sierpnia 24, 2021
Oto prawdziwy człowiek, w którym nie ma podstępu
Każdy z uczniów ma swego pośrednika, który prowadzi go do Jezusa.
Potrzebujemy innych, którzy nas przyprowadzą do Chrystusa. W życiu osób
powołanych do kapłaństwa, czy życia konsekrowanego obecne są cztery
zasadnicze słowa, opisujące ten styl życia: szukać, znaleźć, pójść,
ujrzeć. Taką drogą podąża każdy, kto chce być uczniem Jezusa. Aby szukać
Jezusa, należy pójść śladami swoich najgłębszych tęsknot. Potrzeba
wyglądać Tego, który porusza serce. Jeśli szczerze szukamy, Bóg pozwala
nam znaleźć to, co jest Jego oczekiwaniem. Tęsknota za Jezusem pozwala
przyjść do Niego, spotkać Go i poznawać. Przychodzimy do Pana, aby Go
ujrzeć. Potrzebujemy czasu dla Boga na kontemplację. Poznanie jest
nieodłączne od patrzenia: na ikonę Jezusa, na tabernakulum, na krzyż.
Gdy patrzymy na Jezusa, otwierają się przed nami niebiosa: Ujrzycie
niebo otwarte.
sierpnia 23, 2021
Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Królowo ratuj
to dowód na to, że można z każdego miejsca na ziemi odnieść sukces. Jaś Mela to wspaniały człowiek, który swoją postawą motywuje ludzi do walki z chorobą czy też innymi przeciwnościami.
i zdobyć to, co najważniejsze – osobistą świętość.
- wiarę,
- dobre zdrowie,
- pomagającego współmałżonka,
- pracę,
- posłuszne i zdrowe dzieci,
- pilnych pracowników,
- powodzenie finansowe,
- lojalnych przyjaciół,
- a nawet za wygrywające drużyny sportowe.
że jesteśmy. Naszą „zasługą” może być wdzięczność kierowana w stronę Stwórcy i ludzi, naszych braci.
w Jezusie Chrystusie względem was.
w sercu.
sierpnia 23, 2021
Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Obszary wolności
sierpnia 23, 2021
Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie"
Kochani moi, dzisiaj jest uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej. Kiedy wypowiadamy ten tytuł „Matka Boska Częstochowska”, to staramy się spojrzeć na Matkę Jezusa Chrystusa poprzez pewien szczególny aspekt. Bo wiecie dobrze, że jest jedna Matka Boska. I wszystkie narody na ziemi, które wierzą w Jezusa Chrystusa — wierzą w Jego Matkę. Wszyscy nazywają Ją swoją Matką. Moglibyśmy tutaj wyliczać całą litanię ludów chrześcijańskich, od wschodu do zachodu, od północy do południa, i poszczególne tytuły, jakie te narody Jej nadają. Jest nie tylko Królową Polski, ale jest również Królową Italii, Królową Węgier, Królową dalekiej Japonii...
sierpnia 23, 2021
Słowo Boże na dziś - Jezus demaskuje zaślepienie faryzeuszów
Słowo Boże na dziś
Poniedziałek, 23 sierpnia 2021 roku
Mateusz 23,13-22
Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami. Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: Kto by przysiągł na przybytek, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany przysięgą. Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca złoto? Dalej: Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą. Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę? Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada.
Refleksja nad Słowem Bożym
Głosiciele nieautentyczni są hipokrytami, obłudnikami. Choćby dobrze
potrafili zagrać swoją rolę, przyciągając uwagę słuchaczy, to widać
istotną różnicę między życiem i słowami, które wygłaszają. Jezus mówi,
że obłudnicy - nieautentyczni głosiciele - nie tylko powodują, że ludzie
śmieją się za ich plecami, ale nade wszystko obłudnicy czynią zło:
"Zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi". Inaczej mówiąc: jesteście
do tego stopnia przejęci waszą poprawną formalnie recytacją, że nie
interesuje was, czy przez wasze słowa ludzie czują się zachęceni do
podążania w kierunku Królestwa Bożego, co więcej, przeszkadzacie temu
Królestwu, zamykacie je przed innymi.
Drugie oskarżenie dotyczy
wymiaru zewnętrznego: "Obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego
współwyznawcę". Szuka się niejednokrotnie prestiżu poprzez liczbowy
rozwój swojej grupy. Zależy człowiekowi na uznaniu ze strony innych,
które zajmuje miejsce przepowiadania. Przepowiadanie dzieli się Słowem
w wolności i dlatego może prowadzić do porozumienia. Bez tego będą tylko
natarczywe, podstępne formy propagandy, szantażu moralnego i duchowego.
Trzecie
oskarżenie jest równie mocne: "Biada wam przewodnicy ślepi". Ślepi
przewodnicy nie znają drogi, nie wiedzą, gdzie jest kres podróży, nie
mają jasności Bożej drogi. Nie wiedząc, gdzie się idzie, mówi się to, co
ślina przyniesie na język, niejasno, choć może w sposób przyjemny,
mieszając rzeczy istotne z przypadłościami, kładąc nacisk na mało
znaczące przepisy, a zapominając o fundamentalnych; i w ten sposób można
deprawować religijny i moralny zmysł słuchaczy.
Jezus mówi
o "przewodnikach ślepych", którzy "przecedzają komara, a połykają
wielbłąda". Przewodnik powinien prowadzić ludzi i jeśli nie umie tego
robić, wiedzie ich przez urwiska i przepaści, i gubi. Jest to ostre
słowo przeciwko tym, którzy myślą, że widzą więcej od innych,
a w rzeczywistości są zaślepieni, ponieważ stracili m.in. wyczucie:
"przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda".
Jezus tak często krytykuje postawę faryzeuszów, tak często o nich mówi,
że może nam się czasem wydawać, że to jedynie oni nic nie potrafili
zrozumieć. Że te ostrzeżenia nie dotyczą nas samych. A przecież nie
chodzi tutaj o członków konkretnego ugrupowania religijnego, ale o
wszystkich ludzi, w których jest jakiś fałsz. Dotyczy to w takiej samej
mierze każdego chrześcijanina, każdego katolika, którego słowa i życie
nie pokrywają się ze sobą, u którego to wszystko zgrzyta.
Krytyki faryzeuszów nie bierzemy do siebie czasem dlatego, że traktujemy
ich jako z gruntu złych, w każdym calu złych, a przecież my tacy nie
jesteśmy. Tymczasem faryzeusze to nie przestępcy godni odrzucenia. To
ludzie, którzy robili wiele dobrego. Nawet w dzisiejszej Ewangelii
między wierszami jest pochwała dla faryzeuszów: "przemierzacie morze i
ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę". Kto z nas może się
pochwalić, że kogoś przyprowadził do Boga? Ilu z nas poświęciło na
czytanie Biblii tyle czasu, co faryzeusze? Ilu z nas te prawdy potrafi
przekazać innym? Skupienie się jedynie na potępieniu może nas wprowadzić
w błąd i uspokoić, że to nie o nas chodzi. A jak najbardziej chodzi
także o nas. O każdego przeciętnego katolika.
Faryzeusze to nie
ci, którzy nie zrobili nic dobrego. Tu chodzi raczej o hipokryzję. O
nieszczerość życia. Hipokryta to kiedyś aktor odtwarzający wyuczoną
rolę. Aktor nie czuje się w obowiązku żyć według wyuczonej postawy na
scenie. Aktor nie musi przemieniać siebie, żeby jakąś rolę zagrać.
Faryzeusze często dobrze wypełniali swoje zadania, postępowali zgodnie z
Prawem. Ale świat był dla nich sceną. Odgrywali swoją rolę dobrze,
starali się być widoczni, czekali na oklaski. Ale nie widzieli potrzeby
przemiany swojego serca. Dobra postawa bez przemiany serca nie porywa
innych. Raczej męczy. Próba dorównania do takiej "doskonałości" sprawia,
że myśli się tylko o rzeczach zewnętrznych. One są jakby pewne. Jeszcze
100 zł jałmużny, jeszcze dodatkowa modlitwa, jeszcze jeden dzień bez
mięsa. Tu nie ma mowy o radości życia, bo tego nie ma w przepisach i
można się na tym przejechać.
Smutne będzie nasze
chrześcijaństwo bez przemiany serca. Będzie pełne lęku: czy to
wystarczy, czy jeszcze coś trzeba, czy już ktoś widział, czy lepiej
powtórzyć. Będzie pełne szukania przepisów i szczegółowych pytań na
forach internetowych. Będzie też często związane z rozpaczą, gdy
upadniemy. Bez przemiany serca będą się liczyć tylko przepisy i
wypełnione punkty. Chrześcijaństwo natomiast to właśnie przemiana serca.
Czy coś już dzisiaj się udało, czy jeszcze nie wyszło, to naprawdę jest
mniej ważne od tego, jak bardzo chcieliśmy to zrobić, ile wysiłku w to
włożyliśmy i jak blisko Jezusa pragnęliśmy wtedy być. Jeśli dziś zrobimy
tyle ile dziś potrafimy, to jutro potrafimy zrobić więcej. Chodzi o to,
by się uchwycić Boga. Nie jest faryzeuszem ten, komu dzisiaj się
jeszcze nie udało. Faryzeuszem może być ten, komu wprawdzie się nie
udało, ale ludziom chce wmówić, że tak właśnie jest dobrze jak zrobił.
Szuka ideologii do własnych błędów i niedociągnięć.
Jeśli nie
grzeszymy jedynie dlatego, że boimy się kary, albo dlatego, że nie mamy
okazji do grzechu, albo dlatego, że ludzie akurat na nas patrzą, to z
naszym chrześcijaństwem coś jest nie tak. To nadal jest kręcenie się
wokół grzechu, a przecież naszym centrum powinien być Bóg. Tylko
przemiana serca daje nam radość i spokój wewnętrzny, nawet pomimo
upadków, które przecież zawsze będą, a także pomimo każdego bólu, który w
każdym życiu pojawi się wcześniej czy później.
sierpnia 21, 2021
21. Niedziela Zwykła (B) – Trudna jest ta mowa
Drogie Siostry, drodzy Bracia!
"Trudna jest ta nasza mowa, któż jej może słuchać". Tak skwitowali w dzisiejszej Ewangelii uczniowie Jezusa Jego mowę na temat Eucharystii, której słuchaliśmy przez ostatnich kilka niedziel. Ta przejmująca mowa Jezusa, w której mówi On o wielkiej ofierze jaką pragnie złożyć z siebie za zbawienie ludzi kończy się smutno. Zarówno postronni słuchacze jak też i sami uczniowie Jezusa, którzy od dłuższego czasu chodzili z Nim, stwierdzają prawie jednogłośnie "Trudna jest ta mowa".
Eucharystia zawsze wiąże się z krzyżem. Na Kalwarii była ona ofiarą życia Jezusa złożoną za wszystkich ludzi. Dla nas z kolei sprawowanie Eucharystii, a więc przyjmowanie Ciała i Krwi Jezusa, również wiąże się z krzyżem, również wiąże się z ofiarą. Eucharystia wymaga bowiem od nas czystego serca, a to z kolei oznacza wyrzeczenie się grzechu, często przyjemnego i wygodnego. Z pewnością wielu z nas w takich okolicznościach powtarza "Trudna jest ta mowa".
Trudno jest wytrwać chociażby w postanowieniach małżeńskich, o których mówi dzisiaj św. Paweł w II czytaniu. Wierność małżeńska w pewnych sytuacjach wydaje się niemożliwa do zachowania. Ona była taka piękna, on był taki przystojny - usprawiedliwiamy się często. Nie jest łatwo być uczciwym wobec swojego małżonka kiedy kłamstwo jawi się o wiele wygodniejsze. Trudno jest oderwać się od gazety czy zrezygnować ze spotkania z kolegami aby pomóc współmałżonce w robieniu porządków czy pilnowaniu dziecka. Nie jest łatwo wytrwać we wzajemnej miłości aż do końca życia, kiedy z czasem współmałżonek przestał był atrakcyjny a z biegiem lat staje się coraz bardziej uciążliwy. Ci, którzy są już przynajmniej kilkanaście lat po ślubie z pewnością mogą potwierdzić, że małżeńskie wymagania o jakich mówi dzisiaj św. Paweł to rzeczywiście... "trudna mowa".
To samo dotyczy także innych wymagań życia chrześcijańskiego. Nie jest łatwo wybaczyć komuś, kto wyrządził nam wiele zła. Trudno jest prosić o przebaczenie kogoś, komu wyrządziło się wiele zła. Przykładem tego jest obchodzona ostatnio 77 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie wszyscy z tych, którzy zadawali nam śmierć umieli nas za to przynajmniej przeprosić.
Trudno jest opowiadać się po stronie życia, już od jego poczęcia, kiedy wokoło, pod pretekstem respektowania praw człowieka, szaleje przytłaczająca propaganda śmierci. Nie jest łatwo wyświadczyć komuś bezinteresowną pomoc widząc rozpowszechnioną postawę rachunku ekonomicznego i buissnesu nastawionego na zysk w każdej sytuacji. Trudno jest wykonywać uczciwie swoją pracę, wiedząc,że ewentualne niedociągnięcia i tak nie zostaną dostrzeżone. Nie jest łatwo zakończyć spotkania towarzyskiego jedynie po dwóch czy trzech kieliszkach ...
Trudno jest zaakceptować własną chorobę widząc wokoło tylu ludzi zdrowych, cieszących się życiem. Nie jest łatwo wybrać się do kościoła zarówno w słoneczną niedzielę, kiedy o wiele przyjemniej jest nad wodą, jak też w słotę, kiedy domowe pielesze wydają się takie przytulne. Trudno jest opowiadać się po stronie Chrystusa, po stronie nauki Kościoła, kiedy wielu uważa to za średniowieczny relikt nieprzystający w ogóle do dzisiejszej rzeczywistości. Trudna jest ta mowa...
Drogie Siostry i drodzy Bracia.
Nikomu z nas nie jest łatwo w dzisiejszej rzeczywistości trwać przy Bogu. Nie było to łatwe także dla Narodu Wybranego. Jego 40-letnia wędrówka po pustyni do Ziemi Obiecanej nie była wolna od szemrań, po-wątpiewań czy też otwartych zdrad Boga Jahwe, na rzecz chociażby złotego cielca. Również i oni w pewnym momencie stwierdzili: "Trudna jest ta mowa".
Nieustanna opieka Boga Jahwe sprawiła jednak, że w krytycznej sytuacji nawet woda wytrysnęła ze skały, a na pustynnym piasku pojawiła się manna, która dała siły do dalszej wędrówki. Bóg okazał się wierny przymierzu jakie zawarł przed wiekami z Abrahamem i po 40-tu latach uciążliwej wędrówki naród izraelski stanął na Ziemi Obiecanej. Piękna jest postawa Narodu Wybranego po osiągnięciu celu swojej wędrówki, opisana w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Naród jest świadomy, komu zawdzięcza zrealizowanie tego, wydawać by się mogło niemożliwego, przedsięwzięcia. "Chcemy służyć Panu, bo i On jest naszym Bogiem" - odpowiada Jozue na pytanie o bóstwo, któremu pragnie teraz służyć. Podobnie było z Apostołami. Również i oni po początkowym opuszczeniu wszystkiego i pójściu za Chrystusem, z czasem zaczęli szemrać, narzekać, nie rozumiejąc w wielu przypadkach działań swojego Mistrza. Wielu z uczniów odeszło. "Trudna jest ta mowa" - stwierdzili.
Została dwunastka najwierniejszych, aczkolwiek i wśród nich znalazł się zdrajca. Ci, którzy wytrwali, nie pożałowali. Pomimo, że krzyż ich nie ominął, Chrystus dał im moc świadczenia do końca Ewangelii i w sposób wprost niewiarygodny pomnożył ich dzieło. Czy przypuszczali oni wtedy, że z ich tak małej grupki, powstanie kiedyś tak potężny Kościół?
Włoski kapłan Jakub Alberione, Założyciel Towarzystwa św. Pawła, Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, Sióstr Córek św. Pawła oraz siedmiu innych zgromadzeń zakonnych i instytutów świeckich tworzących dziś Rodzinę Paulińską otrzymał od Boga, na początku naszego wieku misję ewangelizowania poprzez środki społecznego przekazu.
Po początkowym okresie entuzjazmu, zaczęły pojawiać się poważne trudności stawiające pod znakiem zapytania istnienie całego dzieła. Coraz bardziej dokuczliwa gruźlica, trudności ekonomiczne, wrogość ze strony faszyzyjącego wtedy społeczeństwa włoskiego, niezrozumienie ze strony Kościoła dla duszpasterstwa prowadzonego przez środki społecznego przekazu sprawiły, że także ks. Alberione w pewnym momencie stwierdził: "Trudna jest ta mowa".
Jednak i tym razem Pan Bóg nie pozostał obojętny na trudności swojego wiernego sługi. W jednym ze snów ks. Alberione ujrzał Boskiego Mistrza, który wypowiedział 4 krótkie zdania: "Nie bójcie się. Ja jestem z Wami. Stąd chcę oświecać. Miejcie żal za grzechy". Wspomina ks. Alberione: "Słowo 'stąd' wychodziło z tabernakulum, w sposób bardzo wyraźny, tak aby uświadomić, że od Niego - Jezusa otrzymamy potrzebne nam światło".
Za radą spowiednika ks. Alberione uczynił z usłyszanych zdań program życia zarówno swojego jak też wszystkich swoich duchowych synów i córek. Okazał się on niezwykle skuteczny. Założył Zgromadzenie Paulistów i Paulistek, ktorych przedstawiciele obecni są w 45 krajach i na wszystkich kontynentach świata. Cieszymy się też wspólnie licznymi owocami ewangelizacji poprzez środki masowego komunikowania, która jest naszym głównym charyzmatem. Jeszcze raz Pan Bóg dotrzymał swoich obietnic i, mimo trudności, kontynuuje swoje dzieło.
Pauliści i Paulistki przez swoje apostolstwo pragną przetłumaczyć trudną mowę Chrystusa na język jakim posługuje się współczesny człowiek żyjący w cywilizacji obrazu i dźwięku. Językiem mass - mediów mówią o Bogu starając się, aby Jego głos nie został w nich stłumiony. Stale są bowiem świadomi słów ich Założyciela: "do jest dzisiaj dobrze zorganizowane, używa potężnych środków, posługuje się prasą, radiem, kinem i telewizją. Dobre słowo natomiast często nie jest słuchane; a jeśli już jest słuchane zostaje zaraz przykryte potężnymi głosami zła. Należy przeciwstawić prasę - prasie, radio - radiu, kino - kinu, telewizję -telewizji. Wszystko dla Ewangelii, wszyscy dla Ewangelii".
Drogie Siostry i drodzy Bracia, również i nas dzisiaj, tak jak Naród Wybrany w czasie wędrówki przez pustynię, tak jak Apostołów którzy pierwsi zawierzyli Jezusowi, tak jak księdza Alberione wytrwale realizującego zamiar Boży, Pan Bóg wzywa do pewnego wyboru wobec Jego trudnych wymagań. Być może nie wszystko rozumiemy z tego co dzieje się w naszym życiu, być może trudno jest nam w nim odnaleźć Boga.
Każdego ranka stajemy wobec jakiegoś wyboru. Będziemy służyli takiemu Bogu, którego wybierzemy. Tylko jeden jest prawdziwy: "brzemię Jego jest słodkie a ciężar lekki".
Każdy bożek wymaga zawsze ofiar. Bóg pieniądz, bóg władza, bóg interes, bóg polityka zbierają dzisiaj swoje obfite żniwo. Z hołdowania tym właśnie bożkom wnika tragedia setek tysięcy ludzi jaka dokonuje się dziś w Ruandzie, Somalii, byłej Jugosławii i innych częściach świata. Jaki jest nasz wybór? Jak ma na imię nasz Bóg, któremu na codzień służymy, któremu hołdujemy w naszym postępowaniu?
Pan Jezus wymaga od swoich wyznawców, aby byli zdolni oddać Mu się całkowicie, aby byli zdolni podpisać in blanco dokument o losach swojego życia i nie bali się Mu go wręczyć. Czy stać nas na taką odwagę, na taką determinację wiary?
Człowiek myślący jedynie po ludzku jest posłuszny tylko wtedy, kiedy rozumie; uczeń Chrystusa jest posłuszny nie rozumiejąc do końca wszystkiego, ufając Bożemu Słowu. Jest on tym "maluczkim", który ufa. "Panie do kogóż pójdziemy". Ten, kto wie dokąd ma iść, nie znajdzie nigdy Boga. Syty, ciekawski, egoista, myślący tylko o sobie nie może zrozumieć Jezusa, nie może zrozumieć Eucharystii.
Drogie Siostry i drodzy Bracia!
Dla każdego pokolenia Słowo Boże było trudną mową. Ci jednak, w ciągu historii, którzy mimo wszystko chcieli jej słuchać, otrzymali Bożą moc i doszli do swojej Ziemi Obiecanej. Do każdej Ziemi Obiecanej droga jest długa i pełna cierni. Właśnie dlatego Pan Jezus tak wiele mówi o Eucharystii jako o jedynym skutecznym pokarmie na tej drodze, zapewniającym dotarcie do celu: "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym".
Jeśli i my zdobędziemy się na wysiłek i zechcemy posłuchać trudnej mowy Jezusa, a Eucharystia stanie się naszym pokarmem wtedy i my staniemy się uczestnikami tej Jego obietnicy.
Nam Polakom również udało się, dzięki zawierzeniu Jezusowi i Jego Matce, dojść do naszej Ziemi Obiecanej, do wolności. Droga nie była łatwa. Wielu często powtarzało "trudna jest ta mowa".
Dzisiaj, kiedy cel został osiągnięty również i my, tak jak Izraelici po wejściu do Ziemi Obiecanej jesteśmy pytani: "Komu chcecie służyć?". Nie wszyscy pamiętają, że u podstaw naszej kultury narodowej stoi chrześcijaństwo, nie wszyscy pamiętają Boże dzieła dokonane w historii naszej Ojczyzny.
Ilu pozostało wśród nas takich, którzy mogliby odpowiedzieć razem z wdzięcznymi Izraelitami: "My chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem?" Ilu jest wśród nas takich, którzy mogliby powiedzieć: "nie boimy się służyć Bogu". Niestety wielu już zdążyło odejść. Osiągnęli bowiem swoje przyziemne cele i Pan Bóg czy też Kościół przestali im być już potrzebni.
Trudno jest być dziś uczniem Chrystusa. Nadal trudno jest słuchać Jego mowy o Eucharystii. Nie jest łatwo trwać w łasce uświęcającej umożliwiającej spożywanie Ciała i Krwi Chrystusowej, gdy wokół nas jawi się tyle propozycji nie wiążących się z krzyżem i cierpieniem, nie wiążących się z ofiarą, proponujących życie łatwe, lekkie i przyjemne.
Dlatego też i nas wszystkich pyta dzisiaj Jezus: Czyż i wy chcecie odejść?. Musimy dokonać wyboru. Wśród uczniów Jezusa nastąpił rozłam. Niektórzy odeszli.
W której grupie jesteśmy my? Z tonącego statku najwygodniej jest uciec. Czy mamy odwagę trwać przy łodzi Chrystusowego Kościoła pomimo szalejącego sztormu zła i nienawiści? Czyż i ty chcesz odejść - pyta dziś jasno Chrystus. Niech naszą odpowiedzią, niech odpowiedzią nas wszystkich, pomimo trudnej mowy Jezusowej będzie odpowiedź Szymona Piotra z dzisiejszej Ewangelii: "Panie do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego." Amen.
sierpnia 13, 2021
Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
"Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu". Znamy ten obraz. Przede wszystkim z przekazu Apokalipsy św. Jana, a także z wielu dzieł sztuki, inspirowanych biblijnym tekstem, zarówno wielkich arcydzieł, jak i figurek, kupowanych w odpustowym kramie.
Matka Boża w koronie z gwiazd i jej pełna pokoju twarz, czyste spojrzenie. Maryja i świat, w którym żyje - świat pokory i czystości, służby i zaufania Bogu. Kiedy chodzimy ulicami naszych miast, patrzymy na plakaty, na których muskularne dłonie zaciśnięte w pięści, lśniące samochody i karabiny, kiedy podchodzimy do witryn kiosków i zmuszani jesteśmy do oglądania roznegliżowanych kobiet w wyzywających pozach, kiedy siadamy przed telewizorem i widzimy dziesiątki i setki bezmyślnych filmików, w których bohaterowie przeżywają porywy uczuć, namiętności, sprzeczają się o fortuny i majątki posuwając się aż do zbrodni, kiedy widzimy to wszystko, to pytamy.czy ten świat ma coś wspólnego ze światem Maryi?
Czy radosna wieść o Matce Jezusa, którą Bóg przyjął do nieba, nie jest tylko pobożną historyjką dla małych dzieci, a te kolorowe figurki, to tylko przedmiot wzruszeń starszych pań z kółka różańcowego.
Zdawać by się mogło pozornie, że to są już dwa różne światy. Z jednej strony kolorowy świat biznesu, komputerów, luksusu, a z drugiej świat dewocji, nudnych nabożeństw i nieustannego przypominania - "nie wolno!". Taki podział, kreowany przez dużą część mass mediów, utrwalił się w świadomości wielu z nas.
Przed kilku laty, ambasada amerykańska w Warszawie, umieściła w gablotach przed swoją rezydencją fotoreportaż, przedstawiający życie przeciętnego Amerykanina, kierowcy wielkiej ciężarówki. Ludzie chętnie zatrzymywali się, aby obejrzeć zdjęcia. Był to jeszcze czas komunizmu i Ameryka, w sposób szczególny, symbolizowała niemalże urzeczywistnienie raju. Ludzie, przechodząc od gabloty do gabloty podziwiali, jakim samochodem jeździ Amerykanin, jaki spożywa obiad w przydrożnym motelu, jak wypoczywa po pracy w swoim przydomowym ogrodzie.
Oglądający zdjęcia nie szczędzili słów zachwytu, a nawet westchnień podziwu: " Ale im się żyje, zobacz, jaki dom, jaki basen w ogrodzie". Niemała konsternacja następowała przy ostatniej gablocie, gdzie umieszczone było zdjęcie, ukazujące jak bohater fotoreportażu zgromadzony z rodziną przy stole, wspólnie z żoną i dziećmi odmawia modlitwę. Oglądający zdjęcia nagle milkli i cisza, jaka zapadała pełna była zaskoczenia i zdziwienia - "To oni się wspólnie modlą? W tym dobrobycie, kiedy wszystko już mają?"
To prawda, że cały świat zachodni ogarnięty został głęboką dechrystianizacją. Ale daleki od prawdy byłby pogląd, że tam, gdzie nowoczesność i bogactwo, Boga już nie ma. Że tylko jeszcze u nas, w zacofanej Polsce, Kościół chce zabronić ludziom wejścia w świat dobrobytu i w ogóle normalnego życia.
Wielu ludzi ulega jednak pewnej propagandzie i wydaje im się, że figurka Matki Bożej Wniebowziętej, to symbol rzeczywistości, która jest i na pewno powinna być już za nami, a przed nami roztacza się kolorowy raj ziemi obiecanej, Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. W ilu domach widziałem zakurzone statuetki Maryi, pamiątki po zmarłej babci, lub przywiezione z dawnej pielgrzymki do jakiegoś maryjnego sanktuarium. Stoją gdzieś z boku na regale i są takie blade w porównaniu z blaskiem wielkiego kolorowego ekranu telewizyjnego.
I nawet nie wiemy, uwikłani w pogoń za dobrobytem, jak piękny jest ten świat Maryi i Jej Syna. Nie wiemy tego z różnych powodów. Bo może nigdy tam nie byliśmy, bo może wprowadzono nas w tę rzeczywistość w bardzo nieudolny sposób, a może daliśmy sobie wmówić natarczywej propagandzie, że takie słowa jak "Kościół", "religia", "przykazania", zwiastują jedynie duchowy zaduch, tandetę i moralny terror. W codziennych rozmowach wielu krytykuje Kościół, odcina się od jego drogi, ale przecież oni sami często nie przeżyli nigdy piękna kilkudniowych zamkniętych rekolekcji, nie przeczytali żadnej wspaniałej książki o Jezusie, Maryi, nie dotknęli się piękna życia w prawdziwie chrześcijańskiej wspólnocie. Dla tysięcy ludzi kościół i religia kojarzy się może z niezbyt ciekawymi lekcjami, księdzem, który spieszy się chodząc po kolędzie, kolejką przed konfesjonałem, przy którym nie ma czasu i możliwości na dłuższą i głęboką rozmowę. Ktoś powie, że to właśnie wina księży, że taki jest często poziom naszego duszpasterstwa, który niezbyt zachęca do chrześcijańskiego życia i zapewne tak w pewnym stopniu jest rzeczywiście, ale czy jednocześnie ludzie, o których mówię, skorzystali z możliwości, by wejść w ten piękny świat życia duchowego, a tych możliwości jest naprawdę wiele.
Przecież obok zaniedbanych odcinków pracy duszpasterskiej, są księgarnie katolickie, pełne ciekawych książek. Prasa katolicka zawiera wiele zaproszeń na rekolekcje, pielgrzymki, spotkania, pogłębiające życie duchowe. Są to często drzwi, prowadzące do tego fascynującego świata, do spotkania z żywym Bogiem. Jaka szkoda, że tysiące ludzi mija je z obojętnością, nie wierząc zupełnie w to, że w tym świecie poczuliby się naprawdę wspaniale. Jedni całkiem świadomie pragną brnąć w kolorową tandetę, jaką oferuje świat, inni, może nawet nie ze złej woli, nie wierzą, że to zaproszenie do naprawdę chrześcijańskiego życia jest skierowane właśnie do nich, i że oni mają je zrealizować.
Przypomina mi się tutaj pewne, może nie tak istotne, ale dość znamienne wydarzenie. W pewnym domu w podtarnowskiej miejscowości, organizowana była wieczerza wigilijna, na którą zjechała rodzina z całej okolicy. Kolacja wigilijna zapowiadała się tak, jak co roku, z jednym tylko wyjątkiem. Miała w niej bowiem wziąć udział córka gospodarzy, która od kilku lat była w zgromadzeniu zakonnym i teraz, ze względu na stan zdrowia rodziców, otrzymała przyzwolenie, by święta spędzić w domu rodzinnym. Obecność osoby duchownej zmobilizowała gospodarza, by zrezygnować z corocznej tradycji i nie stawiać na stole wigilijnym karafki z wódką. Bardzo się to nie spodobało niektórym gościom, zwłaszcza kilku panom, którzy nie wyobrażali sobie spędzenia całego wieczoru bez alkoholu. Sytuacja zrobiła się nawet trochę nieprzyjemna, ktoś wspomniał, że chyba wróci do domu, ale mimo to gospodarz nie ugiął się i wspierany przez swoją córkę, siostrę zakonną, postanowił, że ta wigilia będzie bez wódki. W sumie wieczór upłynął pod znakiem wspomnień, śpiewania kolęd i coraz częstszego, głośniejszego i radosnego śmiechu.
Następnego dnia, już przy świątecznym śniadaniu, panowie zgodnie przyznali, że takiej wigilii nie przeżyli nigdy w życiu i nawet nie wiedzieli, że ten wieczór może być aż tak piękny, jeden z nich powiedział z dumą: "Po świętach powiem chłopakom w pracy, że na wigilię nie wypiłem ani kieliszka i śpiewałem kolędy. Ale czy oni mi uwierzą, że to jest takie piękne?"
Drodzy bracia i siostry.
Wielu z nas żyje w świecie jeśli nie grzechu to pewnej duchowej miernoty i nawet nie wiemy o tym, że stać nas na dużo więcej, że w świecie Jezusa i Maryi poczulibyśmy się naprawdę wspaniale. Niejedno małżeństwo nie wie o tym, że wspólne odmówienie różańca wniosłoby w ich życie radość, jakiej nie doznali od lat.
Niejedna rodzina nie zdaje sobie sprawy, że wspólny spacer, w zamian za nieustanne siedzenie przed telewizorem, mógłby naprawić coś, co popsuło się już tak dawno. I są tacy ludzie, którzy mieliby nawet ochotę wejść w ten świat - miłości, dobroci, ale boją się tego zrobić na oczach innych, którzy za pomocą kpiny i ironii skrupulatnie pilnują, by nikt nie wyrwał się z powszechnie przyjętych obyczajów.
Patrzymy dzisiaj na Wniebowziętą Maryję, stojącą u boku swojego Syna i widzimy prawdziwego człowieka. Zapamiętajmy mocno ten obraz. Dziś pod pozorami prawdy, ukazuje się w prasie, telewizji najczarniejsze strony życia ludzkiego: chciwość, bestialstwo, wyuzdanie i mówi się: "Taki jest człowiek, tacy są ludzie, tacy są wszyscy. Politycy, duchowni, wykształceni i prości. Tacy są naprawdę, choć bardzo często wypowiadają publicznie wzniosłe słowa".
Ci, którzy chcą nam przekazać taką "prawdę" o człowieku, chcą nam tym samym powiedzieć: "Nie wysilaj się, nie próbuj i ty taki musisz być, bo tacy są wszyscy. A kiedy przyjdzie do ciebie Kościół, by zaprosić cię do świętości, nie daj się nabrać, kler też chce na tobie zbić swój własny interes, to tylko zręczna polityka."
Drodzy bracia i siostry.
Nie będę w ten świąteczny dzień podejmował polemik z tą powszechną propagandą. Poproszę jeszcze raz, popatrz na Wniebowziętą Maryję. To jest prawdziwy człowiek, mocny człowiek. I ty taki możesz być. Św. Jan Bosco powiedział: "Jeśli nie będziesz święty, będziesz nikim".
Przed kilku laty wybrałem się z grupą przyjaciół na górską wycieczkę. Słońce tego dnia świeciło niezwykle mocno i po kilku godzinach wspinaczki zaczęło brakować nam sił. Ktoś zaproponował żeby wracać i przyjść tu kiedy indziej, kiedy pogoda okaże się nieco łaskawsza. Wszyscy z radością podjęliśmy ten pomysł i tylko jeden z nas, młody wysportowany człowiek powiedział: "Do szczytu pozostało już niewiele, usiądźcie tu, a ja wejdę do końca i zobaczę, czy warto w ogóle tam się wspinać. Zgodziliśmy się i wtedy ten śmiałek, z godną podziwu zręcznością, nie tyle wszedł, co wbiegł na szczyt. Kiedy rozejrzał się dokoła, to krzyknął do nas: "Chodźcie! Stąd jest niesamowity widok!". Mówił to z tak niekłamanym entuzjazmem, że my sami, nie wiadomo skąd wykrzesaliśmy jeszcze siły i też wdrapaliśmy się na górę. To, co zobaczyliśmy, było rzeczywiście ucztą dla oka.
Kiedy patrzymy dziś na Maryję, to widzimy właśnie człowieka, który wszedł na szczyt świętości, człowieczeństwa. Maryja zdaje się nam mówić: "Chodźcie! Stąd jest wspaniały widok! Stąd widać Dom Boga, wieczność, inny świat!"
Jak potrzebne są nam te słowa! Przecież tak często sobie mówimy: "Taki już jestem i taki pozostanę, tłumacząc się właśnie fałszywym argumentem - wszyscy są tacy, a może nawet jeszcze gorsi. Kradnę i już chyba będę tak kradł do końca, zdradzam, ale przecież już tyle razy próbowałem się z tym uporać i nic nic pomogło, więc tak już chyba zostanie. Nie modlę się, ale przecież to nie taki wielki grzech". Tak sobie wmawiamy i wijemy sobie gniazdko w tym świecie miernoty i przeciętniactwa. A Maryja mówi: "Chodźcie! Nie ustawajcie! Pokochasz uczciwość, czystość, modlitwę, pokochasz Boga!".
Mówi się dziś, bracia i siostry, że ludzie się zrobili zachłanni, że każdy chce zagarniać tylko ku sobie. Pytam, a co my chcemy mieć? Dom, piękne meble, samochód, wyjechać gdzieś za granicę. Wszystko to dobre pragnienia, ale czy tylko tyle chcesz mieć? Tylko dom i tylko samochód? Tak mało? Otóż w ten dzisiejszy, świąteczny dzień życzę tobie i sobie, takiej Bożej zachłanności, żebyś pragnął samego nieba. Żebyś pragnął spotkać tam Jezusa, Matkę Bożą, ale także i swoich zmarłych, swojego tatusia, brata, tych wszystkich, których żegnałeś kiedyś nad grobem. Chrystus chce ich wszystkich oddać.
Matki, babcie patrzą się z troską na swoje dzieci i wnuki i mówią: "Żeby mi to dziecko tylko zdrowe było, żeby mi nie chorowało".
Bracia i siostry.
Nie możemy uciekać od prawdy, śmierć nas kiedyś wszystkich rozłączy, ale spotkanie Maryi ze swoim Synem w Niebie jest zapowiedzią tego, że my wszyscy kiedyś spotkamy się przy stole w domu Ojca. To nie bajka, bo ten cudowny świat zaczyna się już tu, kiedy wśród domowych zajęć, pracy i wypoczynku, wśród bliskich i obcych możemy powiedzieć - "jestem wierny Jezusowi". Wtedy, wielka to tajemnica, ale choć nie brakuje krzyża, to już jesteś w niebie. Amen.