sierpnia 11, 2023

19. Niedziela Zwykła (A) - Moc wiary


Żywioły takie, jak woda, siła wiatru, ogień, trzęsienia ziemi, potężne burze, tajfuny i cyklony - zawsze budziły lęk w człowieku. Człowiek od zarania dziejów zmagał się z żywiołami i siłami przyrody. Mimo wielkiego postępu - jak dotychczas, nie znalazł takiej siły, w której mógłby się oprzeć tym żywiołom. Nie ma takiego statku, który oparłby się wielkiej nawałnicy morskiej. Z żywiołem nie było i nie ma żartów.
 
Poganie często sądzili, że Bóg jest obecny w burzy, błyskawicy lub trzęsieniu ziemi: stąd czcili bogów słońca, ziemi, morza, wiatru. Już prorok Eliasz, żyjący w ósmym wieku przed Chrystusem, utwierdzał wiarę w jednego Boga, Stwórcę nieba i ziemi. "Pan nie był w wichurze, Pan nie był w trzęsieniu ziemi i w ogniu", nie utożsamia się z siłami przyrody, jest nad materią, ale jest wszędzie obecny. I Eliasz doświadczył tego, że Wszechmocny może być obecny "w łagodnym powiewie wiatru". Co więcej, jest to najczęściej stosowany przez Boga sposób obecności Jego majestatu w naszym życiu: kochająca i milcząca Obecność.

Można by się zapytać: "Kim jestem wobec Ciebie, Boże?" Artysta Michał Anioł na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej przedstawia palec Boży Stwórcy wyciągnięty ku chwiejnej dłoni pierwszego człowieka. Wyraża tym samym głęboką prawdę o wyjątkowym miejscu człowieka w dziele stworzenia z miłości. Jedynie człowiek, ten z fresku Michała Anioła, jest zdolny poznać swojego Stwórcę, jest w stanie odkryć i zrozumieć prawdę: prawdziwie - to jest mój Ojciec.

Przestać być człowiekiem to wielka przed Bogiem Stwórcą i przed ludźmi odpowiedzialność. Człowiek, który wyrzeka się tego, co jest w nim święte, który zamazuje w sobie obraz Boga, czyni się niezdolnym do tego, by po prostu być człowiekiem. Człowiek, który rezygnuje z prawdy o sobie zakorzenionej w Bogu - Stwórcy i Tajemnicy Chrystusa, zgadza się na niewolę, poddaje się wszystkim anonimowym determinacjom Kosmosu. Łatwo jest wtedy usłyszeć „małej wiary, czemuś zwątpił".

Wątpiącemu Piotrowi i zalęknionym uczniom daje Jezus nowy znak sprawia, że wiatr cichnie i ustaje burza na jeziorze. W ten sposób Jezus objawił swoją władzę nad żywiołem morskim, nad wiatrem przeciwnym i groźnymi falami. Jak Bóg Ojciec z Kaplicy Sykstyńskiej, tak Jezus na Jeziorze Genezaret wyciąga rękę i ratuje Piotra: „Małej wiary, czemuś zwątpił"... usłyszy naganę, gdyż siła wiatru była większa niż jego wiara, a zwątpienie pogrążyło go w wodzie. Zwątpienie podcina skrzydła i usuwa grunt spod nóg dlatego tak niekiedy ciężko jest człowiekowi wątpiącemu dojść do Boga. Pozostaje nam tylko wołać: „Panie, ratuj mnie!".

Doświadczenie Piotra wskazuje, w jaki sposób Bóg wychowuje nas do dojrzałości w wierze. Bywa niekiedy tak, że nasz postęp w wierze dokonuje się w naszym życiu w sytuacji granicznej, która wzywa nas do wzniesienia się ponad to, co ludzkie. Sytuacja Piotra może stać się i naszym udziałem. I nam może Pan kazać wyjść z życia spokojnego, bezpiecznego i niezagrożonego. Drogi Boże nie zawsze są ludzkimi drogami, nieraz prowadzą daleko poza granice, do których przyzwyczaiły się ludzkie oczy i ludzkie nogi. Wezwanie Boże może wykraczać poza doczesne struktury, może rozsadzać struktury i układy, do których przywykliśmy. I tu rodzi się niekiedy nasza małoduszność i niezrozumienie Bożej woli. Taka mała stabilizacja życiowa. Ludziom wystarcza ulica, stadion, dom... Przeraża mnie, że do wszystkiego można się przyzwyczaić i wszystko staje się koniecznością. Przeraża mnie, że można się przyzwyczaić do przelewu krwi, do procesów, głodówek, protestów, nałogów, kłamstwa i demagogii. Przeraża mnie taki stan, który staje się również przyzwyczajeniem. Natomiast wierzę w sens działania, pisania, niesienia otuchy, nadziei, gestu i wiary.

Kto nie ma wiary, nie przetrzyma burz, które przynosi życie. Niewierzący i nieszczęśliwy Nitzsche powiedział o niektórych współczesnych mu chrześcijanach:"Nie robią wrażenia, że są dostatecznie zbawieni". Nie widział mocnej wiary u chrześcijan, wiary mocnej i niezłomnej także w czasie burz. "W pomyślności łatwo jest dobrym być, w cierpieniu dają się poznać junacy" - powie poeta.

Gnębi nas kompleks Syzyfa. Jak długo jeszcze przyjdzie nam zaczynać od nowa. Tak jest z wiarą. Czasem jest potrzebny krzyk o ratunek wiary, szczególnie w gąszczu rozpaczy po stracie osób najbliższych, po ludzkich katastrofach, po moralnych krzywdach - jest potrzebny krzyk o cud, o ratunek. Chrystus zna moje niepokoje i te ścieżki i do wołających o litość powie: "niech wam się stanie według waszej wiary".

Wiara jest także, a może przede wszystkim zawierzeniem, wiernością Bogu, którego istnienie raz się uznało; wiernością Jego Słowu i naszemu oddaniu się Jemu. Jest to wierność w każdej chwili. To życie liczące się z Bogiem świadczy o tym, że moja wiara jako wyraz osobistej decyzji jest postawą całej osobowości, a nie tylko zewnętrznej deklaracji. Obserwując życie chrześcijan możemy zaobserwować pewne trud
ności naszej wiary. 
 
Wiara dlatego jest trudna, bo wymaga od nas: po pierwsze -  uznania czegoś czego nie można dotknąć. 
Ale to nie jest największa trudność. Wiara nasza ma największy słaby punkt, ponieważ zabiera za młodu mnie ludzki czas. A człowiek dzisiejszy jest skąpcem. I skąpstwem czasem obejmuje wszystko - Boga też. Dlatego są trudne praktyki religijne, bo nam się wydaje, że za znak krzyża, którego kiedyś nauczyła matka, trzeba teraz płacić haracz Panu Bogu i że Pan Bóg ma różne sposoby na opornych. Więc lepiej na wszelki wypadek być w porządku z Panem Bogiem. I zaczyna się wiarę traktować jako kontyngent, oddanie zboża dla państwa. Tak rozumie wielu ludzi. W Stanach Zjednoczonych rodzimy katolik uważa się w porządku, jeśli odda tamtejszemu proboszczowi czek na akcje charytatywne i skwitowana sprawa między mną a Panem Bogiem. Jakaś gwarancja zbawienia jest. A rodzimy katolik znad Odry i Wisły wykroi z ogromnej płachty rocznego czasu kilka godzin na Pasterkę, Rezurekcję i kiedyś tam jeszcze i odda systemem ratalnym Panu Bogu. Gdzież tu jest mowa o moim spotkaniu z Bogiem, o przylgnięciu do Niego.

Jeszcze inna trudność wiary naszej to wymaganie moralne. To trudne, nie wolno ci, nie wypada, nie godzi się i człowiek się zżyma i człowiek by wolał jakąś swoją drogą pójść. Taka jest niekiedy reakcja człowieka na Boże wymagania. Nie to, że nie wierzę, mnie się nie chce wierzyć. To zbyt trudne, zbyt wymagające.

Zresztą czy to nie przypomina słynnego Sienkiewiczowskiego "Quo vadis" - kiedy to Sienkiewicz wkłada w usta Petroniusza bardzo znamienne słowa. Otóż Winnicjusz zwraca się do Petroniusza, pełen zachwytu i entuzjazmu jak wspaniała jest religia chrześcijańska, że ty taki inteligentny i światły na pewno ją przyjmiesz. A Petroniusz odpowiada spokojnie i cynicznie: ja, ja jej nie przyjmę, choćby w niej tkwiła prawda i mądrość zarówno ludzka jak i boska. To wymagałoby trudu, a ja nie lubię się trudzić. To wymagałoby wyrzeczeń, a ja nie lubię niczego w życiu się wyrzekać.

Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy wszyscy dziećmi swojego wieku. Jesteśmy narażeni na jedną wielką chorobę - chorobę łatwizny życiowej, pójścia po linii najłatwiejszego oporu przez życie. Wiara nasza dlatego, że jest trudna, jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Zagraża jej wysoka fala. Tylko trzeba wiedzieć i ciągle wierzyć, że na tych wysokich falach od dwóch tysięcy lat stoi Chrystus. I nasze Credo nie może być wyizolowane z życia, nie może być zamknięte w świątyniach (to nie te czasy). Nie można z Chrystusa uczynić tylko pięknej postaci historycznej, którą z sentymentem wspominamy, ale która już nie jest obecna w aktualnym życiu. Ludzie z barokowego kościoła zepchnęli Chrystusa z naszego życia do historii... aby wejść tanio do Europy... A chrześcijanin, ubolewa, popłacze do następnej niedzieli...

Otóż Chrystus wchodzi w rzeczywistość. Przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o swoim Ojcu. Nauczyciel nie jest daleko. Nie zostawi nas samych w walce z falami zła. Twoja wiara musi być wiarą żywą, wiarą podobną do tej, która prowadziła Piotra do Jezusa. Sam musisz wybrać Jezusa jako Mistrza twojego życia. Im bardziej odczuwasz burzę dziejów, która się przewala przez ziemię, tym bardziej zdecydowanie masz wyciągnąć rękę do Pana i mówić: „Każ mi przyjść do Ciebie!. Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!". Amen!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger