maja 29, 2021

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

Zróbcie Mu miejsce - Pan idzie z Nieba,
pod Przymiotami ukryty chleba.
Zagrody nasze widzieć przychodzi,
I jak się Jego dzieciom powodzi.
(z pieśni eucharystycznej) 
 
Umiłowani Bracia i Siostry! 

Uroczystość dzisiejsza jest obchodzona z wielkim splendorem. Wychodzimy bowiem z procesją na nasze udekorowane ulice. Czynimy to, aby wyznać naszą wiarę i uwielbić Pana Jezusa obecnego w Eucharystii. I mimo, że wychodzimy na zewnątrz to jednak nasze Święto musi być przeżywane przede wszystkim wewnątrz. Chodzi przecież o intymną ucztę, i podobną do tej, którą Pan Jezus spożył ze swoimi uczniami. My jesteśmy tymi uczniami, w tym samym pokoju, razem z Jezusem. Z jego ust padają słowa: „To jest Ciało Moje; to jest Krew Moja” (J 6,51-58).

Te słowa zostały wypowiedziane przez samego Chrystusa w czasie Ostatniej Wieczerzy. Te same słowa Jego mocą powtarzają tysiące ust chrześcijańskich od wieków i powtarzać będą aż do skończenia świata. Na ich oczach dokonuje się jedyna w swoim rodzaju przemiana. Pod skromną postacią chleba znajduje się Chrystus Pan z całym swoim majestatem i Człowieczeństwem. Dokonuje się Przeistoczenie tj. całkowita przemiana, polegająca na przejściu jednego w drugie - a zatem chleb i wino zostają przemienione w Najświętsze Ciało i Krew Jezusa.

Tylko substancja ulega zmianie, natomiast przypadłości zostają te same, a mianowicie; kształt, kolor i zapach. Wszystko to Chrystus Pan uczynił z miłości do ludzi - do nas! I dlatego trzeba, abyśmy nieustannie wielbili miłość Bożą za ten cudowny dar.

Pan Jezus przeszedł przez tę ziemię dobrze czyniąc: jednał grzeszników z Bogiem, leczył chorych, wskrzeszał umarłych, pocieszał strapionych i karmił zgłodniałych.

Chrystus Pan chciał jednak uczynić dla człowieka jeszcze więcej.

On chciał nam na zawsze dać samego siebie: „To jest Ciało Moje – bierzcie i jedzcie; to jest Krew Moja – bierzcie i pijcie”.

Chrystus Pan zapewniał nas, że nie zostawi nas sierotami, bo przecież jest z nami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. I ta obecność Chrystusa m.in. jest w Ewangelii, w Najświętszym Sakramencie – gdzie jest obecny Bóg żywy i Prawdziwy.

Ludzka miłość jest przemijająca, krótkotrwała i zmienna. Umierającą matkę najbardziej boli to, że musi zostawić swoje dzieci, które tak bardzo kocha. Doskonale wie, że pozostawi po sobie wspomnienie, testament, jakieś drobiazgi, fotografię; właściwie nic więcej. A i to po latach pójdzie w zapomnienie, bo to jest naszą wspólną ludzką wadą.

Inaczej jest z miłością Bożą. Może zapomnielibyśmy o Chrystusie, gdybyśmy nie mieli Go w Ewangelii Św., bo przecież ten sam Jezus, który żył na ziemi 2000 lat temu, który nauczał przez 3 lata, który cierpiał na krzyżu i zmartwychwstał - przebywa pośród nas ukryty pod postacią chleba i wina.

Co więcej chce być każdemu człowiekowi bliski, potrzebny – jak potrzebny jest chleb powszedni. Pan Jezus poprzez Eucharystię staje i dziś pośrodku ludzi dosłownych i autentycznych mieszkańców ziemi Staje pośrodku ludzi bardzo różnych, z których jedni śmieją się, a drudzy płaczą; jedni są naukowcami, a drudzy wygami od interesów; jedni ofiarnymi idealistami, a drudzy sprytnymi oszustami; jedni optymistami, a drudzy zgaszonymi pesymistami.

Chrystus w Eucharystii przyzywa wszystkich i ustanawia jedną rodzinę. Każdy z nas jest inny - ale w Chrystusie i przez Chrystusa stanowimy jedność.

Zauważmy także, że w Chlebie Najświętszym, który możemy spożywać, zatraca się wszelki dystans między człowiekiem a Bogiem. A skoro tak jest, to musi być zniwelowany dystans i przepaść między samymi ludźmi. Człowiek dzisiejszy cierpi niejeden głód - a mianowicie głód piękna, miłości, prawdy. Czasem te głody są trudniejsze do zaspokojenia niż głód fizyczny chleba. Z całą pewnością dzielą one ludzi. Chrystus czeka na naszą pomoc!

Tymczasem jakże często myślimy tylko o sobie i swoim zbawieniu. Nie jesteśmy w stanie zaradzić tym wielkim problemom. A jednak Chrystus czeka na naszą pomoc. Nie lękajmy się.

Apostołowie też byli przerażeni i niejednokrotnie zastanawiali się jak zaradzić różnym biedom ludzkim. Skąd wziąć tyle chleba, żeby starczyło dla wszystkich ludzi zarówno bliskich jak i dalekich, zarówno na dzisiaj jak i na jutro?

Dojrzały chrześcijanin musi dzielić razem z Chrystusem troskę o cały Lud Boży. Musi być silny na tyle, aby pomagać innym i czuć się odpowiedzialnym za drugiego człowieka.

Dojrzały chrześcijanin dostrzega wszelki głód. Ponadto rozumienie, że zbawienie świata jest uzależnione od starań i miłości ludzkiej. To nic nie szkodzi, że możemy ofiarować czasem tak niewiele w to wspólne nasze dzieło zbawienia. Oby to jednak było wszystko na co nas stać! Przecież Panu Jezusowi starczyło 5 chlebów i 2 rybki. Zostawmy więc i teraz Panu Jezusowi sprawę cudownego rozmnożenia naszych sił i naszej miłości. Uwierzymy, że w EUCHARYSTII jest nasza siła!

Próbujmy - tylko często - stawiać sobie pytanie: Czym jest Eucharystia? Tak jak Izraelici pytali na pustyni po zesłaniu manny; Man hu? Co to jest? Czy naprawdę wierzę, że jest to chleb z nieba, dający życie wieczne? Czy wierzę, że jest to żywy i prawdziwy Chrystus?

 

maja 28, 2021

Uroczystość Najświętszej Trójcy - Jeden w trzech Osobach

Uroczystość Najświętszej Trójcy - Jeden w trzech Osobach


 „Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko, nie ma innego" (Pwt 4, 39). Tak niewiele może człowiek powiedzieć o Bogu. Nasz umysł nie jest w stanie Go ogarnąć, język nie może wyrazić tajemnicy, która nas przerasta. Majestat gór może komuś pomóc w sformułowaniu wyznania, że: nic nad Boga! Bezkres oceanu może pobudzić do złożenia hołdu Stwórcy. „Przez słowo Pana powstały niebiosa, wszystkie gwiazdy przez tchnienie ust Jego, Bo przemówił i wszystko się stało, sam rozkazał i zaczęło istnieć" (Ps 33, 6. 9). Tak przed chwilą modliliśmy się słowami Psalmu. Cisza i bezmiar pustyni, majestat gór, niezgłębione przestrzenie kosmiczne, nieprzeliczone ilości gwiazd; a z drugiej strony przebogaty świat, w który chcemy się wedrzeć różnego rodzaju mikroskopami... To zaledwie ślad pełni życia, którą On Jest.

Niegdyś zabroniono Izraelitom malowania i rzeźbienia Boga, bo tak łatwo popuścić wodze ludzkiej fantazji, tak łatwo z Tego, którego świat nie może ogarnąć, uczynić „bozię". Tajemnicę przerastającą nasz sposób myślenia łatwo zamienić na wytwór ludzkiej wyobraźni. Łatwo utworzyć sobie boga na własne podobieństwo, ale kto takiego boga uzna Panem. Zdaje się, że jest wielu niewierzących, którzy nie wierzą w takiego boga, jakiego w ogóle nie ma. Od lat byli karmieni wizją starego dziadka, który z powodu swego wieku korzysta z posługi aniołów. Dlatego trzeba przypomnieć ten zakaz z Prawa Mojżeszowego. Nie dotyczy on dziś posągów i obrazów świętych, ale dotyczy naszej wiary. Nie wolno tworzyć sobie boga na własną miarę i na miarę własnych pożądliwości, na miarę własnych pragnień i dążeń. Bóg nie jest krasnoludkiem spełniającym nasze pragnienia. Bóg nie jest zabezpieczeniem naszych prywatnych spraw. Bóg nie jest zagwarantowaniem spokoju i zdrowego trawienia. W tym sensie nie wolno malować i rzeźbić Boga i wzywać Jego Imienia do czczych spraw. Wsłuchajmy się w słowa Psalmu:

Pan jest Bogiem wielkim,

wielkim Królem nad wszystkim bogami.

W Jego ręku głębiny ziemi,

szczyty gór do Niego należą,

Jego własnością jest morze, które sam stworzył,

i ziemia, którą uczyniły Jego ręce.

Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze,

klęknijmy przed Panem, który nas stworzył,

Albowiem On jest naszym Bogiem

a my Jego ludem" (Ps 95, 3—7). 

W miarę rozwoju naszej wiedzy o świecie coraz częściej mówimy o tajemnicy otaczającej nas materii. Im więcej wiemy, tym więcej przed nami znaków zapytania, a „On jest pełnią wszy. 'kiego, we wszystkim" — jak powie nam Apostoł (Ef 1, 23). Jeżeli świat kryje przed nami tyle zagadek, to jakże wielką tajemnicą jest Ten, który jest źródłem istnienia i życia. „W Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy" (Dz 17, 28). I to, powiedzmy szczerze, niezależnie od naszej wiary w Niego.

Oto jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 20). Jako chrześcijanie stajemy wobec drugiej fundamentalnej tajemnicy wiary. Próbujemy ją wyrazić naszym językiem. Mówimy: Słowo ciałem się stało, i zamieszkało wśród nas. Obecny wśród nas po wszystkie dni... W ciągu wieków ludzie starali się uprościć tę tajemnicę, starali się po ludzku mówić o Zbawicielu. Zawsze jednak, wymyślony przez człowieka, i wytłumaczony przez człowieka Zbawiciel, nie był Jezusem z Nazaretu, nie był Jezusem Ewangelii. Stawał się albo nieżyciowym nauczycielem moralności albo nierealną zjawą, Bogiem ..'dającym" człowieka. Jakże bowiem można uwierzyć w to, że On jest Bogiem, i jednocześnie — że On jest Człowiekiem, najwspanialszym z synów ludzkich? Nasze wyobrażenia o Zbawicielu człowieka nie przewidują takiej możliwości. Bo my tworzymy obraz zbawcy według własnych wyobrażeń i według własnych pragnień. A tu w Jezusie zjednoczyło się bóstwo z człowieczeństwem w sposób pełny, przewyższający nasze możliwości poznawcze.

Ale oto teraz prawdziwy człowiek jest naprawdę blisko Boga, nie zawsze wiedząc o tym. Bóg jest w sposób szczególny, przez człowieczeństwo Chrystusa, obecny na drogach każdego człowieka. Bóg wzywa człowieka do prawdziwej przyjaźni ze sobą, przyjaźni, która jest mocniejsza niż śmierć. Duch Boży nas prowadzi... pisze św. Paweł Apostoł (Rz 8, 14). Pan Jezus jeszcze wyraźniej nas pouczał, że nic bez Niego nie możemy uczynić. A jednak „nie otrzymaliśmy ducha niewoli" (Rz 8, 15). Pan Bóg pobudza nas do dobrych pragnień i do dobrych czynów, ale przecież nie odbiera nam wolności, nie zwalnia z odpowiedzialności za nasze czyny, nie pozbawia nas zasługi. Jest to tajemnica działania Ducha Bożego w nas. Jak nam trudno tę tajemnicę , przyjąć. Czasem pogrążamy się w pesymizmie, który przekreśla wartość każdego ludzkiego czynu. Zdolni jesteśmy tylko do zła — wyznajemy z goryczą. Albo z naiwnością dzieci twierdzimy, że życie naprawdę ludzkie zbudujemy sami. Tajemnica działania Bożego w nas jest ponad gorzkim pesymizmem i tanią naiwnością. Jest to tajemnica Ducha Miłości Bożej, który w nas działa. Duch, który w nas buduje, Duch, który nie odbiera wolności działania. Duch, z którym w naszej codzienności współdziałamy. Duch, który tworzy nasze życie, chociaż jest to przecież nasze życie, za które jesteśmy odpowiedzialni. Duch, który mimo naszych krętych dróg życiowych, prowadzi nas do wyznania, że jesteśmy dziećmi Boga i dziedzicami nieba. I bywa, że po wielu bolesnych doświadczeniach, popełnionych błędach, uczy nas jak mówić z prostotą dziecka: Abba — to znaczy Ojcze!

Czy nazwa dzisiejszego święta mówiła ci coś? Uroczystość Trójcy Przenajświętszej. Może komuś przypomniało się katechizmowe sformułowanie, które (głosi, że On jest Jeden, ale w Trzech Osobach! Sformułowanie, którego można się nauczyć na pamięć, ale które tak trudno przenieść do codzienności. A my przecież w każdej chwili żyjemy tą tajemnicą. W Bogu żyjemy, poruszamy się, jesteśmy (Dz 17, 28). Nie ma świata Bożego i świata bez Boga! Bez Boga nie ma istnienia, świat bez Boga nie istnieje... On jest źródłem Życia, On Jest Istnieniem, takie jest Jego Imię! Wszystko, co istnieje, ma teraz w Nim swe źródło! Dlatego teraz pomyśl o sobie. To, że jesteś, że myślisz, że słuchasz, jest Jego darem. Choćbyś nawet nie znał źródła, to przepływające chwile twego życia o Nim mówią.

Masz swoją wizję człowieczeństwa, po prostu chcesz być człowiekiem. Pomyśl, że każdy wysiłek, aby nie zgubić ludzkiej godności z Nim jednoczy, bo o Nim powiedziano: „Oto Człowiek" (J 19, 5). Gdy potrafisz ponad cierpieniem i chorobą, która zamyka cię w sobie dostrzegać innych i być dla nich człowiekiem, to stajesz obok Chrystusa; cokolwiek uczyniłeś swemu bratu, Jemu uczyniłeś! Twoje człowieczeństwo mówi o Bogu! Gdy szukasz w życiu prawdy i miłości, to działasz pod tchnieniem Ducha! On jest Prawdą i Miłością, On prowadzi do poznania wszelkiej Prawdy! Twoje najwznioślejsze dążenia mówią o Bogu!

Jesteś ogarnięty tajemnicą Jedynego, w Troistej Pełni Osób. Dlatego każdy dzień zaczynaj w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.Tak też każdy dzień kończ, abyś wiedział, że w Imię Najwyższego żyjesz, stajesz się człowiekiem, rozwijasz w sobie to, co stanowi o twojej wartości. Takie jest Imię Najwyższego, Boga, który jest, który był i który przychodzi (Ap 4, 8). Amen.

 

 

maja 28, 2021

Uroczystość Najświętszej Trójcy - Jakim jest Bóg?

Uroczystość  Najświętszej Trójcy - Jakim jest Bóg?
    Przed kilku laty, jeden z ośrodków badań socjologii religii, przeprowadził wśród uczniów szkół średnich ankietę, na temat: "Co najbardziej interesuje cię na katechezie?" Opracowane wyniki pokazały, że około 60% młodzieży najbardziej interesują sprawy ludzkie np. problem aborcji, etyki seksualnej, wzajemnych relacji dzieci i rodziców. Około 30% młodych ludzi odpowiedziało, że najbardziej interesują ich sprawy bosko-ludzkie: modlitwa, powołanie, a tylko kilka procent respondentów napisało, że interesuje ich Bóg. Jeden z młodych ludzi zapytał w swojej wypowiedzi wprost: "Jak to jest, że kiedy w kościele mówi się o sprawach doczesnych, to jest to w miarę ciekawe, ale kiedy zaczyna się mówić o Bogu to staje się to nudne?" 
Czy Bóg jest naprawdę nudny? Dla wielu tych, którzy nie mają czasu na lekturę Pisma Świętego, na kontemplację, na przeżycie Eucharystii, może tak. Może dla nich Bóg w swojej niezmiennej doskonałości, transcendentnym oddaleniu, nieustannym wypowiadaniu do człowieka jednego i tego samego orędzia miłości, może taki Bóg jest dla nich nieciekawy. Wielu ludzi nosi w swoim sercu taką karykaturę Boga, u którego nic się nie dzieje. Samotny Bóg w niebie, który jedynie dopomina się od nas spełniania przykazań. 
Czy Bóg może być ciekawy, fascynujący? Czy można w Nim coś nieustannie odkrywać? Przecież określamy Go często słowami wzniosłymi ale i przerastającymi nasz rozum i serce. Bóg wszechmocny, potężny, doskonały, odwieczny. Wielkie słowa i wciąż te same słowa. 
Czy Bóg może być ciekawy? 
Przed kilku laty jechałem pociągiem. W przedziale kolejowym podróżowało ze mną młode małżeństwo wraz ze swoim kilkuletnim synem. W czasie podróży żona położyła swemu mężowi głowę na ramieniu i tak jechali przytuleni do siebie. Mały chłopiec przez chwilę przyglądał się swoim rodzicom i powiedział: "Ja też tak chcę". Wtedy ojciec wziął go na kolana i siedzieli tak razem przytuleni do siebie, rozmawiając po cichutku i śmiejąc się serdecznie. Przyglądałem się im i widziałem, że ta młoda żona i matka wpatruje się z radością w to, jak jej mąż kocha jej syna. Widziałem w oczach tego młodego mężczyzny zachwyt nad miłością jego żony do jego dziecka. Widziałem radosną twarz małego chłopczyka, patrzącego się na zakochanych rodziców. 
I wtedy przyszło mi na myśl, że to jest właśnie wspaniały obraz Trójcy Przenajświętszej. Ojciec kochający Syna miłością Ducha. Syn miłujący oddanie Ojca w Duchu. Duch, ten płynący w obie strony potok miłości między Ojcem i Synem. Jak Oni się miłują! Cała Ewangelia to wielka opowieść miłości Syna Bożego do swojego Ojca. Kto tego nie widzi, nie rozumie Nowego Testamentu. Także Msza św. to ogromny spektakl miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym. 
Katecheci i katechetki nieustannie poszukują najodpowiedniejszego porównania, aby na lekcjach religii jak najlepiej zobrazować tę niewyobrażalną tajemnicę troistej jedności. Mówią o drzewie, które choć ma korzeń, pień i koronę to jednak pozostaje czymś jednym, pokazują dzieciom rysunek, na którym płomienie trzech świec łączą się w jeden płomień. Być może te porównania jakoś przemawiają do dziecięcej wyobraźni, ale chyba jeszcze lepszy obraz Trójcy Przenajświętszej zobaczyć można choćby w parkach. Siedzą tam na ławkach zakochani ludzie o siwych włosach. Trzymają się za pomarszczone już ręce. Prawdziwa miłość, choć na pewno nie bez konieczności nieustannego wysiłku. Ale tu już nie chodzi o młodzieńcze zakochanie, o jedynie fizyczne pragnienie, o bycie ze sobą spowodowane jedynie ludzką kalkulacją. Ktoś powie, że dwoje ludzi kochających się nawet tak czystą miłością, to nie jest najlepszy obraz Trójcy Świętej, która jest jednym Bogiem ale w trzech osobach. Nie, ci starsi ludzie spacerujący pod rękę w parkach nigdy nie są we dwoje. Są zawsze zapatrzeni w radości i kłopoty swoich dzieci i wnuków. I już do końca życia będą przeżywać egzaminy maturalne, choroby, śluby i zagraniczne wyjazdy tych, którym poświęcili swoje życie. Rok Rodziny, który przeżywamy, to także rok troski o ten najwspanialszy na ziemi obraz Boga. Z tej miłości, która łączy Ojca i Syna i Ducha wyszliśmy, w tej miłości zostaliśmy zrodzeni, za tą miłością, wiemy o tym czy nie, nieustannie tęsknimy. 
Przybiegł do mnie kiedyś młody student i z wyraźnym podekscytowaniem zapytał czy oglądałem poprzedniego dnia w telewizji ekranizację powieści "Nad Niemnem". Kiedy powiedziałem, że widziałem kiedyś ten film w kinie, zapytał czy pamiętam wstrząsającą scenę z tego filmu. Na próżno wysilałem swoją pamięć, i kiedy nic takiego nie mogłem sobie przypomnieć, on powiedział: "Bo na tym filmie jest taka scena, że dorosły już chłopak Witold Korczyński, po odbyciu bardzo szczerej i pojednawczej rozmowy ze swoim ojcem całuje go w rękę. Wie ksiądz co, nie wiem dlaczego, ale to zrobiło na mnie wielkie wrażenie". Tak sobie przypominam niekiedy tego studenta i tę scenę, która mi także utkwiła w pamięci i zastanawiam się czy jest taka poruszająca dlatego, że dziś już prawie wcale synowie nie całują swoich ojców w rękę, a może też dlatego, że każdy z nas ma gdzieś w głębi serca zapisane to, że wszyscy zostaliśmy zrodzeni z takiego właśnie pocałunku odwiecznej miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym. My o tym może nie pamiętamy ale pamięta o tym nasze serce. Pamięta i tęskni. "Bo niespokojne jest moje serce dopóki nie spocznie w Tobie", Boże Miłości, Boże, którego imię Jedność Trzech. I tęsknią często za miłością ci, którzy pomylili to piękne słowo z pożądliwością. Tęsknią za miłosną akceptacją ci, którzy robią kariery, dorabiają się majątków, aby tylko u innych wzbudzić podziw i zachwyt, aby mieć przyjaciół, nie tyle swoich, co swoich pieniędzy. Tęsknią za bezpieczeństwem miłości ci, którzy rozpaczliwie budują wysokie mury w obawie przed wrogiem, którzy oszukują kalendarz, by uciec przed słowem "koniec". Wszyscy oni tęsknią za domem Trzech, Ojca, Syna i Ducha. Tęsknią, ale zwiedzeni przez złego pogrążają się w jeszcze większej samotności, poczuciu zagrożenia i wewnętrznym rozdarciu. Czy Tajemnica Trójcy Przenajświętszej została nam dana jedynie jako wzór dla wszelkiej ludzkiej wspólnoty? Czy ma ona dla nas być jedynie wzniosłą ideą, ukojeniem tęsknot? Jedna z najsłynniejszych ikon świata, Trójca Święta Andrieja Rublowa, przedstawia Boga jako trzech aniołów siedzących przy jednym stole. Obraz nasycony jest głęboką symboliką, ale jeden znak przemawia szczególnie mocno. Oto aniołowie siedzą przy stole, który ma cztery krawędzie. Jedna z nich, ta od strony patrzącego na ikonę, pozostaje pusta. Czyżby to jakieś niedopatrzenie ze strony malarza? Nie. Ta czwarta krawędź czeka na ciebie. Bóg, Trójca Święta czeka na ciebie przy stole gdzie pokój, harmonia i jedność. Ale gdzie znaleźć można drogę prowadzącą do tego stołu? Przed kilku laty byłem na autokarowej pielgrzymce z grupą niewidomych dzieci. W czasie postoju, kiedy rozmawiałem z jedną z opiekunek, podeszła do nas niewidoma dziewczynka i powiedziała "Czy mogę sobie księdza obejrzeć". Stanąłem w wielkim zakłopotaniu. Cóż odpowiedzieć niewidomemu dziecku, które zwraca się z taką prośbą? Wychowawczyni, widząc moją rozterkę szepnęła mi cicho: Niech się ksiądz trochę pochyli. Kiedy tak uczyniłem, dziewczynka, swoją małą rączką zaczęła mnie pilnie oglądać. Już po chwili wiedziała ile mam guzików w sutannie, ile wstążek jest w moim brewiarzu. 
Kiedy to dziecko tak mnie sobie "oglądało" wtedy uświadomiłem sobie, że Bóg też uklęknął przed nami. Dwa tysiące lat temu w Betlejem. Pochylił się nad nami jak ojciec pochyla się nad dzieckiem, by go przytulić ramieniem i dźwignąć do góry. 
Jezus Chrystus jest Drogą, który wiedzie do Domu miłości Trzech. To on wprowadza do tajemnicy Boga wszystkich, którzy pozwolą Mu się wziąć na ręce. Dzieje się to szczególnie na każdej Mszy św. Jest ona czymś więcej niż tylko spektaklem Bożej miłości. Eucharystię można porównać do sytuacji kiedy głodne, wystraszone dzieci, przyglądają się nieśmiało z daleka wytwornej uczcie bogatych ludzi. Ktoś wstaje od stołu, podchodzi do nich, przytula ramieniem i zaprasza do stołu. 
My także przychodzimy do kościoła z sercem pełnym żalu, goryczy. "Co to się na tym świecie porobiło, jakie to czasy nastały" - mówimy. Przychodzą do kościoła żony, które usłyszały od mężów słowo - żegnaj, przychodzą dzieci, którym rodzicielska miłość objawia się tylko w banknotach. 
Eucharystia sprawowana jest w domach opieki społecznej, gdzie starzy ludzie na daremno wyglądają przez okna w niedzielne popołudnia. Im wszystkim Chrystus mówi: "Chodź, ja Cię przygarnę do stołu miłości, tej prawdziwej, bezwarunkowej". 
Trudno mówić homilię o największej z Tajemnic. Niech więc dokończeniem tych słów będzie to, co dokona się tu na białym ołtarzu w tym kościele. Msza Św., to obok rodziny najwspanialszy obraz Przenajświętszej Trójcy. To nawet coś więcej niż tylko obraz. To próg do świata, o którym tak pisał poeta: 
"Przy stole gdzieś tak blisko trwa 
Rozmowa w której słowo Ty 
Piękniejsze jest niż słowo Ja 
Tak brzmi. 
Tak cudownie brzmi miłości Bożej świat. 
Tam Ojcu jest posłuszny Syn 
Synowi tam wtóruje Duch 
Ojciec znajduje szczęście w tym 
Że tak miłowany jest w rozmowie tej bez słów. 
Przy stole jedno miejsce jest 
To Oni, 
On zaprasza cię 
Byś siadł i ogrzał dłonie swe 
Bo tam, tylko tam wypełnia miłość pustkę serc". Amen. 

 

maja 28, 2021

Niedziela Zesłania Ducha Świętego (B) - "Ja Was posyłam"

Niedziela Zesłania Ducha Świętego (B) - "Ja Was posyłam"
. "Pokój Wam; jak Ojciec mnie postał, tak i Ja Was posyłam" Drodzy w Chrystusie Panu Siostry i Bracia! Słowa Chrystusa Pana kierowane do nas w liturgii Uroczystości Zesłania Ducha Świętego są nie tylko pięknym pozdrowieniem; są nie tylko owocem i radością Zmartwychwstania. Słowa te to przede wszystkim dziedzictwo posłannictwa. Zobowiązanie - a może drogowskaz w/g którego powinniśmy kierować nasze kroki ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Posyłam Was tam, gdzie inni iść nie mogą; posyłam Was tam, gdzie inni iść nie chcą; posyłam Was do ubogich, odrzuconych, chorych i grzesznych. Posyłam Was tak, jak Ojciec mnie posłał. Moi Drodzy! Istnieją w życiu ludzkim sytuacje i problemy, które ujawniają się nie tylko w jakimś określonym czasie, albo dla określonej osoby. Istnieją problemy i sytuacje z którymi stykają się ludzie zawsze. Istnieją ludzie, którzy w takich sytuacjach potrafią jednoznacznie znaleźć miejsce przez swoje czyny i słowa, swoje działanie i postępowanie, przez swoje życie. Ludzie którzy nie ujawnili tych problemów, ale którzy nadali kierunek, wskazali jak w sytuacjach czasami bez wyjścia postępować. Wiele nazwisk nasuwa się na ustach: św. Franciszek z Asyżu, Edyta Stein, Maksymilian Kolbe, Matka Teresa z Kalkuty, Martin Luter King i może Ojciec Damian Devester, którego Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił światu błogosławionym. Przez 16 lat żył i pracował O. Damian wśród odrzuconych, wśród ludzi, których dotknęła straszliwa choroba - trądu. I choć mimo, że od śmierci Jego minęło już ponad 100 lat, ciągle znajdują się ludzie, których inspirowało Jego życie; życie w walce z niesprawiedliwością społeczną; w walce z każdą formą dyskryminacji; w walce z życiem bez miłości. Niektórym jest może znana postać O. Damiana Devestera ze Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi z książki Wilhelma Zimmermana Ojciec Damian. Ten belgijski misjonarz, kierowany pragnieniem służenia Bogu w miłości bliźnich nie chciał bezczynnie przyglądać się sytuacji, w której ludzie wyrwani brutalnie z ognisk rodzinnych zostają wyrzucani poza margines praw - i nie chciał zaakceptować, że ludzie chorzy stojący pod bramą śmierci muszą pozbyć się człowieczeństwa. Dla, O. Damiana było to nie do zniesienia, bo On wierzył w Boga; w Boga, który ma serce -który pała miłością do każdego człowieka. On wierzył w bóstwo i człowieczeństwo Jezusa z Nazaretu, który po to przyszedł na świat, aby ten świat wyzwolić z nędzy, ubóstwa i grzechu. On wierzył w Boga, który złamał wszelkie normy nieludzkiego prawa; który siadał za jednym stołem z grzesznikami i celnikami; który nie mówił o karze Bożej ale uzdrawiał chorych i przebaczał grzechy; dla którego nie było przypadków beznadziejnych; dla którego każdy mary grzeszny człowiek przedstawiał ogromną wartość i jeżeli wiara w tego Boga miałaby być urzeczywistniona, to o Bożej miłości, o Jego wielkim Miłosierdziu nie można było tylko mówić, ale trzeba było ciągle i musi się tą miłością i miłosierdziem żyć i nim się dzielić. 16 lat na Wyspie Molokai - 16 lat młodego życia bez miłości, na wyspie bez perpektyw, na wyspie odrzucenia, gdzie ludzkie ciało gnijąc nie doznało szacunku i miłości, a dusza wyzuta z wszelkich ideałów - skazana była na potępienie i obojętność. I w ciągu tych lat swojego misjonowania; w ciągu tych lat oderwania; w ciągu tych lat życia z trędowatymi - nauczył ich Ojciec Damian szacunku dla własnego życia, szacunku dla własnej choroby i szacunku dla drugiego człowieka. Z wyspy beznadziejności, z piekła na ziemi pragnął uczynić miejsce spotkania z Bogiem - miejsce, w którym wszyscy mają to samo prawo, tą samą godność - miejsce, w którym można się cieszyć tym kim się jest, tym co się osiągnęło i posiada - miejsce - które może być przecież rajem na ziemi. Drogi Bracie i Siostro! Czy wyobrażasz sobie siebie pośród ludzi odrzuconych, chorych trędowatych; pośród ludzi którzy myślą i wierzą inaczej? Czy wyobrażasz sobie siebie z dala od ludzi, od rodziny, przyjaciół - ze świadomością, że już ich nigdy nie zobaczysz? Posyłam Was, tak jak i mnie Ojciec posłał. To wezwanie - ta propozycja - a może nakaz Chrystusa dał O. Damianowi siłę, moc do przezwyciężania bólu, samotności, niezrozumienia, zawiści. I kiedy znamię trądu dotknęło także O. Damiana, mógł z dumą powiedzieć: "Ja trędowaty, odrzucony, chory - ja, który doznałem Boskiej miłości i Boskiego miłosierdzia, ja trędowaty pośród trędowatych -wypełniłem posłannictwo". 16 lat żył i pracował O. Damian Devester wśród trędowatych na wyspie śmierci. Z nimi dzielił stół i życie; z nimi podzielił się w końcu tajemnicą śmierci. Jeżeli On nikogo z trędowatych nie uzdrowił i jeżeli nikogo nie zachował przed śmiercią (uchronił przed śmiercią) – pozwolił im żyć i to żyć w godności. Jeżeli w tym roku świętować będziemy uroczystość wyniesienia O. Damiana - Sercanina z Tremelau na ołtarze -nie chcemy czcić Go - jak tylko bohatera postawionego na cokole historii; chcemy Go czcić jak człowieka, który zaimponował światu. W czasach, kiedy ludzie chorzy, upośledzeni, niechciani, starzy - przez ludzką obojętność albo litość - zostają usuwani lub zamykani w murach opieki i w domach starców (bo nie są już nikomu potrzebni), kiedy dyskutuje się i ogranicza prawa ludzi niechcianych, inaczej myślących, szukających azylu, chorych na Aids - w czasach tych dobrze jest poznać albo przypomnieć sobie człowieka, dla którego najważniejsze było miłość i przebaczenie; dla którego było możliwe przełamanie murów bezsilności, obojętności, potępienia; który uczynił ludzkim życie ludzi - nie mających już nadziei, który szedł drogowskazem: "Posyłam Was tak - jak Ojciec mnie posłał" (J 20,21). Amen! .
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger