Liturgia
Święta Ofiarowania Pańskiego opiewa wydarzenie, które miało
miejsce czterdzieści dni po narodzeniu Pana Jezusa. Maryja i Józef
przynoszą Jezusa do świątyni w Jerozolimie, by, jak mówi
Ewangelista, „postąpić
z Nim według zwyczaju Prawa” (Łk
2,27). Takie wydarzenia były na porządku dziennym w świątyni.
A jednak tym razem było inaczej. O tej inności stanowią i Osoby, i
sam akt ofiarowania. I one mogą nas wiele nauczyć.
W
dawnej tradycji dzisiejsze święto nosiło nazwę: Matki Bożej
Gromnicznej. Wskazywało w ten sposób na Maryję jako Tę, która
staje w centrum uwagi Kościoła. Skorzystajmy z tej sugestii.
Najpierw jednak odpowiedzmy na pytanie: czy tylko ze względu na
tradycję zasługuje Maryja na szczególną naszą uwagę? Dlaczego w
ogóle tyle się mówi o Niej, dlaczego właśnie Ją stawia się na
pierwszym miejscu w tylu kazaniach?
Musimy
pamiętać, że przepowiadanie jest częścią kościelnego
nauczania. Nauczania, którego adresatami są ludzie, w ogromnej
większości ci, którzy Boga szukają i do Niego wędrują po
niełatwych ścieżkach świata. Celem ich, czy też naszym
celem tego pielgrzymowania jest zjednoczenie z Bogiem. Jest więc to
nasze życie zbliżaniem się do Boga, zacieśnianiem więzi z Nim.
Powstaje więc pytanie: kto nas może tego najlepiej nauczyć, kto
może być najlepszym przewodnikiem na tej drodze? Chyba tylko ten, a
raczej Ta, która starała się zawsze być najbliżej Pana,
której droga może być przykładem dla każdego z nas.
To,
czego uczy nas dzisiaj Maryja, to postawa zawierzenia Bogu. Ale
zawierzenia nie polegającego tylko na słownej deklaracji, lecz
na oddaniu siebie, całkowitym i bez żadnych zastrzeżeń. Oto Matka
ofiarowuje swe Dziecię. To nie jest tak, jak w tylu sytuacjach z
naszej codzienności, gdy coś komuś ofiarowujemy. Więź matki z
dzieckiem jest jedyna w swoim rodzaju. Matka czuje wraz ze swym
dzieckiem, kocha razem z nim i razem z nim cierpi, a nieraz jest
gotowa poświęcić swe życie dla dziecka. Więź ta może być
jeszcze spotęgowana, gdy matka kocha swe dziecko najczystszą
miłością. Trudno przeczyć, że taka właśnie więź istniała
między Maryją a Jezusem. I oto Maryja słyszy słowa: „Oto
Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na
znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk
2,34-35). Myślę, że i Maryi i nam nie było trudno przeczuć, co
te słowa oznaczały, jaką zapowiadały przyszłość Jej Dziecku, a
poprzez Nie Jej samej. A jednak Maryja nie wycofuje swego daru, nie
wycofuje swej gotowości i swego oddania. Podziwiamy wiarę
Matki Jezusa, bo wiemy, jaka przyszłość miała być udziałem
nie tylko Jezusa, ale i Jej samej. W momencie ofiarowania jednak
Maryja nie wiedziała do końca, co by to miało być. Proroctwo
Symeona, jak wiele innych proroctw, które znamy ze Starego
Testamentu pełne było niewiadomych, co potęgowało jeszcze
jego grozę. Nie boimy się tak bardzo tego złego, co nas
czeka, jeśli wiemy, co to za zło. Tutaj była wielka, groźna
niewiadoma. A mimo to Maryja nie wycofała swego "fiat", i
nie uczyniła Bogu żadnych zastrzeżeń, ani w momencie
ofiarowania, ani, jak wiemy, nigdy później.
Popatrzmy
teraz jak to wygląda w naszym życiu. Chrześcijanin jest
wezwany do naśladowania Chrystusa, do kroczenia tą samą drogą, co
On. A Jezus nie ukrywa, że jest to droga krzyżowa, choć na
pewno jakoś "rozciągnięta" w czasie: „Jeśli
kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech
weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt
16,24). Ten krzyż rzeczywiście do nas przychodzi pod różną
postacią. Tyle, że nasza postawa wobec niego jakże bardzo się
różni od postawy Maryi. Jesteśmy gotowi podjąć krzyż, jaki
spotykamy na naszej drodze, ale nie każdy i nie zawsze. Chętnie też
byśmy się tego naszego krzyża pozbyli, bo przecież „i nam się
coś od życia należy”. Łatwo przychodzi nam zadeklarować
gotowość do jego dźwigania, gorzej z wykonaniem tej deklaracji.
Życie
nie jest łatwe. Łatwo natomiast zapomnieć o jego celu i o drodze
do niego wiodącej. Łatwo się zagubić i właśnie dlatego
potrzebujemy kogoś, kto by nas poprowadził, kto by nam przypominał
o naszym celu, wreszcie kto by nam pomagał. Potrzeba nie tylko
przewodnika, ale kogoś takiego, kto by miał do nas cierpliwość,
otoczył ciepłem i miłością, potrzeba kogoś takiego jak matka.
Jezus to wiedział i dlatego dał nam swoją Matkę, by była naszą
Matką, byśmy mieli, do kogo się uciekać z naszymi potrzebami.
Dziś właśnie jest kolejna taka okazja, by sobie to uświadomić.
W
czasie liturgii chrztu rodzic zapala świecę od paschału, aby dar
wiary w Chrystusa umarłego i zmartwychwstałego nigdy nie zgasł w
sercu dziecka, tak by
Podczas obrzędu chrztu rodzic, trzymając w ręku zapaloną świecę, która będzie oświetlać życie dziecka, podkreśla własne zaangażowanie w wychowanie nowo ochrzczonego w świetle Paschy Pana.
Wy jesteście światłem
Zapalenie świecy oznacza dokonanie wyboru życia: jedynie Pan może oświecać nasze serce i określać motywacje towarzyszące naszym wyborom. Tylko On jest towarzyszem podróży oświetlającym całą naszą drogę. Zapalamy więc nasze świece podczas procesji, aby zaświadczyć przed światem, że tylko światło Chrystusa może nadać sens naszemu życiu. Kroczenie w świetle ma źródło w przekonaniu, że jesteśmy dziećmi światłości, jak mówi św. Paweł: „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień (...) Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 13,12-14).
Zapalona świeca, która oświetla drogę procesji wspólnoty, uwidacznia, jak Jezus Chrystus oświeca serca wierzących i rozprasza wszystkie ciemności.
Kościół w modlitwie po Komunii w czasie Mszy o świętych kobietach modli się: „Wszechmogący Boże, niech (...) działanie Najświętszego Sakramentu oświeci nas i zapali, aby płonęły w nas święte pragnienia (...)”. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego Kościół błaga, przywołując mocy Ducha Świętego: „Światłości najświętsza, serc wierzących wnętrza poddaj Twej potędze”; „Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca swoich wiernych i zapal w nich ogień swojej miłości”. Zapalenie świecy wyraża rozbrzmiewające w duszy rozmaite uczucia, które łączy wspólny element: radość życia i radość z dawania życia.
W płonącym świetle zawarte jest pragnienie wzniesienia serca modlącego się ku Bogu i całkowitego zawierzenia się Temu, który jest jedynym gwarantem życia. Każda zapalona świeca jest wychwalaniem życia przez modlące się serce.
Zapalenie świecy jest znakiem, że Duch Boski ogarnia nas i ofiaruje nam możliwość świadczenia przed światem o potędze Najwyższego. Dlatego też zapalenie świecy staje się wyrazem naszego przekonania, że Chrystus oświeca całą naszą osobę, abyśmy mogli przez życie kroczyć z nadzieją, oczekując nadejścia dnia, który nie zna zachodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz