lutego 03, 2024

5. Niedziela Zwykła (B) - Przyszedłem, aby życie mieli

5. Niedziela Zwykła (B) - Przyszedłem, aby życie mieli

Każdy człowiek tęskni za życiem, zdrowiem i prawdą. Słowo Boże dzisiejszej niedzieli wychodzi naprzeciw tych wszystkich, którzy w tym udręczeniu i tęsknocie szukają Jezusa. Szukali Go chorzy, proszący o uzdrowienie, Magdalena prosząca o rozgrzeszenie, opętani, by walczyć z demonem, głodni, by ich nakarmił, tłum, by Go ogłosić królem, Judasz, by Go zdradzić.

W jaki sposób my szukamy Jezusa? Szukamy Go, gdy nagle zachorujemy i liczymy na Jego pomoc, gdy zgrzeszymy, by uspokoić nasze sumienie. Szukamy ,,czegoś". W Jezusie trzeba szukać nie ,,czegoś", ale ,,kogoś". Jego, obecności.

W tym roku, w najbliższą niedzielę, będziemy obchodzić 32. rocznicę dokumentu Jana Pawła II Salvifici doloris, którym ustanowił Światowy Dzień Chorego.

W dokumencie Ojciec św. zwraca uwagę na wartość cierpienia. Trzeba umieć tak spojrzeć na człowieka dotkniętego chorobą czy bólem, aby on, nie mogąc uwolnić się od cierpienia nawet przy pomocy medycyny, umiał w sposób duchowy akceptować to, co jest bolesne, dla kształtowania własnego charakteru i własnej postawy. Wiemy z doświadczenia, że takie postawy występują tam, gdzie cierpienie staje się wartością wychowawczą, kształtującą osobowość, która potrafi osiągnąć jakiś wzniosły stan duchowości i życia wewnętrznego.

Biblijny Hiob dotknięty chorobą w pokorze powie:,,Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki" (Hi 7, 3). Swój własny byt na ziemi porównuje do bojowania. Trudnym do zniesienia czyni to bojowanie z jednej strony boleść targająca ciałem, z drugiej zaś męka duchowa. A jednak mimo swego pogrążenia w cierpieniu, otrzymuje siły, by je przezwyciężyć. W tym udręczeniu Hiob wyraża tęsknotę w oczekiwaniu na Tego, który ,,leczy złamanych na duchu" (Ps 147, 3). W Roku św. Pawła, wszyscy dotknięci bólem i cierpieniem zwróćcie uwagę na wartość cierpienia. W Liście do Galatów pisał: ,,Owocem ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie" (Ga 5, 22). Zauważamy, jakie to są ważne słowa, szczególnie dzisiaj, gdzie ciągły pośpiech sprawia, że stajemy się nieczuli na potrzeby drugiego człowieka.

W obliczu cierpienia powracamy do istotnych pytań o cel i przyczynę moich cierpień, a także jaki jest cel ludzkiego życia. Czujemy bliskość umęczonego Zbawiciela, który za nas umarł na krzyżu. Św. Paweł ujął to w takich słowach: ,,Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swojej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24).

Choroba i śmierć to doświadczenie tak bardzo ciężkie dla wielu ludzi. Już sama obecność w szpitalu, jest wielkim przeżyciem. Nawet obecność zdrowych ludzi w szpitalu bywa bardzo krępująca dla nich samych. Ludzie nie wiedzą jak się w tym kontekście zachować. Przychodzą odwiedzić nawet kogoś bliskiego i są, w jakimś głębokim tego słowa znaczeniu, bezsilni, bezradni, bezbronni. Odwiedzając chorych uświadamiamy sobie, jak bardzo ograniczone są możliwości człowieka chorego. Człowiek chory przeżywa swoją chorobę, oczekuje na diagnozę, która może być jak najgorsza. Otóż my musimy patrzeć na szpital i na przychodnię i na wszystkie miejsca, gdzie jest chory nie tylko naszymi własnymi oczyma, lecz musimy patrzeć oczyma tych, którzy tam przebywają. Światowy Dzień Chorego został ustanowiony po to, aby być wrażliwym na potrzeby chorego, bo dla chorych pobyt w szpitalu jest szokiem i jednym z elementów posługi pracownika służby zdrowia jest wrażliwość, aby nas nie posądzono.

Szpital jest swoistą kaplicą, jest - jak nazwał św. Jan Paweł II - sanktuarium cierpienia. Znajdujemy się w swoistym kwadracie, jesteśmy przeznaczeni w szpitalu dla człowieka chorego. A to wymaga swoistego heroizmu. Jeżeli ktoś nie ma w sobie wrażliwości na drugiego człowieka to oczywiście nie będzie mógł tych chorych traktować indywidualnie, traktować tak jak się traktuje właśnie osobę, jak się traktuje kogoś, kto ma swoją własną tożsamość, swoją godność, swój cel w życiu i to ma również swoje rozmaite uwarunkowania. Jeden uśmiech ze strony pracownika służby zdrowia, nie śmiech, bo szpital chyba nie jest dobrym miejscem do tego by wnosić tam zbyt wiele takiej powierzchownej radości, ale uśmiech, życzliwość, dotknięcie, ciepło, bliskość, to wszystko wpływa kojąco na człowieka chorego, który takiej obecności potrzebuje. Jaka to łaska, drodzy pracownicy służby zdrowia, że możecie uczestniczyć w samym sercu życia. Że idąc do chorego odwiedzając chorych... i dotykając cierpienia tych ludzkich pustyni, jesteście w samym centrum życia, w samym centrum świata, tu dokonuje się zbawienie, tu człowiek dotyka swojej małości, tu może otworzyć się na Boga. Rozumiał to papież, bardzo to rozumiał. Myśmy to trochę zapomnieli - co to znaczy być z chorym. Zostawiliśmy to gdzieś z boku.

Bo kiedyś św. Wawrzyniec, kiedy imperator kazał mu przynieść skarby Kościoła, to sprowadził mu kalekich, chorych. Naraził się oczywiście na to, aby być spalonym na kracie - męczennik, ale powiedział prawdę. Chorzy są skarbem Kościoła. Nie złoto, nie złote kielichy, nie piękne szaty, nie cudowne budynki, nie kościoły cudowne, lecz ci chorzy są skarbem Kościoła, to jest serce świata.

Drodzy Chorzy - tylko Bóg wie, jaką każdy z was toczy walkę z cierpieniami ciała dotkniętego chorobą. A do tych cierpień dochodzi jeszcze cierpienie woli. Tylko Bóg wie, jakiego bólu doświadczamy i z jakimi problemami borykamy się na co dzień. Popatrzeć na cierpienie, na umieranie i na śmierć jako na Dobrą Nowinę.

Bóg mnie wybrał, aby nieść Dobrą Nowinę nawet w cierpieniu. Dobra Nowina niesiona w szpitalu, w zakładzie leczniczym, w domach opieki w którym pracujemy, a więc w tych strukturach z jakich zbudowana jest służba zdrowia.

Otóż drugi krąg osób i to znacznie liczniejszy, który obserwuje, na nas patrzy i dowiaduje się o naszej posłudze, to są rodziny i przyjaciele ludzi chorych. To jest świat ludzi zdrowych, którzy zetknęli się z chorobą i cierpieniem. Oczywiście dzisiaj ludzie jak się wydaje, może jesteśmy w tym niesprawiedliwi, są jakby mniej przygotowani do znoszenia przeciwności, do znoszenia chorób, cierpienia niż dawniej. Nie dlatego, żeby to cierpienie samo w sobie było większe, tylko że ludzie przeżywają trudności, które zwykliśmy nazwać egzystencjalnymi. Pozostaje podstawowe pytanie - o sens życia, o znaczenie życia. I czy tego chcemy czy nie chcemy to wchodząc do szpitala, pracując w szpitalu, jesteśmy kątem oka obserwowani przez dziesiątki i setki innych oczu, tych ludzi, którzy nie tylko szukają, powiedzmy sobie diagnozy, którzy nie tylko czekają na lekarza, ale patrzą również jak w tym sanktuarium cierpienia zachowuje się człowiek. Czy dla niego jest to również sanktuarium cierpienia, czy dylematy, które oni w sobie noszą, wątpliwości, którymi oni żyją czy to są także wątpliwości tego sługi, czy może on udzielić im odpowiedzi, dlatego że sam stanął wobec podobnych rozterek i dylematów, czy też mają być może do czynienia z kimś, kto pełni funkcję swoistego urzędnika.

My bardzo często w szpitalu chcemy racjonalizować sytuację tzn. odpowiadać na pytania dlaczego, po co, jak to będzie przebiegało, chcemy zrozumieć, chcemy poznać. Tymczasem ważne jest życie modlitwy, które najbardziej ukierunkowuje nas ku celowi, ku znaczeniu tego wszystkiego, co człowiek przeżywa i wraz z ludźmi chorymi co my przeżywamy. W momencie, kiedy dowiadujemy się, że jakaś choroba, czy perspektywa śmierci nas dotyczy zaczynamy się w szczególniejszy sposób buntować, irytować... Gdy tymczasem trzeba się do tego faktu odnosić z wielką pokorą. Największym nieszczęściem jest, kiedy człowiek żyje bez Boga. Najtrudniej jest tam, gdzie człowiek nie stawia sobie pytania o Boga, gdzie człowiek pytanie o Boga odsuwa, unika Go. Bo jeżeli nie widzę Boga jako Absolut, to zostaje mi tylko absurd - i pojęcie, że na próżno się urodziliśmy, na próżno żyjemy i na próżno umieramy. Okropna filozofia.

Drodzy Pracownicy służby zdrowia. Dzisiaj w tym kościele modlą się razem z nami ludzie chorzy, wdzięczni lekarzom, którzy was leczyli, operowali a oni, lekarze i pracownicy służby zdrowia, mają to przeświadczenie, że ich posługa jest głęboko wpisana w Ewangelię.

Chrystus jawi się przed nami jako Lekarz. Powiedział o sobie: ,,Zdrowi nie potrzebują lekarza, ale źle się mający. Źle na ciele, źle na duchu. Chrystus dostrzega chorego. Dla Niego chory człowiek jest ważny. Kontakt osobisty z chorym. Chrystus dotyka chorego Kładzie na niego ręce. Kontaktuje się z nim wzrokiem, pomazał mu oczy, podał rękę. Dostrzega nie tylko cierpiącego.

Dostrzega również bliskich: ojca, który przybył do Kafarnaum, prosząc o zdrowie syna, ojca, który przyprowadził syna-epileptyka do Apostołów i Chrystusa. Jair - ojciec umierającej córki. Chananejka, matka córki, wdowa przy marach swojego jedynego syna. To nie tylko sam cierpiący człowiek, ale jego świat, który często cierpi razem z nim. Ten kto stoi przy cierpiącym, leczy często rany jego bliskich. Dobra Nowina przekazana dla cierpiącego i Dobra Nowina przekazana dla bliskich.

Wiem, że nie jest wam łatwo pracować, bo nigdy tak jak dotąd pojawia się grzech strukturalny. Grzech strukturalny spoczywa na sumieniu tych, którzy tworzą struktury życia w społeczeństwie z pominięciem etyki.

To politycy sterowani przez finansowe organizacje mając, władzę, oraz pieczątki, decydować będą, jakiego człowieka mielibyśmy tworzyć. Osiągnięcia nauki i techniki napawają oczywiście optymizmem. Niepokój natomiast budzi moralny relatywizm związany z tymi osiągnięciami. Wobec możliwych korzyści klonowania, podobnie jak człowiek z probówki” szybko straci charakter nowości, sensacji i zagrożenia. Dlatego nikt nie rozważa ceny, jaką trzeba będzie zapłacić za aktualne i planowane osiągnięcia. W nadciągającej erze „Genomu" kończącej ewolucyjny rozwój aktualne staje się pytanie T.S. Eliota: ,,Gdzie jest mądrość, którą utraciliśmy w wiedzy?". Z wielką czcią i szacunkiem całuje wasze spracowane dłonie, które pochylają się każdego dnia nad chorymi i cierpiącymi.  

Zbliżający się Światowy Dzień Chorego jest stosowną okazją, aby podziękować wszystkim, którzy z wielkim zaangażowaniem, poświęceniem i kompetencją pochylają się nad chorymi: lekarzom, pielęgniarkom, farmaceutom, księżom kapelanom, siostrom zakonnym, wolontariuszom i innym osobom posługującym chorym.

Dziękuję też rodzinom, w których znajdują się chorzy, niepełno- sprawni i osoby w podeszłym wieku. Niech okazywana przez was miłość, cierpliwość i stała obecność przy chorych będzie nadal najlepszym lekarstwem w chwilach cierpienia, bólu i bezradności przeżywanych przez waszych bliskich.

Zakończmy nasze rozważania słowami modlitwy do Matki Najświętszej: Maryjo, Uzdrowienie Chorych, otaczaj miłością i opieką wszystkich zranionych na ciele i na duszy oraz wstawiaj się za tymi, którzy się nimi opiekują. Pomagaj jednoczyć nasze cierpienia z cierpieniami Twego Syna i naucz nas świadczyć wobec świata o Bożej dobroci. Amen.

lutego 03, 2024

5. Niedziela Zwykła (B) - Jezus uzdrawia i wypędza złe duchy

5. Niedziela Zwykła (B) - Jezus uzdrawia i wypędza złe duchy


Kochani Bracia i Siostry!
Przychodzimy dzisiaj na Mszę Świętą, aby spotkać się z Panem Jezusem uzdrawiającym, wypędzającym złe duchy; z Panem Jezusem, który daje przykład działania i kontemplacji. Chcemy spotkać się z Panem Jezusem, aby powiedzieć Mu o naszych rozmaitych chorobach, słabościach, kłopotach i cierpieniach oraz o pokusach pójścia za namową złych duchów, drogą nie-Bożą; ale też przychodzimy, aby dzielić się radością z tego, że możemy z Nim być. Musimy jednak zaczerpnąć z Jego Boskiej mocy, mocy działania i Jego przykładu bezgranicznego zatopienia się w Ojcu na modlitwie. Chcemy, aby Bóg nas ujął za rękę i w tym Bożym dotknięciu, aby na nas spłynęła Jego moc oczyszczająca i uzdrawiająca, bo na tym polega to bliskie spotkanie z Bogiem, którego skutkiem zawsze musi być oczyszczenie, nawrócenie i powrót do Boga. Dlatego chcemy rozważać to, co spotykamy w naszym życiu idąc na spotkanie z Panem.

Myślę o tym, z czym się spotykam. Myślę o wierze, trochę chorej wierze, bo osłabionej „mentalnością liberalną", a słabość ta wszelkie przejawy troski o czystość i autentyczność wiary nazywa fanatyzmem religijnym, fundamentalizmem, czy też praktyką duchowego imperializmu. To dotknięcie Bożej mocy dzieje się poprzez zwrócenie się do źródła, do Pisma Świętego, to dzieje się poprzez modlitwę; to dotknięcie Bożej mocy to jest sięgnięcie do nauki Kościoła, a w tej kwestii Katechizm Kościoła Katolickiego mówi pewnie i jednoznacznie: „Wiara w Jezusa Chrystusa iw Tego, który go posłał dla naszego zbawienia, jest konieczna do zbawienia. Ponieważ bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hbr 11,6) i dojść do udziału w Jego synostwie, nikt nie może być bez niej usprawiedliwiony ani nie otrzyma życia wiecznego, jeśli nie wytrwa w niej do końca" (Mt 10,22;24,13) (nr16).

Ta nieznośna dla współczesnej mentalności jednoznaczność stwierdza, że nie da się być chrześcijaninem, zamykając prawdę o Jezusie Chrystusie tylko w swoich przekonaniach i nosząc w sobie ewentualną, choćby tylko mało prawdopodobną, gotowość do zmiany swoich o Nim poglądów. Nie da się być chrześcijaninem ograniczając prawdę Jezusa Chrystusa do samych tylko chrześcijan, bo sprawa Jezusa Chrystusa dotyczy nie tylko chrześcijan, ale wszystkich ludzi bez wyjątku. Bo fakt, że jeden jest wierzący, a drugi niewierzący nie ma wpływu na obiektywną rzeczywistość zbawczej śmierci i zmartwychwstania, na obiektywną rzeczywistość całego dzieła Zbawienia każdego człowieka, którego dokonał Pan Jezus, nie ma wpływu na fakt, że Pan Jezus umarł na Krzyżu z miłości do każdego człowieka.

Spotykam się z osłabioną nadzieją, która niszczy przekonanie, że jest realnie dostępna moc rzeczywistej przemiany naszego życia społecznego, sąsiedzkiego, rodzinnego i osobistego. A przecież „nadzieja zawieść nie może", bo jest ona autentyczną siłą motoryczną do osiągania wspaniałych celów, szczytów ludzkich możliwości. Chrześcijanin nie może ulegać tendencjom wmawianych mu frustracji wywoływanych różnego rodzaju kryzysami powodowanymi czy to ubóstwem, albo nadmiernym bogactwem i komfortem użycia. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. Frustracja, poczucie bezsensu muszą być mu obce. 

 „Nie lękajcie się" - te słowa, w październiku 1978 roku obiegły cały świat. Tymi słowami Pana Jezusa „Nie lękajcie się Jam zwyciężył świat" rozpoczął swój pontyfikat Jan Paweł II. I wołał: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się", a my możemy dzisiaj dodać: ,,a będziecie ludźmi nadziei". Spotykam się z miłością potrzebującą uzdrowienia. Szczególnie teraz, gdy miłością nazywa się to, co często nie ma nic wspólnego z miłością, a nawet bywa przejawem skrajnego egoizmu. „Miłujcie się jak Ja was umiłowałem" - ucząc się takiej właśnie miłości czystej i odpowiedzialnej, miłości, która za każdym razem przywraca człowiekowi godność, a nigdy go jej nie pozbawia. Można powiedzieć za św. Augustynem: „Kochaj i czyń co chcesz", bo jeżeli kochasz, każdy twój czyn i w zamyśle i w skutku będzie dobry. Bo jeżeli kochasz miłością, której nauczyłeś się od Boga - a On jest Miłością - to nie musisz obawiać się, że skrzywdzisz kogokolwiek. I tylko taka miłość jest zdolna otworzyć wszystkie serca i wszystkie wrota. 

Spotykam się również z niezrozumieniem, a nawet z ośmieszaniem drogiego mi słowa i bardzo drogiej wartości i wielkiego dziedzictwa jakim jest Ojczyzna. Gdy mówi się, że Ojczyzna jest tam, gdzie jest mi dobrze czy lepiej, bądź tam, gdzie są pieniądze. „Polska", „historia", „tradycja", „Kościół dla części społeczeństwa, również dla młodego społeczeństwa, to pojęcia puste. Bo nie ma ciągłości historii, bo brak rozsądnego wykorzystania nauki, którą dają poprzednie lata. A przecież ilekroć starano się zniszczyć nasz naród, starano się go zniszczyć moralnie i oderwać od historii, od korzeni. Dlatego Zygmunt Krasiński pisał:

,,Nam kazano żyć zbrodniami
- nam kazano być szpiegami
- nam kazano wydać syna, wydać Ojca, wydać brata
- gdy syn, Ojciec, brat przeklina
- niechrześcijańskość tego świata."

Przykazanie czwarte dekalogu mówi przecież w szerszym kontekście o szacunku dla tradycji. Człowiek, który uwłacza historii i tradycjom narodowym, wyrządza krzywdę swojemu narodowi. Troska o szacunek dla Narodu i Ojczyzny, którą Jan Paweł II nazwał wspólnym dziedzictwem, a Norwid ,,wielkim zbiorowym obowiązkiem", to walka o osobistą godność i wielkość każdego człowieka. A jak myśleć o tych, którzy kradną, niszczą to co jest nasze wspólne, począwszy od tych wielkich afer handlowych, gospodarczych, a kończąc na połamanych ławkach, porozbijanych lampach... Jak jest w tych przypadkach z odpowiedzialnym myśleniem o Narodzie i Ojczyźnie?

I spotykam się z niepokojem o przyszłość. „Naród, który zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości" - mówi Jan Paweł II. I w dobie mówienia o przyszłości, o nowej Ustawie Zasadniczej, o Konstytucji tak myślę o tym, co powiedział przed kilku laty do władz Polski podczas spotkania w Zamku Królewskim Jan Paweł II, bo to jest przecież ciągle aktualne. „Strzeżcie się więc i Wy - jak ongiś twórcy 3-Majowej Konstytucji - abyście na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń mogli zasłużyć i to pomimo przeszkód, jakie i w Was (jak ongiś w pokoleniu 3-majowym) mogą sprawować namiętności w swej wielorakiej postaci. Pomimo wszystko wolność jest zawsze wyzwaniem. A władza jest wyzwaniem wolności. Nie można jej sprawować inaczej jak tylko służąc".

Zanim udasz się Panie na miejsce pustynne ujmij za rękę mnie, siostrę moją i mojego brata - niech moc Twej łaski przeniknie naszą codzienność. Dotknij swoją mocą te niepokoje, obawy i lęki, które potrzebują uzdrowienia, a później zabierz nas ze sobą, bo uczysz, że "trzeba zawsze modlić się, a nie ustawać" (Łk 18,1). Pozwól nam doświadczyć tego, aby każda godzina naszego dnia, każda praca, każda radość, każdy smutek stawały się modlitwą i były uświęcone przez dobrą intencję i przez odniesienia naszych spraw do Boga. Bo dzisiejszy ,,aktywny" człowiek zbyt łatwo rezygnuje z modlitwy na rzecz praktycznego działania tłumacząc się, że praca również jest modlitwą. W. konsekwencji często porzuca modlitwę właściwą. Nie uda się dojść do stanu modlitwy ciągłej temu, kto nie umie się regularnie modlić. Uczysz nas Panie równowagi w działaniu i kontemplacji. Św. Wincenty à Paulo mówił, że potrzebna jest kontemplacja w działaniu i aktywność na modlitwie. A my widzimy, że dzieje się wokół wiele zła, któremu można by zapobiec, wobec którego trzeba zająć stanowisko otwarte i zdecydowane.

Niestety, na ogół jesteśmy zapatrzeni tylko w wąski nurt naszych osobistych spraw, obojętni na to, co dzieje się poza nami aż nagle stwierdzamy z przerażeniem, że i nasze osobiste sprawy stały się zagrożone. Modlitwa daje podstawową motywację do podjęcia wysiłku wiary. ,,Dajcie mi człowieka modlitwy, a będzie on zdolny do podjęcia każdego czynu" - wołał św. Wincenty à Paulo.

Zbliża się Wielki Post- czas pokuty, nawrócenia, czas przywrócenia w sobie właściwego porządku rzeczy i systemu wartości, jaki Bóg dał człowiekowi od samego początku. Może najbliższe rekolekcje i postanowienie wielkopostne staną się okazją do nawrócenia i przebudzenia, udania się z Panem na pustynię, aby prosić o łaskę dobrej modlitwy, uzdrowienia wiary, nadziei i miłości i odpowiedzialnego patrzenia na dzisiaj i na jutro.

A tymczasem wróćmy z wiarą do dzisiejszej Ewangelii. Wzrokiem wiary zobaczymy Jezusa, który uzdrawia; Jezusa, który po prostu odwiedza i leczy ludzi. Uzdrawia dusze i ciała wyczerpanych osób. Tyle razy niniejszy fragment ewangeliczny o tym wspomina. W chwili, gdy minął już szabat, gdy zaszło słońce i pojawiły się pierwsze gwiazdy, wielkie mnóstwo ludzi udało się do domu, w którym On się znajdował. Ludzie są bardzo zmęczeni i szukają uzdrowienia, ulgi, szukają rozwiązania dla swoich problemów.

Jezus oczywiście czeka na nich i od razu zaczyna działać - leczy ich i uwalnia z kajdan zła i Złego, który ich zniewolił. Ewangelie często mówią o chorobach i demonach jako jednej rzeczywistości, ale czasami i je rozdzielają, podkreślając, że Jezus wyleczył i uwolnił, uzdrowił i wypędził złe duchy. Czy proszę Pana Boga o zdrowie, czy boję się o tym w ogóle mówić i pozostawiam wszystko woli Bożej i Jego planom? Czy proszę o łaskę zachowania mnie od pokus, czy być może nie ośmielam się o to w ogóle prosić? A Pan Bóg pragnie mojego zdrowia, szczęścia i pełni radości.
Dziś poproszę o łaskę szczęścia. Dziś, ośmielony tą Ewangelią, będę się modlił w tej intencji, pozostawiając jednak Panu Bogu wolność, by On decydował o moich i moich braci i sióstr losach. Niech się dzieje to, co będzie dla mnie i moich bliskich lepsze. 

Nawet jeżeli będę musiał coś przecierpieć dla zbawienia własnego i innych osób. W ten sposób będę mógł ofiarować krople swojej krwi dla jakiejś duszy..., dla mojej cierpiącej Ojczyzny, by zawsze szukała w Nim uzdrowienia. AMEN.

 

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger