czerwca 24, 2018

Homilia na Uroczystość Narodzenia Św. Jana Chrzciciela - Dlaczego czcimy jego narodziny?

Homilia na Uroczystość Narodzenia Św. Jana Chrzciciela - Dlaczego czcimy jego narodziny?
Dziwny jest Bóg w świętych swoich – tak rzekł król prorok Dawid, rozważając dobra i łaski, jakich użycza Bóg tym, którzy Go miłują. Wszystko, co Bóg czyni, dziwnym jest; wszystko nam głosi Boga, który nieskończony jest w mądrości, potędze, miłosierdziu i miłości. Powiedzieć można, że w swoich świętych jakby zajaśniał tymi cnotami, które przyniósł na ziemię Chrystus i według nich żył.
Dziś przed nami staje Jan Chrzciciel. Ten wielki święty był jakby gwiazdą poranną, która zwiastuje wschód słońca ogrzewającego ziemię i ożywiającego naturę. Niebo uczciło świętego Jana, bo jego przyjście oznajmił Anioł. Jan począł się z matki świętej, a jego narodzenie było więcej chyba działaniem łaski niż natury, gdyż rodzice byli w podeszłym już wieku. Święty Augustyn pyta: „Dlaczego czcimy narodzenie św. Jana, gdy u innych obchodzimy dzień śmierci? Bo inni przez życie stali się doskonałymi; on nim światło dzienne zobaczył był wybranym prorokiem. Jego narodzenie podobne do zorzy porannej, która przynosi światu radość i wesele”. Rzeczywiście, gdy na świat przyszedł, wszyscy pytali: „Kim będzie to dziecię?”.
Był wielkim, wielkim przez imię. Imię u Żydów odpowiadało ściśle charakterowi tego, który je nosił, a oznacza: łaskę, błogosławieństwo i nadzwyczajne przywileje.
Jan jest wielkim przez łaskę. Święty Ambroży mówi, że „Bóg umiłował go zanim otrzymał życie, że go już w niebie umieścił, choć jego nogi nie dotknęły jeszcze ziemi; dał mu ducha Bożego przed używaniem rozumu, i obdarzył łaską, zanim natura jego ciało udoskonaliła”. Maryja z Jezusem idzie przez góry judzkie i szuka Jana. Maryja brała to dziecię na ręce. Ileż musiała mu udzielić i wyprosić łaski?
Jest wielkim przez posłannictwo: zwiastuje przyjście Zbawiciela, jest głosem mówiącym, że „przybliżyło się królestwo Boże”, że Zbawiciel zstąpił na ziemię. Jana podnosi do nieskończoności chrzest Bożego Syna – to korona jego zaszczytnego posłannictwa. „Mój Boże – woła św. Augustyn – czyż może być większy zaszczyt dla sługi nad to, że chrzci swego Zbawiciela i Mistrza? Jakiż zaszczyt dla stworzenia, że widzi Stwórcę u stóp swoich?”.
Jest wielkim przez swe wzniosłe cnoty: pokutę, niezmordowaną gorliwość, męstwo, zaparcie się – przecież domem stała mu się pustynia – mówił z ogniem i zapałem, wprawiał w zdumienie, zwalcza występek, gromi grzeszników, grozi gniewem Bożym: „Czyńcie pokutę... siekiera przyłożona..., drzewo będzie wycięte..”. W zapale gorliwości idzie na dwór króla, jakby słyszymy echo adwentu.
Jest wielkim przez wyrzeczenie się dóbr ziemskich, i pogardę życia; przez pokorę. Przecież chwali go sam Chrystus. Chrystus wiele wydał pochwał, ale o Janie szczególnie: „Coście przyszli widzieć?” – pytał.
Jest także wielkim przed ludźmi. Izajasz przedstawił go jako „głos wołający na pustyni”, a Jeremiasz porównuje go do muru spiżowego i strzały gorejącej. Lud przecież szedł za nim, i go słuchał. Św. Augustyn nazywa go „szkołą cnoty, wzorem świętości, miarą sprawiedliwości, męczennikiem dziewictwa, przykładem czystości, kaznodzieją pokuty, głosem Apostoła, światłem świata i świadkiem Boga samego”.
I wreszcie, jest wielkim przy śmierci. Chrystus wskazał drogę do nieba, a Janowi kazał iść przed sobą. Przed Nim szedł, jako niepokojący głos nawrócenia.
„Kim będzie to dziecię?”. Tym, co raz na zawsze zdecydował za co dać głowę. Miał jednaką i tą samą dla wszystkich; dla wszystkich taką samą prawdę. Pozostał wiernym swoim przekonaniom i swemu powołaniu. Nie ugiął się i nie zadrżał przed Herodem; wygarnął gorzką prawdę człowiekowi, który miał przecież władzę i mógł odebrać mu życie. Nie strapiło go też nienawistne spojrzenie Herodiady, która zaprzysięgła zemstę.
Tak więc módl się święty Janie za nas, gdy nie mamy zasad za które gotowiśmy oddać życie, i także wtedy, gdy brak odwagi stanąć w obronie prawdy, bo jakiś „Herod” może nam nie odciąć głowę, a premię; bo jakaś „Herodiada” może nas obnieść na języku; bo komuś się to nie podoba; bo możemy stracić zwolenników; bo wreszcie wątpimy: na cóż może się przydać pojedynczy głos człowieka Bogu, który jest wszechmocny, i sam potrafi sobie ze wszystkim poradzić. Ratuj święty Janie, gdy człowiek zapomina: która z jego twarzy jest prawdziwym obliczem; bo wobec groźnego Heroda stroi się w skórę potulnego zająca, wobec Herodiady jest układnym liskiem, a wobec silniejszego – łagodnym barankiem. Prosimy także, Janie, abyśmy my, głosząc prawdy Boże, nie ulegli pokusie: przyprawić je do smaku, złagodzić ich czasem drastyczną otwartość, upiększyć i osłodzić, zapominając, że mamy być solą. Módl się za ludzi „w miękkie szaty odzianych”, abyśmy zrozumieli, że Bóg nasz jest Bogiem wymagającym, że wiara wymaga konsekwencji, a konsekwencja nawrócenia, zaś nawrócenie – pokory i miłości. Spraw, Panie, abyśmy chcieli dołączyć swój pojedynczy głos do „głosu wołającego na pustyni”, wierząc gorąco, że w ten sposób przygotujemy drogę do przychodzącego Boga; wierząc, że przez naszą wierność prawdzie możemy sprawić, że drogi kręte staną się prostymi, a „wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boga”. AMEN.


czerwca 19, 2018

Homilia na zakończenie roku szkolnego i katechetycznego

Homilia na zakończenie roku szkolnego i katechetycznego
Drogie dzieci, droga młodzieży!
Zgromadziliśmy się dziś w kościele, aby podziękować Bogu za miniony rok szkolny i katechetyczny i prosić o błogosławieństwo na czas wakacji. Najpierw trzeba nam podziękować. To słowo dziękuję tak rzadko pojawia się na naszych ustach, a jest to piękne słowo. Trzeba, aby człowiek umiał dziękować; dziękować Bogu i dziękować ludziom. Trzeba, aby dzieci dziś dziękowały za miniony rok szkolny Bogu i ludziom. I po to się to dziś zgromadziliśmy w tej świątyni.
Trzeba nam sobie uświadomić, że Pan Bóg kieruje wszystkim i wszystko jest w jego rękach. Dlatego podziękuj Bogu za to wszystko, czego się w tym roku nauczyłeś, czego doświadczyłeś, za wszelkie dobro, jakie od Boga otrzymałeś, za wiadomości które zyskałeś, za to że stałeś się lepszym, że poznałeś wiele nowych informacji, że spotkałeś wiele nowych innych ludzi. Podziękuj za to wszystko w modlitwie: Boże dziękuję ci za cały ten rok szkolny, który się kończy: za wszystkie lekcje, za pomoc w nauce, za nauczycieli katechetów, którzy pracowali nad moim wychowaniem, za kolegów i koleżanki z którymi byłem w klasie, i przepraszam Cię, Boże, że nie zawsze uważałem na lekcjach, że nie odrabiałam starannie zadań, przepraszam. że byłem nieraz niegrzeczny wobec nauczycieli i wychowawców. że wobec kolegów i koleżanek nie zawsze byłem dobry, przepraszam za wszystko co było złe w ciągu tego roku.
Drogie dzieci, droga młodzieży - przychodzą wakacje, czas waszego odpoczynku. Nie będziesz chodził do szkoły, nie będziesz pisał zadań, możesz dłużej pospać, możesz spotykać się z kolegami koleżankami, grać w piłkę, bawić się, chodzić na wycieczki, zwiedzać okolicę... To ma być twój odpoczynek! Ale niech to będzie odpoczynek z Bogiem. Starajcie się poznawać i wielbić Boga w przyrodzie, umieć Go dostrzec w pięknie wschodu i zachodu słońca, majestacie gór, szumie morskich fal, wśród lasów i pól. Jan Kasprowicz pisze w swym wierszu tak:
„Ta jedna licha drzewina,
nie trzeba dębów tysięcy,
szeptem się ku mnie przegina.
Jest Bóg i czegóż ci więcej”.
Tak, jest Bóg i tego Boga można spotkać niejako „z bliska”; spotkać można Boga, który jest obecny w pięknie przyrody, w pięknie otaczającego nas świata... I trzeba zobaczyć Go przez zieleń traw, przez błękit nieba,w kwiatach i górach, we wschodach i zachodach słońca. A gdy będziecie patrzeć na ten wspaniały świat, dostrzegając w nim wspaniałość Boga, niech z waszych serc popłynie modlitwa: Boże jaki Ty jesteś potężny w dziełach Twoich; jakie ogromne jest morze – Tyś jest obecny w ogromie morza; jakie olbrzymie są góry – Tyś jest obecny w ogromie gór; jak bezkresne jest niebo, ile gwiazd – Tyś jest obecny w bezkresie nieba; jak piękne są kwiaty i drzewa – Tyś jest obecny w pięknie świata.
Kochanie dzieci, droga młodzieży, wakacje to jest czas waszego odpoczynku, odpoczynku z Bogiem. Ale to także czas z dawania świadectwa o twojej wierze i miłości do Boga. W czasie wakacji niech towarzyszy wam modlitwa, a więc ten pacierz poranny i wieczorny - tej podstawowej modlitwy nauczyli was wasi rodzice, lub inne najdroższe osoby. Modlitwę trzeba odmawiać również wtedy, gdy inni nas patrzą, gdy patrzy nawet cała grupa. Swych przekonań religijnych nigdy nie należy się wstydzić. Pan Jezus mówi: „Kto mnie wyzna przed ludźmi i ja wyznam go przed Ojcem, a kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego i ja zaprę się przed Ojcem”.
Kochane dzieci, najważniejszą modlitwą jest Msza święta, bo jest to modlitwa samego Chrystusa. My do niej dołączamy naszą modlitwę, nasz trud, naszą codzienność - siebie. Msza święta jest uobecnieniem Ostatniej Wieczerzy i uobecnieniem ofiary Pana Jezusa na krzyżu. Czas wakacji, to nie jest czas wolny od modlitwy, to nie jest czas wolny od Mszy świętej. Nie ma wakacji od modlitwy i Mszy świętej.
A zatem proszę was, aby Msza święta, ta najdoskonalsza modlitwa, z której nie wolno nam nigdy rezygnować, z którą nigdy nie wolno nam się rozstawać, towarzyszyła wam również podczas tych wakacji. Niech więc wasze wakacje będą „wakacjami z Bogiem”. Szukajcie i spotykajcie się z Nim w przyrodzie, w bliźnim, w odpoczynku, w modlitwie, we Mszy świętej. Niech przez ten czas wakacji świeci nad wami słońce i towarzyszy wam Boże błogosławieństwo. Amen.

czerwca 19, 2018

"Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

"Miłujcie nieprzyjaciół waszych"

Słowo Boże na dziś

Wtorek, 11 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 5, 43-48 
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Refleksja nad Słowem Bożym


„Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują (...). Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?”.
Jezusowe słowa zaskakują i prowokują. Co tu dużo mówić: jakże trudno jest miłować nieprzyjaciół, skoro nawet miłowanie przyjaciół przychodzi nam czasem z taką trudnością.
Jezusowe słowa zaskakują. Bo przecież tak to jakoś jest, że nieprzyjaciel, to ten, przed którym raczej się ucieka; nieprzyjaciel, to ten, który niesie ze sobą jakiś rodzaj szkody, jakiś moment zagrożenia; nieprzyjaciel, to ten, którego jakoś w naturalny sposób staram się unikać. A tymczasem Jezus mówi: Nie uciekaj! Przeciwnie, zrób w kierunku nieprzyjaciela krok do przodu.
Jezusowe słowa prowokują. Rzeczywiście tak jest, bo jeśli kogoś stać na taką chwilę szczerości, i jeżeli są tacy, którzy potrafią, a może lepiej powiedzieć: chcą wystawić głowę trochę wyżej, ponad panujący w świecie zaduch, również i ten religijny zaduch, to jeśli kogoś na taką odrobinę szczerości stać, to chyba przyzna, że gdzie jak gdzie, ale właśnie na tym terenie miłości do nieprzyjaciół mamy dzisiaj bardzo rażące braki.
Przyjaciel. Kim on jest? Przyjaciel, to ktoś, kto jest mi bliski. Głosi stare powiedzenie, że kto przyjaciela znalazł, ten skarb znalazł. Przyjaciel, to ten człowiek, z którym chcę przebywać, przed kim mogę otworzyć świat moich radości i smutków, moich sukcesów i moich porażek. Przed przyjacielem nie lękam się otworzyć moje serce. Nawet jeśli gdzieś na dnie tego serca pojawia się moment słabości, czy nawet grzechu, to przed przyjacielem serce mogę otworzyć.
Kim jest nieprzyjaciel? Jest kimś, kto odpycha; jest właśnie tym „kimś”, kto niesie ze sobą zagrożenie; jest kimś, kto sprawia ból; jest kim, kto potrafi zdeptać, sponiewierać. Kiedy nadciąga nieprzyjaciel, to natychmiast pojawia się w sercu taki moment niepokoju, taki moment okrutnego lęku. Przed nieprzyjacielem nie otwiera się serca; przeciwnie, przed nieprzyjacielem stawia się barykady; przed nim zamyka się drzwi swego serca bardzo precyzyjnie.
Biblijny nieprzyjaciel. On jest dopiero zagrożeniem. Biblijny nieprzyjaciel to ten, który mówi Bogu: „Nie będę służył”. Nieprzyjaciel to ten, który stawia Bogu-Jahwe buńczuczną odpowiedź: „nie”. Kiedy Naród Wybrany grzeszy, wówczas – jak mówi Pismo: „wydany zostanie w ręce nieprzyjaciół”. A kiedy nadchodzi Bóg, pełen zbawienia – jak mówi Pismo: „wyrywa swój lud z ręki nieprzyjaciela”.
I tu nagle – ni stąd, ni zowąd – jak grom z jasnego nieba, jak błyskawica, która rozświetla i niepokoi, rozbrzmiewają Jezusowe słowa: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych”. Przedziwne Jezusowe słowa.
Czemu mam miłować mojego nieprzyjaciela? Czemu nie wystarczy taka postawa obojętności? Czemu nie mogę przyjąć takiej życiowej postawy, w której tylko nie będę odpowiadał złem na zło? Czemu nie wolno mi przejść obok nieprzyjaciela szerokim łukiem, czy – co gorsza – postawić przed nim wysoką barykadę?
Miłuj nieprzyjaciela! Nie wolno ci spocząć tak długo, jak długo wiesz, że żyją na świecie ludzie chodzący po manowcach. Miłuj nieprzyjaciela, bo nie zbawiasz się sam; bo nie idziesz do nieba w samotności; bo nie tylko swoją duszę masz uratować, ale również duszę swego nieprzyjaciela. Miłuj nieprzyjaciela, bo może gdzieś kiedyś, nawet o tym nie będziesz wiedział, w sercu nieprzyjaciela wydarzy się cud nawrócenia. Kto tak nie miłuje; kto nie chce miłować nieprzyjaciół swoich; kto potrafi wywoływać na swoich ustach tylko słowa pełne cynizmu, i pełne obojętności wobec nieprzyjaciół, pełne pogardy wobec nieprzyjaciół; kto tak nie miłuje, że wydaje swoje życie na rzecz drugich, ten spłonie w ogniu nieugaszonym.
I kiedy się tak człowiek trochę głębiej zaduma nad tymi naszymi dziwnymi czasami, i kiedy tak człowiek uczyni głęboką refleksję nad naszym miłowaniem nieprzyjaciół, to przychodzi nam na myśl błogosławiony Michał Kozal, biskup i męczennik, patron dnia dzisiejszego, który ostatnie lata swojego życia spędził na bardzo trudnej drodze, bo z obozu do obozu. II wojna światowa zastała go we Włocławku, gdy jeszcze w 1939 r. trafił do więzienia razem z klerykami i kapłanami. Potem Niemcy uwięzili go w Lądzie nad Wartą, a potem więziony był w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Norymberdze – i wszędzie ze względu na swoją świętość, miłość doznawał szczególnych upokorzeń i prześladowań. Zakończył życie w Dachau. Taka była jego droga do świętości: droga ewangelicznej miłości; miłości trudnej, ale możliwej.
"Niech będzie on jeszcze jednym patronem naszych trudnych czasów, pełnych napięcia, nieprzyjaźni i konfliktów. Niech będzie wobec współczesnych i przyszłych pokoleń świadkiem tego, jak wielka jest moc łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa – Tego, który do końca umiłował" – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II ogłaszając w roku 1987 biskupa Michała Kozala błogosławionym.
Panie, Jezu, daj nam mocniej przylgnąć do Ciebie i pomóż nam kochać nie tych, których sami sobie wybraliśmy, ale tych, których Ty sam dajesz nam do kochania i naucz nas iść zawsze Twoją, nie naszą drogą. Niech się tak stanie!

czerwca 04, 2018

Przypowieść o dzierżawcach winnicy

Przypowieść o dzierżawcach winnicy

Poniedziałek 9 tydzień Okresu Zwykłego

Słowo Boże na dziś

 

Słowa Ewangelii według Świętego Marka
Jezus zaczął mówić w przypowieściach do arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych: «Pewien człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.
Gdy nadszedł czas, posłał do rolników sługę, by odebrał od nich należną część plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i odprawili z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, i tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali. Miał jeszcze jednego – umiłowanego syna. Posłał go do nich jako ostatniego, bo mówił sobie: „Uszanują mojego syna”. Lecz owi rolnicy mówili między sobą: „To jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach”». I starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że przeciw nim opowiedział tę przypowieść. Pozostawili Go więc i odeszli.
Oto słowo Pańskie.

Refleksja nad Słowem Bożym



Chrystus Pan, wyjaśniając tajemnicę Kościoła, przywołuje liczne obrazy i przypowieści, np. o owczarni, o roli uprawnej, o budowli Bożej, o ziarnie gorczycy. Wśród tych porównań i obrazów szczególną głębią wyróżnia się porównanie Kościoła do winnego krzewu i latorośli: “Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie niż nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony i uschnie”.

Symbol winnego krzewu w pierwszej kolejności dotyczy Narodu Starego Przymierza. Naród Wybrany został wyróżniony przez Boga i otoczony troskliwą miłością. Jednak Izrael, źle kierowany przez swoich religijnych przywódców, nie wykorzystuje należycie otrzymanych przywilejów. Dobry Bóg posyła swoich wysłańców – proroków – ale Izrael ich nie słucha, co więcej, prześladuje ich, a nawet uśmierca. W ostatnim i najwyższym porywie miłości, Bóg posyła własnego Syna, aby nauczył rolników, jak dobrze uprawiać winnice Boga, czyli jak dobrze żyć. Kiedy i ta największa miłość Boga zostanie zlekceważona, kiedy Syn Boży zostanie odrzucony i na śmierć skazany, Bóg postanowił powierzyć winnicę komuś innemu. “Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane Narodowi, który wyda owoc”. Groźba wypełniła się i chrześcijanie zajęli miejsce Żydów.

Bóg jednak nie odwołał swego Przymierza z tym Narodem, ale dalej wzywa go do wiary w Jezusa Chrystusa, obiecanego Mesjasza i Jedynego Zbawiciela świata. A zatem, spadkobiercą i zarazem kontynuatorem obietnic Starego Przymierza jest Lud Nowego Przymierza zwany Kościołem Powszechnym. I w dalszym ciągu Bóg jest troskliwym właścicielem winnicy. Posłany Syn Boży, Jezus Chrystus, przez swoje Wcielenie, życie, mękę, śmierć i zmartwychwstanie oraz Zesłanie Ducha Świętego, wchodzi w bardzo ścisła związki z tym Nowym Ludem Bożym, czyli z tymi, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa, i którzy z wiarą i miłością przyjmą dar zbawienia.

Owe więzy są niezbędne do tego, aby człowiek mógł wydać dobre i zbawienne owoce. “Beze Mnie – mówi Jezus – nic nie możecie uczynić” i nie możecie przeżyć nic głębszego, sensowniejszego, prawdziwszego; nie możecie przeżyć tej więzi z Bogiem Ojcem, ani więzi między sobą. Bez Jezusa, bez łaski Bożej, bez tych ożywczych soków życia Bożego – jesteśmy tylko uschłą latoroślą.
I tu powraca ostrzeżenie: Jeżeli współcześni dzierżawcy winnicy Bożej zrywają więzy wiary i miłości z Jezusem Chrystusem, to również stają się uschłymi gałęziami. Św. Paweł w Liście do Hebrajczyków ostrzega tych, którzy zasmakowali w słowie Bożym i doświadczyli cudownych przejawów mocy Bożej, a później odpadli od wiary, to jakby drugi raz krzyżowali Jezusa i wystawiali na pośmiewisko Syna Bożego.

Słynny malarz, Harry Andersen, wykonał obraz pt. Chrystus pukający do ONZ. Obraz przedstawia Pana Jezusa, jako Dobrego Pasterza, z laską pasterską w lewej dłoni, a prawą puka do ogromnego gmachu ONZ. W dole widać przejeżdżające samochody i przechodzących pospiesznie ludzi. To wymowny obraz współczesnego świata, w którym nie ma miejsca dla Chrystusa, dla Jego Ewangelii, dla Kościoła, a jest miejsce dla organizacji przestępczych, dla pornografii, pijaństwa, korupcji, cwaniactwa, awantur politycznych, zabijania dzieci nienarodzonych i prześladowań religijnych. Tam, gdzie człowiek odcina się od Jezusa, od Tego Winnego Krzewu, nie może przynieść dobrych owoców.

Rozważanie słowa Bożego, podawanego na przez Kościół na różne sposoby, niech będzie zachętą do nawrócenia, do odnowienia tej więzi z Jezusem przez modlitwę, przez post i jałmużnę, przez pojednanie w sakramencie Pokuty, przez udział w Eucharystii. Oby i dzisiejsza Eucharystia jeszcze ściślej zespoliła nas z Jezusem Chrystusem; obyśmy dzięki Niemu stawali się żywymi latoroślami, wydającymi zbawienne owoce. AMEN.

 

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger