grudnia 23, 2021

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego – Msza w dzień

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego – Msza w dzień

 


Narodził się Bóg-Człowiek


"Świat cały taki zajęty, nie widzą, nie czują ślepcy, że znów śpi Dzieciątko Święte, w ubogiej jak co rok Stajence" (K. Iłłakowiczówna)

W zajęty tylu sprawami świat pada dziś jak potężny głos dzwonu radosne wołanie: "Bóg się rodzi, moc truchleje", zwiastując nam święto radości i wesela.

Zabrzmiały nasze piękne i dla serca tak miłe kolędy, pojawił się żłóbek Zbawiciela, a po domach wystrojone choinki jarzące się światłem. Przy wieczerzy wigilijnej łamaliśmy się wczoraj opłatkiem, składając sobie wzajemnie życzenia.

Święto dzisiejsze pełne nastroju wzniosłego przenosi nasze serca i myśli do odległego Betlejem, do żłóbka w którym złożony był Syn Boży zrodzony z "Przeczystej Dziewicy".

Co roku obchodzimy Święta Bożego Narodzenia, a zawsze na samą myśl o tym święcie mimo woli radośnie uderzają nasze serca, tak jakbyśmy to święto obchodzili po raz pierwszy.

Kto sprawia ten cały urok, kto powoduje to wzniosłe nastawienie duszy, - to Boże Dziecię.

Przypominamy sobie, że w tę Świętą Noc, gdy aniołowie zanucili nad uśpioną ziemią hymn chwały i zbudzili pasterzy wołaniem: "Zwiastuję wam radość wielką... Że się wam dziś narodził Zbawiciel" - "Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami".

Właśnie Bóg zszedł do ludzi, aby ich zbliżyć do siebie, aby im niebo otworzyć. Tu leży źródło radości dla ludzi wierzących. Radość z tego, że Bóg stał się człowiekiem i przemówił do nas: już nie przez proroków, nie wśród błyskawic i gromów, ale widokiem najsilniej pociągającym - dziecka, tym głosem, na który nie może zostać nieczułym żadne serce ludzkie. Przy żłóbku Jezusowym nic nie trwoży, nie budzi leku, ale wszystko pociąga, podbija dobrocią Zbawiciela.

Bóg stał się Człowiekiem. Druga osoba Boska do swej natury Boskiej przyjęła naturę ludzką, by się na ziemi narodzić. Jeszcze raz - Bóg stał się człowiekiem, a więc w jednej osobie zjednoczone są dwie natury: boska i ludzka - czyli że Jezus Chrystus jest jednocześnie prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem.

Nie rozumiesz tego - powiesz. Ja też nie rozumiem, bo to wielka i niezgłębiona tajemnica. Nie rozumiem, ale wiem, że tak jest. Zapewnia mnie o tym wiara święta, a rozum nie widzi w tym żadnej sprzeczności i niemożliwości. Szukam podobieństwa i jakże blisko je znajduję - w sobie samym. Mam przecież duszę i ciało, zupełnie dwa różne pierwiastki - to jednak jestem jeden, stanowię jedną osobowość (mam swoje osobiste "ja" -jakby chciała powiedzieć filozofia). Choć to niedoskonałe porównanie -pozwala mi jednak zbliżyć się do jaśniejącej ponad słońce tajemnicy Wcielenia Syna Bożego.

Syn Boży - stając się Człowiekiem - nie przestał być Bogiem. Nie! Jezus Chrystus pozostał tym, kim był od wieków, zapowiadanym Emmanuelem -Bogiem z nami!

"Chrystus narodził się nam, pójdźcie, oddajmy Mu cześć" - śpiewamy dzisiaj w kolędach polskich. Narodził się nam! Z nieba, które jest Jego tronem, zstąpił na ziemię, która jest podnóżkiem nóg Jego. On na którego anieli patrzeć nie mogli od blasku i świętości, pozwolił patrzeć na siebie grzesznym ludziom.

Tak urodził się Bóg - Człowiek. Nie w nowoczesnym pałacu za bramą triumfalną. Urodził się bez straży, rakiet, bez salwy, ale za miastem, w polu, w nędznej szopie.

Umysł ludzki jest osłupiały tą Bożą bezpretensjonalnością, miłosnym pospolitowaniem się Boskiego Dzieciątka - a zdziwienie nasze wyraża się między innymi zwrotką pieśni kolędowej: "Czyżeś nie mógł sobie, W największej ozdobie Obrać pałacu drogiego Nie w tym leżeć żłobie?" Zamiast tronu - zimna grota, zamiast baldachimu - dziurawy dach. Tak oto wyglądała główna kwatera chrześcijaństwa - a w niej Małe Dziecię - to główny wódz, bez sztabu, bez doradców i dyplomacji. Ale dlatego właśnie tak się stało, że człowiek przez pychę chciał być równy Bogu. Dlatego teraz Bóg naprawia zło przez pokorę i ubóstwo Nowonarodzonego. Teraz w wielkiej biedzie rodzi się ogień, który miłością obejmie cały świat.

I właśnie, przyszedł mały, a zmalało przy Nim wszystko, co było wielkie. Runął świat pogański (świat panów i niewolników) - przed żłóbkiem betlejemskim. I tu u progów betlejemskiej stajenki przyszło zrównanie pasterzy z królami w hołdzie Bogu i braterskiej jedności wszystkich ludzi. Nie miecz położył kres wybujałej starożytności pogańskiej, lecz miłość reformowała wtedy świat. Nie w duchu przemocy i nienawiści, ale niewinności i ukochania ludzi.

Tak zakładał Chrystus podwaliny chrześcijańskiej rzeczywistości. Królestwo Chrystusa, to królestwo ducha, które choć cierpi, zawsze zwycięża. Jakże wiele przeciwieństw zawarł Chrystus w sobie:

Stał się bezsilnym, byśmy jego słabością byli silni. Narodził się Synem ludzkim, by człowiek narodził się Synem Bożym.

Bóg zstąpił na ziemię, by człowiek mógł wejść do nieba. Stał się ubogim, by nas ubogacić.

Kto zrozumie tę cudowną przemianę przeciwieństw, która dokonała się dla naszej korzyści. Któż pojmie potęgę miłości Bożej? I gdybyśmy uroczystości Bożego Narodzenia mieli dać inną nazwę - to moglibyśmy o niej powiedzieć, że jest to święto miłości Bożej.

I pamiątkę tej Bożej miłości obchodzimy właśnie dzisiaj, kiedy już minęła najdłuższa noc zimowa i kiedy znowu zaczyna przybywać dnia. Dzieje się to jakby do akompaniamentu słów św. Jana: "Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka". To Boże Dziecię, to właśnie światłość ludzkości.

Pięknie uzmysłowił to włoski malarz Corregio, w obrazie Narodzenia Pańskiego. Wokoło panują ciemności. Do stajenki cisną się pasterze, którzy wyłaniają się z cieniów nocy. U żłóbka siedzi Maryja obejmując macierzyńskim ruchem spoczywające na sianku dzieciątko, które zdaje się być całe przepromienione światłością. Łuna bijąca od Dzieciątka rozjaśnia cały obraz. Najmocniej oświetlona jest Przeczysta Matka, potem stopniowo blask maleje, a w tym blasku widać pasterzy, którzy pierwsi przyszli złożyć hołd Bożej Dziecinie. Im dalej od Nowonarodzonego, tym ciemniej. Głębia obrazu tonie w mroku, podczas gdy aniołowie oświetleni od dołu, unoszą się nad kolebką Króla wieków, śpiewając mu swoje radosne: "Gloria".

Drodzy! Ukochani! Im dalej od Jezusa, tym ciemniej. Aniołowie przekazali wiadomość: "Chrystus Wam się narodził!"

Wszyscy, którzy próbują budować świat bez Chrystusa i tak układać życie ludzkie, wcześniej czy później doznają przykrych rozczarowań i muszą sami zejść z areny życia publicznego.

Chrystus bowiem przez swoje narodzenie stał się pierwiastkiem dziejowym, którego w budowie świata bezkarnie pomijać nie wolno. Nad zwykłymi ludzkimi pierwiastkami bierze górę poczucie Bożej Mocy. Chrystus wszczepiony w życie ludów, kształtuje ich kulturę i losy, jako twórczy czynnik rozwoju i szczęścia. Kto Go świadomie odpycha, powoduje ogromne katastrofy dziejowe, a przykłady takie obserwujemy na naszej Ojczyźnie. Nie można budować dziejów naszych bez Chrystusa.

Chrystus bowiem wszedł w historię ludzkości nie tyle jako człowiek, ile jako Bóg prawodawca. Nie można więc zlekceważyć Jego i Prawa Bożego. Albo się Go przyjmuje wraz ze wszystkimi konsekwencjami i wtedy życie człowieka staje się pełne i radosne, albo się go odrzuca, a wtedy nad światem zawisa to fatum, którego tak charakterystycznym przykładem jest współczesna chwila - gdy naród nie jest w stanie przejść ponad tym co dzieli, by złączyć swe siły w dzieło budowania wspólnego dobra - ojczyzny.

Musimy pamiętać, że nie wolno nam walczyć herodowym sposobem z Bożą Dzieciną, bo to walka tragiczna, daremna i zgubna, ale musimy z hołdem i w pokorze - pokonując samych siebie - pójść do stajenki po Boży pokój, po błogosławieństwo i po natchnienia. Bożej Dziecinie - otwórzmy nasze serca i bramy.

Niech wkroczy w nasze serca i bramy. Niech wkroczy w nasze dusze i w polskie życie. Tym najbiedniejszym, najbardziej potrzebującym, którzy Bożą Dziecinę w stajence witali, głodnym, bezdomnym, bezrobotnym, załamanym, nieszczęśliwym, ludziom chorym, będącym na marginesie społecznym, niech przyniesie pociechę i ratunek.

Ludzi zaś dobrej woli, niech otacza radością i niech natchnie apostolskim duchem, aby to co szlachetne rosło i zwyciężało. A w rodzinach naszych niech utwierdza jedność, obyczaj święty oraz ukochanie dziecka.

Klęka więc dziś Polska i polski Naród przed Bożym Dziecięciem z hołdem wierności i uwielbienia, przyjmując wiadomość od Aniołów, że Chrystus nam się narodził. I to jest właśnie centralne wydarzenie w całej naszej historii ludzi żyjących na ziemi. Od tej chwili Bóg-Człowiek jest z nami. Połączył swój los z naszym losem... Niech przy świetle betlejemskiej Gwiazdy Zbawienia, ustąpią ciemności, stopnieje nienawiść, niech połączą się serca bratnie i niech zapanuje "Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli". Amen!.

 

 

grudnia 23, 2021

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (C) – Pasterka – Bóg jest z nami.

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (C) – Pasterka – Bóg jest z nami.
„Oto zwiastuję wam radość wielką…, dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan” (Łk 2,10-11).
Drodzy Bracia i Siostry!
Jeszcze niedawno zasiadaliśmy przy wigilijnym stole. Był opłatek, którym łamaliśmy się z najbliższymi, były życzenia, które składaliśmy sobie nawzajem. A teraz jesteśmy tutaj, bo nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia bez Pasterki.
Co naprawdę sprowadza nas dzisiaj do tej świątyni? Co sprawia, że co roku, o tej porze pustoszeją ulice naszych miast, że na drogach jest mniej samochodów, że tyle świątyń, które przez większość niedziel wydają się zbyt obszerne, dzisiaj są przepełnione. Co sprawia, że nawet ci, którzy na co dzień nie zwykli naprzykrzać się Panu Bogu, dzisiaj nie krępują się śpiewać na cały głos „Lulajże Jezuniu”. Czy to tylko kwestia tradycji, wspomnień wyniesionych z dzieciństwa, niepowtarzalnego nastroju tej „cichej i świętej nocy”?
Chociaż zmęczenie przedświątecznym zagonieniem i przeżycia Wigilii nie sprzyjają rozmyślaniom, zechciejmy przez chwilę zastanowić nad tym, o co naprawdę chodzi w Bożym Narodzeniu. Nie w tym komercyjnym, które w reklamie i supermarketach trwa już od tygodni, ale w tym prawdziwym, które dzisiaj rozpoczynamy.
Kochani moi!
Nie jest łatwo odkryć prawdziwy sens świąt Bożego Narodzenia w czasach kiedy stały się one jednym z najbardziej atrakcyjnych towarów na sprzedaż, na którym można doskonale zarobić. Nie jest też łatwo wydobyć treść Bożego Narodzenia spoza parawanu folkloru i łatwego sentymentalizmu, sielanki i światełek.
W centrum Bożego Narodzenia stoi wydarzenie, które zmieniło historię świata. Św. Łukasz opisuje je w sposób pozbawiony jakiegokolwiek patosu, bez śladu sielanki i ckliwości, których tyle jest pastorałkach, szopkach, jasełkach czy kartkach świątecznych. „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).
Święta Bożego Narodzenia, to jednak nie tylko wspomnienie czegoś, co wydarzyło się dawno temu. Jest to przede wszystkim „Dobra Nowina” skierowana do nas wszystkich. Nie może w nich zabraknąć zadziwienie wiary, które rodzi się z uświadomienia sobie, że „niemowlę owinięte w pieluszki i położone w żłobie” to „Zbawca i nasz Bóg”, to Ten, który dla nas ludzi i dla naszego zbawienia stał się człowiekiem (Wyznanie Wiary). Prawdziwy sens tego, co wydarzyło się niegdyś w Betlejem, odsłania nam św. Paweł w II czytaniu mszalnym: „Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom” (Tt 2,11).
Ukochani!
Każde Boże Narodzenie mówi nam o niezwykłej i niepojętej bliskości Boga. Przypomina nam, że Dziecię „owinięte w pieluszki i położone w żłobie” to naprawdę Emmanuel – „Bóg z nami”. Przypomina nam, że w Dziecięciu z Betlejem Bóg stał się tak bardzo bliski dla każdego z nas, że możemy do Niego odnosić się do Niego z poufałością i wielką miłością, z jaką odnosimy się do nowo narodzonego dziecka.
Jak to możliwe, by się rodził Ten, który istnieje od wieków? Jak to możliwe, że Stwórca i Pan wszechświata przychodzi na ziemię w ubóstwie i opuszczeniu? – Św. Paweł nam podpowiada: „to dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8,9). „Pan wielkiego majestatu”, z miłości do nas stał się człowiekiem. Wspaniale wyraził to nasz poeta Franciszek Karpiński: „Bóg porzucił szczęście swoje, wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje”(kolęda „Bóg się rodzi”).
Ukochani Bracia i Siostry!
Nie ma Bożego Narodzenia bez miłości. Chrystus przychodzi na świat, aby usuwać mury wrogości, jakie ludzie tworzą pomiędzy sobą, kierując się często uprzedze­niami i pretensjami. W tę noc szczególnie (ale nie tylko), chce­my być dobrzy, nawet lepsi dla siebie nawzajem i dla wszy­stkich ludzi. Czy ten program, jaki niesie nam dzisiejsza uroczy­stość nie wydaje się nam zbyt wyidealizowany i przez to nie­realny? A jednak jako chrześcijanie — a więc Chrystusowi i na­leżący do Niego — musimy potwierdzać na codzień naszym ży­ciem i postawą, że miłość jest potężniejsza niż złość ludzka czy nienawiść i że w ostatecznym rozrachunku historycznym tylko miłość, sprawiedliwość i prawda mają szanse zwycięstwa. A więc te święta mają być dla nas świętami miłości i braterstwa wszy­stkich ludzi, wszystkich Polaków. Wiemy również, że Jezus Chry­stus, do którego zbliża nas w szczególny sposób Maryja — był nawet w najgorszych okresach dziejów naszych natchnieniem, źródłem mocy i przyczyną wyzwolenia z wszelkiego zniewolenia i duchowego upadku, do którego prowadzą: nienawiść, fałsz i kłamstwo, nieuczciwość i nasze ludzkie słabości i grzechy.
Polska tradycja powiązała wigilię z pasterką. A z historii znamy różne wigilie. Były też wigilie trudnych czasów. I chociaż były wydarzenia przygnębiające to ludzie dzielili się wza­jemnie nadzieją. Znany jest nam dobrze obraz, namalowany przez Jacka Malczewskiego, ukazujący wigilię zesłanych. Ludzie spo­niewierani, udręczeni, wyeksploatowani pracą ponad ludzkie moż­liwości, wygłodzeni i wydawałoby się, że prawie zapomnieli już o swoim człowieczeństwie, o godności i dostojeństwie człowieka. W tę noc wigilijną jednak wyciągają do siebie ręce, łamiąc na drobne okruszynki kromki czarnego chleba i okazują sobie dobre serce, które na chwilę jakby odtajało miłością i życzliwością. Łzy stawały im w oczach, słowa zamierały na ustach, ale prze­żywali prawdziwe braterstwo i odnajdowali chociaż na chwilę swoją godność człowieczeństwa w Chrystusie, który stał się czło­wiekiem dla nas i naszego zbawienia czyli wyzwolenia ducho­wego. Bóg stał się człowiekiem — aby człowiek był bardziej podobny do Boga. Jezus pragnie zniszczyć wszelkie mury wro­gości, uprzedzeń, nieporozumień, które tworzą wciąż ludzie. Chry­stus pragnie byśmy byli bliżsi Jemu i zarazem bardziej życzliwi względem siebie.
Św. Jan Paweł II woła do nas: nie bójcie się przyjąć Chrystusa, otwórzcie Mu drzwi; a przed zbawczą mocą Chrystusa otwórzcie serca. On wie czego nam najbardziej potrzeba, On udziela nam mocy, abyśmy się stali dziećmi Bożymi, On się narodził, abyśmy życie mieli. On ma słowa życia wiecznego!
Pragniemy przeżywać te święta w sposób głęboki a nie tylko tradycyjnie i powierzchownie. Nie zróbmy z Bożego Narodzenia smutnej i beznadziejnej „szopki". Wzorem przeżycia tej uro­czystości niech będzie Matka Najśw., która głęboko zadumała się nad tym, jak Bóg umiłował świat i jak poważnie potraktował człowieka. To zadumanie i zarazem zatroskanie odczytujemy z Jas­nogórskiego Wizerunku, który jest znakiem obecności Maryi, Jej zatroskania o nas i pozwala nam odkryć i odnaleźć w Chrystusie naszą godność i sens życia.
Po to są święta Bożego Narodzenia, aby uczyć się miłości, podawać sobie ręce, życzliwie do siebie uśmiechać, przebaczać i zapominać o tym co było złe, i co nas dzieli, by można z Chrystusem na nowo rozpoczynać lepsze życie. Wydarzenia świętej nocy betlejemskiej przeżywamy w podniosłym nastroju zwłasz­cza tu na Jasnej Górze przed obliczem Bogarodzicy. Tej nocy okazała się nam ludziom wyjątkowa dobroć i łaskawość Bo­ga, który dla nas i dla naszego zbawienia stał się Człowiekiem, aby każdego kto w niego wierzy obdarzyć łaską i prawdą.
Najmilsi!
Bóg, który kolejny raz przychodzi do nas w tajemnicy Bożego Narodzenia nie będzie narzucał nikomu swej obecności, jak nie narzucał się mieszkańcom betlejemskich domów, którzy nie otworzyli drzwi w noc Jego przyjścia na świat. On wyraża jedynie gorące pragnienie przyjścia do każdego z nas. I przyjdzie, jeśli mu na to pozwolisz. Za chwilę, odmawiając nasze „Wyznanie Wiary” przyklękniemy na dobrze znane nam słowa: „On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i stał się człowiekiem”. Wymawiając te słowa, niech każdy z nas zrobi to w poczuciu wielkiej wdzięczności i niech pomyśli wyjątkowo tylko o sobie: To dla mnie, naprawdę, Bóg stał się człowiekiem. Amen.


grudnia 17, 2021

4. Niedziela Adwentu (C) – Będzie wielkie świętowanie

4. Niedziela Adwentu (C) – Będzie wielkie świętowanie
Ukochani, oto wypełnia się czas Adwentu, czas oczekiwania i nadziei. Jezus już jest. Jeszcze nie narodzony, nie rozpoznany, ale już obecny.
Usłyszana przed chwilą Ewangelia ukazuje nam Jego pierwsze spotkanie. Spotkanie z Janem. Dziwne spotkanie. Obaj nienarodzeni. Obaj zamknięci w bezpiecznych sanktuariach swoich matek. Ale już między nimi nawiązuje się nić porozumienia. Jezus już poznał w Janie swego herolda, swojego poprzednika.
Spotkają się jeszcze raz, za trzydzieści lat...
To spotkanie jest zapowiedzią sposobu, jaki wybrał Jezus, by dotrzeć do ludzi, do ludzkich umysłów i serc, by się z nimi spotkać, by ich zbawić.
Jezus przyszedł, by otworzyć to wszystko, co było zamknięte. Sam spotkał się w dniu narodzin z zamkniętymi drzwiami... A mimo wszystko przychodzi i chce także przyjść do mojego i twojego serca...
Popatrz – Bracie i Siostro – nie ma dla Jezusa granicy, której by nie przekroczył. Nie ma takiego prawa natury, które byłoby przeszkodą w dotarciu do mnie, do ciebie.
Ale, śmiem twierdzić, że jeszcze nie dotarł do wszystkich. Jedna granica została. To granica zamkniętego ludzkiego serca. Tej granicy Jezus istotnie nie przekroczył. Czyżby nie mógł?
Mógł. Ale zbyt szanuje wolność człowieka. Niesamowite. Ktoś powiedział, że drzwi, które się znajdują między mną a Nim, mają zawsze klamkę z jednej strony. Z naszej strony. Po drugiej stronie stoi On i czeka na naszą zgodę, nasze przyzwolenie, zaproszenie.
Ukochani, Adwent się kończy. Za kilka dni będą święta Narodzenia Pańskiego, a poprzedzi je wigilia. Będzie wielkie świętowanie, jeżeli zdecydowałeś się otworzyć dla Jezusa drzwi swego serca, zaprosić Go do siebie.
Ukochani Bracia i Siostry!
Za kilka dni będzie wigilia, będzie choinka i będą prezenty. Będziemy wyglądać pierwszej gwiazdy na niebie i weźmiemy do ręki opłatek, będziemy składać sobie wzajemnie życzenia, będą łzy radości, że jesteśmy wszyscy razem, a może i łzy smutku, że kogoś bliskiego zabrakło wśród nas w tym roku. Będziemy śpiewać kolędy, wspominać dawne wigilie, obliczać ile to było potraw przy stole.
Przy wigilijnym stole zostawimy jedno wolne miejsce dla kogoś, kto przyjdzie, dla każdego człowieka tak bardzo nam bliskiego, choć nieznanego. Dom nasz, nasze serce, stanie się otwarte. Taka jest symbolika wolnego miejsca przy wigilijnym stole.
Tej świętej wigilijnej nocy świat wyda się nam jakiś inny – wszędzie wyczuwać będziemy przyjazny, radosny nastrój, będziemy czuli się jedną rodziną ludzką. Tę jedność naszą będzie wyrażał biały, niewinny opłatek, chleb uczyniony z wielu ziaren zboża.
W tę świętą wigilijną noc wczujmy się – drodzy Bracia i Siostry – w słowa tej pięknej kolędy:
Jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia,
drzewa - ptakom, ptaki - drzewom,
tchnienie wiatru - płatkom śniegu.

Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku.
Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.
Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem.
Dzień, piękny dzień dziś nam rok go składa w darze.

Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia,
a gdy wszyscy usną wreszcie,
noc, igliwia zapach niesie.

Ukochani! Po co nam daje Bóg ten dzień?, ten wigilijny wieczór? Jak mamy ten wigilijny wieczór przeżyć? Oto pytania, które rodzą się już dziś w naszych sercach.
Aby przeżyć właściwie, po chrześcijańsku, wigilię i dzień Bożego Narodzenia, trzeba je przeżyć jako wielkie i najpiękniejsze spotkanie z Chrystusem, ale we wspólnocie z bliźnimi. Czeka nas wielkie i piękne spotkanie. Pośród nas stanie Wielki Oczekiwany, Pan nasz, Jezus Chrystus. Wielkim spotkaniom zwykle towarzyszy uroczysty nastrój, wielkie świętowanie. Jezus Chrystus staje się wypełnieniem wszystkich ludzkich tęsknot. To On jest tym najwspanialszym Darem, daleko więcej nam przynoszącym, niż jesteśmy w stanie oczekiwać. Jakże więc dziwnym nieporozumieniem byłoby czekanie na święta, nie uwzględniając Jego Osoby, Jego przyjścia. Bolesną pomyłką, a nawet tragedią może stać się życie człowieka przebiegające niejako obok Chrystusa. Trzeba więc, abyśmy w tym ostatecznym przygotowaniu się do świąt Bożego Narodzenia uwzględnili przede wszystkim Chrystusa i Jego prawo do naszego serca. „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeśli nie zrodzi się w tobie” (A. Mickiewicz). Oby nie było wśród nas takich, którzy by zamknęli dla Chrystusa drzwi swoich serc. Zaprośmy wszyscy Chrystusa do siebie. Zróbmy Mu miejsce w naszych sercach, w naszych domach i rodzinach, bo Chrystus, to Słońce, które nie przestaje świecić. On jaśnieje pośród ciemności tego świata, pośród ciemności naszego życia. On pragnie stać się wypełnieniem naszych najgłębszych tęsknot i pragnień szlachetnych.
Zbliżają się święta, które są świętami miłości; miłości Boga do ludzi, miłości człowieka do człowieka.
Jak przeżyć te święte dni? Otworzyć się na drugich, na człowieka, zwłaszcza w rodzinie, sąsiedztwie, darując sobie wszelkie urazy, obdarowując się wzajemną życzliwością. Abyśmy mogli szczerze popatrzeć Jezusowi w oczy, musimy najpierw podać sobie ręce, bośmy dziećmi jednego Ojca. Musimy uczynić wszystko, aby popatrzeć szczerze w oczy własnemu ojcu, matce, bratu, siostrze, koledze czy koleżance.
Zanim w wigilię Bożego Narodzenia weźmiemy do rąk opłatek, zanim usiądziemy do stołu wigilijnego, już dziś pomyślmy o tych ważnych sprawach, tak bardzo koniecznych do tego, aby Boże Narodzenie dokonało się w nas, stało się w nas rzeczywistością.
Jest taki dzień, bardzo ciepły choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.
Niebo - ziemi, niebu - ziemia,
wszyscy - wszystkim ślą życzenia,
drzewa - ptakom, ptaki - drzewom,
tchnienie wiatru - płatkom śniegu.

Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku.
Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku.
Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem.
Dzień, piękny dzień dziś nam rok go składa w darze.

Przeżyjmy ten dzień – drodzy Bracia i Siostry – w rodzinnym gronie, przy wspólnym stole i niech w tym czasie nikt nie czuje się samotnie. Zaprośmy do swego domu ludzi samotnych.
Wieczerzę wigilijną rozpocznijmy wspólną modlitwą, przeczytaniem ewangelicznego opisu o Narodzeniu Jezusa, a potem niech nastąpi to tradycyjne łamanie się opłatkiem; tym opłatkiem, który jest symbolem, znakiem, że chcemy z bliźnimi dzielić się naszym sercem.
W czasie wigilijnej wieczerzy śpiewajmy kolędy. Dziadkowie, rodzice niech opowiedzą dzieciom o przeżyciach wigilijnych ze swego dzieciństwa. To tak bardzo jednoczy rodzinę.
Uczyńmy wszystko, aby ten wieczór był ciepły i pełen radości, tej radości płynącej z serca zjednoczonego z Jezusem, z serca, w którym dla Jezusa znalazło się miejsce, serca, które stało się Betlejem. AMEN


grudnia 17, 2021

4. Niedziela Adwentu (C) – Nie gaście Gwiazdy Betlejemskiej

4. Niedziela Adwentu (C) – Nie gaście Gwiazdy Betlejemskiej

Kończy się Adwent. Czas oczekiwania i tęsknoty, śpiewu rorat, świec i lampionów, które dzieci z ochotą przynoszą do kościoła.
Adwent to okres oczekiwania, o którym na pewno wiemy, że się spełni, a spełni się w ciszy. Adwent dokonuje się w ciszy i zmierza ku „świętej i wielkiej nocy", w czasie której Słowo stało się Ciałem.
Słyszymy w dzisiejszej Ewangelii o Betlejem... „A ty Betlejem Efrata..."
Ponad światem wyniosłych miast, kominów i dymu.
Ponad światem wojen, arsenałów, zmagazynowanej broni, rakiet kosmicz­nych, odrzutowców.
Ponad światem krzywdy, niesprawiedliwości, bezprawia, lekceważenia człowieka i życia.
Ponad światem krzeseł elektrycznych, szubienic, gilotyn, więzień, krat i cel śmierci.
Ponad światem fałszu, zagipsowanych ust, konfiskowanych prawd, wrze­szczących i natarczywych kłamstw.
Ponad światem lustrzanych hoteli, pałaców, nudy, przesytu, wytwornych spelunek.
Ponad światem głodu.
Ponad światem nieczystych rzek, zatrutych mórz, uśmierconych ryb, ugrzęzłych w rozlanej ropie mew i łabędzi, gleby rodzącej jadowite ziarna i owoce.
Ponad światem trwogi i niepewności, panowania jednych nad drugimi, stosowania przemocy człowieka nad człowiekiem.
Ponad światem nieżyczliwości, walki o pierwszeństwo, o miejsce do życia i umierania.
Ponad tragizmem trzęsienia ziemi i śmierci tysięcy ludzi.
Ponad takim właśnie światem każdego roku zapala się mała Gwiazda Betlejemska, nie nad kosztownym pałacem, ale gdzieś nad ubogą stajnią, nadzieja nikła jak promień słomy w żłobie. Wydaje się daremna. Ale nie gaśnie, jest znowu nad nami. Z nami. W nas...
Ukochani!
To światło gwiazdy wigilijnej, które od dwu tysięcy lat jest tak pieczołowi­cie strzeżone przez Kościół, także na naszych ziemiach, przyczyniło się w dużej mierze do tego, że gwiazda ta nie zgasła. Naród nasz po latach nieszczęść i niewoli powstał i trwa.
Na drodze Adwentu - Maryja, Gwiazda Przewodnia, niesie Boga i wielbi Go u swej krewnej Elżbiety.
Z radością wołamy dzisiaj wraz z Maryją: Boże, daj nam zbawienie.
Wołamy jednak również: Boże, daj nam wybawienie z naszych codziennych kłopotów i trudności, aby w naszym życiu nie zgasła Gwiazda Betlejemska. On - Chrystus - jest pierwszą Osobą w moim życiu. Dzisiaj jestem zasłuchany w Jego słowa, które mówią o naszym zbawieniu. ,,Pan jest blisko, pójdźmy oddać Mu pokłon"...
Wszystkie teksty Pisma Św. w okresie adwentowym wskazują na Boga, który ma przyjść, na Tego, który jest, ale w swym odwiecznym wydarzeniu bóstwa wciąż do nas przychodzi. Właśnie w Jezusie Chrystusie, w Emmanuelu, w „Bogu z nami", idziemy równocześnie zawsze naprzeciw Boga i człowieka. Bo my wiemy przecież, że „Im dusza się rozprzestrzenia, tym większy staje się Bóg" (A. Asnyk). Im bliżej Boga, im więcej światłości z góry, im jaśniejszy jest blask gwiazdy wigilijnej, tym większy staje się człowiek.
Drodzy Bracia i Siostry!
Wszyscy winniśmy dążyć do tego, by do naszego życia osobistego, społecznego, narodowego i międzynarodowego dotarło światło gwiazdy wigilijnej, Ewangelii Chrystusowej, bez której w pełni ludzkie i normalne życie nie jest właściwie możliwe. Ile nadziei trzeba było w naszym Narodzie pogrzebać z tego powodu, że w taki czy inny sposób - i to niejednokrotnie systematycznie (nawet w grudniu) - gaszono gwiazdę wigilijną. A jak wiele gwiazd w naszym narodzie nie świeci jeszcze pełnym blaskiem, a ile nie świeci w ogóle... Czekamy, aby jak na choince zaświeciły nam gwiazdy po­szanowania praw człowieka i pełnej demokracji.
Jedna z bajek Andersena pt. „Gwiazda wigilijna" kończy się takim morałem: jak długo nad danym królestwem świeciła gwiazda wigilijna, tak długo działo się w nim dobrze. Ludzie byli dobrzy i szczęśliwi. Gdy jednak ona zagasła, ponieważ ją przeklęto, wszystko zmieniło się na niekorzyść, brakło bowiem ludzkiej dobroci, sprawiedliwości, zadowolenia i szczęścia w królestwie Andersena.
Moglibyśmy i dzisiaj zawołać: nie gaśmy nigdy i nigdzie wigilijnej gwiazdy.
Jakie są dzisiaj nasze Adwenty? Jaki jest nasz czas, poprzedzający Wigilię?...
Dobrze, jeżeli jeszcze w bliskości Świąt, które tak bardzo kochamy mamy wspomnienie i uszanowanie tradycji. Może to będzie wspomnienie i uszano­wanie tradycji. Może to będzie wspomnienie domu rodzinnego mojego dzieciństwa... moich malowniczych miast i wsi... Być może pielęgnujemy całe piękno atmosfery Adwentu i tradycję, którą przekazali nam rodzice.
Ale zdarza się, że w Polsce powojennej nasze dzieci nie znają już zapachu świeczek, śpiewu kolęd w wigilijny wieczór, gdzie nie słucha się już bożonarodzeniowego orędzia.
Można - moi Drodzy - przyjąć chrześcijańskie formy obchodzenia Wigilii i Świąt, roz­mijając się całkowicie z tym, co istotne. Sens obrzędu ulega zafałszowaniu, pozostaje dziwna a pusta krzątanina i sporo zakłopotania, a na dnie serca ołowiany osad niedosytu. Na sposób świecki, gdzie się opowiada różne bajki i klechdy. Można nawet wziąć do ręki opłatek i tradycyjnie się nim połamać, ale w świeckim obrzędzie nie można mówić o postawie chrześcijańskiej. Kto nie zostanie ugodzony wieścią o Wcieleniu się Boga i jak Maryja nie odda Mu czci, ten nie przeżyje atmosfery Świąt i nie rozpozna Oczekiwanego... Może nie zrobić Mu miejsca, tak jak nie było dla Niego miejsca w Betlejem. Może wtedy będzie się nam tylko wydawało, że On przyszedł i do nas...
Jakkolwiek rysowałaby się sylwetka zeświecczonego człowieka naszych dni, święto Wcielenia Odwiecznego Słowa wyraża najgłębszą treść Bożego Narodzenia i sprowadza się do prawdy: Bóg staje się człowiekiem.
Moi Drodzy!
Człowiek w tych dniach sam staje się bardziej ludzki. Udaje się na poszukiwanie innego człowieka, szuka osamotnionego, chorego, niespraw­nego, ociemniałego, pogrążonego w smutku, nawiązuje kontakt z uwięzio­nym. Sprawia innym radość, przerzuca pomosty między wrogimi po­stawami, rozdziela podarunki i wzbudza dawno wygasłe uczucia ufności. Tutaj manifestują się formy humanizmu mające swoje źródło w Piśmie Św.: „Ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga do ludzi" (Tt 3,4).
Ukochani Bracia i Siostry.
Za kilka dni usiądziemy do stołu wigilijnego. Weźmiemy do ręki opłatek. W prostej symbolice rodzinnego stołu, wtedy kiedy człowiek łamie się opłatkiem, jest jakiś daleki refleks zjednoczenia się ludzi między sobą i zjednoczenia się ludzi z Bogiem. Łamanie chleba jest proste, łamanie opłatka jeszcze prostsze - ale życie bardzo skomplikowane, bo w życiu ludzkim są przepaści, kręte drogi, kanty, czasem bardzo ostre. W te krzywizny i przepaście często wpada człowiek... I stąd potrzebny jest stół zjednoczenia, wspólnota łamanego chleba - białego opłatka, symbolika łańcucha czterech, pięciu czy więcej osób - które się spotykają przy wigilijnym stole...
Tak czynili chrześcijanie od samego początku, gromadzili się na łamaniu chleba. I również my, Polacy, gromadzimy się na łamaniu chleba w sposób szczególny w Wigilię. Ten nasz „polski opłatek" jedni wywodzą z tradycji pierwszych chrześcijan, ale jest również inna wersja, która mówi, że ta tradycja wcale nie jest tak dawna. Bo przecież tylko my Polacy mamy zwyczaj dzielenia się opłatkiem. Tradycja ta wywodzi się od czasu Powstania Styczniowego. Kiedy zsyłano za udział w Powstaniu na Syberię - zsyłano, wiadomo, tych, którzy brali udział w Powstaniu, a więc mężów, ojców rodzin, dorosłych synów, tych, którzy byli ostoją rodziny. Zostali wyrwani z polskich rodzin, które miały takie bogate tradycje świątecznego stołu. Początkowo zesłańcom wysyłano paczki, ale z czasem paczki przestały dochodzić; posyłano listy, a w nich to, co jest najdroższe człowiekowi, sprasowany chleb - taki jak ten, który jest łamany na ołtarzu. I posyłano go do tych, którzy byli daleko - na Syberii. Tamci też odejmując sobie od ust, racjonowany chleb prasowali, wkładali do koperty i wysyłali do rodzinnego kraju. Podobno była to pierwsza droga polskiego opłatka.
I my – ukochani Bracia i Siostry – bierzemy do ręki kawałek chleba i też jest w nim wiele z polskości i wiele z chrześcijaństwa, bo łamiąc się tym kawałkiem białego chleba jednocześnie chcemy powiedzieć, że jesteśmy chrześcijanami, że chcemy zacząć żyć na nowo – lepiej. Do stołu przychodzą ludzie głodni dobroci - żeby im ktoś dał słowo - jako dar. Może potrzebne jest słowo przeproszenia. Trzeba przyjść do stołu wigilijnego z duszą bogatą i na nic nie czekać, tylko dzielić to co się ma, co się przyniosło: dobroć, życzliwość podzielić między ludzi, także trud łamania serca przepełnionego Bogiem.
Kochani moi, nie bójmy się trzasku „łamania serca". Kto często umie łamać swoje serce w dobroci z innymi ludźmi, ten ma serce zdrowe, coraz pełniejsze i coraz mocniejsze... i można je dzielić tysiąc razy i tak będzie całe i zdrowe - ono będzie mogło siebie samego usłyszeć i jeszcze innych podtrzymać.
A może tym opłatkiem trzeba przekroczyć drzwi, które się nie otwierały przez pięć lat, może dziesięć? Przez te drzwi przelewało się tyle złości w jedną i drugą stronę. Może ten heroizm święta potrafi natchnąć chrześcijanina-katolika taką odwagą. To jest bardzo ryzykowne i wymagające pokory, ale właśnie do końca chrześcijańskie - kiedy człowiek poda drugiemu człowiekowi kawałek serca w tym białym chlebie. Tak by było dobrze, gdyby w każdym mieszkaniu, w sali szpitalnej i zakładzie pracy odbyła się msza - bez konsekracji wprawdzie - ale taka msza miłości, rodzinna - przy stole wigilijnym, abyście podzielili swoją dobroć bez liczenia: co ja jemu, a co on mnie.
A może odważymy się zaprosić kogoś do stołu wigilijnego, jak kiedyś bywało? To już nie tylko tradycja; to sama Ewangelia.
Niech Wam - drodzy Bracia i Siostry - gwiazda wigilijna oświetla wasze życie i napełni serca radością. Aby Jezus przychodząc znalazł nas czuwających. Niech Pan, który jest tak blisko, a któremu za kilka dni pójdziemy oddać pokłon, będzie z Wami; niech Wam będzie Emanuelem, niech będzie Bogiem Waszym, niech Wam użyczy wewnętrznego i zewnętrznego pokoju wiodącego ku radosnej twórczej pracy. Niech Wam po prostu zawsze i wszędzie świeci wigilijna gwiazda. Amen.
 

grudnia 17, 2021

4. Niedziela Adwentu (C) – Betlejemska droga

4. Niedziela Adwentu (C) – Betlejemska droga
Ukochani Bracia i Siostry!
Słowa „ścieżka", „droga" są używane kilkaset razy w Piśmie Św., niekiedy w zwykłym znaczeniu, np. w określeniu „droga sza­batu" lub w przestrodze: „Na drogi pogan nie chodźcie". Ale już w Starym Testamencie słowo „droga" oznacza cudowny sposób, w jaki Bóg prowadził lud wybrany w historii od czasów Abraha­ma. Często również „drogi Boże" oznaczają postępowanie ludzi, zgodne z wyznaczonymi przez Boga wskazaniami. „Droga" więc w tych ostatnich przypadkach jest symbolem zbawczego działania Boga, a ze strony człowieka współpracy z boskimi zamiarami względem nas; zgodność życia człowieka z powołaniem, jakie mu Jezus wyznaczył. On sam jest naszą „drogą", dzięki której osiągamy przestawanie z Ojcem.
W Ewangelii uderza nas przekaz o naszych możliwościach prze­miany grzesznych, przepastnych dróg na proste, aby Chrystus mógł do nas przyjść i poprowadzić za sobą drogami zbawienia.
Ukochani!
Żyjemy w czasach mesjańskich i trzeba nam prostować drogi Zbawicielowi, wyjść naprzeciw, witać Go i zaprosić Go do naszych serc. Bóg ofiarowuje nam zbawienie, ale jeśli chcemy być zbawieni, win­niśmy ze swej strony wszystko uczynić, aby drogi, którymi do nas przychodzi, były przez nas z Jego daru przygotowane, by nic nie stało na przeszkodzie Jego przyjściu, żadne grzeszne uwarun­kowania.
Jezus idzie z naprzeciwka i zabiera nas z sobą do Be­tlejem, aby urzeczywistnić z nami program wyśpiewany przez aniołów: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli".
Moi drodzy!
Betlejem, w którym narodził się Zbawi­ciel, miasteczko oddalone osiem kilometrów na południe od Je­rozolimy, dzisiaj jest w Warszawie, Płocku, Krakowie, i gdziekolwiek indziej, w ludz­kich sercach.
W przygotowaniu się do godnego przeżycia świąt Bożego Narodzenia zapytajmy siebie samych, czy nasze Betlejem ust, serca, dłoni - podobne do groty koło Betlejem judzkiego, gdzie narodził się Chrystus? Gdyby zabrakło w naszych sercach Jezusa, a zostałaby tylko stajenka i żłóbek, nie byłoby to Betlejem Jezuso­we. Bądźmy szczerzy, stajnia i żłób bez Jezusa nie są symbolami zbawienia, a więc musimy iść z Jezusem do Betlejem serca. Prostowanie dróg jest symbolicznym ujęciem tych samych zadań, które św. Jan przekazywał w Ewangelii czytanej w ubiegłą nie­dzielę. Pouczał on tych, którzy do niego przyszli, poucza nas, jak ma wyglądać nasze życie, żebyśmy byli blisko Zbawiciela. Trzeba się dzielić z biedniejszymi od nas ubraniem i jedzeniem. Nie mo­żemy posługiwać się przemocą fizyczną czy moralną, by uzyskać przez to nieco więcej wartości materialnych.
Musimy jednak zapy­tać św. Jana w czasie adwentowym, jak konkretnie mamy postę­pować w naszych uwarunkowaniach, w zasięgu powierzonych nam zadań. Z całą pewnością św. Jan zalecałby niektórym z nas, co są chorzy, cierpliwe znoszenie dolegliwości w domu czy w szpi­talu, bo inni są nawet w ciężkich chorobach nad wyraz zrówno­ważeni i spokojni. Może jednemu, drugiemu człowiekowi, usłu­gującemu chorym przykazałby większą delikatność. Może św. Jan przynagliłby kogoś z wykładowców czy studentów do jeszcze poważniejszego traktowania studiów; może kogoś chciałby pouczyć, jak należy sumienniej pracować, jak spędzać mądrze czas wolny. Wszyscy weźmy od św. Jana pouczenia, jakich nam potrzeba. Bę­dziemy wówczas krzywe drogi czynić prostymi.
Ukochani Bracia i Siostry!
W ostatnich dniach Adwentu przygotowania do Świąt winny objąć odnowę religijną we wszystkich wymiarach, a więc nawet odnowę zwyczajów związanych z Bożym Narodzeniem.
„Jest w moim kraju zwyczaj — pisał C. K. Norwid — że w dzień wigilijny.
Przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie".
Ten chleb opłatka stoi w ścisłym związku z Betlejem w któ­rego nazwie niektórzy dopatrują się znaczenia: Dom chleba. Opła­tek przypomni nam starochrześcijańskie agapy, symbol wzajemnej życzliwości i miłości. A może wieczerza wigilijna rozszerzy naszą miłość również poza krąg najbliższej rodziny? Nasze mieszkania mogą się zamienić dla jednej chociażby tzw. obcej osoby — na jej dom.
Pewnemu człowiekowi, we wspomnieniach dawnych lat, wraca scena z 1944 roku.
„Była ostra zima, wszyscy w Wilnie żyliśmy bardzo ubogo. Ubogo również żyła pewna wdowa ze swym dorastającym synem. Zdzi­wiła ją prośba skierowana przez niego, aby wieczerzę wigilijną przygotowała na trzy osoby, bo on musi zaprosić na nią pewnego gościa. I na dwie godziny przed wieczerzą przyprowadził okropnie zaniedbanego żebraka, wykąpał go, podzielił się z nim swoją bie­lizną, oddał mu swoje drugie ubranie i drugie buty. Ależ to była wieczerza wigilijna, najpiękniejsza pewnie w całym świecie!”
Moi drodzy, nie potrzeba szukać dzisiaj żebraków, bo ludzi od nas biedniejszych, osamotnionych jest wielu. Czy umiemy się cieszyć z przyjścia do nas krewnych, jak radowała się św. Elżbieta z odwiedzin Naj­świętszej Maryi Panny? Czy nie masz możliwości podzielenia się z kimś sercem i opłatkiem, a może również czymś po opłatku? Pomyśl!
Ze świętami Bożego Narodzenia łączy się również pradawny obyczaj polski: rodzinny śpiew kolęd. Z kolęd możemy się nauczyć najbardziej zasadniczych prawd chrześcijańskich, przypomnieć so­bie, jak powinien wyglądać styl katolickiego życia w zakresie ety­ki i kultu. Myśli zawarte w kolędach posłużą nam do przezwycię­żenia najbardziej nagminnych chorób duchowych: zagubienia zmy­słu sakralności własnej osoby i świata oraz pomogą zniszczyć zarazę konsumpcjonizmu. Pierwszą z tych chorób wyklucza prze­życie spotkania się ze Zbawicielem, bo dla nas Betlejem nie jest zamarłą przeszłością sprzed prawie dwudziestu wieków, lecz rzeczywistością żywą, dzisiejszą i jutrzejszą. Konsumpcjonizm we wszelkich swych formach zaniknie w zetknięciu się z ubogą sta­jenką, z ubogim żłóbkiem. One nasuną nam nieodparcie myśl o ośmiu błogosławieństwach, na których czele stoi zapewnienie Zba­wiciela: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest kró­lestwo niebieskie" (Mt 5, 3).
Melodie kolęd, zasłyszane w wieku dziecięcym, przezwyciężają ponadto każdy zgiełk wydarzeń nawet lat najdłuższych i wywo­łują odzew wdzięczności względem Pana Jezusa, który opuścił śliczne niebo a obrał barłogi. Wyrazisty tego przykład mamy we wspomnieniach Ignacego Domeyki, przyjaciela Mickiewicza. Domeyko w późnej starości, miał bowiem wówczas osiemdziesiąt cztery lata, przybył z Chile do Ziemi Świętej i tak opisał swe wrażenia z Betlejem: „Nie jest to — pisze — sen, marzenie, że w osiemdziesiąt lat od tamtych dni, kiedy po raz pierwszy o tym mówiła mi matka, a na obrazkach to widziałem i w kościele radośnie śpiewał lud «Anioł pasterzom mówił, Chrystus się nam narodził w Betlejem», dziś świat tak jak jest szeroki ... Bóg mi daje obaczyć to miejsce ... Jakież to miłe wspomnienia owych lat dziecinnych, kiedy wiara była prosta, wiara wcielona w życie domowe, rodzinne..., wszakżem to już był na drugiej stronie ziemi i tam wiek przetyrał między ludźmi obcej mowy i innego szczepu, a te rodzinne pieśni «Przybieżeli pastuszkowie», «Bóg się rodzi, moc truchleje», «Anioł pasterzom mówił» ... nie przestawały nigdy obudzać się w uszach, jak gdyby Anioł Stróż śpiewał je mnie niegodnemu do zachowania wiary" (Jan St. Bystroń, Polacy w Zie­mi Świętej,Kraków 1930 s. 259).
Ukochani!
Przygotowania przedświąteczne obejmą oczywiście również naj­zwyklejsze sprawy życiowe, ale musimy pamiętać, że narodziny Jezusa w nas, czy pogłębienie z Nim naszej przyjaźni, jest najważ­niejsze, konieczne, aby nasze drogi były naprawdę proste i by nasze Betlejem było podobne do betlejemskiej groty, w której narodził się Chrystus — Emanuel, Bóg z nami!
Tak jak św. Elżbieta, prowadźmy teraz — uczciwiej niż kiedykolwiek -— dialog z Matką Najświętszą a naszą Panią, Królową i Matką; a „Błogosławiona między niewiastami", najlepiej nas przy­gotuje do uroczystości Bożego Narodzenia, dzieląc się z nami ra­dością w Bogu Jej i naszym Zbawcy; ucząc nas swoją wizytą, o której czytaliśmy w dzisiejszej Ewangelii, że życie winno być drogą z Jezusem, ujmowane w perspektywie „Zdarzenia", pisanego z wielkiej litery, że Syn Boży dla nas zstąpił z nieba.

Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie,
lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie. (A. Mickiewicz)
A zatem: Czy już twoje życie jest jak droga do Betlejem? Czy już twoje serce jest gotowe stać się miejscem dla Jezusa? Jeśli tak, to Bogu niech będą dzięki - w twoim sercu, w twoim życiu będzie Boże Narodzenie.

grudnia 11, 2021

Homilia na 3. Niedzielę Adwentu (C) - Co mamy czynić?

Homilia na 3. Niedzielę Adwentu (C) - Co mamy czynić?
Bardzo szybko mija oczekiwanie adwentowe. Dziś już trzecia niedziela oczekiwania na przyjście Pana. Jest ona nazywana niedzielą radosną. Dzieci powiedzą, że tak, że już przeżyły dzień św. Mikołaja! Ktoś inny doda, że już ustawiono choinki na niektórych placach. Puste wystawy sklepowe przy­kryto dekoracjami... Dziś, w niektórych kościołach, które mają więcej szat liturgicznych, ksiądz stoi teraz przy ołtarzu w ornacie różowym. Pokutny fiolet - rozjaśniony radością...
Przed chwilą słyszeliśmy słowa pisane przez św. Pawła do Filipian. „Radujcie się bracia, jeszcze raz powtarzam radujcie się" (Flp 4,4). Proszę uważnie posłuchać kto i w jakich warunkach wzywa do radości! List do Filipian był pisany w więzieniu! Tak! Na tym polega paradoks Pawłowego wezwania do radości. Więzień pisze list do wolnych mieszkańców miasta Filippi. Człowiek, którego misja apostolska zakończyła się wyrokiem śmierci ponawia wołanie o radość: „powtarzam; radujcie się" i życzy żyjącym po drugiej stronie bramy więziennej pokoju, który „przewyższa wszelki umysł" (Flp ibid). To nie jest radość dziecka, radość ze zbliżających się świąt. To nie jest nastrój wspomnień i czar przeżyć, które przykrywają sobą nagość i pustkę powszedniego dnia. Taki nastrój nie wypełni radością celi więzien­nej. Św. Paweł chce, abyśmy mieli udział w radości, która płynie z głębi serca.
„Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam radujcie się! Pan jest blisko"! (Flp 4,4).
Powiesz teraz - radość płynąca z serca - to brzmi pięknie, ale to zupeł­nie nic nie znaczy. Jak można się zwracać z takim określeniem do człowieka, który jest przytłoczony - jak wyrokiem - tylu ciężarami i cierpieniami? Cóż można powiedzieć radosnego komuś, kto czuje się odgrodzony bólem - jak więziennym murem - od reszty świata? Cóż wreszcie mogą te sło­wa oznaczać dla człowieka, który w trudnych warunkach przebywa w wię­zieniu?
Może właśnie człowiek niewiele ma drugiemu człowiekowi do powiedzenia w takiej sytuacji. Może dlatego tak trudno jest zdobyć się na rozmowę podczas dłużej, czy krócej trwających odwiedzin i widzeń. Słowa te drażnią. Czasem zostawiają niepokój, czasem pogłębiają istniejące nieporozumienia. Więcej chyba mówi sama obecność, znak wspólnoty, międzyludzkiej solidar­ności. Bo przecież wszyscy jesteśmy poddani cierpieniu. Wszyscy zasłużyliś­my na wyroki... Dlatego trzeba tak bardzo być razem, a nie przemawiać z góry. W jakiś sposób wszyscy zawiniliśmy. Powiedział nawet ktoś, że tylko 5% winnych przebywa w więzieniach, a reszta to my...
A jednak Pan i tylko Pan może mówić o radości, która ma wypełniać serce człowieka. Bo tylko On może oddalić od człowieka wyroki, na jakie zasłużył i w ten sposób usunąć jego lęki. Tak do nas przed chwilą przemawiał z kart księgi proroka Sofoniasza „Pan jest pośród ciebie, nie bój się, niech nie słabną twe ręce. Pan Bóg twój jest pośród ciebie. Mocarz, który daje zbawienie" (So 3,15 n). „Pan oddalił od ciebie wyroki, uniesie się nad tobą weselem, odnowi swą miłość."
Teraz rozumiesz, dlaczego On mógł powiedzieć skazanemu na śmierć zbrodniarzowi „jeszcze dziś będziesz ze Mną w raju". Pierwszy kanonizowa­ny przez samego Chrystusa święty, to człowiek obciążony wyrokiem śmierci! Zaprawdę! „Pan oddala wyroki, odnawia swą miłość! Bo Pan jest Zbawicie­lem każdego człowieka." Te słowa oznaczają, że Jego miłość jest większa niż zło czynów przez nas popełnionych. Dlatego trzeba uwierzyć w to, że jest ona również większa niż wyrok, na jaki zasłużył każdy z nas. Ludzie potrafią swych braci dzielić na różne grupy, potrafią oddzielać się od nich murem obojętności i wrogości. Bywa, że kosztem innych chcą żyć w opinii niewinności. Nieraz patrzą z pogardą i nieufnie na tych, których już osądzili w swoim sercu. Pan jednak oddala wyroki, bo Jego miłość przewyższa wszystko. On jest Mocarzem, który daje Zbawienie.
Przy Janie nad Jordanem gromadziły się tłumy. Byli tam pogardzani za współpracę z poganami celnicy. Byli żołnierze, do których nikt nie miał zaufania, bo nie wiadomo było komu służą. Byli ludzie różnych stanów i zawodów. Wyczuwali wszyscy, że wydarzenia, do których przygotowywał zgromadzonych Jan Chrzciciel będą ważniejsze niż wszelkie podziały, będą dotyczyły każdego, niezależnie od sytuacji w jakiej żyje. Dlatego pytali natarczywie co czynić.... „Cóż mamy czynić" pytali zarówno celnicy, jak i żołnierze, „Cóż mamy czynić" pytały tłumy (Łk 3,10). Jan miał słowo prawdy dla każdego. Nie brzydził się celnikami, na których ludzie już dawno rzucili wyrok, porządni brzydzili się, nie chcieli ich nawet dotykać. Jan cenił to, że celnicy do niego przychodzący umieli zło swych czynów nazwać po imieniu. To oni mieli poczucie winy i pytali teraz: „C ó ż mamy czynić?" A Jan mówił celnikom, aby nie okradali nikogo, aby pobierali tylko słuszne opłaty. Jan miał słowo prawdy dla każdego. Nie odwracał się od tych, którzy służyli sprawującym władzę, wspomagali rządy okupanta zbrojnym ramie­niem. Gdy żołnierze przejęci skruchą pytali „Cóż mamy czynić"? Od­powiadał im, że nie wolno znęcać się nad nikim, ani nikogo poniżać wyzyskując sytuację przemocy.
Trzeba teraz w świetle Bożego Słowa popatrzeć na siebie. Popatrz, ileż to wyroków zawisło nad twoją głową. Osądzili ciebie inni ludzie. Są bardzo chętni do rzucania wyroków. Dzielą swych braci na celników, grzeszników i różnego rodzaju przestępców. Sądzą powierzchownie, według pozorów, według tego, co mogą zobaczyć, co mogą od innych usłyszeć. Uciekasz wewnętrznie od ich sądów. Buntujesz się i nie chcesz ich przyjąć. Szukasz takich zajęć, które pozwoliłyby ci zapomnieć o tym co mówili i świadczyli przeciwko tobie. Dlatego daleko ważniejsze jest to, czy potrafisz sam osądzić swe czyny. Jeżeli pozwolisz, by światło Bożej prawdy dotarło do twego sumienia, to pełen prawdziwej skruchy i chęci przemiany będziesz pytał: „Cóż mam czynić"? Jednak warunkiem koniecznym jest twój własny osąd.
Ojciec św. przemawiając na Jasnej Górze do młodzieży, podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny, tak mówił: „Być człowiekiem sumienia to znaczy, że tego sumienia nie zagłuszam i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawić, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa... Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy zło tolerowali, abyśmy łatwo się z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni" (Częstochowa 18. VI. 83).
Dlatego dziś radość może być twoim udziałem. Wystarczy, jeśli zdobę­dziesz się na ocenę swego życia. Wystarczy, jeśli ponad wyroki innych ludzi, którzy sądzą z pozorów, wypracujesz własny osąd swoich czynów. Wtedy Pan oddali od ciebie wyroki, odnowi swą miłość. Da ci nową perspektywę życia. Dzięki niej będziesz mógł z nadzieją zapytać: „Cóż mam teraz czynić"?
I niezależnie od tego, w jakich warunkach żyjesz i za kogo uważają cię inni ludzie, możesz zaczynać każdy dzień na nowo.
Amen.
 
 

sierpnia 24, 2021

Oto prawdziwy człowiek, w którym nie ma podstępu

Oto prawdziwy człowiek, w którym nie ma podstępu

 

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 24 sierpnia 2021 roku

Jan 1,45-51

Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.

Refleksja nad Słowem Bożym

Każdy z uczniów ma swego pośrednika, który prowadzi go do Jezusa. Potrzebujemy innych, którzy nas przyprowadzą do Chrystusa. W życiu osób powołanych do kapłaństwa, czy życia konsekrowanego obecne są cztery zasadnicze słowa, opisujące ten styl życia: szukać, znaleźć, pójść, ujrzeć. Taką drogą podąża każdy, kto chce być uczniem Jezusa. Aby szukać Jezusa, należy pójść śladami swoich najgłębszych tęsknot. Potrzeba wyglądać Tego, który porusza serce. Jeśli szczerze szukamy, Bóg pozwala nam znaleźć to, co jest Jego oczekiwaniem. Tęsknota za Jezusem pozwala przyjść do Niego, spotkać Go i poznawać. Przychodzimy do Pana, aby Go ujrzeć. Potrzebujemy czasu dla Boga na kontemplację. Poznanie jest nieodłączne od patrzenia: na ikonę Jezusa, na tabernakulum, na krzyż. Gdy patrzymy na Jezusa, otwierają się przed nami niebiosa: Ujrzycie niebo otwarte.

Szukając własnej drogi, trzeba wiedzieć, czego szukamy. Nawet wówczas, gdy już idziemy za Nazarejczykiem należy postawić pytanie, czego szukam, co chcę w moim życiu najbardziej, co jest moją pierwszą i największą tęsknotą serca? Być powołanym do kapłaństwa i życia zakonnego oznacza: zamieszkać z Jezusem. A potem z Nim jeść i pić, pracować, chodzić z Nim, rozmawiać, przede wszystkim słuchać, patrzeć na Niego, chcieć Tego, o czym mówi i co czyni dla siebie i dla innych. Powołanie, to wezwanie do zobaczenia, czym Jezus żyje, co Go raduje i smuci, jakie są Jego dążenia i zamiary, co jest Jego pokarmem i napojem. Wejść w Jego życie, to zamieszkać w Nim. Być powołanym, to przeżywać Tego, który stał się moim Panem, Mistrzem, Ojcem i Matką, Przyjacielem. Stawać się uczniem, to medytować słowa, szukać ich głębszego znaczenia, smakować w nich, ucałować je, przejmować z nich światło, ciepło, łagodność i pokój. One emanują Sercem Boga.

Natanael, znaczy: Dar Boga. Natanael jest zaskoczony, że Jezus go zna, że wie, jaki jest. W tym człowieku nie było podstępu. Jezus patrząc na jego serce, poznał go. Jezus nie potrzebuje informacji od pośredników, o drugiej osobie. Nie można zbliżyć się do Jezusa, jeśli On nie pozna i nie da nam odczuć tego, co zawiera nasze serce. Spotkanie się z prawdą o samym sobie, prowadzi w konsekwencji do spotkania Boga. Rozmawiając z Panem, Natanael zobaczył w innym świetle własne życie. Owo światło, to słowa Jezusa, które usłyszał o sobie.
 
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger