Umiłowani w Chrystusie Zmartwychwstałym!
W
ten listopadowy dzień stajemy zadumani wspominając tych, co odeszli już
spośród żywych. Wspominamy naszą pamięcią ich radosne uśmiechy, czasem
łzy smutku, miłość jaką nas otaczali. Myślimy o wszystkich – o tych,
którzy przeżyli wiele lat, dożywając sędziwego wieku, i o tych, którym
piszemy na grobach: powiększył grono Aniołów.
Oczyma
duszy widzimy tych, których kochaliśmy i kochamy nadal, a którzy już są
po tamtej stronie. Chcemy, by trwali w naszej pamięci.
Myślimy
o tych, którzy nas poprzedzili w drodze do niebieskiej Ojczyzny.
Podczas uroczystości pogrzebowych zapewnialiśmy ich, że na zawsze
pozostaną w naszej pamięci. Teraz, w pędzie życia zatrzymujemy się nad
ich grobami, przypominamy imiona, wydobywamy z mroku zapomnienia.
Jeszcze
raz odkrywamy, jak wiele zawdzięczamy innym, tym, co już po tamtej
stronie życia. Wspominamy rodziców i ich piękną, wielką miłość ku nam,
dziadków z ich ciepłymi sercami, kapłanów z ich Bożą miłością,
wychowawców, nauczycieli, którzy uczyli nas żyć. Dziś szczególnie
przypominamy sobie, że w drodze do domu Ojca nie jesteśmy sami, że
każdego dnia naszego życia otaczali nas ludzie, pragnący nieść nam
pomoc, dawać nadzieję, budować naszą wiarę. Tyle im zawdzięczamy!
Siostry i Bracia!
Współcześnie
wielu z nas wyznaje pogląd, że to kim są, co posiadają, jak żyją,
zawdzięczają jedynie sobie samym. Takie zdanie to dowód wielkiej
niedojrzałości ludzkiej. Kim byłbyś dziś, gdyby matka nie nauczyła cię
znaku krzyża? Gdybyś w spracowanych dłoniach ojca nie widział różańca,
modlitewnika?
Trzeba
nam dziś popatrzeć jak mijają pokolenia, przechodzą przez ten świat
ludzie, trzeba nam dziś pomyśleć jaki ślad zostawili w nas i jak nadal w
nas żyją. Co z ich życia, wartości, którym służyli, miłości, jaką nam
dawali, co pozostało w nas?
Oni
są dziś u Boga. Dziś modlą się za nas, a my uwielbiając Boga za Jego
Miłosierdzie, prosimy ich o wstawiennictwo. Istnieje jakaś prawdziwa,
realna więź między nami a nimi, którzy patrzą w twarz dobrego Ojca albo
czekają jeszcze w czyśćcu na to ostateczne spotkanie. Często chcemy im
pomóc, by szybciej dostali się do niebieskiej Ojczyzny. Przywołujemy
zatem na pamięć słowa Księgi Machabejskiej: „Dobrą rzeczą jest modlić
się za zmarłych” i przez całe wieki wraz z powszechnym Kościołem modlimy
się o wieczny odpoczynek i światłość dla nich.
Nasz
Zbawiciel, Jezus Chrystus powiedział nam, że ci, którzy od nas odeszli,
nie wyruszyli w drogę do nikąd, ale w drogę do domu Ojca, gdzie Jezus
odszedł pierwszy, by przygotować nam miejsce. Dlatego w jednej z
prefacji mówimy: „Życie Twoich wiernych o Panie zmienia się, ale się nie
kończy”. Te słowa wyrażają naszą wiarę w życie pozagrobowe, w to, że
istnieje lepszy świat, w to wreszcie, że śmierć nie jest ostatecznym
końcem i przeznaczeniem człowieka. Dlatego właśnie nie przygniata nas i
nie druzgocze myśl, że musimy odejść z tego świata, tak jak przytłaczała
tych, którzy żyli przed przyjściem Chrystusa. Starożytni Grecy ustami
Homera wypowiadali swój lęk przed śmiercią. Achilles, któremu Odyseusz
gratulował panowania w krainie śmierci, wypowiada takie słowa: „Nie
zachwalaj mi śmierci Odysie, wolałbym służyć na ziemi za parobka, niż
królować nad tymi co odeszli ze świata”. Pobożny król żydowski Ezechiasz
rozpłakał się jak dziecko, gdy prorok obwieścił mu nadchodzącą śmierć, a
Damokles powiesił nad swoją głową miecz, zaczepiony na cienkim włosie,
by pokazać jak kruche jest życie człowieka, żyjącego w ciągłym lęku
przed śmiercią.
My,
chrześcijanie, wraz z Jezusem odsłaniamy zasłonę, którą przed naszymi
oczami rozsnuła śmierć, wchodzimy w świat zmartwychwstania, bo nasz
Zbawiciel jest Zmartwychwstaniem i życiem. I to jest powód, by nie
smucić się śmiercią bliskich, lecz radować z ich chwały w niebie.
Prawda
o obcowaniu świętych, a więc łączności ziemi, czyśćca i nieba, ma nas
uczyć jak postępować i żyć, by spotkać kiedyś Boga i naszych bliskich
twarzą w twarz. Pytano Jezusa, co należy czynić, aby osiągnąć życie
wieczne. Jezus odpowiedział: „Znasz przykazania, zachowuj je”. Trzeba
nam więc wyprowadzić wnioski z faktu, który Norwid poetycko przedstawił w
wierszu „W pamiętniku”:
„Coraz to z ciebie jak z drzazgi smolnej
wokoło lecą szmaty zapalone;
Gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
czy to co twoje, ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
co idzie w przepaść z burzą? Czy stanie
na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
wiekuistego zwycięstwa zaranie.”
Właśnie.
Co zostanie po nas? Jak będą nas wspominać ci, którzy po nas przychodzą
na ziemię? Czy zostanie tylko popiół w grobie i szarość w pamięci czy
też może diamenty miłości wyświadczonej innym, diamenty dobrych czynów,
dokonań, modlitwy, myśli? I mimo że mamy świadomość, iż tu, na ziemi,
nie będziemy żyć wiecznie, to pamiętamy, że jesteśmy stworzeni na obraz
Boży. Nasz duch jest nieśmiertelny, a ciało zmartwychwstanie w myśl słów
Chrystusa: „Każdy, kto wierzy we mnie, nie umrze na wieki”.
Nasze
życie powinno być cały czas przepojone pamięcią o nieuchronnej śmierci.
Dzisiejszy świat zdaje się zapominać, że kiedyś to wszystko, co
ziemskie musi się skończyć. Mieli jakąś ogromną mądrość ludzie
średniowiecza, którzy na każdym właściwie kroku przypominali MEMENTO
MORI – pamiętaj, że umrzesz. Bez świadomości tego, że będziemy musieli
zdać sprawę ze swoich czynów człowiek dziczeje, wynaturza się, bo wydaje
mu się, że wszystko jest dozwolone. Tymczasem nasze życie ma być takie,
by ci, którzy staną nad naszymi grobami, myśleli o nas dobrze. Ale nie
tylko takie. Ono ma być takie, by mogło tu na ziemi być początkiem życia
wiecznego, zbawienia. Nie wolno zatem zabijać w sobie tej świadomości,
że kiedyś umrzemy, nie wolno jej odsuwać i oddalać, bo przez to oddalamy
się od naszego celu, jakim jest życie wieczne.
Jest
taka legenda żydowska, według której Pan Bóg stworzył człowieka
wytapiając złoto. Wytapiał złoto, po czym wziął naczynie z rozgrzanym
metalem i spojrzał w nie. Na powierzchni pływały jakieś paprochy. Bóg
dmuchnął, ale powierzchnia nie była całkiem czysta. Dmuchnął trzeci raz i
zobaczył w czystym złocie swój obraz, swoje odbicie. Ten obraz był tak
piękny, że Bóg postanowił podarować go najdoskonalszemu ze stworzeń. I
dał go człowiekowi.
Najmilsi!
Po
co opowiadam tę legendę? Po to, żebyśmy uświadomili sobie czyj obraz
nosimy w naszej duszy. Jeśli będziemy o tym pamiętać, łatwiej będzie nam
nie zabijać go w sobie przez zło i grzech. Łatwiej będzie ten obraz
utrzymać w czystości, zdmuchiwać te paprochy i brudy, które będą go
przesłaniać.
A
dziś szczególnie trzeba dbać o czystość Bożego obrazu w nas. Zobaczcie,
drodzy, gdyby ktoś nie wiedzący nic o pochodzeniu człowieka od Boga
przyglądał się ludzkiemu postępowaniu, nabrałby niechybnie przekonania,
że ojcem i stwórcą człowieka jest ktoś zły, krwiożerczy, pazerny,
mściwy, podły, zawistny… Tak bardzo człowiek zbrudził, zniszczył w sobie
obraz tego, który go stworzył. Tak mocno zapomniał o tym, że będzie
musiał zdać o sobie sprawę przed Sędzią.
Siostry
i Bracia! Co najpewniej gwarantuje nam dojście do wieczności? Ewangelia
świętego Jana powiada : „Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, ma
życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. tak więc wieczność
zaczyna się już tu, na ziemi, kiedy w Twoim sercu mieszka Bóg i kiedy
Twoje serce jest Jego obrazem. Nie zaniedbujmy zatem tego największego
daru – bo w nim Bóg daje nam już tu na ziemi możliwość spotkania z Nim
samym, zadatek zbawienia.
Przed
kilkunastu laty w Krakowie odbył się pogrzeb jednego z profesorów
Uniwersytetu Jagiellońskiego. Żegnano Zmarłego słowami ciepłymi, pełnymi
miłości. Jednak ostatnie pożegnanie utkwiło w pamięci wszystkich
obecnych. Jeden z przyjaciół powiedział: „Do widzenia kochany kolego”.
Chcemy dziś to zdanie powtórzyć: „Do widzenia, nasi ukochani zmarli ,
bliscy i nieznani”. Spotkamy się wszyscy w domu Ojca, by przez całą
wieczność cieszyć się i radować przebywaniem w jego chwale, wierzymy
bowiem, że i my usłyszymy słowa Jezusa: „Pójdźcie błogosławieni Ojca
mojego, weźcie w posiadanie królestwo przygotowane dla was od założenia
świata.” Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz