czerwca 26, 2023

Słowo Boże na dziś - "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".

Słowo Boże na dziś - "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni".


Poniedziałek
, XII tydzień Okresu Zwykłego

Z Ewangelii według Świętego Mateusza (Mt 7, 1-5)
 
Jezus powiedział do swoich uczniów:
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku.
Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 
W dniu dzisiejszym Chrystus chce nam pomóc w wyjęciu belki z własnego oka. I czyni to w bardzo prosty sposób, mówiąc, by nie osądzać na ludzki sposób - oko za oko, ząb za ząb - ale raczej w sposób, jakiego On nas uczy i jaki pokazał nam na Kalwarii - przebaczając wszystkim bez wyjątku.
Nie osądza żołnierzy, którzy Go bili, szydzili z Niego i ukrzyżowali Go. Mówi na krzyżu: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34). Miał wiele powodów, aby powiedzieć coś przeciwnego, lecz potrafi znaleźć usprawiedliwienie: czynią tak, bo Mnie nie znają.
Mógł także wypomnieć św. Janowi jego tchórzostwo, kiedy ten zbliżył się do krzyża, ale wcześniej Go opuścił, mógł wypomnieć mu jego przyjaźń tak słabą, że nie potrafił być z Nim, kiedy go potrzebował. Nie widzi jednak w tym wszystkim złośliwości, lecz ludzką słabość. Ta postawa Jezusa przejawia się w tym, że nie krytykuje, ale okazuje wyrozumiałość dla słabości Jana i powierza go swojej matce.
A na koniec mówi: sądem, jakim sądzicie, i was osądzą. Chrystus uczy nas używać w stosunku do innych miary, jaką chcielibyśmy i my sami być mierzeni.
Kto, oprócz Boga, może osądzać?
A jeśli sądem Bożym nad człowiekiem jest miłosierdzie, jakim prawem ja mogę osądzać innych?
Postanówmy sobie, że będziemy wielkoduszni i wspaniałomyślni dla innych, starając się widzieć dobrą stronę wszystkich i wszystkiego.
 

MODLITWA EWANGELIĄ - NIE RANIĆ SŁOWEM

 
▸ Jezus zaprasza mnie, abym przypatrzył się słowom, które wypowiadam o innych, rozmowom, które prowadzę w rodzinie, we wspólnocie, w pracy. Moje słowa mogą stać się dla kogoś silną podporą, wprowadzać pokój, dodawać otuchy. Ale mogą także ranić i krzywdzić. Za jakie słowa ludzie najczęściej mi dziękują? Jakich słów się dzisiaj wstydzę?
▸ „Nie sądźcie..." (w. 1). Jezus mówi mi jednoznacznie, abym unikał osądzania innych. Ilekroć decyduję się na osądzanie, ryzykuję, że nie znając do końca tego, co dzieje się w drugim człowieku, będę ranił innych.
▸ "...abyście nie byli sądzeni" (w. 1). Osoby ranione moimi osądami, będą raniły mnie. Wzajemnie osądzanie staje się zamkniętym kołem zranień, z którego trudno się wydostać. Co mówi mi o tej prawdzie moje życiowe doświadczenie?
▸ Przypomnę sobie osądy, z powodu których najbardziej cierpiałem. Kto mnie w życiu skrzywdził najboleśniej? Czego dotyczyła krzywda? Czy przebaczyłem moim krzywdzicielom? Czy odpłaciłem tą samą miarą? Powiem o moich ranach Jezusowi. Oddam Mu je. Będę Go prosił, aby uzdrowił moje wspomnienia.
▸ Dostrzeganie i podkreślanie u innych tego, co złe grozi obłudą. Błędy innych mogą stać się dla mnie kotarą zasłaniającą moje błędy. Jezus przestrzega mnie przed okłamywaniem samego siebie.
▸ „Wyrzuć najpierw belkę ze swego oka" (w. 5). Jezus udziela mi życiowej mądrości. Jeśli będę w prawdzie patrzył na siebie, będę także umiał patrzeć w prawdzie na innych. Odnowię w sobie pragnienie częstej spowiedzi świętej i praktyki codziennego rachunku sumienia.
▸ Poproszę Jezusa o dobre i życzliwe oczy w patrzeniu na innych. Zawierzę Mu wszystkie moje spotkania z ludźmi, rozmowy, wypowiadane słowa.
▸ Dziś proszę Cię, Jezu, o ludzką życzliwość i dobroć w spotkaniach z drugim człowiekiem, abym nie ranił drugiego człowieka słowem, a osadzanie pozostawił samemu Bogu.


 

czerwca 25, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie bójcie się!

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie bójcie się!

 


Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II rozpoczynał swą posługę Piotrową, zwrócił się do ludzi całego świata słowami: "Nie lękajcie się!" Kierował to wezwanie do tego świata, w którym człowiek boi się człowieka - lęka się o swoje życie, o swoją przyszłość; boi się o to, co o tym pomyślą, co powiedzą; boi się... wszystkiego, nieraz nawet własnego lęku".
Oczywiście, niekiedy te lęki są uzasadnione. I chyba dlatego na kartach Pisma św. często spotykamy zachętę do odwagi. Tak jest w przypadku Abrama, który ma opuścić swą ojcowiznę i udać się w nieznane. Tak jest u proroków, którzy często słyszą słowa: "Nie bój się, Ja jestem z tobą"! Tak jest też w przypadku proroka Jeremiasza z dzisiejszego pierwszego czytania, który skarży się na odsuwających się od niego współziomków. Nawet ci, których darzył przyjaźnią, sprzysięgli się przeciw niemu. Posługują się obmową, ironią, lekceważeniem, donoszeniem, a nawet planują na niego zamach. Dlatego skarży się Bogu: "Słyszałem oszczerstwo wielu...". A jednak nie załamuje się, bo przecież z głębi jego serca wypływa mocne przekonanie, że jego sprawa jest sprawą Bożą, a Bóg jest obrońcą uciśnionych. Może więc z ufnością powiedzieć: "Pan jest przy mnie..."!
No tak! Jeśli Bóg jest moim Ojcem, to nie mogę się niczego lękać, ani obawiać, bo On troszczy się o mnie, On mnie ochrania. On nade mną czuwa.
Czy wierzysz - Drogi Bracie, Siostro Droga - że wszystko, co dzieje się w twoim życiu, nie dzieje się bez wiedzy Ojca? Czy wierzysz, że bez woli Ojca, nawet włos z głowy ci nie spadnie? Przecież powiedział Ci dzisiaj: U was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nawet jeśli wypadają to są policzone! I tak jest ze wszystkim. To nic, że nie wszystko rozumiem. Najważniejsze, aby wszystko, co Pan Bóg daje przy- jąć i pokochać!
Życie chrześcijanina upływa pośród przeróżnych trosk i niepokojów. Ponadto znajduje się w stanie ciągłego kuszenia. Niekiedy to kuszenie ma wymiar bardzo subtelny. Kiedyś, w czasach reżimu, obiecywano ludziom posadę, awans, lepsze zarobki. I znajdowali się tacy, którzy - tylko po to, aby zyskać te doczesne korzyści - gotowi byli zaprzeć się samego Boga.
Ale nie myślmy wcale, że to już historia. Dzisiaj coraz częściej powracają podobne sytuacje. I znów aktualne stają się słowa Chrystusa: "Kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, do tego i Ja przyznam się przed Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja..."!
Zauważmy, że Pan Jezus nie jest podobny do ludzi tego świata.
W przeciwieństwie do nich, nie obiecuje przysłowiowych gruszek na wierzbie. Nie obiecuje łatwego życia tym, którzy za Nim pójdą. Przeciwnie - podkreśla, że tu - na ziemi - będą spotykały ich przeciwności, że będą cierpieć prześladowania.
Dzisiaj czasem ubolewamy nad tym, że ludzie Kościoła - oczywiście wbrew temu, co mówi oficjalna propaganda - są spychani na margines; że Kościół cierpi ataki ze strony sił wrogo nastawionych do Boga, do religii, do wiary; że próbuje się go ośmieszać, wyszydzić, poderwać do niego zaufanie. I może warto w tej sytuacji przytoczyć słowa Prymasa Tysiąclecia, Stefana kardynała Wyszyńskiego, które w kazaniu w Warszawie, w kościele św. Anny, bezpośrednio przed aresztowaniem i uwięzieniem w 1953 r. - mówił, że Kościół ma tylu wrogów, bo chrześcijaństwo będzie zawsze wzywało do oporu i walki z każdym zakłamaniem. Kościół będzie zawsze żądać prawdy i wolności. Taka jest cena, jaką się płaci za wierność Chrystusowi.
Zresztą pomyślmy, czy byłoby dobrze, gdyby ludzie pewnej orientacji, którzy przez całe lata, w sposób zaprogramowany, usiłowali ateizować polskie społeczeństwo, nagle zaczęli dzisiaj mówić dobrze o Kościele, o wiernych? Myślę, że byłby to bardzo zły znak. A jeśli z ust takich właśnie ludzi słyszymy ataki, to należy tylko cieszyć się i radować, bo to oznacza, że wypełniamy naszą misję w świecie. Przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział: "Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka" (J 14,27). "Na świecie doznajecie ucisku, ale miejcie odwagę - Jam zwyciężył świat". (J 16,33). "Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie". (Mt 5,11-12).
Dzisiaj w Ewangelii również słyszeliśmy wielokrotnie słowa: "Nie bójcie się! Nie bójcie się ludzi... Nie bójcie się nawet tych, którzy zabijają ciało..."!
Wydawać by się mogło, że Chrystus jakby bagatelizuje ludzkie życie. Przecież śmierć to coś bardzo poważnego. Człowiek lęka się śmierci. A jednak Chrystus mówi: Nie bójcie się ludzi! Mogą was najwyżej zabić! Tak może mówić tylko ten, kto patrzy na człowieka w trochę szerszej perspektywie, niż tylko jego życie doczesne. Tak może powiedzieć tylko ten, kto wie, że życie człowieka zmienia się, ale się nie kończy. I gdy rozpadnie się dom jego doczesnej pielgrzymki, znajdzie przygotowane w niebie wieczne mieszkanie.
Ewangelia proponuje nam więc wiarę - to jedyne lekarstwo na barbarzyństwo czasów, w jakich żyjemy. Jezus mówi, aby nie bać się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Rozumiał znaczenie tych słów św. Justyn - męczennik początków Kościoła - gdy mówił do swych oprawców: "Możecie nas zabić, ale nie możecie nam zaszkodzić". I wielu ludzi tamtej epoki - i współczesnej nam również - żeby wspomnieć chociażby brutalnie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszkę oddawało życie za wiarę, dając świadectwo innym wartościom, niż te wymierne, doczesne. Ten, kto wierzy w Boga i w życie wieczne, nie obawia się śmierci, bo wie, że przecież tak, czy inaczej - jego życie zakończy się śmiercią.
Nawet nie ważne jest to, jak długo będzie ono trwało. Ważne jest tylko to, co będzie potem. A potem może być albo bycie z Bogiem, czyli to, co nazywamy niebem, albo ta druga możliwość tak jasno podkreślona w dzisiejszej Ewangelii przez Chrystusa - piekło. Tak - nie należy bać się ludzi! Bać się należy Tego, który i duszę i ciało może zatracić w piekle.
Niestety, dzisiaj o piekle mówi się niechętnie. Człowiek nowoczesny nie chce słuchać o piekle. A jednak fragment Ewangelii, który przed chwilą usłyszeliśmy, stawia nam przed oczy piekło jako coś realnego. coś, co istnieje. I piekła trzeba się lękać!
Czym więc jest piekło? Wiele na ten temat narosło nieporozumień, nawet wiele oskarżeń pod adresem Boga, który przecież ma być miłosierny, a oto straszy ludzi tak smutną perspektywą. Niektórzy pytają, czy można w ogóle zrozumieć prawdę o piekle?
Myślę, że każdy, kto kocha wie, jak wielkim bólem jest rozstanie, rozłąka, czy śmierć kogoś bliskiego. A jeśli ktoś ma świadomość, że tego, kogo kocha, już nigdy nie zobaczy, jego ból jest ogromny.
I chyba tylko w kontekście miłości można zrozumieć czym jest piekło. Bo tu wcale nie chodzi o różne wizje ognia, smoły czy siarki, jak chcieliby niektórzy prześmiewcy chrześcijańskiej wiary. Piekło to zupełnie coś innego. To odwrócenie się od Boga, który jest miłością. A przecież bez miłości nie można żyć! I - żeby nie było wątpliwości - to nie Bóg odrzuca człowieka - to człowiek sam odwraca się od Niego - na zawsze!
Cały tragizm tego odwrócenia polega na tym, że człowiek dopiero wtedy, gdy stanie po tamtej stronie, gdy przekroczy barierę śmierci, przekona się, że Bóg którego odrzucił, Bóg, od którego odwrócił się plecami, jest tym, który nigdy nie przestał go kochać.
Żeby być dobrze zrozumianym. Wiemy, że Kościół często uroczyście - poprzez beatyfikację czy kanonizację - orzeka o kimś, iż cieszy się oglądaniem Boga. Ale zauważmy, że nigdy o nikim nie orzekł, iż jest potępiony. Boże Miłosierdzie jest tak wielkie, że nawet największych zbrodniarzy Bóg może przyjąć do swego Królestwa, a ewangeliczny łotr jest tego najlepszym dowodem. Dlatego nie jesteśmy w stanie przewidzieć losu nikogo z ludzi, nawet tych daleko stojących od Boga.
Człowiek zawsze - jak długo żyje - ma szansę przemiany swego życia; ma szansę powrotu do Boga. I Bóg ciągle na niego czeka, bo Nawet jeśli on o tym nie wie. Dlatego przypomnienie o tej prawdzie wiary, jaką jest piekło, winno być zgodnie z nauką Katechizmu Kościoła Katolickiego - wezwaniem do odpowiedzialności za swoją wolność i do nawrócenia. go kocha.
I może na koniec jeszcze jedno. Musimy jasno sobie uświadomić, że jeśli Chrystus mówi, aby bać się Boga, to bojaźń w tym przypadku - nie ma nic wspólnego z tą, o której potocznie się myśli. Jest to raczej taka bojaźń, która boi się, aby Boga nie obrazić grzechem, aby od Niego się nie odwrócić. I taką bojaźń Pismo św. nazywa początkiem mądrości. Bo taka bojaźń jest wyrazem synowskiego oddania i miłości względem tego Ojca, który jest w niebie. Amen.

czerwca 24, 2023

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie lękajcie się

12. Niedziela Zwykła (A) - Nie lękajcie się

Trzy razy w dzisiejszej Ewangelii powtarza się słowo: "nie lękajcie się, nie bójcie się". Ludzkie lęki, ludzki strach, bojaźń, trwoga towarzyszą nam od młodości. Małe dzieci boją się ciemności w pokoju. Boją się wszyscy: lekarze, księża, policjanci. Lęki są w rodzinach, w zakładach pracy, Są w kraju, Są w świecie. Pokazuje je przesadnie radio i telewizja, tak jakby nie było dobra, którego jest wiele w świecie. Strach, lęk paraliżuje człowieka, jest on nieodłączny od zawodu.

Każdy człowiek przynajmniej kilka razy w życiu przyznał się do lęku. Lęk w każdej postaci stwarza głębokie uczucie paniki i destabilizacji. W każdym przypadku, ile razy doświadczamy leku, to doświadczamy także ciężkiego przeżycia, głębokiego dyskomfortu, lub silnego niepokoju: wiele osób przyznaje się do leku: zetknięcia ze śmiercią, bałem się o życie, gdy ktoś groził mi, że mnie zabije, bałem się o utratę środków do życia, że ktoś znalazł się w fatalnym położeniu, bałem się, że nie zdam matury, nie dostanę się na studia, że utracę pracę. Są również dokuczliwe lęki psychologiczne: lęki płynące z oszczerstw, z ironicznych uśmiechów i drwin, ponieważ deprymują człowieka. Są też lęki, które wypływają z niespokojnego sumienia, z niewierności Bogu, z niewierności człowiekowi i niewierności sobie.

Nie jest łatwo usunąć czy zneutralizować takie lęki. Lek mobilizuje wszystkie zmysły, wzmaga stan emocjonalny zafałszowując analizę sytuacji będącej źródłem tego lęku - trudno to zdefiniować. Na pytanie: jak przeżyłem lęk, prawie każdy odpowiadał: źle! Nikt mi nie mógł pomóc, nie miałem żadnego poparcia. Dlatego, z lękiem każdy radzi sobie na swój własny sposób i każdy ucieka się do środka, który uważa dla siebie za najlepszy. Aby go przezwyciężyć: niektórzy uprawiają sport, inni praktykują techniki oddychania, inni uciekają się do pomocy medycznej, inni wreszcie znajdują spokój wewnętrzny w wierze i zwracają się do Boga, powierzając mu te ciężkie chwile, aby przyszedł nam z pomocą. Wielu udaje się do kościoła, który jest miejscem ciszy i pokoju.

Opanowanie leku jest kwestią nauczania i powinno być celem specyficznego nauczania - dlatego proszę się nie dziwić, że mimo pewnych obaw podjąłem się dzisiaj takiego tematu, być może przez zaskoczenie wielu. Pan Bóg stwarzając człowieka, zostawił nam jakiś olbrzymi obszar do zagospodarowania. Trzeba poznać siebie i swoje reakcje. Nauczyć się panowania nad sobą i profesjonalnego sposobu mówienia, aby się uspokoić.

Umieć radzić sobie z konfliktami. To dobrze, że młodzież uczy się jogi, sofrologii, pozytywnej ciszy, samoobrony. Odwaga i umiejętność radzenia sobie z problemami strachu, który paraliżuje ludzi, jest dziś bardzo cenna. W firmach organizuje się specjalne kursy, na których pracownicy uczą się panowania nad swoimi emocjami i wyobraźnią. W tych kursach często opierają się na buddyjskiej i hinduistycznej filozofii, szukając mocy mistrza. Są to ryzykowne techniki i fałszywy krok, który często doprowadza człowieka do załamania...

Ale to nie wszystko! Chrześcijaństwo walczy z ludzkim lękiem poprzez zaufanie do Boga, od którego zależy całe nasze życie. Potencjał, jaki tkwi w chrześcijaństwie i który musimy odkryć i wykorzystać w przeciwieństwie do filozofii wschodu to nie nasza osobista doskonałość (jak to wmawiają buddyści, kiedy uprawiam jogę - czy nawet ascezę to jestem już doskonały). Nie, to nie tak. To jest dopiero droga do doskonałości jak to umiejętnie wskazuje Sam Chrystus. „Kto chce iść za Mną". A droga ta jest samotną ścieżką. Naszym potencjałem jest obecność i miłość oraz zaufanie Bogu. Dzisiejsza Ewangelia mówi: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało... Bójcie się raczej Tego, który zabija duszę". Małe dziecko już wie, że z lękiem idzie się do matki, bo ma na wszystko sposób: przytuli, ucałuje.

U człowieka dorosłego, mówi Pismo św.: "Bojaźń Boża początkiem mądrości". Ale o jaką bojaźń tu chodzi: o bojaźń nie lękliwą, czy zniewoloną, pełną strachu, nieskuteczną. Wiemy przecież, że bojaźń przed piekłem czy utratą nieba jest wystarczająca do rozgrzeszenia: grzechy mamy odpuszczone. Ale jest jednak bardziej skuteczny sposób, na który, wskazuje nam Siostra św. Faustyna do której mówi sam Jezus: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego.

Co Boga rani: niedowierzanie duszy. Taka dusza wyznaje, że jestem święty i sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem miłosierdziem, nie dowierza dobroci mojej. Bo trzeba wiedzieć, że nawet szatan, zły duch wierzy w sprawiedliwość, ale niestety nie wierzy w dobroć i miłosierdzie Boże. Teraz zaczynamy rozumieć, że lęki i strach jest czymś zawsze złym, bo pochodzą od Złego. Kto wymyślił lęk, kto go zadaje - ktoś, czy coś co idzie od złego - nie od dobrego. Dlatego zwracamy się w bojaźni i lękach do Boga. On nas uspokaja. On jest z nami.

Przypomnę co powiedział Ojciec Święty Jan Paweł II w Sandomierzu w 1999 roku: "Nie lękajcie się wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości. Nie dajcie się zniewolić. Nie dajcie się unieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego i cudzego".

W tych słowach możemy odczytać, że odwaga wiary kosztuje. Trwanie przy Bogu kosztuje. Wytrzymać krytykę czy ironię nie każdy potrafi. Ale miłość do Boga, radość z posiadania Go przeważy lęk. Wola przecież Jeremiasz: "Pan jest przy mnie jak potężny mocarz". W lękach i trwodze zaufać Bogu umiłowanemu ponad wszystko - to jedyne wyjście, gdy dokucza nam życie i przeszkadzają względy ludzkie. "Nie bójcie się ludzi - mówi Chrystus do swoich uczniów. Do każdego, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10, 26).

Ewangelia jest przeznaczona dla tych, którzy chcą być odważni. Strach czyni z człowieka niewolnika, a Chrystus chce mieć wolnych wyznawców, chce mieć grono ludzi cieszących się praw- dziwą wolnością. To nie Są słowa rzucone na wiatr. Nie musimy obawiać się ludzi dlatego, bo z nami jest Pan Bóg. On zna co kryje się w sercu człowieka. Chrystus odwołuje się do bogactwa przyrody i zaświadcza, że człowiek jest cenniejszy od wróbli na dachu i że nawet włosy twoje na głowie są policzone. On jest z nami przez wszystkie dni naszego życia. Muszę o tym pamiętać, kiedy mnie paralizuje lęk. Lęk przed cierpieniem i śmiercią, lęk przed samotnością i klęską, lek przed zaangażowaniem i śmiesznością. Lek, który nie pozwala mi być sobą, odbiera mi wolność i fantazję. Odwagi domaga się Chrystus od nas. Jest ona konieczna szczególnie dzisiaj wobec modelu współczesnej kultury, którą cechuje konsumpcjonizm i obojętność wobec religii. Potrzeba odwagi przeciw dzisiejszym schematom, poprawności politycznej, poglądom autorytetów i idoli. Odwaga towarzyszy tym, którzy nie załamują się trudnościami i problemami, własnymi słabościami, ale próbują swoje życie odczytać w blaskach woli. Świadectwo wiary i życia ewangelicznego jest możliwe dla każdego chrześcijanina, ale za cenę odwagi zawierzenia Bogu.

Jezus każe mi się nie bać, ale nie daje recepty na strach. Po prostu jest ze mną, ze mną się boi, ze mną zwycięża lęk. "Ja jestem z wami po wszystkie dni" (Mt 28, 20). Dlatego "chociażbym przechodził przez ciemna dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". (Ps 23, 4). Amen!



czerwca 17, 2023

11. Niedziela Zwykła (A) - Moja odpowiedzialność za powołanie

11. Niedziela Zwykła (A) - Moja odpowiedzialność za powołanie


"Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał".


Te słowa Samego Jezusa Chrystusa, stanowią podstawowe prawo wszelkiego powołania do służby Bożej. Wszystkie inne zawody, wybierają sobie ludzie sami. Szukają takiego zawodu, który odpowiadałby ich upodobaniom, zdolnościom i nadziejom. Z Ewangelii wiemy, że nie Apostołowie zgłaszali się do Chrystusa, ale On sam ich odrywał od codziennych zajęć krótkim: "Pójdź za Mną". Jest jednak w tym powołaniu jakaś przedziwna tajemnica wolności, jaką Chrystus zostawił nawet najbliższym. Mogą z Nim zostać i mogą Go zdradzić. W tym wybraniu jest również ważne ostrzeżenie dla uczniów wszystkich czasów.

Wolanie Chrystusa jest ciche i niezmiennie trwa na wieki. Przypomina powołanym to, co jest dla nich dobre, jaka droga życiowa jest dla nich zaszczytna, co przynosi człowiekowi miano pełni człowieczeństwa, świętości.

Mimo tego wielkiego zaszczytu powołania, kiedy rozważam mój dzień, wiem, że nie stanął przede mną Chrystus w szacie białej, nie wziął mnie za rękę, by zaprowadzić do klasztornej bramy. Nie słyszałem dźwięku Jego słów.

A jednak na pewno wiedziałem, że mam być tu! I nie przed z powodu jakiegoś życiowego zawodu, jakiegoś nieszczęścia czy rozpaczy. Nie, to było zupełnie inaczej. Po prostu wiedziałem jasno, że mam wszystko rzucić i iść. Choćby mi nie wiem kto bronił...

A przecież wszyscy powołani do służby Bożej mają swoje normalne życie: kolegów i koleżanki. Lubią muzykę, piosenki, wycieczki, grę w piłkę... ale to wszystko za mało. Coś wciąż mówi i stale pyta: co więcej, co potem, co dalej? Nienasyconą duszę ciągnie jak magnes. I wtedy czuję, że muszę iść, że trzeba rzucić swe życie młode w te najcudniejszą przygodę... Skorzystać z Bożej propozycji, która możne się stać programem mojego życia, w przypadku kiedy ją zrozumiem i zaakceptuję.

Bywa jeszcze tak, że ta cicha propozycja Chrystusa zamienia się w nieustanną walkę, w zmagania się o jakość naszego życia I radość, że się wie, po co się żyje. Że się wchodzi na tajemniczą drogę, która wiedzie do Boga.

W powołaniu dochodzi do spotkania człowieka z Bogiem, w obszarze pokonania dystansu. I tu jest konieczny wysiłek człowieka i konieczny jest gest miłości Boga, gest nachylenia, przybliżenia siebie. W tym geście Bóg posuwa się bardzo daleko i radykalnie. Ma do tego prawo, bo jest Bogiem. Wybiera czasem cały naród, niekiedy człowieka i zawiera z nim przymierze. Czyni to wbrew konwencjom wszelkich umów i porozumień. Tutaj przymierze nie ma charakteru handlowego, jest dziełem nie interesu lecz miłości.

Chrystus dokonał wyboru 12 Apostołów z miłości i wybierając ich powierzył im niejako samego siebie. Zanim rozdał im swoje Ciało, rozdał swoją bliskość, ciepło obecności i tajemnicy. Tajemnicą pozostanie każde powołanie kapłańskie. Nikt bowiem dotąd nie zdoła określić kryteriów takiego wyboru. Jasne są natomiast zadania, do wypełnienia których zostają powołani kapłani: "dawajcie - mówi Jezus - to co darmo otrzymaliście" (Mt 10,8-9). A zatem zbawieniem można się dzielić z innymi. Po to właśnie Jezus wybrał apostołów i po to założył Kościół, aby ludzie we wspólnocie przyjmowali zbawienie. Każdy który przyjął chrzest jest członkiem Kościoła i pełni funkcje kapłańskie, tylko w różny sposób. Inne zadania mają kapłani, którzy przyjęli święcenia, a inne zadania mają ludzie świeccy, będąc członkami Ludu Bożego. Jednak bez względu na rodzaj tych zajęć i zadań zasada dla wszystkich jest ta sama: dziel się tym, co przyjąłeś. "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie". Otrzymaliście od Boga, dawajcie braciom. Jako chrześcijanie wszyscy chyba pragniemy i możemy zaliczać się do uczniów Chrystusa, aby być Jego wybranymi. Jednak tę przyjaźń wyobrażamy sobie, być może, jako błogi spoczynek w jego towarzystwie. Tymczasem, polecenie dane Apostołom niesie bardzo konkretny i bardzo nowy program: "głoście, że bliskie jest królestwo niebieskie". Dla tego dzieła powołał Szymona zwanego Piotrem i brata jego Andrzeja oraz Dwunastu. Na tak wysyła swoich robotników.

Darmo otrzymaliście. W tych słowach zawarta jest bezinteresowność daru Ewangelii. Człowiek musi mieć satysfakcję wielkoduszności, wielkości, hojności, żeby nie ulec pokusie spłycenia swojej posługi we własnych oczach. Apostoł musi dawać w poczuciu bezinteresowności i ze świadomością wartości daru, inaczej traci satysfakcję. Posłany - to właśnie greckie słowo "apostoł". Posłany oczywiście przez Boga, przez Niego wyposażony na drogę w głąb drugiego człowieka - bliskiego i tego, który jest krańcem ziemi: Zair, Madagaskar, Rwanda...

Z drugiej strony - trzeba pamiętać, że to rozesłanie - czy posłanie uczniów na pracę, nie może obchodzić nas wyłącznie jako widzów. To my sami powołani w kościele jesteśmy już nie obserwatorami, ale uczestnikami. Jesteśmy rozsyłani z tej Eucharystii w nasze życie.

Niestety przyzwyczailiśmy się spoglądać na Kościół Chrystusowy jak gdyby od zewnątrz, tak jak patrzy się na firmę usługową, której się płaci i od której się żąda; jak się patrzy na budowlę ozdobną, do której się wchodzi od święta, aby po krótszej lub dłuższej chwili z niej wyjść - a poza tym niech się o nią troszczą biskupi, kapłani, niech się papież troszczy. Co najwyżej zaglądamy do tej budowli przez uchylone drzwi, czy nawet przez dziurkę od klucza, wypatrując w tym kościele różnych sensacji czy ciekawostek. I to jest ta fatalna orientacja (czy raczej brak orientacji), że my sami nie czujemy się Kościołem. Mówimy "Kościół" - a w tym momencie myślimy: księża, biskupi, papież - odpowiedzialny. A prawda jest taka, że ten Kościół nie jest tylko "nasz", ale to my sami jesteśmy Kościołem, że księża odpowiadają za Kościół swoją drogą, a my odpowiadamy swoją drogą. Owszem, jak powiedział kiedyś papież Pius XII: "ludzie świeccy kroczą dzisiaj w pierwszej linii życia Kościoła i dlatego coraz jaśniej muszą sobie uświadamiać, że oni nie tylko "należą do kościoła, ale też "są" Kościołem". I stąd płynie nasza odpowiedzialność za Kościół i za jego dzieło na świecie.

Bo czymże jest ten Kościół? Jest On (w pewnym znaczeniu) samym Jezusem Chrystusem, wciąż żyjącym pośród nas i działającym na naszych oczach. Myślę w tej chwili o wielu dzieciach w Polsce, które przyjęły I Komunię Świętą, o wielu młodych, którzy przyjęli Sakrament Bierzmowania, o tych którzy zawarli Sakrament Małżeństwa w Kościele, o młodzieży i dzieciach, które kończą jeszcze jeden rok katechizacji, która w pewnym stopniu zbliżyła ich do Chrystusa i do Kościoła. Ile w tym wszystkim jest Chrystusa żyjącego w Kościele? My mówimy: Kochamy Chrystusa. Ale kochać Chrystusa - to pragnąć tego, czego On pragnie, gdy woła: "Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i czegóż innego pragnę jak tylko aby był rozniecony". To jest ten Chrystusowy ból bólów, który ma stać się i naszym bólem. Ból, że ten ogień jeszcze nie płonie pełnym blaskiem: w rodzinach, w dzieciach, w młodzieży...

Czymże dalej - jest Kościół?
Jest społecznością ludzi dobrej woli. Ta społeczność w chwili powstania była jak sam Chrystus określił - "maleńkim ziarnkiem". Ale temu ziarnu została przekazana od Chrystusa prawda. Prawda, którą Bóg powierzył człowiekowi, odnosi się do każdego człowieka i każdemu jest potrzebna. Nie może być dla chrześcijanina obojętne, jakie zasady wyznają ludzie, jak postępują, co robią ze swoim życiem, ze swoją duszą. Musi nas boleć, że są ludzie, młodzież i dzieci, którym złośliwie utrudnia się życie i nie mówi im się prawdy. To musi spędzać sen z powiek. To musi wydzierać z serca krzyk protestu, jeśli nie pomagają słuszne żądania nawet ze strony Ojca Świętego. Bo żądamy prawdy i sprawiedliwości, a protestować przeciw fałszowi i krzywdzie - to jest prawo ludzkie i obowiązek ludzki, nie tylko chrześcijański.

Bo Kościół to trzeba powiedzieć - jest Instytucją, którą Chrystus powołał do życia, aby strzegła Prawdy i Sprawiedliwości. 

Taka jest odpowiedzialność za Kościół i za swoje powołanie w Kościele, trudna ale i zaszczytna. Nie żąda się odpowiedzialności od człowieka nieodpowiedzialnego, niepoczytalnego, ale od człowieka w pełni dojrzałego i świadomego. Trudna jest ta odpowiedzialność, gdyż wymaga czujności na każdym kroku. Właśnie odpowiedzialność za Kościół każe matce doglądać modlitwy u dzieci i kierować je na katechizację. Odpowiedzialność za Kościół każe mężowi dochowywać wierności żonie. Odpowiedzialność za Kościół każe ojcu dawać dobry przykład dzieciom. Odpowiedzialność za Kościół każe Polakowi uczciwie wypełniać swoje obowiązki zawodowe.

Chrystus ma prawo oczekiwać, żeby inni ludzie z naszego oblicza i z naszej postawy, z naszych uczynków mogli się doczytać Ewangelii. Mam być dla nich żywą Księgą.

Od poczucia odpowiedzialności nie uwalnia nas fakt, że naród nasz "dał" światu papieża. Nie wolno
także z tego faktu "kpić" - jak się słyszy od feministek i członkiń elit politycznych - o papieżu "staruszku" - bo za taką zuchwałość przyjdzie kiedyś się rozliczyć. Właśnie w duchu odpowiedzialności za swój chrzest, albo jeżeli go nie posiadam - to za polską uczciwość, jeżeli jestem z narodem - w którym ktoś jeszcze rządzi. Nie kpijmy z ludzi, których Świat wybrał. Ale w duchu odpowiedzialności swoją postawą jako uczniowie Chrystusa mamy się do Niego przyznać. Wtedy z pewnością nasze życie będzie czytelne i objawimy ludziom coś z tych świętych prawd, które Pan Bóg w nas posiał. Amen!



czerwca 15, 2023

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa - Serce Jezusa, źródło życia i świętości

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa - Serce Jezusa, źródło życia i świętości
Postawiono w Rio de Janeiro najsławniejszy i największy pomnik Chrystusa, Króla Wszechświata, z uwidocznionym Sercem i szeroko rozwartymi w geście miłości rękami. Pomnik ustawiono na szczycie góry tak, że widać go z lądu i z morza. Przykuwa wzrok i porusza ludzkie serca, pobudza umysły do refleksji i wdzięczności za cały świat, bo „bez Niego nic się nie stało, co się stało”, co podziwiamy na tym świecie.
Ten pomnik to zarazem świadectwo czci i wielkiej miłości do Jezusa, jedynego Odkupiciela człowieka.
Dzisiejsza Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa gromadzi cały lud Boży wokół osoby Jezusa Chrystusa, Jezusa Dobrego Pasterza, gorejącego miłością ku nam. Ludzie wezwani do Jego Owczarni, to my wszyscy, przez Niego powołani do świętości autentycznej, człowieczej, która posiada ludzkie oblicze, ludzką twarz.
Jak wiele jest twarzy Chrystusa na obrazach, w różnych figurach, kaplicach, czy kościołach poświęconych Najświętszemu Sercu Jezusa? Taką twarz zobaczył Trugieniew w jednej z rosyjskich cerkwi. Najpierw dziwił się, ale potem doszedł do wniosku, że inaczej być nie może, że właśnie taka twarz, podobna do wszystkich twarzy ludzkich, jest twarzą Chrystusa.
Być świętym, to znaczy żyć na ziemi, ale nie dać się tej ziemi pochłonąć, nie poddać się presji zła; to upodabniać się do twarzy Chrystusa, stawać się na obraz Boży.
W dniu dzisiejszym Kościół, żywa wspólnota, prowadzi wiernych do tego Serca świata, którym jest osoba Jezusa Chrystusa, aby razem z Nim i przez Niego wejść do źródła wszelkiej miłości – do Ojca niebieskiego. To w Kościele rodzimy się do wiary i miłości przez chrzest święty; zjednoczeni świętą ufnością uczymy się dobra i duchowo wzrastamy. Sam Jezus nas zachęca: „Uczcie się ode Mnie”. I tak uczyła się od Jezusa pokory i miłości Ludwika Huzar, która jako strażniczka w warszawskim Pawiaku, z narażeniem życia, przynosiła więźniom Jezusa Eucharystycznego – żyjące Serce świata, i świadczyła więźniom duchową i materialną pomoc. Uczył się od Najświętszego Serca O. Maksymilian Kolbe, dając współczesnemu światu najbardziej prawdziwą odpowiedź na istniejące w świecie zło. Jego metodą na zwalczanie w świecie zła nie jest narzekanie i rozdzieranie szat, ale wnoszenie w ten świat dobra. „Muszę być świętym – pisał O. Maksymilian – i to jak największym świętym. Gdy ujrzę jakieś zło, to je naprawię; żadnego dobra nie zaniedbam, które mógłbym wykonać, powiększyć, przyczynić się doń w jakikolwiek sposób”.
W dzisiejszą uroczystość uświadamiamy sobie potrzebę naszej wdzięczności za to, że w naszych wspólnotach, że w naszych tabernakulach i kościołach żyje i jest obecny Chrystus – zgodnie z tym, co sam powiedział: „Jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Jakże to zadziwiający cud i wzruszający fakt: Chrystus żyjący z nami w Tajemnicy Ołtarza, i uświęcający nas przez Komunię św. Mamy tyle możliwości, aby zbliżać się wciąż do Pełni Miłosierdzia, do Pełni Zbawienia. Zapytajmy samych siebie: Jak korzystamy z tych Jego zbawczych zasług, z Jego mocy danej nam w sakramentach św.? Czy stać nas na żywy kontakt, na aktywną postawę, na gorącą miłość do Jezusa, wypowiedzianą w dziękczynieniu i w adoracji?
Św. Małgorzata Maria Alacoque, która całym swoim życiem szerzyła nabożeństwo i miłość do Najświętszego Serca Pana Jezusa, pewnego razu, a było to po Komunii św., mówi: „Dał mi Jezus poznać, że On jest najpiękniejszym i najpotężniejszym, i jeżeli Mu pozostanę wierna – nie opuści mnie. «Chcę uczynić z ciebie istotę jakby utkaną z Mojej miłości i z Moich zlitowań»”. Ta łaska wybrania i powołania zadecydowała, że Małgorzata będzie całkowicie oddana miłości swego Mistrza, że odtąd będzie należeć tylko do Niego. A kiedy Pan udzielił jej łaski objawień Najświętszego Serca, Małgorzata czuje się wewnętrznie przymuszona do głoszenia wszędzie Jego miłości. Święta stara się odtąd ze wszystkich sił, aby Jedyna Miłość świata była poznana, była przyjęta, i była ukochana. Małgorzata stała się narzędziem wybranym przez Pana dla dzieła odnowienia świata przez Najświętsze Serce Jezusa, przyczyniając się do szerzenia miłosierdzia Bożego wśród ludzi. Wreszcie dał jej poznać jak to Boskie Serce, gorejące miłością, pragnie aby Je ludzie pokochali: aby I. piątki były poświęcone ku uczczeniu Jego Serca, aby w tym dniu przystępowano do Komunii św. i składano wynagrodzenie przez akty przebłagania: „Obiecuję, że Moje serce będzie rozlewać strumienie swojej Boskiej miłości na tych, którzy oddawać Mu będą cześć i tę cześć szerzyć”.
Jak więc nie kochać Jezusa, Dobrego Pasterza, który cały oddaje się nam?, który w procesjach z Najświętszym Sakramentem wędruje z nami wśród powiewających chorągwi i sypanych kwiatów, dźwięku ministranckich dzwonków, pięknych śpiewów?, który w kościołach czeka na ciebie, gdzie zachęca cię napis: „Wstąp, jest adoracja”. Pozwól, aby Chrystus mógł być w twoim sercu i w twoim życiu obecny zawsze. Przeżywaj każdy dzień zjednoczony z Nim w miłości. „Pobłogosław, Jezu drogi, tym, co Serce Twe kochają”. AMEN.


czerwca 10, 2023

10. Niedziela Zwykła (A) - "Pójdź za Mną"

10. Niedziela Zwykła (A) - "Pójdź za Mną"

Słyszymy dzisiaj zachętę
dołóżmy starań, aby poznać Pana. Jego przyjście jest pewne, jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas i jak deszcz późny, co nasyca ziemię".

Jak to uczynić, żeby poznać Pana? Wzbudź w sobie takie pragnienie. Otwórz swoje serce. Zatęsknij za tym, aby Pan dał się poznać. Bóg natychmiast na to odpowie, bo chce, żeby człowiek znał Jego miłość. Przecież Bóg chce ratować człowieka, chce wejść w jego życie, chce dać się poznać.

Wsłuchaj się w dzisiejsze słowo, a zobaczysz co znaczy „poznać Pana". Kiedy Bóg daje się poznać człowiekowi, całe jego życie się zmienia. Tak było z Abrahamem. Kiedy Bóg przychodzi do Abrahama jest on starym człowiekiem, którego życie nie ma sensu. Abraham jest bezdzietny, jest u kresu swojego życia, nie ma też ziemi. Wydaje mu się, że już tak będzie do końca życia. I nagle przychodzi do niego Bóg, daje słyszeć swój głos, obiecując Abrahamowi całkowicie nowe życie. Jeżeli uwierzy obietnicy Boga i wyruszy w drogę, otrzyma ziemię i będzie ojcem wielu narodów. ,,Abraham wbrew nadziei, uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów ... i nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest obumarłe... i nie okazał wahania ani niedowierzania, co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze... był przekonany, że Bóg wypełni to co obiecał".

Życie Abrahama nabrało nowego blasku, odzyskało sens, dzięki temu, że Abraham uwierzył Bogu. I wszystko co otrzymał było dziełem i darem Boga. Nie było w tym żadnej zasługi Abrahama.

Czy my to rozumiemy? My, którzy tak często nie widzimy sensu życia. My pogrążeni w smutku, nie mający nadziei. My do- tknięci rozmaitymi cierpieniami, chorobami, starością. Wydaje się nam, że już się nic nie zmieni, wszystko będzie tylko coraz gorzej. Nawet wiarę traktujemy jako próbę pogodzenia się z losem, jako podtrzymanie w nas resztek nadziei. Niektórzy mówią u kresu swoich dni, a czy w ogóle coś jest po śmierci, czy nie na próżno tak starałem się być religijny? Czy widzimy, jak daleko odbiega takie myślenie od postawy Abrahama?

Słowo dzisiaj zachęca, aby poznać Pana, aby zapragnąć spotkania z Nim, nie wątpić w Jego obietnice. Bóg każdemu kto wierzy chce dać całkowicie nowe życie. Życie w każdym czasie i w każdej sytuacji pełne piękna, radości i pewności, że Bóg nas kocha.

Wiara więc, to nie religijność, ale spotkanie z Bogiem Żywym, który wkracza w konkretne ludzkie życie i prowadzi je drogami nowymi. Czy rozumiemy więc, po co trzeba się modlić? Dlaczego trzeba karmić się Słowem Bożym? Właśnie po to, by pragnąć poznać Pana i zobaczyć Jego dzieła w naszym życiu.

Podobnie dzisiejsza ewangelia. Pan Jezus przychodzi do domu celnika Mateusza. To spotkanie całkowicie odmieniło życie Mateusza. Jako celnik doświadczał ludzkiej pogardy. Był przez wielu podejrzewany o chciwość i nieuczciwość. Był też traktowany, jako zdrajca, bo służył okupantowi, cezarowi rzymskiemu. I nagle do jego domu przychodzi Chrystus. Mateusz doświadczył tego, że wreszcie ktoś go nie sądzi i nie potępia. Ktoś patrzy na niego z miłością, przyjmuje jego gościnę. Wielu było tym zgorszonych:,,dlaczego wasz nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?"

Powiedzielibyśmy dzisiaj, cóż to za towarzystwo, wstyd z takimi przebywać. A Pan Jezus patrzy z miłością i mówi "nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają". Pan Jezus kochał Mateusza i dlatego przyszedł do jego domu, aby dać mu możliwość nowego życia. Mateusz usłyszał ,,pójdź za mną" i to Słowo odmieniło jego życie. Nie tylko zostawił wszystko, to kim był, co robił, ale stał się uczniem Chrystusa. Takie skutki powoduje spotkanie z Panem Jezusem.

Dzisiaj każdy z nas słyszy to wezwanie "pójdź za mną". Każdego Pan Jezus chce dotknąć swoja laska i uzdrowić. Trzeba, jak Abraham,,nie zachwiać się w wierze", nie wątpić w miłość i moc Pana Jezusa. Czy chcesz się tak z Nim spotkać, aby poprowadził ciebie całkowicie nowymi drogami?

Ważna jest nasza stałość w wierze, nasze otwarcie na Jego miłość. Przecież każda eucharystia przypomina to spotkanie w domu Mateusza. Czyż wszyscy nie jesteśmy tymi, którzy się źle mają?" Czyż nie z tego powodu Pan Jezus przebywa pośród nas?,,Dołóż my starań, aby poznać Pana, Jego przyjście jest pewne, jak świt poranka".

Tak niedawno wielu naszych braci przyjęło święcenia kapłańskie. Jeżeli będą wierni tej lasce, przeżyją wspaniałe życie. Sami, jak św. Mateusz przeżyją niezwykła przygodę, chodząc za Panem i będą pomagali braciom poznać Jego miłość.

Wczoraj też wiele młodych par przyjęło sakrament małżeństwa. Wierni Bogu w tym powołaniu doświadczą Jego miłości i przeżyją wielką przygodę swojego życia. Bo Bóg czyni wszystko wspaniale. Ale niejednokrotnie też przeszła ulicami naszych miast tzw. „,parada równości". Dlaczego tym młodym ludziom nikt nie mówi, że nie znajdzie się szczęścia oddając się grzechowi. Nie przeżyje się prawdziwej miłości w tym, co jest za przeczeniem Bożych zamiarów. Dlaczego nikt im nie mówi, że w środowiskach z tymi problemami jest najwięcej ludzi osamotnionych, załamanych, wielu popełnia samobójstwo. Przecież to jest oszukiwanie człowieka, pogrążanie go w bezsensie. Ale cóż, jak mówi Chrystus,,moje owce znają mój głos i nie pójdą za obcym, który przychodzi by niszczyć i zabijać". Dlatego jest wielką mądrością usłyszeć to zbawienne i pełne miłości wezwanie: "Pójdź za mną" i na nie całym życiem odpowiedzieć, tak jak Abraham i Mateusz.

Kimkolwiek dziś jesteś, cokolwiek przeżywasz, każdy czas jest dobry, aby usłyszeć skierowane do Ciebie z miłością pójdź za mną" i natychmiast pójść za Chrystusem, aby przeżyć tę wielką odmianę życia, która może być tylko dziełem Chrystusa.


czerwca 10, 2023

10. Niedziela Zwykła (A) - Powołanie Mateusza

10. Niedziela Zwykła (A) - Powołanie Mateusza

Słowo Boże na dziś

X Niedziela Zwykła - Rok A
Mt 9, 9-13

Słowa Ewangelii według św. Mateusza. 
Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» A on wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?» On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników». Oto słowo Pańskie.
 

Refleksja nad Słowem Bożym

 
Kochani moi, 
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii zachwyca nas swoim spojrzeniem, które różni się od spojrzenia pozostałych bohaterów. Spojrzenie Jezusa dostrzega głębię duszy, serca człowieka, w którym jest często ukryta choćby odrobina dobra.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie patrzą na człowieka bardzo powierzchownie. Grzesznikami nazywali tych, którzy nie spożywali posiłków zgodnie z zasadami czystości rytualnej, którzy przekraczali Prawo i nie troszczyli się o to, co pomyśli o nich wspólnota religijna.
Spojrzenie Jezusa sprawia, że człowiek potrafi porzucić swoje dotychczasowe życie... i pójść za Nim, słuchać Jego słowa, być Jego apostołem, gdy spotyka się z pełnym miłości Jego wzrokiem, wybiera miłość, a porzuca grzech.

Czy staram się szukać w swoim życiu spojrzenia Jezusa?
Czy wierzę w to, że On patrzy na mnie zawsze z miłością?
Czy ufam, że Jego miłość pokona każdy mój grzech?

A jak to było u celnika Mateusza? Rozważmy!
"...on wstał i poszedł za Nim".
Temu, Wszechmocnemu Bogu, spodobało się wybrać na swojego ucznia człowieka pogardzanego przez wszystkich. Bo być celnikiem w Izraelu, to być odsuniętym od swojego Narodu, to zaprzedać się na usługi rzymianom, to być pogardzanym, to stać w świątyni jerozolimskiej z samego tyłu – dziś powiedzielibyśmy – pod chórem. Stać i czekać na zmiłowanie Boże. Być celnikiem, to nie usłyszeć od swoich ziomków żadnego dobrego słowa, nie poczuć żadnego gestu miłości. W pewnym momencie nawet wielkie pieniądze, które celnik posiadał, nie mogły przesłonić rozgoryczenia, żalu. Wykonywał swoją pracę. Ktoś musiał ją robić. A może Mateusz był bardziej litościwym dla innych, niż każdy inny celnik? A może w jego sercu zadrgała jakaś nuta żalu, kiedy przychodziła uboga kobieta, składając pieniądze na podatek, i mówiła: nie mam więcej, nie potrafię więcej dać? Co czuł, siedząc na komorze celnej? Na pewno czuł nienawiść, która emanowała w jego kierunku od jego rodaków przychodzących. Słyszał złośliwe szepty i uwagi. Ale może było też miejsce w jego życiu, był taki czas, kiedy cichutko, kiedy najmniej było ludzi, szedł do świątyni, stawał tak, by nikt go nie zobaczył, by nikt z niego się nie śmiał, i rozmawiał ze swoim Bogiem, i prosił Go o łaskę.
I w tym wszystkim nie mógł nawet przewidzieć, nawet wyobrazić sobie, że pewnego dnia Bóg stanie przed nim, i powie mu: “Pójdź za Mną”, że Ten Bóg, którego wszyscy czczą, który jest Stwórcą nieba i ziemi, przyjdzie i powie: naśladuj Mnie, zostaw to wszystko, co budzi w tobie niepokój, co jest przyczyną twego gniewu, twej zgryzoty, twego żali, i pójdź za Mną, a ja wskaże ci drogę doskonalszą, drogę, z której nie będziesz już chciał zawrócić. Ty, poniżany przez wszystkich, staniesz się Moim świadkiem.
Co musieli czuć prawowierni Żydzi, gdy dowiedzieli się, że jednym z uczniów Jezusa Chrystusa stał się celnik, grzesznik przez nich potępiany i wyśmiewany? Pewnie zawód, rozgoryczenie, a później złość i nienawiść, już nie tylko do Mateusza, ale również do Jezusa. Tylu sprawiedliwych chodziło, a On powołał grzesznika. Tylu modlących się w świątyni, a On przyszedł do tego i powołał tego, który do tej świątyni może ukradkiem wchodził, i wybrał go do wielkiego dzieła. Wielu chciało, by Mistrz z Nazaretu stanął przed nimi i powiedział: “Pójdź za Mną”, tak bardzo fizycznie, bardzo cieleśnie chodź za Mną, patrz na Moje cuda, słuchaj Mojej nauki. Wielu sprawiedliwych nie usłyszało tego, ale ten, w którego sercu było miejsca na Boga, który – mimo wszystko – nie stracił człowieczeństwa, nie sprzedał go za pieniądze rzymian.
Mateusz przez chwilę pewnie się zawahał. Dwie wizje świata: bogactwo, dobra pozycja, a z drugiej strony niepewność, ubóstwo Jezusa, o którym słyszał, brak stałego miejsca zamieszkania, niepewność jutra. Co wybrać? Za czym się opowiedzieć? Ale kiedy spojrzał w oczy Mistrza, zrozumiał, że jeżeli nie pójdzie za Nim, popełni największy błąd w swoim życiu; jeżeli nie zawierzy Mu zupełnie, to nigdy sobie tego nie daruje, że żadne pieniądze świata nie są godne ani zdolne zastąpić tego spojrzenia, tej dobroci, która emanowała od tego Człowieka. Słyszał o Nim wiele. Teraz On pochyla się nad nim i mówi: “Pójdź za Mną”; mówi bez wyrzutów, z łagodnością. A stojący dokoła dyszą nienawiścią, bo wybrał celnika. Jak mogłeś tak uczynić? Dlaczego tak otaczasz się celnikami i grzesznikami? Ja do nich przyszedłem, dla nich. Wy, sprawiedliwi, zawsze jesteście przy Mnie. Czyż nie przypomina nam to przypowieści o synu marnotrawnym i wyrzutów sprawiedliwego syna: Ojcze, całe życie ci służę, nigdy nic mi nie dałeś, żebym urządził sobie chociaż ucztę z moimi przyjaciółmi, a kiedy przyszedł ten grzesznik, to przyjąłeś go. Ten twój syn, to już nie jest mój brat. Twój syn przyszedł, a ty go przyjąłeś, chociaż on wszystko stracił.
Miłość Boga jest niezmierzona. I w tej miłości przychodzi do najuboższych, do nas, których serca są niejednokrotnie zranione, poszarpane, i mówi: “Pójdź za Mną”, a Jego miłość zaczyna leczyć nasze wnętrze. Nie dziwmy się temu, że ktoś po wielu latach nawraca się, że wraca do Boga, nawet jeżeli wiódł życia godne potępienia. Dziwić się należy, jeżeli chrześcijanin nie chce i nie umie zrozumieć, jak wielką miłością Bóg obdarzył grzeszników, że dla grzeszników przyszedł. Sprawiedliwi nie potrzebowali Go aż tak bardzo, ale ci odsunięci na margines.
Bóg, z leczącą miłością, staje dzisiaj przede mną i mówi: “Pójdź za Mną”, już nie tak fizycznie, ale naśladuj Mnie: nie pokładaj całej nadziei w bogactwie, w dorobku swego życia, bo i tak na drugą stronę życia niczego, oprócz miłości, ze sobą nie zabierzesz. Jaką odpowiedź dam Bogu, gdy dzisiaj pochyli się nade mną i wypowie swoje pełne łagodności i miłości “Pójdź za Mną”? Czy zawaham się?
“Jeden jest Bóg i Ojciec, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. Ojcze, zadziałaj dzisiaj w moim sercu!


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger