Kochani Bracia i Siostry!
Przychodzimy dzisiaj na Mszę Świętą, aby spotkać się z Panem Jezusem uzdrawiającym, wypędzającym złe duchy; z Panem Jezusem, który daje przykład działania i kontemplacji. Chcemy spotkać się z Panem Jezusem, aby powiedzieć Mu o naszych rozmaitych chorobach, słabościach, kłopotach i cierpieniach oraz o pokusach pójścia za namową złych duchów, drogą nie-Bożą; ale też przychodzimy, aby dzielić się radością z tego, że możemy z Nim być. Musimy jednak zaczerpnąć z Jego Boskiej mocy, mocy działania i Jego przykładu bezgranicznego zatopienia się w Ojcu na modlitwie. Chcemy, aby Bóg nas ujął za rękę i w tym Bożym dotknięciu, aby na nas spłynęła Jego moc oczyszczająca i uzdrawiająca, bo na tym polega to bliskie spotkanie z Bogiem, którego skutkiem zawsze musi być oczyszczenie, nawrócenie i powrót do Boga. Dlatego chcemy rozważać to, co spotykamy w naszym życiu idąc na spotkanie z Panem.
Myślę o tym, z czym się spotykam. Myślę o wierze, trochę chorej wierze, bo osłabionej „mentalnością liberalną", a słabość ta wszelkie przejawy troski o czystość i autentyczność wiary nazywa fanatyzmem religijnym, fundamentalizmem, czy też praktyką duchowego imperializmu. To dotknięcie Bożej mocy dzieje się poprzez zwrócenie się do źródła, do Pisma Świętego, to dzieje się poprzez modlitwę; to dotknięcie Bożej mocy to jest sięgnięcie do nauki Kościoła, a w tej kwestii Katechizm Kościoła Katolickiego mówi pewnie i jednoznacznie: „Wiara w Jezusa Chrystusa iw Tego, który go posłał dla naszego zbawienia, jest konieczna do zbawienia. Ponieważ bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hbr 11,6) i dojść do udziału w Jego synostwie, nikt nie może być bez niej usprawiedliwiony ani nie otrzyma życia wiecznego, jeśli nie wytrwa w niej do końca" (Mt 10,22;24,13) (nr16).
Ta nieznośna dla współczesnej mentalności jednoznaczność stwierdza, że nie da się być chrześcijaninem, zamykając prawdę o Jezusie Chrystusie tylko w swoich przekonaniach i nosząc w sobie ewentualną, choćby tylko mało prawdopodobną, gotowość do zmiany swoich o Nim poglądów. Nie da się być chrześcijaninem ograniczając prawdę Jezusa Chrystusa do samych tylko chrześcijan, bo sprawa Jezusa Chrystusa dotyczy nie tylko chrześcijan, ale wszystkich ludzi bez wyjątku. Bo fakt, że jeden jest wierzący, a drugi niewierzący nie ma wpływu na obiektywną rzeczywistość zbawczej śmierci i zmartwychwstania, na obiektywną rzeczywistość całego dzieła Zbawienia każdego człowieka, którego dokonał Pan Jezus, nie ma wpływu na fakt, że Pan Jezus umarł na Krzyżu z miłości do każdego człowieka.
Spotykam się z osłabioną nadzieją, która niszczy przekonanie, że jest realnie dostępna moc rzeczywistej przemiany naszego życia społecznego, sąsiedzkiego, rodzinnego i osobistego. A przecież „nadzieja zawieść nie może", bo jest ona autentyczną siłą motoryczną do osiągania wspaniałych celów, szczytów ludzkich możliwości. Chrześcijanin nie może ulegać tendencjom wmawianych mu frustracji wywoływanych różnego rodzaju kryzysami powodowanymi czy to ubóstwem, albo nadmiernym bogactwem i komfortem użycia. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. Frustracja, poczucie bezsensu muszą być mu obce.
„Nie lękajcie się" - te słowa, w październiku 1978 roku obiegły cały świat. Tymi słowami Pana Jezusa „Nie lękajcie się Jam zwyciężył świat" rozpoczął swój pontyfikat Jan Paweł II. I wołał: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się", a my możemy dzisiaj dodać: ,,a będziecie ludźmi nadziei". Spotykam się z miłością potrzebującą uzdrowienia. Szczególnie teraz, gdy miłością nazywa się to, co często nie ma nic wspólnego z miłością, a nawet bywa przejawem skrajnego egoizmu. „Miłujcie się jak Ja was umiłowałem" - ucząc się takiej właśnie miłości czystej i odpowiedzialnej, miłości, która za każdym razem przywraca człowiekowi godność, a nigdy go jej nie pozbawia. Można powiedzieć za św. Augustynem: „Kochaj i czyń co chcesz", bo jeżeli kochasz, każdy twój czyn i w zamyśle i w skutku będzie dobry. Bo jeżeli kochasz miłością, której nauczyłeś się od Boga - a On jest Miłością - to nie musisz obawiać się, że skrzywdzisz kogokolwiek. I tylko taka miłość jest zdolna otworzyć wszystkie serca i wszystkie wrota.
Spotykam się również z niezrozumieniem, a nawet z ośmieszaniem drogiego mi słowa i bardzo drogiej wartości i wielkiego dziedzictwa jakim jest Ojczyzna. Gdy mówi się, że Ojczyzna jest tam, gdzie jest mi dobrze czy lepiej, bądź tam, gdzie są pieniądze. „Polska", „historia", „tradycja", „Kościół dla części społeczeństwa, również dla młodego społeczeństwa, to pojęcia puste. Bo nie ma ciągłości historii, bo brak rozsądnego wykorzystania nauki, którą dają poprzednie lata. A przecież ilekroć starano się zniszczyć nasz naród, starano się go zniszczyć moralnie i oderwać od historii, od korzeni. Dlatego Zygmunt Krasiński pisał:
,,Nam kazano żyć zbrodniami
- nam kazano być szpiegami
- nam kazano wydać syna, wydać Ojca, wydać brata
- gdy syn, Ojciec, brat przeklina
- niechrześcijańskość tego świata."
Przykazanie czwarte dekalogu mówi przecież w szerszym kontekście o szacunku dla tradycji. Człowiek, który uwłacza historii i tradycjom narodowym, wyrządza krzywdę swojemu narodowi. Troska o szacunek dla Narodu i Ojczyzny, którą Jan Paweł II nazwał wspólnym dziedzictwem, a Norwid ,,wielkim zbiorowym obowiązkiem", to walka o osobistą godność i wielkość każdego człowieka. A jak myśleć o tych, którzy kradną, niszczą to co jest nasze wspólne, począwszy od tych wielkich afer handlowych, gospodarczych, a kończąc na połamanych ławkach, porozbijanych lampach... Jak jest w tych przypadkach z odpowiedzialnym myśleniem o Narodzie i Ojczyźnie?
I spotykam się z niepokojem o przyszłość. „Naród, który zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości" - mówi Jan Paweł II. I w dobie mówienia o przyszłości, o nowej Ustawie Zasadniczej, o Konstytucji tak myślę o tym, co powiedział przed kilku laty do władz Polski podczas spotkania w Zamku Królewskim Jan Paweł II, bo to jest przecież ciągle aktualne. „Strzeżcie się więc i Wy - jak ongiś twórcy 3-Majowej Konstytucji - abyście na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń mogli zasłużyć i to pomimo przeszkód, jakie i w Was (jak ongiś w pokoleniu 3-majowym) mogą sprawować namiętności w swej wielorakiej postaci. Pomimo wszystko wolność jest zawsze wyzwaniem. A władza jest wyzwaniem wolności. Nie można jej sprawować inaczej jak tylko służąc".
Zanim udasz się Panie na miejsce pustynne ujmij za rękę mnie, siostrę moją i mojego brata - niech moc Twej łaski przeniknie naszą codzienność. Dotknij swoją mocą te niepokoje, obawy i lęki, które potrzebują uzdrowienia, a później zabierz nas ze sobą, bo uczysz, że "trzeba zawsze modlić się, a nie ustawać" (Łk 18,1). Pozwól nam doświadczyć tego, aby każda godzina naszego dnia, każda praca, każda radość, każdy smutek stawały się modlitwą i były uświęcone przez dobrą intencję i przez odniesienia naszych spraw do Boga. Bo dzisiejszy ,,aktywny" człowiek zbyt łatwo rezygnuje z modlitwy na rzecz praktycznego działania tłumacząc się, że praca również jest modlitwą. W. konsekwencji często porzuca modlitwę właściwą. Nie uda się dojść do stanu modlitwy ciągłej temu, kto nie umie się regularnie modlić. Uczysz nas Panie równowagi w działaniu i kontemplacji. Św. Wincenty à Paulo mówił, że potrzebna jest kontemplacja w działaniu i aktywność na modlitwie. A my widzimy, że dzieje się wokół wiele zła, któremu można by zapobiec, wobec którego trzeba zająć stanowisko otwarte i zdecydowane.
Niestety, na ogół jesteśmy zapatrzeni tylko w wąski nurt naszych osobistych spraw, obojętni na to, co dzieje się poza nami aż nagle stwierdzamy z przerażeniem, że i nasze osobiste sprawy stały się zagrożone. Modlitwa daje podstawową motywację do podjęcia wysiłku wiary. ,,Dajcie mi człowieka modlitwy, a będzie on zdolny do podjęcia każdego czynu" - wołał św. Wincenty à Paulo.
Zbliża się Wielki Post- czas pokuty, nawrócenia, czas przywrócenia w sobie właściwego porządku rzeczy i systemu wartości, jaki Bóg dał człowiekowi od samego początku. Może najbliższe rekolekcje i postanowienie wielkopostne staną się okazją do nawrócenia i przebudzenia, udania się z Panem na pustynię, aby prosić o łaskę dobrej modlitwy, uzdrowienia wiary, nadziei i miłości i odpowiedzialnego patrzenia na dzisiaj i na jutro.
A tymczasem wróćmy z wiarą do dzisiejszej Ewangelii. Wzrokiem wiary zobaczymy Jezusa, który uzdrawia; Jezusa, który po prostu odwiedza i leczy ludzi. Uzdrawia dusze i ciała wyczerpanych osób. Tyle razy niniejszy fragment ewangeliczny o tym wspomina. W chwili, gdy minął już szabat, gdy zaszło słońce i pojawiły się pierwsze gwiazdy, wielkie mnóstwo ludzi udało się do domu, w którym On się znajdował. Ludzie są bardzo zmęczeni i szukają uzdrowienia, ulgi, szukają rozwiązania dla swoich problemów.
Jezus oczywiście czeka na nich i od razu zaczyna działać - leczy ich i uwalnia z kajdan zła i Złego, który ich zniewolił. Ewangelie często mówią o chorobach i demonach jako jednej rzeczywistości, ale czasami i je rozdzielają, podkreślając, że Jezus wyleczył i uwolnił, uzdrowił i wypędził złe duchy. Czy proszę Pana Boga o zdrowie, czy boję się o tym w ogóle mówić i pozostawiam wszystko woli Bożej i Jego planom? Czy proszę o łaskę zachowania mnie od pokus, czy być może nie ośmielam się o to w ogóle prosić? A Pan Bóg pragnie mojego zdrowia, szczęścia i pełni radości.
Dziś poproszę o łaskę szczęścia. Dziś, ośmielony tą Ewangelią, będę się modlił w tej intencji, pozostawiając jednak Panu Bogu wolność, by On decydował o moich i moich braci i sióstr losach. Niech się dzieje to, co będzie dla mnie i moich bliskich lepsze.
Nawet jeżeli będę musiał coś przecierpieć dla zbawienia własnego i innych osób. W ten sposób będę mógł ofiarować krople swojej krwi dla jakiejś duszy..., dla mojej cierpiącej Ojczyzny, by zawsze szukała w Nim uzdrowienia. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz