Najmilsi!
Pozwólmy na chwilę uciszyć się naszej myśli w Bogu.
Otwórzmy serca na światło łaski. Niech odejdzie całotygodniowe
zabieganie i rozterki. Niech Boża mądrość zstąpi na nas jak
pokój i światło. Słuchajmy nauki zawartej w tekstach, które
dzisiaj przyniosła liturgia.
„Naród
kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką; nad
mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś
radość, zwiększyłeś wesele” (Iz 9, 4–2). Tak widzi prorok
świat po Bożym Narodzeniu. Światło, które wzeszło nad życiem
ludzi – Jezus Chrystus obecny z nami. Jego bliskość daje odwagę
i umacnia. Jego nauka powoli rozświetla nawet najtrudniejsze,
mroczne zakamarki życia. W innym świetle stawia przed
człowiekiem życie doczesne, mrok przemijania. W nowym świetle
pozwala ocenić cierpienie, inaczej rozumieć umieranie. Ogłasza
wieczność, zmartwychwstanie, niebo. Wyznacza inne wymiary tego, co
warte wysiłku, i tego, co jest złudzeniem w życiu człowieka.
To światło – Jezus Chrystus, jeżeli przyjęte, stanie się
ciepłem codziennego życia, odwagą rodzin, mądrością ustaw i
praw narodów.
A
światło nie przyjęte? „Naród kroczący w ciemności” –
jakby prorok ostrzegał przed kroczeniem po ciemnych drogach
świata. Jakże obrazowe określenie. Prawie człowiek widzi
szeregi ludzi, kolejne lata, uporządkowane etapy 1956, 1970...,
ale w ciemności. Krocząc w ciemności, łatwo wzajemnie siebie
podeptać. Ciemność może przesłonić cel drogi. Ciemność
stwarza pozory bezkarności, Ciemność pozwala nie widzieć
rozpaczy w cudzych oczach. Ta szczególna ciemność, która
oznacza pozostanie poza Chrystusem, dotyczy pogrążenia duszy, która
rodzi cierpkie owoce opuszczenia. Mówi się czasem o ludziach, że z
ich wejściem pojawia się światło, i mówi się o takich, którzy
samym pojawieniem się (przynoszą mrok. W relacjach o świętych
– nie tylko tych wyniesionych na otłarze – powtarzają się
opinie, że z nimi przychodziła jakaś poświata pokoju i mądrości,
jakby zatrzymana ze świateł wieczernika. Mówiąc o ludziach
którzy nas opuścili wspominamy, że odeszło z nimi dobre ciepło
codzienności, a o innych wspominamy ze smutkiem, bo żal, że
godziny nieśli chłodne i nie tęskne. Tak chyba pomyślą kiedyś o
każdym z nas. Może zatęsknią za dobrem, albo przejdą prędziutko
do milszych myśli.
Ale,
czytając dalej tekst liturgiczny, uczymy się, że światło –
Jezus Chrystus – nie tylko dzieli się blaskiem dobra i mądrości,
ale daje więcej, przychodzi, aby pomnożyć radość i zwiększyć
wesele. Czasem tekst święty, aż zaskakuje takim serdecznym
sformułowaniem, żeby aż troska o radość, o wesele. A jednak tak.
Przypomina słuchaczom, że przeżycie Ewangelii może być źródłem
i warunkiem rzeczywistego wesela i optymizmu. Powie nawet, że w
pewnym sensie sprawdzianem autentyczności religii jest optymizm w
odczytaniu historii stworzenia. Może warto, aby myśleli o tym
fakcie ludzie religijni, których przeżywianie wiary jest
solidne, obowiązkowe, ale smutne. Nawet nie dlatego, że ból,
choroba, opuszczenia, ale samo przeżycie praktyk posmutniaiło. Nie,
nie chodzi o szczebiot, który bywa bliższy bezmyślności niż
Ewangelii, ale o ten głęboki optymizm życia, który wie komu
ufa i do kogo należy.
Rzeczywiście,
aż dziwi, że można tak bez radości wierzyć w niebo, w szczęście
wieczne, że nikt nie odgadnie prawdziwych treści tych
rzeczywistości. Można tak bez nadziei, bez wiary w spełnienie się
słowa, tak trzepotać się w strachu i niepewności ze
wszystkimi, którzy wiary nie mają, że nikt nie będzie pragnął
Dobrej Nowiny, która jest mocą życia. Czy dotyczy to nawet naszego
czasu? Naszych zagrożeń, które zawisły, jak jastrzębie, nad
spłoszonym światem? Przede wszystkim właśnie takich trudnych
dziejów. Nic dziwnego, że św. Paweł, znawca mroków
ludzkich, wręcz zaklina, abyśmy weszli wspólnie, ludzie
odkupieni, ludzie Chrystusowi – w światło. Abyście się nie
rozproszyli za światłami pozornymi, za iskrami, które
wzlatują czasami z ogniska, i mogą nawet na tle czarnego nieba
wydawać się prawdziwym światem, nawet czasem wyraźniejsze i
piękniejsze od samego źródła światła i ciepła, ale
pozostaną tylko ulotnym śladem, po którym zostanie rozczarowanie.
Nie rozbiegnijcie się, jak to określi tekst listu Pawiowego za
Apollosem, Kefasem, czy Pawłem, bo jeden jest – Chrystus, a
podziały są dziełem szatana,, ojca wszelkich podziałów, waśni i
poróżnień.
Czyż
karty historii nie dostarczają dosyć świadectw oderwanych
iskier, wspólnot, grup, które jakiś czas żyją jeszcze ciepłem
macierzystego ogniska, a potem umierają i rozwiewa je wiatr. Czyż
księgi kultur, wierzeń i dzieje myślicieli nie są dostatecznie
wielkim cmentarzem błędnych świateł i gasnących zbawców świata.
Jakże więc należy ocenić te chwile, gdy światło Boże
przychodzi do nas w modlitwie, w Eucharystii, w mądrej księdze, w
świątecznym nastroju liturgii, w natchnieniu ekumenicznej
jedności w Duchu Świętym. Przecież we wszystkich mieszka
Chrystus. Przecież wszyscy zostali odkupieni przez krzyż i
zmartwychwstanie. I cóż, że różnica zajmowanych stanowisk? Że
rozmaitość funkcji? Że z rozmaitych dzielnic i stron świata? We
wszystkich oczach ludzi ten sam niepokój; we wszystkich duszach te
same rozterki. To samo zalęknione myślenie o dniu jutrzejszym. Te
same słowa mówią matki na całej kuli ziemskiej. Nie dziwmy
się, że ten światowy mrok skłócenia i podziałów,
zapomnianej miłości Boga i tragicznej rozterki człowieka staje się
niepokojem liturgii.
Nie
dziwimy się, że w trzecim czytaniu, liturgia przywoła nas do
światła, bliżej, prawdziwie, teraz. Wywoła nas tym imieniem,
które stało się symbolem: Piotrze! Człowieku-opoko, człowieku,
który jesteś treścią świata; człowieku, który masz być rękami
tworzenia, a nie zguby; człowieku mojego umiłowania – pójdź za
mną, aby ludziom dać nadzieję. W Ewangelii obrazek, jak narysowany
ołówkiem dziecka. Piotr zostawia sieci, poznaje Jezusa, idzie za
Nim. A przecież iść za Nim oznacza tak wiele. Odważyć się
zostawić zawód, opuścić znajomy dom, zmienić bezpieczną
neutralność na ryzyko dania świadectwa. Dlaczego Apostoł
idzie? Życie odpowie za niego: aby narody kroczące w ciemności
i mroku, aby ludzie zgubieni w domysłach, aby odrzuceni przez świat,
abyśmy wszyscy mogli dzisiaj usłyszeć Jezusa Chrystusa, światło
i życie nasze.
Dlaczego
dłużej zatrzymaliśmy się nad tymi tekstami? Mija kolejny tydzień
po Bożym Narodzeniu. Mieliśmy wynieść z tych dni światło. Czy
nie byłoby żal, gdyby to wszystko przebiegło jak promień światła
przez szybę, w której nic go nie zatrzyma? Dlaczego dłużej? Trwa
w naszej ojczyźnie tydzień modlitwy o jedność chrześcijan; żeby
nie stracić światła natchnień, świętych myśli i zbawczego
nastroju. Aby rozpędzone wiatrem życia i nocnych burz, dzieci
Boże, poznały światło, które ich zrodziło i do którego należą.
Boże
spraw, aby ten człowiek, który słyszy Jezusowe słowo, stał się
światłem dla mroku swojego domu, swojego szpitala, swojej
pracy, aby nad mieszkańcami kraju mroków – od Tatr do Bałtyku –
zabłysło światło, radość i wesele. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz