listopada 12, 2022

33. Niedziela Zwykła (C) – Kamień na kamieniu

świątynia


Przyjdzie czas, kiedy z tego na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu” (Łk 21, 6).
Ukochani Bracia i Siostry! W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi o mieście. Mówi o mieście, które kocha. Kocha, bo ono jest domem Ojca. Jest najpiękniejszym domem, jaki ludzie potrafili zbudować Ojcu na ziemi. Jezus mówi o zburzeniu miasta. Mówi o straszliwej tragedii, która przyniesie miastu zagładę. Nie zostanie kamień na kamieniu. Zatrzęsą się posady i… runą wspaniałe, złocone sklepienia, przestronne krużganki,
dziedzińce, stare ulice, potężne bramy. Padnie świątynia, zbezczeszczone będzie święte świętych i ołtarz ofiarniczy, zrabowane sprzęty liturgiczne. Zostanie rumowisko, żałosne świadectwo dawnej świetności wybranego narodu. Zostanie tylko ściana płaczu, do której będą pielgrzymować synowie Abrahama przez długie wieki.
Cały ten obraz widział Jezus w duszy swojej; był to obraz proroczy. W siedemdziesiątym roku ten obraz stał się dymiącą rzeczywistością. Rzymianin stanął na gruzach, pełen chwały i dumy z dokonanego dzieła wojennego. Grek, przypadkowy przechodzień, mógł mieć pretensje do Rzymu o barbarzyństwo i psucie smaku estetycznego. Jezus-Prorok, Żyd, zapłakał. Nie nad bramami, dziedzińcami czy sklepieniami. Jezus płakał nad ludźmi, bo nie rozpoznali czasu Bożego nawiedzenia (Łk 19, 44).
Co za tragiczna pomyłka, jakiż paradoks! Budowali przecież na chwałę Boga. Zapamiętali się w budowaniu. Wszystko oddali na tę budowę. Stała się częścią ich życia, była ich chwałą. I tak… zapomnieli o Bogu. Postawili siebie na Jego miejscu. Człowiek stał się sobie bogiem! Człowiek zaczął rozkazywać Przedwiecznemu. Jahwe miał obowiązek radzić się uczonych w Piśmie, jakie warunki ma spełniać zapowiedziany Mesjasz. A kiedy Bóg – nie pytając nikogo – posłał swego Jednorodzonego Syna na ziemię, przyjrzeli się Przychodzącemu, obrazili się na Niego, zapłonęli gniewem, zabili Go! I tak człowiek, który chciał być bogiem, stał się mordercą.
U zarania dziejów ludzkości nie pozostał kamień na kamieniu, gdyż pycha rozkazała ludziom budować niebotyczną wieżę Babel. Nie mógł pozostać kamień na kamieniu tym bardziej wtedy, gdy człowiek podniósł rękę na Syna Bożego. Właśnie tu, w bogobójstwie, które dokonało się pod osłoną prawa, wzięło swój początek wszelkie barbarzyństwo nowej historii ludzkości. Każde cesarstwo, królestwo, państwo, gdy podniosło swą bogobójczą rękę, padało pod samobójczym ciosem! Ze zgrozą musimy patrzeć, jak narasta wciąż na śmietnisku historii tragiczne gruzowisko pychy, bluźnierstwa i zbrodni ludzkich. Człowiek, który przebiera się za boga, jest straszniejszy od najdzikszej bestii!
Jednocześnie człowiek jest jak żebrak, w całym kosmosie najbardziej godny politowania. Tyle w nim potłuczonego piękna, tyle okruchów prawdy, tyle śladów autentycznego dobra… Przecież to człowiek jest jak otwarta koncha gotowa przyjąć nieograniczone wprost zdroje wiary, nadziei i miłowania. Do granic bolesnej nieskończoności rośnie w sercu człowieka tęsknota za doskonałością, za szczęściem. Jakże często człowiek czuje otaczającą go przestrzeń świętości, a przecież nie potrafi jej zamknąć w swojej duszy. Aniołowie ze snu patriarchy Jakuba wciąż wchodzą po drabinie do nieba i schodzą ku człowiekowi, ale takie sny są krótkie, po przebudzeniu zostaje jeno znaczący kamień… I człowiek musi kuleć, bo nie ma powrotu do dawnej równowagi, gdy się widziało otwarte niebo. Jakże często Bóg, gdy dotyka człowieka, tnie lemieszem niby oracz ziemię. I świeci Bogu w twarz głęboka rana, którą z kolei, gdyby człowiek próbował załatać, zabliźnić czy uciec od niej, straciłby zdolność odczuwania tak szczęścia jak i nieszczęścia. Kimże jesteś, człowieku? Czy nie ptakiem złapanym we własne sidła? Nie! Poeta oponuje. Wielką niewiadomą o człowieku zamienia na tajemnicę człowieka:
     „Nie tylko człowiek modli się do niebios.
     Niebiosa modlą się do człowieka
     W nieustannym przewidywaniu,
     Ze jest w nim ukryty Bóg” (R. Brandstaetter).
Byłaby to tylko piękna metafora, przynosząca ulgę zmęczonemu poecie, gdyby nie Betlejem – koronny świadek spełniającej się obietnicy; gdyby nie historyczny ludzki czas, w którym niebiosa – jak rosę – spuściły Sprawiedliwego na ziemię. Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek odnalazł w sobie Boga.
Tak więc nie przebieranie się za Boga, ale odnalezienie! Pokorne odnalezienie Boga i wspólnie z Nim odbudowywanie tego co runęło. Pokorne i wytężone stawianie na nowo kamienia na kamień. Byłoby to niemożliwe, gdyby sam Bóg nie chciał być kamieniem węgielnym tej nowej budowli mego wnętrza. To prawda, że Chrystus nigdy nie przestanie na ziemi być znakiem sprzeciwu, ale jeżeli się nań zgodzę, jeżeli przyjmę otwartym sercem tego
Boskiego Budowniczego, to nie roztrzaskam się o ten kamień, ani on mnie nie zmiażdży (Mt 21, 44).
Chrystus, którego przyzywam, gdy przyjdzie do mnie, to cóż przyniesie – czy tylko litość? Nie! On jest Miłością. Jest Bogiem bogatym w miłosierdzie (Ef 2, 4). To On wziął wszystkie moje choroby i grzech ze sobą na krzyż. On wleje kojącą oliwę w moją krwawiącą ranę. On wypełni mnie darami Ducha. On pozbiera wszystkie okruchy prawdy, dobra i piękna i ułoży w sensowną całość. On mnie odnowi!
Na koniec weźmijcie ze mną, bracia i siostry, prorocką księgę Malachiasza i czytajmy wspólnie, i módlmy się: „Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień”. Boże miłosierny, obroń mnie od pychy i nienawiści, i od pogardy. Dla tych, którzy przebierają się za bogów, by w majestacie prawa niszczyć życie ludzkie, błagamy Cię o światło i skruchę serca. Przyprowadź ich drogą pokuty do źródła odrodzenia duchowego. A wszystkim czczącym Twoje Imię, niech „wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach” (Ml 3, 19–20). Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger