Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II rozpoczynał swą posługę Piotrową, zwrócił się do ludzi całego świata słowami: "Nie lękajcie się!" Kierował to wezwanie do tego świata, w którym człowiek boi się człowieka - lęka się o swoje życie, o swoją przyszłość; boi się o to, co o tym pomyślą, co powiedzą; boi się... wszystkiego, nieraz nawet własnego lęku".
Oczywiście, niekiedy te lęki są uzasadnione. I chyba dlatego na kartach Pisma św. często spotykamy zachętę do odwagi. Tak jest w przypadku Abrama, który ma opuścić swą ojcowiznę i udać się w nieznane. Tak jest u proroków, którzy często słyszą słowa: "Nie bój się, Ja jestem z tobą"! Tak jest też w przypadku proroka Jeremiasza z dzisiejszego pierwszego czytania, który skarży się na odsuwających się od niego współziomków. Nawet ci, których darzył przyjaźnią, sprzysięgli się przeciw niemu. Posługują się obmową, ironią, lekceważeniem, donoszeniem, a nawet planują na niego zamach. Dlatego skarży się Bogu: "Słyszałem oszczerstwo wielu...". A jednak nie załamuje się, bo przecież z głębi jego serca wypływa mocne przekonanie, że jego sprawa jest sprawą Bożą, a Bóg jest obrońcą uciśnionych. Może więc z ufnością powiedzieć: "Pan jest przy mnie..."!
No tak! Jeśli Bóg jest moim Ojcem, to nie mogę się niczego lękać, ani obawiać, bo On troszczy się o mnie, On mnie ochrania. On nade mną czuwa.
Czy wierzysz - Drogi Bracie, Siostro Droga - że wszystko, co dzieje się w twoim życiu, nie dzieje się bez wiedzy Ojca? Czy wierzysz, że bez woli Ojca, nawet włos z głowy ci nie spadnie? Przecież powiedział Ci dzisiaj: U was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nawet jeśli wypadają to są policzone! I tak jest ze wszystkim. To nic, że nie wszystko rozumiem. Najważniejsze, aby wszystko, co Pan Bóg daje przy- jąć i pokochać!
Życie chrześcijanina upływa pośród przeróżnych trosk i niepokojów. Ponadto znajduje się w stanie ciągłego kuszenia. Niekiedy to kuszenie ma wymiar bardzo subtelny. Kiedyś, w czasach reżimu, obiecywano ludziom posadę, awans, lepsze zarobki. I znajdowali się tacy, którzy - tylko po to, aby zyskać te doczesne korzyści - gotowi byli zaprzeć się samego Boga.
Ale nie myślmy wcale, że to już historia. Dzisiaj coraz częściej powracają podobne sytuacje. I znów aktualne stają się słowa Chrystusa: "Kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, do tego i Ja przyznam się przed Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja..."!
Zauważmy, że Pan Jezus nie jest podobny do ludzi tego świata.
W przeciwieństwie do nich, nie obiecuje przysłowiowych gruszek na wierzbie. Nie obiecuje łatwego życia tym, którzy za Nim pójdą. Przeciwnie - podkreśla, że tu - na ziemi - będą spotykały ich przeciwności, że będą cierpieć prześladowania.
Dzisiaj czasem ubolewamy nad tym, że ludzie Kościoła - oczywiście wbrew temu, co mówi oficjalna propaganda - są spychani na margines; że Kościół cierpi ataki ze strony sił wrogo nastawionych do Boga, do religii, do wiary; że próbuje się go ośmieszać, wyszydzić, poderwać do niego zaufanie. I może warto w tej sytuacji przytoczyć słowa Prymasa Tysiąclecia, Stefana kardynała Wyszyńskiego, które w kazaniu w Warszawie, w kościele św. Anny, bezpośrednio przed aresztowaniem i uwięzieniem w 1953 r. - mówił, że Kościół ma tylu wrogów, bo chrześcijaństwo będzie zawsze wzywało do oporu i walki z każdym zakłamaniem. Kościół będzie zawsze żądać prawdy i wolności. Taka jest cena, jaką się płaci za wierność Chrystusowi.
Zresztą pomyślmy, czy byłoby dobrze, gdyby ludzie pewnej orientacji, którzy przez całe lata, w sposób zaprogramowany, usiłowali ateizować polskie społeczeństwo, nagle zaczęli dzisiaj mówić dobrze o Kościele, o wiernych? Myślę, że byłby to bardzo zły znak. A jeśli z ust takich właśnie ludzi słyszymy ataki, to należy tylko cieszyć się i radować, bo to oznacza, że wypełniamy naszą misję w świecie. Przecież Pan Jezus wyraźnie powiedział: "Niech się nie trwoży serce wasze, ani się nie lęka" (J 14,27). "Na świecie doznajecie ucisku, ale miejcie odwagę - Jam zwyciężył świat". (J 16,33). "Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie". (Mt 5,11-12).
Dzisiaj w Ewangelii również słyszeliśmy wielokrotnie słowa: "Nie bójcie się! Nie bójcie się ludzi... Nie bójcie się nawet tych, którzy zabijają ciało..."!
Wydawać by się mogło, że Chrystus jakby bagatelizuje ludzkie życie. Przecież śmierć to coś bardzo poważnego. Człowiek lęka się śmierci. A jednak Chrystus mówi: Nie bójcie się ludzi! Mogą was najwyżej zabić! Tak może mówić tylko ten, kto patrzy na człowieka w trochę szerszej perspektywie, niż tylko jego życie doczesne. Tak może powiedzieć tylko ten, kto wie, że życie człowieka zmienia się, ale się nie kończy. I gdy rozpadnie się dom jego doczesnej pielgrzymki, znajdzie przygotowane w niebie wieczne mieszkanie.
Ewangelia proponuje nam więc wiarę - to jedyne lekarstwo na barbarzyństwo czasów, w jakich żyjemy. Jezus mówi, aby nie bać się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Rozumiał znaczenie tych słów św. Justyn - męczennik początków Kościoła - gdy mówił do swych oprawców: "Możecie nas zabić, ale nie możecie nam zaszkodzić". I wielu ludzi tamtej epoki - i współczesnej nam również - żeby wspomnieć chociażby brutalnie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszkę oddawało życie za wiarę, dając świadectwo innym wartościom, niż te wymierne, doczesne. Ten, kto wierzy w Boga i w życie wieczne, nie obawia się śmierci, bo wie, że przecież tak, czy inaczej - jego życie zakończy się śmiercią.
Nawet nie ważne jest to, jak długo będzie ono trwało. Ważne jest tylko to, co będzie potem. A potem może być albo bycie z Bogiem, czyli to, co nazywamy niebem, albo ta druga możliwość tak jasno podkreślona w dzisiejszej Ewangelii przez Chrystusa - piekło. Tak - nie należy bać się ludzi! Bać się należy Tego, który i duszę i ciało może zatracić w piekle.
Niestety, dzisiaj o piekle mówi się niechętnie. Człowiek nowoczesny nie chce słuchać o piekle. A jednak fragment Ewangelii, który przed chwilą usłyszeliśmy, stawia nam przed oczy piekło jako coś realnego. coś, co istnieje. I piekła trzeba się lękać!
Czym więc jest piekło? Wiele na ten temat narosło nieporozumień, nawet wiele oskarżeń pod adresem Boga, który przecież ma być miłosierny, a oto straszy ludzi tak smutną perspektywą. Niektórzy pytają, czy można w ogóle zrozumieć prawdę o piekle?
Myślę, że każdy, kto kocha wie, jak wielkim bólem jest rozstanie, rozłąka, czy śmierć kogoś bliskiego. A jeśli ktoś ma świadomość, że tego, kogo kocha, już nigdy nie zobaczy, jego ból jest ogromny.
I chyba tylko w kontekście miłości można zrozumieć czym jest piekło. Bo tu wcale nie chodzi o różne wizje ognia, smoły czy siarki, jak chcieliby niektórzy prześmiewcy chrześcijańskiej wiary. Piekło to zupełnie coś innego. To odwrócenie się od Boga, który jest miłością. A przecież bez miłości nie można żyć! I - żeby nie było wątpliwości - to nie Bóg odrzuca człowieka - to człowiek sam odwraca się od Niego - na zawsze!
Cały tragizm tego odwrócenia polega na tym, że człowiek dopiero wtedy, gdy stanie po tamtej stronie, gdy przekroczy barierę śmierci, przekona się, że Bóg którego odrzucił, Bóg, od którego odwrócił się plecami, jest tym, który nigdy nie przestał go kochać.
Żeby być dobrze zrozumianym. Wiemy, że Kościół często uroczyście - poprzez beatyfikację czy kanonizację - orzeka o kimś, iż cieszy się oglądaniem Boga. Ale zauważmy, że nigdy o nikim nie orzekł, iż jest potępiony. Boże Miłosierdzie jest tak wielkie, że nawet największych zbrodniarzy Bóg może przyjąć do swego Królestwa, a ewangeliczny łotr jest tego najlepszym dowodem. Dlatego nie jesteśmy w stanie przewidzieć losu nikogo z ludzi, nawet tych daleko stojących od Boga.
Człowiek zawsze - jak długo żyje - ma szansę przemiany swego życia; ma szansę powrotu do Boga. I Bóg ciągle na niego czeka, bo Nawet jeśli on o tym nie wie. Dlatego przypomnienie o tej prawdzie wiary, jaką jest piekło, winno być zgodnie z nauką Katechizmu Kościoła Katolickiego - wezwaniem do odpowiedzialności za swoją wolność i do nawrócenia. go kocha.
I może na koniec jeszcze jedno. Musimy jasno sobie uświadomić, że jeśli Chrystus mówi, aby bać się Boga, to bojaźń w tym przypadku - nie ma nic wspólnego z tą, o której potocznie się myśli. Jest to raczej taka bojaźń, która boi się, aby Boga nie obrazić grzechem, aby od Niego się nie odwrócić. I taką bojaźń Pismo św. nazywa początkiem mądrości. Bo taka bojaźń jest wyrazem synowskiego oddania i miłości względem tego Ojca, który jest w niebie. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz