Słowo Boże na dziś
Mk 2, 13-17
✠
Słowa Ewangelii według
Świętego Marka
Jezus
wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go
nauczał. A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego
na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» Ten wstał
i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu
celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami.
Wielu bowiem było tych, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w
Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i
celnikami, mówili do Jego uczniów: «Czemu On je i pije z celnikami
i grzesznikami?» Jezus, usłyszawszy to, rzekł do nich: «Nie
potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie
przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».
Oto
słowo Pańskie.
Refleksja nas Słowem Bożym
Na
szlaku handlowym znad Morza Śródziemnego do Damaszku leżało
kiedyś, za czasów Jezusa, miasto Kafarnaum; miejsce szczególne dla
Jezusa i dla ludzi, którzy się z Nim spotykali. Chrystus dokonał
tu najwięcej cudów, zostawił po sobie najwięcej śladów. Obok
Kafarnaum przechodziła granica terytorium, którymi rządzili
synowie Heroda. Właśnie dlatego w tym miejscu istniał urząd
celny, który zajmowany był przez Lewiego, syna Alfeusza.
Być
celnikiem, w ówczesnym środowisku i społeczeństwie, to sprawować
pogardzany przez wszystkich zawód. Celnicy bowiem, według tradycji
żydowskiej, uważani byli za grzeszników, gdyż spotykali się z
poganami, a zbierając opłaty, wysługiwali się władzy okupacyjnej
i zawyżali taryfy podatkowe. Byli więc, według Żydów, zdziercami
i oszustami.
Do
tej grupy społecznej zaliczany był Lewi. „Jezus przechodził
właśnie obok jeziora Galilejskiego, i tam – jak mówi Ewangelia –
zobaczył Lewiego, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego:
«Pójdź za Mną», a on zostawił wszystko i poszedł za Nim”.
Ktoś
mógłby powiedzieć, że każdy by tak uczynił. Któż bowiem,
widząc na własne oczy Jezusa, i słysząc Jego słowa kierowane do
niego, nie zostawiłby wszystkiego i nie zrobiłby tego samego, co
Lewi? Któż nie miałby już dość pogardy całego społeczeństwa?
Niektórzy nawet powiedzieliby, że sytuacja Lewiego wręcz zmuszała
go i determinowała do pójścia za Jezusem.
Przenieśmy
się na chwilę do czasów ziemskiej działalności Jezusa. Stańmy w
miejscu Lewiego, w komorze celnej, i staramy się udzielić własnej
odpowiedzi na Jezusowe wołanie: „Pójdź za Mną”.
Ta
historia ciągle się powtarza. Chrystus przychodzi do każdego
człowieka. Przechodzi również obok mnie, i wzywa, aby podążać
Jego śladem. Ale my możemy te słowa Jezusa potraktować jako coś,
co nas nie dotyczy. Jeśli, tak do końca nie przeanalizujemy tego,
co Jezus dzisiaj do nas mówi. „Nie potrzebują lekarza zdrowi,
lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem bowiem powołać
sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Czy
my nie stajemy po stronie faryzeuszów, którzy uważają siebie za
sprawiedliwych tego świata, potępiając tych, którzy może szukają
jeszcze swojej drogi do Boga? Czy my nie tłumaczymy, że przecież –
chodzę do kościoła, że jestem katolikiem, więc jestem tym, który
nie potrzebuje Lekarza duszy? Jak to jest w naszym społeczeństwie?
Jak to jest w Kościele, który wszyscy tworzymy? Jakimi wreszcie
jesteśmy katolikami? Na pytanie: Jakiego pan jest wyznania? –
pijak odpowiada bełkoczącym głosem: Jestem, dziękować Bogu,
katolikiem. Ten, kto poprzysiągł zemstę na swoich
nieprzyjaciołach, wyznaje: katolik. Ten, który nie uznaje Jezusa za
swego Pana i Zbawiciela, wycierając zakurzony obraz Matki Bożej,
powie: katolik. Intelektualista, z książką pod pachą, wyjaśnia:
jestem katolikiem, ale na „swój sposób”. Młody chłopak,
podkreślając swoją autentyczność, mówi: jestem katolikiem, ale
do kościoła chodzę wtedy, gdy chcę, a nie kiedy muszę.
Wszyscy
musimy uznać, że jesteśmy ludźmi potrzebującymi Lekarza duszy;
potrzebujemy nawrócenie; każdy z nas potrzebuje przemienienia tego,
co w naszym życiu nie jest dobre, tego, co powoduje naszą duchową
chorobę. Najpierw jednak musimy dokonać tego, co w życiu okazuje
się być najtrudniejsze: przyznać się, że to właśnie ja, nikt
inny, tylko ja jestem tym człowiekiem, który siedzi, tak, jak
kiedyś Lewi, w komorze celnej. Albo może zaliczam się do innej
grupy; może jestem człowiekiem, który zalicza się do grupy
faryzeuszów, i uznaję, zamykając się na łaskę, że nic mnie już
nie może zepsuć, ani nic mnie nie naprawi: bo przecież chodzę w
niedzielę do kościoła, na święta do spowiedzi, i uczestniczę w
życiu wspólnoty Kościoła.
Dzisiaj
każdy z nas, aby tak naprawdę i autentycznie się nawrócić, musi
tak, jak kiedyś Lewi, stać się uczniem Chrystusa. Kim jest uczeń?
Prawdziwy uczeń potrafi zawsze być posłuszny, i to nie tylko
rozkazom, ale nawet najmniejszym sugestiom, oraz znakom woli Mistrza.
Nie czyni tego na zasadzie wojskowej dyscypliny, lecz z powodu
bezgranicznego zaufania. Jest posłuszny z tej prostej przyczyny, że
tak mówi jego Mistrz i Pan, tak mówi Jezus. Choćby wszystko
zdawało się przeczyć temu, co mówi Jezus, to mimo to właśnie
Jego słowa są prawdą. I trzeba pozwolić umyć sobie nogi, trzeba
iść razem z Jezusem w swoim życiu do Jerozolimy, choć droga
wydaje się ciężka, kręta i pod górę; trzeba przebaczyć
siedemdziesiąt siedem razy; trzeba tak, jak Lewi, porzucić swoją
komorę celną, do której może już przyzwyczailiśmy się; i
potrzeba stać się apostołem, świadkiem tego, co Jezus dzisiaj
wśród nas dokonuje właśnie tutaj, w Kościele.
Wśród
hałasu tego współczesnego świata każdy z nas musi wsłuchiwać
się w cichy i delikatny Głos powołania: „Pójdź za Mną”. I
właśnie, mimo tego, że ułożyłeś sobie życie, zostaw wszystko,
co krępuje twoją drogę do nieba, porzuć to, co wiąże cię z
tym, co jest sprzeczne z wolą Bożą. Jeśli ktoś usłyszy ten
Głos, to On, Jezus Chrystus, przyjdzie do niego, uleczy jego chore,
zranione serce, i sprawi, że życie dla Niego poświęcone,
przyniesie błogosławione owoce tego wyboru. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz