czerwca 17, 2023

11. Niedziela Zwykła (A) - Moja odpowiedzialność za powołanie


"Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał".


Te słowa Samego Jezusa Chrystusa, stanowią podstawowe prawo wszelkiego powołania do służby Bożej. Wszystkie inne zawody, wybierają sobie ludzie sami. Szukają takiego zawodu, który odpowiadałby ich upodobaniom, zdolnościom i nadziejom. Z Ewangelii wiemy, że nie Apostołowie zgłaszali się do Chrystusa, ale On sam ich odrywał od codziennych zajęć krótkim: "Pójdź za Mną". Jest jednak w tym powołaniu jakaś przedziwna tajemnica wolności, jaką Chrystus zostawił nawet najbliższym. Mogą z Nim zostać i mogą Go zdradzić. W tym wybraniu jest również ważne ostrzeżenie dla uczniów wszystkich czasów.

Wolanie Chrystusa jest ciche i niezmiennie trwa na wieki. Przypomina powołanym to, co jest dla nich dobre, jaka droga życiowa jest dla nich zaszczytna, co przynosi człowiekowi miano pełni człowieczeństwa, świętości.

Mimo tego wielkiego zaszczytu powołania, kiedy rozważam mój dzień, wiem, że nie stanął przede mną Chrystus w szacie białej, nie wziął mnie za rękę, by zaprowadzić do klasztornej bramy. Nie słyszałem dźwięku Jego słów.

A jednak na pewno wiedziałem, że mam być tu! I nie przed z powodu jakiegoś życiowego zawodu, jakiegoś nieszczęścia czy rozpaczy. Nie, to było zupełnie inaczej. Po prostu wiedziałem jasno, że mam wszystko rzucić i iść. Choćby mi nie wiem kto bronił...

A przecież wszyscy powołani do służby Bożej mają swoje normalne życie: kolegów i koleżanki. Lubią muzykę, piosenki, wycieczki, grę w piłkę... ale to wszystko za mało. Coś wciąż mówi i stale pyta: co więcej, co potem, co dalej? Nienasyconą duszę ciągnie jak magnes. I wtedy czuję, że muszę iść, że trzeba rzucić swe życie młode w te najcudniejszą przygodę... Skorzystać z Bożej propozycji, która możne się stać programem mojego życia, w przypadku kiedy ją zrozumiem i zaakceptuję.

Bywa jeszcze tak, że ta cicha propozycja Chrystusa zamienia się w nieustanną walkę, w zmagania się o jakość naszego życia I radość, że się wie, po co się żyje. Że się wchodzi na tajemniczą drogę, która wiedzie do Boga.

W powołaniu dochodzi do spotkania człowieka z Bogiem, w obszarze pokonania dystansu. I tu jest konieczny wysiłek człowieka i konieczny jest gest miłości Boga, gest nachylenia, przybliżenia siebie. W tym geście Bóg posuwa się bardzo daleko i radykalnie. Ma do tego prawo, bo jest Bogiem. Wybiera czasem cały naród, niekiedy człowieka i zawiera z nim przymierze. Czyni to wbrew konwencjom wszelkich umów i porozumień. Tutaj przymierze nie ma charakteru handlowego, jest dziełem nie interesu lecz miłości.

Chrystus dokonał wyboru 12 Apostołów z miłości i wybierając ich powierzył im niejako samego siebie. Zanim rozdał im swoje Ciało, rozdał swoją bliskość, ciepło obecności i tajemnicy. Tajemnicą pozostanie każde powołanie kapłańskie. Nikt bowiem dotąd nie zdoła określić kryteriów takiego wyboru. Jasne są natomiast zadania, do wypełnienia których zostają powołani kapłani: "dawajcie - mówi Jezus - to co darmo otrzymaliście" (Mt 10,8-9). A zatem zbawieniem można się dzielić z innymi. Po to właśnie Jezus wybrał apostołów i po to założył Kościół, aby ludzie we wspólnocie przyjmowali zbawienie. Każdy który przyjął chrzest jest członkiem Kościoła i pełni funkcje kapłańskie, tylko w różny sposób. Inne zadania mają kapłani, którzy przyjęli święcenia, a inne zadania mają ludzie świeccy, będąc członkami Ludu Bożego. Jednak bez względu na rodzaj tych zajęć i zadań zasada dla wszystkich jest ta sama: dziel się tym, co przyjąłeś. "Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie". Otrzymaliście od Boga, dawajcie braciom. Jako chrześcijanie wszyscy chyba pragniemy i możemy zaliczać się do uczniów Chrystusa, aby być Jego wybranymi. Jednak tę przyjaźń wyobrażamy sobie, być może, jako błogi spoczynek w jego towarzystwie. Tymczasem, polecenie dane Apostołom niesie bardzo konkretny i bardzo nowy program: "głoście, że bliskie jest królestwo niebieskie". Dla tego dzieła powołał Szymona zwanego Piotrem i brata jego Andrzeja oraz Dwunastu. Na tak wysyła swoich robotników.

Darmo otrzymaliście. W tych słowach zawarta jest bezinteresowność daru Ewangelii. Człowiek musi mieć satysfakcję wielkoduszności, wielkości, hojności, żeby nie ulec pokusie spłycenia swojej posługi we własnych oczach. Apostoł musi dawać w poczuciu bezinteresowności i ze świadomością wartości daru, inaczej traci satysfakcję. Posłany - to właśnie greckie słowo "apostoł". Posłany oczywiście przez Boga, przez Niego wyposażony na drogę w głąb drugiego człowieka - bliskiego i tego, który jest krańcem ziemi: Zair, Madagaskar, Rwanda...

Z drugiej strony - trzeba pamiętać, że to rozesłanie - czy posłanie uczniów na pracę, nie może obchodzić nas wyłącznie jako widzów. To my sami powołani w kościele jesteśmy już nie obserwatorami, ale uczestnikami. Jesteśmy rozsyłani z tej Eucharystii w nasze życie.

Niestety przyzwyczailiśmy się spoglądać na Kościół Chrystusowy jak gdyby od zewnątrz, tak jak patrzy się na firmę usługową, której się płaci i od której się żąda; jak się patrzy na budowlę ozdobną, do której się wchodzi od święta, aby po krótszej lub dłuższej chwili z niej wyjść - a poza tym niech się o nią troszczą biskupi, kapłani, niech się papież troszczy. Co najwyżej zaglądamy do tej budowli przez uchylone drzwi, czy nawet przez dziurkę od klucza, wypatrując w tym kościele różnych sensacji czy ciekawostek. I to jest ta fatalna orientacja (czy raczej brak orientacji), że my sami nie czujemy się Kościołem. Mówimy "Kościół" - a w tym momencie myślimy: księża, biskupi, papież - odpowiedzialny. A prawda jest taka, że ten Kościół nie jest tylko "nasz", ale to my sami jesteśmy Kościołem, że księża odpowiadają za Kościół swoją drogą, a my odpowiadamy swoją drogą. Owszem, jak powiedział kiedyś papież Pius XII: "ludzie świeccy kroczą dzisiaj w pierwszej linii życia Kościoła i dlatego coraz jaśniej muszą sobie uświadamiać, że oni nie tylko "należą do kościoła, ale też "są" Kościołem". I stąd płynie nasza odpowiedzialność za Kościół i za jego dzieło na świecie.

Bo czymże jest ten Kościół? Jest On (w pewnym znaczeniu) samym Jezusem Chrystusem, wciąż żyjącym pośród nas i działającym na naszych oczach. Myślę w tej chwili o wielu dzieciach w Polsce, które przyjęły I Komunię Świętą, o wielu młodych, którzy przyjęli Sakrament Bierzmowania, o tych którzy zawarli Sakrament Małżeństwa w Kościele, o młodzieży i dzieciach, które kończą jeszcze jeden rok katechizacji, która w pewnym stopniu zbliżyła ich do Chrystusa i do Kościoła. Ile w tym wszystkim jest Chrystusa żyjącego w Kościele? My mówimy: Kochamy Chrystusa. Ale kochać Chrystusa - to pragnąć tego, czego On pragnie, gdy woła: "Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i czegóż innego pragnę jak tylko aby był rozniecony". To jest ten Chrystusowy ból bólów, który ma stać się i naszym bólem. Ból, że ten ogień jeszcze nie płonie pełnym blaskiem: w rodzinach, w dzieciach, w młodzieży...

Czymże dalej - jest Kościół?
Jest społecznością ludzi dobrej woli. Ta społeczność w chwili powstania była jak sam Chrystus określił - "maleńkim ziarnkiem". Ale temu ziarnu została przekazana od Chrystusa prawda. Prawda, którą Bóg powierzył człowiekowi, odnosi się do każdego człowieka i każdemu jest potrzebna. Nie może być dla chrześcijanina obojętne, jakie zasady wyznają ludzie, jak postępują, co robią ze swoim życiem, ze swoją duszą. Musi nas boleć, że są ludzie, młodzież i dzieci, którym złośliwie utrudnia się życie i nie mówi im się prawdy. To musi spędzać sen z powiek. To musi wydzierać z serca krzyk protestu, jeśli nie pomagają słuszne żądania nawet ze strony Ojca Świętego. Bo żądamy prawdy i sprawiedliwości, a protestować przeciw fałszowi i krzywdzie - to jest prawo ludzkie i obowiązek ludzki, nie tylko chrześcijański.

Bo Kościół to trzeba powiedzieć - jest Instytucją, którą Chrystus powołał do życia, aby strzegła Prawdy i Sprawiedliwości. 

Taka jest odpowiedzialność za Kościół i za swoje powołanie w Kościele, trudna ale i zaszczytna. Nie żąda się odpowiedzialności od człowieka nieodpowiedzialnego, niepoczytalnego, ale od człowieka w pełni dojrzałego i świadomego. Trudna jest ta odpowiedzialność, gdyż wymaga czujności na każdym kroku. Właśnie odpowiedzialność za Kościół każe matce doglądać modlitwy u dzieci i kierować je na katechizację. Odpowiedzialność za Kościół każe mężowi dochowywać wierności żonie. Odpowiedzialność za Kościół każe ojcu dawać dobry przykład dzieciom. Odpowiedzialność za Kościół każe Polakowi uczciwie wypełniać swoje obowiązki zawodowe.

Chrystus ma prawo oczekiwać, żeby inni ludzie z naszego oblicza i z naszej postawy, z naszych uczynków mogli się doczytać Ewangelii. Mam być dla nich żywą Księgą.

Od poczucia odpowiedzialności nie uwalnia nas fakt, że naród nasz "dał" światu papieża. Nie wolno
także z tego faktu "kpić" - jak się słyszy od feministek i członkiń elit politycznych - o papieżu "staruszku" - bo za taką zuchwałość przyjdzie kiedyś się rozliczyć. Właśnie w duchu odpowiedzialności za swój chrzest, albo jeżeli go nie posiadam - to za polską uczciwość, jeżeli jestem z narodem - w którym ktoś jeszcze rządzi. Nie kpijmy z ludzi, których Świat wybrał. Ale w duchu odpowiedzialności swoją postawą jako uczniowie Chrystusa mamy się do Niego przyznać. Wtedy z pewnością nasze życie będzie czytelne i objawimy ludziom coś z tych świętych prawd, które Pan Bóg w nas posiał. Amen!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger