sierpnia 11, 2023

Jezus chodzi po jeziorze - Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!

Słowo Boże na dziś

Niedziela, 19 tygodnia Okresu Zwykłego
Mt 14, 22-33
Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». 
.

Refleksja nad Słowem Bożym


Dzisiejsza Ewangelia ukazuje wspaniałe zawierzenie Piotra Jezusowi. Jest w tym coś fascynującego: mimo strasznej burzy, nie boi się opuścić łodzi i iść do Jezusa. Gdy tylko Go poznał, z właściwym sobie zapałem reaguje: “Panie, jeśli Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po falach”, a Jezus natychmiast rozkazuje: “Przyjdź!” Piotr wychodzi z łodzi i kroczy po wodzie, jak po twardej grudzie. Zawierza całkowicie Jego słowu. Kiedy jednak już przebył połowę drogi, wtedy nagle zwątpił, i przyszła pokusa – widocznie spojrzał na swoje stopy i w obawie, że oto znajduje się nad głębiną, dojrzał ruch fal – doszło do głosu codzienne doświadczenie, i w tej chwili zwątpił w moc Jezusowych słów, o czym dowiadujemy się chwilę później – Jezus ujmie go za rękę ze słowami: “Dlaczego zwątpiłeś człowieku małej wiary?” Kiedy zaczął tonąć, nie próbuje się już sam ratować, lecz woła: “Panie, ratuj mnie bo ginę”. W ten sposób wyraził swoją głęboką wiarę i ufność, jakby pragnął powiedzieć Jezusowi, że mimo chwilowego zwątpienia jednak nadzieję pokłada w Nim, w Jego słowie. Zawierzył i nie doznaje zawodu. Bezpieczna dłoń Jezusa przynosi mu ratunek.
Taka postawa, jak św. Piotra, powtarza się nieraz i w naszym życiu. Każdy z nas przeżywa trudne chwile i wydarzenia, które niszczą i odbierają siły; ogarnia nas często niepokój, zniechęcenie, czujemy się przygnieceni przez los, buntujemy się, wydaje się, że jesteśmy jak Apostołowie na łodzi, do której wlewają się strugi wody i grożą zatopieniem. I w takich chwilach może pytamy z wyrzutem: Boże, dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego to moje życie jest takie trudne, pełne cierpienia? Dlaczego mnie, Boże, opuściłeś? Takie wyrzuty może stawiamy Bogu, gdy przyszła nieuleczalna choroba, gdy naszych bliskich, przyjaciół spotkało jakieś nieszczęście, gdy zawodzą wszelkie ludzkie starania. Co więc w takiej sytuacji czynić? Jak się ratować? Chyba jeden jest ratunek wtedy: wyjść na spotkanie Pana i zawołać z głębi serca: Panie, ratuj, bo ginę; Panie, ratuj, bo ginie mój mąż, moja żona, mój syn, moja córka, mój przyjaciel. Trzeba podjąć szczerą pokutę i modlitwę o łaskę ratunku. Taka modlitwa jest pełna mocy. Ona jedynie może przynieść pokój, pewność i zaufanie. Przecież dla Boga nic nie jest możliwe; przecież jest to dłoń Tego, który woła: “Nie lękajcie się, odwagi, Ja jestem”. Stań więc przed Bogiem i wołaj z ufnością, a On na pewno cię nie zawiedzie. Uczyń tylko ku Niemu krok wiary, a On podejdzie blisko do ciebie.
Po drugie, uwierzcie, że nie wszystko jeszcze stracone. Choćby ciebie lub twoich bliskich spotkało wielkie nieszczęście, uwierz, że trudne doświadczenia, które przeżywasz, mogą stać się dla ciebie łaską i błogosławieństwem. Dzięki temu doświadczeniu pogłębi się twoja wiara, rozpali się nadzieja, a te trudne chwile, które przeżywasz, mogą cię zbliżyć do Chrystusa. A to już w dużej mierze zależy od twojej postawy. Przez te doświadczenia możesz jeszcze skuteczniej zbliżyć się do Boga, po warunkiem, że Mu zaufasz, że nie ulegniesz pokusie zniechęcenia i załamania. I to chyba jest najważniejsze, by nie ulec zniechęceniu w takich trudnych chwilach.
Błogosławiony Michał Kozal lapidarnie ujął jeden z tragicznych skutków groźnej choroby ducha, jakim jest zwątpienie i często powtarzał: “Wątpiący, zniechęcony, załamany człowiek staje się, mimo woli, sojusznikiem szatana”. Każda sekunda zwątpienia jest klęską. Człowiek przez swoją małoduszność: ja nie potrafię, ja nie chcę – oddaje się w ręce szatana. Jak długo się zmaga, tak długo szala zwycięstwa może być przeważona na jego stronę. Gdy w jego sercu zrodzi się zwątpienie, następuje klęska, wada otrzymuje sojusznika i dlatego ponosi zwycięstwo. Człowiek ciągle musi się zmagać, bo wielu wrogów czyha na moment jego słabości, na chwilę zwątpienia i załamania. W każdym z nas jest wiele wad, i zwycięstwo nad nimi w wielkiej mierze jest uzależnione od wiary w siebie i łaskę Bożą. Trzeba każdemu z nas, w obliczu tych zagrożeń, wielkiej wiary, by nie tylko ocalić siebie od zniechęcenia i załamania, ale też naszych bliźnich, którym trzeba dać świadectwo głębokiej wiary, że tylko Jezus przynosi wybawienie ze wszystkich naszych nieszczęść, w jakie popadliśmy wskutek naszej nędzy, winy czy też na wskutek złośliwości innych ludzi; tylko Jezus gwarantuje zwycięstwa nad wszelkimi wrogami, uzależniając je jednak od mocy naszego zawierzenia. Ta moc zawierzenia czyni człowieka niezwyciężonym.
Chrystus dziś chce nas wyleczyć z choroby zwątpienia; pragnie nas przekonać, że nigdy nie wolno stać się sprzymierzeńcem szatana. Kościół, wzywając nas do głębokiej wiary i zawierzenia bezgranicznego Chrystusowi, zwalcza zwątpienie, jako jedną z najgroźniejszych chorób ludzkiego ducha. Prośmy dzisiaj Jezusa obecnego pośród nas, aby nas ustrzegł od tej choroby zwątpienia, i prośmy o łaskę głębokiej wiary i bezgranicznego zaufania Jezusowi w każdej chwili naszego życia.

 Refleksja modlitewna

Pewnie i ja bym się bał, gdybym zobaczył Ciebie kroczącego po jeziorze.
Trudno byłoby tak po prostu uwierzyć, że to Ty.
Takie już mam bojaźliwe serce.
Ale dzisiaj pragnę usłyszeć, jak mówisz do mnie: 

To Ja jestem, nie bój się.
Nie musisz się bać, gdy Ja, twój Pan, jestem blisko.
Zawsze wyciągnę do ciebie rękę, uratuję cię z największej otchłani grzechu.
Zawsze będę szedł do ciebie po falach twojego wzburzonego czasami życia.
Obyś tylko Mnie zauważył i usłyszał: «To Ja jestem»”.

„On zaś rzekł do nich: To Ja jestem, nie bójcie się!”(J 6,20)
Tyle rzeczy ich przerażało.
Bali się szalejącej na jeziorze gwałtownej burzy.
Przerażał ich fakt, że w tej trudnej chwili Jezus pozostawił ich samych.

I wreszcie przerazili się niespodziewanie widząc Mistrza, kroczącego po wzburzonych falach.
A On rzekł: „Nie bójcie się!” i nagle ich niepokoje gdzieś znikły.
I mnie często przeraża wiele rzeczy i niespodziewanych sytuacji.
Przeraża mnie nieraz myśl, że nie podołam zadaniu, które stawia przede mną nadchodzący dzień.

Czuję się niepewnie słysząc w mas-mediach o szerzącej się w kraju przestępczości.
I wtedy – jak w czytanym dziś ewangelicznym opisie – zjawia się Jezus ze swoim uspakajającym: „Nie bójcie się!”
Wystarczy nieraz krótka chwila modlitwy, czasami konieczna jest Eucharystia, aby wrócił znowu spokój i abym znowu widział świat na różowo.
Jezus naprawdę jest ze mną zwłaszcza w trudnych chwilach mego życia.
On mnie naprawdę nigdy nie opuszcza.
Chwała Mu za to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger