marca 28, 2023

Rozważania wielkopostne - Kimże Ty jesteś, Jezu?

Rozważania wielkopostne - Kimże Ty jesteś, Jezu?

 Z Ewangelii św. Jana
(J 8, 21-30)

Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie». Mówili więc Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?». A On rzekł do nich: <<Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrze- cie w grzechach swoich. Jeśli bowiem nie uwierzycie, że JA JESTEM, pomrzecie w grzechach waszych». Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?». Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż do was mowie? Wiele mam w waszej sprawie do powiedzenia i do osądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdomówny, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM i że Ja nic sam z siebie nie czynię, ale że mówię to, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba». Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.


Refleksja nad Słowem Bożym


Liturgia słowa przygotowuje nas do wydarzeń Wielkiego Tygodnia. W rozmowie z faryzeuszami Jezus zapowiada swoją śmierć. W ich dialogu wyczuwalne jest napięcie, które z czasem będzie narastać. Jednym z kluczowych słów rozważanego dziś fragmentu jest wiara. Autor czwartej Ewangelii, pisząc o wierze, nie ma na myśli tylko czysto intelektualnego uznania Bóstwa Jezusa i Jego zasad. Chodzi raczej o żywą relację zaufania i posłuszeństwa wobec osoby Chrystusa i Jego słów.

Faryzeusze, którzy nie wierzą w Jezusa, tzn. nie są w żywej relacji z Nim, nie ufają Mu, a przez to nie rozumieją ani kim jest, ani o czym mówi. Za bluźnierstwo uważają utożsamianie się Chrystusa z Bogiem, który ich przodkom przedstawił się jako Ten, który JEST (dosł. JESTEM, KTÓRY JESTEM). Jego słowa o odejściu błędnie interpretują jako zapowiedź samobójstwa.

Ta niemożność akceptacji Zbawiciela przez faryzeuszów (którzy byli przecież bardzo pobożnymi" ludźmi) jest przestrogą dla wszystkich wierzących. Żaden bowiem człowiek, nawet ochrzczony, nie będzie do końca rozumiał Jezusa bez właściwej wiary tzn. zażyłej relacji z Odkupicielem i zaufania wobec Niego.

Ponieważ faryzeusze takiej wiary nie mają, nie mogą aktualnie "pójść" tam, gdzie idzie Chrystus. Chodzi o naśladowanie Go, aż po oddanie swego życia. Bez właściwej wiary nie jest to możliwe.

W podobnych słowach Nauczyciel z Nazaretu zwróci się później do swego ucznia Piotra w trakcie Ostatniej Wieczerzy: Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz (J 13, 36). I rzeczywiście Szymon, który zaprze się najpierw Mistrza, później, po Jego śmierci, zmartwychwstaniu i Zesłaniu Ducha Świętego, będzie Go naśladował aż po oddanie swego życia. Piotr, słabej wiary, nie był w stanie ani do końca rozumieć Chrystusa, ani iść za Nim. Gdy wsparty pomocą z góry Szymon uwierzył - był w stanie pójść „tam, gdzie Jezus". Jezus ostrzega też swoich rozmówców:

Jeśli (...) nie uwierzycie, że JA JESTEM, pomrzecie w grzechach waszych.

Bez żywej relacji z Panem trudno jest wyrwać się ze zniewolenia grzechem. Walka z własną słabością tylko dla jakichś określonych zasad okaże się bezskuteczna.

Dopiero żywa relacja ze Zbawicielem, który miłuje człowieka i pragnie być miłowany, daje wewnętrzną motywację i siłę do prze- zwyciężania zła w sobie.

MODLITWA EWANGELIĄ - ADOROWAĆ MIŁOŚĆ, KTÓRA OFIARUJE SIĘ ZA MNIE


Jezus wie, że czas Jego męki i śmierci jest bliski. Będę kontemplował Jego zatroskane oblicze. Nie chce, abym zmarnował czas łaski. Wsłucham się w Jego mowę. Zostawia mi Słowo, które przygotowuje mnie na owocne przeżycie Wielkiego Tygodnia.

Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać" (w. 21). Jezus przygotowuje mnie na swoje odejście. On zawsze wyprzedza mnie swoją łaską. Idzie umierać za mnie, abym miał siłę pójść za Nim do końca.

Jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach" (ww. 21.24). U św. Jana „wierzyć" oznacza przylgnąć, wejść w zażyłą relację z Jezusem. On bierze na siebie grzech, który uśmierca moją relację z Nim. Potrzebna jest jednak moja wiara w Jego miłość i gotowość na Jej przyjęcie.

Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka" (w. 23). Potrzebuję Jego Słowa, abym mógł odczytywać moją historię życia. Z perspektywy Ukrzyżowanego moja historia jest zbawiona. Potrzebuję Jego spojrzenia, abym mógł to zobaczyć. Potrzebuję przylgnięcia do Jego serca, abym mógł w to uwierzyć.

Ten, który Mnie posłał..." (w. 26-29). Jezus wskazuje mi na Ojca. Wszystko, co uczyni dla mnie w Wielkim Tygodniu, będzie mówiło mi o wielkiej miłości Ojca. Tak bardzo mnie umiłował, że Syna swego Jedynego dał.

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM" (w. 28). Na krzyżu objawia się Bóg w swoim najpiękniejszym imieniu. Będę częściej kontemplował Ukrzyżowanego i prosił Go, aby przeniknął mnie i przemienił swoją miłością.

Zbliżę się do Jezusa i przytulę do Jego serca. Będę trwał na modlitwie i powtarzał: „Rozpal moje serce Twoją miłością". Powierzę Mu także moich bliskich: Panie, spraw, aby uwierzyli w Twoją miłość" (w. 30).

marca 27, 2023

Rozważania wielkopostne - Chrystus ocala grzesznika

Rozważania wielkopostne - Chrystus ocala grzesznika


Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz».

Refleksja nad Słowem Bożym 

 
Ewangelia o kobiecie cudzołożnej pokazuje nam Jezusa pod koniec Jego ziemskiego nauczania. Faryzeusze, uczeni w Piśmie, równie jak ludzie prości, wiedzieli o działalności Jezusa. Podążali za Nim, tylko ich cel był zupełnie inny niż prostych ludzi. Tłum podążający za Jezusem po prostu z otwartym sercem słuchał Jego nauki. Przynoszono Mu chorych i opętanych. Proszono o uzdrowienie, a Jezus dokonywał cudów. Wiele fragmentów Ewangelii kończy się stwierdzeniem: Wielu uwierzyło w Niego. Przekonało ich wszystko, co było związane z Jezusem: sposób życia, Jego słowa, cuda...

Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie nie chcieli przyjąć Jego nauki. Oni posługiwali się umysłem, a nie potrafili spojrzeć na Jezusa sercem, przez pryzmat miłości, którą wciąż ukazywał swoim życiem. Dla nich było tylko ważne, czy podobnie skrupulatnie, jak oni, zachowuje Prawo Mojżeszowe, czy też nie. Jeśli nie, to trzeba Mu zabronić głoszenia rzeczy nowych, sprzecznych z tym prawem. Trzeba Go pochwycić i skazać, aby raz na zawsze zamknąć Mu usta, uniemożliwić działanie. A jak jest w moim życiu? Czy wierzę w Jezusa takiego, jakim się sam objawił, opisanego w Ewangelii? Co jest dla mnie ważniejsze: Prawo Boże, czy prawo stanowione przez ludzi? Tym razem Jezus... o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. W tej naturalnej dla Jezusa scenerii, uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie... powiedzieli do Niego... W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty, co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Sytuacja bardzo trudna. Jezus, który głosił miłosierdzie, przebaczenie, będąc wiernym sobie, powinien wstawić się za nią, aby nie robiono jej krzywdy, ale wtedy byłby to powód do oskarżenia za łamanie Prawa. Gdyby jednak zalecił postępowanie zgodne z Prawem, to przestałby być wiarygodny dla tych, którzy uwierzyli w Niego. Cóż więc robi Jezus? Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od star szych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środ ku. Można się zastanawiać, co miało znaczyć to pisanie palcem po ziemi. Niektórzy widzą w tym niewinną, dziecięcą postawę Jezusa, który jak dziecko bawi się tym pisaniem. Inni zaś domyślają się, że Jezus na ziemi wypisywał grzechy. Był jednak o wiele bardziej delikatny, niż oskarżyciele kobiety. Nikogo nie postawił pośrodku, nie mówił głośno jego grzechów, nie wskazywał po imieniu, ale pisał i każdy mógł tam znaleźć swój grzech. Zatem musiał się zawstydzić, a jedyne, co mu pozostało, to odejść. Warto zauważyć, że Jezus nie sprzeciwił się Prawu Mojżeszowemu. Jednak wybrnął z tej sytuacji w genialny sposób. Kazał rzucić kamieniem zgodnie z prawem, ale wtedy, gdy znajdzie się ktoś bez grzechu. Nie było więc podstaw do oskarżenia Jezusa. A kobieta? Musiała zdawać sobie sprawę, że zawiniła i musi ponieść karę. Zapewne wstyd i lęk przepełniał jej serce. Nawet nie prosiła o litość, nie protestowała nie krzyczała... Trudno sobie wyobrazić, co czuła, gdy pozostała sama z Jezusem. A Jezus zapytał: «Kobieto, gdzież [oni] są? Nikt cię nie potępił?». A ona odrzekła: «Nikt, Panie!». Rzekł do niej Jezus «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz!». Jak ja odnoszę się do ludzi łamiących Boże przykazania w sposób jawny? Pragnę ich ukarania, czy Bożego Miłosierdzia, łaski nawrócenia? Czy zdaję sobie sprawę z tego, że też jestem grzesznikiem i dostępuję Bożego Miłosierdzia zawsze, gdy szczerze wyznaję swoje grzechy w sakramencie pokuty? Czy staram się walczyć z pokusami, aby więcej nie popełniać tych samych błędów, nie grzeszyć? Panie Jezu, pomóż mi być miłosiernym i wdzięcznym za Twoje Miłosierdzie dla mnie. Amen.


marca 18, 2023

4. Niedziela Wielkiego Postu (A) – Aby światłość Boża rozświetlała nas

4. Niedziela Wielkiego Postu (A)  – Aby światłość Boża rozświetlała nas
Bracia i Siostry! Święty pustelnik Antoni kiedyś bardzo mądrze pocieszył niewidomego chłopca. Powiedział mu tak: „Mój drogi, ty wprawdzie nie masz takich oczu, jakie mają również kury i gęsi, a nawet muchy i komary. Ale za to masz takie oczy, jakie mają aniołowie – oczy, którymi można oglądać samego Boga i Jego światłość”. Chłopiec ten przeszedł później do historii jako jeden z wielkich myślicieli katolickich IV wieku. Dydym Niewidomy po dziś dzień jest wymieniany we wszystkich podręcznikach patrologii oraz w teologicznych encyklopediach.
I z całą pewnością również dzisiaj wielu jest takich niewidomych, których przepełnia jakieś nadziemskie, duchowe światło. Ale zauważmy, że możliwa jest również sytuacja odwrotna: ktoś może mieć wzrok świetny, wzrok na miarę pilota samolotu odrzutowego, a zarazem być pogrążony w ciemno­ściach, być ślepym duchowo.
Otóż istnieje wielka różnica między człowiekiem, który jest pozbawiony wzroku cielesnego, a człowiekiem zaślepionym, człowiekiem, któremu szwankuje wzrok duszy. Człowiek, któremu nie funkcjonują oczy cielesne, wie, że nie widzi. Czasem nawet potrafi to swoje nieszczęście przemienić w swoją szansę i tym więcej otwiera się na światło duchowe. Natomiast zaślepienie duchowe jest nieszczęściem tak głębokim, że nie da się go przemienić w szansę. Co gorsza, człowiek zaślepiony duchowo nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest zaślepiony.
Jeśli tak się rzeczy mają, to każdy z nas może być ofiarą jakiegoś zaślepienia i o tym nawet nie wiedzieć. Toteż staje przed nami niezmiernie ważne pytanie: W jaki sposób szuka się u Chrystusa ratunku od tego strasznego duchowego nieszczęścia, jakim jest zaślepienie? Ale przedtem warto się zastanowić, na czym konkretnie może polegać zaślepienie.
Na przykład mogę nie zauważać mojego bliźniego. Czasem człowiek jest tak zaaferowany różnymi swoimi sprawami, że nie zorientuje się nawet, iż jego własny współmałżonek czuje się bardzo samotny, albo że narasta w nim jakieś rozgoryczenie i poczucie krzywdy. Czasem człowiek bardzo się troszczy o różne potrzeby swojego dziecka, a nie zauważy, że dziecko jest zgłodniałe odrobiny rodzicielskiego ciepła i rodzicielskiej aprobaty.
Nie tylko mogę nie zauważyć potrzeb drugiego człowieka. Mogę rów­nież nie zauważyć i nie docenić darów, jakimi on mnie obdarza. I w ten sposób narasta obcość między ludźmi, czasem nawet między mężem i żoną, między rodzicami i dziećmi. A jeszcze łatwiej nam nie zauważać ludzi innych, ludzi spoza naszej rodziny. Źródłem tego zaślepienia, które czyni człowieka niewrażliwym na potrzeby i dary drugiego człowieka, jest egocentryzm.
Jak widzimy, nie tylko namiętności zaślepiają człowieka. Zaślepia człowie­ka nie tylko nienawiść, nie tylko chciwość, nie tylko niezdrowa ambicja, nie tylko rozpustna pożądliwość. Człowieka zaślepia również egoizm i lenistwo. To nie jest nawet tak. że człowiek zaślepiony uważa się za bezgrzesznego. Zauważył kiedyś z przekąsem La Rochefoucauld, że my nawet chętnie przyznajemy się do małych wad. bo chcemy w ten sposób przekonać samych siebie, że nie mamy wielkich. Tak, największe nieszczęście zaślepienia polega na tym. że człowiek swojego grzechu nie widzi. Jak czytamy w Psalmie 36: „Zaślepiony sam sobie schlebia i nie widzi swej winy. by ją mógł zniena­widzić”.
Często zaślepienie przybiera postać aktywną. Wówczas nie jest tak, że człowiek czegoś nie widzi. Owszem, widzi, ale widzi fałszywie, a jest święcie przekonany, że widzi prawidłowo. Człowiekowi czasem wydaje się wówczas, że jest mądrzejszy od Pana Boga. Wie. jakie jest Boże przykazanie, ale wydaje mu się. że znalazł drogę lepszą od tej. którą wskazuje Pan Bóg. Zarówno całe narody jak poszczególni ludzie już bardzo dużo ucierpieli od takich większych i mniejszych zbawicieli, co to lepiej od Pana Boga wiedzą, gdzie leży dobro i na czym polega szczęście.
Zatem jest nad czym rekolekcyjnie się zastanowić, jeśli w duchu wiary zechcemy wgłębić się w ewangeliczny opis uzdrowienia niewidomego. Zawsze kiedy czytamy o cudach Pana Jezusa, wiara nam mówi, że takie same cuda Pan Jezus chce dzisiaj czynić w nas, we mnie i w tobie. Chce nas uzdrowić również z naszych różnych zaślepień. Bo tutaj sama tylko nasza dobra wola. żeby wyzwolić się z naszych zaślepień, nie wystarczy. Owszem, ona jest niezbędna, bez niej Pan Jezus nie dokona w nas cudu. Ale dopiero cud może sprawić, że w naszych wnętrzach zajaśnieje światłość Boża i że będziemy umieli patrzeć na świat oraz na różne wydarzenia naszego życia naprawdę Bożymi oczyma.
Bracia i Siostry! Spróbujmy wziąć sobie do serca cztery wielkopostne sugestie, jakie wynikają z dzisiejszej Ewangelii. Po pierwsze, spróbujmy więcej zauważać obecność Boga w naszym życiu. Kiedyś świętego Teofila, biskupa Antiochii, ktoś zaczepił: „Pokaż mi tego twojego Boga, boja Go nie widzę”. Na to święty Teofil odpowiedział: Spróbuj pokazać, że ty naprawdę jesteś człowiekiem, a zobaczysz mojego Boga! Spróbuj zachować czystość i czynić sprawiedliwość, a całe twoje życie będzie przepełnione obecnością Boga. I przekonasz się wtedy, że cały świat jest wypełniony światłem obecności Bożej. Bo otworzą ci się wtedy oczy i uszy twojej duszy. Kochani Chorzy! Jak by to dobrze było. gdyby ciężkie doświadczenie waszej choroby pomogło każdemu w Was otworzyć się więcej na obecność Bożą w naszym codziennym życiu!
Drugie wielkopostne postanowienie niech dotyczy naszych bliźnich. Otwórzmy szerzej oczy na drugiego człowieka, bądźmy bardziej uważni. Starajmy się zauważyć radość bliźniego oraz jego lęki i oczekiwania, jego zapracowanie i jego kłopoty. Nie zapominajmy o tym. że moim bliźnim jest również mój własny współmałżonek, mój własny ojciec i matka oraz moje własne dzieci.
Wśród naszych wielkopostnych postanowień niech się znajdzie również serdeczne pragnienie, ażebyśmy na wszystko, co dotyczy dobra i zła, na sens naszego życia oraz na nasze powinności, umieli patrzeć oczyma Pana Jezusa. Ilekroć w naszych poglądach odbiegamy od nauki Pana Jezusa, ulegamy złudzeniu. Ale nie wystarczy uznać to teoretycznie. Trzeba pozytywnie pragnąć tego, ażeby światło Jezusa rozjaśniało wszystkie sprawy mojego życia oraz wszystkie moje poglądy. Tak właśnie było u Matki Najświętszej. Wszystko w Jej życiu było prześwietlone światłem Jezusa Chrystusa.
Czwarte postanowienie, jakie wynika z dzisiejszej Ewangelii, będzie najważniejsze. Mianowicie, niech nam serdecznie zależy na tym, ażeby światłość Boża rozświetlała nas samych. Pamiętajmy jednak, iż żadnym postanowieniem tej światłości w swoje wnętrza nie sprowadzimy. Tą światłością Bóg rozświetla tych wszystkich, którzy oddają swoje wnętrza na świątynię dla Niego.
Nie możemy tej światłości Bożej sprowadzić w swoje wnętrza, ale możemy się o nią ubiegać. Zatem sprawdźmy samych siebie, jak przystępujemy do źródeł laski Bożej: Jaka jest nasza coniedzielna Msza Święta? Czy nie zaniedbujemy Sakramentu Pojednania? Czy nie należałoby czegoś pogłębić w naszym przystępowaniu do Komunii Świętej? Jak ożywić i pogłębić naszą modlitwę? Jak zachowywać w swoim sercu słowo Boże, aby ono w nas trwało i wydawało swoje owoce?
To są bardzo ważne pytania. Jeśli naprawdę chcę prosić Pana mojego Jezusa Chrystusa o wyzwolenie z moich ciemności, pytania te muszę potraktować poważnie. Wówczas On, Zbawiciel mój, z pewnością obdarzy mnie swoim światłem. Co daj Boże nam wszystkim. Amen.

marca 11, 2023

3. Niedziela Wielkiego Postu (A) – „Daj mi tej wody...”

3. Niedziela Wielkiego Postu (A) – „Daj mi tej wody...”


Wielki Post jest okresem głębszego spojrzenia na nasze życie, które każ­dego roku zbliża się o jeden skok śruby do swego kresu – jest czasem stawiania sobie pytań najważniejszych: po co żyjemy? jaka jest prawda naszego życia? jaka jest prawda naszego chrześcijaństwa?
Wobec tych pytań musimy zająć stanowisko – i to taką postawę, jakiej się tutaj uczymy, rozważając rzeczy istotne. Ile już razy powtarzaliśmy tutaj, że człowiek, który wierzy w Chrystusa, powinien zajmować w swoim życiu takie postawy, jakie by zajął Chrystus na je­go miejscu. Uczymy się tego przez całe nasze życie. Reflektując nad tym, pytamy w sytuacjach trudnych: co Ty byś, Panie, zrobił w mojej sytuacji – dzisiaj, w tej chwili?
Dzisiejsze czytania są tak ułożone, od pierwszego aż po ostatnie, że jeszcze raz w jakimś syntetycznym skrócie podejmują całą prawdę chrześcijaństwa. Zresztą myślę, że również prawdę ludzkiego życia. Mia­nowicie te dwa wydarzenia – pustynia i pragnienie Jezusa, też niemal na pustyni – mówią, że życie ludzkie jest podobne do pustyni. Kto ma za sobą trochę życia, ten już chyba doświadczył tej spiekoty pustynnej. Doświadczył może i klęsk, a myślę – bo jeszcze tego nie wiem – że ludzie, którzy pod wieczór życia dochodzą, doświadczają tej spiekoty coraz więcej. I wtedy ten dialog, który Jezus sam sprowokował, chcąc naprowadzić Samarytankę na istotną nić, na zasadniczy nerw życia – jest nam bliski. Proszę przypatrzeć się jeszcze raz temu, co dokonało się przy studni Jakuba.
Pan Jezus spokojnie siedzi przy studni – szósta godzina, samo po­łudnie! – nie czerpie wody, czeka. Przychodzi kobieta — i wtedy Chry­stus zaczyna: „Daj mi pić” (J 4, 7). A koniec dialogu jest odwróceniem: już nie Chrystus, ale ona mówi do Niego: „Daj mi tej wody” (J 4, 15). Dokonało się to, co się miało dokonać. Kobieta zrozumiała w tym krót­kim dialogu, że nie woda jest najważniejsza.
My doceniamy wartość dobrej wody, gdy po naszej chlorowanej na­pijemy się z prawdziwego źródła – czujemy smak wody, jak czujemy smak powietrza poza miastem. Ale nie o ten smak tutaj chodzi. My wiemy, że można żyć w epoce, kiedy wszystkie wodociągi są zachlorowane i niszczą nas zadymione powietrza. Że to nie jest jeszcze naj­większa plaga – choć jest wielką plagą. Największa tragedia jest wte­dy, kiedy człowiek nie pragnie już tego, co go przekracza. Kiedy tak się zbliżył do elementów tego świata, do tych trocin i kurzu ziemi – że tylko tym się napycha. Wtedy jest tragedia.
Tak było z Samarytanką. Pamiętacie, był taki moment, kiedy Chry­stus powiedział do niej: „Idź, zawołaj swego męża” (J 4, 16). Ona wte­dy już chyba wiedziała, przeczuwała, z kim mówi i odrzekła: „Nie mam męża — ten, którego dzisiaj mam, jest piątym z kolei” (por. J 4, 18). Otóż to właśnie! To jest ta rzeczywistość tego świata, która była, która jest i która będzie. I właśnie tej kobiecie Jezus sugeruje: jest coś wię­cej niż to, co ty znasz... Pod koniec tej rozmowy ona zaczyna mówić: daj mi tej wody, za którą ja też tęsknię, mimo, że pięciu mężów mia­łam... To nie to. Ona już wie, że to nie jest to – ale nie potrafi na­zwać tego, co ma być.
Ilu ludzi uważa, że to właśnie, co robią, da im szczęście — chociaż już wiedzą, gdy to robią, że to im szczęścia nie da. Wręcz przeciwnie: skończy się goryczą, skończy się rozpaczą, skończy się – jak często – tragedią. I czują, że gdzieś jest na pustyni źródło wody żywej, które orzeźwia. Czasem czują to ludzie niewierzący. Czasem swoją niewiarę chcą pokryć jakąś wewnętrzną dumą, że oni to wszystko już odrzu­cili – podczas gdy powinni być bardzo pokorni i bardzo milczący, tak jak wieśniak w jakiejś wielkiej hali maszyn czy dziecko wobec rozle­głego oceanu. Nic nie wiedzą – tylko jakoś dziwnie czują, że nie to da im szczęście, co myślą, że im da. Nie chciałbym zresztą sprowadzać sen­su życia do szukania szczęścia, bo to też nie o to chodzi.
O cóż więc idzie? Gdzie jest ta żyła wody żywej, o której Chrystus mówi? W pierwszym czytaniu był opis cudu Mojżesza na pustyni. Wie­cie, kim był Mojżesz. Wielkim prorokiem, mężem Bożym, którego Bóg bardzo wcześnie – długo przed Chrystusem – wyznaczył, by obwiesz­czać przez niego swoją moc. I wiecie, że kiedy lud wyszedł z ziemi egip­skiej z domu niewoli i szedł przez pustynię do Ziemi Obiecanej, ziemi wolności – zaczął konać z pragnienia. Wtedy Mojżesz uderzył laską w skałę i wytrysnęła woda. Ale – nazwał to miejsce miejscem zwąt­pienia, miejscem pokusy, bo tam Izraelici kusili Pana, mówiąc: „Czy też Pan jest rzeczywiście w pośrodku nas, czy nie?” (Wj 17, 7). Kapi­talna rzecz! Zasadniczo wtedy, kiedy Chrystus był wśród Żydów w Pa­lestynie, też można było nazwać ich miasta Massa i Meriba – miasto kuszenia i miasto zwątpienia. Stanął wśród nich, a oni zadawali te same pytania: Czy Pan jest rzeczywiście pośród nas, czy nie? Czy On może nam dać żywej wody, czy nie?
Dzisiaj jest to samo. Dzisiaj też można nazywać nasze miasta „Mas­sa i Meriba” – miasto zwątpienia, miasto pokusy, miasto rozpaczy. Do­my zwątpienia, domy pokusy, domy rozpaczy. Znamy takie. Dony, w których pytają: czy rzeczywiście jest Pan, czy Pana nie ma? Czy jest Pan i może dać wody żywej, która gasi nam pragnienie – czy nie mo­że dać?
Wszyscy wiemy dobrze, co to jest woda żywa. Symbol wody żywej wskazuje na rzeczywiste źródło: Chrystusa Zmartwychwstałego, który umarł i zmartwychwstał i JEST. „Dzisiaj, gdy Jego głos usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Ps 95,8).
Dzisiaj. Znowu dzisiaj. Jutro też powiemy: dzisiaj. I pojutrze powiemy: dzisiaj. I tak będzie do naszej śmierci, bo to „dzisiaj”, które w chwili śmierci nadejdzie, przychodzi każdego dnia. Kto Boga zna, kto się Go tak dotknie, jak Samarytanka przy źródle, bo On tu jest – ten już Go spotkał. Spotkał źródło wody żywej i spotkał to, co będzie kiedyś po śmierci, tylko sceneria będzie trochę inna: podniosą kurtynę do góry i zobaczymy – będzie człowiek z Tym, którego szuka, którego pragnie, którego chce.
My – ciągle idziemy przez pustynię, ciągle jesteśmy spragnieni i ciągle śpiewalibyśmy hymny na cześć mającej spaść z niebiosów wody – a On nam tę wodę daje. Każdemu, kto chce. I mówi: trzeba, abyście za tę wodę dziękowali, abyście oddawali Bogu kult i cześć w duchu i w prawdzie. To znaczy, abyście dziękowali życiem waszym, waszą postawą tam, kiedy będziecie poza murami kościoła. Kiedy pokarm, któryście tu przyjęli, przekształci się w pełnienie woli Ojca.
To jest właśnie to, o co chodzi. Kiedy pokarm woli Bożej staje się zasadą naszego życia poza kościołem – człowiek dochodzi do pełni szczęścia.
Nie wiem, czy to wszystko zrozumieliście tak, jak chciałem wam przekazać w tym krótkim słowie, ale tak to jest. Człowiek jest szczęśliwy wtedy, kiedy pilnuje swoich pięciu owiec, kiedy ma swój wyznaczony posterunek, swoją misję, kiedy ma swój konkret. I kiedy jest wierny temu, co robi. Szczęście człowieka nie jest na bezdrożach gwiezdnych. Jest ono – jak mówi przysłowie francuskie – w małych dolinkach. W miłości, w przyjaźni, w czynieniu dobrze. A dzieje się tak wtedy, kiedy moc Chrystusa Zmartwychwstałego przynagla nas.
Oto są te perspektywy chrześcijańskie, które trzeba mieć stale przed oczyma. One ukazują nam sens w okresach niemal powszechnego relatywizmu, nieładu, przewartościowania wszelkich wartości – i dają nam cichą radość, taką, jaką mieli pierwsi chrześcijanie, kiedy Neron szalał, a oni mieli radość z posiadania prawdy i z ukochania Chrystusa. 


 

marca 11, 2023

3. Niedziela Wielkiego Postu (A) - Spotkanie u studni Jakubowej

3. Niedziela Wielkiego Postu (A) - Spotkanie u studni Jakubowej
Była godzina szósta, według starożytnej ra­chuby czasu, a więc samo południe. Jezus zmęczony drogą i upałem dnia zatrzymuje się razem z Apostołami w Samarii w pobliżu mia­sta Sychar. Zwyczajem podróżnych zatrzymuje się w miejscu, gdzie znajdowała się woda do picia. W tym przypadku była to studnia, którą według tradycji miał wykopać jeszcze patriarcha Jakub. Istnieje ona po dziś dzień i znana jest ze swej głę­bokości (ponad 30 metrów). Pan Jezus siada, aby odpocząć, a Apostołowie idą do miasta, aby kupić coś do jedzenia.
Po chwili u studni zjawia się niewiasta z dzban­kiem po wodę. Pan Jezus prosi ją, aby i Jemu po­zwoliła się napić, gdyż sam nie miał czym zaczerp­nąć. Niewiasta jest zdziwiona, że czyni to Żyd, bowiem Żydzi i mieszkańcy Samarii byli we wrogich stosunkach. Jest zdziwiona zapewne i dlatego, że czyni to mężczyzna. Na Wschodzie i w tamtych czasach nie należało do dobrego tonu, aby męż­czyzna wdawał się w rozmowę z nieznajomą ko­bietą. A niektórzy z rabinów okazywali kobietom lekceważenie tak daleko posunięte, że publicznie nie rozmawiali nawet ze swymi żonami. Rów­nież Apostołowie po powrocie zdziwią się, że ich Mistrz rozmawia z nieznajomą. Nie będą jednak śmieli wyrazić głośno swego zdumienia.
Rozmowa o wodzie była dla Jezusa okazją do zrobienia uwagi o charakterze religijnym. Mówi mianowicie, że On posiada wodę żywą, to jest po­chodzącą z głębokich źródeł. A woda ta ma tak cudowne właściwości, że kto ją pije, nie będzie już czuł więcej pragnienia i będzie żył na wieki. Sa­marytanka prosi gorąco o tę wodę: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać (J 4,15). Bierze tu ona wodę dosłownie, material­nie i nie rozumie, że pod obrazem wody jej Roz­mówca ma na myśli swą łaskę, życie Boże w du­szy.
Jezus widząc, że tą drogą nie trafi do jej du­szy, przechodzi to tematu bardziej osobistego, dotyczącego jej życia intymnego: pyta ją o męża. Samarytanka odpowiada krótko i jakby niechęt­nie: Nie mam męża. Pan Jezus, chcąc podtrzymać rozmowę i pozyskać jej życzliwość, chwali ją za szczerość, a jednocześnie czyni uwagę: Miałaś pię­ciu mężów, a ten, którego masz teraz nie jest twoim mężem. Prawdopodobnie z poprzednimi mężami rozwiodła się, bo trudno przypuścić, aby wszyscy pomarli. Z ostatnim zaś albo nie mogła, albo nie chciała wiązać się formalnie. Ale teraz wstrząśnię­ta znajomością tajników swego życia, woła: Panie widzę, że jesteś prorokiem.
Dalej rozmowa schodzi na temat świątyni i Mesjasza. Samarytanie bowiem też czekali na Mesjasza, który, jak wyraziła się niewiasta, pouczy nas o wszystkim. Gdy Pan Jezus stwierdził, że On jest tym Mesjaszem, wzruszona, że nadeszły już oczekiwane przez wszystkich czasy, że ma przed sobą Tego, który był przedmiotem pragnień i mo­dlitw tylu pokoleń, nie zwraca uwagi na Apostołów powracających z zakupioną żywnością, ale szyb­ko biegnie do miasteczka, aby przekazać radosną wieść. Zapomina nawet zabrać ze sobą dzbana, jak zauważył św. Jan. W tej chwili woda nie ma dla niej większego znaczenia.
W mieście swą rozmowę z sąsiadami i znajo­mymi rozpoczyna od podstawowego argumen­tu: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. I woła: Czyż nie jest On Mesjaszem? W swym uniesieniu nie wstydzi się mówić nawet o swoim nieuporządkowanym życiu. Narobiła pewnie tyle hałasu, że szybko zebrał się tłum ciekawych. Po chwili wszyscy udają się do studni, aby osobiście zetknąć się z Chrystusem. Wśród nich jest prawdopodob­nie kochanek niewiasty. Już po wstępnej rozmo­wie proszą oni Jezusa, aby poszedł do ich miasta i pozostał wśród nich. Dziwna prośba, jak na ludzi, którzy wiedzieli, że Chrystus jest jednym z Żydów, którym w normalnych warunkach do­kuczali. Dwa dni pobytu wśród Samarytan przy­niosły obfite żniwo; wielu uwierzyło weń i to już nie tylko dla słów niewiasty. Oni to prawdopo­dobnie w pięć lat później (por. Dz 8,5-25) przyjmą uczniów Chrystusa i ułatwią im dalszą ewangeli­zację Samarii.

W całym tym wydarzeniu podziwiamy wielką dobroć Chrystusa. Samarytanie nie są dla Niego, jak dla każdego innego Żyda, przedmiotem pogardy i nienawiści. Są ludźmi na równi z Żydami. Nawet Apostoło­wie wychowani w szkole Jezusa też wyzbyli się, częściowo przynajmniej, religijno-narodowych uprzedzeń. Poszli, aby zrobić coś, czego nie uczy­niłby przeciętny Żyd: kupić chleb u Samarytan. Jeszcze bardziej od zwyczajów epoki odbija stosu­nek Chrystusa do Samarytanki. Oto jak opisuje go J. Galot:
Nowe prawo, które Jezus wydał dla swoich uczniów, wzmacnia nierozerwalność małżeń­stwa: ale to nie przeszkadza Mu okazać wiel­kiej dobroci niewieście, która żyje w nieprawych związkach... Aby dać się poznać mieszkańcom Sychar, wybiera kobietę dość lekkich obyczajów, a ponieważ jest ona ciekawska i gadatliwa, posłu­guje się tymi dwoma rysami niewieściego charak­teru... aby drugim opowiedziała to, co jej się zda­rzyło. Gdyby przybrał postawę sędziego i zaczął od karcenia niewiasty za jej lekkomyślność, nie uzyskałby żadnej ugody z jej ciekawością i chęcią mówienia”. I nie doprowadziłby do jej i innych nawrócenia.
Przykładów wartości apostolskiej dobroci życie dostarcza i obecnie na każdym kroku. Oto wyda­rzenie opowiedziane przez kardynała Leo Josepha Suenensa w jednej z jego konferencji radiowych:
W Brukseli pewien proboszcz, wychodząc z kościoła, zobaczył jednego ze swych niepraktykujących parafian, który właśnie robił zdjęcie żony z małym synem na rękach. Zbliżył się i po­wiedział: „Czy nie wydaje się panu, że fotografia byłaby milsza, gdyby i pan był na niej?" Męż­czyzna przyznał rację. Proboszcz zrobił zdjęcie, oddał aparat i oddalił się. Zanim jednak zrobił kilka kroków, matka z dzieckiem zbliżyła się do niego i powiedziała: „Proszę księdza, nasz chło­piec jest jeszcze nieochrzczony, czy nie dałoby się tego zrobić zaraz?” Lody zostały przełamane. Z rozmowy wynika, że rodzice dziecka nie za­warli jeszcze związku małżeńskiego w kościele. Powoli wszystko zostało uregulowane, najpierw chrzest, potem małżeństwo. Powstała nowa ro­dzina chrześcijańska. A wszystko zaczęło się od małego gestu dobroci, od zwykłego zdjęcia, zresz­tą nawet nieudanego.
Widzimy tu u Chrystusa i naśladującego Go kapłana dobroć dla żyjących bez ślubu religijnego. Jest ona przykładem zarówno dla kapłanów jak i dla każdego chrześcijanina.
Ewangelia nie podaje dalszych dziejów Sama­rytanki. Natomiast stara tradycja grecka nazywają Fotiną, oświeconą, to jest tą, która znalazła świa­tło wiary. Z jej szczerego i pełnego zaangażowania przyjęcia Chrystusa podczas pierwszego spotkania możemy przypuszczać, że potem uporządkowała swoje życie zgodnie z wymogami Ewangelii. Jej wielokrotne zmiany mężów czy kochanków były wyrazem nieznajomości sensu życia, braku okre­ślonego celu. Zresztą zdarzyło się to nie tylko jej. I w naszych czasach ciągłe rozwody, ciągłe zmiany partnerów miłości są wyrazem tego samego bra­ku. Pustkę życiową usiłuje się wypełnić coraz to mocniejszymi wrażeniami, a ponieważ one wciąż powszednieją, szuka się nowych partnerów.
Samarytanka poprzez Chrystusa odnalazła wo­dę żywą, której sensu przedtem nie zrozumiała, to jest łaskę Bożą i życie w niej. Musiała wprawdzie nadal chodzić po wodę do studni, ale to był drobiazg i z uśmiechem pewnie wspominała swą chęć napi­cia się raz na całe życie. Tego spokoju wewnętrz­nego i odnalezienia sensu życia pragnie Chrystus dla wielu nerwowo goniących za przyjemnościami samarytan i samarytanek naszych czasów.
Dziś wędruje On również, choć tylko w sposób duchowy, po drogach i ulicach naszych miast i wsi. Zatrzymuje się w różnych punktach, spragniony już nie wody materialnej, ale spotkania z ludźmi, porozmawiania z nimi o sprawach ich duszy. Pra­gnie dać im wodę żywą, to jest swą łaskę, życie Boże. Zależy Mu zwłaszcza na spotkaniu z tymi, którzy jak Samarytanka nie żyją zgodnie z Jego Ewangelią. Szuka ich po różnych drogach.


Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger