grudnia 02, 2018

1. Niedziela Adwentu (C) – Żyjemy dla spotkania z Panem

Liturgia słowa ostatniej niedzieli roku kościelnego była wy­raźnie skoncentrowana wokół jednego tematu: „Syn Człowieczy przyjdzie z wielką mocą i chwałą". Dzisiaj rozpoczynamy nowy rok liturgiczny i temat nam się powtarza. Oto życzenia, które Ko­ściół składa swym dzieciom na progu nowego okresu: Czuwajcie... abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym (Łk 21, 36). Znamienne, że i finał i start mają tę samą dominantę myślową: Idziemy na spotkanie z Panem. Bardzo mocno ten nastrój udziela się nam wszystkim w ostatnim dniu kalendarzowym, to jest 31 gru­dnia. Nie możemy się od tych refleksji uwolnić, gdy przychodzimy wieczorem na nabożeństwo dziękczynne, ale zaraz potem jest noc sylwestrowa i 1 stycznia, który budzi nadzieję, że Nowy Rok bę­dzie lepszy.
Wprowadzając nas dziś w nastrój Adwentu, Kościół chce nas przez cztery tygodnie zatrzymać w tej atmosferze oczekiwania, wyjścia naprzeciw Temu, który przychodzi. Każe się nam przygo­tować. Ten pełen uroku czas religijnego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia jest też okazją do pomyślenia, że naprawdę staniemy kiedyś przed Panem. A jest to przecież w katechezie Chrystusa temat, który się powtarza jak refren. Także w przypo­wieści o sługach oczekujących swego Pana powracającego z uczty weselnej. Mają być gotowi, aby natychmiast mu otworzyć, gdy na­dejdzie i zakołacze. Bez względu na porę dnia czy nocy. I w przy­powieści o pannach roztropnych i nierozsądnych. Wszystkie cze­kały, ale weszły na ucztę tylko te, które były przygotowane. One miały dość oliwy w lampach, by oświecić drogę. Tylko one we­szły na gody, a potem drzwi zamknięto. I w przypowieści o talen­tach. Wrócił Pan po dłuższym czasie i rozliczył się ze sługami. Szczęśliwy sługa, który nie stanął przed Panem z pustymi ręka­mi: Oto drugie 5, oto drugie 2 talenty zyskałem. Został zaproszo­ny: Wejdź do radości (Mt 25, 20—24). Przychodzi ta chwila, jak złodziej — niespodziewanie. To prawda, ale też nikt z nas nie bę­dzie mógł powiedzieć: „nie wiedziałem" albo „zapomniałem". Tym bardziej, że życie tę prawdę potwierdza faktami.
W ubiegłym tygodniu byłem na pogrzebie krewnej z mojego pokolenia. Zadzwonił nagle telefon: „Ala nie żyje, pogrzeb we czwartek. Jeśli mażesz — przyjedź". Choroba jej była długa, prze­wlekła — a śmierć przyszła znienacka. Zjechali się moi rówieśnicy, trochę starsi, trochę młodsi. Pomodlili się nad otwartą mogiłą, by Pan okazał zmarłej swoje miłosierdzie. Popatrzyli po sobie... i pomyśleli zgodnie: „ale nas życie podciągnęło do brzegu, już naprawdę niedaleko". Ktoś westchnął: „Będziemy się teraz spoty­kać częściej, właśnie w takich okolicznościach". A potem się wszy­scy rozeszli, każdy do siebie, do swego życia, które jeszcze się toczy. Upomnienie zostało, że przyjdzie Pan, że ja także spotkam się z Nim. Czy myślę o tym spotkaniu? Oczywiście, nie mogę nie myśleć, kiedy słucham Słowa, które mnie upomina, kiedy przeży­wam fakty przypominające, że nie będę wyjątkiem. Ale myśleć muszę o tych wszystkich spotkaniach, które dokonują się dziś, one są bowiem zapowiedzią i przygotowaniem na to wielkie spotkanie twarzą w twarz.
Polecił nam Pan, byśmy byli przepasani, gotowi do drogi, byś­my przygotowali światło ratujące przed ciemnością. Tym światłem ukazującym drogę jest modlitwa. Usłyszeliśmy dziś nakaz samego Chrystusa: „Módlcie się w każdym czasie" (Łk 21, 36). Nauczono nas w dzieciństwie, że trzeba rano — na początku dnia — i wie­czorem, gdy kładziemy się na spoczynek, i stanąć przed Bogiem. Czy to nie chwila, która jest gotowością na to wielkie spotkanie? Mówisz: „Nie mam czasu". Mówisz: „Tak jestem zapędzony, wszy­stko robię w biegu, nie potrafię się skupić. Ledwie zdążę się prze­żegnać"... To nie o czas chodzi. Może wystarczy jedna minuta, je­dno „Ojcze nasz", jedna prośba:
„Zbawicielu mój, bądź dziś ze mną,
pomóż, abym dzień przeżył mądrze.
Czuwaj, bym umiał być człowiekiem
i z życzliwością dostrzegał innych ludzi.
Naucz mnie w każdym człowieku zobaczyć Ciebie".
A wieczorem, nawet przy największym znużeniu, wyjdź znów Panu naprzeciw i pomyśl: „Za co dziś powinienem powiedzieć: przepraszam, za co: dziękuję, o co mam prosić?" Taka refleksja jest konieczna, by serce nie stało się ociężałe, taka chwila jest czu­waniem.
A jak wielką szansą są nasze wspólne spotkania z Panem, któ­ry przychodzi w zgromadzeniu eucharystycznym? Tu słuchamy Jego słowa, tu stajemy przed Bogiem jako Jego dłużnicy, wyzna­jąc publicznie, że jesteśmy grzesznikami, tu oddajemy chwałę Bo­gu i wyznajemy wiarę, tu pokornie oświadczamy, że nie jesteśmy godni i tutaj karmimy się Ciałem Pańskim, które jest zadatkiem życia wiecznego. Wiemy, że to jest najważniejsze przeżycie reli­gijne w tygodniu.I nieraz z wielkim trudem, resztkami sił przy­chodzimy do kościoła, by być razem w przeżywaniu świętej litur­gii, jest nas w tej chwili — w kościele — kilka­set osób, może nawet więcej niż tysiąc. Mogłoby być więcej... Czy to nie jest spotkanie z Panem, który przy­chodzi?
Żyjemy w czasach zapowiadanych przez Chrystusa. Odczytuje­my znaki zapowiedziane przez Niego: są wojny daleko i blisko, trzęsienia ziemi i katastrofy, giną z rąk terrorystów niewinni lu­dzie, pasażerowie porwanych samolotów przez długie godziny umie­rają ze strachu... Trudno być optymistą, gdy tylko po ludzku pa­trzymy w naszą przyszłość. Żyjemy w udręce spraw, które niesie współczesne życie, mamy mnóstwo kłopotów osobistych, rodzin­nych, narodowych. To wszystko prawda. Ale właśnie w takiej chwili słyszymy słowa zachęty samego Chrystusa Pana: „Nabierz­cie ducha i podnieście głowy, zbliża się Wasze odkupienie" (Łk 21, 34).
„Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twoich pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję" (Ps 25, 4, 5). Amen.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger