Kończą
się, ale wciąż jeszcze trwają wakacje. Żyjemy na większym
luzie. Wielu udało się nawet wyjechać. W telewizji pokazują nam
jak obrodziły ogórki, że to niby taki ogórkowy sezon.
A
w kościele przeczytano nam dziś teksty biblijne, które wcale nie
relaksują. Pobudzają nas one do zastanowienia: jak to jest? Jeśli
zbawienie jest tak powszechne, że obejmie narody, o których
nikt nie słyszał: Taraszisz, Put, Maszek i Rosz, Tubal i Jawan,
dotrze nawet do wysp dalekich, to czemu Pan Jezus ostrzega nas, że
drzwi do Królestwa Bożego są tak ciasne, iż wielu będzie chciało
wejść, ale się nie zmieszczą.
A
może są tacy, którzy wcale nawet próbować nie będą?
Kilka
lat temu zamustrowałem się na frachtowiec ŁÓDŹ II jako pasażer
i natychmiast zgłosiłem się u kapitana.
-
Panie Kapitanie, jako pierwszemu po Bogu, melduje się sługa Boży.
Kapitan łypnął na mnie okiem:
-
Co takiego?
-
Mam powtórzyć meldunek?
-
Nie, usłyszałem. Mam rozumieć, że mamy księdza na pokładzie?
-
Tak jest. I dlatego proszę o możliwość zorganizowania Mszy Św. w
najbliższą niedzielę.
Kapitan
się ucieszył. Polecił "Panu Radio" by wystukał i
rozwiesił na wszystkich tablicach zawiadomienie gdzie i kiedy.
W
niedzielę w salonie pasażerskim zebrała się mała grupa, mniej
niż się spodziewałem, bo cała załoga odnosiła się do mnie
przyjaźnie.
Odpowiedź
znalazłem po kilku dniach. Na tej informacji o Mszy św. znalazł
się dopisek w języku Cycerona: COELUM NON CURRO, INFERNUM NON
TIMEO.
Informacja
była dla mnie, bo nie sądzę, by wszyscy to zrozumieli: "Mnie
niebo nie interesuje, nie dążę do niego, a piekła się nie boję",
i takich jak ja jest tu więcej. Masz konkurencję. Tak przynajmniej
głosiła ta deklaracja.
A
z drugiej strony: stanowisko przeciwne - "Dziennik Zachodni"
zapytał znaną piosenkarkę estradową o czym marzy. Ta
odpowiedziała: "Mam tylko jedno marzenie, chciałabym zostać
świętą. Staram się być dobrym człowiekiem, ofiarować innym
swoje serce. Dlatego jeśli moje uczynki spodobają się Bogu, to
może uda mi się. Tego właśnie naprawdę chcę" ("Agora"
Nr 32 z 9.08.98 s. 21). Tygodnik, który to wyznanie przedrukował
próbował opatrzyć tę wypowiedź jakimś komentarzem. Nie bardzo
wiedział jak. Na wszelki wypadek obdarzył notkę tytułem "ŚWIĘTA"
w cudzysłowie. Dwa skrajne stanowiska, poglądy. Jak się zdaje, oba
nie dla nas. Bo nikt z nas obecnych tu w kościele i włączonych w
naszą wspólnotę przez fale radiowe nie powie przecież, że niebo
go nie obchodzi, a piekła się boi. Ale żeby zaraz marzyć o
świętości?!
Nie
wystarczy być porządnym uczciwym człowiekiem, co to nie jest
chorągiewką na dachu, ma swój pogląd na świat, nie zmienia go,
zna jego wartość. Może to wystarczy.
Bo
to mieści się w normach zachowania Dekalogu.
A
Pan Jezus na pytanie młodzieńca: "Co mam czynić, aby osiągnąć
życie wieczne?" odpowiedział krótko: "Zachowuj
przykazania".
Które?
Przecież je znasz: "Nie kradnij, nie dawaj fałszywego
świadectwa o bliźnim, nie cudzołóż, czcij ojca i matkę.
Zachowuj je, a będziesz żył". To są normy postępowania dla
wszystkich ludzi:
dla Żydów i chrześcijan, dla mahometan i buddystów, i dla
niewierzących także. Nie można mieć poprawnej postawy etycznej,
godnej
człowieka, nie
uznając tych dziesięciu słów Boga wypisanych na kamiennych
tablicach.
To
jest minimum, ale przecież wystarczające, by żyć po ludzku i
zasłużyć na Wieczną nagrodę.
A
marzyć o świętości? Może to dobre dla dusz wybranych, specjalnie
Bogu poświęconych, konsekrowanych? Dla tych, których stać na
więcej, którzy potrafią się wyrzec zwyczajnego życia i
zrezygnować z rzeczy dobrych, by sięgnąć po lepsze? To ich
sprawa. Mnie wystarczy moje życie, lepszego nie chcę...
No
tak. Tylko, że ten minimalizm nie zgadza się z duchem Ewangelii.
Chrystus Pan uznał przykazania, bo przecież w jego nauce ani jedna
kreska, ani jedna jota ze Starego Przymierza nie została uchylona.
Ale kiedy zaczął świadomie tworzyć Nowe Przymierze, to powołał
Dwunastu na wzór dwunastu pokoleń Izraela. Nazwał ich apostołami,
bo miał ich posłać na cały świat, by głosili nowe przykazanie.
Zebrał ich na górze, jak Mojżesz lud starego Przymierza pod górą
Synaj. I do nich, swych uczniów wygłosił pierwsze kazanie. A kiedy
otworzył swe usta, to pierwsze jego słowo było: Błogosławieni.
Tak,
błogosławieni jesteście, którzyście usłuchali wezwania: "Pójdź
za mną". Błogosławieni, którzy zdecydowali się na to, by
przejść przez życie jako ubodzy w duchu, którzy płaczą i są
cisi, łakną i pragną sprawiedliwości, są miłosierni i
czystego serca, wprowadzają pokój i cierpią prześladowanie.
Tak jak On, Mistrz i Pan. Jemu warto zaufać, pójść Drogą, którą
jest On sam. Powiedział przecież: "Ja jestem drogą",
wiemy dokąd ona prowadzi. Wiemy też, jaki jest finał takiego
życia. "Radujcie się, albowiem wielka jest wasza nagroda w
niebie" (Mt 5,12).
Czy
to jest program dla wybranych? Tak, bo liczne rzesze zostały na
dole, a tylko uczniowie poszli za nim, gdy wstępował na górę. I
do nich, do swoich uczniów skierował Pan Jezus te słowa. A oni
byli zaczątkiem Kościoła. Dzisiaj całemu
Kościołowi czytana
jest jego Ewangelia, której zasady nie są łatwizną, ale dużym
wymaganiem.
Wystarczy
przeczytać z ewangelii Mateuszowej trzy rozdziały: 5, 6 i 7. W tych
rozdziałach Św. Mateusz dokonał redakcyjnego zabiegu: zebrał
wszystkie "logia", wypowiedzi Jezusa dotyczące norm
postępowania dla tych, co uznali, że warto pójść za Nim.
Odwołując
się do zasad Starego Przymierza, "Powiedziano starym",
daje swoją wykładnię "A ja wam powiadam" stawiając
wymagania większe. Proszę was, Bracia i Siostry moi najmilsi, macie
przecież Ewangelię w domu, przeczytajcie uważnie sami te trzy
rozdziały i przekonajcie się, że to do każdego z nas skierowane
zostały te słowa. Bo wszyscy przecież, włączeni w to przeżywanie
Wielkiej Tajemnicy wiary, uważamy się za uczniów Chrystusa. Czy
jest to materiał do marzeń? Jest zbyt konkretny, zbyt wymagający,
żądający rzeczy zda się niemożliwych. Ale to jest właśnie ta
"ciasna brama i wąska droga, która wiedzie do żywota, a mało
jest tych, którzy ją znajdują" (Mt 7,14).
I
co? Znów powiesz: nie dla mnie, za trudne, wystarczy mi to, co jest
niezbędnie potrzebne. Parterowy poziom... Tylko, że z tego poziomu
tak łatwo spaść niżej - a to jest katastrofa. Poza tym każdy,
kto nie podnosi sobie poprzeczki, cofa się w rozwoju. Tak jest w
każdej dziedzinie, w zakresie życia duchowego także.
Mój
wierny korespondent pan Franciszek z Paderewka koło Sterdyni na
Podlasiu przysyła mi od czasu do czasu „notki i wiersze spisane
własnoręcznie". Oto fragmenty wiersza pt. "Nauka":
"Uczymy
się Polski? - Uczymy
Liczymy
pieniądze? - Liczymy
Patrzymy
w ekrany? - Patrzymy
Tak
schodzą nam lata i zimy.
I
chociaż ciekawa nauka,
To
każdy sam siebie tam szuka
Naiwnie
podlicza on sobie:
A
ile ja na tym zarobię?
Mądrzejszy
to każdy jest z wiekiem.
Ale
czy lepszym
jest
człowiekiem?
Czy
umie ujarzmiać swe żądze?
Czy
kocha ludzi - czy pieniądze?
Problemów
wciąż mamy tysiące!
A
kwestie czasami palące
Musimy
rozwiązać rozsądnie,
By
można żyć! Wreszcie porządnie".
Bracia
i Siostry! Po Komunii św. modlić się będziemy, by nam Bóg
miłosierny przywrócił pełne zdrowie duszy i tak nas przemienił
swoją łaską i wspierał, byśmy się zawsze Jemu podobali. Wejdźmy
w ten modlitewny nastrój i kontrolujmy swój modus vivendi, by drzwi
do Królestwa nie były dla nas za ciasne. Wciąż nie jest za późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz