Była
godzina szósta, według starożytnej rachuby czasu, a więc
samo południe. Jezus zmęczony drogą i upałem dnia zatrzymuje się
razem z Apostołami w Samarii w pobliżu miasta Sychar.
Zwyczajem podróżnych zatrzymuje się w miejscu, gdzie znajdowała
się woda do picia. W tym przypadku była to studnia, którą według
tradycji miał wykopać jeszcze patriarcha Jakub. Istnieje ona po
dziś dzień i znana jest ze swej głębokości (ponad 30
metrów). Pan Jezus siada, aby odpocząć, a Apostołowie idą do
miasta, aby kupić coś do jedzenia.
Po
chwili u studni zjawia się niewiasta z dzbankiem po wodę. Pan
Jezus prosi ją, aby i Jemu pozwoliła się napić, gdyż sam
nie miał czym zaczerpnąć. Niewiasta jest zdziwiona, że czyni
to Żyd, bowiem Żydzi i mieszkańcy Samarii byli we wrogich
stosunkach. Jest zdziwiona zapewne i dlatego, że czyni to mężczyzna.
Na Wschodzie i w tamtych czasach nie należało do dobrego tonu, aby
mężczyzna wdawał się w rozmowę z nieznajomą kobietą.
A niektórzy z rabinów okazywali kobietom lekceważenie tak daleko
posunięte, że publicznie nie rozmawiali nawet ze swymi żonami.
Również Apostołowie po powrocie zdziwią się, że ich Mistrz
rozmawia z nieznajomą. Nie będą jednak śmieli wyrazić głośno
swego zdumienia.
Rozmowa
o wodzie była dla Jezusa okazją do zrobienia uwagi o charakterze
religijnym. Mówi mianowicie, że On posiada wodę żywą, to jest
pochodzącą z głębokich źródeł. A woda ta ma tak cudowne
właściwości, że kto ją pije, nie będzie już czuł więcej
pragnienia i będzie żył na wieki. Samarytanka prosi gorąco o
tę wodę: Daj
mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać
(J
4,15). Bierze tu ona wodę dosłownie, materialnie i nie
rozumie, że pod obrazem wody jej Rozmówca ma na myśli swą
łaskę, życie Boże w duszy.
Jezus
widząc, że tą drogą nie trafi do jej duszy, przechodzi to
tematu bardziej osobistego, dotyczącego jej życia intymnego: pyta
ją o męża. Samarytanka odpowiada krótko i jakby niechętnie:
Nie
mam męża. Pan
Jezus, chcąc podtrzymać rozmowę i pozyskać jej życzliwość,
chwali ją za szczerość, a jednocześnie czyni uwagę: Miałaś
pięciu mężów, a ten, którego masz teraz nie jest twoim
mężem. Prawdopodobnie
z poprzednimi mężami rozwiodła się, bo trudno przypuścić, aby
wszyscy pomarli. Z ostatnim zaś albo nie mogła, albo nie chciała
wiązać się formalnie. Ale teraz wstrząśnięta znajomością
tajników swego życia, woła: Panie
widzę, że jesteś prorokiem.
Dalej
rozmowa schodzi na temat świątyni i Mesjasza. Samarytanie bowiem
też czekali na Mesjasza, który, jak wyraziła się niewiasta,
pouczy
nas o wszystkim. Gdy
Pan Jezus stwierdził, że On jest tym Mesjaszem, wzruszona, że
nadeszły już oczekiwane przez wszystkich czasy, że ma przed sobą
Tego, który był przedmiotem pragnień i modlitw tylu pokoleń,
nie zwraca uwagi na Apostołów powracających z zakupioną
żywnością, ale szybko biegnie do miasteczka, aby przekazać
radosną wieść. Zapomina nawet zabrać ze sobą dzbana, jak
zauważył św. Jan. W tej chwili woda nie ma dla niej większego
znaczenia.
W
mieście swą rozmowę z sąsiadami i znajomymi rozpoczyna od
podstawowego argumentu: Powiedział
mi wszystko, co uczyniłam. I
woła: Czyż
nie jest On Mesjaszem? W
swym uniesieniu nie wstydzi się mówić nawet o swoim
nieuporządkowanym życiu. Narobiła pewnie tyle hałasu, że
szybko zebrał się tłum ciekawych. Po chwili wszyscy udają się do
studni, aby osobiście zetknąć się z Chrystusem. Wśród nich jest
prawdopodobnie kochanek niewiasty. Już po wstępnej rozmowie
proszą oni Jezusa, aby poszedł do ich miasta i pozostał wśród
nich. Dziwna prośba, jak na ludzi, którzy wiedzieli, że Chrystus
jest jednym z Żydów, którym w normalnych warunkach dokuczali.
Dwa dni pobytu wśród Samarytan przyniosły obfite żniwo;
wielu uwierzyło weń i to już nie tylko dla słów niewiasty. Oni
to prawdopodobnie w pięć lat później (por. Dz 8,5-25)
przyjmą uczniów Chrystusa i ułatwią im dalszą ewangelizację
Samarii.
W
całym tym wydarzeniu podziwiamy wielką dobroć Chrystusa.
Samarytanie nie są dla Niego, jak dla każdego innego Żyda,
przedmiotem pogardy i nienawiści. Są ludźmi na równi z Żydami.
Nawet Apostołowie wychowani w szkole Jezusa też wyzbyli się,
częściowo przynajmniej, religijno-narodowych uprzedzeń. Poszli,
aby zrobić coś, czego nie uczyniłby przeciętny Żyd: kupić
chleb u Samarytan. Jeszcze bardziej od zwyczajów epoki odbija
stosunek Chrystusa do Samarytanki. Oto jak opisuje go J. Galot:
„Nowe
prawo, które Jezus wydał dla swoich uczniów, wzmacnia
nierozerwalność małżeństwa: ale to nie przeszkadza Mu
okazać wielkiej dobroci niewieście, która żyje w nieprawych
związkach... Aby dać się poznać mieszkańcom Sychar, wybiera
kobietę dość lekkich obyczajów, a ponieważ jest ona ciekawska i
gadatliwa, posługuje się tymi dwoma rysami niewieściego
charakteru... aby drugim opowiedziała to, co jej się
zdarzyło. Gdyby przybrał postawę sędziego i zaczął od
karcenia niewiasty za jej lekkomyślność, nie uzyskałby żadnej
ugody z jej ciekawością i chęcią mówienia”. I nie
doprowadziłby do jej i innych nawrócenia.
Przykładów
wartości apostolskiej dobroci życie dostarcza i obecnie na każdym
kroku. Oto wydarzenie opowiedziane przez kardynała Leo Josepha
Suenensa w jednej z jego konferencji radiowych:
W
Brukseli pewien proboszcz, wychodząc z kościoła, zobaczył jednego
ze swych niepraktykujących parafian, który właśnie robił zdjęcie
żony z małym synem na rękach. Zbliżył się i powiedział:
„Czy nie wydaje się panu, że fotografia byłaby milsza, gdyby i
pan był na niej?" Mężczyzna przyznał rację. Proboszcz
zrobił zdjęcie, oddał aparat i oddalił się. Zanim jednak zrobił
kilka kroków, matka z dzieckiem zbliżyła się do niego i
powiedziała: „Proszę księdza, nasz chłopiec jest jeszcze
nieochrzczony, czy nie dałoby się tego zrobić zaraz?” Lody
zostały przełamane. Z rozmowy wynika, że rodzice dziecka nie
zawarli jeszcze związku małżeńskiego w kościele. Powoli
wszystko zostało uregulowane, najpierw chrzest, potem małżeństwo.
Powstała nowa rodzina chrześcijańska. A wszystko zaczęło
się od małego gestu dobroci, od zwykłego zdjęcia, zresztą
nawet nieudanego.
Widzimy
tu u Chrystusa i naśladującego Go kapłana dobroć dla żyjących
bez ślubu religijnego. Jest ona przykładem zarówno dla kapłanów
jak i dla każdego chrześcijanina.
Ewangelia
nie podaje dalszych dziejów Samarytanki. Natomiast stara
tradycja grecka nazywają Fotiną, oświeconą, to jest tą, która
znalazła światło wiary. Z jej szczerego i pełnego
zaangażowania przyjęcia Chrystusa podczas pierwszego spotkania
możemy przypuszczać, że potem uporządkowała swoje życie zgodnie
z wymogami Ewangelii. Jej wielokrotne zmiany mężów czy kochanków
były wyrazem nieznajomości sensu życia, braku określonego
celu. Zresztą zdarzyło się to nie tylko jej. I w naszych czasach
ciągłe rozwody, ciągłe zmiany partnerów miłości są wyrazem
tego samego braku. Pustkę życiową usiłuje się wypełnić
coraz to mocniejszymi wrażeniami, a ponieważ one wciąż
powszednieją, szuka się nowych partnerów.
Samarytanka
poprzez Chrystusa odnalazła wodę żywą, której sensu
przedtem nie zrozumiała, to jest łaskę Bożą i życie w niej.
Musiała wprawdzie nadal chodzić po wodę do studni, ale to był
drobiazg i z uśmiechem pewnie wspominała swą chęć napicia
się raz na całe życie. Tego spokoju wewnętrznego i
odnalezienia sensu życia pragnie Chrystus dla wielu nerwowo
goniących za przyjemnościami samarytan i samarytanek naszych
czasów.
Dziś
wędruje On również, choć tylko w sposób duchowy, po drogach i
ulicach naszych miast i wsi. Zatrzymuje się w różnych punktach,
spragniony już nie wody materialnej, ale spotkania z ludźmi,
porozmawiania z nimi o sprawach ich duszy. Pragnie dać im wodę
żywą, to jest swą łaskę, życie Boże. Zależy Mu zwłaszcza na
spotkaniu z tymi, którzy jak Samarytanka nie żyją zgodnie z Jego
Ewangelią. Szuka ich po różnych drogach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz