Adwent.
Czas znaków, które mówią o bliskości Boga z człowiekiem. Czas
rekolekcji. Tysiące misjonarzy rusza w świat, jak pielgrzymi. Z duszą na
ramieniu i ze Słowem Bożym. Znów zapełnią się kaplice, kościoły i
bazyliki. Będzie cicho, jakby ktoś makiem zasiał. W kościołach zapala
się dodatkowe światło, oznaczające oczekiwanie. Przybądź - to jest credo
Adwentu. W kościołach wierni przyjdą na "roraty" z zapalonymi świecami,
dzieci z lampionami, które będą także oznaczały oczekiwanie. Adwent, to
także oczyszczenie naszej duszy. Trzeba oczyścić to co brudne i
grzeszne. Po cichutku wchodzimy w misterium świąt Bożego Narodzenia, na
wigilię, ale także i przede wszystkim na Obecność Boga w Święcie. Nie
jako na pamiątkę, którą można się zadowolić i w folklorze święta
roztkliwić kolędą: "li li li li laj" - ale w pamięci tego święta i w
obecności Bożej Dzieciny, która rodzi zobowiązania.
Pierwszym
adwentowym znakiem jest mądra katecheza Kościoła, który chce
przypomnieć dzisiejszemu zajętemu człowiekowi (ciągle zajętemu czymś
innym), aby pamiętał o Obecnym wśród nas Bogu. Bo On przyszedł do nas.
Dlatego "i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie,
Syn Człowieczy przyjdzie..." (Mt 24,44).
Chce
przypomnieć, że to jest czekanie nie na święta, tak bardzo nastrojowe,
ciepłe, święta wspólnego stołu, przełamanych barier, otwartych serc...
to jest piękne, ale liturgia dzisiejsza wprowadza w to nasze myślenie
zasadniczą korektę. W Adwencie - wszystko prowadzi nie do świąt, ale do
Osoby Chrystusa. To On jest przedmiotem naszej nadziei, to On jest
Obietnicą i jej Spełnieniem.
Czekanie na osobę, czekanie na pewien dramat osoby, nie jest tym samym, co czekanie na święto.
W czekaniu na kogoś jest zawarta pewna prawdziwość życia - piękno i trud, nadzieja i możliwość rozpaczy, radość i lęk.
Dlatego
już na początku Adwentu Bóg przypomina, że chrześcijańskie czekanie
nie jest czymś mechanicznym, biernym, bezideowym. Inauguracja Adwentu
powinna zawierać pewien program pracy na najbliższe tygodnie.
Najważniejszym zadaniem tego czasu jest przygotowanie się na ostateczne przyjście Pana poprzez wewnętrzną przemianę serca.
Źródłem
przemiany ludzkiego serca - jest dążenie do doskonałości. Do tego jest
potrzebne czuwanie. Inaczej mówiąc - duchowa praca nad sobą...
Czuwać
- aby czasu oczekiwania i przygotowania nie stracić. Czuwamy, aby nie
zlekceważyć napomnień Bożych: "uważajcie na siebie, aby wasze serca nie
były ociężałe".
"Czuwajcie"
- słowo to znane jest harcerzom, którzy pozdrawiają się przy
spotkaniach i w listach "czuwaj"! Tysiące młodych powtarza to słowo:
czuwaj! "Czuwaj" - znaczy - "nie śpij".
Czuwanie - znane jest każdej matce.
Czuwanie
- znane Szkole Podchorążych - bo te słowa zawsze działały na wyobraźnię
patriotycznej młodzieży polskiej. Były one symbolem czynu zbrojnego i
poświęcenia. Zryw listopadowy podchorążych, który zapoczątkował wojnę
1830 roku powstaniem listopadowym - był dla tej młodzieży wskazówką, jak
działać, aby odzyskać wolność i niepodległość.
Czuwać
- to troszczyć się. To czuwać nad swoim językiem, czuwać nad swoim
wzrokiem. Gotowe niech będzie wasze sumienie, żeby oczy Jezusa, brata
wszystkich, których odkupił krwią swoją, mogły być przyjęte i uznane.
Gotowe niech będzie wasze życie, by niosło dobro. Gotowe słowa, by powitały Pana brzmieniem znanym i bliskim przez całe życie.
Smutne
są następstwa braku czuwania nad wzrokiem, nad językiem. Ile
nieporozumień między ludźmi, ile gniewu, a nawet rozpraw sądowych.
"Czuwać
- to oczekiwać na Gościa. Człowiek, który oczekuje - czuwa. Chrystus
przychodzi ciągle w naszą ludzką codzienność. Przychodzi tam, gdzie jest
człowiek ze swoimi problemami, ze swoimi biedami, tam gdzie są ludzkie
porażki i wygrane, niepowodzenia i sukcesy. Przychodzi tam, gdzie
człowiek wypowiada słowo: przyjdź"!
Przyjdzie
wreszcie po raz ostatni: dla człowieka w chwili jego śmierci i dla
świata - przy jego końcu. Może się zjawić znienacka... "z wieczora, czy o
północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem"... I dlatego czuwać, tzn.
iść na spotkanie z Osobą, na spotkanie z tradycją, celebracją, znakami
kultury. I na tej drodze, dane nam są znaki, słowa krótkie, gdyż Bóg
jest zwięzły, ale w tych słowach zawarta jest prawda o człowieku, o
czasie w którym żyje, o celu drogi, którą idzie. Uwięzić oczy w
zjawiskach tego świata i nie widzieć tych znaków, to nie przeżywać
adwentu.
Obserwując
świat - zauważamy, że to nasze chrześcijańskie czuwanie osłabło. Zbyt
bardzo zadomowiliśmy się w tym świecie doczesnym, w tym przemijającym
świecie...
My
już często nie potrafimy tęsknić tak, jak ludzie z czasów Chrystusa i
apostołów, do innego doskonalszego świata. Czuwanie - mówi Ojciec św. to
nie bierne trwanie, ale dynamiczne włączenie się w kształtowanie
lepszego jutra". Dzisiaj próbuje się tak żyć (nie wiem, skąd to idzie),
jakby Bóg był daleko, jakby był nieobecny, jakby nie miał nam nic do
powiedzenia, jakbyśmy ostatecznie przed Bogiem nie musieli zdać sprawy
ze swego życia. Wielu żyje tak, jakby nie było dylematu: dobro czy zło,
światłość czy ciemność. Akceptuje wszystko, nie podejmując trudu oceny i
wyboru. A jednak taki dylemat istnieje. Jest przecież ciągłe napięcie
między światłem a ciemnością, między życiem z Bogiem, a życiem bez
Boga. Między tymi wartościami stoi człowiek. I musi sam dokonać wyboru.
Być mądrym. I Bóg w swojej dobroci i mądrości ukazuje człowiekowi wiele
znaków, tak aby się nie zagubił.
U progu Adwentu Bóg w swoim słowie wzywa nas,"abyśmy umieli zrozumieć chwilę obecną" (Św.Paweł).
Zrozumieć chwilę obecną - to znaczy stworzyć dobry klimat, dobrą atmosferę w swoich rodzinach i w naszej Ojczyźnie.
Poeta
Norwid - pozostanie zawsze człowiekiem współczesnym. W trosce o nasze
społeczeństwo pisał: "Umiemy się tylko kłócić, albo kochać, ale nie
umiemy się różnić pięknie i mocno". Powiedzenie to cytują najczęściej
ci, którzy "wszystkim mają wszystko za złe", lecz sami nie potrafili
dotychczas nie tylko niczego zdziałać, ale wyrazić coś pozytywnie,
twórczo. Szczególnie ostro występował Norwid przeciwko tym Polakom,
którzy zaślepieni swoim własnym "ja", nie doceniali zasług i mądrości
innych".
Stawianie
pytań przez posłankę Sejmu: Czy Polsce potrzebny jest konkordat i jakie
z niego będzie mieć korzyści nasze państwo, i podnoszenie tych samych i
nieprawdziwych zarzutów przeciwko konkordatowi nie stwarza dobrego
klimatu.
Jesteśmy
krajem katolickim, przyjęliśmy kulturę zachodu, od ponad tysiąca lat
bronimy tej kultury. Nie wolno takich pytań stawiać, bo to ubliża
katolikom i nie buduje dobrego klimatu. Pewnie, że Kościół nie jest
salonem, w którym obowiązuje towarzyski savoir vivre. Lecz Kościół jest
przybytkiem Miłości, a miłość zobowiązuje też chyba do grzeczności, do
zwyczajnej ludzkiej uprzejmości i wyrozumiałości, do zachowania się,
które bliźnich nie denerwuje... i to jeszcze w kościele w obliczu Samej
Miłości! Jest nas dużo katolików w Polsce i nie można na konkordat
patrzeć tylko przez
salę sejmową. Trzeba zobaczyć, że to nie przywileje układają program
pracy duszpasterskiej w szpitalach, więzieniach, w wojsku i policji -
ale racje duszpasterskie. One zwyciężają. Bez przywilejów i bez zapłaty w
walucie idziemy do szkół (jak dotychczas), spełniamy posługę bez
pensji, co wydaje się bardzo dziwne w innych kościołach, szczególnie na
Zachodzie, gdzie te sprawy są jakoś unormowane. Ale nie o to chodzi. Nas
cieszy klimat i atmosfera, w której jesteśmy. Dobrze, że są ludzie
mądrzy, którzy na te pytania odpowiadają. Tylko, czy wystarczy równie
dobra wola, aby odpowiedzi przyjąć?!
Trzeba
zobaczyć dobry klimat dzieci adwentowych w naszych świątyniach - tej
spontanicznej dziecięcej wiary i tych, którzy realizują podstawowe prawo
miłości, aby dostrzec wigilijną świecę dobroci przy dodatkowym nakryciu
dla osoby samotnej.
My
chcemy pamiętać o dobrych słowach św. Jana Pawła, i podnoszeniu Polaków
na duchu w czasie stanu wojennego - bo jeżeli się straci pamięć - to
traci się życie. Dlatego upomina nas dzisiejsze słowo: "Niech nie będą
ociężałe wasze serca".
Chcemy
żyć w Adwencie godnie, zdrowo, spokojnie i przyjaźnie. Nie zawsze
pragniemy sławy, majątku, urody, chociaż to jest ludzkie. Ale nade
wszystko pragniemy żyć mądrze. A mądrze, to znaczy tak, aby zachować w
sobie umiejętność refleksji nad rzeczywistością obecną. Chcemy mieć tę
umiejętność rozróżnienia dobra od zła. Ten, który będzie umiał rozróżnić
dobre pytania od złych, będzie uchodził za mądrego człowieka.
Uszanujmy
ludzkie sumienia. Zostawmy je wolne, ale uszanujcie, bo są boskie i
katolickie. Może często słabe, upadające, ale przecież boskie. Czuwajmy -
abyśmy umieli rozpoznać znaki i potrafili "Przekroczyć próg nadziei".
Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz