Było to nad Jordanem, gdzie Jan nauczał i udzielał chrztu. Któregoś dnia Chrystus, Mesjasz, Syn Boży, zrodzony z Dziewicy, pokornie staje w jednym rzędzie z grzesznikami, aby przyjąć chrzest Janowy. Niewinny, bez grzechu, nie musiał tego czynić. Ale czyni to z miłości do człowieka, którego pragnie zbawić. Jeszcze brzmią nam w uszach słowa anioła wypowiedziane w Noc Betlejemską do pasterzy i do każdego z nas: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida, narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz. Pan" (Łk 2, 10-11). Jako Zbawiciel bierze na siebie ciężar grzechów całego świata, by zanieść go aż na Golgotę. Staje pokornie w wodach Jordanu przed tym, który mówił do zebranego tłumu: „Ja was chrzczę wodą, lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem" (Łk 3, 16).
Co nam zostało z tego ognia? Takie pytanie warto sobie dziś postawić. Wszak jesteśmy ochrzczeni, wpisani do księgi metrykalnej, nadano nam imię, a może dwa imiona, przygotowano białą szatę, świecę chrzcielną. I co z tego nam zostało? Może jako ojciec nie chcesz pozwolić na to, żeby swoje dziecko ochrzcić, żona twoja też nie praktykuje, ale babcia nalega, by ochrzcić dziecko. Dlatego jedziesz do sąsiedniego kościoła, dla świętej zgody. I postępujesz dla tradycji i pewnie wiary zabobonnej. A czasem kłócisz się z proboszczem w kancelarii, który nie może się zgodzić na twoją kandydaturę ojca chrzestnego. Bo wskazany przez ciebie ojciec chrzestny nie praktykuje, nie żyje w sakramentalnym małżeństwie, a może będąc na Zachodzie wypisał już z Kościoła, by nie płacić podatku kościelnego. „Ale ksiądz proboszcz jest nietolerancyjny - powiadasz - ksiądz nas odpycha od Kościoła". A proboszcz odpowiada: „To nie ja wypędzam pana z Kościoła, to pański brat sam, dobrowolnie i świadomie oddalił się od Kościoła".
A przecież przed laty został ochrzczony. Co nam zostało z tego ognia?
Tajemnica Chrztu Pańskiego powtórzyła się podczas misterium naszego Chrztu św. Przez Chrzest św. zostaliśmy poświęceni na własność Trójcy Przenajświętszej i weszliśmy we wspólnotę z Ojcem i Synem i Duchem Świętym, a jest to wspólnota miłości, wspólnota z Bogiem przez Chrystusa w Duchu Świętym. I właśnie z udziału w tej wspólnocie wypływa obowiązek dążenia do świętości. Bez tej świadomości trudno stać się chrześcijaninem. Mówisz: „Zostałem ochrzczony, więc jestem chrześcijaninem, chodzę do kościoła". A Ewangelia poucza o Duchu, o wierze, o wodzie, o Chrzcie św. Chrześcijaninem staję się przez wiarę i chrzest. Chrzest bez wiary nie wystarczy. Nad każdym z nas wtedy „otwarły się niebiosa" i zostaliśmy ogarnięci nieskończoną miłością Boga. Staliśmy się przybranymi dziećmi Boga. Nad Jordanem „otwarło się niebo i zabrzmiał głos Ojca: to jest mój Syn umiłowany. Jego słuchajcie" (por. Mk 9, 6).
„...Jego słuchajcie". Być posłusznym Bogu to nic innego jak tylko uwzględnić Jego obecność i reagować na nią. Człowiek, który nie chce być posłuszny, jest jak ten, który zamyka oczy i chce iść przez las czy przez miasto. Jest oczywiste, że będzie go to drogo kosztować. Święty Łukasz zauważył, że w chwili, kiedy Jezus się modlił „otworzyło się niebo" (Łk 3, 21). Nam, którzy otrzymaliśmy Chrzest z wody i Ducha, czyż to nie modlitwa jest najbardziej potrzebna, abyśmy odzyskali świadomość naszego synostwa? Jestem dzieckiem Boga... Mogę do Niego mówić Ojcze!
Chrystus, który stale we Mszy św. ofiaruje się swojemu Ojcu, nie chce być sam. On chce naszej wspólnoty, naszej Komunii, a także naszej ofiary.
Ośmioletni Michał napisał do mnie: „Choruję na zanik mięśni, nie chodzę wcale, ale umiem czytać i pisać. Byłem już u I Komunii św. i często przyjmuję Pana Jezusa. Bardzo proszę o przyjęcie mnie do Apostolstwa Chorych, bo chciałbym swoje cierpienia ofiarować za Kościół i świat".
Chrzest jest tylko wstępem, początkiem drogi, ukazaniem Bogu gotowości serca, za którą musi nastąpić wypełnienie tego, co przy Chrzcie przyrzekamy Bogu.
Czy to nie wspaniałe, że tak bardzo pomogliśmy naszym braciom i siostrom w Armenii? Jakże imponuje nam entuzjazm pierwszych chrześcijan. Piotr jest pełen radości, że może udzielić Chrztu Korneliuszowi i jego rodzinie, „bo w każdym narodzie miły jest Bogu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie" (Dz 10, 35).
Podczas tej Mszy Św., obecny wśród nas Chrystus, ten sam, który nas ochrzcił „ogniem i Duchem" - pyta nas dzisiaj o wierność danym kiedyś przyrzeczeniom. Każdego dnia zadaje nam to samo pytanie.
Niedawno podczas mojej posługi w Hospicjum otrzymałem od lekarza adres i numer telefonu człowieka, do którego należało pójść. W godzinach wieczornych zadzwoniłem do żony chorego, by zapowiedzieć swoje przyjście. „Ależ proszę księdza, mój mąż nie praktykuje od wielu lat, nie wiem, czy on zechce księdza przyjąć - odpowiada żona - może by ksiądz przyszedł tylko porozmawiać". Pytam: „Czy pani mąż jest ochrzczony?" „Ależ tak - był u Komunii Św., mamy ślub kościelny". „Bardzo proszę - nalegam - przygotować stół z białym obrusem, krzyżem i świeczkami". „Proszę księdza, maleńki stolik przygotuję w hallu, bo co by mąż na to powiedział". Następnego dnia o oznaczonej godzinie dzwonię do drzwi. W jednej ręce trzymam bursę z Panem Jezusem, a w drugiej różaniec. Żona otworzyła drzwi, przedstawiła mi pielęgniarki, które już zdążyły obmyć chorego. Wchodzę do pokoju chorego z lękiem, a tymczasem chory wita mnie nadzwyczaj serdecznie: „Dobrze, że ksiądz przyszedł, ja już tak dawno czekam na księdza". Wzruszająca rozmowa zakończyła się absolucją sakramentalną, a potem w towarzystwie żony i pielęgniarek udzieliłem choremu na jego życzenie Sakramentu Chorych i Komunii św. Już dawno nie uczestniczyłem w tak wzruszającej liturgii, w której Chrystus pochyla się nad człowiekiem, aby mu pomóc. Przy pożegnaniu usłyszałem: „A kiedy ksiądz przyniesie mi znowu Pana Jezusa?"
Święty Augustyn powiedział kiedyś: „Tak późno Cię ukochałem, Miłości moja nieskończona".
Znamy datę naszych urodzin, a czy jest nam znana data naszego Chrztu? Wtedy zostaliśmy dziećmi Boga i weszliśmy do wspólnoty Kościoła. Czy nie warto tę rocznicę uczcić przez przyjęcie Tego, który jest naszym Zbawicielem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz