sierpnia 24, 2021

Oto prawdziwy człowiek, w którym nie ma podstępu

Oto prawdziwy człowiek, w którym nie ma podstępu

 

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 24 sierpnia 2021 roku

Jan 1,45-51

Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.

Refleksja nad Słowem Bożym

Każdy z uczniów ma swego pośrednika, który prowadzi go do Jezusa. Potrzebujemy innych, którzy nas przyprowadzą do Chrystusa. W życiu osób powołanych do kapłaństwa, czy życia konsekrowanego obecne są cztery zasadnicze słowa, opisujące ten styl życia: szukać, znaleźć, pójść, ujrzeć. Taką drogą podąża każdy, kto chce być uczniem Jezusa. Aby szukać Jezusa, należy pójść śladami swoich najgłębszych tęsknot. Potrzeba wyglądać Tego, który porusza serce. Jeśli szczerze szukamy, Bóg pozwala nam znaleźć to, co jest Jego oczekiwaniem. Tęsknota za Jezusem pozwala przyjść do Niego, spotkać Go i poznawać. Przychodzimy do Pana, aby Go ujrzeć. Potrzebujemy czasu dla Boga na kontemplację. Poznanie jest nieodłączne od patrzenia: na ikonę Jezusa, na tabernakulum, na krzyż. Gdy patrzymy na Jezusa, otwierają się przed nami niebiosa: Ujrzycie niebo otwarte.

Szukając własnej drogi, trzeba wiedzieć, czego szukamy. Nawet wówczas, gdy już idziemy za Nazarejczykiem należy postawić pytanie, czego szukam, co chcę w moim życiu najbardziej, co jest moją pierwszą i największą tęsknotą serca? Być powołanym do kapłaństwa i życia zakonnego oznacza: zamieszkać z Jezusem. A potem z Nim jeść i pić, pracować, chodzić z Nim, rozmawiać, przede wszystkim słuchać, patrzeć na Niego, chcieć Tego, o czym mówi i co czyni dla siebie i dla innych. Powołanie, to wezwanie do zobaczenia, czym Jezus żyje, co Go raduje i smuci, jakie są Jego dążenia i zamiary, co jest Jego pokarmem i napojem. Wejść w Jego życie, to zamieszkać w Nim. Być powołanym, to przeżywać Tego, który stał się moim Panem, Mistrzem, Ojcem i Matką, Przyjacielem. Stawać się uczniem, to medytować słowa, szukać ich głębszego znaczenia, smakować w nich, ucałować je, przejmować z nich światło, ciepło, łagodność i pokój. One emanują Sercem Boga.

Natanael, znaczy: Dar Boga. Natanael jest zaskoczony, że Jezus go zna, że wie, jaki jest. W tym człowieku nie było podstępu. Jezus patrząc na jego serce, poznał go. Jezus nie potrzebuje informacji od pośredników, o drugiej osobie. Nie można zbliżyć się do Jezusa, jeśli On nie pozna i nie da nam odczuć tego, co zawiera nasze serce. Spotkanie się z prawdą o samym sobie, prowadzi w konsekwencji do spotkania Boga. Rozmawiając z Panem, Natanael zobaczył w innym świetle własne życie. Owo światło, to słowa Jezusa, które usłyszał o sobie.
 

sierpnia 23, 2021

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Królowo ratuj

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Królowo ratuj
Przed kilkunastu laty mogliśmy przeczytać w prasie o pewnym epizodzie: do apartamentów królowej Anglii wbiegł nieznany człowiek. Chciał koniecznie rozmawiać z królową.
Ponieważ nie był umówiony i nie miał zgody na wejście do pałacowych pomieszczeń, został zatrzymany przez ochronę. Przypadek sprawił, że królowa znalazła się w pobliżu. Gdy go wyprowadzano zaczął głośno wołać: „królowo ratuj, królowo ratuj…” Królowa usłyszała jego błagalne wołanie i zainteresowała się nim. Jak się okazało, według jego wersji, został bardzo skrzywdzony i niesprawiedliwie potraktowany przez państwowe urzędy. Postanowił zatem szukać pomocy i ratunku na własną rękę, w taki właśnie desperacki sposób.
Przytaczam ten przykład, ponieważ w podobny sposób zachowuje się wielu z nas: gdy jest nam ciężko, gdy nie radzimy sobie z problemami, gdy zawodzi medycyna, gdy po ludzku patrząc, nikt nam nie może już pomóc. Wtedy przypominamy sobie, że jest zakątek na tej ziemi, gdzie powracać każdy chce, aby powierzać swoje troski Matce Bożej Częstochowskiej z zaufaniem, szczerością, ufnością i wielką wiarą.
Tak czynili ludzie prości i uczeni, królowie, hetmani, generałowie, przywódcy narodu, prezydenci. To zaufanie do Maryi możemy tez odnaleźć w utworach poetów:
Mickiewicza:
Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy…
Słowackiego:
Wejdź w nasze serca i duszy potrzeby…
spraw cud nad nami.
Krasińskiego:
Niegdyś Cię, Mario, w świętej Częstochowie
O lud swój polscy błagali królowie…
To zaufanie do Matki Boskiej Częstochowskiej wynikało nie tylko z wielkiej Maryjnej pobożności, ale i z doświadczenia, że Ona pomoże, zaradzi, ocali, uratuje.
Tego zaufania do Maryi uczyli wielcy święci mężowie: św. Benedykt z Nursji, św. Dominik, dając nam niejako różaniec do ręki, czy też święty Bernard, który zostawił takie oto przesłanie:
Jeśli gniew lub zawiść poruszy cię – spojrzyj na Maryję.
Jeśli ciężar win twoich przygniata cię – pomyśl o Maryi.
W niebezpieczeństwach, trudnościach, w wątpliwościach – myśl o Maryi, wzywaj Jej imienia.
Niech Ona nie schodzi z myśli, z ust i serca twego…
Idąc za Nią, nie zbłądzisz…
Prosząc Ją, nie będziesz zawstydzony.
O niej myśląc, nie zejdziesz na manowce.
Jej się trzymając, nie upadniesz.
Pod Jej opieką strachu nie doznasz.
Idąc za Nią, nie zmęczysz się.
Za Jej wstawiennictwem dojdziesz do celu…
Myślę, że wszyscy, jak tu jesteśmy, mamy osobiste doświadczenia opieki i miłości Matki Bożej.
Chciałbym, abyśmy w ten szczególny dzień przenieśli się oczami wyobraźni przed Jej Jasnogórski wizerunek, do kaplicy Matki Bożej i zwrócili uwagę na dwa znaki, jakie przed tym wizerunkiem pozostawił wielki czciciel Maryi, Jan Paweł II. Abyśmy na te znaki spojrzeli i właściwie odczytali ich znaczenie – dla nas, ludzi dwudziestego pierwszego wieku.
Pierwszym jest pas papieski przestrzelony w czasie zamachu, w dniu 13 maja 1981 i poplamiony krwią papieża. Ofiarowany Matce Bożej 19 maja 1983r.
Znak ten można właściwie odczytać patrząc na życie tego świętego papieża. Od rozpoczęcia pontyfikatu tylko dwa i pół roku cieszył się dobrym zdrowiem. Po zamachu już nigdy nie powrócił do pełni sił i zdrowia. Jego życie było odtąd „życiem pomimo”, pomimo krzyża i cierpienia. Jednak, jak jesteśmy przekonani, było to życie człowieka świętego i zapewne był to jeden z najwspanialszych pontyfikatów w historii papiestwa.
W tym dniu, stojąc przed Matką Bożą, widzimy ten znak i uświadamiamy sobie, że i nasze życie również jest życiem pomimo czegoś: pomimo niepowodzeń, choroby, cierpienia, trudności, niezrozumienia. Cała filozofia polega na tym, aby umieć żyć z krzyżem codzienności, nie załamywać się, nie narzekać, zadręczając siebie i innych.
Okazuje się, że ci, którzy zaakceptowali krzyż, w jakiś sposób wpisany w ich życie, potrafili dokonać rzeczy niezwykłych.
Przykładem może być sługa boży Kardynał Stefan Wyszyński. W 1924 roku wyświęcony został na kapłana. Święcenia przyjął sam. Był tak chory, że marzył, aby odprawić chociaż jedną Mszę św.
Mszę św. odprawił w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Dał się wkrótce potem poznać jako człowiek niezwykle silnej woli – mimo choroby pracował dla Boga i Kościoła jak potrafił najlepiej. Zdobył stopień doktora, został profesorem Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. Całą resztę jego działalności można podsumować jednym wyrażeniem – „Prymas Tysiąclecia”.
Inną dobrze nam znaną postacią z mass mediów jest nastolatek Jaś Mela – porażony prądem traci rękę i nogę. Jednak przy odpowiednim wsparciu i motywacji, z polarnikiem Markiem Kamieńskim, potrafił zdobyć oba bieguny. Osiągnął to wszystko pomimo strasznego krzyża kalectwa i niepełnosprawności.
Po jednej z jego wypraw mogliśmy przeczytać w prasie:
To takie światełko w ciemności dla wszystkich chorych,
to dowód na to, że można z każdego miejsca na ziemi odnieść sukces. Jaś Mela to wspaniały człowiek, który swoją postawą motywuje ludzi do walki z chorobą czy też innymi przeciwnościami.
Można jeszcze wspomnieć o amerykańskim sportowcu, kolarzu Lance Amstrongu, u którego w 1997 r wykryto chorobę nowotworową. Przeszedł dwie operacje i cztery cykle chemioterapii. Gdy po tym postanowił wrócić do sportu, wszyscy krytykowali jego postanowienie. On jednak znalazł motywację i siedmiokrotnie wygrał Tour de France, jeden z najtrudniejszych wyścigów kolarskich świata.
Wspominam te osoby, abyśmy nie narzekali, nie zawodzili: „jakie to straszne życie, jakie trudne czasy, co to z nami będzie”. Taka postawa prowadzi do przegranej na starcie.
Patrząc na papieski przestrzelony pas, musimy powiedzieć za Norwidem:
Nie wolno kłaniać się okolicznościom…
Nie wolno stylu nastrajać ulicznie
I Ewangelii brać przez rękawiczkę.
Więc z nadzieją patrzmy w przyszłość. Chociaż z krzyżem idziemy przez nasze życie, możemy dokonać wielkich rzeczy
i zdobyć to, co najważniejsze – osobistą świętość.
Drugim znakiem jest papieska złota róża wdzięczności, ofiarowana Matce Bożej przez Jana Pawła II w 1989 r.
Właściwie są tam dwie złote róże, drugą umieścił tam papież Benedykt XVI. Ten znak jest dla nas wezwaniem do okazywania wdzięczności Bogu i ludziom.
Już Seneka powiedział:
Okazywanie wdzięczności jest miarą naszego człowieczeństwa. Na tyle jesteśmy ludźmi, na ile umiemy okazywać wdzięczność.
Życie nie jest nigdy takie, jakim chcielibyśmy je mieć. Są wzloty i upadki, a także krzyże do poniesienia. Bądźmy wdzięczni za to, co mamy. Za:
  • wiarę,
  • dobre zdrowie,
  • pomagającego współmałżonka,
  • pracę,
  • posłuszne i zdrowe dzieci,
  • pilnych pracowników,
  • powodzenie finansowe,
  • lojalnych przyjaciół,
  • a nawet za wygrywające drużyny sportowe.

Kiedy jesteś wdzięczny to tak, jakbyś trzymał zapaloną świecę, a inni mogą odpalać swoje świece od twojej. Świece wdzięczności. Kończy się wtedy narzekanie na powszechną niewdzięczność.
To nie my „wymyśliliśmy” ten świat, to nie nasza zasługa,
że jesteśmy. Naszą „zasługą” może być wdzięczność kierowana w stronę Stwórcy i ludzi, naszych braci.
Do wdzięczności Bogu zachęca Pismo Św.
Dobrze jest dziękować Panu i opiewać imię Twe, o Najwyższy, Obwieszczać z rana łaskę twoją, a w nocy wierność twoją
Ps. 92,2-3
W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża
w Jezusie Chrystusie względem was.
1 Tes. 5,18
Wdzięczności do Boga uczy nas Najświętsza Maria Panna, wypowiadając słowa: Magnificat wielbi dusza moja Pana.
Wdzięczność okazujmy również ludziom przez dobre słowo, modlitwę, dobre czyny.
Ks. Bogusław Kokotek, w jednym ze swoich artykułów o wdzięczności, pisze, jak tej cnoty uczyli go rodzice. Zawiesili oni w jadalni nad stołem dwie reprodukcje obrazów Jeana Milleta: Kobiety zbierające kłosy i Wykopki. Każdy, kto spożywał posiłek, widział, jak wiele trzeba się napracować zanim pożywienie znajdzie się na stole. Miały skłaniać ku refleksji, modlitwie i uczuciu wdzięczności względem ludzi.
Niech te dwa znaki, o których wspomniałem w tym kazaniu, które znajdują się przed naszą Matką i Królową, pomogą nam pokonywać wszelkie trudności z wdzięcznością
w sercu.
Nasze rozważanie zakończmy modlitwą z poezji Jana Lechonia:
O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I w kościele, i w sklepiku, i w pysznej komnacie,
W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która widzisz z nas każdego, cudnymi oczami,
Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami…”



sierpnia 23, 2021

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Obszary wolności

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – Obszary wolności
Przeżywamy dziś święto Matki Bożej Częstochowskiej – święto naszej Matki. Ona jest z nami w każdy czas. W tym tak bardzo znanym Wizerunku „wyraziła się Jej macierzyńska obecność w życiu Kościoła i Ojczyzny” (Jan Paweł II, 4 czerwca 1979, Jasna Góra).
Ewangelia dzisiejsza przypomina gody w Kanie Galilejskiej. Obecny jest na nich Jezus. Jest również Matka Jezusowa. Maryja widząc kłopot gospodarzy – brak wina. kieruje prośbę do Jezusa: „Nie mają już wina” (J 2, 3)… a do sług mówi: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5). Jezus wysłuchuje pokornej prośby Matki. Dokonuje cudu. „Objawił Swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (J 2. 11). Jasną Górę nazywamy często polska Kaną. Tu spotykamy się w klimacie rodzinnym – jak ludzie na godach. Spotykamy się w obecności Matki Jezusa, która nas wszystkich oraz nasze problemy i kłopoty powierza Synowi. Mówi też: „zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2. 5).
Jakie problemy pragniemy Jej dziś przedstawić i przez Jej ręce skierować do Jezusa? Co pragniemy z pomocą Chrystusa przemienić, dając z siebie wszystko, na co nas stać… i czyniąc wszystko, co On – Chrystus nam powie…?
Jesteśmy pokoleniem, które doświadcza wolności. Wolność ta przyszła tak nagle, że nawet tego faktu nie zauważamy w pełni, myśląc o codziennych kłopotach.
Nie umiemy się nawet cieszyć tą wolnością. Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział na spotkaniu z młodzieżą: „że wolności nigdy nie można posiadać… Wolność trzeba stale zdobywać. Wolność jest właściwością człowieka. Bóg go stworzył wolnym. Stworzył go wolnym, dał mu wolną wolę bez względu na konsekwencję. Człowiek źle użył wolności, którą Bóg mu dał. ale Bóg stworzył go wolnym i absolutnie nie wycofa się z tego” (Jan Paweł II, Spotkanie z młodzieżą. Kraków 7 czerwca 1987).
Wydaje się, że w naszej Ojczyźnie płoną granice wolności…, że pragniemy czasem z wolności uczynić samowolę.
Myśmy kiedyś w przeszłości, my Polacy, nasi praojcowie zawinili wobec wolności. Nazwaliśmy to „złotą wolnością”, a okazała się zmurszałą…!” (Jan Paweł II). Musimy na nowo przemyśleć sprawę wolności: "Co to znaczy, że my jesteśmy wolni, jak my mamy być wolni, jak my chcemy i jak my mamy być wolni? Nikt się nie może z tego wyłączyć! Nie może powiedzieć: ja już mam na to receptę, ja już panuję nad sytuacją. To nie rozwiązuje jeszcze sprawy, ponieważ wspólnota, jaką jest naród, składa się z ludzi i każdy z nich musi swoją świadomość wolności podjąć, i każdy z nich tę swoją świadomość wolności musi określić zarówno od strony tego co ma, jak też i od strony tego. co mu jest zadane. W każdym razie inaczej nie może być zdrowego społeczeństwa” (Jan Paweł II, Spotkanie z młodzieżą, Kraków 10 VI 1987).
Obszary wolności nie mogą być puste. Należy je zapełnić prawdą, mądrością. Maryja – Stolica Mądrości wzywa nas słowami z Księgi Przysłów: „Więc teraz synowie słuchajcie mnie, szczęśliwi co dróg moich strzegą. Przyjmijcie naukę i stańcie mądrzy, pouczeń mych nie odrzucajcie. Błogosławiony ten. kto mnie słucha, kto co dzień u drzwi moich czeka, by czuwać u progu mej bramy, bo kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska laskę u Pana” (Prz 8. 22-35). Obszary wolności pragniemy zagospodarować sprawiedliwością oraz miłością. Sprawiedliwość realizo­wana w klimacie wolności jest wyrazem szacunku dla godności człowieka. Prawdziwa miłość wolnego człowieka wobec drugiego człowieka jest naj­wspanialszym darem, dobrem. Niepokoi to, że ludzie jak gdyby mniej się miłują, że do głosu dochodzi coraz częściej egoizm, że ludzie się zwalczają. Kiedyś bł. Matka Urszula Ledóchowska wołała: „Jeszcze Polska nie zginęła, dopóki kochamy”. Jak bardzo są aktualne te słowa i w naszych czasach.
O to, byśmy obszary wolności zagospodarowali pracowicie prawdą, sprawiedliwością i miłością prośmy Jezusa za wstawiennictwem Matki Boskiej Częstochowskiej, która jest z nami, jest obecna, jest obecna dla nas wszystkich i dla każdego. My – wolni ludzie klęczymy w duchu przed Czarną Madonną na Jasnej Górze, dziękując za wolność. „Tutaj zawsze byliśmy wolni” wołał Ojciec Święty na Jasnej Górze w dniu 4 czerwca 1979 r.
Dziękując za wolność, pragniemy Ci dziś Matko przedstawić drugi problem. Problem ewangelizacji w naszej Ojczyźnie. Ty najlepiej z ludzi przyjęłaś Dobrą Nowinę, a także jako pierwsza włączyłaś się w dzieło ewangelizacji. Myślimy o ewangelizacji wszystkich dziedzin naszego życia.
W tym momencie chcemy zatrzymać się nad problemem katechezy i katechizacji, nad powrotem nauki religii do szkół i nad prawem obecności nauczania religii do szkołach. Stało się to dlatego, że „katechizacja dzieci i młodzieży niesie ze sobą podstawowe wartości etyczne i moralne w procesie wychowania. Z tego powodu uznano za niezbędne, by państwowe placówki oświatowe zapewniły możliwość pobie­rania nauki religii dla wszystkich uczniów, których rodzice wyrażają takie życzenie” (Komunikat PAP z dnia 28 czerwca br.) „…nauka religii jest nośnikiem podstawowych wartości w procesie wychowawczym, co oznacza, że otwarcie się na religię, oraz na chrześcijańskie wartości etyczne będzie istotnym wzbogaceniem tego procesu i przyczyni się do ukształtowania właściwych postaw młodego pokolenia Polaków” (Instrukcja).
Sprawa wychowania – to podstawowy problem dla narodu. Szkoła jest miejscem wychowania i przedłużeniem wychowawczej troski domu rodzin­nego, sprzymierzeńcem rodziny. Podejmuje zadania wychowawcze powie­rzone jej przez rodzinę. Pomaga rodzinie w takim zakresie, w jakim rodzina tego już uczynić nie może. Jest to więc zadanie podstawowe dla Kościoła. Kościół z natury rzeczy ma udział w wychowaniu. Przecież ci ludzie, którzy rodzą się w rodzinach, którzy chodzą do szkół, którzy stanowią społeczeń­stwo przyszłości, przez chrzest stali się dziećmi Bożymi. Kościół z woli wierzących rodziców podejmuje zadania religijno-wychowawcze wobec ich dzieci.
Wszyscy więc: rodzina, szkoła, Kościół - mobilizujemy swe siły, by for­mować umysły, serca, wolę, charakter, formować człowieczeństwo młodego pokolenia. Nie bójmy się, że religia w szkole zatraci swój sakralny charakter. Katecheza ze swej natury jest sakralna – „ma na celu nie tylko poznanie Jezusa Chrystusa, ale przede wszystkim zmierza do umiłowania Go i najgłęb­szego z Nim zespolenia” (Jan Paweł II, Łódź 1987). Od nas wszystkich zależy sakralny charakter religii w szkole. Cieszymy się, że nauczyciele innych przedmiotów spotkają się z nauczycielami religii. „Drogi Ewangelii i drogi prawdy idą razem” (Kardynał Karol Wojtyła, Kazanie, Kraków Znak. str. 491).
Pragniemy się wspomagać i pracować w atmosferze serdeczności i przyja­źni. Niech szkoła stanie się jeszcze bardziej miejscem wykształcenia i wychowania; niech formuje młodego człowieka, całego człowieka zgodnie z wolą i przekonaniami rodziców i jego samego. Pragniemy to czynić nie tylko w klimacie tolerancji wobec każdego człowieka, ale więcej, pragniemy to czynić w klimacie miłości.
Przynosimy Ci dziś Matko Boska Częstochowska te nasze problemy, kłopoty i nadzieje związane z wolnością oraz z obecnością religii w szkole. Świadomi naszych zadań, chętni do ich podjęcia, prosimy Cię Maryjo przedstaw je swojemu Synowi. Niech On pomoże nam zmienić nasze myślenie, jeśli tego potrzeba – ożywi zapał i da łaskę wierności w codziennych trudach.
Was Drodzy Bracia i Siostry na łóżkach szpitalnych. Was wszystkich, którzy cierpicie prosimy o modlitwę w wymienionych intencjach. O tę modlitwę prosimy dzieci i młodzież, rodziców, nauczycieli, katechetki i katechetów – wszystkich.
Niech Dobry Bóg za wstawiennictwem Najświętszej Rodzicielki uwolni nas od wszelkiego zła i niebezpieczeństwa i osłoni wszystkie nasze dobre dzieła swą ojcowską opieką (por. Modlitwa po Komunii).
Witaj Jezu Synu Maryi. Bądź moim pokarmem i napojem. Przyjdź do mnie w uczcie Eucharystycznej. Ty, Który jesteś Miłością, dodaj mi siły, abym czynił wszytko cokolwiek mi powiesz. Amen.

 

sierpnia 23, 2021

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie"

Homilia na Uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie"

Kochani moi, dzisiaj jest uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej. Kiedy wypowia­damy ten tytuł „Matka Boska Częstochowska”, to staramy się spojrzeć na Matkę Jezusa Chrystusa poprzez pewien szczególny aspekt. Bo wiecie dobrze, że jest jedna Matka Boska. I wszystkie narody na ziemi, które wierzą w Jezusa Chrystusa — wierzą w Jego Matkę. Wszyscy nazywają Ją swoją Matką. Moglibyśmy tutaj wyliczać całą litanię ludów chrze­ścijańskich, od wschodu do zachodu, od północy do południa, i poszcze­gólne tytuły, jakie te narody Jej nadają. Jest nie tylko Królową Polski, ale jest również Królową Italii, Królową Węgier, Królową dalekiej Ja­ponii...
Również i w Polsce tytułów ma Ona wiele. W jakiś sposób dominuje tytuł częstochowski — od ponad sześciuset lat świeci Jasna Góra. Ale również świecą inne góry: obok nas Kalwaria Zebrzydowska, trochę dalej — Kal­waria Pacławska. Pani ziemi przemyskiej. Pani Łaskawa. Króluje Matka Boska kaszubskiej ziemi w Tumie Gdańskim, na Piasku we Wrocławiu, w katedrze Opola, w Piekarach Śląskich, na Warmii dalekiej, w Warsza­wie, w Krakowie, w Ludźmierzu i Limanowej. Nie zliczyłby tytułów. To są sanktuaria, to są święte miejsca, gdzie od wieków gromadzi się lud polski, aby poprzez wiarę doszukiwać się własnej tożsamości.
Czynił to i czyni już tysiąc lat. Tysiąc lat śpiewa naród „Bogurodzi­ca Dziewica” — i w tym jednym skrócie ujmuje to, co wiemy na temat Tej, którą nazywamy Theotokos — Dziewiczą Matką Boga, Matką Je­zusa Chrystusa, Matką Kościoła i Matką naszą.
Ale skoro to święto dzisiaj nas zgromadziło, nasza myśl biegnie do sanktuarium częstochowskiego. Ma ono szczególny rys, który zaważył na dziejach naszego narodu. Może zauważyliście, że ten rys właśnie pod­kreśla modlitwa, którą tu przed chwilą we własnym i w waszym imie­niu głośno sformułowałem: „Wszechmogący, wieczny Boże, który dałeś narodowi polskiemu w Najświętszej Maryi Pannie przedziwną po­moc i obronę a Jej święty obraz jasnogórski wsławiłeś niezwykłą czcią wiernych, spraw łaskawie, abyśmy walcząc za życia pod Jej opieką, w chwili śmierci zdołali odnieść zwycięstwo nad złośliwym wrogiem przez Chrystusa, Pana naszego". Mówi więc ta modlitwa, że w Jasnej Górze był i jest dla naszego narodu symbol. O tym nie trzeba mówić, bo o tym każdy z nas jest przekonany. Ale ten symbol równocześnie mo­bilizuje naszą wiarę, naszą nadzieję i naszą miłość do pewnej postawy wewnętrznej — zwartej i odpowiedzialnej. Postawy moralnej. Postawy, która kształtuje profil człowieka mieszkającego nad Wisłą.
Jest coś w nas, co wyróżnia nas od innych. I ta modlitwa precyzuje nam pewne sugestie, które dzisiaj mają nam pomóc w dalszym życiu: „Spraw, abyśmy walcząc za życia pod Jej opieką...". O jakiejże walce tu mowa? „Abyśmy odnieśli zwycięstwo nad złośliwym wrogiem". O ja­kim tu wrogu jest mowa? Przede wszystkim jest tu mowa o złu, które się sprzeciwia dobru, o fałszu, który się sprzeciwia prawdzie, o brzydo­cie, która się sprzeciwia pięknu. Nawet nie wiemy, jak łatwo jest za­tracić właściwą ocenę prawdy, dobra i piękna, żyjąc na tym świecie!
Drodzy Bracia i Siostry!
Wiemy dobrze, że każda kochająca matka i każdy kochający ojciec stawia wymagania swoim dzieciom, ma wobec nich określone oczekiwania. Skoro Maryja jest naszą Matką, z pewnością i Ona stawia nam pewne wymagania. Zadajmy sobie zatem pytanie: Jakie oczekiwania wobec każdego z nas – ma Maryja, Matka Chrystusa i nasza Matka?
Maryja oczekuje od nas tego samego, co Chrystus. Maryja oczekuje:
miłości większej i dojrzalszej: nie tylko pobożna modlitwa, liczy się konkretny czyn wobec drugiego człowieka, „Nie można bowiem miłować Boga, którego się nie widzi, jeżeli nie miłuje się bliźniego, którego się widzi”,
miłości wytrwałej: nie tylko od święta do święta, od pielgrzymki do pielgrzymki, pragnie uczucia trwałego, „Jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną?”,
odpowiedzialności: za małżeństwo, rodzinę, parafię, naród, nie krytykanctwo i narzekanie, ale ciche upominanie i modlitwa. „Postępuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga”.
Drodzy Bracia i Siostry!
W naszą Matkę – Maryję musimy się zapatrzeć, bo Ona jest wzorem dla swoich dzieci. Tak, jak ziemska matka prowadzi od początku swoje dziecko za rękę, pokazuje mu świat, mówi o Bogu i o wszystkich sprawach, tak również Maryja, jako nasza Matka, chce nam wskazać to, co jest najważniejsze. Prowadzi nas do swojego Syna, ukazuje drogę do Niego prowadzącą przede wszystkim przez Kościół i jego sakramenty, począwszy od chrztu świętego, skończywszy na Eucharystii.
Matka Chrystusa, Pani Jasnogórska – tak, jak na weselu w Kanie Galilejskiej – jest wyczulona na potrzeby ludzi. Ona nie jest boginią i nie zajmuje miejsca należnego Chrystusowi. Ona zawsze wskazuje na Chrystusa, prowadzi do Niego, uczy pokory i posłuszeństwa Bożym natchnieniom i przykazaniom. We wszystkich objawieniach (Lourdes, Fatima, La Salette, Medjugorie) stale przypomina i nawołuje, tak jak w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie”.
Zasłuchani w zachętę Maryi chcemy obudzić w sobie postanowienie naśladowania Jej cnót. Pragniemy tak, jak Ona:
być zasłuchanymi w Boże Słowo (zwiastowanie),
być dyspozycyjnymi wobec bliźnich (nawiedzenie św. Elżbiety),
być spostrzegawczymi wobec potrzeb bliźnich (Kana Galilejska),
wspierać bliźnich w sprawach duchowych (obecność z Apostołami w Wieczerniku).
Trzeba nam z tej odpustowej Eucharystii uczynić lekcję bycia prawdziwymi uczniami Chrystusa i dziećmi Maryi. Nasza miłość bowiem do Maryi ma zawsze ostatecznie prowadzić do miłości wobec Chrystusa.
Maryja oczekuje od nas wiary, która wyraża się w wierności Chrystusowi i posłuszeństwie wobec Niego. Niech Boże i kościelne przekazania nie będą dla nas tylko uciążliwym dodatkiem, ale niech stanowią treść naszej wiary. Niech nasza mowa będzie: tak, tak, nie, nie… Bez światłocienia. Niech białe zawsze będzie białe, a czarne zawsze czarne.
Nie bójmy się Chrystusowej prawdy. Pewnie, że za wierność tej Prawdzie płaci się często wysoka cenę. Ale warto. Bo ostatnie słowo należy do miłości. Ostatnie słowo należy do Boga.
Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn” – apelowała Maryja w Kanie Galilejskiej. Do tego apelu przyłączam się również ja i wołam do was, tutaj obecnych: Zróbcie wszystko, co jest w waszej mocy, aby nasze rodziny,nasza ojczyzna i świat bardziej przypominały Chrystusowe królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. AMEN.

sierpnia 23, 2021

Słowo Boże na dziś - Jezus demaskuje zaślepienie faryzeuszów

Słowo Boże na dziś - Jezus demaskuje zaślepienie faryzeuszów

 

Słowo Boże na dziś

Poniedziałek, 23 sierpnia 2021 roku

Mateusz 23,13-22
Nie pozwalacie wejść innym do królestwa niebieskiego

Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami. Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: Kto by przysiągł na przybytek, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany przysięgą. Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca złoto? Dalej: Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą. Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę? Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada.

Refleksja nad Słowem Bożym

Głosiciele nieautentyczni są hipokrytami, obłudnikami. Choćby dobrze potrafili zagrać swoją rolę, przyciągając uwagę słuchaczy, to widać istotną różnicę między życiem i słowami, które wygłaszają. Jezus mówi, że obłudnicy - nieautentyczni głosiciele - nie tylko powodują, że ludzie śmieją się za ich plecami, ale nade wszystko obłudnicy czynią zło: "Zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi". Inaczej mówiąc: jesteście do tego stopnia przejęci waszą poprawną formalnie recytacją, że nie interesuje was, czy przez wasze słowa ludzie czują się zachęceni do podążania w kierunku Królestwa Bożego, co więcej, przeszkadzacie temu Królestwu, zamykacie je przed innymi.

Drugie oskarżenie dotyczy wymiaru zewnętrznego: "Obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę". Szuka się niejednokrotnie prestiżu poprzez liczbowy rozwój swojej grupy. Zależy człowiekowi na uznaniu ze strony innych, które zajmuje miejsce przepowiadania. Przepowiadanie dzieli się Słowem w wolności i dlatego może prowadzić do porozumienia. Bez tego będą tylko natarczywe, podstępne formy propagandy, szantażu moralnego i duchowego.

Trzecie oskarżenie jest równie mocne: "Biada wam przewodnicy ślepi". Ślepi przewodnicy nie znają drogi, nie wiedzą, gdzie jest kres podróży, nie mają jasności Bożej drogi. Nie wiedząc, gdzie się idzie, mówi się to, co ślina przyniesie na język, niejasno, choć może w sposób przyjemny, mieszając rzeczy istotne z przypadłościami, kładąc nacisk na mało znaczące przepisy, a zapominając o fundamentalnych; i w ten sposób można deprawować religijny i moralny zmysł słuchaczy.

Jezus mówi o "przewodnikach ślepych", którzy "przecedzają komara, a połykają wielbłąda". Przewodnik powinien prowadzić ludzi i jeśli nie umie tego robić, wiedzie ich przez urwiska i przepaści, i gubi. Jest to ostre słowo przeciwko tym, którzy myślą, że widzą więcej od innych, a w rzeczywistości są zaślepieni, ponieważ stracili m.in. wyczucie: "przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda". 
Jezus tak często krytykuje postawę faryzeuszów, tak często o nich mówi, że może nam się czasem wydawać, że to jedynie oni nic nie potrafili zrozumieć. Że te ostrzeżenia nie dotyczą nas samych. A przecież nie chodzi tutaj o członków konkretnego ugrupowania religijnego, ale o wszystkich ludzi, w których jest jakiś fałsz. Dotyczy to w takiej samej mierze każdego chrześcijanina, każdego katolika, którego słowa i życie nie pokrywają się ze sobą, u którego to wszystko zgrzyta.

Krytyki faryzeuszów nie bierzemy do siebie czasem dlatego, że traktujemy ich jako z gruntu złych, w każdym calu złych, a przecież my tacy nie jesteśmy. Tymczasem faryzeusze to nie przestępcy godni odrzucenia. To ludzie, którzy robili wiele dobrego. Nawet w dzisiejszej Ewangelii między wierszami jest pochwała dla faryzeuszów: "przemierzacie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę". Kto z nas może się pochwalić, że kogoś przyprowadził do Boga? Ilu z nas poświęciło na czytanie Biblii tyle czasu, co faryzeusze? Ilu z nas te prawdy potrafi przekazać innym? Skupienie się jedynie na potępieniu może nas wprowadzić w błąd i uspokoić, że to nie o nas chodzi. A jak najbardziej chodzi także o nas. O każdego przeciętnego katolika.

Faryzeusze to nie ci, którzy nie zrobili nic dobrego. Tu chodzi raczej o hipokryzję. O nieszczerość życia. Hipokryta to kiedyś aktor odtwarzający wyuczoną rolę. Aktor nie czuje się w obowiązku żyć według wyuczonej postawy na scenie. Aktor nie musi przemieniać siebie, żeby jakąś rolę zagrać. Faryzeusze często dobrze wypełniali swoje zadania, postępowali zgodnie z Prawem. Ale świat był dla nich sceną. Odgrywali swoją rolę dobrze, starali się być widoczni, czekali na oklaski. Ale nie widzieli potrzeby przemiany swojego serca. Dobra postawa bez przemiany serca nie porywa innych. Raczej męczy. Próba dorównania do takiej "doskonałości" sprawia, że myśli się tylko o rzeczach zewnętrznych. One są jakby pewne. Jeszcze 100 zł jałmużny, jeszcze dodatkowa modlitwa, jeszcze jeden dzień bez mięsa. Tu nie ma mowy o radości życia, bo tego nie ma w przepisach i można się na tym przejechać.

Smutne będzie nasze chrześcijaństwo bez przemiany serca. Będzie pełne lęku: czy to wystarczy, czy jeszcze coś trzeba, czy już ktoś widział, czy lepiej powtórzyć. Będzie pełne szukania przepisów i szczegółowych pytań na forach internetowych. Będzie też często związane z rozpaczą, gdy upadniemy. Bez przemiany serca będą się liczyć tylko przepisy i wypełnione punkty. Chrześcijaństwo natomiast to właśnie przemiana serca. Czy coś już dzisiaj się udało, czy jeszcze nie wyszło, to naprawdę jest mniej ważne od tego, jak bardzo chcieliśmy to zrobić, ile wysiłku w to włożyliśmy i jak blisko Jezusa pragnęliśmy wtedy być. Jeśli dziś zrobimy tyle ile dziś potrafimy, to jutro potrafimy zrobić więcej. Chodzi o to, by się uchwycić Boga. Nie jest faryzeuszem ten, komu dzisiaj się jeszcze nie udało. Faryzeuszem może być ten, komu wprawdzie się nie udało, ale ludziom chce wmówić, że tak właśnie jest dobrze jak zrobił. Szuka ideologii do własnych błędów i niedociągnięć.

Jeśli nie grzeszymy jedynie dlatego, że boimy się kary, albo dlatego, że nie mamy okazji do grzechu, albo dlatego, że ludzie akurat na nas patrzą, to z naszym chrześcijaństwem coś jest nie tak. To nadal jest kręcenie się wokół grzechu, a przecież naszym centrum powinien być Bóg. Tylko przemiana serca daje nam radość i spokój wewnętrzny, nawet pomimo upadków, które przecież zawsze będą, a także pomimo każdego bólu, który w każdym życiu pojawi się wcześniej czy później.
 

sierpnia 21, 2021

21. Niedziela Zwykła (B) – Trudna jest ta mowa

21. Niedziela Zwykła (B) – Trudna jest ta mowa


Drogie Siostry, drodzy Bracia!

"Trudna jest ta nasza mowa, któż jej może słuchać". Tak skwitowali w dzisiejszej Ewangelii uczniowie Jezusa Jego mowę na temat Eucharystii, której słuchaliśmy przez ostatnich kilka niedziel. Ta przejmująca mowa Jezusa, w której mówi On o wielkiej ofierze jaką pragnie złożyć z siebie za zbawienie ludzi kończy się smutno. Zarówno postronni słuchacze jak też i sami uczniowie Jezusa, którzy od dłuższego czasu chodzili z Nim, stwierdzają prawie jednogłośnie "Trudna jest ta mowa".

Eucharystia zawsze wiąże się z krzyżem. Na Kalwarii była ona ofiarą życia Jezusa złożoną za wszystkich ludzi. Dla nas z kolei sprawowanie Eucharystii, a więc przyjmowanie Ciała i Krwi Jezusa, również wiąże się z krzyżem, również wiąże się z ofiarą. Eucharystia wymaga bowiem od nas czystego serca, a to z kolei oznacza wyrzeczenie się grzechu, często przyjemnego i wygodnego. Z pewnością wielu z nas w takich okolicznościach powtarza "Trudna jest ta mowa".

Trudno jest wytrwać chociażby w postanowieniach małżeńskich, o których mówi dzisiaj św. Paweł w II czytaniu. Wierność małżeńska w pewnych sytuacjach wydaje się niemożliwa do zachowania. Ona była taka piękna, on był taki przystojny - usprawiedliwiamy się często. Nie jest łatwo być uczciwym wobec swojego małżonka kiedy kłamstwo jawi się o wiele wygodniejsze. Trudno jest oderwać się od gazety czy zrezygnować ze spotkania z kolegami aby pomóc współmałżonce w robieniu porządków czy pilnowaniu dziecka. Nie jest łatwo wytrwać we wzajemnej miłości aż do końca życia, kiedy z czasem współmałżonek przestał był atrakcyjny a z biegiem lat staje się coraz bardziej uciążliwy. Ci, którzy są już przynajmniej kilkanaście lat po ślubie z pewnością mogą potwierdzić, że małżeńskie wymagania o jakich mówi dzisiaj św. Paweł to rzeczywiście... "trudna mowa".

To samo dotyczy także innych wymagań życia chrześcijańskiego. Nie jest łatwo wybaczyć komuś, kto wyrządził nam wiele zła. Trudno jest prosić o przebaczenie kogoś, komu wyrządziło się wiele zła. Przykładem tego jest obchodzona ostatnio 77 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie wszyscy z tych, którzy zadawali nam śmierć umieli nas za to przynajmniej przeprosić.

Trudno jest opowiadać się po stronie życia, już od jego poczęcia, kiedy wokoło, pod pretekstem respektowania praw człowieka, szaleje przytłaczająca propaganda śmierci. Nie jest łatwo wyświadczyć komuś bezinteresowną pomoc widząc rozpowszechnioną postawę rachunku ekonomicznego i buissnesu nastawionego na zysk w każdej sytuacji. Trudno jest wykonywać uczciwie swoją pracę, wiedząc,że ewentualne niedociągnięcia i tak nie zostaną dostrzeżone. Nie jest łatwo zakończyć spotkania towarzyskiego jedynie po dwóch czy trzech kieliszkach ...

Trudno jest zaakceptować własną chorobę widząc wokoło tylu ludzi zdrowych, cieszących się życiem. Nie jest łatwo wybrać się do kościoła zarówno w słoneczną niedzielę, kiedy o wiele przyjemniej jest nad wodą, jak też w słotę, kiedy domowe pielesze wydają się takie przytulne. Trudno jest opowiadać się po stronie Chrystusa, po stronie nauki Kościoła, kiedy wielu uważa to za średniowieczny relikt nieprzystający w ogóle do dzisiejszej rzeczywistości. Trudna jest ta mowa...

Drogie Siostry i drodzy Bracia.

Nikomu z nas nie jest łatwo w dzisiejszej rzeczywistości trwać przy Bogu. Nie było to łatwe także dla Narodu Wybranego. Jego 40-letnia wędrówka po pustyni do Ziemi Obiecanej nie była wolna od szemrań, po-wątpiewań czy też otwartych zdrad Boga Jahwe, na rzecz chociażby złotego cielca. Również i oni w pewnym momencie stwierdzili: "Trudna jest ta mowa".

Nieustanna opieka Boga Jahwe sprawiła jednak, że w krytycznej sytuacji nawet woda wytrysnęła ze skały, a na pustynnym piasku pojawiła się manna, która dała siły do dalszej wędrówki. Bóg okazał się wierny przymierzu jakie zawarł przed wiekami z Abrahamem i po 40-tu latach uciążliwej wędrówki naród izraelski stanął na Ziemi Obiecanej. Piękna jest postawa Narodu Wybranego po osiągnięciu celu swojej wędrówki, opisana w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Naród jest świadomy, komu zawdzięcza zrealizowanie tego, wydawać by się mogło niemożliwego, przedsięwzięcia. "Chcemy służyć Panu, bo i On jest naszym Bogiem" - odpowiada Jozue na pytanie o bóstwo, któremu pragnie teraz służyć. Podobnie było z Apostołami. Również i oni po początkowym opuszczeniu wszystkiego i pójściu za Chrystusem, z czasem zaczęli szemrać, narzekać, nie rozumiejąc w wielu przypadkach działań swojego Mistrza. Wielu z uczniów odeszło. "Trudna jest ta mowa" - stwierdzili.

Została dwunastka najwierniejszych, aczkolwiek i wśród nich znalazł się zdrajca. Ci, którzy wytrwali, nie pożałowali. Pomimo, że krzyż ich nie ominął, Chrystus dał im moc świadczenia do końca Ewangelii i w sposób wprost niewiarygodny pomnożył ich dzieło. Czy przypuszczali oni wtedy, że z ich tak małej grupki, powstanie kiedyś tak potężny Kościół?

Włoski kapłan Jakub Alberione, Założyciel Towarzystwa św. Pawła, Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, Sióstr Córek św. Pawła oraz siedmiu innych zgromadzeń zakonnych i instytutów świeckich tworzących dziś Rodzinę Paulińską otrzymał od Boga, na początku naszego wieku misję ewangelizowania poprzez środki społecznego przekazu.

Po początkowym okresie entuzjazmu, zaczęły pojawiać się poważne trudności stawiające pod znakiem zapytania istnienie całego dzieła. Coraz bardziej dokuczliwa gruźlica, trudności ekonomiczne, wrogość ze strony faszyzyjącego wtedy społeczeństwa włoskiego, niezrozumienie ze strony Kościoła dla duszpasterstwa prowadzonego przez środki społecznego przekazu sprawiły, że także ks. Alberione w pewnym momencie stwierdził: "Trudna jest ta mowa".

Jednak i tym razem Pan Bóg nie pozostał obojętny na trudności swojego wiernego sługi. W jednym ze snów ks. Alberione ujrzał Boskiego Mistrza, który wypowiedział 4 krótkie zdania: "Nie bójcie się. Ja jestem z Wami. Stąd chcę oświecać. Miejcie żal za grzechy". Wspomina ks. Alberione: "Słowo 'stąd' wychodziło z tabernakulum, w sposób bardzo wyraźny, tak aby uświadomić, że od Niego - Jezusa otrzymamy potrzebne nam światło".

Za radą spowiednika ks. Alberione uczynił z usłyszanych zdań program życia zarówno swojego jak też wszystkich swoich duchowych synów i córek. Okazał się on niezwykle skuteczny. Założył Zgromadzenie Paulistów i Paulistek, ktorych przedstawiciele obecni są w 45 krajach i na wszystkich kontynentach świata. Cieszymy się też wspólnie licznymi owocami ewangelizacji poprzez środki masowego komunikowania, która jest naszym głównym charyzmatem. Jeszcze raz Pan Bóg dotrzymał swoich obietnic i, mimo trudności, kontynuuje swoje dzieło.

Pauliści i Paulistki przez swoje apostolstwo pragną przetłumaczyć trudną mowę Chrystusa na język jakim posługuje się współczesny człowiek żyjący w cywilizacji obrazu i dźwięku. Językiem mass - mediów mówią o Bogu starając się, aby Jego głos nie został w nich stłumiony. Stale są bowiem świadomi słów ich Założyciela: "do jest dzisiaj dobrze zorganizowane, używa potężnych środków, posługuje się prasą, radiem, kinem i telewizją. Dobre słowo natomiast często nie jest słuchane; a jeśli już jest słuchane zostaje zaraz przykryte potężnymi głosami zła. Należy przeciwstawić prasę - prasie, radio - radiu, kino - kinu, telewizję -telewizji. Wszystko dla Ewangelii, wszyscy dla Ewangelii".

Drogie Siostry i drodzy Bracia, również i nas dzisiaj, tak jak Naród Wybrany w czasie wędrówki przez pustynię, tak jak Apostołów którzy pierwsi zawierzyli Jezusowi, tak jak księdza Alberione wytrwale realizującego zamiar Boży, Pan Bóg wzywa do pewnego wyboru wobec Jego trudnych wymagań. Być może nie wszystko rozumiemy z tego co dzieje się w naszym życiu, być może trudno jest nam w nim odnaleźć Boga.

Każdego ranka stajemy wobec jakiegoś wyboru. Będziemy służyli takiemu Bogu, którego wybierzemy. Tylko jeden jest prawdziwy: "brzemię Jego jest słodkie a ciężar lekki".

Każdy bożek wymaga zawsze ofiar. Bóg pieniądz, bóg władza, bóg interes, bóg polityka zbierają dzisiaj swoje obfite żniwo. Z hołdowania tym właśnie bożkom wnika tragedia setek tysięcy ludzi jaka dokonuje się dziś w Ruandzie, Somalii, byłej Jugosławii i innych częściach świata. Jaki jest nasz wybór? Jak ma na imię nasz Bóg, któremu na codzień służymy, któremu hołdujemy w naszym postępowaniu?

Pan Jezus wymaga od swoich wyznawców, aby byli zdolni oddać Mu się całkowicie, aby byli zdolni podpisać in blanco dokument o losach swojego życia i nie bali się Mu go wręczyć. Czy stać nas na taką odwagę, na taką determinację wiary?

Człowiek myślący jedynie po ludzku jest posłuszny tylko wtedy, kiedy rozumie; uczeń Chrystusa jest posłuszny nie rozumiejąc do końca wszystkiego, ufając Bożemu Słowu. Jest on tym "maluczkim", który ufa. "Panie do kogóż pójdziemy". Ten, kto wie dokąd ma iść, nie znajdzie nigdy Boga. Syty, ciekawski, egoista, myślący tylko o sobie nie może zrozumieć Jezusa, nie może zrozumieć Eucharystii.

Drogie Siostry i drodzy Bracia!

Dla każdego pokolenia Słowo Boże było trudną mową. Ci jednak, w ciągu historii, którzy mimo wszystko chcieli jej słuchać, otrzymali Bożą moc i doszli do swojej Ziemi Obiecanej. Do każdej Ziemi Obiecanej droga jest długa i pełna cierni. Właśnie dlatego Pan Jezus tak wiele mówi o Eucharystii jako o jedynym skutecznym pokarmie na tej drodze, zapewniającym dotarcie do celu: "Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym".

Jeśli i my zdobędziemy się na wysiłek i zechcemy posłuchać trudnej mowy Jezusa, a Eucharystia stanie się naszym pokarmem wtedy i my staniemy się uczestnikami tej Jego obietnicy.

Nam Polakom również udało się, dzięki zawierzeniu Jezusowi i Jego Matce, dojść do naszej Ziemi Obiecanej, do wolności. Droga nie była łatwa. Wielu często powtarzało "trudna jest ta mowa".

Dzisiaj, kiedy cel został osiągnięty również i my, tak jak Izraelici po wejściu do Ziemi Obiecanej jesteśmy pytani: "Komu chcecie służyć?". Nie wszyscy pamiętają, że u podstaw naszej kultury narodowej stoi chrześcijaństwo, nie wszyscy pamiętają Boże dzieła dokonane w historii naszej Ojczyzny.

Ilu pozostało wśród nas takich, którzy mogliby odpowiedzieć razem z wdzięcznymi Izraelitami: "My chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem?" Ilu jest wśród nas takich, którzy mogliby powiedzieć: "nie boimy się służyć Bogu". Niestety wielu już zdążyło odejść. Osiągnęli bowiem swoje przyziemne cele i Pan Bóg czy też Kościół przestali im być już potrzebni.

Trudno jest być dziś uczniem Chrystusa. Nadal trudno jest słuchać Jego mowy o Eucharystii. Nie jest łatwo trwać w łasce uświęcającej umożliwiającej spożywanie Ciała i Krwi Chrystusowej, gdy wokół nas jawi się tyle propozycji nie wiążących się z krzyżem i cierpieniem, nie wiążących się z ofiarą, proponujących życie łatwe, lekkie i przyjemne.

Dlatego też i nas wszystkich pyta dzisiaj Jezus: Czyż i wy chcecie odejść?. Musimy dokonać wyboru. Wśród uczniów Jezusa nastąpił rozłam. Niektórzy odeszli.

W której grupie jesteśmy my? Z tonącego statku najwygodniej jest uciec. Czy mamy odwagę trwać przy łodzi Chrystusowego Kościoła pomimo szalejącego sztormu zła i nienawiści? Czyż i ty chcesz odejść - pyta dziś jasno Chrystus. Niech naszą odpowiedzią, niech odpowiedzią nas wszystkich, pomimo trudnej mowy Jezusowej będzie odpowiedź Szymona Piotra z dzisiejszej Ewangelii: "Panie do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego." Amen.

sierpnia 13, 2021

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny


"Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu". Znamy ten obraz. Przede wszystkim z przekazu Apokalipsy św. Jana, a także z wielu dzieł sztuki, inspirowanych biblijnym tekstem, zarówno wielkich arcydzieł, jak i figurek, kupowanych w odpustowym kramie.

Matka Boża w koronie z gwiazd i jej pełna pokoju twarz, czyste spojrzenie. Maryja i świat, w którym żyje - świat pokory i czystości, służby i zaufania Bogu. Kiedy chodzimy ulicami naszych miast, patrzymy na plakaty, na których muskularne dłonie zaciśnięte w pięści, lśniące samochody i karabiny, kiedy podchodzimy do witryn kiosków i zmuszani jesteśmy do oglądania roznegliżowanych kobiet w wyzywających pozach, kiedy siadamy przed telewizorem i widzimy dziesiątki i setki bezmyślnych filmików, w których bohaterowie przeżywają porywy uczuć, namiętności, sprzeczają się o fortuny i majątki posuwając się aż do zbrodni, kiedy widzimy to wszystko, to pytamy.czy ten świat ma coś wspólnego ze światem Maryi?

Czy radosna wieść o Matce Jezusa, którą Bóg przyjął do nieba, nie jest tylko pobożną historyjką dla małych dzieci, a te kolorowe figurki, to tylko przedmiot wzruszeń starszych pań z kółka różańcowego.

Zdawać by się mogło pozornie, że to są już dwa różne światy. Z jednej strony kolorowy świat biznesu, komputerów, luksusu, a z drugiej świat dewocji, nudnych nabożeństw i nieustannego przypominania - "nie wolno!". Taki podział, kreowany przez dużą część mass mediów, utrwalił się w świadomości wielu z nas.

Przed kilku laty, ambasada amerykańska w Warszawie, umieściła w gablotach przed swoją rezydencją fotoreportaż, przedstawiający życie przeciętnego Amerykanina, kierowcy wielkiej ciężarówki. Ludzie chętnie zatrzymywali się, aby obejrzeć zdjęcia. Był to jeszcze czas komunizmu i Ameryka, w sposób szczególny, symbolizowała niemalże urzeczywistnienie raju. Ludzie, przechodząc od gabloty do gabloty podziwiali, jakim samochodem jeździ Amerykanin, jaki spożywa obiad w przydrożnym motelu, jak wypoczywa po pracy w swoim przydomowym ogrodzie.

Oglądający zdjęcia nie szczędzili słów zachwytu, a nawet westchnień podziwu: " Ale im się żyje, zobacz, jaki dom, jaki basen w ogrodzie". Niemała konsternacja następowała przy ostatniej gablocie, gdzie umieszczone było zdjęcie, ukazujące jak bohater fotoreportażu zgromadzony z rodziną przy stole, wspólnie z żoną i dziećmi odmawia modlitwę. Oglądający zdjęcia nagle milkli i cisza, jaka zapadała pełna była zaskoczenia i zdziwienia - "To oni się wspólnie modlą? W tym dobrobycie, kiedy wszystko już mają?"

To prawda, że cały świat zachodni ogarnięty został głęboką dechrystianizacją. Ale daleki od prawdy byłby pogląd, że tam, gdzie nowoczesność i bogactwo, Boga już nie ma. Że tylko jeszcze u nas, w zacofanej Polsce, Kościół chce zabronić ludziom wejścia w świat dobrobytu i w ogóle normalnego życia.

Wielu ludzi ulega jednak pewnej propagandzie i wydaje im się, że figurka Matki Bożej Wniebowziętej, to symbol rzeczywistości, która jest i na pewno powinna być już za nami, a przed nami roztacza się kolorowy raj ziemi obiecanej, Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. W ilu domach widziałem zakurzone statuetki Maryi, pamiątki po zmarłej babci, lub przywiezione z dawnej pielgrzymki do jakiegoś maryjnego sanktuarium. Stoją gdzieś z boku na regale i są takie blade w porównaniu z blaskiem wielkiego kolorowego ekranu telewizyjnego.

I nawet nie wiemy, uwikłani w pogoń za dobrobytem, jak piękny jest ten świat Maryi i Jej Syna. Nie wiemy tego z różnych powodów. Bo może nigdy tam nie byliśmy, bo może wprowadzono nas w tę rzeczywistość w bardzo nieudolny sposób, a może daliśmy sobie wmówić natarczywej propagandzie, że takie słowa jak "Kościół", "religia", "przykazania", zwiastują jedynie duchowy zaduch, tandetę i moralny terror. W codziennych rozmowach wielu krytykuje Kościół, odcina się od jego drogi, ale przecież oni sami często nie przeżyli nigdy piękna kilkudniowych zamkniętych rekolekcji, nie przeczytali żadnej wspaniałej książki o Jezusie, Maryi, nie dotknęli się piękna życia w prawdziwie chrześcijańskiej wspólnocie. Dla tysięcy ludzi kościół i religia kojarzy się może z niezbyt ciekawymi lekcjami, księdzem, który spieszy się chodząc po kolędzie, kolejką przed konfesjonałem, przy którym nie ma czasu i możliwości na dłuższą i głęboką rozmowę. Ktoś powie, że to właśnie wina księży, że taki jest często poziom naszego duszpasterstwa, który niezbyt zachęca do chrześcijańskiego życia i zapewne tak w pewnym stopniu jest rzeczywiście, ale czy jednocześnie ludzie, o których mówię, skorzystali z możliwości, by wejść w ten piękny świat życia duchowego, a tych możliwości jest naprawdę wiele.

Przecież obok zaniedbanych odcinków pracy duszpasterskiej, są księgarnie katolickie, pełne ciekawych książek. Prasa katolicka zawiera wiele zaproszeń na rekolekcje, pielgrzymki, spotkania, pogłębiające życie duchowe. Są to często drzwi, prowadzące do tego fascynującego świata, do spotkania z żywym Bogiem. Jaka szkoda, że tysiące ludzi mija je z obojętnością, nie wierząc zupełnie w to, że w tym świecie poczuliby się naprawdę wspaniale. Jedni całkiem świadomie pragną brnąć w kolorową tandetę, jaką oferuje świat, inni, może nawet nie ze złej woli, nie wierzą, że to zaproszenie do naprawdę chrześcijańskiego życia jest skierowane właśnie do nich, i że oni mają je zrealizować.

Przypomina mi się tutaj pewne, może nie tak istotne, ale dość znamienne wydarzenie. W pewnym domu w podtarnowskiej miejscowości, organizowana była wieczerza wigilijna, na którą zjechała rodzina z całej okolicy. Kolacja wigilijna zapowiadała się tak, jak co roku, z jednym tylko wyjątkiem. Miała w niej bowiem wziąć udział córka gospodarzy, która od kilku lat była w zgromadzeniu zakonnym i teraz, ze względu na stan zdrowia rodziców, otrzymała przyzwolenie, by święta spędzić w domu rodzinnym. Obecność osoby duchownej zmobilizowała gospodarza, by zrezygnować z corocznej tradycji i nie stawiać na stole wigilijnym karafki z wódką. Bardzo się to nie spodobało niektórym gościom, zwłaszcza kilku panom, którzy nie wyobrażali sobie spędzenia całego wieczoru bez alkoholu. Sytuacja zrobiła się nawet trochę nieprzyjemna, ktoś wspomniał, że chyba wróci do domu, ale mimo to gospodarz nie ugiął się i wspierany przez swoją córkę, siostrę zakonną, postanowił, że ta wigilia będzie bez wódki. W sumie wieczór upłynął pod znakiem wspomnień, śpiewania kolęd i coraz częstszego, głośniejszego i radosnego śmiechu.

Następnego dnia, już przy świątecznym śniadaniu, panowie zgodnie przyznali, że takiej wigilii nie przeżyli nigdy w życiu i nawet nie wiedzieli, że ten wieczór może być aż tak piękny, jeden z nich powiedział z dumą: "Po świętach powiem chłopakom w pracy, że na wigilię nie wypiłem ani kieliszka i śpiewałem kolędy. Ale czy oni mi uwierzą, że to jest takie piękne?"

Drodzy bracia i siostry.

Wielu z nas żyje w świecie jeśli nie grzechu to pewnej duchowej miernoty i nawet nie wiemy o tym, że stać nas na dużo więcej, że w świecie Jezusa i Maryi poczulibyśmy się naprawdę wspaniale. Niejedno małżeństwo nie wie o tym, że wspólne odmówienie różańca wniosłoby w ich życie radość, jakiej nie doznali od lat.

Niejedna rodzina nie zdaje sobie sprawy, że wspólny spacer, w zamian za nieustanne siedzenie przed telewizorem, mógłby naprawić coś, co popsuło się już tak dawno. I są tacy ludzie, którzy mieliby nawet ochotę wejść w ten świat - miłości, dobroci, ale boją się tego zrobić na oczach innych, którzy za pomocą kpiny i ironii skrupulatnie pilnują, by nikt nie wyrwał się z powszechnie przyjętych obyczajów.

Patrzymy dzisiaj na Wniebowziętą Maryję, stojącą u boku swojego Syna i widzimy prawdziwego człowieka. Zapamiętajmy mocno ten obraz. Dziś pod pozorami prawdy, ukazuje się w prasie, telewizji najczarniejsze strony życia ludzkiego: chciwość, bestialstwo, wyuzdanie i mówi się: "Taki jest człowiek, tacy są ludzie, tacy są wszyscy. Politycy, duchowni, wykształceni i prości. Tacy są naprawdę, choć bardzo często wypowiadają publicznie wzniosłe słowa".

Ci, którzy chcą nam przekazać taką "prawdę" o człowieku, chcą nam tym samym powiedzieć: "Nie wysilaj się, nie próbuj i ty taki musisz być, bo tacy są wszyscy. A kiedy przyjdzie do ciebie Kościół, by zaprosić cię do świętości, nie daj się nabrać, kler też chce na tobie zbić swój własny interes, to tylko zręczna polityka."

Drodzy bracia i siostry.

Nie będę w ten świąteczny dzień podejmował polemik z tą powszechną propagandą. Poproszę jeszcze raz, popatrz na Wniebowziętą Maryję. To jest prawdziwy człowiek, mocny człowiek. I ty taki możesz być. Św. Jan Bosco powiedział: "Jeśli nie będziesz święty, będziesz nikim".

Przed kilku laty wybrałem się z grupą przyjaciół na górską wycieczkę. Słońce tego dnia świeciło niezwykle mocno i po kilku godzinach wspinaczki zaczęło brakować nam sił. Ktoś zaproponował żeby wracać i przyjść tu kiedy indziej, kiedy pogoda okaże się nieco łaskawsza. Wszyscy z radością podjęliśmy ten pomysł i tylko jeden z nas, młody wysportowany człowiek powiedział: "Do szczytu pozostało już niewiele, usiądźcie tu, a ja wejdę do końca i zobaczę, czy warto w ogóle tam się wspinać. Zgodziliśmy się i wtedy ten śmiałek, z godną podziwu zręcznością, nie tyle wszedł, co wbiegł na szczyt. Kiedy rozejrzał się dokoła, to krzyknął do nas: "Chodźcie! Stąd jest niesamowity widok!". Mówił to z tak niekłamanym entuzjazmem, że my sami, nie wiadomo skąd wykrzesaliśmy jeszcze siły i też wdrapaliśmy się na górę. To, co zobaczyliśmy, było rzeczywiście ucztą dla oka.

Kiedy patrzymy dziś na Maryję, to widzimy właśnie człowieka, który wszedł na szczyt świętości, człowieczeństwa. Maryja zdaje się nam mówić: "Chodźcie! Stąd jest wspaniały widok! Stąd widać Dom Boga, wieczność, inny świat!"

Jak potrzebne są nam te słowa! Przecież tak często sobie mówimy: "Taki już jestem i taki pozostanę, tłumacząc się właśnie fałszywym argumentem - wszyscy są tacy, a może nawet jeszcze gorsi. Kradnę i już chyba będę tak kradł do końca, zdradzam, ale przecież już tyle razy próbowałem się z tym uporać i nic nic pomogło, więc tak już chyba zostanie. Nie modlę się, ale przecież to nie taki wielki grzech". Tak sobie wmawiamy i wijemy sobie gniazdko w tym świecie miernoty i przeciętniactwa. A Maryja mówi: "Chodźcie! Nie ustawajcie! Pokochasz uczciwość, czystość, modlitwę, pokochasz Boga!".

Mówi się dziś, bracia i siostry, że ludzie się zrobili zachłanni, że każdy chce zagarniać tylko ku sobie. Pytam, a co my chcemy mieć? Dom, piękne meble, samochód, wyjechać gdzieś za granicę. Wszystko to dobre pragnienia, ale czy tylko tyle chcesz mieć? Tylko dom i tylko samochód? Tak mało? Otóż w ten dzisiejszy, świąteczny dzień życzę tobie i sobie, takiej Bożej zachłanności, żebyś pragnął samego nieba. Żebyś pragnął spotkać tam Jezusa, Matkę Bożą, ale także i swoich zmarłych, swojego tatusia, brata, tych wszystkich, których żegnałeś kiedyś nad grobem. Chrystus chce ich wszystkich oddać.

Matki, babcie patrzą się z troską na swoje dzieci i wnuki i mówią: "Żeby mi to dziecko tylko zdrowe było, żeby mi nie chorowało".

Bracia i siostry.

Nie możemy uciekać od prawdy, śmierć nas kiedyś wszystkich rozłączy, ale spotkanie Maryi ze swoim Synem w Niebie jest zapowiedzią tego, że my wszyscy kiedyś spotkamy się przy stole w domu Ojca. To nie bajka, bo ten cudowny świat zaczyna się już tu, kiedy wśród domowych zajęć, pracy i wypoczynku, wśród bliskich i obcych możemy powiedzieć - "jestem wierny Jezusowi". Wtedy, wielka to tajemnica, ale choć nie brakuje krzyża, to już jesteś w niebie. Amen.

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger