oni odpowiedzieli na jego dobroć śmiercią Syna. Grzech - czyż przypowieść ta nie uczy nas, że jest on niewdzięcznością wobec Boga? Nieraz uświadamiamy sobie, jak bardzo Pan Bóg nas kocha. Możemy nawet wyliczyć wiele konkretnych dowodów jego miłości, która wyraziła się w zatroskaniu o nas. I oto nieraz stajemy wobec Boga zawstydzeni, uświadamiając sobie naszą niewdzięczność. Pan nie zasługiwał na to, abyśmy Go tak potraktowali! Chrystus nie zasługiwał na to, abyśmy się Go zaparli. Nie zasługiwał na naszą obojętność.
Pan Bóg posyła swojego Syna "tak sobie myśląc: Uszanują mojego Syna" (Mt 21,37). Nie traci nigdy nadziei, którą w nas pokłada! Jego cierpliwość i delikatność zobowiązują nas do nawró­cenia. Przyjmijmy Chrystusa, posłuchajmy tego, co nam propo­nuje. Uwierzmy w to, że Bóg ma wspaniały plan dla każdego z nas. On, całkowicie szanując naszą wolność, wierząc w naszą doj­rzałość i dobrą wolę, zaprasza dzisiaj do pracy w swojej winnicy, którą jest królestwo Boże. Chce odnowić przymierze z nami za­warte w momencie Chrztu świętego. Bóg, przebaczający i miło­sierny, słowami dzisiejszej Ewangelii zachęca do odrzucenia py­chy, do wyjścia z kręgu naszej samotniczej walki o szczęście. Chce, abyśmy przyłączyli się do Niego w pracy nad przemianą świata.


października 07, 2017

Różaniec – Przez Maryję do Jezusa.

Różaniec – Przez Maryję do Jezusa.
Różaniec, to modlitwa, którą bardzo ukochałem – powiedział święty, papież, Jan Paweł II… Od mych młodzieńczych lat, różaniec towarzyszył mi w chwilach radości i doświadczeń. Zawierzyłem mu wiele trosk i dzięki niemu zawsze doznawałem otuchy. A ponieważ różaniec jest modlitwą wdzięczności, miłości i ufnej prośby, w dziesiątki jego serce nasze może wprowadzić wszystkie sprawy rodziny i narodu, Kościoła czy ludzkości… Zawrzeć w nich nasze własne sprawy i sprawy naszych bliźnich, szczególnie tych, których kochamy. W ten sposób ta prosta modlitwa będzie pulsować życiem ludzkim”, bo „nie ma takiego problemu ani osobistego, ani rodzinnego, ani narodowego, ani międzynarodowego, którego by nie można rozwiązać przez różaniec” – mówiła Matka Boża do siostry Łucji w Fatimie, dlatego odmawianie różańca jest dzisiaj koniecznością, bo różaniec, to dar Matki do zmieniania świata.

1. Maryja zawsze prowadzi nas do swego Syna.
Pewnego dnia Jezus przemawiał do tłumów, jak to już nieraz bywało. Nagle jakaś kobieta głośno zawołała do Niego: Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś [Łk 11, 27). Jezus w tej chwili przypomniał sobie o swojej Matce i bardzo Mu się spodobała pochwała nieznanej kobiety. Zapewne patrzył na nią z wdzięcznością. Wzru­szona do głębi serca nauczaniem Jezusa, w obliczu Jego prze­dziwnej postaci, owa kobieta nie mogła powstrzymać swego podziwu. W jej słowach rozpoznajemy autentyczny dowód religijności ludowej, zawsze żywej wśród chrześcijan w ciągu historii. Tego dnia zaczęły się spełniać słowa z Magnificat: Błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia (Łk 1,48). Nieznana kobieta z tłumu swoją szczerą i śmiałą pochwałą nieświadomie rozpoczęła litanię gorących modlitw do Maryi, która nie wygaśnie aż do końca czasów.
Przyjmując słowa pochwały, Jezus dodał: Tak, błogosła­wieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go prze­strzegają. W ten sposób Syn oddaje jeszcze większą cześć swojej Matce. Maryja jest błogosławiona dlatego, że nosiła w swym przeczystym łonie Syna Bożego, karmiła Go i pie­lęgnowała, ale jeszcze bardziej dlatego, że z nadzwyczajną wiernością przyjęła i wypełniła słowo Boże.
Fragment Ewangelii (Łk 11, 27-28), który czytamy podczas dzisiejszej Mszy Św., uczy nas wspaniałej formy pochwały i czci Syna Bożego przez wysławianie Jego Matki. Jezus bar­dzo chętnie słucha pochwał Maryi. Dlatego zwracaj się często do Niej w licznych aktach strzelistych, modlitwach, a szczególnie w pobożnie odmawianym różańcu świętym. To Maryja jest niedoścignionym wzorem kontemplacji Chrystusa. Podobnie jak owa kobieta z Ewangelii wydała okrzyk błogosławieństwa i podziwu dla Jezusa i Maryi, tak i ty w swoich uczuciach, w swoich modlitwach miej zwyczaj zawsze łączyć Maryję z Jezusem. Zrozum, że Najświętsza Maryja Panna prowadzi każdego z nas do swego Boskiego Syna, a On zawsze wysłuchuje próśb kierowanych do Jego Matki. Maryja jest najkrótszą drogą do Chrystusa, a przez Niego do Trójcy Przenajświętszej. Kiedy czcimy Maryję, postępujemy jak Jej wierne dzieci. Naśladujemy Chrystusa i stajemy się podobni do Niego. Jeśli jesteś blisko Niej, na pewno idziesz dobrą drogą.

2. Różaniec św. jest umiłowaną modlitwą Maryi.
Zechciejmy podążać do Jezusa przez Maryję, a w tym miesiącu, zgodnie ze zwyczajem Koś­cioła, z większą gorliwością odmawiajmy różaniec, który jest źródłem życia chrześcijańskiego. „Starajcie się odmawiać go codziennie, sami lub w rodzinie, powtarzając z wielką wiarą te podstawowe modlitwy chrześcijan, jak Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu – zachęcał św. Jan Pa­weł II. – Rozważajcie owe sceny z życia Jezusa i Maryi, które przypominają nam tajemnice radosne, bolesne, światła i chwa­lebne. W ten sposób nauczycie się w tajemnicach radosnych rozważać o Jezusie, który stał się ubogim i małym, dzieckiem dla nas, by nam służyć; poczujecie się pobudzeni do miłowania bliźniego w jego potrzebach. W tajemnicach bolesnych uświadomicie sobie, iż przyjmowanie z uległością i miłością cierpień tego życia – jak to czynił Chrystus pod­czas swojej Męki – prowadzi do szczęścia i radości, która wyraża się w chwalebnych tajemnicach Chrystusa i Maryi, w nadziei życia wiecznego”. (Jan Paweł II, Przemówienie, 5 IV 1987). „Przechodząc od dzieciństwa i życia w Nazarecie do życia publicznego Jezusa kontem­placja prowadzi nas do tych tajemnic, które ze specjalnego tytułu nazwać można «tajemnicami światła». W rzeczywi­stości całe misterium Chrystusa jest światłem. On jest świat­łością świata (J 8, 12)” (Tenże, list apost. Rosarium Virginis Mariae, 21) .
Różaniec jest ulubioną modlitwą Najświętszej Maryi Panny; jest błaganiem, które zawsze dochodzi do Serca Matki, by wypraszać nam niezliczone łaski i dobra. Nabożeństwo to porównuje się do drabiny, po której, szczebel po szczeblu, wchodzimy na spotkanie Najświętszej Panny, czyli na spot­kanie Chrystusa. To jest bowiem najważniejszą i najpiękniej­szą właściwością różańca, jest on nabożeństwem, które przez Najświętszą Pannę prowadzi nas do Chrystusa. Celem tych długo powtarzanych wezwań Maryi jest Chrystus. Mówimy do Maryi, aby dojść do Chrystusa.
Jaki pokój przynosi nam uważne powtarzanie Zdrowaś Maryjo, zwłaszcza gdy zatrzymujemy myśl przy którymś zwrocie: Zdrowaś Maryjo. To pozdrowienie, choćbyś je powtarzał miliony razy, stale brzmi jak nowe. Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami (…) teraz! A Ona na ciebie patrzy i odczuwasz Jej macierzyńską opiekę. I chociaż pobożność, podobnie jak miłość, często te same powtarza słowa, nie wyraża jednak tych samych myśli, lecz dorzuca zawsze coś nowego, wydobytego z głębi serca, gorejącego miłością.

3. Owoce nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny
Nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny na pewno nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na jakiejś próżnej łatwowierności. Natomiast rodzi z wiary prawdziwej, która prowadzi nas do synowskiej miłości ku naszej Matce oraz do naśladowania Jej cnót. Miłość do Najświętszej Panny skłania nas do naśladowania Jej, a zatem do wiernego wykonywania swoich obowiązków, do niesienia radości gdziekolwiek się znajdujemy. Ona każe nam odrzucić wszelki grzech, nawet lekki, i ożywia nas w walce z naszymi wadami. Miłość, która rodzi się w naszym sercu, kiedy z Nią obcujemy, jest naj­lepszym lekarstwem na opieszałość oraz na pokusy pychy i zmysłowości.
Pielgrzymując lub nawiedzając jakieś sanktuarium poświę­cone naszej Matce Niebieskiej, napełniamy się nadzieją. Ona sama jest naszą nadzieją! Ilekroć więc w skupieniu odmawiasz różaniec i zatrzymujesz się przez chwilę, aby rozważać daną tajemnicę, nabierasz więcej sił do walki, napełniasz się radością i pragnieniem poprawy. Tu nie chodzi o powtarzanie formułek, ale o rozmowę żywych osób z osobą żywą, którą, chociaż nie widzisz jej oczyma ciała, możesz widzieć oczyma wiary.
Różaniec jest rozmową z Maryją, rozmową pełną ufności i zawierzenia. To powierzanie Jej naszych trosk, okazywanie naszych nadziei, otwarcie przed Nią naszego serca. Odda­nie się do Jej dyspozycji we wszystkim, czego Ona żąda od nas w imieniu swego Syna. Przyrzeczenie Jej wierności we wszystkich okolicznościach, nawet najbardziej bolesnych i trudnych, żywiąc pewność Jej opieki, pewność, że zawsze, gdy będziemy Ją o to prosić, uzyska dla nas u swego Syna wszystkie łaski niezbędne dla naszego zbawienia.
W sobotę, dzień Maryi, postanów sobie, że z większą miłością będziesz Jej składać w darze ten wieniec róż, jakim, zgodnie z etymologią, jest różaniec. Nie zwiędłe lub wymięte róże. Różaniec Święty – radosne, bolesne i chwalebne oraz światła tajemnice życia Najświętszej Maryi Panny splatają się w wieniec chwały, którą nieustannie powtarzają Aniołowie i Święci w Niebie… i ci, którzy kochają naszą Matkę tu, na ziemi. Odmawiaj codziennie tę świętą modlitwę i szerz ją wokół siebie.
Dzięki temu nabożeństwu Najświętsza Maryja Panna przywróci ci nadzieję, jeżeli czasem czujesz w duszy cień rozpaczy na myśl o swoich słabościach. Dziewico Nie­pokalana, wiem dobrze, że jestem wielkim nędznikiem, że z dnia na dzień jedynie zwiększam liczbę mych grzechów… Tak rozmawiaj z Matką Bożą. Bez wahania radzę ci, abyś odmawiał różaniec: Błogo­sławioną monotonia zdrowasiek, która oczyszcza monotonię twoich grzechów!

października 06, 2017

Biada tobie!

Biada tobie!

Słowo Boże na dziś

Piątek, 26 tygodnia Okresu Zwykłego

  Łk 10,13-16

 

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus powiedział:
«Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc w worze i popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam.
A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz!
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc w worze pokutnym i w popiele. (...) A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz.”
Rzadko Pan Jezus używał tak zdecydowanych, mocnych słów pod adresem ludzi, pod adresem miast, jak dziś te słowa, które czytamy w Ewangelii: “Biada tobie”, biada wam mieszkańcy miast, w których – tak by można parafrazować słowa Jezusa – bywałem dosyć często, biada wam mieszkańcy tych miast, którzy mieliście możliwość słuchania i słuchaliście Mnie. Tyle wam mówiłem, tyle widzieliście nadzwyczajnych znaków, które tutaj przeze Mnie zostały dokonane, i cóż z tego? Jesteście gorsi od mieszkańców miast pogańskich. Jesteście gorsi od tych, którzy w prawdziwego Boga nie wierzą.
Jezus Chrystus chciał w mieszkańcach Betsaidy, Korozain, Kafarnaum znaleźć nawet takie ludzkie oparcie, chciał zobaczyć owoc swojego przepowiadania, chciał zobaczyć owoc swoich czynów, swoich cudów. A oni jednak nie wydali tego owocu.
I chciałoby się, w świetle tej Ewangelii, myśleć o miastach, chciałoby się myśleć o Narodach. Najpierw pewnie chciałoby się myśleć o Narodzie Wybranym, który z jednej strony tak pieczołowicie strzegł pamięć swojej historii. W liturgii paschalnej izraelici co roku przypominali sobie wielką tajemnicę wyjścia z Egiptu, mieli wiele świąt, w których to dniach świątecznych gromadzili się w synagodze, zasiadali w domach, i czytali opowiadania o wydarzeniach, które kiedyś Bóg w sposób cudowny dla nich i z nimi dokonał. I ten Naród, z jednej strony pamiętający o Bogu obecnym wśród nich, w ich historii, z drugiej strony potrafił nie zrozumieć, odwrócić się od Boga, który z nimi był i jest dziś; potrafił ten Naród odwrócić się od Jezusa Chrystusa. I to samo pewnie można by powiedzieć o każdym innym Narodzie, również naszym Narodzie, który wspomina swoją historię, i widzi, jakich rzeczy wśród nich Bóg dokonał, i pewnych wydarzeń nie da się zapomnieć, do pewnych wydarzeń nieustannie się powraca, ale to już było kiedyś.
A dzisiaj? Może lepiej byłoby pozostawić i nie myśleć o historii Narodów, o historii miast, o tej obecności Boga w dziejach poszczególnych Narodów? Może należałoby raczej pomyśleć o sobie, o każdym z nas, i postawić siebie samych na miejscu Betsaidy, Korozain, Kafarnaum. Kafarnaum, to przecież pierwsze miasto, to pierwsze miejsce, w którym i dla którego Bóg dokonuje wielkich rzeczy – jest to, co nazywamy naszym ludzkim wnętrzem. To w nas dokonują się przeogromne Boże tajemnice. To my jesteśmy dłużnikami i nosimy w sobie wielką tajemnicę obecności Boga – owszem, kiedyś w naszej historii – ale przecież należałoby chyba mówić o tym, iż nosimy w sobie wielką tajemnicę Boga tu, dziś, obecnego w nas, w nas działającego, nad nami się pochylającego, nas podnoszącego.
I trzeba z pokorą przyznać, że do nas samych powinniśmy zastosować owe słowa, słowa surowego osądu, które dzisiaj wypowiada Jezus Chrystus: “Biada tobie”, bo tak wielkich rzeczy w tobie dokonywałem; “Biada tobie”, bo tak często do ciebie przemawiałem; “Biada tobie”, bo tak często byłeś i jesteś świadkiem wielkich czynów, których Ja w tobie dokonuję – a ty jesteś taki, że tak mało tym wszystkim się przejmujesz; potrafisz zapomnieć; potrafisz się odwrócić; potrafisz żyć tak, jakbym nigdy z tobą nie rozmawiał, jakbyś nigdy żadnego Mojego czynu nie widział; potrafisz żyć tak, jakbyśmy się w ogóle nigdy ze sobą nie spotkali, jakbyśmy się nigdy nie poznali.
Niech znak przebitego boku, i otwartego Serca Jezusa Chrystusa, jeszcze raz nam uprzytomni, że to wszystko jest dla mnie, i również w jakiś sposób we mnie się to wszystko dokonuje. Niech dzień dzisiejszy będzie dniem, w którym spotkają się dwa otwarte serca: otwarte Serce Jezusa Chrystusa, i otwarte serce nasze, ludzkie, każdego z nas. AMEN.

 

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger