„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne".
Siostry i Bracia!
Przepiękne słowa z dzisiejszej Ewangelii. Objawienie i przypomnienie jak bardzo Bóg nas kocha. Tak umiłował świat, tak ukochał człowieka, że nie zawahał się przed posłaniem swojego Syna. Nie ma bowiem większej miłości, niż oddać życie za kogoś. A Chrystus oddał. Nieustannie potrzebujemy przypomnienia prawdy o Bożej miłości. Słowo miłość odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Pragniemy miłości, tęsknimy za nią, potrzebujemy jej w każdym momencie naszego życia i nie ważne ile mamy lat, czy tęskni ktoś za wielką miłością swojego życia, czy potrzebujemy pomocnej dłoni, wsparcia, pamięci w podeszłym wieku. Człowiek nie może żyć bez miłości. Możemy żyć bez wielu rzeczy materialnych czy nawet duchowych, ale nie bez miłości. Jak pisał święty papież Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis: „Jeśli nie znajdziemy uczestnictwa w miłości, nasze życie zatraca swój sens".
O miłości na całe życie marzą ludzie młodzi, dzieci poszukają bezpieczeństwa i miłości u swoich rodziców, małżonkowie każdym dniem starają się wyrażać i na nowo budować swoją wierną miłość, osoby starsze pragną ciepła i czułości ze strony swojego otoczenia. Nieważne ile mamy lat, co robimy, jaki zawód wykonujemy, czy jesteśmy małżonkami, osobami samotnymi - każdy z nas pragnie kochać i być kochanym. Czy jest w tym coś dziwnego? Nie, zostaliśmy bowiem stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1, 26). Boga, który jest miłością, który jest najdoskonalszą wspólnotą miłujących się Trzech Osób Boskich. „Z miłości powstaliśmy i w miłość musimy się obrócić" (ks. Jan Twardowski).
Jak nauczyć się miłości? Czy jest to w ogóle możliwe? Czy nie jest ona raczej spontanicznym uczuciem wyrywającym się z głębi naszego serca? Miłości przecież nie można nikomu nakazać, ani nikogo do niej zmusić. Benedykt XVI w swojej encyklice o Bogu, który jest miłością wskazuje, że Ten, który powołał nas do istnienia z miłości może wręcz nakazać nam miłość: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem" (Mt 22, 37). Ale to tylko Bóg może ,,nakazać" czy wręcz błagać człowieka o miłość, bo pierwszy nas umiłował. I to miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Miłością do końca. Do szaleństwa krzyża. Miłością ponad wszystko. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).
Jak nauczyć się takiej miłości? Wpatrując się i kontemplując miłość samego Boga. Niejednokrotnie słyszeliśmy słowa, że „Bóg nas kocha", że Bóg jest miłością". Ale co to znaczy konkretnie w naszym życiu? Jak przeżywamy ową fundamentalną prawdę naszej wiary? Czy trwamy w zdumieniu nad tym niezwykłym wyznaniem Boga?
W kulturze greckiej, w czasach współczesnych Jezusowi wyznanie, że Bóg kocha człowieka dla wielu było wręcz zgorszeniem i zaskoczeniem. Jak Bóg może kochać człowieka? To niemożliwe i nierealne! Dlaczego? Bo miłość to nic innego jak zachwyt dobrem, to potężna siła, która sprawia, że dążymy do dobra doskonałego. Albo miłość to, co najwyżej wymiana dobra między ludźmi, którzy są sobie równi. Jak więc Bóg może kochać człowieka!? Co on znajdzie godnego swojej miłości w nędznym człowieku!? Jakim dobrem zachwyci się w człowieku, którego sam już wcześniej nie posiadałby!? Nawet tak wielcy myśliciele starożytni, jak Platon czy Arystoteles, którzy w swoich rozważaniach dochodzili do istnienia Boga, nie wierzyli, że Bóg mógłby kochać człowieka. Taki Bóg nie istnieje i nie może istnieć. Jak bardzo mylili się ci wielcy filozofowie! Bóg, który miłuje istnieje, co więcej - tylko taki Bóg istnieje! Bóg, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Stworzył „go mężczyzną i niewiastą" i przeznaczył do miłości. Bóg, który po upadku człowieka wychodzi na jego poszukiwanie i woła: „Adamie, gdzie jesteś?" (por. Rdz 3, 9). Bóg nawołuje Adama, aby ten wiedział, że od tej chwili Jego miłość nieustanie, będzie szukała każdego zagubionego stworzenia. Bóg, który nieustannie objawia się w historii i troszczył się o swoje dzieci. Bo istnieje tylko On, który tak „umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (por. J 3, 16).
Siostry i Bracia! W dzisiejszą niedzielę Wielkiego Postu po raz kolejny odkryjmy i przeżyjmy „nowość naszej wiary" - nowość i niezwykłość miłości Boga do człowieka. Słyszeliśmy niejednokrotnie o naszym Bogu w Trójcy Jedynym, że jest wszechmocny, wszechwiedzący, nieskończony. To prawda. Tak jest w istocie jak od wieków naucza nas święta teologia. Ale pamiętajmy, że Bóg nie ma innej wszechmocy niż wszechmoc miłości. To ona jest w stanie przezwyciężyć wszystko, zniweczyć nasz grzech, pokonać śmierć i przeprowadzić nas ze śmierci do życia. Wszechwiedza Boga? Nie lękajmy się jej! Bóg nie podpatruje człowieka, aby „złapać" go na jakimś grzechu. On patrzy na nas z miłością. W swej Wszechwiedzy, wie co kryje się na dnie naszego serca, widzi to dobro, którego my sami niejednokrotnie nie jesteśmy w stanie zobaczyć. „On jest bliżej nas, niż my sami sobie" - powtarzał św. Augustyn. Bóg spogląda na człowieka i widzi to, co dobre. Tak wygląda owa wszechwiedza Boga. Wie o każdym naszym dobru, nawet o tym najmniejszym poruszeniu naszego dobrego serca i żadnemu z nich nie pozwoli zginąć.
Nieskończoność Boga!? To nieskończoność miłości. „Jedyną granicą miłości jest miłość bez granic" - i o takiej właśnie „nieskończonej miłości mówił nam przed laty, na sopockim hipodromie, Jan Paweł II (por. homilia Ojca św. Jana Pawła II podczas Mszy św. w Sopocie w trakcie podróży apostolskiej do Polski, 5 czerwca 1999).
Ale miłość Boga do nas i nasza do Niego nierozerwalnie jest związana z miłością do człowieka. Jest związana do tego stopnia, że nie ma dwóch przykazań - jest jedno przykazanie miłości - Boga i bliźniego. „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1J 4, 20) - przypomina nam św. Jan. I tu pojawia się kolejna nowość naszej wiary. Nowość zdumiewająca, a dla wielu wręcz nierealna i niezrozumiała. Chrześcijanin ma miłować bowiem każdego człowieka. Bez wyjątku. Po prostu każdego. „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?" (Mt 5, 46) - nauczał Jezus w Kazaniu na Górze. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół" (Mt 5, 44) - konkluduje Chrystus - oto przedmiot i cel miłości chrześcijańskiej. To nie jest jakiś nieosiągalny kres naszej chrześcijańskiej pielgrzymki, to jest początek drogi z Chrystusem. Być chrześcijaninem, to miłować każdego, a przede wszystkim tych, którzy wyrządzają nam krzywdę i popełniają zło. Pięknie to brzmi, ale pewnie każdy z nas zastanawia się jak tego dokonać. Jak to jest możliwe, aby miłować tych, którzy wyrządzają nam i innym krzywdę? Jakże często pierwszym odruchem na słowa „miłość nieprzyjaciół" jest bunt: „Nie, taka miłość jest po prostu niemożliwa, to nie dla mnie".
Z jak wielkim trudem przychodzi nam miłowanie bliskich osób, a co dopiero kochanie ludzi nam nieżyczliwych! Benedykt XVI w swojej encyklice wskazuje na konkretną przyczynę takiego stanu rzeczy. Nasz sprzeciw wobec miłości nieprzyjaciół płynie ze skojarzenia słowa „kochać" z całym bogactwem uczuć, które towarzyszą naszemu doświadczeniu miłości (por. Benedykt XVI, Deus caritas est, 17). Dla większości z nas miłość kojarzy się z przeżywaniem radości, pogodą ducha, euforią. Miłość to nic innego jak przyspieszone bicie serca wywołane obecnością drogiej nam osoby.
Siostry i Bracia, ale czy miłość to uczucie? Intensywne uczucie i nic więcej? Uczucia z pewnością towarzyszą miłości, ale nie stanowią jej istoty. I tu leży klucz do zrozumienia chrześcijańskiej miłości nieprzyjaciół. Jeśli przyjmiemy, że miłość jest jedynie uczuciem, czyli emocjonalną reakcją na drugą osobę, to rzeczywiście pokochanie nieprzyjaciół jest niemożliwe. Uczucia są niezależne od mojej woli, są moimi reakcjami na sytuacje zewnętrzne. Nie mogę na siłę wywołać jakiegoś uczucia, zwłaszcza do krzywdzących nas osób. I dlatego trudno sprawić, aby spontanicznie zjawiły się te cudowne emocje na widok tych, którzy wyrządzili nam wielkie lub mniejsze zło. Ale uczucie to nie jest sedno miłości. Pamiętajmy o tym! Kochać to pragnąć autentycznego dobra dla drugiej osoby. Pragnąć i realizować je ze wszystkich sił. Gdy przyjmiemy taką wizję miłości, to pokochanie nieprzyjaciół staje się możliwe. Jeśli ktoś wyrządził nam krzywdę, nie mścijmy się. Nie odpowiadajmy złem na zło. Nie sięgajmy po pomówienia, oszczerstwa i plotki. Domagajmy się sprawiedliwości, ale nigdy - w imię źle rozumianej sprawiedliwości - nie poniżajmy drugiego człowieka. Każdy jest człowiekiem i w każdym należy uszanować jego podobieństwo do Stwórcy, nawet jeśli jego czyny tak mocno obraz ten zatarły. Módlmy się za tych ludzi, bo to także jest przejaw naszej miłości. Błagajmy Boga za czyniących zło, tak jak uczynił to Jezus na krzyżu. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Kochajmy nieprzyjaciół, nawet jeśli należy potępić ich czyny. Miłość do wroga, nieprzyjaciela polega na udzieleniu mu koniecznego dobra, jeśli w tym momencie go potrzebuje. Nie patrzmy na nasze uczucia i emocje, bo można kogoś nie lubić a jednocześnie autentycznie go kochać! Kochać miłością płynącą z Chrystusowego Krzyża! Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz