grudnia 23, 2020

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka

Homilia na Uroczystość Narodzenia Pańskiego - Pasterka


Umiłowani Siostry i Bracia, uczestnicy podniosłej Wigilijnej Uroczystości,

W cichą i Świętą Noc Bożego Narodzenia, wraz z pasterzami trzymającymi nocną straż na polach betlejemskich wpatrujemy siew "Blask chwały Pańskiej, która zewsząd ich oświeciła" (Łk 2,9) i wsłuchujemy się w radosne orędzie aniołów uroczyście głoszone światu: "Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Jezus, Mesjasz, Pan". (Łk 2,8-11).

Chwała Pańska to nie nadzwyczajne zjawisko astronomiczne, ani naturalne światło, ale blask Bożego objawienia, blask Bożej prawdy, która w Jezusie narodzonym w Betlejem oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (J 1,9).

Jezus, Bóg – Człowiek stanowi "klucz" do zrozumienia tajemnicy każdego człowieka nie według jakiś doraźnych, częściowych, powierzchownych kryteriów i miar, "a w świetle pełnego blasku prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie właśnie w blasku chwały Betlejemskiej nocy" (Veritatis splendor nr 8).

Tajemnica człowieka - uczy II Sobór Watykański - wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego, Odwiecznego Słowa Boga, które stało się Ciałem, Boga, który stał się człowiekiem, jednym z nas, zstąpił na ziemię, by odtąd pozostać z nami aż do końca czasów. Od momentu swojego narodzenia w Betlejem jest On obecny na wszystkich drogach człowieczych tak dalece, że dzieje każdego człowieka stają się dziejami Boga, a dzieje Boga dziejami człowieka.

Powie CK. Norwid:

"Przyszła nareszcie chwila

ciszy uroczystej

stało się, że między ludzi wszedł MISTRZ - WIEKUISTY

I do historii, która wielkich zdarzeń czeka

dołączył biografię każdego człowieka,

Do epoki - dzień każdy, każdą dnia godzinę,

A do słów umiejętnych - wewnętrzną słów przyczynę

To jest: intencją serca".

W historii każdego narodu, w biografii każdego pojedynczego człowieka jest więc obecny Bóg - człowiek, ukryty przed światem, jak ongiś w Betlejem, ale rzeczywiście obecny; bezsilny i całkowicie zdany na ludzi jak w Betlejem, ale potężny potęgą miłości, która objawia się nawet w niemocy; odtrącony, nierzadko nawet zapomniany "przez swoich", do których przyszedł, ale kochający miłością niewymowną wszystkich, a najbardziej tych którzy najpełniej się zagubili.

Boże Narodzenie to więc "dzień, w którym Bóg zaczął nas kochać po ludzku, ludzkim sercem i zaczął razem z nami iść drogą życia". "Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1) - obwieszcza dzisiaj Kościół światu. W chwili, gdy w dzieje ludów i narodów wkroczył Ten, który jest "światłością świata" (J 8,12), zabłysło nowe światło i pojawiło się nowe życie. Odtąd: "Kto idzie za Nim, nie chodzi w ciemności, lecz ma światło życia" (J 8,12). To właśnie życie w Nim objawione, jest światłością ludzi" (J 1,4). Bez Niego życie nadal jest ciemnością, ślepym zaułkiem, a człowiek bolesnym znakiem zapytania.

W przyjęciu albo odrzuceniu Nowonarodzonego w Betlejem Zbawiciela dokonuje się sąd nad światem: "A sąd na tym polega, że Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światło: bo złe były ich uczynki" (J 3,13).

Jedynie prawdziwym kryterium, które decyduje o naszym stosunku do Chrystusa jest więc nie sama wiara, a nasze uczynki, czy są one dobre czy złe. W nich i przez nie dokonuje się sąd nad światem, nad każdym z nas.

Boże Narodzenie przeżywane w swoich najgłębszych pokładach, nie jako folklor, nie jako świętowanie, ale jako wejście Boga Emmanuela w życie narodu i moje osobiste, podsuwa nieuchronnie niepokojące pytania:

Na ile Chrystus Zbawiciel i Jego Ewangelia są obecne w życiu naszego, w olbrzymiej większości przecież katolickiego narodu?

Na ile obecność Chrystusa, którego przecież wyznaję moim Zbawicielem i Panem znajduje swoje odbicie i przedłużenie w moim osobistym życiu?

Czy po stylu mojego życia można rozpoznać, że wierzę w Boga, który stał się człowiekiem i który pragnie, aby także człowieczeństwo Jego wyznawców było ukształtowane na Jego obraz, wzór i podobieństwo?

Nowa rzeczywistość, w której żyjemy, od kilku lat obnażyła w sposób bolesny pęknięcie, rozziew, a nierzadko nawet przeciwieństwo pomiędzy wyznawaną wiarą a życiem, głoszoną prawdą a postępowaniem.

Wielu traktuje prawdy wiary w sposób wybiórczy: przyjmuje jedne, te łatwiejsze, a odrzuca inne, trudniejsze i wymagające większej konsekwencji życiowej i pełniejszego zaangażowania.

Nie brak i takich, którzy w ogóle stawiają pod znakiem zapytania istnienie obiektywnych i trwałych norm moralnych. Wolność oznacza dla nich porzucenie wszelkich norm moralnych. W tej perspektywie Dekalog jawi się jako relikt przeszłości. Kwestionuje też obecność moralności społecznej: przekonanie religijne to moja sprawa prywatna, ograniczona do czterech ścian mojego domu. Życie zawodowe, działalność społeczna czy polityczna jakby zwalniała od wszelkiej odpowiedzialności.

Wreszcie nie brak i takich, którzy jawnie głoszą antyewangelię twierdząc, że człowiek sam dla siebie jest najwyższą i ostateczną normą i prawem. Skutki takiej postawy nie pozwalają na siebie długo czekać. Zaciera się dla wielu coraz wyraźniej granica pomiędzy: dobrem a złem, prawdą a fałszem, a nawet pomiędzy życiem i śmiercią. Szerzy się zbiorowy egoizm, cwaniactwo, apatia i nihilizm.

Potrzeba, aby na nowo zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy", abyśmy pośród mroków codziennego życia stali się od nowa "światłością w Panu i dziećmi światłości" (Ef 5,8).

Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba aby "Chwała Pańska" głoszona na polach betlejemskich także i nas ogarnęła: aby zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy" w całej swej potędze tak, by każdy człowiek stał się "odblaskiem chwały Boga" (Hbr 1,3). Jak uczy bowiem II Sobór Watykański: "Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego".

Trzeba nam, idąc za wezwaniem Jana Pawła II, przybliżyć się z naszym "niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, do Chrystusa, niejako wejść w Niego z sobą samym i "przyswoić sobie", zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby się na nowo odnaleźć" (Veritatis splendor, nr 8,9). Wymaga to od całego Kościoła i każdego z nas nowego wysiłku, jakby nowego zrywu.

W okresie wielkiego zachwiania zasad moralnych i zobojętnienia religijnego wielu, Ojciec Święty prowadzi nas właśnie do Chrystusa Boga -Człowieka. Chrystus nie tylko jasno wskazuje na kryteria dobra i zła zapisane w wielkim sanktuarium Boga jakim jest sumienie ludzkie, ale sam daje przykład-jak dobro poznane należy urzeczywistnić we własnym życiu. Stąd właśnie "naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności" (V.S.9).

Chrześcijaństwo bowiem to nie sama wiara, nie doktryna, a tym bardziej nie ideologia, a wspólnota życia i miłości z Chrystusem. "Istnieje zatem pilna potrzeba, by chrześcijanie ponownie odkryli nowość wiary oraz, nowe osądzanie kultury dominującej w ich środowisku, aby ci, którzy niegdyś byli ciemnością, stali się światłością w Panu i postępowali jako dzieci światłości" (Ef 5,8-11). Pełnym zaś owocem światłości, jest "wszelka prawość, sprawiedliwość i prawda" (V. S. 88); "prawda Bożych przykazań, prawda kazania na Górze, prawda którą trzeba żyć, którą trzeba wyznać nie słowem a życiem. Na równi z prawdą również prawdziwy wymiar wolności objawia się i urzeczywistnia w Chrystusie przez miłość i dar z samego siebie" (por. Veritatis Splendor, nr nr 87, 88).

Ku tej właśnie wolności Wyzwolił nas Chrystus (Ga 5,1). Miarą i kryterium tej wolności jest nie samo wyzwolenie, a wierność Bożym przykazaniom. W Betlejem, razem ze Zbawicielem narodził się nowy, zbawiony człowiek, człowiek nowego przymierza, który jest powołany do tego by przez świadectwo własnego życia stać się, "Światłością świata" (Mt 5,14).

Aby chrześcijanin mógł wypełnić to zadanie musi w nim ustawicznie obumierać stary grzeszny człowiek: "Możemy się bowiem odrodzić tylko za cenę życia. Jeśli nic w nas nie umrze, nic się w nas nie narodzi (Ks. J.S. Pasierb).

Dla tych wszystkich, którzy w nowości życia świętują Boże Narodzenie jest ono świętem pokoju, radości i nadziei. Światłość Chrystusa jest bowiem mocniejsza niż ciemność, zło i moc grzechu: "Światłość bowiem świeci (nawet) w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1,5).

Całe zaś przesłanie i orędzie Bożonarodzeniowe streszcza się w słowach: "Narodziłem się nagi, mówi Bóg,

abyś ty potrafił wyrzekać się

siebie samego.

Narodziłem się ubogi,

abyś ty mógł uznać Mnie za jedyne bogactwo.

Narodziłem się w stajni,

abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce.

Narodziłem się bezsilny,

abyś ty nigdy się Mnie nie lękał.

Narodziłem się z miłości.

Narodziłem się w nocy,

abyś ty uwierzył, iż mogę rozjaśnić

każdą rzeczywistość spowitą ciemnością.

Narodziłem się w ludzkiej postaci, mówi Bóg,

abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.

Narodziłem się jako człowiek,

abyś ty mógł stać się "Synem Bożym".

Narodziłem się prześladowany od początku,

abyś ty nauczył się przyjmować

wszelkie trudności.

Narodziłem się w prostocie,

abyś ty nie był wewnętrznie zagmatwany.

Narodziłem się w twoim ludzkim życiu, mówi Bóg,

aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca". Amen.

 

 

kwietnia 11, 2020

Homilia na Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego (A) – Nie lękajcie się!

Homilia na Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego (A) – Nie lękajcie się!
O poranku pierwszego dnia tygodnia kobiety poszły do grobu Pana. Wyruszyły, aby dopełnić obrzędów pogrzebowych. Był to gest litości wobec umarłego. Tyle tylko mogły zrobić dla ukrzyżo­wanego Mistrza z Nazaretu. Tyle tylko ofiarować temu, który za życia uważał się za Syna Bożego i za obiecanego Mesjasza. Tyle tylko mogły zrobić dla tego, który mówił o sobie: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem" (J 11,25), a który teraz spoczywa w grobie. Jego śmierć z pewnością zachwiała ich wiarą w to wszys­tko, co przepowiadał. Któż mógłby dać wiarę temu wszystkiemu, co głosił, słowom Nauczyciela przypieczętowanym klęską? Czyj aż nadzieja byłaby tak mocna, aby nie ustąpić wobec oczywistości faktów? Szły więc pogrążone we wspomnieniach i smutne, jak dzieci, którym uczyniono wiele obietnic, a nie dotrzymano żadnej.
"I oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!»" (Mt 28,9). Jakże musiały być zdumione a zarazem przestraszone, skoro Zmartwychwstały zaraz dodał: "Nie lękajcie się!" (Mt 28,10).
Wczoraj i dzisiaj wielu idzie do Kościoła jak kobiety do grobu. Aby przekonać się, że On nie żyje! Idą, aby spełnić swój doroczny obowiązek, aby dokonać formalności, dzięki której można za­pewnić sobie dobre samopoczucie. Kobiety jednak zostały w spo­sób niespodziewany wyrwane ze świata własnych myśli. Olśnił je Pan żywy. Okazało się, że na próżno dźwigały wonne, pogrzebowe olejki. Spotkały Pana żywego. "One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon" (Mt 28,9). Usłyszały Jego głos, dźwięczny, stanowczy, żywy.
Słuchając Ewangelii, mamy wrażenie, że Mateusz opowiada o tym spotkaniu Jezusa z kobietami o świcie, jak o rzeczy najnor­malniejszej w świecie. Opowiada spokojnie, jak kronikarz, który niczemu się nie dziwi, a jedynie się stara, aby nie pominąć istot­nych szczegółów. Tymczasem jest to świadectwo czegoś niezwy­kłego, jedynego w swoim rodzaju! Mówi o nieoczekiwanym spot­kaniu Zmartwychwstałego z kobietami. Kiedy mówimy o Jezusie, nie mówimy o Nim jak o bohaterze literackim, postaci z kart po­wieści szpiegowskiej czy gwieździe tasiemcowego serialu telewizyjnego. Mówimy o kimś, kto prawdziwie żył, którego na­uczanie dotarło do nas, którego czyny zostały uchronione przed zapomnieniem i wiernie nam przekazane. Nikt dzisiaj nie zaprze­cza temu, że Jezus z Nazaretu nauczał na palestyńskich placach, że był prorokiem i cudotwórcą. Nikt nie neguje świadectwa o ukrzyżowaniu na Golgocie. Kiedy więc słyszymy, że zmartwych­wstał, nie jest to tylko figura retoryczna!
Pójdźmy i my wraz z kobietami do tego grobu. Nie lękajmy się przyjąć prawdy o Zmartwychwstałym Chrystusie. To wydarzenie mówi nam o tym, że Bóg nas kocha. Dał nam swojego Syna, "aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Nie jest więc tak bardzo ważne, z jakich powodów przy­szliśmy dzisiaj do kościoła. Ważne jest to, abyśmy pozwolili Chrystusowi odwalić kamienie, które zamykają nasze serce przed Nim. Abyśmy pozwolili, aby On mógł w nas zmartwychwstać żywy i prawdziwy! Oto On chce nas obdarzyć wolnością od grze­chu, radością z odnalezionej nadziei, ozdobić swoją łaską. Dzisiaj Zmartwychwstały mówi: "Nie lękajcie się! Jesteście wszyscy dzieć­mi Bożymi! Bóg, w swojej ojcowskiej miłości, nigdy o was nie za­pomniał - i nawet wtedy, gdy wydawało się wam, że jest daleko od was - On nie przekreślił swojej miłości".
Chrystus prawdziwie zmartwychwstał! Przychodzi, aby uwol­nić nas od wszystkiego, co nas zniewala, poniża, depcze. Wyzwala nas ze wszystkich zwątpień. On sam jest naszym życiem!
To prawda, trudno jest uwierzyć w zmartwychwstanie! Jakby lękamy się wziąć dosłownie to, o czym mówi treść tego święta. Dlatego właśnie słyszymy skierowane do nas słowa otuchy: "Nie lękajcie się!" (Mt 28,10). Od tego momentu śmierć nie jest już je­dynym słowem napisanym na ostatniej stronie naszego ziem­skiego życia. Bóg jest Bogiem żywych! Chrystus zmartwychwstał! Jest znakiem, który Bóg sam zostawił nam, aby nas sprowokować do rozszerzenia naszych horyzontów, do wyzwolenia nas z na­szych oczekiwań. Jest On cudownie i nieskończenie większy od naszych oczekiwań. Nie mieści się w narzuconych Mu przez naszą skończoność schematach. Staje ponad naszymi lękami, niepew­nością, niezdecydowaniem, ponad wszystkimi naszymi "tak, ale" i "może kiedyś...".
Ewangelia przekazuje relacje o spotkaniach z Chrystusem żywym, nad którym "śmierć nie ma już władzy". Widzimy, jak trudno było Chrystusowi przebić się przez skorupę niedowiarstwa samych uczniów. Jak trudno było Mu wyzwolić Apostołów z lęku. To nie oni, ale On musiał walczyć o to, aby prawda o zwycięstwie życia nad śmiercią dotarła do ich serc i umysłów.
Papież Jan Paweł II na początku swego pontyfikatu, zwra­cając się do wszystkich ludzi, wierzących i niewierzących, skie­rował ten sam apel: "Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystu­sowi!" Zapytajmy się dzisiaj siebie: co rodzi w nas lęk przed przy­jęciem prawdy o zmartwychwstaniu? Co nie pozwala nam uwie­rzyć w nieskończoną potęgę Pana Boga? Dlaczego nie idziemy do końca we wierze? Jakie skały zagradzają drogę Zmartwych­wstałemu do naszego serca?
Nie lękajmy się, że Zmartwychwstały odbierze nam naszą wolność - On, który wyzwala nas z największego i upadlającego zniewolenia, jakim jest grzech. On, który wyzwolił nas "ku wol­ności" (Gal 5,1).
Nie lękajmy się, że wierząc w Niego, utracimy jakiekolwiek dobro. On, który jest dobrem nieprzemijającym i wiecznym, prag­nie podzielić się z nami tym wszystkim, co jest autentyczną war­tością i pięknem. Jak mówi Apostoł: "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9).
Nie lękajmy się uwierzyć Temu, którego "jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie" (Mt 11,30). Świat nakłada na nas daleko wię­ksze ciężary i brzemiona.
Nie lękajmy się Odkupiciela, tego, że "poprowadzi nas tam, dokąd pójść nie chcemy" (por. J 21,18). On wie, czego nam potrze­ba, jest Dobrym Pasterzem, który troszczy się o każdego z nas.
Darem żyjącego na wieki Pana jest wyzwolenie od lęku. Pro­śmy dzisiaj o ten dar dla nas samych i dla wszystkich chrześcijan.
Jeśli uwierzymy w Ewangelię, jeśli przyjmiemy świadectwo tych kobiet i Apostołów, którzy potwierdzili je własnym męczeń­stwem, prawdziwie ten dzień stanie się dla nas świętem radości i zwycięstwa życia nad śmiercią, łaski nad grzechem, Boga nad szatanem. Ten "pierwszy dzień tygodnia" (Mt 28,1) stanie się pier­wszym dniem naszego nowego życia.
Prośmy o to, abyśmy, sami wolni od lęku i niewiary, pełni radości, poszli za wezwaniem Chrystusa: "Idźcie i oznajmijcie moim braciom" (Mt 28,10). Zanieśmy więc do naszych domów blask i pokój tego wielkanocnego poranka, który rodzi się w nas wraz ze świadomością, że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Złóżmy wszystkim życzenia: Wesołych Świąt!


stycznia 25, 2020

3. Niedziela Zwykła (A) – Światło Chrystusa

3. Niedziela Zwykła (A) – Światło Chrystusa
Najmilsi! Pozwólmy na chwilę uciszyć się naszej myśli w Bo­gu. Otwórzmy serca na światło łaski. Niech odejdzie całotygod­niowe zabieganie i rozterki. Niech Boża mądrość zstąpi na nas jak pokój i światło. Słuchajmy nauki zawartej w tekstach, które dzisiaj przyniosła liturgia.
Naród kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele” (Iz 9, 4–2). Tak widzi prorok świat po Bożym Narodzeniu. Światło, które wzeszło nad życiem ludzi – Jezus Chrystus obecny z nami. Jego bliskość daje odwagę i umac­nia. Jego nauka powoli rozświetla nawet najtrudniejsze, mrocz­ne zakamarki życia. W innym świetle stawia przed człowiekiem życie doczesne, mrok przemijania. W nowym świetle pozwala ocenić cierpienie, inaczej rozumieć umieranie. Ogłasza wieczność, zmartwychwstanie, niebo. Wyznacza inne wymiary tego, co war­te wysiłku, i tego, co jest złudzeniem w życiu człowieka. To światło – Jezus Chrystus, jeżeli przyjęte, stanie się ciepłem codziennego życia, odwagą rodzin, mądrością ustaw i praw na­rodów.
A światło nie przyjęte? „Naród kroczący w ciemności” – jak­by prorok ostrzegał przed kroczeniem po ciemnych drogach świa­ta. Jakże obrazowe określenie. Prawie człowiek widzi szeregi lu­dzi, kolejne lata, uporządkowane etapy 1956, 1970..., ale w ciemności. Krocząc w ciemności, łatwo wzajemnie siebie podep­tać. Ciemność może przesłonić cel drogi. Ciemność stwarza pozo­ry bezkarności, Ciemność pozwala nie widzieć rozpaczy w cu­dzych oczach. Ta szczególna ciemność, która oznacza pozostanie poza Chrystusem, dotyczy pogrążenia duszy, która rodzi cierpkie owoce opuszczenia. Mówi się czasem o ludziach, że z ich wejściem pojawia się światło, i mówi się o takich, którzy samym poja­wieniem się (przynoszą mrok. W relacjach o świętych – nie tylko tych wyniesionych na otłarze – powtarzają się opinie, że z nimi przychodziła jakaś poświata pokoju i mądrości, jak­by zatrzymana ze świateł wieczernika. Mówiąc o ludziach którzy nas opuścili wspominamy, że odeszło z nimi dobre ciepło co­dzienności, a o innych wspominamy ze smutkiem, bo żal, że godziny nieśli chłodne i nie tęskne. Tak chyba pomyślą kiedyś o każdym z nas. Może zatęsknią za dobrem, albo przejdą prę­dziutko do milszych myśli.
Ale, czytając dalej tekst liturgiczny, uczymy się, że światło – Jezus Chrystus – nie tylko dzieli się blaskiem dobra i mą­drości, ale daje więcej, przychodzi, aby pomnożyć radość i zwięk­szyć wesele. Czasem tekst święty, aż zaskakuje takim serdecz­nym sformułowaniem, żeby aż troska o radość, o wesele. A jednak tak. Przypomina słuchaczom, że przeżycie Ewangelii może być źródłem i warunkiem rzeczywistego wesela i optymizmu. Powie nawet, że w pewnym sensie sprawdzianem autentyczności religii jest optymizm w odczytaniu historii stworzenia. Może war­to, aby myśleli o tym fakcie ludzie religijni, których przeży­wianie wiary jest solidne, obowiązkowe, ale smutne. Nawet nie dlatego, że ból, choroba, opuszczenia, ale samo przeżycie praktyk posmutniaiło. Nie, nie chodzi o szczebiot, który bywa bliższy bezmyślności niż Ewangelii, ale o ten głęboki optymizm życia, któ­ry wie komu ufa i do kogo należy.
Rzeczywiście, aż dziwi, że można tak bez radości wierzyć w niebo, w szczęście wieczne, że nikt nie odgadnie prawdziwych treści tych rzeczywistości. Można tak bez nadziei, bez wiary w spełnienie się słowa, tak trzepotać się w strachu i niepew­ności ze wszystkimi, którzy wiary nie mają, że nikt nie będzie pragnął Dobrej Nowiny, która jest mocą życia. Czy dotyczy to nawet naszego czasu? Naszych zagrożeń, które zawisły, jak ja­strzębie, nad spłoszonym światem? Przede wszystkim właśnie ta­kich trudnych dziejów. Nic dziwnego, że św. Paweł, znawca mro­ków ludzkich, wręcz zaklina, abyśmy weszli wspólnie, ludzie od­kupieni, ludzie Chrystusowi – w światło. Abyście się nie roz­proszyli za światłami pozornymi, za iskrami, które wzlatują cza­sami z ogniska, i mogą nawet na tle czarnego nieba wydawać się prawdziwym światem, nawet czasem wyraźniejsze i pięk­niejsze od samego źródła światła i ciepła, ale pozostaną tylko ulotnym śladem, po którym zostanie rozczarowanie. Nie rozbie­gnijcie się, jak to określi tekst listu Pawiowego za Apollosem, Kefasem, czy Pawłem, bo jeden jest – Chrystus, a podziały są dziełem szatana,, ojca wszelkich podziałów, waśni i poróżnień.
Czyż karty historii nie dostarczają dosyć świadectw oderwa­nych iskier, wspólnot, grup, które jakiś czas żyją jeszcze ciep­łem macierzystego ogniska, a potem umierają i rozwiewa je wiatr. Czyż księgi kultur, wierzeń i dzieje myślicieli nie są dostatecznie wielkim cmentarzem błędnych świateł i gasnących zbawców świata. Jakże więc należy ocenić te chwile, gdy światło Boże przychodzi do nas w modlitwie, w Eucharystii, w mądrej księdze, w świątecznym nastroju liturgii, w natchnieniu ekume­nicznej jedności w Duchu Świętym. Przecież we wszystkich mie­szka Chrystus. Przecież wszyscy zostali odkupieni przez krzyż i zmartwychwstanie. I cóż, że różnica zajmowanych stanowisk? Że rozmaitość funkcji? Że z rozmaitych dzielnic i stron świata? We wszystkich oczach ludzi ten sam niepokój; we wszystkich duszach te same rozterki. To samo zalęknione myślenie o dniu jutrzejszym. Te same słowa mówią matki na całej kuli ziem­skiej. Nie dziwmy się, że ten światowy mrok skłócenia i po­działów, zapomnianej miłości Boga i tragicznej rozterki człowieka staje się niepokojem liturgii.
Nie dziwimy się, że w trzecim czytaniu, liturgia przywoła nas do światła, bliżej, prawdziwie, teraz. Wywoła nas tym imie­niem, które stało się symbolem: Piotrze! Człowieku-opoko, czło­wieku, który jesteś treścią świata; człowieku, który masz być rękami tworzenia, a nie zguby; człowieku mojego umiłowania – pójdź za mną, aby ludziom dać nadzieję. W Ewangelii obrazek, jak narysowany ołówkiem dziecka. Piotr zostawia sieci, poznaje Jezusa, idzie za Nim. A przecież iść za Nim oznacza tak wiele. Odważyć się zostawić zawód, opuścić znajomy dom, zmienić bez­pieczną neutralność na ryzyko dania świadectwa. Dlaczego Apo­stoł idzie? Życie odpowie za niego: aby narody kroczące w ciem­ności i mroku, aby ludzie zgubieni w domysłach, aby odrzuceni przez świat, abyśmy wszyscy mogli dzisiaj usłyszeć Jezusa Chrystusa, światło i życie nasze.
Dlaczego dłużej zatrzymaliśmy się nad tymi tekstami? Mija kolejny tydzień po Bożym Narodzeniu. Mieliśmy wynieść z tych dni światło. Czy nie byłoby żal, gdyby to wszystko przebiegło jak promień światła przez szybę, w której nic go nie zatrzyma? Dlaczego dłużej? Trwa w naszej ojczyźnie tydzień modlitwy o jedność chrześcijan; żeby nie stracić światła natchnień, świętych myśli i zbawczego nastroju. Aby rozpędzone wiatrem życia i noc­nych burz, dzieci Boże, poznały światło, które ich zrodziło i do którego należą.
Boże spraw, aby ten człowiek, który słyszy Jezusowe słowo, stał się światłem dla mroku swojego domu, swojego szpitala, swo­jej pracy, aby nad mieszkańcami kraju mroków – od Tatr do Bałtyku – zabłysło światło, radość i wesele. Amen.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger