Czas
i okoliczności, w których żyjemy, postawiły nas wobec wielu pytań.
Niekiedy przychodzą one z zewnątrz i są wynikiem manipulacji
człowiekiem. Dobrze, gdy wówczas przebudzi się człowiek i dojdzie do
wniosku, że nie wszystko wolno zakwestionować, nie przy wszystkim wolno
postawić znak zapytania. Bogu niech będą dzięki, gdy w porę obudzi się
człowiek, obudzi naród, gdy w porę spostrzeże, że niektóre pytania,
choćby te z początku dziejów człowieka, z raju, mają iście diabelski
podtekst i wydźwięk. Poeta opisując to rajskie wydarzenie i pytanie
trafnie napisał: „Pierwsza mowa szatana do rodu ludzkiego zaczęła się
najskromniej od słowa: dlaczego?” (A. Mickiewicz).
Upłynęły
wieki. Czasy, w których żyjemy trudno nazwać rajskimi, ale podtekst i
pytania są takie same. Potrafiły one zaprowadzić wielu ludzi i niejeden
naród na manowce ateizmu czy negacji wszelkich zasad moralnych. Ale dziś
wydaje się najbardziej niebezpieczne sprowadzenie wszystkich życiowych
problemów do tego jednego, natarczywego pytania: co będziemy jedli, co
będziemy pili, czym się przyodziejemy? W tym ślepym zaułku człowiek
stwierdza, że życiowa konieczność tych pytań o byt materialny wyjaławia i
paraliżuje ludzkie dążenia. To krok dalej niż ateizm jako program, o
którym mówił Jan Paweł II na placu Defilad.
Dzisiejsza
liturgia pierwszej niedzieli Adwentu prowokuje nas do stawiania sobie
zupełnie innych pytań. Są to pytania o wnętrze, o istotę naszego życia i
działania. O nasze chrześcijańskie wnętrze wystawione wciąż na próbę i
niebezpieczeństwo spłycenia. Pozwólmy sobie w tym miejscu na nieco inne
odczytanie dzisiejszego urywka Pierwszego Listu do Koryntian. Uczyńmy go
pytaniem: Czy w Nim, w Chrystusie zostaliście wzbogaceni we wszystko,
we wszelkie słowo i poznanie? Czy świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w
was tak, iż nie doznajecie braku żadnej łaski? Czy oczekujecie
objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa? Czy okażecie się bez
zarzutu w dniu przyjścia naszego Pana? Tak postawione pytania bardziej
podkreślają wymowę przypowieści ewangelicznej, którą usłyszeliśmy przed
chwilą.
Pan
Jezus mówi o potrzebie czujności, gdyż królestwo Boże powierzone Jego
wyznawcom ma wartość nieocenioną. Trzeba pilnować go jak skarbu.
Chrystus Pan w przypowieści utożsamia się z gospodarzem, który udał się w
podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko,
każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czy
można lepiej zobrazować wartości najdroższe sercu człowieka? Obraz domu,
powierzonego pieczy mieszkańców, przemawia do wszystkich. Nad dom
rodzinny nie ma nic bliższego i droższego. Pojęcie domu przekazuje
najwyższe i ponadczasowe wartości. Domem jest Kościół, domem ojczyzna.
Domem Boga jest człowiek. Domem ludzi po wszystkie wieki, na zawsze jest
królestwo Boże. Pan zostawił nam swój dom, a do czasu swego powrotu
wyznaczył nam domowe zajęcia. Każdy w tym domu ma do spełnienia
wyjątkowe zadanie. Nad domem tym na wieki będzie powtarzane to, co
słyszeliśmy dzisiaj w Liście do Koryntian: „Chrystus będzie umacniał was
aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dniu Jego przyjścia” (1 Kor
1,8). Będzie umacniał, bo nieustannie jest z nami w domu swego
Królestwa. Umacnia nas trwających w Jego domu, bo miłuje nas do końca.
Miłość jest spoiwem tego domu. Gdy jej zabraknie — uboższy jest Kościół,
uboższa ojczyzna, uboższy i smutny jest człowiek. Może właśnie teraz, w
tym czasie i okolicznościach pytać o nią trzeba będzie częściej niż
kiedykolwiek. Z pewnością będzie więcej wśród nas potrzebujących, dla
których wzajemna miłość musi otworzyć czule serca i mocne ręce.
Ojciec
św Jan Paweł II mówił o tym, że nasza ojczyzna wciąż potrzebuje nowej
ewangelizacji; chyba w dziedzinie wzajemnej miłości najbardziej.
Poddając się nowej ewangelizacji musimy zdać sobie sprawę z mocy, która w
nas jest. Odwołajmy się jeszcze raz do tekstu św. Pawła: „W Nim
zostaliśmy wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie
poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie
doznajecie braku żadnej łaski” (1 Kor 1,5-7). Trzeba więc sięgnąć na
nowo do tego źródła mocy i na nowo uwierzyć, że czerpiemy od wieków z
wartości trwalszych niż przelotne hasła i trzepot transparentów. O
Kardynale Wyszyńskim opowiadają, że jako kapelan oddziałów powstańczych w
1944 r. patrzył pewnego razu z podwarszawskich Lasek na łunę nad
dogorywającą stolicą. Wiatr niósł swąd spopielałego dobytku i resztki
nadpalonych śmieci i papierów. Wśród nich późniejszy Prymas znalazł
kartkę, na której ogień ocalił tylko dwa słowa: „Będziesz miłował…”
Mówił o tym, że to był testament ginącej Warszawy, która nic droższego
nie mogła mu przysłać.
Nowa
ewangelizacja niech nam pomoże ocalić miłość, bo jedynie miłość ocala.
Niech wzmocni wiarę w Chrystusa, który umacnia nas aż do końca. Niech
obudzi nadzieję nowego życia w Bogu. Tak ocala się dom, który nam Pan
zostawił. Tak umacnia się wśród nas królestwo Boże, bo jedynie miłość
ocala.
Ukochani
bracia i siostry! Dzisiejsza Ewangelia pierwszej niedzieli Adwentu mówi
o czuwaniu. Jak więc żyć, by być przygotowanym na przyjście Pana?
Myślę, że z wielu znaczeń słowa „czuwać” Jest jedno najpiękniejsze -
„kochać”. Czuwa ten, kto nieustannie kocha; kto pragnie wypełnić wolę
Bożą; kto nieustannie wychodzi ze swego egoizmu; kto pragnie dobra
drugiego bardziej niż swego; kto ćwiczy się w postawie podobnej do
Jezusa, kiedy umywał nogi Apostołom. Nie da się tak kochać: bez wiary,
bez modlitwy, bez życia w Bogu.
I
właśnie tak, czuwając w miłości, najlepiej przygotowujemy się na
przyjście Pana, to znaczy: na naszą śmierć, na wieczne życie w Bogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz