stycznia 25, 2020

3. Niedziela Zwykła (A) – Światło Chrystusa

Najmilsi! Pozwólmy na chwilę uciszyć się naszej myśli w Bo­gu. Otwórzmy serca na światło łaski. Niech odejdzie całotygod­niowe zabieganie i rozterki. Niech Boża mądrość zstąpi na nas jak pokój i światło. Słuchajmy nauki zawartej w tekstach, które dzisiaj przyniosła liturgia.
Naród kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele” (Iz 9, 4–2). Tak widzi prorok świat po Bożym Narodzeniu. Światło, które wzeszło nad życiem ludzi – Jezus Chrystus obecny z nami. Jego bliskość daje odwagę i umac­nia. Jego nauka powoli rozświetla nawet najtrudniejsze, mrocz­ne zakamarki życia. W innym świetle stawia przed człowiekiem życie doczesne, mrok przemijania. W nowym świetle pozwala ocenić cierpienie, inaczej rozumieć umieranie. Ogłasza wieczność, zmartwychwstanie, niebo. Wyznacza inne wymiary tego, co war­te wysiłku, i tego, co jest złudzeniem w życiu człowieka. To światło – Jezus Chrystus, jeżeli przyjęte, stanie się ciepłem codziennego życia, odwagą rodzin, mądrością ustaw i praw na­rodów.
A światło nie przyjęte? „Naród kroczący w ciemności” – jak­by prorok ostrzegał przed kroczeniem po ciemnych drogach świa­ta. Jakże obrazowe określenie. Prawie człowiek widzi szeregi lu­dzi, kolejne lata, uporządkowane etapy 1956, 1970..., ale w ciemności. Krocząc w ciemności, łatwo wzajemnie siebie podep­tać. Ciemność może przesłonić cel drogi. Ciemność stwarza pozo­ry bezkarności, Ciemność pozwala nie widzieć rozpaczy w cu­dzych oczach. Ta szczególna ciemność, która oznacza pozostanie poza Chrystusem, dotyczy pogrążenia duszy, która rodzi cierpkie owoce opuszczenia. Mówi się czasem o ludziach, że z ich wejściem pojawia się światło, i mówi się o takich, którzy samym poja­wieniem się (przynoszą mrok. W relacjach o świętych – nie tylko tych wyniesionych na otłarze – powtarzają się opinie, że z nimi przychodziła jakaś poświata pokoju i mądrości, jak­by zatrzymana ze świateł wieczernika. Mówiąc o ludziach którzy nas opuścili wspominamy, że odeszło z nimi dobre ciepło co­dzienności, a o innych wspominamy ze smutkiem, bo żal, że godziny nieśli chłodne i nie tęskne. Tak chyba pomyślą kiedyś o każdym z nas. Może zatęsknią za dobrem, albo przejdą prę­dziutko do milszych myśli.
Ale, czytając dalej tekst liturgiczny, uczymy się, że światło – Jezus Chrystus – nie tylko dzieli się blaskiem dobra i mą­drości, ale daje więcej, przychodzi, aby pomnożyć radość i zwięk­szyć wesele. Czasem tekst święty, aż zaskakuje takim serdecz­nym sformułowaniem, żeby aż troska o radość, o wesele. A jednak tak. Przypomina słuchaczom, że przeżycie Ewangelii może być źródłem i warunkiem rzeczywistego wesela i optymizmu. Powie nawet, że w pewnym sensie sprawdzianem autentyczności religii jest optymizm w odczytaniu historii stworzenia. Może war­to, aby myśleli o tym fakcie ludzie religijni, których przeży­wianie wiary jest solidne, obowiązkowe, ale smutne. Nawet nie dlatego, że ból, choroba, opuszczenia, ale samo przeżycie praktyk posmutniaiło. Nie, nie chodzi o szczebiot, który bywa bliższy bezmyślności niż Ewangelii, ale o ten głęboki optymizm życia, któ­ry wie komu ufa i do kogo należy.
Rzeczywiście, aż dziwi, że można tak bez radości wierzyć w niebo, w szczęście wieczne, że nikt nie odgadnie prawdziwych treści tych rzeczywistości. Można tak bez nadziei, bez wiary w spełnienie się słowa, tak trzepotać się w strachu i niepew­ności ze wszystkimi, którzy wiary nie mają, że nikt nie będzie pragnął Dobrej Nowiny, która jest mocą życia. Czy dotyczy to nawet naszego czasu? Naszych zagrożeń, które zawisły, jak ja­strzębie, nad spłoszonym światem? Przede wszystkim właśnie ta­kich trudnych dziejów. Nic dziwnego, że św. Paweł, znawca mro­ków ludzkich, wręcz zaklina, abyśmy weszli wspólnie, ludzie od­kupieni, ludzie Chrystusowi – w światło. Abyście się nie roz­proszyli za światłami pozornymi, za iskrami, które wzlatują cza­sami z ogniska, i mogą nawet na tle czarnego nieba wydawać się prawdziwym światem, nawet czasem wyraźniejsze i pięk­niejsze od samego źródła światła i ciepła, ale pozostaną tylko ulotnym śladem, po którym zostanie rozczarowanie. Nie rozbie­gnijcie się, jak to określi tekst listu Pawiowego za Apollosem, Kefasem, czy Pawłem, bo jeden jest – Chrystus, a podziały są dziełem szatana,, ojca wszelkich podziałów, waśni i poróżnień.
Czyż karty historii nie dostarczają dosyć świadectw oderwa­nych iskier, wspólnot, grup, które jakiś czas żyją jeszcze ciep­łem macierzystego ogniska, a potem umierają i rozwiewa je wiatr. Czyż księgi kultur, wierzeń i dzieje myślicieli nie są dostatecznie wielkim cmentarzem błędnych świateł i gasnących zbawców świata. Jakże więc należy ocenić te chwile, gdy światło Boże przychodzi do nas w modlitwie, w Eucharystii, w mądrej księdze, w świątecznym nastroju liturgii, w natchnieniu ekume­nicznej jedności w Duchu Świętym. Przecież we wszystkich mie­szka Chrystus. Przecież wszyscy zostali odkupieni przez krzyż i zmartwychwstanie. I cóż, że różnica zajmowanych stanowisk? Że rozmaitość funkcji? Że z rozmaitych dzielnic i stron świata? We wszystkich oczach ludzi ten sam niepokój; we wszystkich duszach te same rozterki. To samo zalęknione myślenie o dniu jutrzejszym. Te same słowa mówią matki na całej kuli ziem­skiej. Nie dziwmy się, że ten światowy mrok skłócenia i po­działów, zapomnianej miłości Boga i tragicznej rozterki człowieka staje się niepokojem liturgii.
Nie dziwimy się, że w trzecim czytaniu, liturgia przywoła nas do światła, bliżej, prawdziwie, teraz. Wywoła nas tym imie­niem, które stało się symbolem: Piotrze! Człowieku-opoko, czło­wieku, który jesteś treścią świata; człowieku, który masz być rękami tworzenia, a nie zguby; człowieku mojego umiłowania – pójdź za mną, aby ludziom dać nadzieję. W Ewangelii obrazek, jak narysowany ołówkiem dziecka. Piotr zostawia sieci, poznaje Jezusa, idzie za Nim. A przecież iść za Nim oznacza tak wiele. Odważyć się zostawić zawód, opuścić znajomy dom, zmienić bez­pieczną neutralność na ryzyko dania świadectwa. Dlaczego Apo­stoł idzie? Życie odpowie za niego: aby narody kroczące w ciem­ności i mroku, aby ludzie zgubieni w domysłach, aby odrzuceni przez świat, abyśmy wszyscy mogli dzisiaj usłyszeć Jezusa Chrystusa, światło i życie nasze.
Dlaczego dłużej zatrzymaliśmy się nad tymi tekstami? Mija kolejny tydzień po Bożym Narodzeniu. Mieliśmy wynieść z tych dni światło. Czy nie byłoby żal, gdyby to wszystko przebiegło jak promień światła przez szybę, w której nic go nie zatrzyma? Dlaczego dłużej? Trwa w naszej ojczyźnie tydzień modlitwy o jedność chrześcijan; żeby nie stracić światła natchnień, świętych myśli i zbawczego nastroju. Aby rozpędzone wiatrem życia i noc­nych burz, dzieci Boże, poznały światło, które ich zrodziło i do którego należą.
Boże spraw, aby ten człowiek, który słyszy Jezusowe słowo, stał się światłem dla mroku swojego domu, swojego szpitala, swo­jej pracy, aby nad mieszkańcami kraju mroków – od Tatr do Bałtyku – zabłysło światło, radość i wesele. Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger