listopada 23, 2017

Homilia na Uroczystość Chrystusa Króla - „Przyjdź królestwo Twoje...”

Ukryty wymiar królestwa Chrystusa - miłosierdzie

Chrystus – Król. Dziwny to król. W koronie z cierni. Jego tronem – krzyż. Jego władzą i mocą – miłość. Jego polityką – prze­baczenie. Jego królestwo jest bez granic, bez armii i broni, bez służby bezpieczeństwa i donosicieli... Gdy myślimy o dawnych królestwach – przy­chodzi nam na myśl obraz króla z koroną na głowie i berłem w ręku, ze wspaniałym strojem i przepychem pałaców. Majestat władzy królewskiej był podkreślany z reguły namaszczeniem kościelnym. Król – władca wy­powiadał się w imieniu Boga i szedł do ludu jako Jego przedstawiciel. Był z ludem i lud był z nim.
W literaturze światowej, a także polskiej, spotykamy motyw dobrego władcy, troszczącego się o swych poddanych. Wychodzącego ze swej sie­dziby królewskiej do ludu... Często, chcąc poznać jego życie, pozostawiał swe szaty królewskie – i szedł do ludzi w przebraniu, nie będąc rozpozna­nym... Taki motyw spotykamy u Szekspira czy u Bogusławskiego w sztuce „Henryk VI na łowach”, gdzie widzimy króla, szukającego schronienia w prostej chacie wieśniaczej.
W Polsce władza królów nie odcinała się od ludu ani nie była przedmio­tem zbrodniczych knowań czy tajemniczych zamachów. Nasi władcy szli także do chat chłopskich. Czytamy w dziejach Władysława Łokietka, że ukrywał się wśród ludu w chłopskim przebraniu. Do tego ludu szedł też syn Władysława – Kazimierz Wielki – zwany królem chłopów. Szła do niego na pewno błogosławiona Królowa Jadwiga... Królowie wiedzieli, że swoje panowanie, swoje królestwo zawdzięczają Królowi wieków, Chrystusowi, który jest Wodzem, Królem i Władcą. Król polski nie oddzielał swego pa­nowania od Boga-Władcy. Bóg-Władca – Król, który nigdy nie nosił zew­nętrznych oznak swej władzy – choć Jego władza sięga krańców ziemi, szczytu nieba i tajemnicy dusz...
Chrystus został nazwany Królem i nie odrzucił tego tytułu: Jest Królem, ale królestwo Jego nie jest z tego świata! Każde królestwo z tego świata ro­dzi się z historycznych zdarzeń i ginie, również z powodu zaistniałych fak­tów historycznych. Królestwo Boże natomiast i związane z nim panowanie Chrystusa, rodzi się z faktów pozaziemskich, które w swym początku i trwaniu nie podlegają przypadkowi historii... Jeden z tych podstawowych faktów pozaziemskich przekazał nam św. Jan w Apokalipsie. „Jam jest Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 22,13). Chry­stus ma pierwsze i ostatnie słowo w tym wszystkim, co dotyczy świata i czło­wieka. On rozpoczyna dzieje świata – królestwo prawdy i miłości, spra­wiedliwości i pokoju. Do Niego też należy ostatnie słowo, kończące i zamy­kające losy świata i człowieka. Chrystus jest prawdziwym Panem naszego losu, mimo że ludziom wydaje się często, iż to oni i tylko oni są jedynymi panami swego życia. Uporczywie utwierdzają w tym przekonaniu siebie i innych. Mimo tego – w pełnej mocy pozostają słowa Chrystusowe, zapowiadające Jego powtórne przyjście na ziemię, kiedy nas wszystkich wezwie i zgromadzi przed swoim sędziowskim trybunałem – wypowiadając nad nami słowa swej potęgi i mocy. Od tych słów będzie zależała nasza przyszłość – nasze życie wieczne...
Chrystus objawi swoją królewską moc i potęgę w najbardziej zaskakują­cy sposób. Powie: byłem między wami nagi... głodny... spragniony, byłem chory i w więzieniu. Byłem między wami...! Byłem w tych sytuacjach mię­dzy wami – w waszych braciach, w ludziach, których spotykaliście co dnia, o których ocieraliście się ramię o ramię. Byłem w ludziach obdartych i na­gich, głodnych, spragnionych, chorych, w ludziach opuszczonych, leżących na ulicy – byłem w samotnych i bezdomnych... Potrzebowałem odzienia, czekałem na lekarstwo, może tylko na szklankę wody – czystej wody. Cze­kałem na was – ludzi, moich braci, na wasze współczujące i rozumiejące spojrzenie. Czekałem z niecierpliwością, żebyście Mnie zauważyli i przyszli Mi z pomocą (Mt 25,31–46). Wielu spośród was spełniło moje oczekiwa­nia – przyszli do Mnie z chlebem, wodą, ubraniem, z dobrym słowem i ży­czliwym uśmiechem. Tym braciom moim w człowieczeństwie chcę teraz oddać... Pan zna czyny swoich wiernych, pochwala je i nagradza. „Pójdźcie błogosławieni...” (Mt 25,34).
Tak powie Bóg do ludzi, którzy poprzez czyny miłosierne odnaleźli Go w samych sobie, a wraz z Bogiem odnaleźli swoją wielkość. Tę wielkość miał już chyba na myśli rzymski poeta Owidiusz, kiedy wołał: „Wierz mi, królewską jest rzeczą spieszyć z pomocą upadłym”. Powiedział to poganin. Chrześcijanin zaś – Juliusz Słowacki – pisał do swojej znajomej: „O, gdybyś pani wiedziała, jak Boską jest rzeczą podnieść leżącego człowieka...”. Czyn miłosierny wiąże nie tylko człowieka z Bogiem – On również wiąże wzajemnie serca ludzkie tajemniczym łańcuchem... Może istnieć łańcuch spłacanych długów wdzięczności – ciągnący się w nieskończoność, to roz­szerzą serce ludzkie i przybliża królestwo Boże na ziemi... Trzeba nam dziś wyszukiwać coraz to nowe więzy, które będą zdolne spoić serce ze sercem. A takim węzłem, jednym z najprostszych a zarazem najsilniejszym, jest właśnie czyn miłosierny. Słowa bez czynów to jak polskie zdewaluowane złotówki, jak papiery bez pokrycia.
Jeżeli wskażesz błądzącemu drogę – między sercami nawiązuje się nić wdzięczności. I zdarzy się, że tobie ktoś ofiaruje chwilę czasu i słowo pociechy – może będzie to ktoś przygodnie spotkany w tramwaju, ktoś niezna­ny, ktoś kogo już nigdy w życiu po raz drugi nie spotkasz... Przemknął smu­gą po twej drodze jak gwiazda przelatująca po sierpniowym niebie – aby zniknąć w nocy niepamięci. Ale ta chwila i to słowo pociechy tobie ofiaro­wane – nie mogą zaginąć. One nie dadzą ci spokoju, aż oddasz tę chwilę i to słowo pociechy – trzeciemu człowiekowi, może również nieznajomemuażeby on z kolei zwrócił je następnemu. „Jako dobrzy szafarze różnora­kiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał” (1 P4,10).
Oto jak tysiące ludzi wiąże się jednym łańcuchem pod warunkiem, że tyl­ko jeden człowiek drugiemu serce swe otworzy. Ale – czy otworzy? Łań­cuch tysięcy ludzi to wielka rzecz. A wielka rzecz urodzi się tylko z wielkiej ofiary... Pomyśl, bracie i siostro – także ty – przykuty do swojej choroby i samotności, który oczekujesz pomocy bliźnich... Czy umiesz zdo­być się na ofiarę dla drugiego człowieka – czy potrafisz swoim cierpieniem – znoszonym z godnością, a może z uśmiechem na twarzy przepełnionej bólem – świadczyć miłosierdzie innym? Czy przypadkiem i twoje serce nie jest szerzej otwarte dla twoich osobistych nieraz małych spraw, aniżeli dla drugiego człowieka. Bo tobie się zdaje, że tam, gdzie kończy się twoje pod­wórko – tam nie ma już dla ciebie żadnego interesu. Zapominasz, że właśnie to jest dla ciebie największa szansa i najbardziej korzystny interes. Bo przecież powiedziano: Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliś­cie jednemu z braci moich najmniejszych – to znaczy tych najbardziej po­trzebujących, którzy dłonie do ciebie po pomoc wyciągają – Mnieście uczynili (Mt 25,40).
Obdarzasz prawdziwie, gdy nie tylko ze swej własności, ale z siebie sa­mego coś dajesz drugiemu” (K. Gibran) – a z siebie samego to znaczy nie tylko ze swojej kieszeni, ale ze swego serca, ze swoich sił i ze swoich ner­wów, ze swojego zdrowia, ze swojej urody, którą niszczy ciężka praca. Są ludzie, którzy dają z radością, a radość ta jest ich nagrodą. Oby takiej rado­ści było jak najwięcej w naszym życiu. Są inni, którzy dają z bólem, ale ból ten jest im jako chrzest – oby taki ból był i ostatnim w waszym życiu! Są i tacy, co obdarzają innych, a nie wyczekują radości ani nie doznają bólu, ani dbają o cnotę, ani o zasługę – obdarzają jak owe kwiaty cze­remchy w wieczornej godzinie, co woń swoją rozlewają w przestrzeń – beztrosko a rozrzutnie. Przez ręce takich ludzi działa sam Bóg, przez ich usta On sam przemawia, a przez oczy ich – Swój uśmiech posyła całemu światu. To są ci, którzy pamiętają, że ziemię szeroką mają za matkę, a za Ojca Boga. Ty bądź takim człowiekiem!
W Modlitwie Pańskiej prosimy Boga – „Przyjdź królestwo Twoje”! Mówiąc te słowa, prosimy o Jego królestwo: Królestwo miłości, świętości i łaski, sprawiedliwości, pokoju; królestwo prawdy i życia; królestwo har­monii i ładu, uśmiechniętych dzieci i szczęśliwych rodzin. I dobrze, że o to prosimy! Bo ziemia, na której żyjemy – nie jest ziemią świętą. Za dużo na niej wojen i głodu, spalonych miast i ludzkich łez, nienawiści i pogardy, przemocy i strachu, drobnych i wielkich wykroczeń, pijanych ojców, rozbi­tych rodzin i bezdomnych dzieci. Ale królestwo, o które prosimy, zaczyna się w nas – we mnie i w tobie. W rozdartym i skłóconym, uciekającym, gdy prawda stanie przed tobą jak przed Piłatem. A ty? Cenisz życie – ale swoje. Mó­wisz o sprawiedliwości – a nie jesteś sprawiedliwy. Mówisz pacierz – ale się nie modlisz. Mówisz o królestwie – ale nie jesteś człowiekiem królest­wa. Jak może się wypełnić królestwo w nas? Trzeba, aby pacierz zmienił się w modlitwę, a idea królestwa – w prawdziwe królestwo.
Przyjdź królestwo Twoje” – co robię dla tego królestwa? Pójdźcie błogosławieni – powie do nas Chrystus Król i Władca wszechświata. Na krawędzi wieków – gdy sądzeni będą żywi i umarli poprzez pryzmat kromki chleba, podanej potrzebującemu – będzie święcić swój prawdziwy triumf – miłosierdzie! Wówczas sprawiedliwość Boża spotka się oko w oko z miłosierdziem człowieka. Sprawiedliwość Boża i miłosierdzie człowieka będą miały swoje ostatnie słowo: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mego... albo­wiem byłem głodny, a daliście mi jeść... byłem spragniony, a daliście mi pić... pójdźcie i posiądźcie królestwo, zgotowane wam od założenia świa­ta!” (Mt 25,34–36). Amen.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger