Ukryty
wymiar królestwa Chrystusa - miłosierdzie
Chrystus
– Król. Dziwny to król. W koronie z cierni. Jego tronem –
krzyż. Jego władzą i mocą – miłość. Jego polityką –
przebaczenie. Jego królestwo jest bez granic, bez armii i
broni, bez służby bezpieczeństwa i donosicieli... Gdy myślimy o
dawnych królestwach – przychodzi nam na myśl obraz króla z
koroną na głowie i berłem w ręku, ze wspaniałym strojem i
przepychem pałaców. Majestat władzy królewskiej był podkreślany
z reguły namaszczeniem kościelnym. Król – władca wypowiadał
się w imieniu Boga i szedł do ludu jako Jego przedstawiciel. Był z
ludem i lud był z nim.
W
literaturze światowej, a także polskiej, spotykamy motyw dobrego
władcy, troszczącego się o swych poddanych. Wychodzącego ze swej
siedziby królewskiej do ludu... Często, chcąc poznać jego
życie, pozostawiał swe szaty królewskie – i szedł do ludzi w
przebraniu, nie będąc rozpoznanym... Taki motyw spotykamy u
Szekspira czy u Bogusławskiego w sztuce „Henryk
VI na łowach”, gdzie
widzimy króla, szukającego schronienia w prostej chacie
wieśniaczej.
W
Polsce władza królów nie odcinała się od ludu ani nie była
przedmiotem zbrodniczych knowań czy tajemniczych zamachów.
Nasi władcy szli także do chat chłopskich. Czytamy w dziejach
Władysława Łokietka, że ukrywał się wśród ludu w chłopskim
przebraniu. Do tego ludu szedł też syn Władysława – Kazimierz
Wielki – zwany królem chłopów. Szła do niego na pewno
błogosławiona Królowa Jadwiga... Królowie wiedzieli, że swoje
panowanie, swoje królestwo zawdzięczają Królowi wieków,
Chrystusowi, który jest Wodzem, Królem i Władcą. Król polski nie
oddzielał swego panowania od Boga-Władcy. Bóg-Władca –
Król, który nigdy nie nosił zewnętrznych oznak swej władzy
– choć Jego władza sięga krańców ziemi, szczytu nieba i
tajemnicy dusz...
Chrystus
został nazwany Królem i nie odrzucił tego tytułu: Jest Królem,
ale królestwo Jego nie jest z tego świata! Każde królestwo z tego
świata rodzi się z historycznych zdarzeń i ginie, również z
powodu zaistniałych faktów historycznych. Królestwo Boże
natomiast i związane z nim panowanie Chrystusa, rodzi się z faktów
pozaziemskich, które w swym początku i trwaniu nie podlegają
przypadkowi historii... Jeden z tych podstawowych faktów
pozaziemskich przekazał nam św. Jan w Apokalipsie. „Jam jest Alfa
i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 22,13).
Chrystus ma pierwsze i ostatnie słowo w tym wszystkim, co
dotyczy świata i człowieka. On rozpoczyna dzieje świata –
królestwo prawdy i miłości, sprawiedliwości i pokoju. Do
Niego też należy ostatnie słowo, kończące i zamykające
losy świata i człowieka. Chrystus jest prawdziwym Panem naszego
losu, mimo że ludziom wydaje się często, iż to oni i tylko oni są
jedynymi panami swego życia. Uporczywie utwierdzają w tym
przekonaniu siebie i innych. Mimo tego – w pełnej mocy pozostają
słowa Chrystusowe, zapowiadające Jego powtórne przyjście na
ziemię, kiedy nas wszystkich wezwie i zgromadzi przed swoim
sędziowskim trybunałem – wypowiadając nad nami słowa swej
potęgi i mocy. Od tych słów będzie zależała nasza przyszłość
– nasze życie wieczne...
Chrystus
objawi swoją królewską moc i potęgę w najbardziej zaskakujący
sposób. Powie: byłem między wami nagi... głodny... spragniony,
byłem chory i w więzieniu. Byłem między wami...! Byłem w tych
sytuacjach między wami – w waszych braciach, w ludziach,
których spotykaliście co dnia, o których ocieraliście się ramię
o ramię. Byłem w ludziach obdartych i nagich, głodnych,
spragnionych, chorych, w ludziach opuszczonych, leżących na ulicy –
byłem w samotnych i bezdomnych... Potrzebowałem odzienia, czekałem
na lekarstwo, może tylko na szklankę wody – czystej wody.
Czekałem na was – ludzi, moich braci, na wasze współczujące
i rozumiejące spojrzenie. Czekałem z niecierpliwością, żebyście
Mnie zauważyli i przyszli Mi z pomocą (Mt 25,31–46). Wielu
spośród was spełniło moje oczekiwania – przyszli do Mnie z
chlebem, wodą, ubraniem, z dobrym słowem i życzliwym
uśmiechem. Tym braciom moim w człowieczeństwie chcę teraz
oddać... Pan zna czyny swoich wiernych, pochwala je i nagradza.
„Pójdźcie błogosławieni...” (Mt 25,34).
Tak
powie Bóg do ludzi, którzy poprzez czyny miłosierne odnaleźli Go
w samych sobie, a wraz z Bogiem odnaleźli swoją wielkość. Tę
wielkość miał już chyba na myśli rzymski poeta Owidiusz, kiedy
wołał: „Wierz mi, królewską jest rzeczą spieszyć z pomocą
upadłym”. Powiedział to poganin. Chrześcijanin zaś – Juliusz
Słowacki – pisał do swojej znajomej: „O, gdybyś pani wiedziała,
jak Boską jest rzeczą podnieść leżącego człowieka...”. Czyn
miłosierny wiąże nie tylko człowieka z Bogiem – On również
wiąże wzajemnie serca ludzkie tajemniczym łańcuchem... Może
istnieć łańcuch spłacanych długów wdzięczności – ciągnący
się w nieskończoność, to rozszerzą serce ludzkie i
przybliża królestwo Boże na ziemi... Trzeba nam dziś wyszukiwać
coraz to nowe więzy, które będą zdolne spoić serce ze sercem. A
takim węzłem, jednym z najprostszych a zarazem najsilniejszym, jest
właśnie czyn miłosierny. Słowa bez czynów to jak polskie
zdewaluowane złotówki, jak papiery bez pokrycia.
Jeżeli
wskażesz błądzącemu drogę – między sercami nawiązuje się
nić wdzięczności. I zdarzy się, że tobie ktoś ofiaruje chwilę
czasu i słowo pociechy – może będzie to ktoś przygodnie
spotkany w tramwaju, ktoś nieznany, ktoś kogo już nigdy w
życiu po raz drugi nie spotkasz... Przemknął smugą po twej
drodze jak gwiazda przelatująca po sierpniowym niebie – aby
zniknąć w nocy niepamięci. Ale ta chwila i to słowo pociechy
tobie ofiarowane – nie mogą zaginąć. One nie dadzą ci
spokoju, aż oddasz tę chwilę i to słowo pociechy – trzeciemu
człowiekowi, może również nieznajomemu – ażeby
on z kolei zwrócił je następnemu. „Jako dobrzy szafarze
różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem,
jaki każdy otrzymał” (1 P4,10).
Oto
jak tysiące ludzi wiąże się jednym łańcuchem pod warunkiem, że
tylko jeden człowiek drugiemu serce swe otworzy. Ale – czy
otworzy? Łańcuch tysięcy ludzi to wielka rzecz. A wielka
rzecz urodzi się tylko z wielkiej ofiary... Pomyśl, bracie i
siostro – także ty – przykuty do swojej choroby i samotności,
który oczekujesz pomocy bliźnich... Czy umiesz zdobyć się na
ofiarę dla drugiego człowieka – czy potrafisz swoim cierpieniem –
znoszonym z godnością, a może z uśmiechem na twarzy przepełnionej
bólem – świadczyć miłosierdzie innym? Czy przypadkiem i twoje
serce nie jest szerzej otwarte dla twoich osobistych nieraz małych
spraw, aniżeli dla drugiego człowieka. Bo tobie się zdaje, że
tam, gdzie kończy się twoje podwórko – tam nie ma już dla
ciebie żadnego interesu. Zapominasz, że właśnie to jest dla
ciebie największa szansa i najbardziej korzystny interes. Bo
przecież powiedziano: Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek
uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych – to znaczy
tych najbardziej potrzebujących, którzy dłonie do ciebie po
pomoc wyciągają – Mnieście uczynili (Mt 25,40).
„Obdarzasz
prawdziwie, gdy nie tylko ze swej własności, ale z siebie samego
coś dajesz drugiemu” (K. Gibran) – a z siebie samego to znaczy
nie tylko ze swojej kieszeni, ale ze swego serca, ze swoich sił i ze
swoich nerwów, ze swojego zdrowia, ze swojej urody, którą
niszczy ciężka praca. Są ludzie, którzy dają z radością, a
radość ta jest ich nagrodą. Oby takiej radości było jak
najwięcej w naszym życiu. Są inni, którzy dają z bólem, ale ból
ten jest im jako chrzest – oby taki ból był i ostatnim w waszym
życiu! Są i tacy, co obdarzają innych, a nie wyczekują radości
ani nie doznają bólu, ani dbają o cnotę, ani o zasługę –
obdarzają jak owe kwiaty czeremchy w wieczornej godzinie, co
woń swoją rozlewają w przestrzeń – beztrosko a rozrzutnie.
Przez ręce takich ludzi działa sam Bóg, przez ich usta On sam
przemawia, a przez oczy ich – Swój uśmiech posyła całemu
światu. To są ci, którzy pamiętają, że ziemię szeroką mają
za matkę, a za Ojca Boga. Ty bądź takim człowiekiem!
W
Modlitwie Pańskiej prosimy Boga – „Przyjdź królestwo Twoje”!
Mówiąc te słowa, prosimy o Jego królestwo: Królestwo miłości,
świętości i łaski, sprawiedliwości, pokoju; królestwo prawdy i
życia; królestwo harmonii i ładu, uśmiechniętych dzieci i
szczęśliwych rodzin. I dobrze, że o to prosimy! Bo ziemia, na
której żyjemy – nie jest ziemią świętą. Za dużo na niej
wojen i głodu, spalonych miast i ludzkich łez, nienawiści i
pogardy, przemocy i strachu, drobnych i wielkich wykroczeń, pijanych
ojców, rozbitych rodzin i bezdomnych dzieci. Ale królestwo, o
które prosimy, zaczyna się w nas – we mnie i w tobie. W rozdartym
i skłóconym, uciekającym, gdy prawda stanie przed tobą jak przed
Piłatem. A ty? Cenisz życie – ale swoje. Mówisz o
sprawiedliwości – a nie jesteś sprawiedliwy. Mówisz pacierz –
ale się nie modlisz. Mówisz o królestwie – ale nie jesteś
człowiekiem królestwa. Jak może się wypełnić królestwo w
nas? Trzeba, aby pacierz zmienił się w modlitwę, a idea królestwa
– w prawdziwe królestwo.
„Przyjdź
królestwo Twoje” – co robię dla tego królestwa? Pójdźcie
błogosławieni – powie do nas Chrystus Król i Władca
wszechświata. Na krawędzi wieków – gdy sądzeni będą żywi i
umarli poprzez pryzmat kromki chleba, podanej potrzebującemu –
będzie święcić swój prawdziwy triumf – miłosierdzie! Wówczas
sprawiedliwość Boża spotka się oko w oko z miłosierdziem
człowieka. Sprawiedliwość Boża i miłosierdzie człowieka będą
miały swoje ostatnie słowo: „Pójdźcie błogosławieni Ojca
mego... albowiem byłem głodny, a daliście mi jeść... byłem
spragniony, a daliście mi pić... pójdźcie i posiądźcie
królestwo, zgotowane wam od założenia świata!” (Mt
25,34–36). Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz