Przed
kilkunastu laty mogliśmy przeczytać w prasie o pewnym epizodzie: do
apartamentów królowej Anglii wbiegł nieznany człowiek. Chciał
koniecznie rozmawiać z królową.
Ponieważ
nie był umówiony i nie miał zgody na wejście do pałacowych
pomieszczeń, został zatrzymany przez ochronę. Przypadek sprawił,
że królowa znalazła się w pobliżu. Gdy go wyprowadzano zaczął
głośno wołać: „królowo ratuj, królowo ratuj…” Królowa
usłyszała jego błagalne wołanie i zainteresowała się nim. Jak
się okazało, według jego wersji, został bardzo skrzywdzony i
niesprawiedliwie potraktowany przez państwowe urzędy. Postanowił
zatem szukać pomocy i ratunku na własną rękę, w taki właśnie
desperacki sposób.
Przytaczam
ten przykład, ponieważ w podobny sposób zachowuje się wielu z
nas: gdy jest nam ciężko, gdy nie radzimy sobie z problemami, gdy
zawodzi medycyna, gdy po ludzku patrząc, nikt nam nie może już
pomóc. Wtedy przypominamy sobie, że jest
zakątek na tej ziemi, gdzie powracać każdy chce,
aby powierzać swoje troski Matce Bożej Częstochowskiej z
zaufaniem, szczerością, ufnością i wielką wiarą.
Tak
czynili ludzie prości i uczeni, królowie, hetmani, generałowie,
przywódcy narodu, prezydenci. To zaufanie do Maryi możemy tez
odnaleźć w utworach poetów:
Mickiewicza:
Panno
święta, co Jasnej bronisz Częstochowy…
Słowackiego:
Wejdź
w nasze serca i duszy potrzeby…
spraw
cud nad nami.
Krasińskiego:
Niegdyś
Cię, Mario, w świętej Częstochowie
O
lud swój polscy błagali królowie…
To
zaufanie do Matki Boskiej Częstochowskiej wynikało nie tylko z
wielkiej Maryjnej pobożności, ale i z doświadczenia, że Ona
pomoże, zaradzi, ocali, uratuje.
Tego
zaufania do Maryi uczyli wielcy święci mężowie: św. Benedykt z
Nursji, św. Dominik, dając nam niejako różaniec do ręki, czy też
święty Bernard, który zostawił takie oto przesłanie:
Jeśli
gniew lub zawiść poruszy cię – spojrzyj na Maryję.
Jeśli
ciężar win twoich przygniata cię – pomyśl o Maryi.
W
niebezpieczeństwach, trudnościach, w wątpliwościach – myśl o
Maryi, wzywaj Jej imienia.
Niech
Ona nie schodzi z myśli, z ust i serca twego…
Idąc
za Nią, nie zbłądzisz…
Prosząc
Ją, nie będziesz zawstydzony.
O
niej myśląc, nie zejdziesz na manowce.
Jej
się trzymając, nie upadniesz.
Pod
Jej opieką strachu nie doznasz.
Idąc
za Nią, nie zmęczysz się.
Za
Jej wstawiennictwem dojdziesz do celu…
Myślę,
że wszyscy, jak tu jesteśmy, mamy osobiste doświadczenia opieki i
miłości Matki Bożej.
Chciałbym,
abyśmy w ten szczególny dzień przenieśli się oczami wyobraźni
przed Jej Jasnogórski wizerunek, do kaplicy Matki Bożej i zwrócili
uwagę na dwa znaki, jakie przed tym wizerunkiem pozostawił wielki
czciciel Maryi, Jan Paweł II. Abyśmy na te znaki spojrzeli i
właściwie odczytali ich znaczenie – dla nas, ludzi dwudziestego
pierwszego wieku.
Pierwszym
jest
pas papieski przestrzelony w czasie zamachu, w dniu 13 maja 1981 i
poplamiony krwią papieża. Ofiarowany Matce Bożej 19 maja 1983r.
Znak
ten można właściwie odczytać patrząc na życie tego świętego
papieża. Od rozpoczęcia pontyfikatu tylko dwa i pół roku cieszył
się dobrym zdrowiem. Po zamachu już nigdy nie powrócił do pełni
sił i zdrowia. Jego życie było odtąd „życiem pomimo”, pomimo
krzyża i cierpienia. Jednak, jak jesteśmy przekonani, było to
życie człowieka świętego i zapewne był to jeden z
najwspanialszych pontyfikatów w historii papiestwa.
W
tym dniu, stojąc przed Matką Bożą, widzimy ten znak i
uświadamiamy sobie, że i nasze życie również jest życiem pomimo
czegoś: pomimo niepowodzeń, choroby, cierpienia, trudności,
niezrozumienia. Cała filozofia polega na tym, aby umieć żyć z
krzyżem codzienności, nie załamywać się, nie narzekać,
zadręczając siebie i innych.
Okazuje
się, że ci, którzy zaakceptowali krzyż, w jakiś sposób wpisany
w ich życie, potrafili dokonać rzeczy niezwykłych.
Przykładem
może być sługa boży Kardynał Stefan Wyszyński. W 1924 roku
wyświęcony został na kapłana. Święcenia przyjął sam. Był tak
chory, że marzył, aby odprawić chociaż jedną Mszę św.
Mszę
św. odprawił w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Dał się
wkrótce potem poznać jako człowiek niezwykle silnej woli – mimo
choroby pracował dla Boga i Kościoła jak potrafił najlepiej.
Zdobył stopień doktora, został profesorem Wyższego Seminarium
Duchownego we Włocławku. Całą resztę jego działalności można
podsumować jednym wyrażeniem – „Prymas Tysiąclecia”.
Inną
dobrze nam znaną postacią z mass mediów jest nastolatek Jaś Mela
– porażony prądem traci rękę i nogę. Jednak przy odpowiednim
wsparciu i motywacji, z polarnikiem Markiem Kamieńskim, potrafił
zdobyć oba bieguny. Osiągnął to wszystko pomimo strasznego krzyża
kalectwa i niepełnosprawności.
Po
jednej z jego wypraw mogliśmy przeczytać w prasie:
To
takie światełko w ciemności dla wszystkich chorych,
to dowód na to, że można z każdego miejsca na ziemi odnieść sukces. Jaś Mela to wspaniały człowiek, który swoją postawą motywuje ludzi do walki z chorobą czy też innymi przeciwnościami.
to dowód na to, że można z każdego miejsca na ziemi odnieść sukces. Jaś Mela to wspaniały człowiek, który swoją postawą motywuje ludzi do walki z chorobą czy też innymi przeciwnościami.
Można
jeszcze wspomnieć o amerykańskim sportowcu, kolarzu Lance
Amstrongu, u którego w 1997 r wykryto chorobę nowotworową.
Przeszedł dwie operacje i cztery cykle chemioterapii. Gdy po tym
postanowił wrócić do sportu, wszyscy krytykowali jego
postanowienie. On jednak znalazł motywację i siedmiokrotnie wygrał
Tour de France, jeden z najtrudniejszych wyścigów kolarskich
świata.
Wspominam
te osoby, abyśmy nie narzekali, nie zawodzili: „jakie to straszne
życie, jakie trudne czasy, co to z nami będzie”. Taka postawa
prowadzi do przegranej na starcie.
Patrząc
na papieski przestrzelony pas, musimy powiedzieć za Norwidem:
Nie
wolno kłaniać się okolicznościom…
Nie
wolno stylu nastrajać ulicznie
I
Ewangelii brać przez rękawiczkę.
Więc
z nadzieją patrzmy w przyszłość. Chociaż z krzyżem idziemy
przez nasze życie, możemy dokonać wielkich rzeczy
i zdobyć to, co najważniejsze – osobistą świętość.
i zdobyć to, co najważniejsze – osobistą świętość.
Drugim
znakiem
jest papieska złota róża wdzięczności, ofiarowana Matce Bożej
przez Jana Pawła II w 1989 r.
Właściwie
są tam dwie złote róże, drugą umieścił tam papież Benedykt
XVI. Ten znak jest dla nas wezwaniem do okazywania wdzięczności
Bogu i ludziom.
Już
Seneka
powiedział:
Okazywanie
wdzięczności jest miarą naszego człowieczeństwa. Na tyle
jesteśmy ludźmi, na ile umiemy okazywać wdzięczność.
Życie
nie jest nigdy takie, jakim chcielibyśmy je mieć. Są wzloty i
upadki, a także krzyże do poniesienia. Bądźmy wdzięczni za to,
co mamy. Za:
- wiarę,
- dobre zdrowie,
- pomagającego współmałżonka,
- pracę,
- posłuszne i zdrowe dzieci,
- pilnych pracowników,
- powodzenie finansowe,
- lojalnych przyjaciół,
- a nawet za wygrywające drużyny sportowe.
Kiedy
jesteś wdzięczny to tak, jakbyś trzymał zapaloną świecę, a
inni mogą odpalać swoje świece od twojej. Świece wdzięczności.
Kończy się wtedy narzekanie na powszechną niewdzięczność.
To
nie my „wymyśliliśmy” ten świat, to nie nasza zasługa,
że jesteśmy. Naszą „zasługą” może być wdzięczność kierowana w stronę Stwórcy i ludzi, naszych braci.
że jesteśmy. Naszą „zasługą” może być wdzięczność kierowana w stronę Stwórcy i ludzi, naszych braci.
Do
wdzięczności Bogu zachęca Pismo Św.
Dobrze
jest dziękować Panu i opiewać imię Twe, o Najwyższy, Obwieszczać
z rana łaskę twoją, a w nocy wierność twoją
Ps.
92,2-3
W
każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża
w Jezusie Chrystusie względem was.
w Jezusie Chrystusie względem was.
1
Tes. 5,18
Wdzięczności
do Boga uczy nas Najświętsza Maria Panna, wypowiadając słowa:
Magnificat
–
wielbi
dusza moja Pana.
Wdzięczność
okazujmy również ludziom przez dobre słowo, modlitwę, dobre
czyny.
Ks.
Bogusław Kokotek, w jednym ze swoich artykułów o wdzięczności,
pisze, jak tej cnoty uczyli go rodzice. Zawiesili oni w jadalni nad
stołem dwie reprodukcje obrazów Jeana Milleta: Kobiety
zbierające kłosy
i Wykopki.
Każdy, kto spożywał posiłek, widział, jak wiele trzeba się
napracować zanim pożywienie znajdzie się na stole. Miały skłaniać
ku refleksji, modlitwie i uczuciu wdzięczności względem ludzi.
Niech
te dwa znaki, o których wspomniałem w tym kazaniu, które znajdują
się przed naszą Matką i Królową, pomogą nam pokonywać wszelkie
trudności z wdzięcznością
w sercu.
w sercu.
Nasze
rozważanie zakończmy modlitwą z poezji Jana Lechonia:
„O
Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I
w kościele, i w sklepiku, i w pysznej komnacie,
W
ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I
przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która
perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W
którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która
widzisz z nas każdego, cudnymi oczami,
Matko
Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz