„Bóg
posłał anioła”. Czyni to z potrzeby serca. Posyła, aby zaproponować
rozwiązanie. Nie może patrzeć na cierpienie nas, których powołał do
życia, nie zaś do śmierci, powołał do radości, nie zaś do życia
w smutku. Nie znajduje w człowieku grzesznym zachęty do takiego
postępowania, do wychodzenia naprzeciw. Bóg jest otwarty, wychodzący
naprzeciw bez względu na postawę moralną i duchową człowieka. On nie
zniechęca się moją grzesznością. Boli Go ona, lecz nie powstrzymuje od
wychodzenia naprzeciw. Bóg nie zamyka się na mnie. Posyła anioła,
ponieważ tęsknię za wypełnieniem Jego obietnicy, Jego pragnień serca.
Zmieszanie się Maryi. Odczuwa lęk, lecz jest on błogosławiony. Lęk, który jest z Boga, skłania ją do stawiania pytań, wyrażania odczuć, odsłonięcia się. Ten lęk nie zamyka ją w sobie, nie zmusza do wycofania się z dialogu. Anioł mówi „Nie bój się”. Dostrzegł obawę Maryi. Ona nie ukrywa tego, co czuje. Jest szczera, wyraźna w pokazywaniu wnętrza. Bóg pomaga jej przez anioła, mówiąc do niej. Nawet w lęku Bóg mówi do mnie. Jego przyjście może niepokoić. Niepokoi to, co we mnie jest nieprzygotowane na Jego przyjście. Nigdy nie mogę się na nie przygotować. Uświadamiam sobie, że to nie ja się przygotowuję, lecz On mnie przysposabia do tego spotkania przez codzienną kontemplację. Maryja codziennie rozważała w swoim sercu obietnice Boga.
„Poczniesz i porodzisz Syna”. Jak mogła przyjąć taką wieść, z jakimi odczuciami serca? Wydaje się, że z nieskrywaną radością. Co jest najpiękniejsze dla kobiety? To, że jest bardzo kochana przez swojego mężczyznę oraz, że będzie miała dziecko. Jej radość łączy się z bólem. Wiele jest spraw niejasnych, niedopowiedzianych. Chcąc uwolnić radość od obecnego bólu, pozbawiam się radości. Okazuje się, że są te doznania dane człowiekowi razem. To musiało być trudne dla Maryi. Nie było obok niej Józefa. Nie mogła dzielić radości od razu, natychmiast. Nie mogła postawić Jemu pytań, które niewątpliwie były w Niej. Więc postawiła je Bogu. To jest niezwykłe, że te pytania, które człowiek pragnie postawić człowiekowi, stawia je Bogu. On jest najbliżej. Miała łaskę odczuwania, że Bóg jest bliżej niej od Józefa.
Kochała Boga i kochała Józefa. Prowadząc dialog z Bogiem, prowadziła go również z Józefem. Ten dialog dokonywał się w miłości. W miłości wszyscy są obecni, których kochamy. Oni wszyscy uczestniczą w takiej rozmowie. Rozmawiając z Bogiem, rozmawiam też z człowiekiem, którego kocham. Gdy rozmawiam z OSOBĄ, którą KOCHAM, rozmawiam z NASZYM PANEM. „W Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy”, kochamy, rozmawiamy, śmiejemy się, odpoczywamy, płaczemy, przeżywamy obawy. Może łatwiej byłoby Jej rozmawiać z Józefem, niż z Aniołem? Bóg chciał, żeby Józefa przy niej nie było, w sensie fizycznej obecności, na dotknięcie dłonią, na czułe spojrzenie. Nieobecność Józefa, zbliża ją do tego, którego kocha. Spotkanie z Bogiem nie oddala, lecz zbliża do człowieka. Kontemplacja Jego słów pozwala kochać głębiej, rozumieć więcej, odczuwać to, czego bez kontemplacji odczuć nie możemy.
Maryja stawia pytania, szukając w nich szczęścia dla obiecanego Syna, dla Józefa i siebie. Jest „pełna łaski”, pełna szczęścia, pełna troski o tych, których kocha. Jej „pełnią” są ci, których kocha, z którymi jest wszędzie nigdy się nie rozstając. Przez postawione pytania i usłyszane odpowiedzi – dojrzewa do misji, czyli do miłości. Pytania, jakie stawia, wynikają z jej wrażliwości, czułości serca. One pogłębiają Jej czułość w słuchaniu.
Z czułości Jej serca emanuje pragnienie służby. Gdy człowiek jest wzruszony Bogiem, niczego Mu nie odmówi. Służba jest owocem kontemplacji słowa, zanurzenia się w Bogu przez Słowo. Bóg wzrusza, otula ciepłem swojego serca. Pragnienie służby łączy się nierozdzielnie z odnalezieniem przez Maryję nowego DOMU, w którym zamieszka z Jezusem i Józefem. Gdzie brakuje czułości, brakuje też domu, chęci do dawania. Maryja znalazła DOM w zwiastowaniu. Ten DOM przenika otwartość, szczerość, prawdziwość, kontemplacja, czułość – życie pełnią serca.
Dzieła Boże dokonują się często w głębokiej samotności. Gdy Bóg objawia człowiekowi swoją wolę, misję do spełnienia, otula niejako to wydarzenie ciemnością, intymnością, którą człowiek doświadcza jako dojmujące poczucie samotności. Takie „sam na sam” z Bogiem może być doświadczeniem bolesnym. Człowiek może czuć się osamotniony, bo NIKOGO z ludzi wówczas nie ma, nawet najbliżsi nie mogą wejść w tę tajemnicę. Tak naprawdę człowiek jest SAM wobec Boga. To jest trudne. Może nawet wywoływać lęk, przerażenie. Jest tajemnicą Boga, że w taki właśnie sposób przychodzi do człowieka, nawiedza go, w taki właśnie sposób odkrywa przed nim swe zamiary, swe plany. Spotkanie z Bogiem może być naznaczone doświadczeniem głębokiej samotności.
Bóg przez Anioła zapewnia Maryję, że jest „łaski pełna”. Co to znaczy: „łaski pełna”? Człowiek jest „łaski pełen”, to znaczy – otrzymuje pełnię łask do wypełnienia zadania, które Bóg mu powierza. Może odczuwać głębokie osamotnienie czy wręcz samotność, ale jest „pełen łaski”, czyli otrzymuje to wszystko, co jest potrzebne, co jest konieczne, aby udźwignąć wolę Boga i tajemnicę własnego życia.
Maryja „zmieszała się i rozważała, co by to miało znaczyć…”. Człowiek może odczuwać w sobie coś w rodzaju niepokoju, niepewności, nawet zagubienia. Tak jak Maryja. To nasza ludzka kondycja – boimy się tak często nieznanego, boimy się, że cały nasz dotychczasowy ustabilizowany świat nagle runie. Boimy się przychodzącego Boga, ponieważ tajemnica wywołuje lęk, poczucie niepewności, własnej kruchości.
„…rozważała, co by to miało znaczyć…”. Ważne, abyśmy nie uciekali od nawiedzeń Boga, nie uciekali od samotności, w którą Bóg wprowadza, gdy przychodzi. Trzeba wówczas „rozważać”, to znaczy: medytować, kontemplować, rozeznawać na modlitwie. Rozważać swoje życie. Rozważać to wszystko, co się wydarza w moim życiu. Rozważać to, co być może niepokoi, burzy poczucie stabilizacji. Maryja pyta: „Jakże się to stanie?”. Trzeba usilnie pytać Boga, co znaczy to wszystko, co mnie dotyka, co przeżywam, czego doświadczam – jaki jest tego sens?, po co to jest mi potrzebne?, ku czemu służy?
Gdy próbujemy wejść w rozeznawanie, gdy medytujemy czy kontemplujemy Słowo, przychodzi Bóg ze swoim pocieszeniem: „Nie bój się…, znalazłaś łaskę…”. Przychodzi Boże pocieszenie. Pośród naszej samotności, może nawet rozdarcia serca, ciemności i niezrozumienia, PRZYJDZIE Boże pocieszenie. Byle tylko nie uciec. Byle tylko wytrwać w tym „sam na sam” z Bogiem, wytrwać z ciężarem tajemnicy, do której inni nie mają dostępu, choćbyśmy nawet bardzo tego chcieli…
Po doświadczeniu pocieszenia przyjdzie poznanie. Przyjdzie światło. Bóg objawi sens swoich działań, Bóg objawi drogę i poprowadzi – tak jak Maryja otrzymała światło, poznanie co do Bożych zamiarów: „poczniesz…, porodzisz…, nadasz Mu imię…”. Po doświadczeniu głębokiej samotności, niezrozumienia, ciemności, zagubienia, rozdarcia, niepewności, nawet lęku – przychodzi pocieszenie, poznanie i wejście w jeszcze głębszy dialog z Bogiem. Dialog tak głęboki, tak osobisty, że człowiek przestaje się już lękać, przestaje się bać tajemnicy… Jest w stanie wyrazić zgodę na stan, w który Bóg go wprowadził. „Niech mi się stanie”…
Zmieszanie się Maryi. Odczuwa lęk, lecz jest on błogosławiony. Lęk, który jest z Boga, skłania ją do stawiania pytań, wyrażania odczuć, odsłonięcia się. Ten lęk nie zamyka ją w sobie, nie zmusza do wycofania się z dialogu. Anioł mówi „Nie bój się”. Dostrzegł obawę Maryi. Ona nie ukrywa tego, co czuje. Jest szczera, wyraźna w pokazywaniu wnętrza. Bóg pomaga jej przez anioła, mówiąc do niej. Nawet w lęku Bóg mówi do mnie. Jego przyjście może niepokoić. Niepokoi to, co we mnie jest nieprzygotowane na Jego przyjście. Nigdy nie mogę się na nie przygotować. Uświadamiam sobie, że to nie ja się przygotowuję, lecz On mnie przysposabia do tego spotkania przez codzienną kontemplację. Maryja codziennie rozważała w swoim sercu obietnice Boga.
„Poczniesz i porodzisz Syna”. Jak mogła przyjąć taką wieść, z jakimi odczuciami serca? Wydaje się, że z nieskrywaną radością. Co jest najpiękniejsze dla kobiety? To, że jest bardzo kochana przez swojego mężczyznę oraz, że będzie miała dziecko. Jej radość łączy się z bólem. Wiele jest spraw niejasnych, niedopowiedzianych. Chcąc uwolnić radość od obecnego bólu, pozbawiam się radości. Okazuje się, że są te doznania dane człowiekowi razem. To musiało być trudne dla Maryi. Nie było obok niej Józefa. Nie mogła dzielić radości od razu, natychmiast. Nie mogła postawić Jemu pytań, które niewątpliwie były w Niej. Więc postawiła je Bogu. To jest niezwykłe, że te pytania, które człowiek pragnie postawić człowiekowi, stawia je Bogu. On jest najbliżej. Miała łaskę odczuwania, że Bóg jest bliżej niej od Józefa.
Kochała Boga i kochała Józefa. Prowadząc dialog z Bogiem, prowadziła go również z Józefem. Ten dialog dokonywał się w miłości. W miłości wszyscy są obecni, których kochamy. Oni wszyscy uczestniczą w takiej rozmowie. Rozmawiając z Bogiem, rozmawiam też z człowiekiem, którego kocham. Gdy rozmawiam z OSOBĄ, którą KOCHAM, rozmawiam z NASZYM PANEM. „W Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy”, kochamy, rozmawiamy, śmiejemy się, odpoczywamy, płaczemy, przeżywamy obawy. Może łatwiej byłoby Jej rozmawiać z Józefem, niż z Aniołem? Bóg chciał, żeby Józefa przy niej nie było, w sensie fizycznej obecności, na dotknięcie dłonią, na czułe spojrzenie. Nieobecność Józefa, zbliża ją do tego, którego kocha. Spotkanie z Bogiem nie oddala, lecz zbliża do człowieka. Kontemplacja Jego słów pozwala kochać głębiej, rozumieć więcej, odczuwać to, czego bez kontemplacji odczuć nie możemy.
Maryja stawia pytania, szukając w nich szczęścia dla obiecanego Syna, dla Józefa i siebie. Jest „pełna łaski”, pełna szczęścia, pełna troski o tych, których kocha. Jej „pełnią” są ci, których kocha, z którymi jest wszędzie nigdy się nie rozstając. Przez postawione pytania i usłyszane odpowiedzi – dojrzewa do misji, czyli do miłości. Pytania, jakie stawia, wynikają z jej wrażliwości, czułości serca. One pogłębiają Jej czułość w słuchaniu.
Z czułości Jej serca emanuje pragnienie służby. Gdy człowiek jest wzruszony Bogiem, niczego Mu nie odmówi. Służba jest owocem kontemplacji słowa, zanurzenia się w Bogu przez Słowo. Bóg wzrusza, otula ciepłem swojego serca. Pragnienie służby łączy się nierozdzielnie z odnalezieniem przez Maryję nowego DOMU, w którym zamieszka z Jezusem i Józefem. Gdzie brakuje czułości, brakuje też domu, chęci do dawania. Maryja znalazła DOM w zwiastowaniu. Ten DOM przenika otwartość, szczerość, prawdziwość, kontemplacja, czułość – życie pełnią serca.
Dzieła Boże dokonują się często w głębokiej samotności. Gdy Bóg objawia człowiekowi swoją wolę, misję do spełnienia, otula niejako to wydarzenie ciemnością, intymnością, którą człowiek doświadcza jako dojmujące poczucie samotności. Takie „sam na sam” z Bogiem może być doświadczeniem bolesnym. Człowiek może czuć się osamotniony, bo NIKOGO z ludzi wówczas nie ma, nawet najbliżsi nie mogą wejść w tę tajemnicę. Tak naprawdę człowiek jest SAM wobec Boga. To jest trudne. Może nawet wywoływać lęk, przerażenie. Jest tajemnicą Boga, że w taki właśnie sposób przychodzi do człowieka, nawiedza go, w taki właśnie sposób odkrywa przed nim swe zamiary, swe plany. Spotkanie z Bogiem może być naznaczone doświadczeniem głębokiej samotności.
Bóg przez Anioła zapewnia Maryję, że jest „łaski pełna”. Co to znaczy: „łaski pełna”? Człowiek jest „łaski pełen”, to znaczy – otrzymuje pełnię łask do wypełnienia zadania, które Bóg mu powierza. Może odczuwać głębokie osamotnienie czy wręcz samotność, ale jest „pełen łaski”, czyli otrzymuje to wszystko, co jest potrzebne, co jest konieczne, aby udźwignąć wolę Boga i tajemnicę własnego życia.
Maryja „zmieszała się i rozważała, co by to miało znaczyć…”. Człowiek może odczuwać w sobie coś w rodzaju niepokoju, niepewności, nawet zagubienia. Tak jak Maryja. To nasza ludzka kondycja – boimy się tak często nieznanego, boimy się, że cały nasz dotychczasowy ustabilizowany świat nagle runie. Boimy się przychodzącego Boga, ponieważ tajemnica wywołuje lęk, poczucie niepewności, własnej kruchości.
„…rozważała, co by to miało znaczyć…”. Ważne, abyśmy nie uciekali od nawiedzeń Boga, nie uciekali od samotności, w którą Bóg wprowadza, gdy przychodzi. Trzeba wówczas „rozważać”, to znaczy: medytować, kontemplować, rozeznawać na modlitwie. Rozważać swoje życie. Rozważać to wszystko, co się wydarza w moim życiu. Rozważać to, co być może niepokoi, burzy poczucie stabilizacji. Maryja pyta: „Jakże się to stanie?”. Trzeba usilnie pytać Boga, co znaczy to wszystko, co mnie dotyka, co przeżywam, czego doświadczam – jaki jest tego sens?, po co to jest mi potrzebne?, ku czemu służy?
Gdy próbujemy wejść w rozeznawanie, gdy medytujemy czy kontemplujemy Słowo, przychodzi Bóg ze swoim pocieszeniem: „Nie bój się…, znalazłaś łaskę…”. Przychodzi Boże pocieszenie. Pośród naszej samotności, może nawet rozdarcia serca, ciemności i niezrozumienia, PRZYJDZIE Boże pocieszenie. Byle tylko nie uciec. Byle tylko wytrwać w tym „sam na sam” z Bogiem, wytrwać z ciężarem tajemnicy, do której inni nie mają dostępu, choćbyśmy nawet bardzo tego chcieli…
Po doświadczeniu pocieszenia przyjdzie poznanie. Przyjdzie światło. Bóg objawi sens swoich działań, Bóg objawi drogę i poprowadzi – tak jak Maryja otrzymała światło, poznanie co do Bożych zamiarów: „poczniesz…, porodzisz…, nadasz Mu imię…”. Po doświadczeniu głębokiej samotności, niezrozumienia, ciemności, zagubienia, rozdarcia, niepewności, nawet lęku – przychodzi pocieszenie, poznanie i wejście w jeszcze głębszy dialog z Bogiem. Dialog tak głęboki, tak osobisty, że człowiek przestaje się już lękać, przestaje się bać tajemnicy… Jest w stanie wyrazić zgodę na stan, w który Bóg go wprowadził. „Niech mi się stanie”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz