Za nami już radosne przeżycia Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Trzech Króli, podczas których żywiej bije serce. Został we wspomnieniach blask świateł choinki, stół wigilijny, kawałek ludzkiego serca podanego z kruszyną opłatka. Nade wszystko zaś pozostała w nas i wciąż żyje ta prawda, że Słowo stało się Ciałem zamieszkało między nami, a my oglądaliśmy Jego chwałę. Oglądaliśmy, choć Boga nikt nigdy nie widział. A my z łaski Boga widzieliśmy — z Maryją i Józefem — Niemowlę leżące w żłobie, gdyż nie było dla Niego miejsca bardziej godziwego; pasterzy oddających pokłon; kłaniających się Mędrców ze Wschodu i szalejącego Heroda, drżącego o swój stołek. Widzieliśmy i wciąż widzimy oczyma wiary, że Ten, który przyszedł, nie może być tylko dodatkiem do życia, efektownym ozdobnikiem, po który człowiek sięga od przypadku. Widzieliśmy po raz kolejny, pośród bożonarodzeniowych radości, że Bóg się objawia nam po to, by bez reszty wypełnić nasze życie. Zawsze wzrusza w tym miejscu swoją odwieczną prawdą mszalna prefacja z okresu Bożego Narodzenia: „Albowiem przez tajemnicę wcielonego Słowa zajaśniał oczom naszej duszy nowy blask Twojej światłości, abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych". Dać się unieść, porwać, poddać Duchowi Świętemu, choć nuży nas życie, męczą ludzie i ciśnie ku ziemi grzech. Dać się porwać, bo rodzący się wciąż w nas Chrystus „udzielił nam na nowo światła swojej nieśmiertelności", czyli uzdolnił do pojmowania spraw, po ludzku sądząc, niepojętych. Takie oto wspaniałe treści stały się nam bliższe w to kolejne Boże Narodzenie! Nieśmiertelny Bóg rodząc się jako słabe Dziecię czeka na miłość i tę miłość w nas, skamieniałych, wyzwala. Obyśmy pozwolili dać Mu się porwać w całości, nie chowając niczego dla siebie, a wszystko w Bogu znajdując. Oby potrafili takie niepodzielone serce umieć przynieść Temu, który w swoim Synu poświęca dla człowieka wszystko.
Pójdźmy za myślą czytań przeznaczonych na dzisiejsze święto Chrztu Chrystusa Pana, by zobaczyć wyraźniej tę wielką prawdę. Prorok Izajasz na kilka wieków przed Chrystusem mówi o Słudze Pańskim prezentującym niepopularne wartości, jakimi są: cichość, pokora, łagodność. Te właśnie cechy, choć wzgardzone przez świat Bogu przeciwny, w Jezusie Chrystusie znalazły swój najdoskonalszy wyraz. One też przyniosły nadzwyczajne owoce, choćby te, o których mówi Prorok: prawo dla narodów, przymierze dla ludzi, wolność dla uwięzionych, światłość dla pogrążonych w mrokach (Iz 42, 6—7). Nie zliczymy dobra, które cichy i pokorny Chrystus wyzwala w ludziach, którzy potrafią z Nim pisać swoje układy, oparte o tę cudowną wymianę: „wszystko za wszystko". Ten, który „nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze" (Iz 42, 2), będzie do końca świata inspirował serca i umysły do cichego dobra, które nie lęka się żadnej przeciwności. Takiego Chrystusa głosi nam również pierwszy papież — apostoł Piotr w czytanym dziś fragmencie Dziejów Apostolskich. Podał chyba najkrótszą charakterystykę działalności Jezusa: „Przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod wodzą diabła, dlatego, że Bóg był z Nim" (Dz 10, 38). A my, czytając te słowa dziś — w XXI stuleciu od przyjścia Chrystusa, mamy na myśli tych wszystkich szaleńców, „porwanych do umiłowania rzeczy niewidzialnych" (Prefacja o Objaw.), którzy ze względu na Chrystusa nie ulękli się prześladowań, cierpień, więzienia — dlatego tylko, że był z nimi w tych wszystkich doświadczeniach Ten, który uzdalnia serce człowieka do wszelkich poświęceń i czynienia dobra. Jakże ta świadomość, po której stronie jest moc i zwycięstwo, potrzebna jest człowiekowi wtedy, gdy staje naprzeciw niego mały Herod czy też wielki Cezar. Im bardziej jest on chytry i po diabelsku przebiegły, tym większa potrzebna świadomość, o jaką stawkę idzie. O władzę nad człowiekiem! Chrześcijanin, człowiek Chrystusowi w pełni oddany, będzie tą prawdą żył w każdym miejscu i czasie, w każdym systemie czy układzie sił. Różne formy, zależnie od sytuacji, przybierać będzie ta walka o rząd dusz. Wybierzmy dziś z polskiego kalejdoskopu przestrogę, jakiej udziela rodakom jeden z pisarzy, komentując burzliwe wydarzenia z początku naszego stulecia: „Czy wam już serca przegniły, o Wenedzi, nie czujecie, że to nie o skrócenie dnia roboczego, nie o język polski w gminach, ale chodzi o... całego człowieka?" (T. Miciński). Oby nie podzielone serce umieć przynieść w darze Temu, który w swoim Synu poświęca dla człowieka wszystko i zwiastuje pokój, jakiego serce sprzedajne czy podzielone nigdy nie przyjmie.
Pośród nas stanął dzisiaj w sposób szczególny Jezus Chrystus. Widzimy Go w kolejce z grzesznikami, oczekującymi w Jordanie chrztu z rąk Jana. Ewangelia mówi nam: „Jezus także przyjął chrzest" (Łk 3, 21) — przyjął jak grzesznik, choć grzechu nie znał. Był do nas we wszystkim podobny, z wyjątkiem grzechu. Ale tam, w wodach Jordanu, solidaryzuje się z wszystkimi grzesznikami i przyjmuje obmycie od Jana. On cały należał do Ojca i dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Wchodzi, jak w brudne wody Jordanu, w ludzką niedolę, grzech i rozdarcie, by wszystko uczynić nowym.
W jakimś sensie więc te słowa, które słyszy nad sobą: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie" (Łk 3, 22) — odnoszą się do nas, do każdego grzesznika na ziemi. Bóg w Chrystusie, swoim umiłowanym Synu pochyla się nad człowiekiem i jego wielką nędzą. A my uczymy się w Chrystusie poprzez Kościół święty, że chrzest jest szczególną godziną łaski i krzyża. Chrystus potem o godzinie swojej męki powie: Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie (Łk 12, 50). Chrzest gładzi grzech, a krzyż wprowadza w tajemnicę miłości Ojca. Nie można pominąć w tym miejscu tych wszystkich, którzy przez krzyż cierpienia i choroby są wprowadzeni szczególnie w tajemnicę miłości Trójcy Przenajświętszej.
Drodzy Bracia i Siostry! Dziś do waszego mętnego Jordanu schodzi Chrystus, jeżeli nie po to, by natychmiast leczyć i sprawić cud uzdrowienia, to głównie po to, by powiedzieć w jakiś szczególnie ciepły, intymny sposób: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie" (Łk 3, 22). Przychodzi w sposób szczególny do tych, którzy cierpią,bo choroba i cierpienie jest trudnym sprawdzianem wiary, nadziei i miłości. Ale gdy w takim doświadczeniu dasz się Bogu porwać do umiłowania rzeczy niewidzialnych, będziesz wówczas szczęśliwy, że w twoim ciele, jak mówi Apostoł, dopełniasz braki udręk Chrystusa dla zbudowania Jego Ciała, jakim jest Kościół (Kol 1, 24). Daj się porwać w całości! I umiej wtedy prosić za tych, których porwał nurt życia, za tych, którzy w walce o całego człowieka utracili to, co najważniejsze za kilka srebrników jałowego spokoju. Ocalicie modlitwą wiele serc od przegnicia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz