grudnia 22, 2018

Homilia na Uroczystość Bożego Narodzenia (C) - Pasterka – Cicha i święta noc

"Oto zwiastują wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu; dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawi­ciel, którym jest Mesjasz Pan!" (Łk 2,10)
Ukochani Bracia i Siostry!
W tę jedyną i niepowtarzalną, cichą i świętą noc roku ze szczególnym przejęciem chcemy wniknąć w tajemnicę Betlejem. Przeto z wielkim wzruszeniem wpatrujemy się w łagodne oblicze Maryi, która w grocie betlejemskiej porodziła tak wytęsknionego, kilka tysięcy lat wyglądanego Mesjasza. Patrzymy na św. Józefa, pragnącego zaradzić wszystkim niedogodnościom Maryi, osłonić ją od tego, co mogłoby jej sprawić przykrość. Ciesząc się narodze­niem Jezusa, Józef na pewno sam głęboko przeżywał tajemnicę Betlejem, choć i jemu tak wielką boleść musiał sprawić fakt, że kiedy szukał schronienia z mającą wkrótce porodzić Maryją, ni­gdzie nie chciano ich przyjąć. A przecież przyszedł do swoich krewnych - stryjów i kuzynów, gdyż pochodził właśnie z Betlejem. Nie było jednak dla nich miejsca, gdyż każda rodzina obawiała się rytualnej nieczystości z powodu obecności w domu rodzącej kobie­ty.
Ale z całą pewnością powyższe rozważania nie przysłoniły Józefowi istoty tego, co dokonało się w Betlejem. Oto Chrystus przyszedł na świat! "Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami!" (J 1,14). Bóg w ciszy betlejemskiej nocy złożył ludzkości wyznanie swej miłości, zsyłając swego Syna na świat.
Nie pojęli tego mieszkańcy Betlejem. Siedzieli nad pełnymi misami i zadowoleni z siebie spędzili tę noc jak jedną z wielu, nawet nie przypuszczając, że tuż obok narodził się od wieków obiecany Mesjasz.
Nie oni zostali wybrani na świadków tej wielkiej tajemnicy Miłosierdzia Bożego - przybycia Chrystusa na ziemię. Oto Anioł Pański pospieszył na pola pasterzy, tuż za Betlejem, obudził ich i przekazał im orędzie o narodzeniu Zbawiciela. I jak podaje tradyc­ja - choć zmęczeni, lecz bez wahania, spontanicznie postanowili złożyć hołd nowo narodzonemu i obdarować Go "owocami ziemi i pracy rąk ludzkich". Nie bali się pozostawić całego dobytku w ciemnościach, nie bali się trudu nocnej wyprawy, lecz wielkodusz­nie zostawiając wszystko, pospieszyli na spotkanie z Jezusem. W tym samym czasie i trzej Mędrcy z odległych krajów bez wahania, za przewodem gwiazdy betlejemskiej, wyruszyli w nieznane, by uczcić Zbawiciela świata.
Nie pojęli tego, co zaszło w Betlejem jego mieszkańcy; nie zrozumiał i Herod, który w pobliskiej Jerozolimie dojrzewał do ohydnej zbrodni. Tajemnicę Betlejem odkryli natomiast pasterze. Pojęli ją trzej Królowie.
Kilka lat temu tuż przed Bożym Narodzeniem telewizja fran­cuska nadała program, w czasie którego kamery telewizyjne usta­wiono w ukryciu przed wyjściem z dużego pawilonu handlowego w Paryżu. Wiele osób wychodziło ze świątecznymi zakupami. Młody człowiek pytał niektórych: Czy moglibyście pomóc młodemu mał­żeństwu, które przybyło do Paryża z Palestyny? Są w trudnej sytuacji. Nic nie mają, a ona spodziewa się dziecka. Nikt z pyta­nych nie odpowiedział pozytywnie, wszyscy mieli jakieś trudności. Dopiero właściciel małej kawiarenki, Algierczyk, ofiarował swoją pomoc, pieniądze, samochód do szpitala, pokój...
Jaki z tego wniosek? Ludzie, wciąż mówią o wierze w Boga, wolą jednak, by był On bardziej nieobecny, mniej bezpośredni, raczej historyczny niż dzisiejszy.
Bóg się narodził! Miejmy odwagę zapytać siebie o to, czy Chrystus narodził się dzisiaj w naszym domu, w naszej rodzinie?
W betlejemską noc "naród kroczący w ciemności ujrzał świat­łość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło" (Iz 9,1). Wysłannicy nieba budzili pasterzy. Dziecko, które się narodziło, było Synem Najwyższego Boga. Bezradnie otworzyło ręce. Boga można było wziąć w ramiona. I wyciągnęły się do Niego różne ręce. Te najbardziej kochające - ręce Matki. Były też ręce męskie, pełne troski i zakłopotania - ręce Józefa. A także ręce pasterzy: spracowane, twarde, ale szczere, niosące to, co miały, dzielące się swoim ubóstwem. Do Dziecka wyciągnęły się też ręce gościnne, które otworzyły drzwi jakiegoś domu i przenios­ły je ze stajni do mieszkania. Bóg na te ręce czekał i oddał się im bez zastrzeżeń.
Do tego Dziecka z Betlejem wyciągnęły się też inne ręce. Ręce pełne zazdrości, niechęci i nienawiści. Chwytające za miecz i wy­pełniające Betlejem płaczem matek i krwią zabijanych dzieci. Ręce Heroda i jego sług. Bóg przed tymi rękami uciekał, dopóki nie zastygły martwe. Dopiero wówczas wrócił z Egiptu.
Betlejemska noc była nocą wyciągniętych rąk ludzkich w stronę Boga. Popatrzmy uważnie na nasze ręce. Zapytajmy się, czy są to ręce Maryi, Józefa czy pasterzy? A może są to ręce Hero­da i jego straży? Czy czekają one z radością na nowo narodzonego Boga, czy też musi On przed nimi uciekać?
Pod koniec ubiegłego wieku położono podmorski kabel telefo­niczny łączący Amerykę z Europą. Pierwszymi słowami, jakie przeniósł on z jednego brzegu na drugi, były słowa: "Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli". Były to te same słowa, którymi w betlejemską noc aniołowie pozdrowili pas­terzy, kiedy po raz pierwszy nawiązana została łączność między niebem a ziemią, kiedy przyszedł Jezus jako pośrednik między Bogiem a nami, abyśmy mogli porozumieć się z naszym Ojcem w niebie.
Pomyślmy o pokoju na ziemi. Kto by pragnął wojny i ją wy­woływał, uważany byłby za "podżegacza wojennego". Kto by prag­nął go, ale nie starał się o to, co warunkuje zachowanie pokoju, takiego człowieka uznać by trzeba za szaleńca. Kto chce pokoju i czyni wszystko, co jest konieczne do jego zachowania w państwie, w miejscowości, w której mieszka, w rodzinie, jest jednym z tych, o których śpiewali aniołowie. Jest człowiekiem dobrej woli.
A my do jakiej grupy ludzi należymy? Czy wielu z nas nie powinno się uważać za szaleńców? Wielu z nas chciałoby, aby wypełniła się druga część betlejemskiej pieśni aniołów - pokój lu­dziom dobrej woli - ale bez pierwszej. Chcielibyśmy mieć w świe­cie pokój, ale bez oddawania chwały Bogu. A to jest niemożliwe! Chcieć pokoju na świecie, w kraju, w rodzinie, a przy tym wy­rzucić Boga z wszelkich przejawów życia społecznego i prywatnego jest czymś bezsensownym. Nie ma pokoju bez Boga! To, co ogłosił anielski śpiew nad betlejemską szopą jest zasadą, której w żaden sposób nie da się zmienić. Jak jednak oddawać chwałę Bogu, aby zyskać Jego pokój? Klaskaniem czy wołaniem «niech żyje!»? Nie, Bóg pragnie czegoś więcej.
Zbrodnią jest nie chcieć pokoju. Pragnąć pokoju bez Boga jest utopią. Chcieć pokoju z Bogiem - to jest prawdziwa mądrość. Po­winniśmy więc życzyć sobie tego, byśmy dostrzegali żywą prawdę, iż Bóg wszedł w ludzkie życie; a wskrzeszając tę prawdę w ser­cach, wyszli z tych świąt bogatsi duchowo, z radością, która nigdy nie gaśnie. Czasem mogą ją zasłonić małe, bezwartościowe rzeczy. Ale po chwilowej nieobecności wraca ona - i tych, którzy są temu światłu wierni - prowadzi do celu człowieczego trudu.
Ukochani Bracia i Siostry!
Tajemnica Betlejem staje tej nocy i przed nami. Patrząc na postawę pasterzy i mędrców, łatwo dostrzegamy, iż kluczem do odkrycia tej tajemnicy była prostota ich wiary. Bezgranicznie zaufali Bogu, nie targowali się z Nim, nie stawiali wymagań jak Herod, nie byli zajęci tylko sobą jak mieszkańcy Betlejem i dla­tego spotkali Zbawiciela, który przyszedł na ziemię. I my w takim stopniu wnikniemy w tę tajemnicę i przeżyjemy te święta Bożego Narodzenia, w jakim z prostotą zaufamy Bogu. Jeśli rzeczywiście przyjmiemy tę prawdę jako naukę dla nas, gdy nie będziemy się zamartwiać naszymi ziemskimi królestwami; gdy na ten krótki czas zapomnimy o naszym dobytku; gdy spędzimy te święte dni nie jak mieszkańcy Betlejem, siedząc nad zastawionymi stołami i myśląc tylko o sobie...
Abyśmy, dzięki bezgranicznemu zawierzeniu Bogu, mogli usłyszeć i przyjąć słowa Anioła: "Oto zwiastują wam radość wiel­ką!" (Łk 2,10). Tego i sobie i Wam wszystkim życzę. I niech się tak stanie. AMEN


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger