sierpnia 25, 2019

21. Niedziela Zwykła (Rok C) – Ciasne drzwi

Kończą się, ale wciąż jeszcze trwają wakacje. Żyjemy na większym luzie. Wielu udało się nawet wyjechać. W telewizji pokazują nam jak obrodziły ogórki, że to niby taki ogórkowy sezon.
A w kościele przeczytano nam dziś teksty biblijne, które wcale nie relaksują. Pobudzają nas one do zastanowienia: jak to jest? Jeśli zba­wienie jest tak powszechne, że obejmie narody, o których nikt nie słyszał: Taraszisz, Put, Maszek i Rosz, Tubal i Jawan, dotrze nawet do wysp dalekich, to czemu Pan Jezus ostrzega nas, że drzwi do Królestwa Bożego są tak ciasne, iż wielu będzie chciało wejść, ale się nie zmieszczą.
A może są tacy, którzy wcale nawet próbować nie będą?
Kilka lat temu zamustrowałem się na frachtowiec ŁÓDŹ II jako pasażer i natychmiast zgłosiłem się u kapitana.
- Panie Kapitanie, jako pierwszemu po Bogu, melduje się sługa Boży. Kapitan łypnął na mnie okiem:
- Co takiego?
- Mam powtórzyć meldunek?
- Nie, usłyszałem. Mam rozumieć, że mamy księdza na pokładzie?
- Tak jest. I dlatego proszę o możliwość zorganizowania Mszy Św. w najbliższą niedzielę.
Kapitan się ucieszył. Polecił "Panu Radio" by wystukał i rozwiesił na wszystkich tablicach zawiadomienie gdzie i kiedy.
W niedzielę w salonie pasażerskim zebrała się mała grupa, mniej niż się spodziewałem, bo cała załoga odnosiła się do mnie przyjaźnie.
Odpowiedź znalazłem po kilku dniach. Na tej informacji o Mszy św. znalazł się dopisek w języku Cycerona: COELUM NON CURRO, INFERNUM NON TIMEO.
Informacja była dla mnie, bo nie sądzę, by wszyscy to zrozumieli: "Mnie niebo nie interesuje, nie dążę do niego, a piekła się nie boję", i takich jak ja jest tu więcej. Masz konkurencję. Tak przynajmniej głosiła ta deklaracja.
A z drugiej strony: stanowisko przeciwne - "Dziennik Zachodni" zapytał znaną piosenkarkę estradową o czym marzy. Ta odpowiedziała: "Mam tylko jedno marzenie, chciałabym zostać świętą. Staram się być dobrym człowiekiem, ofiarować innym swoje serce. Dlatego jeśli moje uczynki spodobają się Bogu, to może uda mi się. Tego właśnie naprawdę chcę" ("Agora" Nr 32 z 9.08.98 s. 21). Tygodnik, który to wyznanie przedrukował próbował opatrzyć tę wypowiedź jakimś komentarzem. Nie bardzo wiedział jak. Na wszelki wypadek obdarzył notkę tytułem "ŚWIĘTA" w cudzysłowie. Dwa skrajne stanowiska, poglądy. Jak się zdaje, oba nie dla nas. Bo nikt z nas obecnych tu w kościele i włączonych w naszą wspólnotę przez fale radiowe nie powie przecież, że niebo go nie obchodzi, a piekła się boi. Ale żeby zaraz marzyć o świętości?!
Nie wystarczy być porządnym uczciwym człowiekiem, co to nie jest chorągiewką na dachu, ma swój pogląd na świat, nie zmienia go, zna jego wartość. Może to wystarczy.
Bo to mieści się w normach zachowania Dekalogu.
A Pan Jezus na pytanie młodzieńca: "Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?" odpowiedział krótko: "Zachowuj przykazania".
Które? Przecież je znasz: "Nie kradnij, nie dawaj fałszywego świa­dectwa o bliźnim, nie cudzołóż, czcij ojca i matkę. Zachowuj je, a będziesz żył". To są normy postępowania dla wszystkich ludzi: dla Żydów i chrześ­cijan, dla mahometan i buddystów, i dla niewierzących także. Nie można mieć poprawnej postawy etycznej, godnej człowieka, nie uznając tych dziesięciu słów Boga wypisanych na kamiennych tablicach.
To jest minimum, ale przecież wystarczające, by żyć po ludzku i zasłużyć na Wieczną nagrodę.
A marzyć o świętości? Może to dobre dla dusz wybranych, specjalnie Bogu poświęconych, konsekrowanych? Dla tych, których stać na więcej, którzy potrafią się wyrzec zwyczajnego życia i zrezygnować z rzeczy dobrych, by sięgnąć po lepsze? To ich sprawa. Mnie wystarczy moje życie, lepszego nie chcę...
No tak. Tylko, że ten minimalizm nie zgadza się z duchem Ewangelii. Chrystus Pan uznał przykazania, bo przecież w jego nauce ani jedna kreska, ani jedna jota ze Starego Przymierza nie została uchylona. Ale kiedy zaczął świadomie tworzyć Nowe Przymierze, to powołał Dwunastu na wzór dwunastu pokoleń Izraela. Nazwał ich apostołami, bo miał ich posłać na cały świat, by głosili nowe przykazanie. Zebrał ich na górze, jak Mojżesz lud starego Przymierza pod górą Synaj. I do nich, swych uczniów wygłosił pierwsze kazanie. A kiedy otworzył swe usta, to pierwsze jego słowo było: Błogosławieni.
Tak, błogosławieni jesteście, którzyście usłuchali wezwania: "Pójdź za mną". Błogosławieni, którzy zdecydowali się na to, by przejść przez życie jako ubodzy w duchu, którzy płaczą i są cisi, łakną i pragną sprawiedli­wości, są miłosierni i czystego serca, wprowadzają pokój i cierpią prze­śladowanie. Tak jak On, Mistrz i Pan. Jemu warto zaufać, pójść Drogą, którą jest On sam. Powiedział przecież: "Ja jestem drogą", wiemy dokąd ona prowadzi. Wiemy też, jaki jest finał takiego życia. "Radujcie się, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie" (Mt 5,12).
Czy to jest program dla wybranych? Tak, bo liczne rzesze zostały na dole, a tylko uczniowie poszli za nim, gdy wstępował na górę. I do nich, do swoich uczniów skierował Pan Jezus te słowa. A oni byli zaczątkiem Kościoła. Dzisiaj całemu Kościołowi czytana jest jego Ewangelia, której zasady nie są łatwizną, ale dużym wymaganiem.
Wystarczy przeczytać z ewangelii Mateuszowej trzy rozdziały: 5, 6 i 7. W tych rozdziałach Św. Mateusz dokonał redakcyjnego zabiegu: zebrał wszystkie "logia", wypowiedzi Jezusa dotyczące norm postępowania dla tych, co uznali, że warto pójść za Nim.
Odwołując się do zasad Starego Przymierza, "Powiedziano starym", daje swoją wykładnię "A ja wam powiadam" stawiając wymagania większe. Proszę was, Bracia i Siostry moi najmilsi, macie przecież Ewangelię w domu, przeczytajcie uważnie sami te trzy rozdziały i przekonajcie się, że to do każdego z nas skierowane zostały te słowa. Bo wszyscy przecież, włączeni w to przeżywanie Wielkiej Tajemnicy wiary, uważamy się za uczniów Chrystusa. Czy jest to materiał do marzeń? Jest zbyt konkretny, zbyt wymagający, żądający rzeczy zda się niemożliwych. Ale to jest właśnie ta "ciasna brama i wąska droga, która wiedzie do żywota, a mało jest tych, którzy ją znajdują" (Mt 7,14).
I co? Znów powiesz: nie dla mnie, za trudne, wystarczy mi to, co jest niezbędnie potrzebne. Parterowy poziom... Tylko, że z tego poziomu tak łatwo spaść niżej - a to jest katastrofa. Poza tym każdy, kto nie podnosi sobie poprzeczki, cofa się w rozwoju. Tak jest w każdej dziedzinie, w za­kresie życia duchowego także.
Mój wierny korespondent pan Franciszek z Paderewka koło Sterdyni na Podlasiu przysyła mi od czasu do czasu „notki i wiersze spisane własnoręcznie". Oto fragmenty wiersza pt. "Nauka":
"Uczymy się Polski? - Uczymy
Liczymy pieniądze? - Liczymy
Patrzymy w ekrany? - Patrzymy
Tak schodzą nam lata i zimy.
I chociaż ciekawa nauka,
To każdy sam siebie tam szuka
Naiwnie podlicza on sobie:
A ile ja na tym zarobię?
Mądrzejszy to każdy jest z wiekiem.
Ale czy lepszym jest człowiekiem?
Czy umie ujarzmiać swe żądze?
Czy kocha ludzi - czy pieniądze?
Problemów wciąż mamy tysiące!
A kwestie czasami palące
Musimy rozwiązać rozsądnie,
By można żyć! Wreszcie porządnie".

Bracia i Siostry! Po Komunii św. modlić się będziemy, by nam Bóg miłosierny przywrócił pełne zdrowie duszy i tak nas przemienił swoją łaską i wspierał, byśmy się zawsze Jemu podobali. Wejdźmy w ten modlitewny nastrój i kontrolujmy swój modus vivendi, by drzwi do Królestwa nie były dla nas za ciasne. Wciąż nie jest za późno.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger