Umiłowani Siostry i Bracia, uczestnicy podniosłej Wigilijnej Uroczystości,
W cichą i Świętą Noc Bożego Narodzenia, wraz z pasterzami trzymającymi nocną straż na polach betlejemskich wpatrujemy siew "Blask chwały Pańskiej, która zewsząd ich oświeciła" (Łk 2,9) i wsłuchujemy się w radosne orędzie aniołów uroczyście głoszone światu: "Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Jezus, Mesjasz, Pan". (Łk 2,8-11).
Chwała Pańska to nie nadzwyczajne zjawisko astronomiczne, ani naturalne światło, ale blask Bożego objawienia, blask Bożej prawdy, która w Jezusie narodzonym w Betlejem oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (J 1,9).
Jezus, Bóg – Człowiek stanowi "klucz" do zrozumienia tajemnicy każdego człowieka nie według jakiś doraźnych, częściowych, powierzchownych kryteriów i miar, "a w świetle pełnego blasku prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie właśnie w blasku chwały Betlejemskiej nocy" (Veritatis splendor nr 8).
Tajemnica człowieka - uczy II Sobór Watykański - wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego, Odwiecznego Słowa Boga, które stało się Ciałem, Boga, który stał się człowiekiem, jednym z nas, zstąpił na ziemię, by odtąd pozostać z nami aż do końca czasów. Od momentu swojego narodzenia w Betlejem jest On obecny na wszystkich drogach człowieczych tak dalece, że dzieje każdego człowieka stają się dziejami Boga, a dzieje Boga dziejami człowieka.
Powie CK. Norwid:
"Przyszła nareszcie chwila
ciszy uroczystej
stało się, że między ludzi wszedł MISTRZ - WIEKUISTY
I do historii, która wielkich zdarzeń czeka
dołączył biografię każdego człowieka,
Do epoki - dzień każdy, każdą dnia godzinę,
A do słów umiejętnych - wewnętrzną słów przyczynę
To jest: intencją serca".
W historii każdego narodu, w biografii każdego pojedynczego człowieka jest więc obecny Bóg - człowiek, ukryty przed światem, jak ongiś w Betlejem, ale rzeczywiście obecny; bezsilny i całkowicie zdany na ludzi jak w Betlejem, ale potężny potęgą miłości, która objawia się nawet w niemocy; odtrącony, nierzadko nawet zapomniany "przez swoich", do których przyszedł, ale kochający miłością niewymowną wszystkich, a najbardziej tych którzy najpełniej się zagubili.
Boże Narodzenie to więc "dzień, w którym Bóg zaczął nas kochać po ludzku, ludzkim sercem i zaczął razem z nami iść drogą życia". "Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1) - obwieszcza dzisiaj Kościół światu. W chwili, gdy w dzieje ludów i narodów wkroczył Ten, który jest "światłością świata" (J 8,12), zabłysło nowe światło i pojawiło się nowe życie. Odtąd: "Kto idzie za Nim, nie chodzi w ciemności, lecz ma światło życia" (J 8,12). To właśnie życie w Nim objawione, jest światłością ludzi" (J 1,4). Bez Niego życie nadal jest ciemnością, ślepym zaułkiem, a człowiek bolesnym znakiem zapytania.
W przyjęciu albo odrzuceniu Nowonarodzonego w Betlejem Zbawiciela dokonuje się sąd nad światem: "A sąd na tym polega, że Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światło: bo złe były ich uczynki" (J 3,13).
Jedynie prawdziwym kryterium, które decyduje o naszym stosunku do Chrystusa jest więc nie sama wiara, a nasze uczynki, czy są one dobre czy złe. W nich i przez nie dokonuje się sąd nad światem, nad każdym z nas.
Boże Narodzenie przeżywane w swoich najgłębszych pokładach, nie jako folklor, nie jako świętowanie, ale jako wejście Boga Emmanuela w życie narodu i moje osobiste, podsuwa nieuchronnie niepokojące pytania:
Na ile Chrystus Zbawiciel i Jego Ewangelia są obecne w życiu naszego, w olbrzymiej większości przecież katolickiego narodu?
Na ile obecność Chrystusa, którego przecież wyznaję moim Zbawicielem i Panem znajduje swoje odbicie i przedłużenie w moim osobistym życiu?
Czy po stylu mojego życia można rozpoznać, że wierzę w Boga, który stał się człowiekiem i który pragnie, aby także człowieczeństwo Jego wyznawców było ukształtowane na Jego obraz, wzór i podobieństwo?
Nowa rzeczywistość, w której żyjemy, od kilku lat obnażyła w sposób bolesny pęknięcie, rozziew, a nierzadko nawet przeciwieństwo pomiędzy wyznawaną wiarą a życiem, głoszoną prawdą a postępowaniem.
Wielu traktuje prawdy wiary w sposób wybiórczy: przyjmuje jedne, te łatwiejsze, a odrzuca inne, trudniejsze i wymagające większej konsekwencji życiowej i pełniejszego zaangażowania.
Nie brak i takich, którzy w ogóle stawiają pod znakiem zapytania istnienie obiektywnych i trwałych norm moralnych. Wolność oznacza dla nich porzucenie wszelkich norm moralnych. W tej perspektywie Dekalog jawi się jako relikt przeszłości. Kwestionuje też obecność moralności społecznej: przekonanie religijne to moja sprawa prywatna, ograniczona do czterech ścian mojego domu. Życie zawodowe, działalność społeczna czy polityczna jakby zwalniała od wszelkiej odpowiedzialności.
Wreszcie nie brak i takich, którzy jawnie głoszą antyewangelię twierdząc, że człowiek sam dla siebie jest najwyższą i ostateczną normą i prawem. Skutki takiej postawy nie pozwalają na siebie długo czekać. Zaciera się dla wielu coraz wyraźniej granica pomiędzy: dobrem a złem, prawdą a fałszem, a nawet pomiędzy życiem i śmiercią. Szerzy się zbiorowy egoizm, cwaniactwo, apatia i nihilizm.
Potrzeba, aby na nowo zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy", abyśmy pośród mroków codziennego życia stali się od nowa "światłością w Panu i dziećmi światłości" (Ef 5,8).
Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba aby "Chwała Pańska" głoszona na polach betlejemskich także i nas ogarnęła: aby zajaśniał nam "blask Chrystusowej prawdy" w całej swej potędze tak, by każdy człowiek stał się "odblaskiem chwały Boga" (Hbr 1,3). Jak uczy bowiem II Sobór Watykański: "Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego".
Trzeba nam, idąc za wezwaniem Jana Pawła II, przybliżyć się z naszym "niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, do Chrystusa, niejako wejść w Niego z sobą samym i "przyswoić sobie", zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby się na nowo odnaleźć" (Veritatis splendor, nr 8,9). Wymaga to od całego Kościoła i każdego z nas nowego wysiłku, jakby nowego zrywu.
W okresie wielkiego zachwiania zasad moralnych i zobojętnienia religijnego wielu, Ojciec Święty prowadzi nas właśnie do Chrystusa Boga -Człowieka. Chrystus nie tylko jasno wskazuje na kryteria dobra i zła zapisane w wielkim sanktuarium Boga jakim jest sumienie ludzkie, ale sam daje przykład-jak dobro poznane należy urzeczywistnić we własnym życiu. Stąd właśnie "naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności" (V.S.9).
Chrześcijaństwo bowiem to nie sama wiara, nie doktryna, a tym bardziej nie ideologia, a wspólnota życia i miłości z Chrystusem. "Istnieje zatem pilna potrzeba, by chrześcijanie ponownie odkryli nowość wiary oraz, nowe osądzanie kultury dominującej w ich środowisku, aby ci, którzy niegdyś byli ciemnością, stali się światłością w Panu i postępowali jako dzieci światłości" (Ef 5,8-11). Pełnym zaś owocem światłości, jest "wszelka prawość, sprawiedliwość i prawda" (V. S. 88); "prawda Bożych przykazań, prawda kazania na Górze, prawda którą trzeba żyć, którą trzeba wyznać nie słowem a życiem. Na równi z prawdą również prawdziwy wymiar wolności objawia się i urzeczywistnia w Chrystusie przez miłość i dar z samego siebie" (por. Veritatis Splendor, nr nr 87, 88).
Ku tej właśnie wolności Wyzwolił nas Chrystus (Ga 5,1). Miarą i kryterium tej wolności jest nie samo wyzwolenie, a wierność Bożym przykazaniom. W Betlejem, razem ze Zbawicielem narodził się nowy, zbawiony człowiek, człowiek nowego przymierza, który jest powołany do tego by przez świadectwo własnego życia stać się, "Światłością świata" (Mt 5,14).
Aby chrześcijanin mógł wypełnić to zadanie musi w nim ustawicznie obumierać stary grzeszny człowiek: "Możemy się bowiem odrodzić tylko za cenę życia. Jeśli nic w nas nie umrze, nic się w nas nie narodzi (Ks. J.S. Pasierb).
Dla tych wszystkich, którzy w nowości życia świętują Boże Narodzenie jest ono świętem pokoju, radości i nadziei. Światłość Chrystusa jest bowiem mocniejsza niż ciemność, zło i moc grzechu: "Światłość bowiem świeci (nawet) w ciemności i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1,5).
Całe zaś przesłanie i orędzie Bożonarodzeniowe streszcza się w słowach: "Narodziłem się nagi, mówi Bóg,
abyś ty potrafił wyrzekać się
siebie samego.
Narodziłem się ubogi,
abyś ty mógł uznać Mnie za jedyne bogactwo.
Narodziłem się w stajni,
abyś ty nauczył się uświęcać każde miejsce.
Narodziłem się bezsilny,
abyś ty nigdy się Mnie nie lękał.
Narodziłem się z miłości.
Narodziłem się w nocy,
abyś ty uwierzył, iż mogę rozjaśnić
każdą rzeczywistość spowitą ciemnością.
Narodziłem się w ludzkiej postaci, mówi Bóg,
abyś ty nigdy nie wstydził się być sobą.
Narodziłem się jako człowiek,
abyś ty mógł stać się "Synem Bożym".
Narodziłem się prześladowany od początku,
abyś ty nauczył się przyjmować
wszelkie trudności.
Narodziłem się w prostocie,
abyś ty nie był wewnętrznie zagmatwany.
Narodziłem się w twoim ludzkim życiu, mówi Bóg,
aby wszystkich ludzi zaprowadzić do domu Ojca". Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz