lutego 25, 2023

Kazanie pasyjne - II. Getsemani

Kazanie pasyjne - II. Getsemani
Tydzień temu, razem ze św. Markiem, przebywaliśmy w Wie­czerniku, odkrywając tajemnicę wielkiego dramatu, jakim jest atak zła na Dobro wypełniające Serce Chrystusa. Najwspanialszy z ludzi, na podstawie decyzji księcia tego świata, ma być znisz­czony. Pamiętamy odpowiedź Jezusa, który uprzedza wydanie w ręce złych ludzi, przez dobrowolne wydanie siebie samego w Eucharystii w ręce swoich przyjaciół.

1. Lęk o życie
Opuściliśmy Wieczernik, udając się do Ogrodu Oliwnego Św. Marek nadal nam towarzyszy. On był obecny w Ogrodzie Getsemani i prawdopodobnie posiadłość, w której Jezus się za­trzymał, była własnością jego rodziny. On sam przebywał tej no­cy w domku ogrodnika i dokładnie przedstawia scenę pojmania Jezusa Chrystusa. W Getsemani jest obecny św. Piotr, któremu Marek przez lata towarzyszył, będąc jego sekretarzem. Stąd rela­cja Marka jest bardzo wiarygodna.
Marek pisze: „A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: ,Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił’. Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: ,Smutna jest moja du­sza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie'. I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina. I mówił: ,Abba, Ojcze, dla Ciebie wszyst­ko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie' " (Mk 14, 32-36).
Pan Jezus wychodzi z Wieczernika otoczony ludźmi dobrymi. Wśród nich nie ma człowieka złego. Ośmiu Apostołom pozwala odpocząć. Prawdopodobnie odpoczywają oni razem ze św. Mar­kiem u wejścia do ogrodu. Natomiast trzech najbliższych bierze ze sobą i wzywa ich do czuwania. Mimo, że jest w kręgu ludzi dobrych, znając zbliżające się zagrożenie, zaczyna odczuwać trwo­gę. Jest człowiekiem, a każdy człowiek w obliczu zniszczenia, w obliczu zagrażającego zła odczuwa lęk. Jest to naturalny od­ruch. Nawet najodważniejszy człowiek może był wypełniony lękiem.
Lęk wobec nadchodzącego nieszczęścia stwarza pokusę ocalenia. Pojawia się ono wtedy, kiedy na drodze naszego życia wyrastają poważne trudności, kiedy trzeba płacić sobą. Im więcej trzeba za­płacić, im wyższa jest cena, tym większa pokusa, aby nie płacić.
Chrystus mocuje się z tą właśnie pokusą. Bóg zgodził się na to, aby doczesne życie Jego Syna zostało zniszczone. Mimo, iż ciało Jezusa Chrystusa jest święte, na ziemi jest dostępne dla zła, i właśnie w to ciało uderzy nieprzyjaciel.
Jezus Chrystus tuż przed spotkaniem ze złem chce jeszcze raz porozmawiać ze swoim Ojcem. Chce przezwyciężyć pokusę pełnie­nia swojej własnej woli, a więc pokusę ocalenia siebie przed znisz­czeniem, przed śmiercią. Ojciec może wszystko. Ojciec kocha Syna, stąd Jego słowa: „Tato, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ode Mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się sta­nie". Syn doskonale wie, że Ojciec wybiera najlepsze rozwiązanie i dlatego chce przyjąć to rozwiązanie. Gotowy jest zrezygnować z wypełnienia swojej własnej woli, odrzucić pokusę ocalenia, byleby pełnić wolę Ojca.

2. Sens cierpienia
Dlaczego Bóg zgadza się na tę godzinę męki? Jest to pytanie niezwykle trudne, a zarazem bardzo istotne. Bez niego nie potra­fimy zrozumieć Ogrodu Oliwnego. Świat jest pod panowaniem zła. Bóg, skoro stworzył istoty wolne, a one odeszły od Niego, musi się z ich złym działaniem liczyć. Takie są konsekwencje wolności. Ponieważ Bóg pragnie odnieść zwycięstwo, postanowił wykorzy­stać zło dla swoich własnych celów. Zło nigdy nie jest twórcze, nigdy nie buduje, ono zawsze niszczy, zmierza do unicestwienia, do burzenia. Jak zatem wykorzystać tę niszczącą energię zła?
Otóż Bóg zsyła swojego Syna, który staje się człowiekiem. W Nim jest ukryta Boska rzeczywistość. Na zewnątrz Chrystus jest podobny do nas wszystkich. Jak długo żyje życiem doczesnym jest wielki, genialny, ale tylko jeden z wielkich proroków. Jego życie przypomina życie innych ludzi. Pan Bóg postanawia wyko­rzystać zło, które uderzy w Jego Syna, po to, aby wyzwolić ukrytą w Nim Bożą energię. To jest mniej więcej tak, jak z atomem, z którym ludzkość miała do czynienia przez długie wieki nic o jego tajemnicy nie wiedząc. On kryje w sobie potężną energię. Ta ener­gia ujawnia się dopiero wtedy, kiedy atom zostaje rozbity. Dopie­ro zniszczenie atomu powoduje wyzwolenie tkwiącej w nim potę­żnej energii. Podobnie jest z całą tajemnicą Wcielenia. Bóg ukrył potężną energię w Swoim Synu, który stał się człowiekiem, nie rozpoznanym w pełni dotąd, dopóki zło nie uderzyło w Niego, starając się Go zniszczyć. Zło jednak nie wiedziało, co wyzwoli. Gdy zło na Golgocie niszczy Syna Bożego, w tym momencie poja­wia się tak potężne źródło zbawczej, twórczej energii miłości, że ta energia potrafi zbawić cały świat. Oczywiście jest to połączone z cierpieniem, bo każde zniszczenie jest połączone z cierpieniem. Bóg w ten sposób wykorzystuje zło istniejące na ziemi, dla swoich własnych celów. Dlatego w Getsemani Ojciec nie odpowiada na prośbę Syna. On wie, że Syn rozumie to, że aby wyswobodzić tę wielką energię miłości i przekonać świat, jak bardzo Bóg kocha ludzi, potrzebne jest Jego cierpienie. Dopiero wtedy ludzie odkry­ją, ile w Bogu jest zbawczej mocy. Ostatecznie Chrystus odpo­wiada Ojcu pozytywnie, zgadzając się całkowicie na Jego wolę objawioną w zbawczym planie. To było treścią rozmowy Ojca z Synem i Syna z Ojcem.
Ale w Getsemani chodzi jeszcze o coś więcej. Nie tylko o prze­zwyciężenie pokusy pełnienia swojej woli, ale również o to, aby Syn miał tę wielką, najgłębszą pewność, że Ojciec jest z Nim, że On jest podłączony do Ojca, który jest źródłem wszelkiego dobra. Jeżeli tę pewność będzie posiadał, to nigdy zło nie potrafi Go zniszczyć. To jest celem Jego modlitwy w Ogrodzie Oliwnym.

3. Zaniedbanie modlitwy
Na tym tle można zrozumieć troskę Chrystusa o to, aby Aposto­łowie przez modlitwę podłączyli się do Boga, ponieważ atak będzie wymierzony nie tylko w Niego, ale i w Apostołów. Wezwał ich do modlitwy, a następnie wrócił, modlił się i po pewnym czasie jesz­cze raz podchodzi do swojej wybranej trójki:
„I zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: ,Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe*. Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same słowa. Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć" (Mk 14, 37-40).
Panu Jezusowi wyraźnie chodzi o to, aby Apostołowie w godzi­nie ataku na ich wspólnotę mieli łączność z Bogiem. Kiedy więc przychodzi po raz drugi i trzeci i widzi, że oni śpią, wie, że zło ich zniszczy. O ile u Niego zniszczy ciało, a nie tknie ducha, który jest całkowicie podłączony do Boga, o tyle u nich nie tknie ciała, ale zniszczy ducha, ponieważ duch nie został przez modlitwę zespo­lony z Bogiem. Zabrakło modlitwy.
Gdyby Chrystus wziął do Ogrodu Getsemani swoją Matkę, to na pewno nie musiałby Jej upominać trzy razy, aby czuwała i modli­ła się. Zresztą Ona na pewno tej nocy nie spała. Jest rzeczą nie­możliwą, aby kochające serce Matki nie odebrało tych bardzo głę­bokich przeżyć, tego zmagania, które dokonywało się w sercu Jej Syna. Te dwa Serca były tak mocno połączone ze sobą, że reago­wały, mimo iż nie byli blisko siebie. Matka Najświętsza czuwała natomiast Apostołowie, mimo wcześniejszych zapewnień, nie czu­wali, nie pełnili też woli Ojca Niebieskiego, który chciał, aby w tym momencie byli z Jego Synem. Apostołowie odpoczywając pełnili swoją własną wolę. Chrystus musiał boleśnie odebrać to za­chowanie swoich trzech wybranych Apostołów. Nie udało Mu się dotychczas nauczyć ich modlitwy, nie umieli rozmawiać z Ojcem, nie potrafili słuchać Boga. Nie pozostali w kontakcie z rzeczywi­stością Boga, mimo że tyle miesięcy przebywali razem.

4. Zmęczenie
Co odegrało decydującą rolę? Słabe ciało. Dobrze wiemy, jak trudno się modlić, kiedy człowiek jest zmęczony, gdy słabość ciała bierze górę. W takich momentach usprawiedliwiamy się. Tymczasem Pan Jezus ich nie usprawiedliwia. Trzeba bardzo ko­chać, by umieć przezwyciężać słabość swojego ciała. Tylko praw­dziwa miłość jest w stanie w godzinie zmęczenia zmobilizować słabe siły. Obserwujemy to czasem u matki, która pada ze zmęczenia, ale w nocy na głos dziecka potrafi wstać i zająć się nim. U Apostołów zabrakło tej miłości.
Trzykrotnie przychwyceni na tym, że śpią, na swoim zanied­baniu, cóż mieli odpowiedzieć Chrystusowi? Jezus wiedział, że zwycięstwo zła nad Jego uczniami jest bliskie. Chcieli należeć do świata dobra. Chcieli być ludźmi dobrej woli, lecz nie stać ich było na przezwyciężenie zmęczenia, na podjęcie pewnego trudu. Zawiodą Chrystusa, i to zawiodą nie tyle ze złej woli, ile ze sła­bości.
Zło bardzo często odnosi nad nami zwycięstwo przez to, że wcześniej nas zmęczy. Zmęczonego człowieka można jednym pal­cem przewrócić. Trzeba o tym pamiętać. Kiedy człowiek jest wy­kończony i zmęczony życie religijne nie będzie się rozwijać. Wte­dy nie ma mowy o modlitwie. Samo zmęczenie człowieka jest częścią taktyki zła zmierzającego do zniszczenia. W naszym świe­cie chodzi o to, aby ludzie byli zmęczeni od rana do wieczora, kładąc się spać i wstając, bo wtedy można ich łatwo przewrócić i pokonać. To trzeba dostrzec w Getsemani. Cóż z tego, że duch ochoczy, ale ciało za słabe. Jeden atak zła i wszyscy pouciekali.
„Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: ,Spicie dalej i od­poczywacie? Dosyć. Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca" (Mk 14, 41-42).

5. Przyjąć cierpienie
Chrystus dobrowolnie wychodzi na spotkanie z Judaszem, ze złem. Już nie ma - „nie moja, ale Twoja wola". Chrystus w cza­sie modlitwy utożsamił swoją wolę z wolą Ojca. On już chce czy­nić to, czego pragnie Ojciec i dlatego wychodzi taki mocny. Dobrowolnie oddaje się w ręce zła. Zgadza się, aby tak jak atom był rozbity, by objawiła się w Nim energia Bożej Miłości.
Cierpienie jest twórcze tylko wówczas, kiedy człowiek dobro­wolnie się na nie zgodzi. Jeżeli jest ono wciągnięte w zbawczy plan przez samego Pana Boga, to musi być twórcze. Również na­sze cierpienie może być twórcze pod jednym warunkiem - jeśli dobrowolnie się na nie zgodzimy.
Chrystus się modlił, bo dobrowolne podjęcie cierpienia jest jednym z najtrudniejszych zadań, jakie istnieje na ziemi. Taka decyzja może być podjęta tylko na modlitwie. Chrystus w Getse­mani uczy nas dobrowolnej zgody na cierpienie.
Był tylko jeden Apostoł, który tej nocy nie spał, czuwał - jeden z Dwunastu - Judasz, bo zło czuwa zawsze. Przyjaciele spali, ale wróg - Judasz czuwał. Zło jest niezmordowane w nisz­czeniu. Zło potrafi mobilizować wszystkie swoje siły w najbar­dziej nieoczekiwanym momencie. Dzieje się tak dlatego, że każde
zniszczenie jest zawsze dla niego połączone z radością odniesienia sukcesu. Zło prowadzi wielkie polowanie, a myśliwy, jeżeli chce zwierzę upolować, musi czuwać. Judasz czuwał, on jeden jedyny. Czuwał Mistrz i czuwał Jego zdrajca.

6.Zdrada
„I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwu­nastu, a z nim zgraja z mieczami i kijami wysłana przez arcy­kapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. A zdrajca dał im taki znak: ,Ten, którego pocałuję, to On; chwyćcie Go i prowadźcie ostrożnie’. Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: ,Rabbi', i pocałował Go. Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwy­cili Go. A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho. A Jezus zwrócił się i rzekł do nich: ,Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, że­by Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić’" (Mk 14, 43-49).
Dochodzi do spotkania dwóch światów: świat dobra zgroma­dzony wokół Jezusa, to Mistrz z Nazaretu i Jego uczniowie oraz świat zła, któremu w tym momencie przewodniczy Judasz. Sza­tan, książę świata zła jest niewidoczny. Judasz jest tylko tym, którym on się posługuje. Rzecz znamienna, pojmanie dokonuje się w nocy. Zło lubi ciemności. Judasz stanowi w tym momencie most między światem zła i światem dobra. Kiedyś Chrystus wez­wał go do swojego świata dobra i Judasz zewnętrznie opowiedział się po stronie Chrystusa, ale wewnętrznie jego serce zostało w świecie zła, temu złu ciągle służył. Nadszedł wreszcie moment, w którym zło wykorzystuje go do zdrady Mistrza. Pocałunek Ju­dasza głębiej i boleśniej zranił Serce Jezusa, aniżeli włócznia, bowiem ostrze włóczni kierowane było ręką człowieka, który wykonał rozkaz, natomiast pocałunek złożył przyjaciel. Można znisz­czyć człowieka jednym pocałunkiem zdrady. Można zniszczyć jed­nym słowem „Rabbi".
Obserwujemy, jak zło posługuje się człowiekiem. Judasz jest tylko narzędziem. Zło potrzebuje współpracowników, którzy ze­wnętrznie należą do świata dobra. Ci ludzie czynią najwięcej zła. Może to być zły ojciec, który zawsze winien być dobrym ojcem; zła matka, która zawsze winna być dobrą matką, bowiem krzyw­da wyrządzona dzieciom przez złych rodziców jest jedną z naj­większych krzywd, jakie można spotkać na ziemi. Może to być zły mąż, zła żona, zły kapłan, zła zakonnica. Jeśli zło posłuży się takim człowiekiem, wtedy jego sukcesy są wielkie.
Judasz działa z wielkim wyrachowaniem. Potrafi nawet powie­dzieć „prowadźcie Go ostrożnie", to znaczy uważnie, abyście Go doprowadzili do arcykapłana. W tym momencie ostrze zła naj­głębiej uderza w Chrystusa. Rozpada się osłona dobra. Ludzie, którzy byli zgromadzeni wokół Chrystusa, uciekają, a Mistrz do­staje się w ręce złych ludzi, którzy odtąd będą Go niszczyć. Ju­dasz jest tym, który pierwszy zniszczył to Boże Arcydzieło, jakim jest Wcielone Słowo Ojca. Pierwszy również zostaje porażony tą wielką energią, która została wyswobodzona na Golgocie. Ponieważ nie odpowiedział miłością, nie stać go było nawet na prośbę oprzebaczenie. Idzie i popełnia samobójstwo.. Niszczy Chrystusa i niszczy siebie. Takie jest działanie zła.
Chrystus dostaje się w ręce zła. Jeszcze Piotr próbuje Go bro­nić, ale ucina tylko ucho. Rani sługę najwyższego kapłana i musi schować miecz do pochwy. Chrystus oddaje siebie dobrowolnie w ręce złych ludzi. Jezus mógł sięgnąć do przemocy, mógł poko­nać wroga przy pomocy siły, tak jak chciał Piotr. Gdyby Piotr wezwał pozostałych Apostołów, doszłoby do walki, i w tych ciemnościach mogliby ratować Chrystusa. Ale dobroć nigdy nie wal­czy przy pomocy siły. Dobroć potrafi przyjąć uderzenie, ale nie zada ciosu. Piotr schował miecz, chociaż niewiele zrozumiał z po­stawy Mistrza. Dopiero następne godziny wyjaśnią mu to dziwne zachowanie Chrystusa, a w Wielką Niedzielę zrozumie dlaczego dobro nie może posłużyć się siłą.
Uciekli wszyscy, opuścili Mistrza. Opis pojmania w Getsema­ni Marek kończy takim zdaniem:
„A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich" (Mk 14, 51-52). To jest podpis św. Marka, który był obecny przy pojmaniu. Nie podaje tu swojego imienia. Szedł za Chrystusem, chciał towarzyszyć Mu nadal już przy poj­maniu, ale ponieważ go zaatakowano, wówczas zostawił prześcieradło, w którym spał i uciekł. To jest dyskretnie zaznaczona obe­cność Ewangelisty przy aresztowaniu Mistrza.
Kończąc nasze rozważanie chciałbym zwrócić uwagę na nastę­pujące elementy:
1. Tam, gdzie ma miejsce zmaganie między pełnieniem wła­snej woli, a pełnieniem woli Boga, potrzebna jest modlitwa. Tak długo bowiem nie ma właściwego rozwiązania, jak długo nie przyjmiemy woli Bożej za własną.
2. Cierpienie zostało przez Boga wykorzystane dla Jego zbaw­czych celów. Jest ono narzędziem, przez które Bóg wydobywa największą energię, jaka jest zamknięta w ludzkim sercu - ener­gię prawdziwej miłości.
3. Słabość ciała i zmęczenie stanowi bardzo poważną przeszkodę w rozwoju życia religijnego i trzeba uważać, by zawsze zacho­wać tyle sił, by człowiek mógł się modlić.
4. Zdrada najbardziej boli wówczas, gdy pochodzi od osoby bliskiej. Nasza zdrada tym bardziej boli Boga, im jesteśmy Mu bliżsi.



lutego 25, 2023

Kazanie pasyjne – I. Wieczernik

Kazanie pasyjne – I. Wieczernik
Rozpoczynamy rozważania męki Pana naszego Jezusa Chrystu­sa. Za przewodnika, po tych niezwykle bolesnych, a zarazem bogatych godzinach cierpienia Jezusa Chrystusa, wybierzemy bez­pośredniego świadka wydarzeń Wielkiego Tygodnia, św. Marka. W oparciu o tekst jego Ewangelii spróbujemy odkryć potęgę i me­tody zła działające w świecie oraz niepojętą miłość, którą Bóg objawił w Jezusie Chrystusie.
Św. Marek pisze Ewangelię po to, aby ukazać kim jest Jezus Chrystus, ukazać Jego niepojętą tajemnicę godności Syna Bożego i godności Mesjasza. Ewangelista bardzo wyraźnie podkreśla, że Chrystus ukrywał tę godność, aż do momentu swego zmartwych­wstania. W czasie Jego publicznej działalności, tylko niektórzy ludzie, na podstawie pewnych znaków, rozpoznali tę godność Sy­na Bożego i godność Mesjasza.
Chrystus jest czystą dobrocią, a pojawił się na świecie, który jest pod panowaniem zła. Od samego początku Pan Jezus, czysta Dobroć, musiał się ukrywać, ponieważ zło chciało Go zniszczyć. Kiedy tylko, w Betlejem, ukazał się pierwszy blask Jego Dobro­ci, natychmiast pojawiło się zło, które chciało zniszczyć Serce zbu­dowane z czystej Dobroci. Przez trzydzieści lat Chrystus żyje w ukryciu, nie promieniując dobrocią. W Nazarecie jest czystą Dobrocią, ale nią nie promieniuje i dlatego zło Go nie atakuje.
Z chwilą rozpoczęcia publicznej działalności, Chrystus zaczyna jakby promieniować swoją dobrocią, poszukując ludzkich serc do­brej woli, aby nawiązać z nimi kontakt, by ich wprowadzić do świata czystej dobroci. Ludzie zaczynają odpowiadać na Jego wezwanie i zbliżają się do Niego, jak do ognia, chcąc się od Nie­go zapalić. Natomiast ludzie złej woli uciekają od Niego, a jeśli podchodzą to po to, aby Go zniszczyć.

1.Chrystus działa w konspiracji
W ostatnich miesiącach Chrystus musiał się ukrywać, a poma­gają Mu w tym ludzie dobrzy. W tym kontekście trzeba odczytać słowa mówiące o przygotowaniu do Paschy. „W pierwszych dniach przaśników, kiedy ofiarowano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: ,Gdzie chcesz, abyśmy poszli poczynić przygotowania, żebyśmy mogli spożyć Paschę?' I posłał dwóch swoich uczniów z tym poleceniem: ,Idźcie do miasta, a spotka się z wami czło­wiek, niosący dzban. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedz­cie gospodarzowi: Nauczyciel pyta, gdzie jest dla Mnie izba, wktórej mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas Paschę. Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę" (Mk 14, 12-16).
Pan Jezus działa w ostatnich miesiącach swojego życia, według praw konspiracji, w ukryciu i dlatego swoim dwom uczniom nie podaje nawet adresu. Chodzi o św. Jana i św. Piotra. Wskazuje uczniom człowieka z dzbanem w ręku, który spełnia rolę łącznika między Chrystusem a gospodarzem. Jezus już wcześniej załatwił z gospodarzem salę. Trzeba podkreślić, że zarówno ten dobry człowiek, pełniący rolę łącznika, jak i sam gospodarz - ryzykują. Chrystus był poszukiwany listem gończym, a więc każdy, kto Go ukrywał, narażał się władzy. Mimo to w samym Jeruzalem jest człowiek, który ma dobre serce, oddaje swoje mieszkanie i przy­gotowuje salę na tyle przestronną, aby trzynastu mężczyzn mogło przyjść i spożyć świętą ucztę. Dwaj uczniowie, którzy przychodzą wcześniej, przygotowują baranka paschalnego. Trzeba go było złożyć w świątyni w ofierze, a następnie przyrządzić do spożycia.
Zwróćmy uwagę na tych ludzi, których imion nie znamy. Św. Marek prawdopodobnie znał zarówno tego człowieka, który szedł z dzbanem wody, jak i samego gospodarza. Istnieje nawet tradycja, że Wieczernik był w domu Marka, stąd też jego wia­domości są pewne. Ludzie ci potrafili ryzykować dla Chrystusa. Ktokolwiek bowiem tu na ziemi opowie się po stronie Chrystusa naraża się na niebezpieczeństwo. Taka jest prawda Ewangelii.
Tu trzeba postawić pytanie: W jakiej mierze potrafimy narazić siebie, swoje życie, mienie dla Chrystusa? Czy potrafimy sprze­ciwić się opinii publicznej, która często nie chce aprobować wy­magań Ewangelii? W jakiej mierze potrafimy w imię Chrystusa narazić się ludziom, którzy mają władzę? Mistrz czeka na dobroć i odwagę naszego serca. To jest ważny moment, który trzeba do­strzec, jeśli chcemy dobrze odczytać Ewangelię. Zmaganie dobra ze złem trwa i każdy człowiek, który się opowie po stronie Chry­stusa, musi być przygotowany na różne przykre konsekwencje, jakie go spotkają. Dziś bowiem zło, nie mogąc dosięgnąć Chry­stusa, uderza w ludzi dobrej woli, którzy odpowiadają na Jego wezwanie.

2. Wtyczka
Chrystus przybywa do Wieczernika, gdzie wszystko jest przy­gotowane, aby spożyć dziękczynną Paschę. Św.Marek notuje:
„Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: ,Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który je ze Mną'. Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: ,Czyżbym ja?' On im rzekł: ,Jeden z Dwunastu, ten który ze Mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy bę­dzie wydany. Byłoby lepiej dla tego .człowieka, gdyby się nie narodził " (Mk 14, 17-21).
Mimo tej osłony ludzi dobrej woli, zło dociera do Chrystusa, ponieważ w Jego najbliższym otoczeniu znajduje się wtyczka. Bezpieczeństwo Chrystusa jest ciągle zagrożone.
Poznajmy tu metodę działania zła. Syn Boży w świat zła wszedł w ukryciu, utaił swoją dobroć i świętość. Wokół Niego zaczęli gromadzić się ludzie tęskniący za tym światem. Podobną metodę wybrał szatan. On się utaił w Judaszu. Zbliża się do świata czy­stego Dobra po to, by Go zniszczyć. Taka jest odpowiedź zła. Chrystus wszedł w świat zła, a zło posługuje się zdrajcą i wcho­dzi w Jego najbliższe otoczenie. Oczywiście Pan Jezus doskonale wiedział kogo wybiera. Judasz dostał się w tak bliskie Jego są­siedztwo za zgodą Mistrza. Niemniej w Wieczerniku możemy obserwować, jak w niezwykle sprytny sposób zło potrafi uderzyć w to, co jest dobre. Nie wiemy, co Judasz myślał, kiedy usłyszał słowa: „Jeden z was Mnie zdradzi", a następnie te najstraszniejsze słowa, jakie padły z ust Jezusa Chrystusa: „Biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".
Dotykamy wielkiej tajemnicy. Judasz, który stanął tak blisko Jezusa, autentycznie powołany, nigdy nie ukochał Jezusa. Nie połączył własnego serca z Jego Sercem, nie dostosował swojego myślenia do myślenia swojego Mistrza. Okazuje się, że samo bliskie przebywanie z Jezusem nie wystarczy do tego, aby człowiek był dobry. Judasz nie chciał nauczyć się dobroci. Chrystus przez długie miesiące czynił wszystko, aby go nauczyć kochać i nie po­trafił tego osiągnąć. Drugiego człowieka nie da się nauczyć kochać, jeśli on sam nie chce się tego nauczyć. Nie da się! Tu roz­pada się w gruzy cała teoria kształtowania człowieka przez śro­dowisko. Judasz miał środowisko świętych i wspaniałych ludzi. Czy można było mieć wspanialszego wychowawcę, jak samego Chrystusa? A jednak pod Jego okiem wyrasta ktoś, o kim sam Mistrz powie: „Lepiej byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".
Ciągle musimy pamiętać o tym, że sama bliskość fizyczna - nasze czytanie Ewangelii, Komunia Św., chodzenie do kościoła, nasze spotkania z Chrystusem - owo „zanurzanie ręki w misie razem z Nim", wcale jeszcze nie są gwarancją naszej doskonało­ści. Tu chodzi o serce, a nie o ręce, bo ręka może zdradzić. Tu chodzi o serce, a nie o słowa, bo słowa mogą zdradzić. Judasz przez wieki jest ostrzeżeniem, że sama fizyczna bliskość z Jezusem nie gwarantuje jeszcze przynależności do Niego. „Lepiej by było, że­by się nie narodził".
Zło jest bardzo blisko Serca Jezusa Chrystusa. Judasz w każ­dym momencie mógł wydać Mistrza. Za to zabrał pieniądze. Jego było stać na to. Był bardzo blisko. Najbliżsi Apostołowie nie roz­poznawali w nim złego człowieka. Chrystus, który dobrowolnie wydał się w ręce zła, kiedy nadeszła Jego godzina, demaskuje zdrajcę, by zaznaczyć, że On jest Panem sytuacji. Świadczy o tym następna scena w Wieczerniku.

3. Nie wydawać innych, lecz dawać siebie
„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: ,Bierzcie, to jest Ciało moje’. Potem wziął kie­lich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: ,To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym' " (Mk 14, 22-25).
Ostatnia Wieczerza, ostatnie spotkanie przy stole. Chrystus wie­dział, że nie udało Mu się nauczyć Judasza miłości. Chce jeszcze w ostatnim momencie pokazać na czym polega prawdziwa mi­łość. Prawdziwa miłość to troska o prawdziwe dobro osoby kocha­nej, to płacenie sobą,aby ją ubogacić. Dlatego Jezus powiada: „Bierzcie i jedzcie". Uprzedza wydarzenia. Zanim Judasz Go wy­da w ręce złych ludzi, Chrystus sam siebie wcześniej wydaje, rozdaje siebie i to na zupełnie innej zasadzie. Judasz Go wyda, aby ludzie Go zniszczyli, a Chrystus wydaje siebie w ręce ludzi, aby ich ubogacić. Judaszowi chodzi o śmierć, a Chrystusowi o to, abyśmy mieli życie. To jest gest Chrystusa, gest Jego nieskończo­nej miłości. Rzecz znamienna, im mocniej uderza zło, tym wię­kszym gestem miłości odpowiada dobro. Gdy zło z wyrokiem śmierci jest bardzo blisko, na progu, spotęgowana miłość obja­wia się w Eucharystii. Jezus umie kochać, to najwspanialszy przykład miłości. „Bierzcie i jedzcie". Kiedy mówi o Krwi, po­wiada, że jest to Krew Przymierza. Chrystus chciał zaznaczyć, że On nigdy nie zawiedzie. Nawet wtedy, kiedy poleje się Jego Krew, uczniowie nie powinni w Niego zwątpić, On daje Krew na świadectwo swojej miłości.

4. Zwątpienie
Ludzie zawiodą, nawet ci, którzy byli tak blisko, którzy gro­madzili się wokół tego promieniującego miłością Serca. Jeśli to Serce zostanie zniszczone, oni się zgubią, Mówi o tym Chrystus w następnych słowach:
„ ,Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzą pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei'. Na to rzekł Mu Piotr: ,Choćby wszyscy zwątpili, ale ja nie\ Odpowiedział mu Jezus: ,Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz'. Lecz on tym bardziej zapewnił: ,Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie'. I wszyscy tak samo mó­wili" (Mk 14, 27-31).
„Wszyscy zwątpicie we Mnie". W tekście greckim jest słowo: „Wszyscy zgorszycie się ze Mnie". Zgorszyć się można nie tylko wtedy, kiedy przychodzi zło, ale i wówczas, gdy rozpada się to, co jest piękne, bogate i wspaniałe. Słabość Chrystusa będzie po­wodem zgorszenia i zwątpienia dla Jego uczniów. Dlaczego? Po­nieważ oni budowali swoją wiarę i zawierzenie na mocy Chry­stusa. Budowali na Jego mocy, a nie na Jego miłości. Jeżeli ktoś buduje na miłości, to wtedy, kiedy ten drugi przeżywa godziny słabości, miłość się nie kończy. Tylko miłość nie zwątpi nawet w najtrudniejszej sytuacji.
Pan Jezus posługuje się obrazem, „uderzą w pasterza, a roz­proszą się owce". On nie ma żalu do swoich Apostołów, bo jeżeli oni się zgromadzili wokół promieniującego miłością Serca, a Serce to zostanie zranione, przestanie bić, to oni stracą orientację. Dla­tego podstawę naszej wiary stanowi nie Chrystus ziemski, ale do­piero Zmartwychwstały, kiedy jest już niezniszczalny. My budu­jemy swoją wiarę nie na Chrystusie, który przegrywał w Wielki Piątek, ale na Zmartwychwstałym Zbawcy, którego zło już nie zniszczy. Jezus udowodni, że jeśli serce wypełnia czysta miłość, nie można go zniszczyć. Dlatego Pan Jezus w Wieczerniku dodaje: „Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei". On wie, że to bę­dzie tylko okresowe zwątpienie.
Św. Marek wspomina jeszcze przepiękne wyznanie św. Pio­tra „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie". Gotowość Piotra na poniesienie śmierci razem z Chrystusem. Piotr należał do świata dobra, połączył swoje serce z Mistrzem i wydawało mu się, że już nikt i nic nie potrafi go od Serca Chrystusowego oderwać. On prawdziwie Chrystusa kochał. Wydawało mu się, że może o własnych siłach dochować wierności Bogu. Wkrótce przekona się, że wytrwanie w świecie dobra jest możli­we tylko przy pomocy łaski Bożej.
Kończąc pierwsze rozważanie pasyjne w oparciu o tekst Ewan­gelii św. Marka, stawiam pytania.
1. Czy stać nas na ryzyko przynależności do świata dobra? Czy stać nas na cierpienie, na utratę, nawet na zniesławienie, na ubo­gie życie dla Chrystusa? Czy mamy serce tak otwarte, jak gospo­darz Wieczernika, który mimo zagrożenia oddał i przygotował sa­lę swojemu Mistrzowi? Czy stać nas na to?
2. Czy mimo tej wielkiej bliskości z Chrystusem - jesteście w kościele, przystępujecie tu do Komunii św. - czy wasze serce należy do Chrystusa? Czy potraficie kochać?
3. Kto dla was jest ważniejszy? Czy postępujecie, jak Judasz, dla którego wszystko było ważne, tylko nie Chrystus? Czy tak, jak Chrystus: („Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje"), aby ubo­gacić?



lutego 18, 2023

Środa popielcowa - Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie

Środa popielcowa - Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie
“Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem przez płacz, post i lament”.
“Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli”.
Środa popielcowa – początek Wielkiego Postu, czasu zwanego “mocnym czasem” w roku liturgicznym. Bóg jest łaskawszy w tym czasie nawrócenia i pokuty. Człowiek – jak słyszeliśmy – bardziej otwiera swoje serce, swój umysł na Boże działanie, a uczynki swe, te najlepsze, bo takie chcemy wykonywać w tym świętym czasie, mają być ze względu na Boga wykonywane, choć duszom służą.
Tego, co prawe, uczciwe, nie należy czynić jedynie dlatego, że ktoś na nas patrzy i doceni nasze starania. Ważna jest intencja, z jaką czynię to, co słuszne i sprawiedliwe. Pismo św. mówi: "żeby się Bogu pokazać (podobać), nie zaś ludziom". Nie należy czynić dobra w celu bycia oglądanym przez ludzi. Okazując pomoc drugiemu, nie powinienem równocześnie dawać znaki innym, czy trąbić przed sobą, w celu zwrócenia uwagi. Takie postępowanie jest obłudą. Intencją moją nie jest najpierw nieść pomoc potrzebującym, lecz promocja własnej osoby. Obłuda, to taka postawa, w której robię wrażenie, że pomagam drugiemu. Nie chodzi w tym o dobro potrzebującego, lecz o uznanie dla dającego. Obłuda jest znakiem wewnętrznego rozdarcia człowieka. To, co czyni zewnętrznie, nie jest spójne z tym, co przeżywa w swoim wnętrzu. Synagoga, kościół, wspólnota wierzących jest miejscem obecności również ludzi obłudnych, chcących zyskać podziw i uznanie.
Dający, nie powinien oczekiwać na uznanie. Jeśli ono będzie, Bóg niech będzie uwielbiony; jeśli go nie ma, "słudzy nieużyteczni jesteśmy, zrobiliśmy to, co powinniśmy wykonać", niech Bóg będzie uwielbiony. Człowiek lubi być chwalonym. Wielu, jak się wydaje, nie potrafi żyć bez tak okazywanej formy uznania, pocieszenia, poklasku. To, co w człowieku jest godne chwalenia, ma swojego adresata w Bogu. Nie należy bronić się, gdy człowiek jest chwalony; nie oburzać się, gdy inni tego nie czynią, w stosunku do mnie. Człowiek dostrzegający w innym dobro i szczerze sygnalizujący swoją radość i podziw, uczy się widzenia dobra i podziwu nad jego pięknem. Może tak być, choć nie musi, że istnieje możliwość przejścia od pochwały należnej człowiekowi, do chwalenia Boga.
Nasza dobroć, pomaganie innym, powinno być otulone tajemnicą. Prawdą jest, że i tak się to się ujawni. Bóg objawia, odsłania ludzi dobrych. Oni sami nie powinni troszczyć się o to. Ich dążeniem powinno być angażowanie się w czynienie dobrze wszystkim. Nasuwa się takie skojarzenie: dobroć, dawanie jest podobne do ziarna ukrytego w roli. W ukryciu dobro dojrzewa, pomnaża się, aż do czasu ujawnienia swojego piękna. To, co w ukryciu, jest dla Bożych oczu. On, który jest sprawcą dobra w człowieku, decyduje o tym, kiedy ono będzie dla ?nakarmienia wielu?
Za chwilę poświęcimy popiół, którym zostaniemy posypani. I tak się dzieje, jak długi i szeroki świat katolicki, chrześcijański. Zresztą obrzęd posypywania popiołem, to nie tylko zwyczaj katolicki; również w innych kulturach, religiach taki obrzęd się spotyka.
Dlaczego mamy być posypani popiołem? Dlatego, żeby usłyszeć lepiej: “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, albo inaczej: “Prochem jesteś i w proch się obrócisz”.
Środa popielcowa, popiół, przypominają nam kruchość naszej człowieczej natury, zwłaszcza gdy nie chcemy nawrócenia; zwłaszcza gdy nie czynimy pokuty, która nam przybliża nawrócenie. Kruchość człowieka, której doznajemy, tej fizycznej, psychicznej, duchowej, czasem także moralnej. Ale brzmi mocno przesłanie Kościoła: “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Zatem, środa popielcowa, wraz z obrzędem posypania popiołem, to również czas przypomnienia o wielkiej mocy człowieka nawróconego; człowieka, który żyje odkupieniem, który idzie ścieżką zbawienia; człowieka zjednoczonego w różnoraki sposób z Jezusem Chrystusem.
W tym czasie chcemy być dobrymi. Słyszeliśmy, jak Chrystus zachęca nas, by wszystko co czynimy było dyskretne, bo Ojciec, “który wszystko widzi”, również widzi i osądza nasze czyny. Zatem, jak rzekliśmy już, chcemy myśl swoją u początku tego Wielkiego Postu przede wszystkim ku Bogu skierować i liczyć się z Bogiem, który kocha nas i każdego człowieka, i bardzo nas namawia, abyśmy włączyli się intensywnie w tym świętym Poście w Jego miłość wobec wszystkich, czyli wobec każdego.
Rozpoczynamy tą Środą Popielcową Post. O czym on ma nam przypominać? O wielkiej solidarności z ubogimi. Mamy więc szukać okazji w tym Wielkim Poście, aby pomóc potrzebującemu, uboższemu od nas, owszem – materialnie także, ale również, a może przede wszystkim ubogim duchowo, by ich podprowadzić ku szczytowi nawrócenia.
Post. Powie Chrystus: “Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Po to jest Post też, by nam przypomnieć o konieczności dobrego kontaktu ze słowem Bożym; o konieczności dobrego kontaktu z Bogiem. Czas dobrej modlitwy, której nie powinno zabraknąć z dnia na dzień w naszym życiu, zwłaszcza w tym Wielkim Poście. “Nie samym chlebem człowiek żyje” – słowem Bożym, Eucharystią, modlitwą. Dlatego chcemy święte życie wieść, by mieć śmiały przystęp do ołtarzy Pańskich, i karmić się Ciałem Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
I wreszcie Post, który zaczynamy teraz, jest znakiem zewnętrznym naszej sytuacji wewnętrznej. Jeżeli będziemy pilnować słowa Bożego, modlitwy, kontaktu z Ołtarzem, to znaczy, że wewnętrznie jesteśmy “posprzątani”, jesteśmy ludźmi porządku takiego, jakiego domaga się Święty Duch Boży. Gdy zaś będzie brakować dobrych czynów wobec sióstr i braci, i owego pamiętania wciąż, że “nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem pochodzącym z ust Bożych”, to znak, że wewnątrz porządku nie ma. I czas stosowny, aby o taki porządek zadbać. Dlatego słyszymy: “Nawracajcie się do Mnie całym swym sercem przez post, płacz, lament. Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty”. “Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, by was widzieli, ale przed Bogiem”. Z takim nastawieniem ducha chcemy teraz przystąpić do obrzędu przyjęcia posypania tym popiołem, na znak, żeśmy Boży. AMEN.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger