lutego 28, 2018

Dar z siebie

Dar z siebie

Wtorek, 2 tydzień Wielkiego Postu

 

Słowo Boże na dziś:

 

Syn Człowieczy zostanie wydany...

 

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Udając się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: a tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby został wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany; a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddawszy Mu pokłon, o coś Go prosiła.On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie». Odpowiadając zaś, Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy». On rzekł do nich: «Kielich mój wprawdzie pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował». Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, oburzyli się na tych dwóch braci. Lecz Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, tak jak Syn Człowieczy, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym


W codziennym zabieganiu wygospodarowaliśmy czas dla Pana Boga. Obok różnorodnych spraw, które nas pochłaniają, uzna­liśmy, iż spotkanie z Panem Jezusem jest wartością samą w sobie. Realizując własne ambicje, obowiązki i powinności, zatrzymaliśmy się na chwilę, aby spojrzeć na codzienną gonitwę z boku. Spojrzeć na swe życie oczyma Chrystusa Pana. Ujrzeć swe codzienne prio­rytety w perspektywie wieczności.
Pracujemy ponad siły, aby zapewnić godny poziom życia sobie i najbliższym. Podnosimy swe zawodowe kwalifikacje, by światu pokazać na co nas stać. Stawiamy sobie nowe cele do osiągnięcia, aby nie ugrzęznąć w marazmie samouwielbienia. Gromadzimy dobra, aby wygodnie żyć i zapewnić sobie spo­kojną, stabilną przyszłość.
Lecz okazuje się, iż to wszystko, co dla nas tak cenne i pożą­dane, wcale nie zapewnia życiowego szczęścia. W ostatecznym rozrachunku chcemy wracać do domu, w którym przede wszyst­kim panuje pokój, miłość i zgoda, a dopiero później liczyć się bę­dzie piękno wnętrz i wysoki standard wyposażenia. W ostatecz­nym rozrachunku wiemy, iż ludzie szanują nas nie dlatego, że mamy wyróżniające wyniki w pracy, lecz dlatego, że jesteśmy przyzwoici. Wiemy, iż wdzięczność i miłość okazać można tylko i wyłącznie dając siebie, a nie drogie i wyszukane prezenty.
Dziś Chrystus Pan zapowiada swoją mękę, śmierć i chwa­lebne zmartwychwstanie. „Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt 20,18-19). To będzie najdoskonalszy dowód miłości Boga do człowieka. To będzie najpiękniejszy i najpełniejszy dar, jaki Stwórca może ofiarować swemu stworzeniu. To jest droga, którą proponuje Pan Jezus każdemu z nas. Dawać siebie bliźnim. Ofiaro­wywać im samych siebie. Ubogacać swym czasem, siłami, zainte­resowaniem i zaangażowaniem. Bowiem tylko i wyłącznie dar z sa­mego siebie jest prawdziwym dowodem troski, bezinteresowności, a nade wszystko miłości. Tylko służąc tak naprawdę miłujemy „na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28).
Pan Jezus wypowiedział tak wiele mądrych słów. Pouczał, pocieszał, stawał w obronie uciśnionych, zachęcał do porzucenia drogi grzechu. Lecz na te słowa wielu było obojętnych. Zbawiciel uzdrawiał, wskrzeszał zmarłych, wypędzał złe duchy i czynił wiele innych znaków, których żaden śmiertelnik uczynić nie mógł. Jednak wszystkie one przez wielu były bagatelizowane. Dopiero ofiarowując samego siebie Syn Człowieczy przedstawił nam bezapelacyjny dowód miłości. Dopiero dając siebie samego za okup za wielu, uciszył tych wszystkich, którzy szukali ukrytych intencji w działalności Mistrza z Nazaretu. Przelewając swoją przenajdroższą krew Syn Boży dowiódł swej miłości do każdego czło­wieka. Przyjmując śmierć krzyżową dowiódł, iż pragnie naszego odkupienia. Chwalebnie zmartwychwstając pokazał, iż tylko On jest Zbawicielem świata. Darem z samego siebie Jezus Chrystus dowiódł, iż kocha nas bezinteresownie.
Dziś Syn Boży wskazuje mnie i tobie jedyną prawdziwą moż­liwość obdarowania drugiej osoby. Nie będą to dobra materialne, gdyż wszystkie one, chociaż tak cenne i wartościowe, nie będą do końca docenione. Tak już bowiem jest, że szanujemy i doceniamy tylko i wyłącznie to, co sami osiągamy, wypracowujemy, zara­biamy. Nie będzie do końca docenione słowo, nawet najbardziej życzliwe i szczere, gdyż nie wiadomo, czy ono było prawdziwe. Jedyne, co może przekonać do szczerości naszych intencji, to dar z samego siebie. Jedyne, co będzie bezsprzecznym dowodem czy­stości naszej międzyludzkiej miłości, to umiejętność ofiarowania siebie dla dobra bliźnich.
Podobnie rzecz się ma z Panem Bogiem. Prawdziwym do­wodem szczerości naszej wiary będzie dar z samego siebie, ofia­rowanie swego czasu, sił i energii. Nie wystarczy bowiem żarli­wie się modlić. Słowa łatwo wypowiedzieć. Nie wystarczy tylko hojną dłonią wspierać potrzebujących. Mimo wszystko pieniądz nie jest naszym życiem. Dopiero kiedy dla Boga człowiek podej­mie post, odmówi sobie słusznej przyjemności, będzie pokuto­wał i udzieli jałmużny, złoży tym samym dar z samego siebie. Dopiero kiedy wiara będzie nas kosztować, będzie ona bez­sprzecznie prawdziwa. Podjąć post, zapłakać nad swym grze­chem, publicznie wyznać wiarę, odmawiając sobie rozrywki po­święcić swój czas na udział w wielkopostnych nabożeństwach. Oto dar z siebie dla Pana Jezusa. Oto nasz dowód prawdziwości i szczerości wiary. Oto postawa, której oczekuje od nas Zbawi­ciel. Oto czyny, które mogą zachęcić do pójścia za Jezusem za­gubionych i wątpiących.

 

lutego 27, 2018

3. Niedziela Wielkiego Postu (B) - „Czyż nie wiecie, że świątynią Boga jesteście...?”

3. Niedziela Wielkiego Postu (B) - „Czyż nie wiecie, że świątynią Boga jesteście...?”
Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie!

Wielki Post, to czas, w którym staje przed nami Chrystus z krzyżem na ramionach, by nam przypomnieć po co przyszedł na ziemię. Św. Leon Wielki mówi, że „Syn Boży nie miał żadnego innego powodu do narodzenia, jak ten, żeby zostać ukrzyżowanym”, a potem przez zmartwychwstanie pokonać swoją i naszą śmierć.
W świetle tej prawdy musimy wszyscy: zdrowi i chorzy, młodzi i starsi, prości i uczeni, stanąć wobec Chrystusa, który za nas umarł i zmartwychwstał.
Serdecznie zapraszam wszystkich do przeżycia tych szczególnych dni, a zwłaszcza niedziel wielkopostnych. Niech miejsca, w których przeżywamy naszą nieraz trudną i bolesną codzienność, staną się w tych dniach świątyniami, miejscami gorliwszej modlitwy, głębszego rozważenia Słowa Bożego, a następnie miejscami pojednania z Bogiem w sakramencie pokuty.
W przeczytanym dziś fragmencie Ewangelii św. Jan opowiada nam w jak zdecydowany sposób Jezus zaprowadził porządek w świątyni. Pomyślmy, Drodzy Bracia i Siostry, jak bardzo potrzeba wprowadzenia porządku w różne dziedziny naszego życia. Czy nie denerwuje nas bałagan w wielu urzędach i instytucjach? Czy nie uskarżamy się wszyscy na niedbalstwo, chaos organizacyjny i lekceważenie przepisów? Ciągle jeszcze dużo tego u nas, a przecież wszyscy czujemy, jak trudno żyć w takiej sytuacji.
Co jest potrzebne, by można było zaprowadzić, a następnie utrzymywać porządek? Potrzebne są pewne zasady, pewien regulamin postępowania. Ilekroć człowiek lekceważy przepisy i zasady życia czy pracy, tylekroć staje się przyczyną nieporządku.
Świątynia jerozolimska, w której Jezus tak radykalnie zaprowadził porządek, może być obrazem tej świątyni, o której mówi św. Paweł Apostoł: „Czyż nie wiecie, że świątynią Boga jesteście” (1 Kor 3,16).
Moi drodzy, do świątyni, którą jest każdy z nas, też może się zakraść nieporządek. Nasze serce, nasze sumienie, które ma być domem Boga, może stać się targowiskiem, jakimś bazarem, gdzie do głosu dochodzą: chciwość, zazdrość, lenistwo, samolubstwo, zmysłowość i wiele innych namiętności.
Nie czekajmy, aż Jezus sporządzi sobie bicz. Bądźmy delikatni wobec naszego Pana i sami uznajmy konieczność zaprowadzenia porządku. Bóg daje nam możliwość przeżycia rekolekcji wielkopostnych, by ułatwić nam to zadanie. Przyznajemy z pokorą, że każdy z nas ma coś do zrobienia w swoim życiu i w swoim sercu. Wokół nas też trzeba wprowadzić nieco porządku. Trzeba sobie przypomnieć zasady, podane nam przez Pana.
W cytowanym dziś fragmencie z Księgi Wyjścia Bóg mówi: Nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, nie będziesz kradł... itd. Przykazania Boże są słuszne! Bez ich respektowania życie pogrąża się w nieładzie, w chaosie. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże i tylko wtedy będziemy szczęśliwi, gdy będziemy żyć według norm, które Bóg wyznaczył dla swoich stworzeń. Jeśli w życiu człowieka nie ma zgody z Bogiem, to nie ma też zgody z drugim człowiekiem, to nie ma normalnego życia. Ulega wtedy zachwianiu podstawowa równowaga naszej egzystencji.
Kardynał Józef Ratzinger, jeszcze jako kardynał, w jednym ze swoich listów pasterskich powiedział, że najbardziej niepokojącym zjawiskiem współczesnego świata jest potęgujące się zjawisko samozniszczenia. Zauważmy, jak ludziom, którzy odeszli od Boga, życie staje się nieznośne, nie do udźwignięcia. Szukają wyjścia z tej sytuacji uciekając w świat narkotyków, alkoholu, lub przez terror chcą zbudować świat nowy, nowe życie.
Tę sytuację można określić inaczej i powiedzieć, że człowiek zbyt panoszy się w świecie, a nawet człowiek zbyt panoszy się w sobie. Nasza poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, w jednym ze swoich wierszy podjęła tę myśl: „Człowiek panoszył się we mnie, a Bóg topniał”. Oto przyczyna wszelkiego zła.
Czy współczesne życie potwierdza tę prawdę? Podejmijmy analizę pewnych problemów naszej rzeczywistości.
Bóg mówi: nie zabijaj! Tymczasem człowiek prowadzi wojny, morduje, a nawet - co więcej - kwestionuje to Boże przykazanie, domagając się prawnego zapisu o możliwości zabijania nienarodzonych dzieci. Kiedy słucha się wypowiedzi tych demokratycznych pań, ciśnie się na usta pytanie: kimże ty jesteś, człowieku, że rościsz sobie prawo do decydowania o życiu drugiego człowieka?
W jednej z audycji znalazły się obok siebie mniej więcej takie wiadomości:
  1. Oto jedna z posłanek ma wnieść pod obrady Sejmu projekt ustawy o ochronie zwierząt i domaga się surowego karania właścicieli, którzy znęcaliby się nad nimi (i słusznie).
  2. Wiadomość druga: głos posłanki, która mówi o zdecydowaniu kobiet w walce o nowelizację ustawy o ochronie życia poczętego. A więc chodzi o to, by można było zabić dziecko gdyby ono w jakikolwiek sposób komplikowało życie matki, zwłaszcza gdy jest chore.
  3. I wiadomość trzecia: wypowiedź profesora kliniki chorób dziecięcych, który mówi: „dla nas - lekarzy - już płód 4-5 miesięczny jest pacjentem”, a następnie wylicza jakie to zabiegi można przeprowadzić w łonie matki, by leczyć poczęte dziecko i ratować jego życie.
Uczyńmy kolejny krok w analizie współczesnej rzeczywistości. Bóg mówi: nie cudzołóż!, a człowiek? Jak wygląda dzisiaj traktowanie ludzkiego ciała, czyż w wielu wypadkach nie stało się ono towarem wystawionym na sprzedaż? Mówienie o czystości, o godności, o dziewictwie, to wystawianie się na śmiech. Czy można się więc dziwić, że mamy takie młode pokolenie? Ktoś ich do takiego życia zachęca, ktoś ich karmi takimi treściami, że zagubili właściwą hierarchię wartości i teraz nie ma dla nich już nic świętego, nie ma autorytetu. „Takie będą Rzeczypospolitej obyczaje, jakie jej młodzieży chowanie” - przestrzegał już w dobie Odrodzenia Andrzej Frycz Modrzewski.
Kto jest winien tylu nieszczęść w polskich rodzinach? Kto odpowie za los sierot społecznych, dzieci z Domów Dziecka? Pan Bóg? Kościół? Przecież Bóg powiedział: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij! Lecz, co nas to obchodzi. Człowiek często traktuje przykazania jak magazyn... przychodzę i wybieram to, co mi na rękę, co mi odpowiada, co jest wygodne. Człowiek gotów powiedzieć, że Boga nie ma, bo wtedy nie trzeba Go słuchać. Odwracając ustalony przez Boga porządek człowiek niszczy swoją godność, swoje zdrowie, szczęście swojej rodziny. Doświadczamy na co dzień skutków takiego traktowania Bożego prawa.
Ojciec Święty Jan Paweł II w Encyklice Blask Prawdy z ogromną troską mówi: „Jesteśmy świadkami zastraszających przykładów postępujących autodestrukcji osoby ludzkiej. Niektóre panujące opinie stwarzają wrażenie, że nie ma już takiej wartości moralnej, którą należy uznawać za niezniszczalną i absolutną. Na oczach wszystkich okazuje się pogardę wobec ludzkiego życia już poczętego, a jeszcze nie wydanego na świat, nieustannie narusza się podstawowe prawa osoby, niegodziwie niszczy się dobra niezbędne dla ludzkiego życia”.
Dlatego, Bracia i Siostry, wszyscy dorośli zdrowi, ale i chorzy, my wszyscy musimy sobie stawiać pytanie o odpowiedzialność za przerażające zjawiska naszej codzienności: narkomania w szkołach podstawowych, alkoholizm, prostytucja wśród nieletnich. Czy to tylko kulturowe, czy to tylko pochodne zubożenia społeczeństwa, bezrobocia...?
Toczy się dyskusja, co robić? Szuka się form przyjścia z pomocą ludziom dotkniętym nałogami. Tu i ówdzie zarzuca się Kościołowi, że za mało czyni w tym względzie..., lecz to wszystko jest tylko usuwaniem skutków. O przyczynach mówi się mało, albo wcale. Dzieci dostają do rąk zapałki, a następnie szuka się ochotników, by gasili wzniecone przez nie pożary.
Bracia i Siostry, w tym wielkopostnym rozważaniu dotknąłem tylko niektórych problemów naszego życia. Ich pełna lista jest dużo dłuższa. Niech każdy z nas pomyśli o tym w najbliższym czasie.
Pamiętamy zapewne, że niezachowanie przykazań Bożych katechizm nazywa grzechem. Im niewierność jest większa, tym grzech jest poważniejszy, aż do grzechu ciężkiego, czyli całkowitego zerwania przyjaźni z Bogiem. Ten wymiar grzechu, niestety, już dzisiaj do człowieka nie przemawia. Może wiec warto popatrzeć uważniej na skutki niezachowania przykazań Bożych w naszym życiu osobistym, rodzinnym i społecznym.
Przeżywamy dzisiaj trzecią niedzielę Wielkiego Postu. Popatrz, Bracie i Siostro, na krzyż w twoim mieszkaniu. Może to spojrzenie na krzyż pomoże ci zrozumieć lepiej czym jest grzech. Popatrz na życie swojej rodziny, środowiska pracy, przyjaciół i znajomych... Może zauważysz jak grzech niszczy szczęście, odbiera radość i pokój, a nawet zdrowie. Chrystus bierze na ramiona krzyż, by przywrócić porządek między Bogiem i człowiekiem, a także między człowiekiem i człowiekiem.
Jako owoc swojej miłości zostawił nam Chrystus sakrament pokuty, by człowiek, jeśli tylko zapragnie, mógł zaprowadzić porządek we własnym sercu i życiu. Już dziś pomyśl, jak to zrobić, szczególnie w sytuacji, gdy masz możliwości w tym świętym czasie Wielkiego Postu. Chrystus czeka na ciebie z łaską swego przebaczenia, by Święta Wielkanocne były także twoim zmartwychwstaniem.


lutego 27, 2018

Doczesność i wieczność

Doczesność i wieczność

Wtorek 2 tydzień Wielkiego Postu

 

Słowo Boże na dziś:

 

Strzeżcie się pychy i obłudy

 

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym



Przesłanie Wielkiego Postu, który przeżywamy, jest sprzeczne z logiką świata, w którym żyjemy. Pan Jezus wzywa nas do postu, wstrzemięźliwości, odmawiania sobie słusznych przyjemności. Natomiast ze wszystkich stron bombardowani jesteśmy reklamami i propozycjami zaspokajania swoich potrzeb. W Środę Popielcową uczestniczyliśmy w obrzędzie posypania głów popiołem, jako znak uznania swych win, współczesność zaś stara się nam wmówić, że nie ma obiektywnych norm moralnych, nie ma wyrzutów sumienia. Każdy może robić to, co w danej chwili uzna za słuszne i dobre dla niego.
Chrystus wzywa nas w tym czasie do nawrócenia, zmiany swego postępowania. Logika świata sugeruje zaś, że nie ma grze­chu, obiektywnego zła. Nie ma konieczności zmiany swego postę­powania. Wielki Post wzywa do chrześcijańskiej jałmużny. Odma­wiając sobie słusznej przyjemności, dzielić się powinienem z tymi, którzy mają mniej ode mnie. Zupełnie odmienny styl życia jest zaś dziś promowany w świecie. Wszak reklama usiłuje nam wciąż na nowo wmówić, iż poziom naszego życia i poczucie szczęścia uza­leżnione jest od tego, co posiadamy. Sposobem podniesienia wła­snej wartości są nowe zakupy. Sposobem wyrażenia miłości i szacunku jest sprawiony prezent. To wszystko jest takie krótko­wzroczne. Wszelkie pokusy chciwości, rozpusty, pychy i chwały tego żywota szczęście człowieka zamykają w przemijającej docze­sności. Perspektywa zaś wieczności jest im obca. Prawda o życiu wiecznym staje się dla nich zagrożeniem. Po doczesności przyjdzie bowiem wieczność. Wtedy okaże się, że wszystko to, co tak cenne było dla nas na tej ziemi, w perspektywie życia wiekuistego będzie prochem i niczym.
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus Pan także ukazuje krótko­wzroczność myślenia faryzeuszów i uczonych w Piśmie. „Wszyst­kie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać” (Mt 23,5). Ich pobożność ma wzbudzać ludzki podziw. Ich szaty mają wzbudzać szacunek i uznanie. Ich nauczanie ma być świadectwem mądrości i pobożności. Wszystko robią tylko dla uzy­skania ludzkiego poklasku. Całe swe zaangażowanie wkładają w sprawy doczesne. Chociaż wiernym przedstawiają wskazówki dotyczące osiągnięcia życia wiecznego, to jednak swoje postępo­wanie koncentrują wokół osiągnięcia doczesnego sukcesu.
Świadectwem ich życia będzie ich własne postępowanie. Wy­bory, których dziś dokonują, przyniosą opłakane owoce w wiecz­ności. Już odbierają chwałę, nie będą więc jej mogli oczekiwać po śmierci. Sami wydadzą na siebie osąd, rozliczeni według nauki, którą sami głoszą. Nas jednak Pan Jezus przestrzega przed taką po­stawą. Dla nas Zbawiciel ma inne wskazówki. Nas zachęca Pan Jezus do spojrzenia dalej niż sięga wzrok. Nie ograniczajmy naszego istnienia tylko i wyłącznie do doczesności. Nie ograniczajmy swych marzeń tylko i wyłącznie do tego, co jest tu i teraz. Istnienie człowieka nie zamyka się bowiem tylko i wyłącznie w doczesno­ści. Przed nami jest wieczność.
Wszystko, co doczesne, przeminie. Wszystko, za czym tak gonimy na tej ziemi, pozostawimy. Świat, który tak bardzo kochamy, obróci się kiedyś w popiół. Wieczność zaś nigdy nie przeminie. Wieczność nigdy się nie skończy. Dobra duchowe, które ukazuje nam Pan Jezus, mają wartość nieprzemijającą. Walka z pokusami przyniesie owoc życia wiecznego. Pokuta za swe grzechy dziś po­zwoli uniknąć konieczności czyśćca po śmierci. Dobra przekazane biednym w doczesności staną się dla nas nagrodą w wieczności. Wysiłek poniesiony ku temu, aby zadbać o zbawienie wieczne swej duszy, nagrodzony będzie chwałą zbawionych.
Nie ograniczajmy więc naszego życiowego horyzontu tylko i wyłącznie do tego, co jest tu i teraz. Nie pozwólmy, aby pokusa beztroskiego, dostatniego i hulaszczego życia dziś zamknęła nam drogę do szczęścia jutro. Nie pozwólmy sobie wmówić, iż największą wartością życia ludzkiego jest uznanie innych, majątek i zabawa. Nie zapominajmy o tym, że na tej ziemi jesteśmy tylko i wyłącznie pielgrzymami. To wszystko, co nas tu otacza, kiedyś rozpadnie się jak proch. Przetrwa tylko miłość. Przetrwa tylko dobro. Przetrwa tylko wiara poparta uczynkami bezintere­sownego miłosierdzia.
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23,12). Odmawiając sobie splendoru i chwały dziś, cieszyć się będziemy uznaniem w wieczności. Zabiegajmy przede wszystkim o to, aby podobać się Panu Jezusowi. Gdyż to On powróci na końcu czasów jako Sędzia Sprawiedliwy. „Wszy­scy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub do­bre” (2 Kor 5,10).
Amen.

lutego 26, 2018

Rozważania wielkopostne - Życiowe domino

Rozważania wielkopostne - Życiowe domino

Poniedziałek 2 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś

 


Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».

Oto słowo Pańskie.


Refleksja nad Słowem Bożym

 

Trwający okres Wielkiego Postu jest dla każdego z nas spo­sobnością do refleksji nad własną duchową kondycją. Obrzędem posypania głów popiołem rozpoczęliśmy czas pokuty i nawró­cenia. Lecz aby podjąć pokutę, trzeba najpierw uświadomić so­bie własne grzechy. Nie da się bowiem pokutować nie wiedząc za co. Aby wkroczyć na drogę nawrócenia, trzeba uświadomić sobie, co należałoby zmienić i z jakimi wadami walczyć. Naj­pierw trzeba odkryć, zrozumieć własną duchową kondycję, aby następnie podjąć trud zmiany na lepsze.
Nie ma zaś lepszego sposobu ujrzenia własnych grzechów i słabości, jak przejrzeć siebie w lustrze oczu drugiego człowieka. Nie ma bardziej obiektywnej metody rozeznawania własnej du­chowej kondycji, jak przypatrzeć się własnym relacjom z drugim człowiekiem. W oczach bliźniego zobaczymy nasze prawdziwe oblicze. W czynach innych ludzi dostrzec będziemy mogli własne postępowanie. „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mie­rzycie” (Łk 6,38). Otrzymujemy bowiem od innych ludzi to wła­śnie, co wcześniej sami im ofiarowaliśmy. Obdarowani zostaliśmy tym, co wcześniej sami im daliśmy. Słyszymy słowa, które wcześniej do nich sami wypowiedzieliśmy. Spotykają nas osądy, które wcześniej sami ferowaliśmy. Otrzymujemy takie dobro i wsparcie, jakie wcześniej od nas inni otrzymali.
Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy jesteśmy niedosko­nali i przewrażliwieni na własnym punkcie. Wszyscy w pierwszym odruchu oddajemy drugiemu człowiekowi to właśnie, co od niego wcześniej otrzymaliśmy. Z doświadczenia bowiem wiemy, że agresja rodzi agresję, a życzliwość rodzić będzie życzliwość. Uczestniczymy w życiowym domino. Jak jeden klocek w tej układance po­pycha następny i następny, tak samo jest z naszymi czynami.
Kłamstwo zachęca do przeinaczania prawdy, a nieuczciwość do kradzieży. Zdrada popycha wielu do niewierności, obmowa zaś sieje plotkarstwo. Obojętność na ludzką krzywdę wiedzie do oziębłości, osądzanie wraca do człowieka niesprawiedliwością. Dostajemy to, co sami daliśmy. Przekleństwo zawsze wraca ze zdwojoną siłą, a słowa błogosławieństwa przede wszystkim ubo­gacają tego, który je wypowiada. Słowa i czyny zawsze do nas wracają. Dobre i złe, zamierzone i uczynione w afekcie, zawsze wracają. Nabierają tylko mocy sprawczej. Jeśli niosły dobro, po­wrócą z darem wdzięczności. Jeżeli zaś miały krzywdzić, ich siła pomnoży się łzami, które wywołały.
Możemy się z tą prawdą nie zgadzać. Możemy protestować. Możemy się usprawiedliwiać i przekonywać, że nic takiego złego nie uczyniliśmy. Lecz nie zmieni to jednak zasadniczej prawdy naszego życia. „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Im dłużej będziemy żyć, tym bardziej przekonamy się o prawdziwości tych słów Syna Bożego. Im więcej spotka nas przeróżnych doświadczeń, tym bardziej doznamy mądrości życiowej, którą przypomina nam dziś Pan Jezus.
Kiedy więc spotyka cię jakakolwiek przykrość, zapytaj siebie, czy wcześniej sam nie czyniłeś zła. Okłamywany, pytaj o własne kłamstwa. Okradany, spójrz na własną nieuczciwość. Zdradzany, pytaj o swoją wierność. Osądzany, przysłuchaj się swoim opi­niom. Otrzymujesz bowiem to, co sam dajesz. Ludzie odnoszą się do ciebie tak, jak na to po ludzku zasłużyłeś.
Nie ma zaś innego sposobu wyrwania się z tej pętli zła i wza­jemnej krzywdy, jak tylko zmienić własne postępowanie. Nie ma sensu oglądać się na innych, czekać, aż oni się zmienią. Wszak wła­dzę mamy tylko i wyłącznie nad samym sobą. Zmianę naszych wzajemnych międzyludzkich relacji należy rozpocząć od samego siebie. Nawet jeżeli spotkała nas jakakolwiek przykrość, nie odpo­wiadajmy tym samym. Jeśli doznaliśmy niesprawiedliwości, nie żądajmy zadośćuczynienia. Kiedy słyszymy złośliwości, nie odpo­wiadajmy tym samym. Trzeba postawić tamę naszym wzajemnym animozjom. Tę tamę muszę postawić ja sam. Te słowa powinien w swym sercu powtarzać sobie każdy z nas tu obecnych.
Kiedy zaś zatrzymamy domino zła, ustawiajmy nowe do­mino. Tym razem ustawmy klocki dobra. Miłość niech rodzi mi­łość, przebaczenie niech owocuje pojednaniem. Oby prawda za­chęcała do szczerości, delikatność zaś do życzliwości. Uczci­wość owocować będzie rzetelnością, miłosierdzie pobudzać będzie do bezinteresowności. Ustawiajmy w życiu nowe domino. Obdarowujmy siebie wzajemnie dobrem i miłosierdziem. To bo­wiem, co dajemy, do nas wraca. Niech więc w ostatecznym roz­rachunku wróci do nas miłość. Bo jej właśnie pragniemy.



lutego 24, 2018

Rozważania wielkopostne - Najtrudniejsze wymaganie

Rozważania wielkopostne - Najtrudniejsze wymaganie

  Sobota 1 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś

 

Miłujcie nieprzyjaciół waszych....
Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Oto słowo Pańskie.


Refleksja nad Słowem Bożym 



Trwając w okresie Wielkiego Postu, pragniemy uświadomić sobie własną grzeszność, podjąć wysiłek nawrócenia i pokuty za uczynione zło. Ze wstydem i żalem przypominamy sobie te wszystkie okoliczności, w których skrzywdziliśmy kochających, niewinnych ludzi. Zdradzaliśmy, okłamywaliśmy, wykorzysty­waliśmy dobroć, obojętnie przechodziliśmy obok ludzkiej biedy. Teraz jest czas, aby to wszystko sobie uświadomić. Teraz jest czas, aby ze swymi grzechami się zmierzyć. Chrystus Pan wzywa nas wprost do pokuty i zadośćuczynienia krzywd, które innym wyrządziliśmy. Każdy, kto wstąpił na drogę pokuty i nawrócenia, doświadczył już, jakie to wymagające, a czasem nawet upokarza­jące. Przyznać się do błędu, prosić o wybaczenie, okazać skruchę. To wcale nie jest łatwe dla człowieka, który żyje w przeświadcze­niu o swej nieomylności, w czasach, kiedy najbardziej liczy się przebój o wość i determinacja w realizacji swych zamierzeń.
Lecz dziś Zbawiciel chce od nas jeszcze więcej. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześla­dują” (Mt 5,44). Pan Jezus nie wymaga od nas tylko i wyłącznie sprawiedliwości, wszak uznanie swej winy i prośba o przebacze­nie to wymóg ludzkiej i boskiej sprawiedliwości. Chrystus do­maga się od nas czegoś więcej. Jeżeli chcemy, by prawdziwie na­zywano nas przyjaciółmi Pana Boga, musimy wspiąć się na szczyt miłości. Jeżeli chcemy naśladować Mistrza z Nazaretu, musimy być miłosierni jak On sam. Jeżeli pragniemy osiągnąć zbawienie wieczne, nie możemy poprzestać tylko i wyłącznie na realizacji wymogu sprawiedliwości. Wszak poganie i najwięksi grzesznicy tak czynią. Łatwo jest kochać człowieka, który jest nam życzliwy. Łatwo okazywać dobro osobie, od której wiele otrzymaliśmy. Nie jest problemem okazać wyrozumiałość dla tego, który sam był dla nas wielkoduszny. Problem powstaje, gdy tak przyjdzie odnosić się do osób nam nieprzychylnych czy wręcz wrogich.
Trudno przebaczyć człowiekowi, który nie widzi problemu w tym, iż nas skrzywdził. Trudno okazać życzliwość osobie, która ostentacyjnie okazuje nam swą niechęć. Wiele trzeba poświęcić, by prosić Pana Boga o błogosławieństwo dla człowieka, który wyrządził nam krzywdę. Dla wielu okazuje się to być heroizmem niemożliwym do realizacji. Jesteśmy bowiem tylko ludźmi. No­simy w sobie pamięć doznanych krzywd. Krzyczy w nas poczucie niesprawiedliwości. Skrzywdzona miłość własna domaga się zadośćuczynienia. Piękne są te dzisiejsze słowa Pana Jezusa, lecz jakże trudne w realizacji. Doniosła to nauka, lecz przekraczająca nasze możliwości.
Jeżeli jednak poprzestaniemy tylko i wyłącznie na płasz­czyźnie sprawiedliwości, gdzież szukać miłości? Jeżeli dla in­nych będziemy tylko tacy, jak oni dla nas, jak zbudujemy wspólne dobro? Jeżeli kochać potrafimy tylko wtedy, gdy przy­nosi to nam korzyści, to czy można taką postawę tak naprawdę nazwać miłością? Jeżeli my nie chcemy ofiarować niczego od siebie i złamać miłości własnej, jakże wolno nam będzie wycią­gać dłonie po dar Bożego miłosierdzia?
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48). Oto kierunek naszej życiowej drogi, który wskazuje nam dzisiaj Pan Jezus. Odciąć się od zła. Nie szukać zadośćuczynienia. Życzliwie spoglądać na swych wrogów. Do­brem gasić zarzewie zła i krzywdy. Modlitwą przeciwstawić się przekleństwu. Uśmiechem zneutralizować gniew. Delikatnością ukoić wzburzenie. Miłością zwyciężyć nienawiść. To jedyna droga do budowania królestwa Bożego na ziemi. To jedyne, co możemy dać od siebie bezinteresownie Panu Bogu. Tak wiele od Stwórcy otrzymujemy, ofiarować zaś w zamian możemy tylko i wyłącznie dar z miłości własnej.
Nie zawsze nasza wspaniałomyślność będzie doceniona przez drugiego człowieka. Nie zawsze nasza miłość wrogów, krzywdzicieli, nieprzyjaciół będzie przez nich zauważona. Nie zawsze nasze dobro złagodzi złośliwość drugiego człowieka. To wszystko pozostawmy działaniu łaski Bożej. To wszystko pozo­stawmy Duchowi Świętemu, który dmie kędy chce. Najważniejsze, że Pan Jezus doceni naszą ofiarę. Najważniejsze, że Pan Bóg wynagrodzi dar naszej bezinteresownej miłości nieprzyja­ciół. W ostatecznym rozrachunku to my będziemy zwycięzcami. To nasze imiona zapisane będą w Księdze Życia. Wszystko bo­wiem, co jest na tym świecie, przeminie. Ostanie się tylko mi­łość. I właśnie z tej miłości będziemy sądzeni. Amen.

 

lutego 23, 2018

2. Niedziela Wielkiego Postu, Rok B - Potrzeba modlitwy

2. Niedziela Wielkiego Postu, Rok B - Potrzeba modlitwy
Dzisiejszy człowiek wciąż się spieszy. Biegnie, zadyszany, załatany, obładowany pakunkami kłopotów, zmartwień, spraw do załatwienia, rachunków, kalkulacji, przeliczeń. Biegnie nie wiadomo dokąd. Mierzy czas zarobionymi pieniędzmi, pracą, rozrywkami, okruchami szczęścia. Nie ma czasu zadziwić się pięknem świata, zastanowić się nad sensem swojego życia.
Dzisiejszy człowiek nie potrafi się uciszyć, wejść do swojego wnętrza, by zrozumieć siebie i otaczający go świat. Dzisiejszy człowiek zalewany potokiem informacji, ciekawostek, słów, przemówień, dyskusji — nie potrafi spojrzeć krytycznie, wyrażać to, co prawdziwe i najważniejsze... Jak trudno jest mu powtórzyć za apostołami: „Panie, dobrze nam tu być” (Mk 9,5). A jednak...
Gdy apostołowie weszli na Górę Tabor ze swoim Mistrzem, doznali za­chwytu i radości. Rozpoczęły się dla nich rekolekcje. Chrystus przemienił się wobec uczniów, aby im pokazać, Kim jest oraz czego będą mogli z Nim dokonać. Przemiana wewnętrzna człowieka to nic innego, jak ciągła stano­wcza rezygnacja z tego, do czego się przyzwyczaił, co stało się niejako jego „ojczyzną”. Tak jak dla Abrahama perspektywa rezygnacji z ojczyzny i domu swojego ojca nie była łatwa do przyjęcia. Taka trudna droga wymaga bowiem podjęcia wysiłku, zostawienia niedobrych przyzwyczajeń i nało­gów. Bo może twoją „ojczyzną” jest egoizm i niekontrolowane działania, które krzywdzą bliźniego. Być może. są to niewłaściwe wybory, niechęć, by stać się lepszym. To jest to wszystko, co ci przeszkadza w osiągnięciu „ziemi obiecanej”. A cena „ziemi obiecanej”, do której Bóg wezwał Abrahama i wzywa ciebie, jest wielka.
I weszli na Górę Tabor. Góry uczą kochać Boga, ludzi, świat. „Kiedy człowiek idzie zdobywać góry, powinien zapomnieć o kretowisku, zostawić to, co w dole” — tak powiedział zdobywca Mont Everestu — Tenzing. Góry uczą poznawać Boga i człowieka, a przede wszystkim siebie. Są zwierciadłem. Niejednemu góry zgotowały „rekolekcje”, z praktyczną lek­cją pokory. „Mistrzu, dobrze nam tu być” — doznali olśnienia i zachwytu — gdy modląc się, przemienił się wobec nich. Chrystus na bolesnej modli­twie bezpośrednio przygotowywał się do męki krzyża i śmierci na Golgocie.
Drodzy bracia i siostry! Nieraz zastanawiamy się nad tym, dla­czego nasze życie religijne jest takie blade, anemiczne, tak mało owocne; dlaczego nasze serca są takie letnie. A przecież takie jest nasze życie religij­ne i taka jest temperatura naszego serca, jaka jest nasza modlitwa. Chcę wam powiedzieć parę słów o modlitwie. Bo nie ma prawdziwego życia religijnego bez modlitwy. O tyle przemienimy nasze ser­ca, o ile je napromieniujemy Bogiem na modlitwie. A modlić się można wszędzie. Nie tylko w miejscach specjalnie do tego przeznaczonych — w kościele czy kaplicy, klęcząc pod krzyżem w skupieniu i ciszy. Także w cza­sie pracy, w kolejce, w autobusie, w gwarze codzienności, w nerwowej at­mosferze pośpiechu, wśród ludzkiego mrowia. Także w chwilach odpręże­nia i rozrywki, na wycieczce, wtedy gdy się śmiejemy, gdy jest nam smutno, gdy czujemy się samotni, opuszczeni, nikomu niepotrzebni czy wręcz ucią­żliwi.
Modlić się to być z Bogiem — być z Bogiem zawsze. Nie znaczy to wcale, że bez przerwy mamy myśleć tylko o Panu Bogu. Myślmy o ludziach, o po­lityce, o sztuce, o teatrze czy bilecie kolejowym. Ale myśląc o tym wszyst­kim - całym bogactwie naszego życia codziennego — łączmy się z Bogiem. Nie zapominajmy o Nim, nie zamykajmy się przed Nim, ale bądźmy otwar­ci, gotowi, ufni i spokojni — pozwólmy Bogu być z nami i przemieniać na­sze serca. W modlitwie znajdujemy pociechę. Odbierz człowiekowi modli­twę, wiarę, a wtrącisz go w rozpacz. Cóż go bowiem podtrzymuje w chwili nędzy i cierpień, jeśli nie wiara w Boże miłosierdzie. Pozbaw człowieka chorego modlitwy, krzyża w pokoju czy sali szpitalnej, a cóż mu pozosta­nie? Lekarz nie zna już niekiedy innych środków uzdrowienia. Cierpienie i ból wzmagają się z dnia na dzień. Jedno spojrzenie na Ukrzyżowanego, je­dno westchnienie i akt oddania się, a chory doznaje ulgi. Odbierz matce po­ciechę po stracie ukochanego dziecka, a strącisz ją w beznadziejną ciem­ność.
Modlitwa jest źródłem siły. Ciało, jeśli ma być zdrowe — potrzebuje światła i ciepła słonecznego. Dla duszy tym ożywczym światłem jest modli­twa. Ona ją podnosi ku Bogu, oczyszcza i ogrzewa. Rozumiał to św. Augu­styn, gdy mówił: „Kto potrafi się dobrze modlić, ten potrafi dobrze żyć... Kto zaniedbuje modlitwę, rozpoczyna życie grzeszne”. Modlitwa jest nam szczególnie potrzebna wśród utrapień doczesnych: cielesnych i material­nych. Może dziś cierpienie i smutek ściska twoje serce, a ty poddajesz się rozpaczy — zamiast się modlić. Musimy nauczyć się od Chrystusa cierpieć z modlitwą na ustach — tak jak w Ogrodzie Oliwnym — „Ojcze jeśli możli­we, oddal ode Mnie ten kielich” (Mt 26,39). A jeżeli nam się zdaje, że już więcej nie wytrzymamy — skarżmy się Bogu — ale na modlitwie.
Często mówimy: nie umiem się modlić. Dlaczego? Bo mamy za małą wiarę — dzisiejszy człowiek nie wierzy Panu Bogu. Przede wszystkim wie­rzy sobie, wierzy układom społecznym, których często nie akceptuje — ale nie wierzy, nie ufa Panu Bogu. Jaki jest sprawdzian dobrej modlitwy? Bar­dzo prosty — jeżeli chcesz się przekonać, czy się dobrze modlisz, zobacz, czy przez swoją modlitwę się przemieniasz. Czy zmienia się twoje życie? Czy zmieniasz się tak, aby żyć w zgodzie z wolą Bożą? Popatrz, jak modlili się święci. Oni też mieli trudności na modlitwie, nie przeżywali stanów ek­statycznych uniesień czy wzruszeń. Choćby św. Wincenty a Paulo — Ojciec Ubogich — miał kiedyś taki kryzys, że nie mógł się modlić w ogóle. Wszył sobie w sutannę tekst „Wierzę w Boga” i dotykał go. To była jego modlitwa w chwili próby.
Ktoś tak powiedział: „Znowu odejdę od was, odwrócę oczy, żeby was za­chować. Złożę ręce, aby w nich zbudować dla was schronienie. Opuszczę was na chwilę, aby was nie opuścić na zawsze — jak wieczorem odchodzi światło, aby odpoczęły pracowite oczy i znowu mogły służyć ziemi”. W modlitwie stajesz się księgą, której dotykają dobre oczy Ojca. W modlitwie stajesz się księgą zapisaną. Ale zapisać tę księgę — możesz tylko ty sam!
Postawiono nam swego czasu zarzut: czy w czasach trudnych i wśród wydarzeń tragicznych, jakie przeżywaliśmy przed kilku laty i przecież wciąż przeżywamy — czy rzeczywiście modliliśmy się autentyczną rodzinną modlitwą — tak jak modli się rodzina wtedy, gdy w jej domu jest ciężko chore dziecko. Oni są chorzy. To są chore dzieci rodziny polskiej, rodziny katoli­ckiej . Czy w tej modlitwie nie było jakiejś dumy, satysfakcji, wyższości? A modlitwa tak bardzo chce być pokorną, prawdziwą — tak bardzo chce się modlić za chore dzieci — nawet jeżeli te dzieci są straszne w swojej choro­bie. Ona za nie chce się modlić, za chore dzieci swojego domu! Modlitwa, która jest narzędziem życia, narzędziem pracy, narzędziem wychowania, narzędziem, którym również buduje się przyszłość.
Nie bójmy się modlić. Bracie i siostro! Nie bój się modlić. Weź do ręki Pismo Święte i czytaj albo poproś, niech ktoś z bliskich ci przeczyta chociaż krótki fragment. To Bóg mówi do ciebie. Modlisz się wtedy. Nie bój się mo­dlić. Uklęknij, spójrz na tabernakulum, w którym jest Ciało Pańskie — mów do Pana Jezusa i adoruj Go! Patrz na Jezusa! Patrz na Twojego Bos­kiego Przyjaciela, a twoje życie się zmieni, twoje serce się rozpromieni — twoje serce się rozgrzeje. Bo to jest źródło, to jest siła niespożyta dla ogrza­nia naszych serc. Nie bój się modlić — czyli przemieniać swoje życie. Nie myśl o sobie na modlitwie. Myśl o Bogu! A jeśli Pan cię dotknie swą łaską i poczujesz płomień szczęścia — dziękuj Mu za ten dar. Nie myśl o tym, co czujesz, myśl o tym, że mówisz do Pana, który cię kocha. Nie bądź smutny. Jesteś otoczony miłością Boga, który chce przemienić twoje życie — ale to zależy od Ciebie. Jeżeli swoje serce otworzysz przed Panem. Jeżeli pozwo­lisz na to serce patrzeć Chrystusowi. Jeżeli to serce zagrzejesz przy tej Nie­skończonej Miłości — to twoje serce nie będzie już letnie.
Pomyśl o tym w czasie tego Wielkiego Postu. Uczyńmy na ten czas — czas przemiany naszych serc, czas powrotu do Boga — uczyńmy ze swoich mieszkań, ze swoich domów, z sanatorium, domu opieki czy szpitala — miejsca modlitwy. I módlmy się za siebie, módlmy się za braci, za nasze rodziny, za trudne sprawy naszej ojczyzny. Adorujmy Chrystusa ukrzyżowanego — rozpamiętujmy Jego mękę w Gorzkich Żalach, idźmy z Nim Jego Krzyżo­wą Drogą — módlmy się gorąco — uczyńmy modlitwą nasze pragnienia i tęsknoty! Anna Kamieńska modliła się kiedyś: „Naucz mnie modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi”. Przyjść do Jezusa i patrzeć na Niego, i pozwolić, by On patrzył na nas. Amen.


lutego 23, 2018

Rozważania wielkopostne - Pojednanie

Rozważania wielkopostne - Pojednanie

Piątek 1 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś

 

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym 



Stare porzekadło mówi, że nie ma domu bez łomu. Nie ma bowiem ludzi bez wad i ciężko znaleźć takie wspólnoty, w któ­rych nie pojawiałyby się spory. Mamy przecież różne poglądy społeczne i polityczne. W różny sposób postrzegamy wspólne dobro. Do tego dodać trzeba nasze wady i złośliwość, której cza­sami dajemy się ujawnić. Łącząc to z nieustannym przemęcze­niem i problemami, na które nie mamy wpływu, otrzymujemy idealną mieszankę wybuchową. Wtedy wystarczy jedno słowo, które w innych okolicznościach nie zrobiłoby na nas wrażenia, lecz teraz staje się zapalnikiem. Wystarczy jeno niedopowiedze­nie, które w innych okolicznościach byłoby przemilczane. Wy­starczy jeden gest, który kiedy indziej byłby bez znaczenia. Te­raz jednak to, co kiedy indziej uznane byłoby za nieistotne, staje się zarzewiem wielkiej awantury.
Z maleńkiej chmury powstaje wtedy wielkie gradobicie. Z ni­czego robi się kłótnia o wszystko. Od jednego słowa przechodzi się wtedy do żalów i pretensji z całego życia. Kto z nas nie zna takich historii? Kto z nas w nich nie uczestniczył? Jednak nie sama sprzeczka jest najgorsza. Nie sama kłótnia jest najbardziej nisz­cząca. Prawdziwie śmiercionośne skutki może nieść grobowa ci­sza, która później następuje. Poróżnieni ludzie w końcu milkną, a najgorsze jest to, że nie chcą znów normalnie ze sobą rozmawiać. Słowa pełne emocji już przebrzmiały, lecz negatywne emocje do­piero zaczynają zbierać niszczące żniwo w sercach tych, którzy przecież są sobie bliscy. Ta właśnie cisza potrafi najbardziej nisz­czyć. Im dłużej bowiem nie ma porozumienia, tym bardziej ludzie od siebie się oddalają. Im dłużej nie wyciągnięto dłoni do zgody, tym trudniej zabliźnia się rana zadana kochającej osobie. Jedyną drogą, która przywrócić może dawną bliskość, jest pojednanie.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy i aby nie wtrącono cię do więzienia” (Mt 5,25). Te słowa Zbawiciela są jedyną słuszną drogą wyjścia z naszych nieporozu­mień. Trzeba jak najszybciej podać dłoń. Trzeba jak najszybciej przeprosić, uznając swój błąd. Należy jak najszybciej przebaczyć, aby ocalić miłość i przyjaźń przed zniszczeniem. Kiedy bowiem człowiek trwa w konflikcie, nieporozumieniu, pozwala, aby ziarno niechęci przerodziło się w obcość. Chwilowa złość zrodzić może wtedy nienawiść. Bliskość obrócić się może w wyobcowa­nie. Niedaleko bowiem jest od miłości do nienawiści. Od przyjaźni do wrogości. Od braterstwa do zawziętości.
Słowa Pana Jezusa odnoszą się w pierwszej kolejności do życia wiecznego. Jeżeli człowiek za życia nie przeprosi i nie wyrówna krzywd zadanych bliźnim, będzie musiał odpokutować to po śmierci w czyśćcu. Tego bowiem domaga się ludzka i boska spra­wiedliwość. Póki na naszych dłoniach są ślady po krzywdzie zada­nej bliźniemu nie ma sensu składać swych próśb przed obliczem Wszechmogącego. Wszak wyrządzone przez nas zło woła o za­dośćuczynienie. Najpierw trzeba się pojednać, by później z czystym sercem prosić Pana Boga o pomoc. Najpierw trzeba okazać miło­sierdzie skruszonemu bliźniemu, który uznaje swój błąd, a potem błagać o miłosierdzie dla siebie u Zbawiciela.
Lecz Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii wskazuje nam także na niszczący efekt naszych codziennych waśni. Każdy z nas chce żyć w pokoju, a wszczynamy awantury. Kochamy naszych bli­skich, a z taką łatwością ich krzywdzimy. Potrafimy poświęcić dla ich dobra tak wiele, a zarazem w emocjach nie potrafimy powstrzy­mać obraźliwych słów. Chcemy wspólnego dobra, a zarazem z nie­wytłumaczalną pasją niszczymy to, co z mozołem tworzyliśmy. Taki bowiem jest człowiek. Zdolny kochać i nienawidzić. Zdolny ofiarować wszystko i upominać się o najmniejszy drobiazg. Tacy jesteśmy, niedoskonali, nadpobudliwi i emocjonalni.
Dlatego tym bardziej trzeba nam posłuchać dzisiejszej prośby Pana Jezusa. Tym bardziej trzeba przyjąć do swego serca wołanie o wzajemne pojednanie. Dość przecież mamy trosk, aby dodawać ich sobie samemu. Dość mamy niepokojów, aby jeszcze w swym domu trzeba było się kłócić. Dość mamy obojętności, aby jeszcze pod wspólnym dachem żyć jak obcy sobie ludzie. Dość mamy zło­śliwości, aby jeszcze rozsiewać jej ziarna wśród najbliższych. Trzeba się pojednać. Podać dłoń do zgody. Wybaczyć, mając świa­domość własnej niedoskonałości. Prosić o przebaczenie, uznając w prawdzie swój błąd. Nie czekać z pojednaniem w nieskończo­ność, gdyż czas jest wtedy najgorszym doradcą. Nie zwlekać z przebaczeniem, gdyż wrogość i obcość może tylko wzrastać. Nie nisz­czyć swej miłości i przyjaźni niemą agresją, rozżaleniem i milcze­niem. Nic dobrego z tego nie powstanie. Nieraz się już o tym prze­konywaliśmy. Nieraz zbieraliśmy gorzkie owoce takiej postawy.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko”. Nie zwlekaj z pojednaniem. Ono kosztuje, lecz wszystko, co cenne w naszym życiu, kosztuje. Wszystko, co cenne, okupione musi być ofiarą. Także miłość i przyjaźń.

 

lutego 22, 2018

Rozważania wielkopostne - "A wy za kogo Mnie uważacie?"

Rozważania wielkopostne - "A wy za kogo Mnie uważacie?"

Czwartek 1 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś

 

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie».
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym 


Szymonie, synu Jony, czy miłujesz Mnie?”.
Takie pytanie jest zadawane św. Piotrowi. On ze szczerością i mocą wiary odpowiada: „Tak, Panie”. Kiedy jednak wydawało mu się, że jakoś Mistrz mu niedowierza, w końcu powiada: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że ja Ciebie miłuję”.
Zazwyczaj dzieje się na odwrót, niż to przedstawiono dziś w Ewangelii. Zwykle człowiek zadaje Bogu pytania o sens życia, o tajemnice cierpienia i śmierci, o wieczność i prawdę. Czasem pytanie jest natarczywe i niecierpliwe, a człowiek, który je stawia chciałby niemal dotknąć Boga. „Czy Ty naprawdę istniejesz?” Czy jesteś Bogiem żywym i prawdziwym?”
Bywa, że człowiek zgubi się w gąszczu domysłów, teorii i filozofii, gdzie już nie świeci żaden, choćby nikły płomień. Bywa też, że człowiek szukający i stawiający Bogu pytania stwierdzi za poetą: „Bóg nie nad głową mieszka, lecz w środku człowieka, więc kto w głowę zachodzi, od Boga ucieka” (A. Mickiewicz). Tu już jest więcej światła i człowiek pewniej stawia kroki. Bywa również, że wszystko już jest jasnością i światłem. Nie ma pytań, bo po cóż wtedy pytać? Trzeba się tylko zadziwić głębokością bogactw, mądrością i wiedzą samego Boga.
Zamyśleć się nad niezbadanymi Jego wyrokami i niewyśledzonymi drogami. To wówczas przez Niego i dla Niego jest wszystko, choć nikt z nas nigdy nie pozna myśli Pana i nie będzie Jego doradcą. Ginie wtedy wszelka natarczywość i niecierpliwość, a nawet ciemność niewiedzy nie jest straszna. Dla tych, którzy sercem szukają i widzą sercem, nawet mrok jest jak światło, a noc jako dzień zajaśnieje (Ps 139, 12). Pozostaje wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.
Można by w tym miejscu szukać żywej ilustracji tej wielkiej prawdy, gdzie mroczność dociekań zastąpiona jest prostotą serca, a mnożona liczba pytań i niejasności, ustępuje miejsca określonej przez wiarę postawie życiowej. Wystarczy zajrzeć do niejednej sali szpitalnej czy cichego kąta mieszkania osób od wielu lat cierpiących przez ciężką, nieuleczalną chorobę czy samotność.
Dziś w Ewangelii, Bóg stawia człowiekowi pytania. „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?… A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mt 16, 13, 15) - pyta Chrystus. Jakże inaczej stawia pytanie człowiek, a inaczej Bóg!

Zatem wiara, wynikająca z przyjmowania z Boskiego Objawienia; zatem miłość ku Chrystusowi, miłość radykalna i absolutna, miłość niekłamana – bo Ty, Boże, wszystko wiesz – stają się fundamentami właśnie tego, iż Piotr jest obwołany opoką Kościoła, którego „bramy piekielne nie przemogą”, ani wczoraj, ani dziś, ani jutro, bo Chrystusowe wyznaczenia i posłania misyjne są właśnie tak owocne, tak skuteczne, aby Kościół mógł bez przeszkód obwoływać „czas łaski, czas zbawienia od Pana i Boga”.

Piotr, człowiek wiary, człowiek miłości ku Jezusowi Chrystusowi. Zatem, mocą wiary i miłości poznaje dobrze kim jest Jezus Chrystus, i może o Tym Chrystusie opowiadać z wielką gorliwością apostolską wszystkim, Żydom przede wszystkim.

Wydaje się, że w Święto Katedry św. Piotra, obchodzone już w Kościele katolickim od IV wieku, trzeba by sobie życzyć i wiary, i miłości wielkiej ku Bogu i ku człowiekowi, ale również potężnej chrześcijańskiej, pokornej ambicji, ambicji, by być opoką Kościoła, fundamentem Kościoła, każdy inaczej, bo jedyną misją była misja Piotrowa, ale my również mamy stawać się rodzicielami Kościoła, fundamentami Kościoła. Jeżeli ktoś jest matką, ojcem, przez wiarę w Boga i Bogu, przez wielkie umiłowanie królestwa Bożego, rodzi Kościół, owszem: domowy, ale i przyczynia się do wzrostu Kościoła parafialnego, diecezjalnego, a w konsekwencji do wzrostu Kościoła powszechnego. To nie tylko dom rodzinny, rodzina, jest stosownym środowiskiem, aby być tam fundamentem Kościoła, opoką Kościoła, gdy się jest matką, ojcem, ale również w środowisku pracy, we wspólnocie zawodowej, tam gdzie jestem. Jeżeli jestem katolikiem, chrześcijaninem konsekwentnym w wierze i miłości, staję się rodzicielem Kościoła, opoką Kościoła, i to Kościoła niezwyciężalnego. Bo w takie dzieło rodzenia Kościoła przecież angażuje się sam Święty Duch Boży, który nam objawia i Ojca, i Syna, który wznieca w nas wielką miłość ku Ojcu, ku Synowi, i ku braciom, których otrzymujemy w darze w Jezusie Chrystusie.
Zamyśleć się nad niezbadanymi Jego wyrokami i niewyśledzonymi drogami. To wówczas przez Niego i dla Niego jest wszystko, choć nikt z nas nigdy nie pozna myśli Pana i nie będzie Jego doradcą. Ginie wtedy wszelka natarczywość i niecierpliwość, a nawet ciemność niewiedzy nie jest straszna. Dla tych, którzy sercem szukają i widzą sercem, nawet mrok jest jak światło, a noc jako dzień zajaśnieje (Ps 139, 12). Pozostaje wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą.
Można by w tym miejscu szukać żywej ilustracji tej wielkiej prawdy, gdzie mroczność dociekań zastąpiona jest prostotą serca, a mnożona liczba pytań i niejasności, ustępuje miejsca określonej przez wiarę postawie życiowej. Wystarczy zajrzeć do niejednej sali szpitalnej czy cichego kąta mieszkania osób od wielu lat cierpiących przez ciężką, nieuleczalną chorobę czy samotność.
Dziś w Ewangelii, Bóg stawia człowiekowi pytania. „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?… A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mt 16, 13, 15) - pyta Chrystus. Jakże inaczej stawia pytanie człowiek, a inaczej Bóg!

Zatem, mamy być opoką. Jest nas aż tylu ochrzczonych w Rzeczypospolitej; tylu ochrzczonych Polaków na świecie, i nieraz aż dziw bierze, że wiary tak mało, a miłości niekiedy jeszcze mniej. I stąd wielkie nieporozumienia, zwątpienia, i stąd niekiedy aż tyle nienawiści i sądów, sporów różnorakich pośród nas, Polaków, którzy deklarujemy, że wierzymy w Boga prawdziwego, że Chrystusa miłujemy, a przecież gdyby tak autentyczna wiara nas ożywiała, gdyby tak miłość ewangeliczna napełniała nasze umysły i serca, to przecież i Kościół byłby inny. Są różne Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, są inne Kluby Katolickie, Akcje Katolickie, mnóstwo różnych ruchów. Przecież każdy członek Kościoła, a zwłaszcza zrzeszony członek Kościoła w szczególnej wspólnocie, winien stawać się opoką Kościoła.

I dlatego prosimy Pana o takie wewnętrzne postawy, aby mógł powiedzieć o każdej i każdym z nas, tak jak do Piotra: „Ty jesteś opoką” w swoim domu, w swoim środowisku, w swojej parafii, w swoim mieście, w swojej diecezji – tam, gdzie jesteś – Ty jesteś opoką Kościoła i na niej ma on być budowany.

Dzisiaj, dziękując Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu za św. Piotra Apostoła, chcemy prosić Ducha Świętego, by nasza wiara była autentyczna, żywa, kierująca życiem naszym; by nasza miłość była wystarczająca, abyśmy bez wstydu mogli powiedzieć: „Panie, Ty wszystko wiesz, ty wiesz, że ja Ciebie miłuję” ponad wszystko. I wreszcie pragnąć, aby przez nas Kościół nie pomniejszał się przez nasze niedowiarstwo i brak wiary, brak miłości, ale by Kościół przez naszą obecność i nasze z dnia na dzień chrześcijańskie działanie wciąż wzrastał. „Ty jesteś Piotr, Opoka. Na tej Opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą”. AMEN.


 

 

lutego 21, 2018

Rozważania wielkopostne – Znak zapytania

Rozważania wielkopostne – Znak zapytania

  Środa 1 tydzień Wielkiego Postu

Słowo Boże na dziś

Jon 3, 1-10
Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan. Niniwa była miastem bardzo rozległym – na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona». I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i przyoblekli się w wory od najstarszego do najmłodszego. Doszła ta sprawa do króla Niniwy. Powstał więc z tronu, zdjął z siebie płaszcz, przyoblókł się w wór i usiadł na popiele. Z rozkazu króla i jego dostojników zarządzono i ogłoszono w Niniwie, co następuje: «Ludzie i zwierzęta, bydło i trzoda niech nic nie jedzą, niech się nie pasą i wody nie piją. Ludzie i zwierzęta niech przyobleką się w wory. Niech żarliwie wołają do Boga! Niechaj każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą popełnia swoimi rękami. Kto wie, może się zwróci i ulituje Bóg, odstąpi od zapalczywości swego gniewu, i nie zginiemy?» Zobaczył Bóg ich czyny, że odwrócili się od złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej.

Łk 11, 29-32
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz».

Refleksja nad Słowem Bożym

 

Umiejętność trafnego odczytywania otaczającej nas rzeczy­wistości jest świadectwem dojrzałości człowieka. Ludzka mą­drość jest liczona nie tyle zdobytą wiedzą, lecz zdolnością do ana­lizy zjawisk, ludzkich zachowań i wydarzeń, których jesteśmy uczestnikami. Wielką sztuką jest zdolność do rozpoznawania, za­uważania znaków, które pragną nas otworzyć na ważne wartości, prawdy, których na pierwszy rzut oka może nie zauważamy.
Mieszkańcy Niniwy opływali w luksusy. Dobrze im się wio­dło. Tak bardzo uwierzyli w siebie, iż zapomnieli o Panu Bogu. Zapomnieli o moralności. Uwierzyli, że sami mogą decydować, co jest dobre, a co złe. Dopiero widok Jonasza stał się dla nich otrzeźwieniem. Nie był to szczególny widok, wszak Jonasz wcze­śniej przebywał trzy dni we wnętrznościach wielkiej ryby. Brudny, wyniszczony, wręcz cuchnący stał się znakiem zapytania. Jego wezwanie do pokuty i nawrócenia przyniosło efekty. Jonasz stał się dla Niniwy znakiem zapytania. Dokąd zmierzają? Gdzie wiodą ich wybory, których dokonują? Opamiętali się i ocaleli.
Królestwo Saby, znajdujące się na północnych terenach dzi­siejszej Etiopii, opływało we wszelkie bogactwa. Mądre rządy swej królowej zapewniały mieszkańcom tych ziem dostatek, po­kój i stabilizację. Lecz królowa Saby nie była zapatrzona w samą siebie. Nie uwierzyła we własną doskonałość. Wyruszyła daleko na północ, do ziemi Izraela, aby w Jerozolimie słuchać mądrości Salomona, której udzielił jemu sam Bóg Wszechmogący. Salo­mon był znakiem zapytania o źródło swej mądrości. Wszak ża­den człowiek wcześniej ani potem nie potrafił tak tramie roz­strzygać sporów i znajdować sensowne, mądre wyjście z naj­większych nawet kłopotów. Ta podróż przyniosła błogosła­wione owoce dla samej królowej i całego państwa Saby.
Wszystkie znaki i cuda, których dokonywał Jezus Chrystus, widzieli Żydzi. Żaden człowiek nie potrafił dokonać tego, co czy­nił Mistrz z Nazaretu. Uzdrawiał chorych, wyrzucał złe duchy, wskrzeszał zmarłych, głosił Mądrość, która przewyższała naukę Salomona. Lecz Izraelitom wciąż było za mało. To, czego byli świadkami, nie stało się dla nich znakiem zapytania. Ich zatwardziałe i pyszne serca nie chciały zastanowić się, skąd pochodzi władza, która pozwala Jezusowi to wszystko czynić. Jakie jest źródło Mądrości, z której czerpie Chrystus? Dany im był większy znak niż mieszkańcom Niniwy, lecz nie chcieli go odpowiednio zinterpretować. Głoszona im była większa Mądrość, niż czynił to Salomon, lecz nie chcieli jej słuchać. Sami zamknęli swe serca na działanie łaski Bożej. Sami odwrócili się od Zbawiciela.
Dziś ta sama scena powtarza się na nowo. Dziś te same słowa kieruje do mnie i ciebie Jezus Chrystus. Patrząc na życie Kościoła, działanie łaski Bożej w sercach ludzi, ujrzeć możemy prawdzi­wość Ewangelii. Słuchając Dobrej Nowiny i jej nieprzemijającej aktualności przekonać się możemy, że nie są to słowa człowieka, lecz samego Boga. Pusty Grób Syna Bożego dla mnie i dla ciebie jest znakiem zapytania o naszą wiarę. Jezus jest nieporównywal­nie większym znakiem niż Jonasz, lecz tak wielu współczesnych nie chce Go odczytać. Mądrość Ewangelii nieporównywalnie przekracza naukę Salomona, lecz współcześni usiłują głosić nową, jakoby lepszą i doskonalszą mądrość życia. Współczesny czło­wiek uważa, że jest samowystarczalny i Pan Bóg nie jest mu do niczego potrzebny.
Nie tęsknimy już za niebem, gdyż zbudowaliśmy sobie raj na ziemi. Żyjemy wszak wygodniej i dostatniej niż kiedykol­wiek żyło się człowiekowi na ziemi. Nie tęsknimy za mądrością Ewangelii, gdyż sami wszystko sobie tłumaczymy, wyjaśniamy i uważamy, że nauka odnalazła odpowiedź na każde ludzkie pytanie. Czy jednak to jest prawda? Czy naprawdę nasze życie jest rajem? Czy to wszystko, co możemy posiąść na tej ziemi, za­pewni nam ostateczne szczęście i satysfakcję? Jeżeli nawet tak, to co zrobić z pytaniem o wieczność. Wszak każdy, kto się na­rodził, umrzeć musi. Może nauka odkryje kiedyś wszystkie za­gadki świata przyrody i prawa, które nim żądzą. Lecz nigdy nie wytłumaczy cierpienia, przemijania i wewnętrznej tęsknoty człowieka za swym Stwórcą.
Krzyż Jezusa jest dla człowieka znakiem zapytania: dokąd zmierzasz? Dokąd pędzisz? Gdzie wiodą twoje życiowe drogi? Jakiej mądrości słuchasz? Kto zawsze troszczy się bezintere­sownie o twoje dobro? Tylko Jezus daje zbawienie. Tylko w Ko­ściele Chrystusowym usłyszeć możesz pełnię Mądrości Bożej. Tylko krocząc drogą Ewangelii możesz na tym świecie osiągnąć szczęście i wewnętrzny pokój.
Możemy swe życie zamknąć w ziemskim raju, lecz co wtedy spotka nas po śmierci? Wszak każdy człowiek ma duszę nieśmier­telną. Możemy słuchać innych, ludzkich mądrości, lecz w ostatecz­nym rozrachunku okażą się one groteskowe i puste. Jezus i Jego święta Ewangelia jest wciąż znakiem zapytania o sens i kierunek naszego życia. Odpowiedzmy sobie na te pytania.
Amen.
Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger