stycznia 13, 2024

2. Niedziela Zwykła (B) - Trwać w bliskości z Jezusem.

2. Niedziela Zwykła (B) - Trwać w bliskości z Jezusem.

W dzisiejszej Ewangelii znowu spotykamy postać św. Jana Chrzciciela. Jeszcze nie tak dawno prowadził nas adwentowymi drogami, przed tygodniem widzieliśmy go, kiedy chrzcił w Jordanie Jezusa, a dziś staje przed nami, jako ten, który wskazuje swoim uczniom Zbawiciela. Jego słowa: „Oto Baranek Boży" są iskra, która rozpala w Andrzeju i Janie pragnienie pójścia za Chrystusem. Zawsze, kiedy spotykamy Jana Chrzciciela, ze szczerym podziwem zachwycamy się tym Bożym wybrańcem. Imponuje swoją duchową siłą, bezkompromisowością i wiernością swemu powołaniu. Wydarzenia, których jesteśmy świadkami czytając dzisiejszą Ewangelię, także ukazują nam wielkość tego, który był głosem wołającego na pustyni". Dziś Jan dokonuje rzeczy, która jest może nawet największą próbą wiary w jego dotychczasowym życiu oddaje Jezusowi swoich uczniów. Pozwala im odejść. On rozumie, na czym polegała jego misja. Teraz, gdy Zbawiciel już nadszedł, zadanie Jana Chrzciciela dobiega końca. W tej chwili nie ma jeszcze pojęcia, co się z nim dalej będzie działo. Wie tylko, że nie on, a Jezus jest ważny, dlatego godzi się stracić tych, którzy mu do tej pory towarzyszyli. To na pewno nie jest łatwy moment dla Jana. To nie jest łatwy moment i dla księdza, i nauczyciela, i wychowawcy, a przede wszystkim dla ojców i matek. Przychodzi czas, kiedy muszą oddać swoich synów i córki. Oddać społeczeństwu, Kościołowi, nowej rodzinie. Oni nie są panami, władcami swoich dzieci. Karygodne są sytuacje, kiedy rodzice chcą autorytarnie decydować o dorosłym życiu syna czy córki. Wtedy stają już w miejscu samego Boga.
Niby to oczywiste, ale nigdy dość przypominania, jaki jest cel chrześcijańskiego wychowania. Nie hodowla dzieci, by były one zawsze zdrowe i nakarmione. Nie pewnego rodzaju menedżerstwo, które ma zapewnić młodemu człowiekowi jedynie solidne wykształcenie, rozwinięcie talentów i dawanie sobie rady w życiu zawodowym, towarzyskim, społecznym. To także o wiele za mało. Według zamysłu Bożego, rodzice,
duszpasterze, nauczyciele są po to przy wzrastających dzieciach, młodzieży, by oczywiście, nie zaniedbując spraw doczesnych, być dla nich przewodnikiem na drodze zbawienia.
Przypomina mi się tu pozornie banalna historia, jaką opowiedział mi mój przyjaciel. Kiedy był kilkunastoletnim chłopcem, pewnego dnia jechał motorowerem. Nagle, jakiś nieuważny kierowca ciężarówki, podjechał do niego tak blisko, że aby uniknąć zderzenia, mój kolega próbował zjechać na chodnik, jednak wysoki krawężnik zablokował koło i wszystko zakończyło się upadkiem. Na szczęście oprócz otarcia nogi nic mu się nie stało. Kiedy wrócił do domu i opowiedział wszystko mamie, ona ku jego zdziwieniu zadała mu pytanie, o czym odruchowo myślał, kiedy znalazł się w tak niebezpiecznej sytuacji. Był pewny, że matka chciała usłyszeć, że wtedy pomyślał o niej, o domu. Ale ona pytała dalej: Synku, czy pomyślałeś wtedy o Panu Bogu? O tym, że za chwilę możesz stanąć przed Jego obliczem? Takie to priorytety wychowawcze miała ta mądra kobieta. Spotkałem ją kiedyś osobiście. Zwierzyła mi się, że idzie do księdza, by zamówić mszę za swoich czterech synów, mszę odprawianą przed obrazem Matki Bożej Pocieszenia. Wie ksiądz - mówiła mi - to są dynamiczni, młodzi kawalerowie, a świat takich kusi szczególnie. Niejeden ich kolega stracił wiarę, odszedł od Kościoła, zagubił się moralnie. Proszę więc, by ich Maryja prowadziła.
Nie ma cenniejszej rzeczy, jaką rodzice mogą dać swoim dzieciom, niż fundament mocnej wiary. Zdarza się nieraz, że potem człowiek w dorosłym życiu odchodzi od Kościoła, ale tam w głębi serca cały czas ma taką nieugaszoną iskrę. Ile to osób, które uważały się za całkowicie niewierzące, leżąc w szpitalu, będąc w jakimś obozie, na zesłaniu, w więzieniu, doświadczając nieludzkiego cierpienia, samotności, nagle, zaskakując samych siebie, zaczynało szeptać: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie..., Zdrowaś Maryjo łaski pełna...". Modlitwa rwała się, niektóre wyrazy uleciały, ale przed oczy powracał obraz modlącej się matki, modlącego się ojca, powracała prośba: Pamiętaj, synku, zawsze żyj z Bogiem, zawsze do Niego wracaj. My wszyscy, odpowiedzialni za wychowanie naszych uczniów, podopiecznych, naszych dzieci, musimy pamiętać, że nie zawsze będą oni zdrowi, weseli i bezpieczni. Mogą się przecież znaleźć w różnych, nawet w bardzo dramatycznych sytuacjach. Oby w chwili zamętu i niepokoju odnaleźli to, co zostawiliśmy im w duchowym spadku: Ziarno wiary i nadziei, które pozwoli im przetrwać i wejść do nieba.
Ta troska o wiarę drugiego człowieka, o jego zbawienie nie dotyczy jedynie postawy rodziców wobec dzieci. Ona powinna być czymś podstawowym we wszystkich naszych relacjach. Także małżeńskich. Kiedy przychodzi do mnie mąż czy żona i opowiada o rozpadzie związku, to często pytam: Dlaczego pan czy pani chce, by ta druga strona wróciła? W odpowiedzi słyszę zazwyczaj: Bo ją kocham, bo bardzo potrzebuję, ze względu na dobro dzieci, które powinny mieć ojca, bo przecież ślubowaliśmy sobie miłość. Bardzo rzadko, może nawet nigdy nie słyszałem, by ktoś powiedział: Bo jestem przerażony na myśl, że mój mąż, moja żona, za tę zdradę, małżeńską dezercję mogłaby być potępiona. Chcę ją za wszelką cenę ratować. Przed wielu laty rozmawiałem z siostrą Teresą Szeptycką, Franciszkanką Misjonarką Maryi. W pewnym momencie zaszkliły się jej oczy i zapytała mnie: A czy słyszał ksiądz, że niedaleko stąd, pewien proboszcz odszedł z kapłaństwa? Nie, nie słyszałem - odpowiedziałem. A widząc jej łzy zapytałem: Czy to jakiś siostry krewny? Nie, nie - odpowiedziała. A może jakich znajomy? Były uczeń? Nie, nie - powtórzyła. I dodała: Ja go nigdy w życiu na oczy nie widziałam. Zdumiony patrzyłem na jej łzy i słuchałem, jak powtarza cicho: Boże, co z nim będzie, co z nim będzie?
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na pewien fragment dzisiejszej Ewangelii, który może wnieść cenną treść do naszych rozważań. Kiedy uczniowie pytali Jezusa: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?" On odpowiedział: ,,Chodźcie a zobaczycie". Chodźcie a zobaczycie, bo - chciałoby się dodać tego się nie da opisać. Ten dialog ukazuje nam istotę ewangelizacji. Dobrą Nowinę przekazuje się przez głoszenie słowa, ale także przez pokazywanie konkretu chrześcijańskiego życia. Odpowiadając przyszłym apostołom, Jezus nie przedstawił jakiegoś barwnego opowiadania. Ono napełniłoby jedynie ich wyobraźnię pewnymi obrazami, pojęciami, a dla przemiany serca - o to przecież Jezusowi zawsze chodzi - to o wiele za mało. Ojciec Badeni, znany, nieżyjący już Dominikanin, powiedział kiedyś: „Niedawno odkryłem, że wielkim błędem jest tworzenie definicji. Gdy ktoś mnie pyta o definicję, to powoduje, że zaraz zaczynam tworzyć abstrakcję. Tajemnicy nie da się zdefiniować. Trzeba w nią wejść. Często więcej się wie o Panu Bogu przez to, że się nic nie wie". Ktoś inny dodał: ,,To, co zrozumiałeś już nie jest Bogiem". Pan Bóg w dziejach zbawienia stosuje zawsze tę samą zasadę: Najpierw pokazuje, potem wyjaśnia. I to tłumaczy słowa Jezusa: ,,Chodźcie, a zobaczycie". To, co dalej napisał św. Jan może być dla nas w pewnym sensie irytujące: „Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka i tego dnia pozostali u Niego". Kiedy zobaczyli, gdzie Jezus mieszka, zobaczyli Jego świat, to zrobiło na nich tak wielkie wrażenie, że już nie chcieli Go opuścić. Aż by się chciało zawołać: Ale co oni tam zobaczyli?! Dlaczego ewangelista nie pisze o tym ani słowa? Ani jednego. To była przecież jakby siła sprawcza całego biegu wydarzeń. Odpowiedź jest prosta. Bo Bóg chce, żebyśmy sami poszli i zobaczyli. Zobaczyli, gdzie mieszka Jezus, zobaczyli Jego świat. Można oczywiście próbować to ująć w jakieś pojęcia, ale one pozostaną jedynie pewną rzeczywistością analogiczną. A nam trzeba wejść w ten świat całym sobą. Dlatego Jezus nie powiedział uczniom: Będziemy się spotykać trzy razy w tygodniu po cztery godziny i Ja wam wyłożę, kim jestem, po co przyszedłem i o co Mi chodzi. Nie, On chciał, by oni pozostali u Niego, by wędrowali z Nim. Jedli, spali, pływali po jeziorze, byli z Nim w Niedzielę Palmową i w Ogrójcu.
Mamy w języku polskim powiedzenie: „Kto z kim przestaje, takim się staje". Nie ma pełniejszego oddziaływania na drugiego człowieka, jak wspólne z nim przebywanie. Jestem mocno przekonany, że mogłem odkryć swoje powołanie do kapłaństwa w dużym stopniu dzięki temu, iż jako licealista wiele godzin spędzałem na plebanii. Z księżmi zakładaliśmy zespoły muzyczne, budowaliśmy szopki i groby Pańskie, oglądaliśmy filmy. Kiedy jako neoprezbiter po raz pierwszy usiadłem do konfesjonału, to ani mi w głowie było, by stosować się do rad przekazywanych nam na wykładach seminaryjnych, ale od razu, machinalnie, zacząłem naśladować swojego spowiednika, do którego chodziłem przez lata. W tak modnej ostatnio dyskusji o stawaniu się prawdziwym mężczyzną, ktoś powiedział prosto i wyczerpująco: "Chłopiec staje się mężczyzną tylko w jeden sposób: przez przebywanie z prawdziwymi mężczyznami". A z tym jest bardzo duży problem. Wykłady na ten temat, książki, sesje, prelekcje, dni skupienia oczywiście mają swój sens, ale to tylko drogowskazy, a nie droga, po której można zbliżyć się do celu.
Ktoś może zapytać: A co zrobić, kiedy takich ludzi trudno spotkać, a co dopiero, by mozolnie uczyć się od nich życia? Chrystus Kościoła nie opuścił. On ciągle przechodzi pomiędzy nami. On nie przestał być człowiekiem. On dalej powołuje, zaprasza. Tylko proszę nie pytać: A jak to się stanie, a kiedy, a gdzie. Bowiem wiara nigdy nie wie, dokąd zmierza, ale zna i kocha Tego, który ją prowadzi. Kiedy ktoś wręcza nam jakiś przedmiot zapakowany w śliczny papier, przewinięty ozdobną taśmą, już wiemy, że to dar, że to prezent. Elegancki, ale zakryty. Jeszcze zanim go rozpakujemy już cieszymy się, bo doświadczamy życzliwości darczyńcy. Dzisiejsza niedziela jest darem od Boga, ,,rozpakujemy" ją niejako przez najbliższe kilkanaście godzin. I nadchodzący tydzień i całe życie, całe nasze powołanie to Boże prezenty. Andrzej, Jan, Piotr otrzymują od Chrystusa wielki dar, zaproszenie do życia w głębokiej bliskości. Jeszcze nie wiedzą, że to im da udział w życiu samego Boga. Jeszcze nic nie wiedzą o Golgocie, o wielkanocnym poranku. To prezent zapakowany w nieznaną przyszłość. Przyjmijmy i my Jego wszystkie takie dary. Nieznane, budzące niekiedy pewien lęk, ale wynikające z głębokiej troski Jezusa, by nas wszystkich doprowadzić do domu Ojca. Pozostańmy u Niego i zamieszkajmy z Nim już teraz i na zawsze. Tego i Wam i sobie życzę. Niech się tak stanie!

stycznia 13, 2024

2. Niedziela Zwykła (B) - Wychowanie ku dobru i miłości.

2. Niedziela Zwykła (B) - Wychowanie ku dobru i miłości.


Mów, Panie, bo sługa Twój słucha
(1 Sm, 3, 10)
 

„Czego szukacie?" pytanie to zadał Jezus idącym za Nim uczniom. Każdy jednak musi zapytać sam siebie czego tak na- prawdę szukam, czego mi brakuje, co bym chciał znaleźć, co pozwoliłoby mi poczuć się szczęśliwym? Odpowiedzi na te pytania znaleźć można w szkole Jezusa Mistrza, do której dziś On sam nas zaprasza: ,,Chodźcie a zobaczycie!". Nie sposób nie przyjąć Jego zaproszenia, nie sposób nie zaspokoić ciekawości poznania samego Boga. On czeka - wystarczy przyjść i wsłuchać się w Jego głos. Z dziecięcą ufnością dajmy się prowadzić. Tylko wtedy będziemy mogli zdać egzamin z miłości, której uczy nas Jezus. Dopiero wte- dy dowiemy się, gdzie On mieszka, gdy znajdziemy Go w drugim człowieku, kiedy zauważymy, że jest On pośród chorych, samotnych, gdy spotkamy Go w sierocińcach, hospicjach, więzieniach. Nie przechodźmy obojętnie obok swego Zbawiciela.
Samuel czuwał w przybytku. Arka Przymierza, widzialny znak obecności Boga na ziemi, była blisko. W ciszy nocnej Samuel usłyszał skierowane do niego wezwanie. Ktoś wołał go po imieniu. Był przekonany, że to kapłan Heli. Pobiegł do niego. Jeszcze nie umiał odróżnić głosu człowieka od głosu Boga. Pomógł mu w tym stary kapłan. Wiedział on, że Bóg może przemówić do człowieka. Odtąd Samuel do końca swego życia pozostanie w bezpośrednim kontakcie z Bogiem. To wielki dzień, w którym człowiek wierzący usłyszy swoje imię wypowiedziane przez Boga. Jest to wezwanie do podjęcia dialogu. Odtąd ten jeden głos wyróżnia się jakościowo wśród wszystkich głosów, jakie można usłyszeć na ziemi. Mówi do nas każde stworzenie: szum jodły, szmer strumyka, plusk fali, śpiew ptaka, grzmot pioruna, łoskot sunącej w dół lawiny. Ojciec Święty mówił w Polsce (w Zamościu): „Kontempluję piękno tej ojczystej ziemi. Tutaj z wyjątkową mocą zdaje się przemawiać błękit nieba, zieleń lasów i pól, srebro jezior i rzek. Tutaj śpiew ptaków brzmi szczególnie znajomo - po polsku, a wszystko świadczy o miłości Stwórcy, o ożywczej mocy Jego ducha i o Odkupieniu, którego Syn dokonał dla człowieka i dla świata. Wszystkie te istnienia mówią o swojej świętości i godności, które odzyskały wtedy, gdy Pierworodny z całego stworzenia przyjął Ciało z Maryi Dziewicy i w Jej łonie: „Słowo Ciałem się stało". Nigdy Chrystus nie zamyka przed nami ramion swego miłosierdzia. Szczególnie wiele mówią do nas ludzie. Bywa, że jesteśmy zmęczeni ich mówieniem. Czekamy na chwilę ciszy. Wśród tych milionów słów - słowo Boga skierowane do nas posiada znaczenie wyjątkowe. Nikt bowiem nie ma nam do powiedzenia nic cenniejszego niż Bóg.
Niewielu ludzi wierzących ma takie szczęście jak Samuel, by już  we wczesnej młodości usłyszeć Boga, większość dorasta do tego całymi latami. Przeżywają tę przygodę wytrwali. W dorastaniu do spotkania z Bogiem trzeba mieć na uwadze dwa przeszkadzające głosy. Pierwszym jest głos ciała. Najgłośniej na tej ziemi woła nasze ciało. Ono też stanowi z reguły stację zagłuszającą głos samego Boga. Ciało woła o chleb, napój, ubranie, mieszkanie, rozrywkę, wygodę, przyjemność. To jest bardzo głośne wołanie.
Św. Paweł ujawnia Koryntianom szczególną moc tego głosu, przestrzegając, że „ciało nie jest dla rozpusty, ale dla Pana, a Pan dla ciała. Ciało jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, chwalcie więc Boga w waszym ciele!" Wezwanie to przypomina, że człowiek nawet ciałem może wielbić Boga, o ile tylko dostosuje je do Jego prawa. Drugi głos pochodzi od świata. Ten ma nam do zaofiarowania tysiące swoich wartości. Usiłuje je reklamować możliwie głośno. Świat posiada wiele rozgłośni o wielkim zasięgu, z których przekazuje swoje wezwanie. W praktyce głos świata najczęściej potęguje głos ciała. Ten duet jest w stanie odwrócić uwagę człowieka od Boga. Jeśli się to uda, delikatny głos Stwórcy nie dociera do człowieka przez całe lata. Mądrość polega na rozróżnieniu głosu ciała i świata od głosu Boga. Ten, kto nastawi swe serce na jego odbiór, wchodzi w bardzo żywy i ubogacający kontakt z samym Stwórcą. Tak się stało z uczniami Jezusa, którzy odpowiedzieli na Jego wezwanie.
Dziś wielu ludzi lubi słuchać głosu ciała i głosu świata, nie zabiegając zupełnie o usłyszenie głosu Boga. Jest to smutny znak upadku moralnego i religijnego konkretnego człowieka. Wszelka bowiem kultura ducha oparta jest zawsze na kontakcie z Bogiem, na umiejętności słuchania Jego głosu.
Trwa w naszej Ojczyźnie dyskusja poświęcona edukacji, systemowi szkolnemu, wychowaniu. Padają rozmaite wizje wychowania i kształcenia polskich dzieci. Wiadomo, że celem wychowania jest wewnętrzne przetworzenie człowieka. Ma ono zaszczepić w wychowanku siłę woli, dzięki której będzie mógł realizować obiektywne cele swojego życia. Podmiotem wychowania jest człowiek, od wieku dziecięcego poczynając. Wychowanie polegać powinno na współpracy z rozwojem oraz na kierowaniu nim. Właściwym wychowawcą jest każdy, sam dla siebie przy pomocy innych czynników. Nie można nikogo wychować, nie mając ideału, do którego dążymy i w imieniu którego wychowujemy. Ideałem tym jest wizja osoby w pełni ukształtowanej, dojrzałej - wychowanej właśnie. Cel w każdym prawdziwym wychowaniu jest zawsze określony, chodzi o to, by nie był on dobierany przypadkowo, lecz świadomie. Ostatecznym celem stworzenia rozumnego jest poznanie Boga. Dlatego też każdy czyn ludzki nabiera dodatniej lub ujemnej wartości moralnej, w zależności od tego, czy zbliża, czy też oddala człowieka od jego ostatecznego dobra. Tak więc prawo naturalne wola Boża ostateczny cel człowieka - jest niewątpliwą podstawą do określania celów wychowania człowieka. Współgra z nim sumienie - mechanizm uzgadniający nasze czyny z normami moralnymi. Wychowanie wymaga samowychowania i odpowiedzialności.
Głównymi elementami ludzkiej natury, którą rozwijamy, są świadomość i wolność. Jednym z ważniejszych elementów koncepcji wychowawczej jest odpowiedzialność. Jest ona koniecznym warunkiem wychowania. Warunkami odpowiedzialności są: wolność, obiektywnie istniejące wartości oraz przyczynowa struktura świata. Jeżeli więc człowiek może być przyczyną swoich czynów, dokonywać je w sposób wolny, to może także za nie odpowiadać. Celem wychowania jest wykształcenie odpowiedzialności w wychowanku.
Celem wychowania człowieka jest cnota sprawności jako postawa nakierowana na realizację dobra. Jest to w pełni świadomy i wolny nawyk czynienia dobra, dlatego też kształtowanie cnót powinno być celem procesu wychowawczego. Dysputy o wychowaniu także w aspekcie religijnym są zasadne a oparte o mądrość i prawdę mogą udzielić wiele pożytecznych wskazówek. Wciąż szukamy światła, które by rozświetliło mroki naszego życia: osobistego, rodzinnego, ale także życia społecznego, gospodarczego i politycznego naszego Narodu. 

Stąd godna uwagi jest mądrość płynąca ze Słowa Bożego. Chrześcijanin, podobnie jak biblijny młody Samuel, powinien być zawsze gotowy na wezwanie Boga. Nie zawsze jest łatwo rozpoznać głos Pana. Ewangelia podaje tego typu przykład w powołaniu Jana i Andrzeja. Bóg nie powołał ich wprost, lecz przez pośrednictwo Chrzciciela, ich mistrza. Uderza prawość i bezinteresowność Chrzciciela, który nie troszczy się o zjednanie zwolenników dla siebie. Głosi tylko Mesjasza i kieruje uczniów do Niego. Pozostaje całkowicie wierny swojemu posłannictwu "głosu przygotowującego drogi Pańskie", a następnie znika w milczeniu. Uderza również pośpiech, z jakim Jan i Andrzej idą za Jezusem. Dziś, gdy nowa ekonomia globalna nabiera kształtów, Kościół troszczy się, by „zwycięzcą w tym procesie była cała ludzkość, a nie tylko bogata elita kontrolująca naukę, technikę, środki łączności i zasoby planety"; innymi słowy, Kościół pragnie ,,nadać globalizacji taki kształt, aby służyła ona całemu człowiekowi i wszystkim ludziom". Dlatego dziś także internet może wnieść niezwykle cenny wkład w życie ludzkie. Może wspierać pomyślność i pokój, wzrost intelektualny i estetyczny, wzajemne zrozumienie między narodami na skalę globalną.
Nowe media są potężnymi narzędziami edukacji i kulturowego bogactwa, wzajemnego zrozumienia, a także mogą służyć sprawie religii. Wszyscy użytkownicy internetu powinni wykorzystywać go w świadomy, zdyscyplinowany sposób, dla celów moralnie dobrych; rodzice powinni kierować wykorzystaniem go przez dzieci i nadzorować je. Szkoły i inne instytucje wychowawcze oraz programy dla dzieci i dorosłych powinny zapewniać kształcenie w krytycznym wykorzystaniu internetu jako część ogólnego wykształcenia medialnego, nie jedynie kształcenie umiejętności technicznych, ale kształcenie zdolności do świadomej, krytycznej oceny treści. Osoby, których decyzje i działania przyczyniają się do kształtowania struktury i treści internetu są szczególnie zobowiązane do praktykowania solidarności w służbie dobra wspólnego. Niesie to olbrzymie konsekwencje dla jednostek, narodów i świata. Jak dzisiejszy świat, tak i media, a w tym internet, zostały wprowadzone przez Chrystusa, zalążkowe, ale prawdziwie, w granice królestwa Bożego i wprzęgnięte w służbę słowu zbawienia. „Oczekiwanie jednak nowej ziemi nie powinno osłabiać, lecz ma raczej pobudzać zapobiegliwość, aby uprawiać tę ziemię, na której wzrasta owe ciało nowej rodziny ludzkiej, mogące dać pewne wyobrażenie nowego świata" (Papieska Rada ds. Społecznego Przekazu: Etyka w internecie, Watykan, 22 II 2002, p. 18). ,,Za każdym krokiem w tajniki stworzenia coraz się bardziej dusza rozprzestrzenia i większym staje się Bóg. Nie trzeba dębów tysięcy. Ta jedna licha drzewina z szeptem się ku mnie przegina i mówi mi: jest Bóg, i czegóż ci więcej" - pisał Kasprowicz. Człowiek patrzy na cuda natury, wsłuchuje się w głos przyrody i wyraża zachwyt dla Stwórcy, dla tego piękna, które Bóg zawarł w przyrodzie. Każdy chrześcijanin jest wezwany - odpowiednio do swojego stanu do naśladowania Chrystusa, do świętości, do apostolstwa. Charles de Foucauld powiedział: ,,Jezu, pierwsze słowo, jakie skierowałeś do uczniów to: 
«Przyjdźcie i zobaczcie», to znaczy: «chodźcie i patrzcie». Ostatnie jakże delikatne, słodkie, zbawienne, pełne miłości to słowo! «Pójdź za Mną, czyli «naśladuj Mnie»!"
Cóż słodszego może usłyszeć ten, kto miłuje? Cóż może być bardziej zbawiennego, skoro naśladowanie tak ściśle łączy się z miłością? Dzisiejszy świat nie chce słuchać nauczycieli, ale słucha świadków. Do bycia świadkiem powołani są wszyscy chrześcijanie. Nie można mówić o prawdziwej wierze u tego, kto nie ma pragnienia dzielenia się nią z innymi. Jan Chrzciciel ujrzał Pana i dał świadectwo o Nim. Jeśli i my naprawdę widzimy Pana oczami wiary, to będziemy o Nim świadczyć w życiu codziennym. Jezu, błogosław Polską Szkołę i Ojczyznę miłą w dobrych radach, w dobrym bycie wspieraj jej siłę swą siłą. Amen.

stycznia 13, 2024

2. Niedziela Zwykła (B) – Powołanie

2. Niedziela Zwykła (B) – Powołanie
Oto Baranek Boży!” - powiedział o Jezusie Jan Chrzciciel. Rozpoznał bowiem w Jezusie mającego cierpieć Mesjasza, którego zapowiadał prorok Izajasz. „Dręczono Go - prorokował Izajasz - lecz sam dał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek prowadzony na zabicie, jak niema owca wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich” (Iz 53,7).
To wiele daje do myślenia, że Syn Boży Jezus Chrystus, który jest Bogiem wszechmocnym, został nazwany Barankiem i rzeczywiście zachowywał się jak Baranek. „Uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29) - powiedział kiedyś sam o Sobie. W postawie łagodnego Baranka Jezus przeszedł zwłaszcza swoją mękę i śmierć na krzyżu. I to nie było tak, że na czas swojej męki Syn Boży zawiesił swoją Boską wszechmoc. Przecież właśnie wtedy, kiedy dał się zabić niby Baranek, Jezus wykonał największy czyn swojej potęgi: On wtedy świat odkupił! Wrogowie szydzili sobie z Niego: „Zstąp z krzyża, a uwierzymy w Ciebie”, (Mt 27,42). A On właśnie wtedy ogarnął potęgą swojej miłości nas wszystkich, również tych, którzy sobie z Niego szydzili.
Jezus powiedział kiedyś: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). Uważnie wpatrujemy się w Jezusa jako w Baranka Bożego, a zrozumiemy nieco tajemnicę Bożej wszechmocy. Wyjaśni nam się trochę, dlaczego wszechmoc Boża jest tak dyskretna i tak pokorna. Bo wszechmoc Boża to przede wszystkim potęga Jego miłości. Bóg po prostu nas kocha, a jeśli my tę Jego miłość przyjmujemy, ogarnia nas światło i pokój i chęć czynienia dobra i moc w znoszeniu cierpień i życzliwość wobec bliźnich i radosne oczekiwanie życia wiecznego.
Są takie rodziny, w którym gołym okiem widać, że miłość Boża w nich kwitnie - i chciałoby się o nich powiedzieć, iż żyją sobie jakby w przedsionku nieba. Otóż gdybyśmy my wszyscy otworzyli się więcej na miłość Bożą, to cała nasza ziemia zmieniłaby się jakby w przedsionek nieba. Jeśli jest wśród nas tak wiele cierpień i niezadowolenia i krzywdy i samotności i bezsensu, to nie dlatego, że Bóg nas za mało kocha albo że nie jest wszechmocny - ale dlatego, że wolimy żyć raczej w naszych ciemnościach niż w świetle Bożym i zamiast przemieniać naszą ziemię w przedsionek nieba, my potrafimy zrobić z niej przedsionek piekła, gdzie panuje egoizm, powszechna nieufność i wzajemna wrogość.
Zwracam się teraz wszystkich tych, którzy mają jakieś swoje cierpienia, kłopoty i niemożności. Bracia i Siostry! Wzmocnijmy w sobie wiarę w Baranka Bożego, który jest pokornym, ale i wszechmocnym Synem Bożym. Kto stoi blisko tego Baranka, jest bezpieczny i nie zginie. Przed tym Barankiem nawet ryczący lew ucieka w panice - mówię, rzecz jasna, o tym lwie ryczącym, przed którym ostrzega Apostoł Piotr, że „krąży, szukając, kogo pożreć” (1P 5,8).
Wspomniałem już, że Baranek ten okazuje swoją potęgę w sposób pokorny. Nie zstąpił z krzyża, nawet kiedy Go do tego prowokowano; dał się zamordować, ale nawet na chwilę nie przestał kochać wszystkich bez wyjątku, a trzeciego dnia zmartwychwstał.
Również w nasze cierpienia i ciemności Jezus Baranek nie będzie wkraczał w ten sposób, jak my byśmy sobie tego życzyli. Raczej wsłuchajmy się w Jego wolę i starajmy się rozpoznać, w jaki sposób On chce nam pomóc. Bo jeśli więcej otworzymy siebie i swoje cierpienia na Jego świętą obecność, nieraz okaże się, że nawet fizyczna strona naszych cierpień ulegnie wówczas zmniejszeniu.
Dzisiejsza Ewangelia w bardzo prostych słowach przedstawia dwa wzorce przyjścia ludzkiego do Baranka Bożego. Kiedy dwaj uczniowie Jana Chrzciciela, (przyszli apostołowie Jan i Andrzej), usłyszeli, że Jezus jest Barankiem Bożym, poszli za Nim. Przy pierwszej nadarzającej się okazji pytają Go: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”
Otóż Jezus nie traktuje ich jako wysoką umawiającą się stronę. Kto chce być z Jezusem, musi Mu zawierzyć samego siebie. Nie możemy Jezusowi stawiać naszych warunków. Jeśli chcę iść za Jezusem, powinienem w całości i z radosnym sercem przyjąć Jego naukę, wypełniać Jego przykazania, zaakceptować to wszystko, co w moim losie nie zależy ode mnie.
Jezus nie odpowiedział Janowi i Andrzejowi na ich pytanie, gdzie mieszka. Kiedy poszli za Nim, przekonali się, że Jezus jest tak ubogi, iż w ogóle nie ma własnego mieszkania. „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8,20). Ale Jan i Andrzej przekonali się również, że Baranek Boży jest wystarczająco potężny, żeby nas doprowadzić do domu Ojca, bo „w domu Jego Ojca jest mieszkań wiele” (J 14,2). Żeby jednak to poznać, musieli najpierw pójść za Jezusem bez stawiania Mu żadnych warunków.
Przypatrzmy się drugiemu spotkaniu człowieka z Barankiem Bożym. Zafascynowany Jezusem Andrzej dzieli się ze swoim bratem Szymonem nowiną: „Znaleźliśmy Mesjasza” - i przyprowadza go do Jezusa. Szymon przychodzi do Jezusa po raz pierwszy w życiu, a Jezus wita go słowami: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Piotr”. Jezus jest Synem Bożym i nie musiał Szymona poznawać ani mu się przypatrywać.
On wie wszystko o człowieku, zna całe jego wnętrze, zanim człowiek zacznie Go szukać.
Szymon dopiero po raz pierwszy przychodzi do Jezusa. Jeszcze nie wie, że Jezus wybrał go, aby był pierwszym apostołem w Jego Kościele, ale Jezus już to wie: „Ty jesteś Szymon, ale ty będziesz Piotrem, czyli Skałą”. Potem, pod Cezareą Filipowa, Jezus powie mu więcej: „Ty jesteś Skałą i na tej Skale zbuduję mój Kościół i bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego” (Mt 16,18n).
Po swoim zmartwychwstaniu Jezus powie Piotrowi jeszcze więcej: „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21,18). Powołaniem Piotra była bowiem śmierć męczeńska.
Bracia i Siostry! Powołanie młodego Samuela oraz powołanie apostołów każą nam przypatrzeć się naszemu własnemu powołaniu. Różnorodne są ludzkie powołania. Jednego Bóg powołuje do kierowania Kościołem, innego do wychowania gromadki dzieci, a jeszcze inny jest powołany do tego, żeby dzielnie i po Bożemu trwał w swoim życiu samotnym. Ktoś obdarzony szczególnym talentem do działalności gospodarczej jest powołany do dawania świadectwa że wszystko, co czynimy, powinniśmy czynić na chwałę Bożą, z pożytkiem dla ludzi i w poszanowaniu prawa moralnego. Ktoś inny zaś jest powołany przede wszystkim do tego, żeby otaczać troskliwą miłością swoje upośledzone dziecko.
Otóż nie mierzmy znaczenia różnych powołań naszymi ludzkimi miarami. Ktoś urodzony z zespołem Downa może przejść przez swoje życie tak pięknie, że pozostawi po sobie więcej dobra niż autor poczytnych książek lub reżyser głośnych filmów.
Nie porównujmy naszych powołań, nie podejmujmy jałowych rozmyślań, dlaczego moje życiowe powołanie jest właśnie takie, a nie inne. Niech każdy stara się raczej wnikać w swoje powołanie, w takie jakie ono jest, i niech wypełnia je jak najlepiej, jak najbardziej po Bożemu.
I nie zapominajmy o tym, że Boże powołanie dotyczy nas całych, całości naszego postępowania. To właśnie dlatego Kościół przypomniał nam dzisiaj słowa Apostoła Pawła: Bracia! Strzeżcie się rozpusty! Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego? Chwalcie więc Boga w naszym ciele!
Zatem módlmy się, Bracia i Siostry, ażeby każdy z nas podszedł dzisiaj bliżej do Baranka Bożego. Zawierzmy Barankowi Bożemu samych siebie i całe nasze życie. I wsłuchajmy się z wiarą, do czego On mnie, każdego z nas, powołuje. Amen.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger