grudnia 24, 2022

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (A) - Msza w dzień - Radość Bożego Narodzenia

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (A) - Msza w dzień - Radość Bożego Narodzenia

"Zabrzmijcie radosnym śpiewem..."
(Iz 52,9) - wznosi się dziś wołanie Izajasza. Radujemy się z Bożego Narodzenia. Jedni cieszą się z prezentów, które otrzymali na gwiazdkę. Inni, ponieważ mają jeszcze jeden dzień wolny i mogą odpoczywać do woli, odwie­dzać przyjaciół albo oglądać bez końca telewizję. Jeszcze inni cie­szą się pokojem i rodzinnym nastrojem tych świąt. Wszystkie te motywy radości są dobre. Wiemy jednak, że radość taka nie jest trwała i skończy się, gdy miną jej przyczyny: znudzą się prezenty, wrócą dni ciężkiej pracy, rozwieje się świąteczna atmosfera. Co pozostanie z radości? Jedynie wspomnienie.

Jaki jest powód radości, która mogłaby trwać zawsze? Izajasz kończy swoją frazę: "Zabrzmijcie radosnym śpiewem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem" (Iz 52,9). Św. Paweł powiada zaś: "Radujcie się zawsze w Panu; :cze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie liana wszystkim ludziom: Pan jest blisko!" (Flp 4,4-5). Oto pewny i niezawodny powód trwałej radości: Pan jest blisko! Dziś radujemy się jak pasterze z Betlejem, którzy ujrzeli chwałę Pana w prostocie żłóbka. Dziś uradujemy się jeszcze bardziej, gdy przyj­miemy Go w Komunii Świętej, mając nadzieję na radość doskonałą, gdy Pan nadejdzie w ostatnim dniu.

Jeśli Boży Syn jest pomiędzy nami, jeśli wszyscy to wiedzą, to dlaczego na świecie jest tylu smutnych? Dlaczego wielu płacze, utraciwszy nadzieję? Dlaczego nie ma w nich radości Bożego Narodzenia?

Przybycie gościa cieszy, jeśli spełnione są dwa warunki. Wpierw musimy znać przychodzącego, wiedzieć, kim jest, jaka jest jego godność. Gdy zatrzymamy się na zewnętrznych pozorach, powierzchowności, pozycji społecznej albo nazwisku, łatwo mo­żemy kogoś nie docenić i nie rozpoznać. Nie ucieszymy się jego przyjściem, uznając za godnego przyjęcia z radością tylko tego, komu towarzyszy hałas, splendor i kto przynosi bogate dary. Abraham przyjął do swojego namiotu tylko trzech zmęczonych wędrowców. Nie licząc na nic, cieszył się ich przyjściem i podjął ich tym, co miał najlepszego. Jego otwartość na przychodzącego i gościnność została nagrodzona. Rozpoznał w nich aniołów, którzy zwiastowali mu radość nieogarnioną: "za rok o tej porze będziesz miał syna" (Rdz 18,10).

A my, czy znamy Pana, który przychodzi. Czy wiemy, kim jest? Czy nie myli nas pozór szopy? To nie Dzieciąteczko z tęsknej kolędy; nie ubogi "Jezusik", milutki jak maskotka - to wszechpotężny Pan, Bóg, Słowo Wcielone, który wraz z człowieczeń­stwem przyjął na siebie ludzką biedę fizyczną i duchową, aby nas z niej wyzwolić. "Na świecie było Słowo, a świat stał się przez nie, lecz świat go nie poznał' (J 1,10). Dzisiejsze święto jest dla nas wezwaniem do poznawania Bożego Syna. On objawia się w całej pełni na kartach Pisma Świętego. Mówi o sobie wszystko. Wy­starczy sięgnąć po tę Księgę, czytać i medytować. Nie potrzeba wiele czasu, by wsłuchując się w słowa Jezusa, przewędrować z Nim od betlejemskiej stajenki do Wieczernika. Tu można poznać Jego wielkość i ogrom Jego miłości, która kazała Mu dać całego siebie nam. Potem staniemy pod krzyżem i zobaczymy, że Dar z wieczernika nie był tylko symbolem, ale rzeczywistością. I nowa radość wypełni nasze serca, gdy staniemy u pustego grobu, pełni nadziei na nasze zmartwychwstanie. Nie zatrzymujmy się na obrazie szopki. Idźmy za Jezusem, aby poznać Jego miłość i z radością na nią odpowiedzieć.

Drugim niezbędnym warunkiem radości z przyjścia gościa, jest ten: być przygotowanym. Zazwyczaj nie jesteśmy zadowoleni, jeśli ktoś przychodzi nie w porę, gdy dom nie posprzątany a my nie jesteśmy ubrani odświętnie. Sądzę, że przychodzący Pan Jezus nie oczekuje posprzątanych domów ani odświętnego odzie­nia, ale czystych serc ozdobionych łaską. Tu już nie poczucie smaku wprawia nas w zakłopotanie, ale wyrzut sumienia jest powodem smutku. Pan nie przychodzi nieproszony. "Słyszysz?! Twoi strażnicy podnoszą głos, razem wznoszą okrzyki radosne..." (Iz 52,8). Oni z radością zapowiadają nadejście Pana. Jeszcze mamy możliwość przygotować się i zaprosić Go. Czy nie zamilkli strażnicy naszych serc? Obudźmy ich - niech wołają radośnie! Przebudzenie może być nieprzyjemne. Trzeba będzie przyznać się do wielu błędów i słabości. Trzeba będzie przyjąć prawdę, że przespaliśmy już wiele czasu łaski. Wystarczy jednak szeroko otworzyć okna naszych serc, aby promienie wschodzącego Słońca rozgrzały to, co zziębnięte i wystygłe. W świetle Chrystusa nasze twarze rozpromienieją radością.

Jeśli znamy już Gościa, jeśli zaprosiliśmy Go do siebie, jeśli jesteśmy przygotowani, możemy wyjść Mu naprzeciw i wpro­wadzić Go w nasze życie. Razem przeżywać będziemy radość nieprzemijającą. Dziś świat jest smutny, bo wciąż powtarza się prawda, że Pan "przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przy­jęli" (J 1,11). A my? Czy przyjęliśmy Go naprawdę? Czy napełnia nas radość? "Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy" (J 1,14).

Więc "radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! [...] Pan jest blisko!" (Flp 4,4-5) - oto moje życzenia. Zechciejcie przyjąć je w dzień Bożego Narodzenia! AMEN.



grudnia 24, 2022

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (A) - Msza w dzień - Przedziwna wymiana natur

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (A) - Msza w dzień - Przedziwna wymiana natur


Spójrzmy na tajemnicę Bożego Narodzenia poprzez paradygmat wymiany. Uczynimy to w trzech krótkich punkach: Wcie­lenie, wymiana i konsekwencje. Dwa pierwsze czytania (wzięte ze Starego Testamentu i z Listu do Hebrajczyków) wzywają nas wszystkich do radości, ponieważ oto przychodzi do nas Bóg i my pozwalamy Mu się odnaleźć. Bo w życiu jest tak, że to Bóg nas szuka, a nie my szukamy Boga.

Niekiedy mówimy: szukam Pana Boga. Nic podobnego! Pan Bóg pozwala się odnaleźć tym, którzy Go szukają, ale On jest inicjatorem, On jest Tym, w którym jest cały początek. Natomiast Ewangelia, która stanowi pierwszy rozdział zapi­su św. Jana, jest taka trudna, enigmatyczna, zresztą wszyst­kie pisma Janowe w Nowym Testamencie są tajemnicze, misteryjne. Na dwadzieścia siedem ksiąg Nowego Testamen­tu, pięć ksiąg wyszło spod pióra Jana: właśnie Ewangelia, trzy Listy Janowe i ostatnia Księga Nowego Testamentu, czyli Apokalipsa, która jeszcze bardziej jest enigmatyczna i trudna do zrozumienia.

Otóż św. Jan w dzisiejszej Ewangelii wypowiada hymn ; Logosie. Możemy się domyślać, i słusznie, że tym Logosem «st odwieczne Słowo Boże. Oczywiście ta Ewangelia, która sama w sobie jest trudna, ma też wiele takich jasnych miejsc, jak na przykład to, że Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami. „Zamieszkało między nami" w greckim orygi­nale znaczy tyle, co: „rozbiło między nami namiot". Kiedy po­wstawała ta Ewangelia, starożytni Judejczycy, jako nomadzi, nie prowadzili osiadłego trybu życia, tylko zatrzymywali się : rozbijali namioty tam, gdzie były pastwiska dla zwierząt ho­dowlanych, a więc pojęcie mieszkania jednoznacznie wiązało się z namiotem. Dla ludzi współczesnych autorowi Ewangelii, dziewiętnaście wieków temu, ta sytuacja była absolutnie jasna i zrozumiała.

I tu jest ten pierwszy moment - Wcielenie. Bóg staje się czło­wiekiem. To jest właściwość tylko chrześcijaństwa, która nie wy­stępuje w żadnym innym systemie wiary na świecie - Bóg staje się jednym z nas. Co to oznacza? To jest właśnie istota tajemnicy betlejemskiej, Bóg przyjmuje naszą ludzką naturę. A jaka jest nasza ludzka natura? No, sami wiemy jaka: jesteśmy słabi, ograniczeni, zawistni, chciwi. Jest w nas wiele zła, złej woli i to nie tylko wobec drugiego, ale i wobec nas samych, czasami głęboko w nas tkwi (wywiedzionych z dzieciństwa czy nabywanych w życiu ontologicznym) wiele różnych zranień: nie kochamy siebie, nie akceptujemy, odnosimy się sami do siebie z pogardą. Ale pamiętajmy, nawet jeśli oskarża nas nasze własne serce, to Bóg jest większy od naszego serca. I oto taką ludzką naturę przyjmuje Bóg, to odwieczne Słowo.

Punkt drugi to wymiana. To nie jest dalszy ciąg nocy bet­lejemskiej, to nie jest tylko przyjęcie naszej ludzkiej natury przez Boga, ale dotknięcie istoty Bożego Narodzenia, czyli wymiany. Starożytni Ojcowie Kościoła używali takiego ter­minu jak admirabile comercium, czyli przedziwna wymiana. Na czym polega ta wymiana? Otóż Bóg przyjmuje nie tylko naszą ludzką naturę, ale obdarza nas swoją, to oznacza, że my w Jego naturze mamy udział w Bogu i te wszystkie nasze sła­be złe strony stają się przeniknięte Bożym Duchem, stają się przemienione. Istotą Bożego Narodzenia jest to, że Bóg staje się człowiekiem, a jednocześnie wprowadza nas do wspólnoty z Bogiem. Otrzymujemy naturę Boską, oczywiście na tyle ta natura Boska w nas zaistnieje, na ile jesteśmy w łączności z łaską Bożą.

Kiedy spoglądamy na wydarzenie w Betlejem, to życzmy sobie, żebyśmy byli jak ci pasterze. Co cechowało pasterzy? Byli czujni, reszta spała. Człowiek, który śpi, jest poza świa­tem, jest w swojej iluzji, a prawdziwy świat to tylko realny świat Boży.

Chciejmy zatem, jak pasterze, być ludźmi czuwającymi. Aby Bóg, który przychodzi właśnie w ubóstwie, przychodzi w wy­gnaniu, przychodzi w brzemiennej kobiecie, przychodzi w sła­bości, okazał się również naszym Bogiem. Bo ta istota Bożego Narodzenia, ta przedziwna wymiana dokonuje się wtedy, jeśli jesteśmy na nią otwarci, jeśli pozwolimy się Bogu znaleźć, jeśli mamy prawdziwe wyobrażenie Boga, Boga Objawienia, Boga judeochrześcijan. Bo nasz Bóg jest z tymi, którzy są uciskani, z tymi, którzy są słabi, z tymi, którzy łakną i oczekują zbawie­nia, z tymi, którzy pragną lekarza.

Niech zatem tajemnica Bożego Narodzenia, tajemnica tak radosna, tak niepojęta, będzie i naszym udziałem, niech w nas będzie nadzieja, niech w nas będzie radość, niech w nas będzie moc, bo oto nie tylko jesteśmy stworzeni, po­wołani z nicości do bytu, do życia, ale jesteśmy poprzez tę tajemnicę groty betlejemskiej we wspólnocie, we wspólnocie Boga-Człowieka. AMEN

 

 

grudnia 24, 2022

Uroczystość Bożego Narodzenia - Pasterka - Jezus - światło

Uroczystość Bożego Narodzenia - Pasterka - Jezus - światło


"Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" - mówi pro­rok Izajasz. Co to jest światło? Światłem potocznie nazywa się widzialną część promieniowania elektromagnetycznego, czyli promieniowanie widzialne odbierane przez siatkówkę oka ludzkiego. Jest światło naturalne i sztuczne. Aktualnie mówi się o rewolucyjnym przełomie w medycynie, który ma polegać na zastosowaniu techniki biotron, czyli leczeniu naturalnym światłem. Terapia światłem, naturalną jego mocą, przynosi ponoć zadziwiające efekty.

W Ewangelii jest mowa o światłości. Światłość to natężenie światła, to wielkość określająca ilość światła wychodzącego z emitującego je źródła. Z Betlejem idzie potężne natężenie światła, abyśmy rozeznali prawdę Boga, prawdę człowieka i prawdę o świecie. Anioł rzekł do pasterzy: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całe­go narodu; dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan".

Uroczystość Bożego Narodzenia nie była znana przed IV wie­cie m. Przez pierwsze trzy wieki Kościół obchodził jedynie datę Zmartwychwstania Chrystusa. Ewangelie nie zajmują się bliżej dokładnym ustaleniem dnia narodzin Chrystusa. Kościołowi antycznemu wystarczała sama znajomość faktu narodzin Zba­wiciela i przebieg wszystkich wydarzeń związanych z osobą Jezusa Chrystusa. Natomiast chrześcijanie pochodzący z kul­tury hellenistycznej przywiązywali duże znaczenie do daty narodzin. Dzień 25 grudnia, jako data liturgicznych obcho­dów Święta Narodzenia Chrystusa, jest raczej symbolicznym ustaleniem kalendarzowym. Impulsem do powstania osobne­go święta liturgicznego Narodzenia było oświadczenie Soboru w Nicei (325 r.), że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Jezus Chrystus nie jest mitem, ani ponadczasową ideą, ani też ahistorycznym tworem pierw­szej wspólnoty chrześcijańskiej. Jezus jest postacią historycz­ną w pełnym tego słowa znaczeniu. Mamy więc do czynienia z historią Jego życia, słów, czynów, zachowań, doktryny, śmier­ci na krzyżu, zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Na tym pierwszym poziomie Jezus może i powinien być pojmowany historycznie - tak jak Go ujmują na przykład ateiści czy nie­chrześcijanie. Stąd nie wolno zaniedbywać analizy przestrzeni historyczno-krytycznej istnienia Jezusa. Z kolei na drugim poziomie, konkretna historia Jezusa stanowi sama w sobie Ob­jawienie Boga i jest realizacją tajemnicy zbawienia. Objawienie jest tutaj darem Trójjedynego i może być uchwycone jedynie przez intelekt, aczkolwiek wsparty wiarą.

Objawienie chrześcijańskie ma charakter historyczny, to znaczy dokonało się poprzez fakty i wydarzenia historyczne, które tworzą razem jedną ekonomię zbawienia. Centralnym wydarzeniem owej ekonomii jest Jezus Chrystus, prawdziwy historycznie człowiek, a zarazem prawdziwy Bóg. Przez Niego dokonało się zbawienie świata. Warto tu pamiętać o integral­nym podejściu do Jezusa Chrystusa, gdyż rozróżnienie - spoty­kane jeszcze względnie często - pomiędzy Jezusem historii (ży­jącym, nauczającym i działającym w Palestynie) a Chrystusem kerygmatu i wiary pierwszej gminy, jest jedynie zabiegiem me­todologicznym i negatywnym produktem egzegezy liberalnej twierdzącej, że między tymi postaciami nie ma identyczności, łączności i kontynuacji.

Niejednokrotnie próbowano z osoby Jezusa zrobić mit czy bajkę. Jednakże łatwiej jest z jakiejkolwiek innej postaci histo­rycznej uczynić przekaz legendarny, niż z Chrystusa. Stoi On bowiem pośrodku historii świata nazbyt wyraźnie i stanowi nie tylko granicę liczenia czasu (wszystko, co przed Chrystu­sem jest datowane „przed naszą erą", wszystko zaś po Jego narodzinach uznawane jest jako czas „naszej ery"), lecz jest normą ludzkiej egzystencji. Gdybyśmy nawet nie mieli tych niezliczonych dziejowych świadectw i pomników, które stwier­dzają wprost rzeczywiste istnienie Mistrza z Nazaretu, to już samo Jego dzieło, czyli chrześcijaństwo i Kościół są wystarczającymi dowodami, aby usunąć wszelką wątpliwość co do Jego rzeczywistego istnienia. Mimo tych argumentów, dokonamy jednak spokojnej prezentacji istniejących pamiątek historycz­nych, jakie uwiarygodniają życie i osobę Jezusa.

„W nim było życie, a życie było światłością ludzi. Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat". Werset ten mówi o Panu Jezusie, który tak świadczył o sobie: .Ja jestem światłością świata". On jest prawdziwą światłością. Nie ma nikogo podobnego do Niego. Każdy wierzący również powinien być światłem w tym świecie, a także drogowskazem do prawdziwej Światłości dla ludzi, którzy żyją w ciemności, daleko od Boga. Jako wierzący chrześcijanie swoim postępo­waniem powinniśmy świecić niby lampa (Mt 5, 14-16).

Od dwudziestu wieków ta radosna nowina płynie z serca Kościoła. W tę świętą noc Anioł powtarza nam, kobietom i męż­czyznom: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką (...): dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel" (Łk 2, 10-11). Przygotowywaliśmy się do przyjęcia tych pocieszających słów podczas Adwentu: uobecnia się w nich «dzisiaj» naszego odkupienia. Tak, Syn Boży, współistotny Ojcu, Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, zrodzony z Ojca, przyjął ciało z Dzie­wicy i stał się człowiekiem. Narodził się w czasie. Bóg wkroczył w historię. W tym niepowtarzalnym «dzisiaj» wieczny Bóg stał się uczestnikiem codziennej rzeczywistości ludzkiej.

Na te słowa również my padamy na kolana w adoracji Syna Bożego. Łączymy się duchowo z pełnym zachwytu zdumieniem Maryi i Józefa. Adorując Chrystusa narodzonego w grocie, rów­nież my w tę świętą noc napełnijmy się pełną uwielbienia wiarą tamtych pasterzy, zaznajmy tego samego zadziwienia i tej sa­mej radości. Trudno nie poddać się wymowie tego wydarzenia. Stajemy w zachwycie. Jesteśmy świadkami miłości, która łączy wieczność z historią. To «dzisiaj» otwiera czas radości, czas nadziei, gdyż „Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza" (Iz 9, 5), jak czytamy w Księdze proroka Izajasza.

U stóp Słowa Wcielonego składamy radości i troski, łzy i nadzieje. Tylko w Chrystusie, nowy człowiek, tajemnica bytu ludzkiego znajduje prawdziwe światło. Z Apostołem Pawłem rozważamy chwilę, kiedy w Betlejem „ukazała się [...] łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom" (Tt 2, 11). Z tego powodu, w noc Bożego Narodzenia w każdym zakątku Ziemi, rozbrzmiewają radosne śpiewy we wszystkich językach świata.

Tej nocy na naszych oczach dokonuje się to, co głosi Ewan­gelia: „Tak [...] Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, [...] miał życie wiecz­ne" (J 3,16). Syna swego Jednorodzonego! Tyś jest Chrystus, Syn Boga Żywego, który się narodził w betlejemskiej grocie! Po dwóch tysiącach lat ponownie przeżywamy tę tajemnicę jako wydarzenie jedyne i niepowtarzalne. Wśród wielu synów ludzkich, wśród wielu dzieci, które w ciągu wieków przyszły na świat, tylko Ty jesteś Synem Bożym. Twoje narodzenie w nie­wypowiedziany sposób zmieniło bieg ludzkiej historii.

Oto prawda, którą tej nocy Kościół przekazuje trzeciemu tysiącleciu. Wy wszyscy, którzy przyjdziecie po nas, zechciejcie przyjąć tę prawdę, która całkowicie zmieniła dzieje człowieka na Ziemi. Od tamtej betlejemskiej nocy ludzkość jest świa­doma, że Bóg stał się człowiekiem; stał się człowiekiem, by uczynić człowieka uczestnikiem swej Boskiej natury. Ty jesteś Chrystus, Syn Boga Żywego! Przyszedłeś, aby na życie ludzkie rzucić światło przez Ewangelię. Kościół wita Cię i razem z Tobą chce wkroczyć w kolejny rok. Tyś jest naszą nadzieją. Jedynie Ty masz słowa życia wiecznego. AMEN.

 

 

grudnia 24, 2022

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego (A) - Pasterka - Światło, które oświeca każdego człowieka

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego (A) - Pasterka - Światło, które oświeca każdego człowieka


Jedyna noc roku. Święta noc. Noc, na którą czekaliśmy cały rok. Noc, w czasie której wypełniają się słowa Izajaszowego pro­roctwa o ciemnościach i świetle. Oto bowiem
"nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1). Niezwykłe światło, które rozprasza ciemności tej nocy. Światłość prawdziwa oświecająca każdego człowieka. Światłość rozdzierająca mroki nocy betle­jemskiej. To właśnie dzięki światłu tej nocy ludzie zostali zanu­rzeni, nieomal skąpani w blasku niewyobrażalnej jasności.

Pierwszymi, którzy ujrzeli blask nocy betlejemskiej, byli lu­dzie prości, przebywający w polu pasterze, którzy trzymali straż nocną nad swoim stadem. W ich sercach zabłysło światło. Nie tylko wokół nich światłość rozpraszała ciemności nocy. Ta świa­tłość była w nich samych, w ich wnętrzu. Światło, zapowiadane przez proroka Izajasza, weszło do ich serc.

W tym świetle był sam Bóg. On był światłem. W świat mieszkańców krainy mroków, grzechu i śmierci, weszła "światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka" (J 1,9). Nie była to jednak światłość jakiegoś nieznanego Boga. Nie był to Bóg daleki; Bóg, który pozostawił człowieka na pastwę mroku i śmierci. Był to Bóg Wcielony, który w swoim Jednorodzonym Synu przyjął ludz­kie ciało i w ten namacalny, fizyczny sposób, objawił nam swą miłość. Już wiemy, że jest to Bóg, który tak bardzo umiłował świat, że dał swojego Syna, aby ci, którzy pogrążeni byli w mro­kach śmierci i grzechu, "mieli życie i mieli je w obfitości" (J 10,10).

Dlatego też na obliczu niemowlęcia, owiniętego w pieluszki i leżącego w żłobie, jaśnieje w całej swojej piękności blask Bożego

oblicza. To Dziecko jest obrazem niewidzialnego Boga, promie­niującym zwierciadłem Jego chwały, napełnione łaską i prawdą.

Co przynosi nam dzisiaj leżące w betlejemskiej stajni Dziecię Boże? Łukasz Ewangelista zwraca naszą uwagę na dar pokoju dla ludzi, "w których (Bóg) ma upodobanie11 (Łk 2,14). Z darem pokoju złączony jest nierozerwalnie dar życia, także tego życia, które nazywamy nadprzyrodzonym. Dziś, jak uczy nas Jan Paweł II, Boża Dziecina przypomina nam, że "żadna ciemność błędu i grze­chu nie może wyeliminować całkowicie z serca człowieka światła Boga Stworzyciela" (Jan Paweł II, Veritatis splendor, 1). Nie może wymazać z serca człowieka śladów Boga, ponieważ za każdego człowieka "Jezus Chrystus wydał samego siebie, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości" (Tt 2,14).

Wobec tej tajemnicy łaski Boga, "która niesie zbawienie wszystkim ludziom" (Tt 2,11), lepiej możemy zrozumieć wołanie Papieża "nie lękajcie się", które w swojej książce Przekroczyć próg nadziei, między innymi tak oto wyjaśnia: "Nie lękajcie się Boga, który stał się człowiekiem! Chrystus jest sakramentem niewidzialnego Boga. Sakrament oznacza obecność. Bóg jest z nami. Bóg nieskończenie doskonały nie tylko jest z człowiekiem, ale sam stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie. Dlatego, nie lękajcie się Boga, który stał się człowiekiem" (Jan Paweł II, Prze­kroczyć próg nadziei, 27-28).

Co to znaczy nie lękać się Boga, który stał się człowiekiem? Przede wszystkim otworzyć swoje serce dla tego, który przychodzi. Otworzyć je takim, jakim ono w rzeczywistości jest. Może właśnie zagmatwane w ciemnościach błędu i grzechu. Otworzyć je, aby światło tej nocy, która oświeca każdego człowieka, rozproszyło nasze ciemności. Tylko On może nas zbawić. Oto bowiem dla nas się narodził "Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan" (Łk 2,11).

Chcemy więc prosić jeszcze raz Boga, który sprawił, że ta najświętsza noc zajaśniała dla nas blaskiem prawdziwej świa­tłości, abyśmy nigdy nie byli ludźmi zamkniętych serc i oczu na światło Chrystusa, które oświeca i rozprasza ciemności mroku, grzechu i śmierci. AMEN.


grudnia 18, 2022

4. Niedziela Adwentu (A) - Józefa lęki

4. Niedziela Adwentu (A) -  Józefa lęki

Ukochani Bracia i Siostry, w IV Niedzielę Adwentu można rozważyć teksty biblijne o narodzeniu Jezusa, ale warto to uczynić w świetle drugoplanowej postaci tego wydarzenia, a mianowicie przez pryzmat św. Józefa, i to w kluczu tego słowa, które kieruje do Niego Anioł: „Nie bój się Józefie". A więc, temat naszej homilii to lęk i Józef z Nazaretu.

Pierwsze czytanie opowiada o królu Achazie i proroku Iza­jaszu. Achaz jest królem Judy i panuje w latach 732-716 przed narodzeniem Chrystusa. Ten fragment Pisma Świętego mówi o Izajaszu, gorliwym proroku, który przychodzi do Achaza i na­pomina go, wręcz namawia, aby zwrócił się do Boga. Jednakże ów król niechlubnie zapisał się w historii Izraela, ponieważ wziął sobie za żonę pogankę i wprowadził do Izraela kult po­gański. Kiedy przychodzi do niego prorok Izajasz, zachęca go do nawrócenia, do tego, aby zwrócił się do Jahwe i Jego poprosił o pomoc. Achaz odrzuca tę prośbę i zwraca się do Asyryjczyków.i wiemy, jak to się dalej potoczyło. Ostatecznie, stał się wasalem króla Asyrii.

Izajasz wypowiada słynne proroctwo mesjańskie: „Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel", do którego odwołuje się dziś Mateusz. Właśnie te słowa usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Em­manuel, to znaczy «Bóg z nami»". Mimo że często nie prosimy i nie zapraszamy Boga do naszego życia, On przychodzi i staje się Bogiem z nami. Jest zawsze z nami, bo jednym z piękniej­szych imion Boga chrześcijan jest wierność. I to proroctwo, wypowiedziane przez Izajasza w VIII wieku przed narodzeniem Chrystusa, zapisuje Mateusz.

Ewangelia przedstawia nam najpierw sytuację Józefa, który jest po zaręczynach z Maryją. W prawie żydowskim obowiązy­wały zaręczyny, które trwały rok czasu, były takim rokiem pró­by wierności, w tym czasie narzeczona dalej mieszkała w domu swojego ojca i podobnie było z Józefem i Maryją. Józef był zaręczony z Maryją i oto spostrzega, że w czasie tych zaręczyn Maryja staje się brzemienna. Nie wie, co robić, bo jedyna rzecz, której jest pewien, to ta, że nie jest ojcem tego dziecka. Według prawa rzymskiego, powinien taką sytuację zgłosić prawodaw­stwu żydowskiemu, czyli powiadomić kapłanów, żeby Mary­ja - która zaszła w ciążę poza związkiem małżeńskim - została napiętnowana.

Józef jest w szalonej rozterce, i oto ma sen, w czasie którego objawia mu się Anioł i mówi do niego tak: „Józefie, synu Da­wida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki". Można tu wspomnieć o lęku w naszym życiu. Często pojawiają się sy­tuacje związane z lękiem, strachem albo bojaźnią Bożą. Co to jest strach? Co to jest lęk? Co to jest bojaźń Boża? Strach jest obawą, która ma konkretną przyczynę, na przykład: ktoś leci samolotem, silniki odmówiły posłuszeństwa, kapitan infor­muje, co się stało, za chwilę nastąpi katastrofa. Jest konkret­na przyczyna tego strachu, może on paraliżować. Strach ma konkretny bodziec, włączający nasz układ nerwowy i ogarnia­jący naszą psychikę. Mówimy na przykład, że ktoś poci się ze strachu, albo ktoś stał się blady ze strachu. Lęk natomiast ma całkiem inną naturę. Wlęku mamy jakąś obawę, jakiś niepokój, kiedy nie znamy nawet przyczyny, na przykład jest lęk przed wojną, lęk przed głodem, lęk przed chorobą - ludzie nawet nie wiedzą często przed jaką, ale jest lęk przed chorobą. Lęk jest przed czymś nieznanym; wprowadza nas w taką paradoksalną sytuację, że my boimy się czegoś, ale nie za bardzo wiemy cze­go. Mówimy nawet, że ktoś lęka się własnego cienia. Tak więc, czym innym jest strach, czym innym jest lęk, a czym innym jest bojaźń Boża. Kiedy słyszymy pojęcie bojaźń Boża, to myślimy zamiennie albo o jakimś strachu przed Bogiem, albo o jakimś lęku. Zupełnie jednak nie o to chodzi. Bojaźń Boża właściwie rozumiana nie jest lękiem przed Bogiem, my nie mamy się Boga bać. Bojaźń Boża to obawa, aby nie utracić Boga czy też Go obra­zić! Psalm 112 powiada nam tak: „a bojaźń Boża początkiem mądrości". Otóż bojaźń Boża, tak jak rozumie to Pismo Święte, to pewien strach, ale strach żeby nie utracić Boga, a nie strach przed Bogiem.

I właśnie taką bojaźń Boga pokazuje św. Józef. On nie ro­zumie tej sytuacji, bo oto jest zaręczony z kobietą, niedługo ma być ślub i okazuje się, że Ona jest w ciąży. Jak on musiał to przeżywać! Maryja milczy, nie chce mu powiedzieć, bo z Ducha Świętego jest to, co jest w Niej, to, co się poczęło. I on, Józef, postanawia w całej swojej szlachetności i prawości po prostu oddalić się od Niej potajemnie, zostawić tę sytuację, której nie pojmuje, ani Maryi nie denuncjuje, ani nie wchodzi w roztrzą­sanie tej kwestii, bo to go przerasta. Ale ma przede wszystkim w sercu tę bojaźń Bożą, czyli On się boi, aby ze swoim porząd­kiem ludzkiego myślenia nie wszedł w sprawy Boże. Chce, aby rzeczywistość Boża istniała na pierwszym miejscu, i to jest ten strach, czy lęk, który ogarnia jego serce. I przychodzi do niego Anioł i mówi: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło"...

Achaz, który jest zaprzeczeniem postaci św. Józefa, lękał się wprowadzić Boga w swoje życie i w życie swojego narodu, zwrócił się do bożków. Nieprzypadkowo liturgia Kościoła sta­wia nam dziś przed oczami właśnie taką drugoplanową, ale jednocześnie niezwykłą postać, jaką jest św. Józef. Chodzi o to, abyśmy i my utożsamiali się ze św. Józefem. W okresie poprze­dzającym Boże Narodzenie, rozgrywa się wielki dramat w sercu tego mężczyzny. Boże Narodzenie jako piękna uroczystość po­wiązana nade wszystko z delikatnością, czułością, subtelnością, jakby unika tematu św. Józefa. Z jego osobą wchodzimy jed­nak w całą rzeczywistość Betlejem. Wolimy idyllę niż realność. Prawdziwe Betlejem powiązane jest z cierpieniem, zmaganiem, wyrzeczeniem, szukaniem woli Bożej. Jak tego brak w naszych rodzinach, w naszym życiu osobistym, społecznym i zawodo­wym. Jak św. Józef w duchu zawierzenia, w duchu tego właśnie timor Dei, tak i my powinniśmy się bać, żeby nie utracić Boga. Odkryć prawdziwą tajemnicę Bożego Narodzenia, oznacza za­prosić Maryję i Józefa. Wtedy Bóg będzie rzeczywiście z nami, wtedy spełni się Izajaszowi obietnica, że to, co się narodzi, będzie miało imię Emmanuel, to znaczy Bóg z nami.

Zatrzymujemy się, niestety, tylko na poziomie choinki, bom­bek, może prezentów, może paru kolęd, śpiewanych nawet nie przez nas samych, tylko puszczanych z telewizora czy innych elektronicznych odtwarzaczy. I tak naprawdę to boimy się, żeby w naszym życiu zaszło takie realne Boże Narodzenie. Chcemy Bożego Narodzenia, ale nie tego, które jest związane z Józefem, Maryją i z Jezusem, lecz ludzkich świąt, nie Bożych. Nie można żyć całe życie w iluzji i bawić się tylko w kolorowe świecidełka, to nie o to chodzi, chrześcijaństwo nie jest ideą, nie jest teorią, ale jest egzystencją do bólu i do krwi.

W kościele Mariackim w Gdańsku znajduje się piękna figura Matki Bożej wyrzeźbiona w drewnie. Nazywana jest Piękną Panią. Gdańszczanie wiążą z tą figurą legendę, wywodzącą się z odle­głego średniowiecza, kiedy jeden z obywateli Gdańska został skazany niewinnie na śmierć. Oczywiście on obstawał przy tym, że jest niewinny, ale nie mógł tego udowodnić. Rajcowie miejscy wydali zatem na niego wyrok skazujący. Zgodnie ze zwyczajem, zapytano go o jego ostatnie życzenie. Odpowiedział, że owszem, ma ostatnie życzenie. Poprosił o duży kawałek drewna i dłuta. Siedząc w celi, czekając na wykonanie wyroku śmierci, wyrzeźbił właśnie tę piękną figurę Matki Bożej. Kiedy rajcowie miejscy zobaczyli tę figurę, jaka jest piękna, stwierdzili, że ktoś, kto wy­rzeźbił coś tak doskonałego, nie może być oprawcą i złoczyńcą. Darowali mu życie i wypuścili go na wolność.

W tę IV Niedzielę Adwentu, przed Wigilią, którą będziemy jutro obchodzili w kręgu swoich rodzin, idźmy śladami Józefa i weźmy Maryję do siebie. Tę Maryję, którą odrzuca świat, dla której miejsce będzie tylko w stajni między bydlętami. Bo jeśli weźmiemy Maryję do siebie, tę brzemienną, to Boże Narodze­nie dokona się w naszym życiu, to może nam będzie darowana kara śmierci, to może zmieni się coś w nas! I nie lękajmy się, bo Anioł, który przyszedł do Józefa, przychodzi również do nas, do każdego z nas. Ten Anioł mówi do nas: Marku, Piotrze, Krzysztofie, nie lękaj się, nie lękaj się wziąć do siebie Maryi, bo z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło.


grudnia 18, 2022

4. Niedziela Adwentu (A) – Emmanuel - Bóg z nami

4. Niedziela Adwentu (A) – Emmanuel - Bóg z nami
Moi Drodzy! To już czwarta Niedziela Adwentu, a w najbliższą sobotę będzie wigilia Bożego Narodzenia. Wigilia, to godziny czuwania, które poprzedzają święto. Wigilia świąt Narodzenia Pańskiego niesie ze sobą tak wielkie bogactwo treści, wyzwala tyle wspaniałych uczuć, że samo słowo, sama nazwa wigilia kojarzy się z tym jednym, wyjątkowym dniem, a właściwie wieczorem, który poprzedza Betlejemską Noc.
W naszych najbardziej intymnych, najbliższych sercu wspomnieniach, nosimy obraz stołu odświętnie przybranego, przygotowanego dobrą mat­czyną dłonią. Stołu, który jest znakiem domu, w którym kształtuje się i wzrasta człowiek. Wspomnienia te przechowujemy z tym większą troską i starannością, im dalej unosi nas szybki prąd życia od ciepła rodzinnego gniazda, im dalej jesteśmy od tych treści, które stanowią przystań rodzinnego domu. Ten stół był dla nas zawsze znakiem pokoju i bezpieczeństwa, wzajemnej miłości i zrozumienia, które są konieczne dla rozwoju każdego człowieka.
Stół, przy którym było zawsze jedno miejsce wolne, uczył nas gościnności, uczył gotowości dzielenia się chlebem z tymi, którzy są głodni. Był przeciwstawieniem się egoizmowi, który zamyka się na tych, dla których „zabrakło miejsca w gospodzie”.
Biały opłatek w wyciągniętej ku nas dłoni był znakiem pojednania, przebaczenia, braterstwa. W domu było przecież najwięcej okazji do kłótni, do nieporozumień, do wypowiadania słów ostrych i szorstkich. Jednak ten wieczór wigilijny okazywał, że w domu znacznie więcej spraw łączy, niż dzieli, że wzajemna życzliwość buduje dom. Liczył, że miłość przezwycięża obojętność i niechęć. Uczył, że warto zawsze na nowo wyciągnąć rękę do pojednania. Uczył po prostu jak stawać się człowiekiem.
Może ktoś zapytać, dlaczego mówię że tak było, dlaczego używam przeszłego czasu. Przecież w tak wielu domach za klika dni wyciągną się ręce z białym opłatkiem, a słowa będą się starały wypowiedzieć w jakże niezaradny sposób to, co czuje serce. Dobrze, że tak jest, dobrze, że stare zwyczaje nadal pomagają rozwijać w nas to, co stanowi o tym, że jesteśmy ludźmi. Jednak dla wielu naszych braci i sióstr wigilijna wieczerza w domu jest tylko wspomnieniem. Tyle jest rodzinnych dramatów, tylu jest ludzi samotnych, tylu chorych, tylu oddalonych z różnych przyczyn – od swoich najbliższych. Urok i niepowtarzalny klimat tego wieczoru przechowują tam, gdzie człowiek gromadzi to, co najpiękniejsze, to co najcenniejsze. I chociaż na co dzień bywają obojętni, czasem nawet nieczuli na dolę swych bliźnich, to w ten wigilijny wieczór tęsknią za tym, co nazywamy prawdziwym o człowieczeństwem. Nie na darmo nasze świąteczne legendy mówią zwierzętach, które tej nocy przemówiły ludzkim głosem. Wielkim cudem tego wieczoru jest to, że niektóre serca ludzkie zaczynają bić inaczej, stają się bardziej ludzkie. Jest to większa przemiana, większy cud, niż usłyszeć zwierzęta mówiące ludzkim głosem! Tego wieczoru nie trzeba się wstydzić łez, które zakręcą się w oku na wspomnienie utraconego dzieciństwa, na wspomnienie najbliższych, którzy są daleko, lub bezpowrotnie odeszli. Takie łzy oczyszczają. Takie łzy pomagają zobaczyć prawdę, że ciągle na nowo jesteśmy zobowiązani stawać się prawdziwymi ludźmi. Pomagają oczyszczać wzrok z zaślepienia egoizmem. Tego wieczoru trzeba sobie uświadomić, że powołaniem każdego z nas jest stawać się człowiekiem. „Wśród nich jesteście i wy – mówi do nas dziś św. Piotr – powołani przez Jezusa Chrystusa. Łaska wam i pokój od Boga i Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 1,6-7).
Łaska i pokój są Jego darem. Bo Jego imię brzmi Emmanuel. Imię to określa Kim On jest. Emmanuel – znaczy Bóg z nami. Tajemnica Wcielenia, którą przeżywamy mówi nam, że Bóg stał się jednym z nas, zamieszkał wśród nas, mówiąc po prostu stał się człowiekiem. Tę prawdę wiary powtarzamy tak często, że przestała ona do nas przemawiać. Chciałoby się dziś, w przededniu świąt, „potrząsnąć” każdym chrześcijaninem, przemówić do każdego głosem tak donośnym, aby usłyszał, że Bóg jest Emmanuelem, że Bóg jest wśród nas, że Bóg jest jednym z nas.
Betlejemska noc jest więc czasem spotkania Boga, który stał się człowie­kiem z tymi, których nieustannie powołuje, aby stawali się ludźmi. To właśnie spotkanie niesie łaskę i pokój. Teraz stajemy wobec prawdy specyficznie chrześcijańskiej. Wobec prawdy o zjednoczeniu Stwórcy ze stworzeniem. Żeby się zjednoczyć z Bogiem trzeba być tylko człowiekiem. Tylko, czy aż człowiekiem!? Nie trzeba być w każdym razie aniołem! Trzeba stawać się człowiekiem.
Dlatego wigilia Bożego Narodzenia odsłania w tobie ukryte na co dzień dążenia. Dlatego przypomina tobie o największym twoim powołaniu, o którym możesz w wirze codzienności zapomnieć. Wigilia Bożego Narodze­nia stawia tobie przed oczy dom, naszą pierwszą szkołę człowieczeństwa. Każe ci wziąć do ręki chleb i przełamać go ze stojącym obok ciebie ojcem i matką, bratem i siostrą, synem czy córką – bliźnim. Uczy jak być otwartym i gotowym do przyjęcia tych, co są w potrzebie. Przypomina o największym i pierwszym powołaniu, o powołaniu człowieczeństwa, o którym tak łatwo zapomnieć usprawiedliwiając się trudnymi warunkami ludzkiego życia.Gdy sam spotkasz się z ludzkim gestem, gdy ktoś do ciebie odniesie się po ludzku, gdy ktoś ciebie potraktuje jak człowieka – wyczuwasz, że w tym właśnie geście, choćby był niewielki, kryje się coś bardzo ważnego. Niech nadchodząca Wigilia i ta święta noc Bożego Narodzenia uczy cię, że w tym ludzkim czynie jest Bóg – Emmanuel Jego imię!
Nie trzeba na zakończenie tej homilii powtarzać jak wiele uczuć łączy się z wigilijnym wieczorem, z wigilijną wieczerzą. Trzeba natomiast jeszcze raz powiedzieć, że te wszystkie piękne zwyczaje, zakorzenione w naszych sercach, kształtujące nas od dzieciństwa mają swe źródło w tym, że Bóg jest wśród nas, że w naszej ludzkiej naturze z Nim się spotykamy, bo Jego imię brzmi Emmanuel, Bóg z nami. Idąc z białym opłatkiem w dłoni do drugiego człowieka sprawiamy, że Bóg jest wśród nas. Niech ten gest, który oznacza ludzki stosunek do drugiego człowieka wpływa na naszą codzien­ność, bo Bóg jest zawsze obecny w życiu człowieka, zawsze – nie tylko w wigilijny wieczór. Amen.



grudnia 07, 2022

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
Święty Paweł Apostoł w Liście do Efezjan napisał, że Bóg: „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1, 4). To pragnienie Boga znalazło swój najpięk­niejszy wyraz w Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny Przeświadczenie o tym niezwykłym przywileju Matki Bożej było obecne w Kościele od początku, jednak oficjalnie, jako dogmat, ogło­sił to w 1854 roku papież Pius IX słowami bulli Ineffabilis Deus: „Naj­świętsza Maryja Dziewica od pierwszej chwili swego poczęcia, przez łaskę i szczególny przywilej Boga wszechmogącego, na mocy przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana nienaruszona od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego”.
Słuchając słów tej dogmatycznej definicji, nie wpadamy w za­chwyt. Ciężko nam przebić się przez teologiczne sformułowania. Co­raz mniej rozumiemy czym jest grzech, a szczególnie ten nazywany pierworodnym, którego przecież nie popełniliśmy. Dlatego często myślimy o Niepokalanym Poczęciu jak o szczególnym prezencie, któ­rym Bóg obdarzył Maryję i który ma znaczenie tylko dla Niej. Tym­czasem jest to wielki znak, poprzez który Bóg ukazuje miłość do każdego człowieka, przynosząc nam nadzieję i radość. Gdy czytamy w Biblii o historii grzechu Adama i Ewy oraz o konsekwencjach, jakie przyniosła próba budowania życia bez Boga, widzimy dramatyczny obraz rozpadu relacji. Jakby ktoś przeciął nić wiążącą klejnoty prze­ślicznego naszyjnika albo wyjął najważniejszy kamień fundamentu misternej budowli. Wszystko nagle zaczyna się sypać. Człowiek ukry­wa się przed Bogiem, bo w jego sercu miejsce miłości zastąpił strach. Adam oskarża Ewę, zaczyna kiełkować między nimi niezrozumienie i pożądanie. Praca i zdobywanie chleba staje się mordęgą, a w rodzenie dzieci wpisany zostaje trud i ból. Później dochodzi do tego, że brat zabija brata. Nikt z nas nie urodził się w raju, przychodzimy na zie­mię naznaczoną grzechem, z rodziców dźwigających w sobie pierwo­rodną skazę. Doświadczamy tego pęknięcia, a jednocześnie nosimy w sercu nieustanną tęsknotę za uzdrowieniem, za wolnością od jadu, który zatruwa nasze życie.
Niepokalane Poczęcie jest wielkim darem dla Maryi, przygotowa­niem Jej do roli Matki Syna Bożego. Jest jednocześnie zapowiedzią naszego wyzwolenia. Daje nam nadzieję na zwycięstwo Boga w zwy­kłym człowieku. On może doprowadzić mnie, kulawego, tam, gdzie zaplanował i pragnie, abym dotarł. Może mi, tak jak Maryi, dać serce, które słucha i odpowiada. Daje mi zdolność do kochania, które nie ma żadnych granic. Może, przez swoje miłosierdzie, uczynić mnie wol­nym i pięknym. Maryja Niepokalana nosi w sobie całe piękno czło­wieka, które zamierzył Bóg w dziele stworzenia.
Opisy fatimskich objawień podkreślają ten aspekt, nazywając Maryję osobą jakoby z innego świata, niezwykłą, cudowną, nadziemską i wspa­niałą. Taki jest człowiek wolny od grzechu i ozdobiony łaską Boga.
Sanktuarium jest też miejscem szczególnej walki z grzechem. Mat­ka Boża ukazała się, aby wzywać do pokuty i nawrócenia. Jak podają źródła, wkrótce po objawieniach kapłani spowiadali kil­kanaście godzin w wigilię uroczystości odpustowych i od brzasku aż do wieczora w dzień święta. Tajemnica Fatimy to w znacznej mierze cud dokonujący się w konfesjonałach. Niepokalana Matka delikatnie z czułością przyprowadza człowieka do miłosierdzia Boga, aby był uwolniony od grzechu i uzdrowiony.


grudnia 07, 2022

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
 
Maryja manifestacją Bożej miłości do wszystkich ludzi

Umiłowani Bracia i Siostry! Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, którą dziś przeżywamy, posiada wymowę, która, pozornie, posiada treść nieco odległą od naszych schematów myślowych i naszego doświadczenia. Oto przedstawia nam Maryję w sytuacji Jej wyjątkowości, w jej przywileju bycia zachowaną od zmazy grzechu pierworodnego i wolną od jakiegokolwiek innego grzechu popełnionego za życia. Rzeczywistość, która nie jest ni­komu z nas dostępna, która może być zbyt często postrzegana jedynie w charakterze przywileju udzielonego Matce Bożej, a w związku z tym nie mająca nam zbyt wiele przez to do zakomunikowania. Czy rzeczywiście tak jest? Nie! Spróbujmy pokrótce przybliżyć sobie treść tego wydarzenia, tej rzeczywistości, która stała się udziałem Maryi. Wyciągnijmy z niej praktyczne wnioski dla naszego życia.

Uroczystość dzisiejsza zawiera bogactwo treści o wymiarze podstawowym dla naszego życia. Wskazują na nią czytania Liturgii Słowa Bożego, przed chwilą przez nas usły­szane. Odsyłają nas one do początków naszej egzystencji.
Oto św. Paweł, w liście do Efezjan, wskazuje, że Bóg, w Je­zusie Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1,4). Jak inaczej wyrazić treść tych, tak pełnych znaczenia, słów? Oto u podstaw naszej egzystencji znajduje się Boży zamysł miłości. Jesteśmy wszyscy, każdy z nas z osobna, przewidziani przez Boga do bycia obdarzonymi Jego miłością, aż do uczynienia z nas Jego przybranych synów. W tym kontekście powinny być również odczytywane słowa z Księgi Rodzaju: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego nam. [...] Stworzył więc Bóg człowieka ma swój obraz” (Rdz 1,26n.)
Przekaz tych słów biblijnych nie wyczerpuje jeszcze całej rzeczywistości wymiaru Bożej miłości. Oto ta miłość nie zatrzy­muje się wobec ludzkiego sprzeciwu, wyrażonego w grzechu. Jego miłość idzie dalej, ponad grzech, znajduje drogę swojego zamanifestowania nawet w sytuacji ludzkiego odejścia od Boga, które swoje pierwsze miejsce w historii ma w osobach Adama i Ewy. Ewa jest zaprezentowana na stronach Księgi Rodzaju jako niewiasta, która, przez swoje "nie", wypowiedziane wraz z Ada­mem, zrywa jedność z Bogiem.
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, po­między potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15). Tym potomstwem Niewiasty jest Jezus Chrystus, zrodzony z Maryi. Maryja jest Niewiastą, która przez swoje "tak" otwiera drogę do odnowienia harmonii człowieka z Bogiem.
Inicjatywa jest zawsze po stronie Boga. Jest to inicjatywa bezinteresowna, ponieważ płynie z miłości. Również Niepokalane Poczęcie Maryi to inicjatywa Boga. Nie może być ono jednak wi­dziane jedynie w kategoriach przywileju udzielonego Maryi. Dar wolności od grzechu pierworodnego i od wszelkiego grzechu – udzielony Maryi, nie jest rodzajem wyniesienia, które oddala nas od Niej. Jest ono znakiem, manifestacją miłości Boga do wszys­tkich ludzi. Bóg nie poprzestał na uznaniu rzeczywistości ludz­kiego grzechu za fakt dokonany, z nieodwracalnymi dla człowieka konsekwencjami; konsekwencjami zła i śmierci. Bóg podejmuje inicjatywę zbawienia człowieka. W Maryi, wolnej od grzechu, przygotowuje godną Syna Bożego świątynię. Bóg chce przebywać w takich świątyniach.
Takimi świątyniami winniśmy się stać my sami. Na wzór tej, którą Bóg obrał sobie w Maryi. A jaka jest ta świątynia wybrana przez Boga w Maryi? Maryja w dialogu z Archaniołem Gabrielem ujawnia tajemnice swojej osoby. Oto jaka jest Jej reakcja na niez­wykłe wydarzenie spotkania z Archaniołem Gabrielem. Niezwykłe jest już samo pozdrowienie, które obdarza Ją nowym imieniem "pełna łaski" (Łk 1,28), wskazującym na mnogość Bożych darów, które mają towarzyszyć w Jej misji. Oto poczęcie Syna Bożego miało nie naruszyć Jej dziewictwa. W zapowiedzi urodzenia Syna nie wspomina się nawet o Józefie, chociaż Jego imię nie zostało pominięte w prezentacji Maryi na początku opisu wydarzenia Zwiastowania. Również imię Jezus ma być nadane przez Maryję, co było czymś niezwykłym w Nowym Testamencie. Jak to wszys­tko nie miało wywołać zdumienia Maryi wyrażonego w pytaniu: „Jakże się to stanie?” (Łk 1,34). Maryja, przed podjęciem decyzji, prosi o wyjaśnienia. Jej wiara nie była łatwowiernością, lecz była wynikiem decyzji podjętej rozumnie. Ażeby zaś była aktem woli podjętym w sposób rozumny, chciała mieć pełną świadomość sytu­acji, do której Ją Bóg przez Anioła wzywa.
Nasza wiara, w podobny sposób jak Maryi, winna być wiarą świadomą, gdyż tylko taka wiara odpowiada naszej godności. Wierzymy nie naiwną łatwowiernością, ile wynikiem rozumnej i świadomie podjętej decyzji woli i rozumu.
Tak pojęta wiara Maryi pozwala Jej na zaakceptowanie Bo­żego wezwania: „Niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38). Jest to wiara pełna zawierzenia Bogu, powierzenia ca­łego swego życia i tej misji, do której jest wezwana, Bogu. I to jest ten drugi aspekt wiary Maryi: Jej zawierzenie. Nawet jeśli za­danie, zdawać by się mogło przekraczać możliwości zwykłej żydowskiej dziewczyny, to świadomość obiecanej obecności Boga w tym wszystkim, co Jej Anioł zapowiedział, otwiera drogę do Jej ufnego i pokornego zawierzenia. Nie może zabraknąć tego wy­miaru naszej wierze – zawierzenia Bogu, ufnego przylgnięcia do Niego, powierzenia Mu siebie w świadomości, że jesteśmy przez niego kochani.
Ta wiara to również wymiar tej świątyni, która od tej chwili stała się rzeczywistym, realnym mieszkaniem dla Boga-Człowieka.
Jesteśmy świątyniami Ducha Świętego. Jesteśmy miesz­kaniem Chrystusa przychodzącego do nas w Komunii świętej. Czy dostatecznie zdajemy sobie sprawę z tej rzeczywistości? Chrystus, który w Maryi Niepokalanej obrał sobie świątynię dla siebie, aby narodzić się jako Człowiek, chce uczynić z nas samych godną Niego samego świątynię: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do nie­go, i będziemy w nim przebywać” (J 14,23).
Niech naszą odpowiedzią, naszym zaproszeniem dla Boga do świątyni naszego serca, będzie życie na wzór Maryi – Świątyni, w której upodobał sobie Bóg; wraz z wiarą, na wzór Jej wiary, która przez "tak", wypowiedziane Bogu w osobie Anioła, otworzyła drogę dla naszego zbawienia.
Bracie, Siostro – jeżeli chcesz naśladować Maryję w Jej postawie całkowitego zawierzenia, oddania się Bogu i jeżeli chcesz, aby Twój związek z Chrystusem był na podobieństwo Jej związku, otwórz dla Niego całe swe serce, zlikwiduj wszystkie rezerwaty, do których Go do tej pory nie wpuszczałeś, poddaj się Jego działaniu, Jego reformom i nie bój się tych zmian, jakie On chce wprowadzić w Twoje życie. Jeśli Jezus będzie chciał faktycznie coś zmienić w Twoim życiu – pamiętaj, że zawsze ta zmiana będzie służyć Twojemu dobru i Twojemu szczęściu.
Niech się tak stanie!

grudnia 07, 2022

Rozważania Adwentowe – Słodkie jarzmo i lekkie brzemię

Rozważania Adwentowe – Słodkie jarzmo i lekkie brzemię
Środa, II tydzień Adwentu


Na adwentowej drodze ruch odbywa się w dwóch kierunkach. Bóg przychodzi do nas, ale i my mamy podążać do Niego. Kiedy my wołamy: "Przybądź", On odpowiada wezwaniem: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Bóg rzeczywiście „dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego”, jak stwierdza to prorok Izajasz w pierwszym czytaniu mszalnym (Iz 40,29). Trzeba jednak być przygotowanym na to, że Bóg czyni to w sposób niekonwencjonalny i zaskakujący. Spodziewamy się, ze Bóg ujmie nam ciężaru, żebyśmy mogli sobie odpocząć i nabrać sił, a tymczasem słyszymy: „Weźcie moje jarzmo na siebie”. W sławnych "Listach Nikodema" Jezus ciągle mówi do stroskanego ojca: „Daj mi swoje troski”. Dzieło Jana Dobraczyńskiego jest tylko apokryfem, a w prawdziwej Ewangelii Pan Jezus mówi: „Weźcie moje jarzmo na siebie”. To nowe jarz­mo i brzemię daje jednak człowiekowi wielką moc. Jarzmo oznacza dosłownie przywiązanie do pługa, czy do wozu, a w przenośni jest uwiązaniem do różnych obowiązków. Czym jest to jarzmo, które Jezus chce włożyć na nas? - Jest to jarzmo miłości. Tak poucza nas prorok Ozeasz: „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości” (Oz 11,4). Te więzy i to jarzmo, które Jezus nakłada na nas to rzeczywiście miłość. Jeśli człowiek dołączy do swoich obowiązków jeszcze ten ciężar, wtedy wszystko staje się lżejsze i łatwiejsze. Najtrudniejsze rzeczy wykonywane są z łatwością. Najcięższa praca podjęta z miłości jest lekka. Nawet krzyż znoszony z miłością może być słodki. Zaiste, prawdę mówi nam Pan Jezus: „Jarzmo moje jest słodkie, a brzemię lekkie”.
W niekonwencjonalny sposób Pan Jezus daje również ukojenie dla dusz naszych. Człowiek myśli, że znajdzie ukojenie, kiedy zaspokoi wszystkie swoje pragnienia i ambicje. Myślimy, że uko­jenie dają wielkie osiągnięcia i sukcesy: sława, chwała i wszelkiego rodzaju aplauz. Kto osiągnął satysfakcję - ten znalazł ukojenie. A tymczasem Pan Jezus mówi: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem ła­godny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”. Droga do ukojenia to droga łagodności i pokory. I jak zwykle, On nas zna lepiej, niż my sami siebie. Kto podejmuje się jakiejkolwiek działalności tylko po to, by odnosić sukcesy i zdobyć chwałę i sławę, zazwyczaj nigdy nie znajduje ukojenia. Każda recenzja, każda kry­tyka odbierze mu resztki wewnętrznego pokoju, a większe sukcesy współzawodników będą budzić zazdrość, która bardziej trawi wnętrze człowieka niż kwas solny. Kto jest pokorny, kto niewiele szuka dla siebie, a wiele chce ofiarować innym, uwalnia się od tych kwasów i zaburzeń. Nie zazna ukojenia serce pyszałka i wojownika. Pokój może zagościć tylko w sercu łagodnym i cichym. Utrudzeni i obciążeni podążajmy do Jezusa:
On dodaje mocy zmęczonemu
i pomnaża siły omdlałego...
Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,
otrzymują skrzydła jak orły”. (Iz 40,29-31)
Tak. On dodaje mocy. Jeżeli jesteś utrudzony swoim powołaniem, wspólnotą, samym sobą, wydarzeniami w których ci przyszło pełnić czyny apostolskie, wtedy przychodź do Boga. Jeżeli spotkasz wśród bliskich tych, którzy utrudzeni i obciążeni wielu sprawami, stanęli bezradnie, wtedy ich prowadź do źródła mocy, do Jezusa Chrystusa. O tym warto pamiętać. Czasem wydaje się, że przyjdzie wtedy, gdy moje myśli będą promieniste, gorące uczucia, modlitwy pełne wiary i szczebiotu. Skłonny byłbym nawet odłożyć niektóre spotkania modlitewne, sakramentalne „na czas lepszy”.
A jednak Chrystus chce inaczej. Właśnie wtedy, gdy przygniata wszystko, i obciąża mnie nastrój zły, wtedy mnie zaprasza. W mądrej bliskości dzieje się coś nowego, co pochodzi wprost z Boga, co sprawia, że czas nizin, zgnębienia, nie przekreśla celu, nie zatrzymuje ludzi dobrego posłannictwa. Pozostać w cieniu wtedy, gdy nie ma sił, to tak, jak schować kwiatek przed deszczem wtedy, gdy spostrzegamy iż gubi listki.
Chcieć ratować się w złych chwilach samemu, to być pysznym, i sądzić, że cokolwiek możemy w sferach, które są z samego założenia Boże. Jeżeli opustoszała nasza dusza, wtedy nikt poza Bogiem, nie będzie jej mógł rozjaśnić i napełnić życiem.
Jeżeli doświadczamy wyjątkowej bezsilności wobec obciążonych tym co jest, i zgnębionych przewidywaniami tego co będzie, gdy nie podniesie ich ani słowo, ani obecność, bliskość, modlitwa, wtedy będę namawiać, żeby podeszli bliżej do Boga, żeby tam zostawali dłużej, żeby rośli sami przez przepływ Życia, które ich stworzyło, towarzyszy i sprawia owoce na wieczność.


grudnia 06, 2022

Rozważania Adwentowe – Pasterz i zagubiona owieczka

Rozważania Adwentowe – Pasterz i zagubiona owieczka
Dobry Pasterz
Wtorek, II tydzień Adwentu



Nasza wyobraźnia, ukształtowana przez dewocyjne obrazy i ry­ciny, zawęża interpretację przypowieści Pana Jezusa o dobrym pasterzu i zagubionej owcy. Dotyczy to przede wszystkim zagu­bionej owcy. Wydaje się nam, że zagubiona owieczka to takie niewinne, nieszczęśliwe stworzonko, które przypadkiem uwikłało się w ciernie i żałośnie pobekując przyzywa ratunku. Kiedy przychodzi do niej dobry pasterz, patrzy na niego żałosnym wzrokiem i tuli się z ufnością. Do zagubionej owieczki czujemy dużo litości i sympatii. Zagubione owieczki bywają jednak również zupełnie inne i czujemy wtedy wobec nich duży dystans, a nawet niechęć. Na bydgoskim dworcu kolejowym mijamy starsze panie, którym tak do twarzy byłoby z różańcem w ręku, podczas gdy one trzymają w ręku "Strażnicę" i próbują pismem przeciwnym wierze katolickiej zainteresować przechodniów. Ludzie najczęściej omijają te osoby zupełnie obojętnie, a nawet niechętnie. Sam czuję, że wśród swojskiego tłumu pasażerów ci kolporterzy "Strażnicy" wydają mi się bardzo obcy. A to są także zabłąkane owieczki.
Spotykamy i takie zagubione owce, które czasem trudno odróżnić od wilków drapieżnych. Budzą one nie tylko uczucie obcości, ale nawet lęk. Kiedy słyszymy młodych ludzi wykrzyku­jących wrogie hasła pod adresem Chrystusa, Kościoła i jego ludzi, kiedy odczytujemy napisy sporządzone przez artystów "sprayu" na murach kościołów, myślimy nie o zagubionych owcach, lecz o zbun­towanych kozłach. Owce szalejące na "koncertach" rockowych, dźgające nożem współtowarzyszy zabawy, budzą nasze przerażenia. Przychodzi pokusa, aby takie zagubione, czy zbuntowane owce odpisać na straty. Same przecież chciały swego zagubienia, a ich poszukiwanie może okazać się niebezpieczne. W dodatku, jest to jednak zjawisko tylko marginesowe. Po co zajmować się jedną zabłąkaną, skoro zostało jeszcze dziewięćdziesiąt dziewięć owiec? Czy przejmować się kilku paniami, które rozprowadzają na dworcu "Strażnicę", skoro tyle innych kobiet odmawia różaniec? Czy podejmować nadzwyczajne działania, by ratować młodzież z rejo­nów patologii, skoro tylu normalnych młodych ludzi potrzebuje wykształcenia i warunków do wszechstronnego rozwoju?
Dobry Pasterz pozostawił 99 owiec, aby szukać jednej zagu­bionej. Dzisiaj Pan Jezus też narażałby swoje życie, aby zagubione odnaleźć, bo Dobry Pasterz życie daje za owce. Ci, którzy uczestniczą w pasterskiej misji Chrystusa: duszpasterze, rodzice, wychowawcy i całe społeczeństwo strzec się muszą poczucia obcości, dystansu i wrogości nawet wobec owiec, które przyodziewają skórę drapieżnego wilka. Prorok Adwentu Izajasz zachęca, byśmy naśladowali Najwyższego Pasterza:
Podobnie pasterz pasie swą trzodę,
gromadzi ją swoim ramieniem,
jagnięta nosi na swej piersi,
owce karmiące prowadzi łagodnie. (Iz 40,11)
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28)
Naśladowanie Dobrego Pasterza to szukanie małych... Czas Adwentu jest wspólnym dziełem Kościoła, który prowadzi wielkich, ale i szuka małych. Takich, w których mieszka wiara maleńka jak ziarenko. Bez odwagi danej od bliskich, bez modlitwy ludzi kocha­jących, bez troskliwego szukania w gromadach rozmodlonych, byliby zgubie­ni. Czas Adwentu szuka takich maleńkich, jak zdeptane przez przechodniów krzewy, którymi nieostrożnie przeszli ludzie, i pozostały podarte szczątki, które ani zakwitnąć, ani nawet zazielenić się nie mają już siły. Takich, jak odprawieni przez wielu od życzliwości, od mieszkania, od sąsiedzkiej troski, od koleżeńskiego wsparcia, od przyjaźni. Nawet w propozycji spotkania z Bo­giem, lękają się kolejnego zawodu i zasmucenia.
Takich nijakich, przyczajonych, nieśmiałych, którzy nie mogą zdobyć się na odważne wyzwolenie z nałogu, z kompleksu, z zawstydzenia, którzy myślą bez radości nie tylko o sobie samych, ale i przywołującym ich Bogu. Tych wszystkich słabych, bez siły przebicia w życiu, którzy stoją, gdzie ich postawiono i milczą, jak im kazano, i nie wierzą, aby dla kogoś mogli stać się jedynymi i ukochanymi, a już o Bogu nie odważają się marzyć bez skurczu zalęknienia. Tych, z ostatnich łóżek szpitalnych, którzy nie potrafią się znaleźć należycie, ani zrewanżować. W domu opieki nie mają innej „pomocy" nad napastliwość, którą pokrywają strach. W naszej społeczności żyją cichutko w smutku zapomnienia, i cichej rezygnacji z tylu młodzieńczych marzeń i aspiracji. I trzeba niekiedy obudzić czujność na tych, których nam przesło­niło dziewięćdziesięciu wielkich i ważnych. Na zagubionych małych i zapomnianych czeka Pan.
Uważnie wyszukajmy ich wśród bliskich i przynieśmy bliziutko, w miłość Boga.


grudnia 05, 2022

Rozważania Adwentowe – Niepełnosprawnym na pomoc

Rozważania Adwentowe – Niepełnosprawnym na pomoc
Poniedziałek, II tydzień Adwentu


Jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim”. (Łk 5,18)

Jak to dobrze, że i dzisiaj są ludzie, którzy pragną pomagać niepełnosprawnym. Dzięki temu, skazani na nieruchome przebywanie w jednym miejscu mogą wybrać się w drogę i czynią to w miarę samodzielnie. Dzięki obniżonym krawężnikom, windom do miesz­kań i autobusów, dzięki specjalnym podjazdom, mogą oni dotrzeć do różnych miejsc i brać udział w życiu ludzi w pełni sprawnych i zdrowych.
Wszyscy zostaliśmy wezwani na drogę Adwentu prowadzącą do Boga. Potrzebna jest jednak pewna podstawowa sprawność, by na tę drogę wejść i tą drogą podążać. Jest to droga czysta i święta, jak poucza nas dzisiaj prorok Izajasz, i „nie przejdzie nią nieczysty, gdy odbywa podróż i głupi nie będzie się tam wałęsać” (Iz 35,8). To dlatego Pan Jezus przywraca nie tylko sprawność ciała człowieka sparaliżowanego, ale odpuszcza mu grzechy i w ten sposób uwalnia od paraliżu również jego duszę, aby mógł wejść na drogę prowa­dzącą do Boga. Uzdrowionemu człowiekowi Pan Jezus powiedział tylko: „Idź do domu!”, lecz ten dobrze zrozumiał, gdzie jeszcze ma podążać, bo „poszedł do domu wielbiąc Boga”.
Potrafimy pomagać ludziom niepełnosprawnym w poruszaniu się po mieście, ale czy możemy pomóc ludziom sparaliżowanym du­chowo (przez niewiarę, brak religijnego myślenia, grzech) wyruszyć w drogę ku Bogu. Wobec rozmaitych zaniedbań, uprzedzeń i skost­nień jesteśmy tak bezradni, jak ludzie przyjaźni bohaterowi dzi­siejszej Ewangelii. Sami nie mogli go uzdrowić, ale przynieśli go do Syna Człowieczego, który na dowód tego, że ma moc odpuszczania grzechów, przywrócił również sprawność ciału sparaliżowanego. Możemy nie tylko pokrzepić ręce osłabłe i wzmacniać kolana omdlałe. Możemy również pomóc małodusznym: „Powiedzcie małodusznym: »Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg... On sam przy­chodzi, by nas zbawić«”. (Iz 35,4) Tym, którzy upadli na duchu, których grzech poraził niesprawnością, nie pomogą żadne wózki inwalidzkie i żadne ułatwienia komunikacyjne. Tutaj konieczne jest radykalne uzdrowienie. Trzeba prawdziwego oczyszczenia, aby podążać drogą czystą i nie pomogą tutaj żadne zabiegi kosmetyczne polegające na pokrywaniu pudrem i lakierem zgnilizny grzechu. Trzeba prawdziwej mądrości, bo głupi nie będą wałęsać się na tej drodze i nie wystarczą gazetowe dezinformacje na temat tego, co jest dobre i co jest złe. Trzeba prawdziwej świętości, by podążać drogą świętą. Dlatego należy zwrócić się do Tego, do którego mówimy: „Tylko Tyś jest święty”.
Wszelkimi sposobami: modlitwą, radą, świadectwem życia pro­wadźmy wszystkich małodusznych do Jezusa, który ma moc odpusz­czania grzechów. On każdemu może powiedzieć: „Ufaj, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Przyjdzie nam to tym łatwiej, że „On sam przychodzi, aby nas zbawić”. (Iz 35,4) Jeżeli przyczynimy się do tego spotkania, będziemy się radować spełnieniem adwentowego proroctwa:
Pójdą tamtędy wyzwoleni
i odkupieni przez Pana powrócą.
Przybędą na Syjon z radosnym śpiewem,
Osiągną radość i szczęście,
ustąpi smutek i wzdychanie. (Iz 35,9-10)
Człowiek religijny czeka na Jezusa z całym skupieniem serca na, jakie go stać, ale nigdy nie czeka w samotności. Adwent, to przecież wspólne dzieło Ko­ścioła, który przez liturgię, przez tradycję rodzinną, przez osobistą formację wierzących, pragnie zbliżyć światu światło Chrystusa. Adwent to prawie do­kładne przybliżenie ludziom powołania ewangelicznego, szczególnie wspól­notom apostolskim, zgromadzeniom, stowarzyszeniom, zakonom. Własne za­dania, które opisano: „Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim” (Łk 5,18). Ci „jacyś” ludzie chodzą po świecie ludzkiego zagubienia, cierpienia, porzu­cenia, zwątpienia, poniżenia, oddalenia od ludzi i Boga, i próbują wnieść i po­łożyć w zasięgu znaków zbawiennych, owych znalezionych ludzi. W tym cza­sie wypełniają się nasze modlitwy apostolskim natręctwem, aby nie zaginęli ci, którzy się zagubili. Napełnia się intencja ludzi chorych i zbolałych, aby Bóg zechciał przyjąć dar ich zbolałego życia, a przez to skrócił drogi zadep­tane ludzkimi błądzeniami. Życie eucharystyczne staje się się żywsze i gor­liwe, aby gorzał w nim ten ogień, który chcielibyśmy, aby Bóg rzucił na świat i sprawił ciepło i światło w mrocznych zakątkach. Dodatkowe umar­twienia, drobne dary na miarę możliwości i warunków życia, które dajemy w imię przyjaźni ludziom bliskim, ufając, że przyjmie Bóg nasze wstawien­nictwo i spełni czekanie nawet tego, kto nie czeka, a za którego my prosimy, kołaczemy i nie tracimy nadziei.
Odważniej pełnimy codzienną drogę obowiązków, ten najbardziej prozaiczny dar, którego ciężar Bóg zna najlepiej, ufając, że i utrudzenia zwyczajności staną na wadze miłosierdzia, ufając, że komuś dadzą moc i odwagę zwycięże­nia bezwładnego życia, by stał się cud rozpoznania i zbawienia. Pomyśl uważnie o osobistym, twoim znaku ustawicznej miłości.
 
 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger