Dzisiaj
zbliżamy się ze czcią do krzyża. Do tego, który Pan Jezus wziął na
swoje ramiona. Otrzymał go od człowieka. Wziął go nie po to, aby go
zatrzymać dla siebie. Przyjął i oddał go nam wyzwoliwszy od
przekleństwa. Od tej chwili krzyż ma tak wiele nowych znaczeń. Jest
przemieniony odwagą przyjęcia go. Ma nowy sens. Zbawczy sens. Jest
znakiem miłości, która ma odwagę całkowicie siebie ofiarować.
Dzisiaj
patrzymy w osłupieniu na Chrystusa odartego z naszej wiary i
posłuszeństwa. Zepchniętego na margines. Bitego. Powalonego naszą
nienawiścią lub obojętnością. Patrzymy na niego, jak na kogoś, kogo
dawno skreśliliśmy z listy znajomych lub wykazu towarów, które chętnie
byśmy nabyli.
On
zawisł wyniesiony ponad niebo i ziemię. W imię miłości, która jest
potężniejsza od śmierci. On rozpostarł swe ramiona, aby przygarnąć
wszystkich. Tak sam chciał. Ten krzyż jest Jego osobistym wyborem. To
nic, że cierpi w milczeniu i samotności. Jest tak, ponieważ On sam
wybrał, a nie dlatego, że został do tego zmuszony. Wisi na krzyżu, bo
tak chciało moje szaleństwo.
Rozpięty
nad ziemią. Chrystus powołań i trudnych wyborów. W tym momencie jest
tylko konsekwentny w swoich wyborach. Jest jedynie wierny temu, co
głosił.
Swym niezmiernym cierpieniem potwierdza to, co nakazywał. Mówił:
- miłujcie waszych nieprzyjaciół;
- dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą;
- błogosławcie tych, którzy was przeklinają;
- módlcie się za tych, którzy was oczerniają;
- dajcie każdemu, kto was prosi.
Czyż uklęknąwszy pod tym krzyżem, możemy jeszcze wątpić? Czyż możemy nadal wystawiać Boga na próbę prosząc o znaki?
Stajemy
pod tym krzyżem i teraz już rozumiemy, że grzech jest sprawą poważną.
Rani Serce Jezusowe. Zadaje ból. Bo czyż nie może boleć nasza
niewierność i niestałość? Nasze duchowe lenistwo i lekkomyślność? Czyż
może być bezowocne nasze egoistyczne nastawienie i fałsz?
Słabość, uchybienie, grzech — dokonują w naszym życiu wielkiego spustoszenia. Dlatego zasmucają Serce Jezusowe.
Nikt
z nas nie może powiedzieć o sobie: "Nie potrzebuję przebaczenia".
Byłby człowiekiem pysznym i zaślepionym. Albo świętym. Ale i święci
modlili się: "Odpuść nam nasze winy".
Bóg jest Miłością. Jest Miłością przebaczającą. Jak mówi Seneka (O gniewie): "Okazuje
grzesznikom łagodne i ojcowskie serce, gdy nie ściga ich, ale
przywołuje. Nie znającego drogi i zbłąkanego wśród pól naprowadza na
właściwy kierunek, a nie odpędza". Bóg temu, kto żałuje i powraca,
chętnie przebacza grzech. Krzyż przypomina nam o tym. Jest czytelnym
znakiem Bożego miłosierdzia. Bóg umie czekać na nas. Przywołuje nas
cieniem krzyża. To także i nas zobowiązuje, byśmy w tym Go naśladowali.
Pismo św. mówi: "Zło dobrem zwyciężaj!" (Rz
12,21). Czy można te słowa pogodzić z naszą skłonnością do noszenia w
sobie uraz i niechęci? Czy można być chrześcijaninem i jednocześnie
przeliczać grzechy innych, jak srebrne monety?
"Człowiek nigdy nie jest tak piękny jak wtedy, gdy prosi o przebaczenie lub gdy sam przebacza" (Jean Paul).
Gdy
więc jest nam ciężko. Gdy dotyka nas i rani grzech powracajmy pod
krzyż. Wpatrujmy się w niego. Rozważajmy mękę Chrystusa. Prośmy
Ukrzyżowanego o siłę znoszenia upokorzeń, niedostatków, trudów. Prośmy
Ukrzyżowanego o to, abyśmy w doświadczeniach nie wątpili w Bożą
Opatrzność. Aby krzyż przypominał nam o naszym zmartwychwstaniu, do
którego jest drogą. Niech on uczy nas cierpliwości w nieszczęściach,
mądrości przy podejmowaniu trudnych, nieraz bolesnych wyborów. Nade
wszystko niech będzie dla nas przypomnieniem tego, że jest Ktoś, kto
nas kocha tak mocno, że gotów był dla nas cierpieć i umierać.
"Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste" i dziękujemy Ci za zbawienie wysłużone nam przez krzyż. AMEN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz