września 01, 2019

22. Niedziela Zwykła (Rok C) – Aby stawać się człowiekiem

Ukochani Bracia i Siostry! Wakacje się kończą, a słoneczne były jak rzadko i krótkie jak zawsze. Tak wiele wydarzeń dał nam przeżyć Pan: Ojciec św. był wśród nas, pola nam zbożem obrodziły, sejm się namozolił i ustaw nam wiele dostarczył, sportowcy zło­to przywieźli, a pielgrzymów na Jasną Górę doszło pieszo tyle tysięcy, że trudno policzyć; rolnicy przynieśli do kościoła najurodziwsze kłosy, pierwsze owoce i polskie kwiaty Matce Boskiej Zielnej.
Cudowny jest Pan Bóg, że czas nam podzielił na wakacje i rok nauki, na miesiące pracy i oczekiwania na urlopy; a wszyst­ko to po to, aby człowiek łatwiej sobie lata liczył i z każdym rokiem stawał się lepszym człowiekiem. My wszyscy przez Ojca Stwórcę jesteśmy powołani, aby przez dane nam życie kształto­wać swoje człowieczeństwo, na wzór Ojca, który jest doskonały. Sam Bóg stawszy się Człowiekiem nie tylko ukazał nam piękno człowieka, ale nauczył nas jak kształtować w sobie wewnętrz­nego człowieka. Piękno człowieka nie polega tylko na zewnętrz­nym wyglądzie, ale na pięknie ukształtowanej osobowości, na pięknie jego serca.
Można przecież wyhodować okazowe egzemplarze ludzkie, z harmonijnymi proporcjami ciała, z doskonałymi manierami, z per­fekcyjną sprawnością ciała, ale zawsze będziemy pytać, jaki to jest człowiek? Z uznaniem oglądamy gwiazdy filmowe, laurea­tów wszelkich konkursów, medalistów sportowych, mężów sta­nu, ale znów pytamy: na ile on jest człowiekiem?
W ostatnie niedziele zaskakuje nas Pan Jezus swymi naukami wobec faryzeuszów. Przecież to ludzie wykształceni, elita ówcze­snego społeczeństwa; a jednak wobec nich Pan Jezus mówi tak mocno, że aż dziwne, iż mówi to Dobry Nauczyciel. Dlaczego ich tak zaczepia? Przecież mają dobre maniery, są wykształce­ni, ubierają się pobożnie, a On do nich: groby pobielane! Na zewnątrz jesteście przyzwoici, a wewnątrz pełni zgnilizny, swoje kubki obmywacie z wierzchu, a w środku są pełne plugastwa. Unikacie nieczystych pokarmów, abyście się nie zabrudzili, a nie to paskudzi człowieka, co wychodzi na zewnątrz, lecz to, co po­chodzi z serca człowieka: pycha, nienawiść, cudzołóstwo, zazdrość – to czyni człowieka wstrętnym (Mt 23, 25–29). Mimo to Pan Jezus chodził do celników, rzymskich kolaborantów, był u Szymona – przewodniczącego faryzeuszów, a towarzysze Szy­mona Go podglądali. To filmowa prawie scena, gdy w tym to­warzystwie znalazła się Magdalena, która łzami obmywała sto­py Jezusa, ocierała je włosami, namaszczała drogim olejkiem (Łk 7, 37–49). A oni myśleli: gdyby On wiedział, kim ona jest? Wiedział. Wiedział, ale korzystając z tej sposobności poka­zał im, że są o wiele podlejszym gatunkiem niż ona. Patrz, Szy­monie – przyszedłem do twego domu, a ty mnie nie przywi­tałeś, a ona – odkąd weszła – całuje moje stopy. Nie dałeś mi sposobności, abym obmył ręce, a ona łzami stopy Mi obmyła. Nie namaściłeś Mi głowy, a ona stopy moje namaszcza (Łk 7, 44–47). No i cóż, wielki człowieku? Ona jest tylko jawnogrzesz­nicą i potrafi płakać, a ty zostałeś tylko chamowatym faryzeu­szem.
A dziś w Ewangelii: No i cóż panowie, tak się pchacie na pierwsze stołki? Te krzesła są nie dla was. Przyjdzie ktoś god­niejszy i każą ci przesiąść się na koniec, i będzie ci głupio wobec wszystkich biesiadników (Łk 14, 8–10). I cóż, kochany – słuchając tego wszystkiego powiesz: Ale ich Pan Jezus zrobił na szaro. Tak, ale to jest lekcja dla każdego z nas, On to do nas mówi.
Zaczyna się rok szkolny. Tyle milionów młodych ludzi roz­pocznie pracę nad kształtowaniem swego umysłu i swojego cha­rakteru. Wszyscy pragniemy, aby urosło nam pokolenie mądrych, pięknych ludzi, „nowych ludzi plemię, jakich dotąd nie widziano". W znalezieniu metody kształtowania pięknego człowieka niech nam pomogą trzy zdania:
– Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a na duszy poniósł szkodę? (Mt 16, 26). Po­śród was będzie inaczej: jeśli kto chce być wielkim, niech bę­dzie jako sługa (Mt 20, 26). To Pan Jezus.
– Beznadziejnym, ikarowym lotem byłby cały wysiłek kultury nowożytnej, gdyby przez nierozwagę straciła podporę tych skrzydeł, które przypiął jej geniusz kultury antycznej. To Boy-Żeleński.
– Najważniej­szym w wychowaniu socjalistycznego człowieka jest najpierw wychować człowieka. Gdybyśmy uczynili inaczej, mielibyśmy do czynienia z politycznie uświadomioną bestią. To Igor Neverly.
Dziś, gdy jest ostatnia niedziela wakacji, gdy rozpoczną się zajęcia w szkole, katechizacja, uczenie się w domu, my wszyscy: rodzice, nauczyciele, ksiądz, siostra katechetka, musimy sobie uczciwie odpowiedzieć, czy moim dzieciom każdą lekcją, każdym spotkaniem pomogłem, aby stały się lepsze? A je­śli nie pomogłem albo przeszkodziłem, to lepiej, żeby mi u szyi uwiesili kamień młyński i zanurzyli w głębinie morza. Tak, to bardzo wielka odpowiedzialność.
To niech ksiądz nam powie, jak te dzieci uczyć, aby nam dobrze urosły? Jestem księdzem i wiem dobrze o jednym: nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie się modlił. Nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie się spowiadał. Nie urośnie piękny człowiek, jeśli nie będzie nosił w sobie Chrystusa. A jeśli wszyst­ko to uczyni dobrze, to nie będzie stał na rynku cały dzień próż­nując z łatwym tłumaczeniem: nikt nas nie chciał nająć. To nie głupia panna, której braknie oliwy. Ludzie wychowani w szkole Ewangelii inaczej mówią, inaczej patrzą, inaczej chodzą, a choć­by grzechy mieli, to są dobrzy ludzie, bo potrafią płakać i zaczynać od nowa.
Więc cóż, kochani chrześcijaninie, powiedz mi: to dobrze, że my jesteś inny niż ten faryzejski, chamski motłoch. Oj, nie tak! Przyjdą inni ze wschodu i z zachodu, z północy i z połu­dnia i uprzedzą was do królestwa. To co mam księże robić? Bądź wobec siebie i wobec Boga prawdziwy, prawy, pokorny. Będzie nowy rok szkol­ny – wszystko stanie się nowe. I człowiek musi zacząć jeszcze raz od nowa, i tacy są chrześcijanie – każdego dnia stają się bardziej prawdziwi, lepsi, pokorniejsi. A pośród nas tyle taniego blichtru, tyle troski o fasadę, tyle dulszczyzny, konwenansów, ob­łudy, zakłamania, tyle chamskiego pchania się nawet w kolejce do nieba. To nie są chrześcijanie. Ci jeszcze nie zaczęli być ludź­mi. Chrześcijanin drugiemu poda rękę, w drodze pomoże, chle­bem się podzieli, miejsca ustąpi i stanie na końcu. Tacy są chrze­ścijanie, a idąc do nieba zmęczeni są jak żniwiarze.
Więc stanę kiedyś w drzwiach Twego nieba, Panie, i powiem: przyniosłem Ci po żniwach jak chłop spracowany najpiękniejsze kłosy i pierwsze owoce. Weź je, Panie, a kwiaty polskie – to dla Twojej Matki, naszej Pani Zielnej. I będzie niebo, a w nim sami piękni ludzie. Panie, a będzie tam dla mnie kawałek miejsca ? Tak, tylko teraz naucz się sia­dać na końcu, naucz się pokory.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger