Dzisiejsza
uroczystość Wszystkich Świętych, to pociągający uśmiech nieba
w stronę ziemi, a niebo nie jest puste.
Kierujemy
nasze serca do nieba i modlimy się do Tych, którzy już zaznają
wiecznej szczęśliwości. Patrząc w wieczność, nie pomniejszmy -
oczywiście niczego na ziemi. Wszystko jest dla nas ważne na swoim
miejscu. Wznosimy oczy ku niebu nie po to , by zapomnieć o ziemskich
utrapieniach, ale by tym bardziej stawiać im czoło. Bo warto dla
tego największego skarbu - jakim jest zbawienie - podjąć każdy
trud.
Święci,
których czcimy to nie tylko ci kanonizowani, ale wszyscy wierzący,
którzy żyją i umierają wierni Bogu.
Dzisiejsze
święto pozwala nam współuczestniczyć w ich radości i pomaga
nam odnowić świadomość naszego powołania do świętości.
„Wszyscy
chrześcijanie jakiegokolwiek stanu, czy zawodu - przypomina
Sobór - powołani są do pełni życia chrześcijańskiego i do
doskonałości” (Lumen
Gentium,
40).
Chrześcijanin
– to człowiek powołany do świętości, a normą jego życia jest
sam Chrystus.
Prawdziwa
świętość jest autentycznie ludzka, zwyczajna, człowiecza –
posiada ludzką twarz. To co różni Świętych od innych – to
jedynie sposób, w jaki realizują swoje człowieczeństwo. Dla nich
być człowiekiem – to znaczy żyć na ziemi, owszem wrosnąć w
nią, ale nie dać się tej ziemi pochłonąć, pochłonąć złu!.
Święci
to ludzie, którzy wobec zła nie narzekają, ale angażują się z
zapałem po stronie dobra.
My
czasem zniekształcamy świętych, otaczając ich zabobonną czcią.
Świadectwem
tego są choćby spotykane czasem żałosne karteczki przepisywane po
kilkadziesiąt razy w obawie przed grożącymi nieszczęściami...
Tak
łatwo zniekształcić wiarę, a nawet ją ośmieszyć!
Kto
jednak tkwi w życiu Kościoła, modli się tak, jak modli się
Kościół, nie zboczy z drogi prawdziwego kultu Świętych.
Kochajmy
Świętych w niebie, ale i tych, którzy są wśród nas...
Bo
jutro mogą być już u Boga i będą szczęśliwi, ale my
pozostaniemy biedniejsi z powodu ich braku, czy trzeba aż śmierci,
by święci, którzy są z nami otrzymali od nas dobre słowo,
serdeczny gest?
Czy
dopiero trzeba odprowadzić ich ciała na cmentarz, aby ich zacząć
odwiedzać, okazywać serdeczność, zanieść kwiaty?
Miłujmy
Świętych w naszych społecznościach, rodzinach... Maleńką
świętość dziecka, umęczonej pracą matki, u której wszystko
musi być akuratne, świętość ojca, cierpiącego w szpitalu,
obłożnie chorego kalekę leżącego w domu, świętość oddanego
bez reszty pielęgniarza, czy lekarza.
Święci
są blisko nas. Tylko, że my oddalamy się od nich przez fałszywe
o nich pojęcia. Bo dlaczego uważamy ich za wyjątkowych ludzi,
przecież oni wyszli z tej samej, co my ziemi, pochodzili ze
wszystkich narodów, ras i języków. Są wśród nich niezliczone
rzesze rodaków, z których chlubimy się śpiewając: „Gaude,
Mater Polonia prole fecunda nobili” -
„Raduj się Matko Polska, w szlachetne potomstwo bogata”.
Wprawdzie żyli po bratersku, ale wierni byli codzienności.
Często
oddalamy się od Świętych, bo wolimy przeciętność, wygodę,
miernotę. A przecież niebo zdobywają ludzie radykalni,
zdecydowani, ambitni.
Wielki
pochód Świętych wprawia w zdumienie, ale i dodaje otuchy każdemu
z nas. Bo chyba nie chcesz trwać w zniechęceniu, zobojętnieniu,
zachowywać się jak kibic, obserwator... Siostro, Bracie: czeka cię
niebo!
Świętość
jest możliwa na każdej drodze życia i w każdym stanie.
„Przedziwny jest Bóg w Świętych swoich”. Pomyśl: Oni mogli,
to i my możemy. Ten entuzjazm i zachętę podaje nam dzisiaj
kochająca, dobra Matka Kościół, Wychowawczyni człowieka.
Są
tacy, którzy chcieliby, że tak powiem, wyłudzić zbawienie, ale za
najniższą cenę. Są i tacy, którzy z założonymi rękami
czekają, kiedy niebo znajdzie się na przecenie, by nie musieli za
nie dużo zapłacić. A kiedy Bóg nie obniża ceny, odchodzą
znudzeni kupują szczęście gdzie indziej i upijają się nim, mimo
że ono odurza tylko, a nie uszczęśliwia.
Niebo,
zbawienie – jest zbyt wielką wartością, bo wartością
najwyższą, wieczną – nie może być nagrodą za minimalizm
życia, za byle jakość.
Rozważ:
czeka cię niebo, ale by je osiągnąć ile ci jeszcze potrzeba... a
więc załatw wszystkie sprawy z Bogiem i ludźmi i to prędko, bo
jak się z nimi spotkasz w niebie?
Pięknie
tę sprawę streścił w strofie poetyckiej Leopold Staff pisząc w
1957 r.:
„Szukałem
Ciebie, w chmurach, na niebiosach
I
na tej niskiej, pełnej grobów glebie
I
dzisiaj widzę, w radosnych łez rosach,
Że
Bóg był bliżej mnie – niż ja sam siebie.
I
wiem to jedno, że gdy mnie ułożą
Na
sen wieczysty, żmudnego pielgrzyma,
Na
ten czas ujrzę wieczną światłość Bożą
Zamkniętymi
na wieki oczyma”.
Jarosław
Iwaszkiewicz w dramacie "Kosmogonia"
-
przez usta głównego bohatera wypowiada pełne sarkazmu słowa o
końcu ludzkiego życia: „nie ma gdzie wrócić, czy to nie
komedia?”.
Każdy
z nas, wierzących wie dokąd wrócić. Wie, gdzie znajduje się jego
dom.
Papież
Jan XXIII - przemawiając do członków korpusu dyplomatycznego
w Watykanie w Nowy Rok 1961 (Akta Stol. Św. 61) powiedział:
„Panowie, wy tak zwykle mówicie wiele słów, a jedno jest ważne,
że wyszliśmy od Boga i do Boga wrócić mamy”.
Drodzy
Siostry i Bracia! Wpatrujemy się w Świętych – tych
nieulęknionych świadków wierności Bogu. Naśladujemy ich przykład
życia. Być świętym – to powołanie każdego z nas.
W
tej wspinaczce ku niebu, pośród radości, a najczęściej trosk i
trudów ziemskich prowadzi nas przede wszystkim Matka Boża.
Maryja
otacza nas swoją matczyną opieką i wspomaga
na
drodze do nieba, bo jest Wspomożycielką.
Kochani
Bracia i Siostry - „Wolą Bożą jest uświęcenie wasze” -
przypomina św. Paweł. Pamiętajmy , że od krótkotrwałego pobytu
na tej ziemi, zależy nasz wieczny los.
„Gdzie
kto będzie po śmierci – za życia odgadnie? Gdzie się chyli za
życia - tam po śmierci wpadnie”. (A. Mickiewicz). Obyśmy zawsze
nachylali się ku Bogu, ku dobru, ku niebu. Dzisiaj odbywa się
prawdziwa "wędrówka ludów". Tysiące ludzi przemieszcza
się z jednego krańca kraju na drugi, byleby tylko dotrzeć na
cmentarz. I dobrze, że tak jest, że bierzesz w dłonie znicze, aby
stanąć nad grobem matki, ojca, czy przyjaciela, ale i tych, którzy,
jak pisał Gałczyński: „prosto do nieba, czwórkami szli...”.
Nie pozostawimy w zapomnieniu żadnej mogiły tych, którzy za Polskę
i wiarę oddali życie. Miłość jest mocniejsza niż śmierć!
I
pomyśl jeszcze: kiedyś przyjdą takie "Zaduszki", że
obok naszego grobu przechodzić będą ludzie... Zatrzymają się?
Zapalą świecę? Zmówią "zdrowaśkę"? Co będą
wspominać z naszego życia? Co po nas zostanie? Obyśmy mogli jak,
jak poeta Edward Słoński (1926) do Boga powiedzieć: „Teraz jam
mocny... teraz wiem, o Panie
Że
będę płonął w Twym blasku słonecznie.
Że
moc ta we mnie kiedyś z prochu wstanie
I
pójdzie w wieczność, i żyć będzie wiecznie
Wszystkiego
świata jednym wielki graniem
Wszystkiego
życia jednym wielkim śniciem
I
będzie dla mnie ta moc zmartwychwstaniem
I
będzie dla mnie ta moc nowym życiem”.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz