Ukochani
Bracia i Siostry! Wakacje się kończą, a słoneczne były jak
rzadko i krótkie jak zawsze. Tak wiele wydarzeń dał nam przeżyć
Pan: Ojciec św. był wśród nas, pola nam zbożem obrodziły, sejm
się namozolił i ustaw nam wiele dostarczył, sportowcy złoto
przywieźli, a pielgrzymów na Jasną Górę doszło pieszo tyle
tysięcy, że trudno policzyć; rolnicy przynieśli do kościoła
najurodziwsze kłosy, pierwsze owoce i polskie kwiaty Matce Boskiej
Zielnej.
Cudowny
jest Pan Bóg, że czas nam podzielił na wakacje i rok nauki, na
miesiące pracy i oczekiwania na urlopy; a wszystko to po to,
aby człowiek łatwiej sobie lata liczył i z każdym rokiem stawał
się lepszym człowiekiem. My wszyscy przez Ojca Stwórcę jesteśmy
powołani, aby przez dane nam życie kształtować swoje
człowieczeństwo, na wzór Ojca, który jest doskonały. Sam Bóg
stawszy się Człowiekiem nie tylko ukazał nam piękno człowieka,
ale nauczył nas jak kształtować w sobie wewnętrznego
człowieka. Piękno człowieka nie polega tylko na zewnętrznym
wyglądzie, ale na pięknie ukształtowanej osobowości, na pięknie
jego serca.
Można
przecież wyhodować okazowe egzemplarze ludzkie, z harmonijnymi
proporcjami ciała, z doskonałymi manierami, z perfekcyjną
sprawnością ciała, ale zawsze będziemy pytać, jaki to jest
człowiek? Z uznaniem oglądamy gwiazdy filmowe, laureatów
wszelkich konkursów, medalistów sportowych, mężów stanu,
ale znów pytamy: na ile on jest człowiekiem?
W
ostatnie niedziele zaskakuje nas Pan Jezus swymi naukami wobec
faryzeuszów. Przecież to ludzie wykształceni, elita ówczesnego
społeczeństwa; a jednak wobec nich Pan Jezus mówi tak mocno, że
aż dziwne, iż mówi to Dobry Nauczyciel. Dlaczego ich tak zaczepia?
Przecież mają dobre maniery, są wykształceni, ubierają się
pobożnie, a On do nich: groby pobielane! Na zewnątrz jesteście
przyzwoici, a wewnątrz pełni zgnilizny, swoje kubki obmywacie z
wierzchu, a w środku są pełne plugastwa. Unikacie nieczystych
pokarmów, abyście się nie zabrudzili, a nie to paskudzi człowieka,
co wychodzi na zewnątrz, lecz to, co pochodzi z serca
człowieka: pycha, nienawiść, cudzołóstwo, zazdrość – to
czyni człowieka wstrętnym (Mt 23, 25–29). Mimo to Pan Jezus
chodził do celników, rzymskich kolaborantów, był u Szymona –
przewodniczącego faryzeuszów, a towarzysze Szymona Go
podglądali. To filmowa prawie scena, gdy w tym towarzystwie
znalazła się Magdalena, która łzami obmywała stopy Jezusa,
ocierała je włosami, namaszczała drogim olejkiem (Łk 7, 37–49).
A oni myśleli: gdyby On wiedział, kim ona jest? Wiedział.
Wiedział, ale korzystając z tej sposobności pokazał im, że
są o wiele podlejszym gatunkiem niż ona. Patrz, Szymonie –
przyszedłem do twego domu, a ty mnie nie przywitałeś, a ona –
odkąd weszła – całuje moje stopy. Nie dałeś mi sposobności,
abym obmył ręce, a ona łzami stopy Mi obmyła. Nie namaściłeś
Mi głowy, a ona stopy moje namaszcza (Łk 7, 44–47). No i cóż,
wielki człowieku? Ona jest tylko jawnogrzesznicą i potrafi
płakać, a ty zostałeś tylko chamowatym faryzeuszem.
A
dziś w Ewangelii: No i cóż panowie, tak się pchacie na pierwsze
stołki? Te krzesła są nie dla was. Przyjdzie ktoś godniejszy
i każą ci przesiąść się na koniec, i będzie ci głupio wobec
wszystkich biesiadników (Łk 14, 8–10). I cóż, kochany –
słuchając tego wszystkiego powiesz: Ale ich Pan Jezus zrobił na
szaro. Tak, ale to jest lekcja dla każdego z nas, On to do nas mówi.
Zaczyna
się rok szkolny. Tyle milionów młodych ludzi rozpocznie
pracę
nad kształtowaniem swego umysłu i swojego charakteru.
Wszyscy
pragniemy, aby urosło nam pokolenie mądrych, pięknych ludzi,
„nowych ludzi plemię, jakich dotąd nie widziano". W
znalezieniu metody kształtowania pięknego człowieka niech nam
pomogą trzy zdania:
– Cóż
pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na duszy
poniósł szkodę? (Mt 16, 26). Pośród was będzie inaczej:
jeśli kto chce być wielkim, niech będzie jako sługa (Mt 20,
26). To Pan Jezus.
– Beznadziejnym,
ikarowym lotem byłby cały wysiłek kultury nowożytnej, gdyby przez
nierozwagę straciła podporę tych skrzydeł, które przypiął jej
geniusz kultury antycznej. To Boy-Żeleński.
– Najważniejszym
w wychowaniu socjalistycznego człowieka jest najpierw wychować
człowieka. Gdybyśmy uczynili inaczej, mielibyśmy do czynienia z
politycznie uświadomioną bestią. To Igor Neverly.
Dziś,
gdy jest ostatnia niedziela wakacji, gdy rozpoczną się zajęcia w
szkole, katechizacja, uczenie się w domu, my wszyscy: rodzice,
nauczyciele, ksiądz, siostra katechetka, musimy sobie uczciwie
odpowiedzieć, czy moim dzieciom każdą lekcją, każdym spotkaniem
pomogłem, aby stały się lepsze? A jeśli nie pomogłem albo
przeszkodziłem, to lepiej, żeby mi u szyi uwiesili kamień młyński
i zanurzyli w głębinie morza. Tak, to bardzo wielka
odpowiedzialność.
To
niech ksiądz nam powie, jak te dzieci uczyć, aby nam dobrze urosły?
Jestem księdzem i wiem dobrze o jednym: nie urośnie piękny
człowiek, jeśli nie będzie się modlił. Nie urośnie piękny
człowiek, jeśli nie będzie się spowiadał. Nie urośnie piękny
człowiek, jeśli nie będzie nosił w sobie Chrystusa. A jeśli
wszystko to uczyni dobrze, to nie będzie stał na rynku cały
dzień próżnując z łatwym tłumaczeniem: nikt nas nie chciał
nająć. To nie głupia panna, której braknie oliwy. Ludzie
wychowani w szkole Ewangelii inaczej mówią, inaczej patrzą,
inaczej chodzą, a choćby grzechy mieli, to są dobrzy ludzie,
bo potrafią płakać i zaczynać od nowa.
Więc
cóż, kochani chrześcijaninie, powiedz mi: to dobrze, że my jesteś
inny niż ten faryzejski, chamski motłoch. Oj, nie tak! Przyjdą
inni ze wschodu i z zachodu, z północy i z południa i
uprzedzą was do królestwa. To co mam księże robić? Bądź wobec
siebie i wobec Boga prawdziwy, prawy, pokorny. Będzie nowy rok
szkolny – wszystko stanie się nowe. I człowiek musi zacząć
jeszcze raz od nowa, i tacy są chrześcijanie – każdego dnia
stają się bardziej prawdziwi, lepsi, pokorniejsi. A pośród nas
tyle taniego blichtru, tyle troski o fasadę, tyle dulszczyzny,
konwenansów, obłudy, zakłamania, tyle chamskiego pchania się
nawet w kolejce do nieba. To nie są chrześcijanie. Ci jeszcze nie
zaczęli być ludźmi. Chrześcijanin drugiemu poda rękę, w
drodze pomoże, chlebem się podzieli, miejsca ustąpi i stanie
na końcu. Tacy są chrześcijanie, a idąc do nieba zmęczeni
są jak żniwiarze.
Więc
stanę kiedyś w drzwiach Twego nieba, Panie, i powiem: przyniosłem
Ci po żniwach jak chłop spracowany najpiękniejsze kłosy i
pierwsze owoce. Weź je, Panie, a kwiaty polskie – to dla Twojej
Matki, naszej Pani Zielnej. I będzie niebo, a w nim sami piękni
ludzie. Panie, a będzie tam dla mnie kawałek miejsca ? Tak, tylko
teraz naucz się siadać na końcu, naucz się pokory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz