maja 29, 2024

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej
W prawdach, jakie niesie nam Boże objawienie, spotykamy nierzadko treści zaskakujące, żeby nie powiedzieć szokujące. Jeśli słysząc o nich nie odczuwamy zadziwienia, to dzieje się tak chyba tylko dlatego, że przez całe lata przyzwyczailiśmy się już do tych wielkich rzeczy, jakie uczynił nam Bóg. Już sama tajemnica wcielenia i obraz Boga leżącego w kołysce to treści, które na próżno próbuje ogarnąć ludzki rozum. Podobnie zadziwiający jest fakt, że Bóg, Stwórca kosmosu, przez całe lata był posłuszny prostej niewieście izraelskiej i jej małżonkowi, który był cieślą. I wreszcie największa tajemnica, tak szokująca, że od wieków bywa dla wielu zgorszeniem, a inni nazywają ją głupstwem. Chodzi oczywiście o wydarzenie Golgoty, poniżającą śmierć Syna Bożego.

Do tych niesamowitych prawd dołącza także fakt ustanowienia Eucharystii. Pamiętnego wieczoru Jezus wziął chleb i powiedział, że to jest Jego Ciało. Podniósł kielich z winem i rzekł, że jest on napełniony Jego Krwią. To był początek nowego, szokującego wręcz wymiaru obecności Boga - Emmanuela pośród swojego Ludu. Od tego momentu uczniowie Jezusa z najwyższą czcią spożywają ten niebieski Pokarm, a przed kawałkiem świętego Chleba klękają na całym świecie miliony ludzi, wśród nich królowie, prezydenci, wielcy twórcy a tuż, obok nich, przedstawiciele wszystkich stanów. To rzeczywiście wielka tajemnica wiary. Bo jak określić ten religijny fenomen, iż tylu ludzi trwa całymi godzinami, dniami i nocami, przed Eucharystią, a spędzony tam czas jest przez nich uważany za najpiękniejszy w życiu? Ciągle mam przed oczyma twarze tych, którzy trwając w związkach niesakramentalnych, nie mogą przyjmować Komunii Świętej. Z wyrazem przejmującego smutku na twarzy mówią często, że jest to ich największa tragedia.

Bóg nie postanawia niczego bez powodu. Zatem i przez fakt, że stał się dla swoich uczniów Chlebem, także chce coś powiedzieć, objawić samego Siebie. Chciałbym, abyśmy dziś, w Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa zapatrzyli się w białą Hostię i odczytali zawarte w niej Boże przesłanie.

Gdy wpatrujemy się w ten święty Chleb, to chyba przede wszystkim uderza nas skromność tego znaku. Nie złoto, nie drogi kamień, nie inny szlachetny kruszec wybrał Bóg, by pozostać z nami. Wybrał powszedni chleb. Ileż w tym prawdy o uniżeniu Boga, o Jego pokorze. Przychodząc na świat stał się jednym z nas. Nie chciał onieśmielać czy zniewalać ludzi potęgą Boskiego maje- statu. Pragnął opowiedzieć nam o królestwie Ojca tak, jak opowiada przyjaciel i brat, nieodłączny towarzysz naszego życia, trosk, kłopotów i radości.

Pamiętam, jak pod koniec lat osiemdziesiątych wybrałem się z młodzieżą na obóz w Tatry. Padający przez kilka dni deszcz popsuł nam misternie ułożony plan górskich wypraw. Zamiast zdobywać szczyty siedzieliśmy w schroniskowej jadalni i spędzaliśmy czas na różnych grach i zabawach. Gdy ich repertuar szybko się wyczerpał, próbowaliśmy sami wymyślać jakieś mniej lub bardziej intelektualne rozrywki. Był okres kryzysu gospodarczego i szybko postępującej inflacji. Pieniądz tracił na wartości niemalże z dnia na dzień, a ceny rosły wręcz astronomicznie. I pewnie dlatego ktoś zaproponował, byśmy podjęli współzawodnictwo polegające na tym, kto wymieni największą ilość towarów, które można było kupić za jedną złotówkę. Nie było to proste, bo nawet zapałki czy zwykła koperta kosztowały już chyba więcej. I gdy nie mogliśmy znaleźć niczego, co byłoby tak tanie, jeden z ministrantów powiedział nieśmiało: „A opłatek? Taki zwykły, do mszy? On chyba kosztuje mniej niż złotówkę. Jest chyba najtańszy ze wszystkiego."

Słowa tego chłopca jakoś mocno utkwiły mi w sercu. Jezus najtańszy ze wszystkiego, dostępny dla każdego człowieka. Jeśli masz czyste sumienie i dobrą wolę, to możesz wejść do jakiegokolwiek kościoła katolickiego na świecie, przystąpić do ołtarza i spożyć Chleb, który daje życie wieczne. Nic nie musisz płacić, deklarować, wyjaśniać. Jeśli tylko naprawdę chcesz, to zawsze stać cię na Boga.

Ta prawda jest także wspaniałą nauką dla naszego postępowania. Czy ty też jesteś tak dostępny dla innych? Bo są ludzie, którzy z zasady rozmawiają tylko z równymi sobie. Jeśli jesteś inteligentny, jeśli zaciekawisz mnie sobą, jeśli będę miał jakąś korzyść z rozmowy z tobą, to dobrze, mogę porozmawiać, mogę poświęcić ci swój czas. Jeśli tak podchodzimy do ludzi, to niejako ustalamy swego rodzaju cennik na samego siebie, dodając często: z byle kim się nie zadaję.

Warto pamiętać o tej bezinteresowności w dawaniu siebie, zwłaszcza po przyjęciu Komunii świętej. Darmo dostałeś Boga darmo dawaj siebie. Nieskończony, po trzykroć święty Bóg pochylił się nad tobą, a więc i ty zniż się do człowieka, który może do ciebie nie dorasta. Bądź hostią, na którą stać będzie każdego.

W każdej mszy świętej uderza mnie pokora, z jaką Bóg w Eucharystii wydaje się w kapłańskie ręce. W ręce grzeszników. Nie pojmujemy Jego tajemnicy, przerasta nas ona nieskończenie, a jednak Syn Boży w swoim Ciele poddaje się nam, słabym ludziom. Wyjmujemy Go z tabernakulum, udzielamy wiernym, nosimy Jezusa do chorych, a On jest w tym wszystkim tak nam posłuszny.

W języku polskim dokonać można ciekawego zestawienia dwóch znaczeń słowa „wystawić". Wystawić można Najświętszy Sakrament, ale, jak to mówimy w języku potocznym, wystawić można kogoś do wiatru, czyli oszukać, źle potraktować, postawić w niekorzystnej sytuacji. Gdy zachodzę niekiedy do kościoła ojców Jezuitów na Starym Mieście w Warszawie, tam, gdzie cały dzień trwa adoracja Najświętszego Sakramentu, to uderza mnie rzucająca się w oczy ta właśnie pokorna wierność Jezusa. Jest tu wystawiany od lat, całymi dniami, w tym samym miejscu. Wystawiany dla wszystkich. Dla tych, którzy uszanują Go głęboką modlitwą, a także dla tych, którzy wpadną tu tylko po to, by coś bezmyślnie odklepać.

Widzę nieraz, jak do świątyni wchodzi grupa turystów. Często nawet nie przyklękają, rozglądając się za wspaniałymi dziełami sztuki. Nie zauważają Białej Hostii, wystawionej w monstrancji. Robią zdjęcia i wychodzą z kościoła. Niekiedy da się słyszeć cichy komentarz: nic tu ciekawego nie ma. A Jezus, jak pokorny i prosty żołnierz stoi na warcie, by słuchać radości i bólu serc swoich dzieci. Ich najtrudniejszych spraw. Obiecał przecież, że nie opuści ich aż do skończenia świata. Tak jak kiedyś był obecny wśród tłumów, wśród ludzi dobrej i złej woli, tak i dziś jest dostępny dla wszystkich. Tak, jak kiedyś wystawiony na pośmiewisko, tak i dziś w ciszy przyjmuje słowa, że „tu nic ciekawego nie ma".

Ten fakt, że Jezus eucharystyczny jest posłuszny dłoniom kapłana, że pozwala się wystawiać przed oblicze ludzi prawdziwie rozmodlonych a także przed znudzonych gapiów, powinien i nas doprowadzić do pytania: czy stać nas na taką pokorę? A może za regułę swojego życia przyjęliśmy zasadę, że ja to się nikomu wy- stawić nie dam. Nie pozwolę, by ktokolwiek mnie źle traktował. Będę podejmował tylko intratne propozycje, będę obracał się w kręgach, gdzie będą mnie szanować. A jeśli mnie nie zauważą i nie docenia, to natychmiast się stamtąd wycofam. Jak wiele trzeba mieć pokory, by spełnić powołanie męża i żony, księdza czy siostry zakonnej. Zdarzy się bowiem nierzadko że ktoś z rodziny, czy szef w pracy, ktoś ze współbraci czy współsióstr, tak nas właśnie wystawi przez niesprawiedliwą decyzję czy osąd. Jak trudno wtedy nie uciec, jak trudno trwać przy złożonych ślubach, obietnicach czy zobowiązaniach. Trwać, jak eucharystyczny Jezus trwa przy swoim ludzie mimo obelg i zniewag.

Zdarza mi się, że kiedy odprawiam Mszę świętą w kościele, gdzie nad głównym wejściem usytuowane jest duże okno, to w słoneczny dzień, gdy podnoszę hostię do góry, w świetle jasnych promieni wydaje się ona być wręcz przezroczysta. To jest zawsze dla mnie piękny symbol prawdy, którą zapowiadał już Stary Testament, że na ołtarzach całego świata będzie składana ofiara czysta. Taka bowiem była, taka jest ofiara Jezusa Chrystusa - niczym nie skażona, doskonała. Jest właśnie czysta. On dał się obnażyć na krzyżu do końca. Nie miał tajemnic, nic nie ukrywał. Od samego początku Jego misji każdy mógł Go słuchać, brać chleb, który rozmnażał, doznawać łaski uzdrowienia. Jezus nie prowadził żadnej dyplomacji, gry. U Niego „tak" było „tak", a „nie" było „nie". Oprawcy szukali w Nim winy i skazy, ale nie mogli znaleźć. Musieli podstawić fałszywych świadków, których kłamstwa tak bardzo raziły wobec czystych słów Jezusa.

Eucharystia to największa tajemnica Kościoła. Od wieków jest ustawiana na ołtarzach w świetle świec, reflektorów. Dziś będzie wyniesiona poza mury świątyni, bo Kościół chce powiedzieć całe- mu światu: patrzmy i uczmy się takiej czystości. Oto Ten, w którym nie znajdziemy nawet najmniejszej nieprawości.

I znowu rodzi się pytanie: czy ja jestem też tak czysty? Czy też mógłbym dać obejrzeć się z wszystkich stron? Czy byłbym spokojny, gdyby przeglądano moje listy, maile, SMS-y, gdyby słuchano moich rozmów, nawet tych prowadzonych w cztery oczy?

Przypomina mi się rozmowa z pewnym starszym panem na temat korupcji i nieuczciwości, jaka dotyka nasze państwo, społeczeństwo. Ów emeryt powiedział mi w pewnym momencie; majątku się nie dorobiłem, żyję w skromnych warunkach, ale mam pewien komfort, jakiego ci na górze nie mają: czyste sumienie. Nie zazdroszczę im nadchodzącej starości. Gdy śmierć się zbliża, duże pieniądze i zdobyte luksusy stają się coraz mniej warte, natomiast rośnie w cenę pokój ducha. Nieuczciwości popełnione w całym życiu mogą na starość doprowadzić człowieka do prawdziwie koszmarnych wyrzutów sumienia. Być czystym. Jak spokojnie wtedy można oddychać, śmiać się, rozmawiać z innymi, modlić się i kochać Boga.

W Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej wychodzimy na ulicę, by w procesji do czterech ołtarzy podążać za naszym Bogiem, ukrytym w ubogiej, posłusznej i czystej Hostii. Po uroczystym obchodzie liturgicznym kapłan schowa Najświętszy Sakrament do tabernakulum. Zaniesiemy do kościoła chorągwie i feretrony. Po południu albo pod wieczór rozebrane zostaną ołtarze. Święto się skończy. Może jeszcze jutro dojrzymy gdzieś na osiedlu, przed kościołem, płatki kwiatów, które bielanki sypały przed niesionym w procesji Najświętszym Sakramentem. Ale istota duchowości chrześcijańskiej polega właśnie na tym, by w szarej codzienności nieustannie podążać za ubogim, otwartym dla wszystkich, posłusznym i czystym Jezusem. I tak przechodzić przez życie, wśród ludzi spotykanych w biurze, na uczelni, w domu, na osiedlu. W chrześcijaństwie chodzi bowiem o to, by samemu stać się hostią złożoną Bogu na patenie swojego życia.


maja 29, 2024

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej - Spotkać Chrystusa!

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej - Spotkać Chrystusa!

Bardzo powszechne było kiedyś w Polsce pozdrawianie świątyni i Najświętszego Sakramentu. Przechodząc przed kościołem mężczyźni zdejmowali czapki, kobiety czyniły znak krzyża. Dziś przestrzegają tego już chyba tylko nieliczni i to raczej ludzie starsi. Pozostali może o tym zwyczaju zapomnieli, albo bardziej prawdopodobne, onieśmiela ich przed oddaniem czci miejscu świętemu to przerażające dla wielu pytanie: „co sobie inni o mnie pomyślą? Co sobie pomyślą, kiedy będę zdejmował czapkę przed kościołem albo czynił tam znak krzyża? A może jeszcze ktoś mnie wyśmieje, nazwie dewotką?" Jakże inaczej będzie to wyglądać dzisiaj. Jak Polska długa i szeroka przed Najświętszym Sakramentem klękać będą na ulicach i drogach starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Co tak zmieni nasze postępowanie? Skąd przybędzie nam tyle odwagi? Odpowiedź jest prosta: będziemy to czynić wspólnie. Niejeden człowiek nigdy by się na to sam nie zdobył, ale ze współmieszkańcami wioski, osiedla, miasteczka zrobi to nawet z wielkim uniżeniem. Jeszcze może wczoraj widząc przechodzącego księdza z Najświętszym Sakramentem, ktoś wstydliwie udawał, że niczego nie widzi, a dziś idzie tą samą ulicą, przyklęka, żegna się, a nawet śpiewa pobożne pieśni. Ale zachowujemy się tak tylko wtedy, gdy jesteśmy razem. Gdy otaczamy Najświętszy Sakrament jako wspólnota Kościoła parafialnego czy lokalnego. Trudno jest być świadkiem Chrystusa, świadkiem Ewangelii w pojedynkę. Boimy się wtedy otoczenia, środowiska, opinii publicznej. Siłą Kościoła jest oczywiście moc Ducha Świętego, ale jest nią niewątpliwie także, pochodzące od Boga, poczucie jedności. I dlatego na Ostatniej Wieczerzy Chrystus zgromadził uczniów wokół Eucharystii i kazał to im czynić na swoją pamiątkę. 

Nie jest tajemnicą dla mistrzów życia duchowego, że szatan, chcąc pokonać człowieka, najpierw wyprowadza go na bezdroża duchowej samotności. Można żyć w tłumie, ale swoją wiarę przeżywać samotnie. Sam ze swoimi poglądami w pracy, sam ze swoją postawą w środowisku. I zaczyna się człowiekowi wydawać, że już tylko on jeden sam pozostał takim dziwakiem przejmującym się Bogiem i Jego przykazaniami. To dlatego tak wielu ludziom zależy, by nasza wiara była sprawą tylko prywatną i ograniczała się tylko do intymnego wymiaru serca. A jak wiele może uczynić choćby najmniejsza wspólnota. 

Kiedyś pewna pani, która złożyła przyrzeczenie abstynencji, trafiała na przyjęcie, gdzie tradycyjnie namawiano ją do picia alkoholu, ale kilkuletnie doświadczenie w odmawianiu i tym razem bardzo się przydało. Całe towarzystwo, z wyjątkiem jednego pana, który także nie pił, z lekkim zdziwieniem potraktowało tę decyzję. Jakie było zaskoczenie tej pani, kiedy po przyjęciu podszedł do niej ten właśnie pan, aby jej podziękować. „Pan mi dziękuje? A za co?". „Widzi pani, jestem nałogowym alkoholikiem. Dla mnie każdy kieliszek może być początkiem końca. Nie czuję się duchowo za mocno i gdyby nie pani, pewnie bym się skusił i dzisiejszego wieczoru sięgnął po kieliszek, ale pani postawa bardzo mi pomogła. Nie byłem sam. Zwyciężyłem".

Myślę, że wielu ludzi dobrej woli przegrywa w Polsce swoją bitwę o trzeźwość, o czystość, o uczciwość, ponieważ są właśnie samotni w otaczającym ich tłumie. Dlatego i z tego powodu tak ważnym wyzwaniem dla Kościoła staje się sprawa gromadzenia ludzi we wspólnotę, a to od wieków dokonuje się właśnie na Eucharystii i poprzez Eucharystię. Bardzo to pilny postulat, ponieważ już jutro, kiedy pozamiatamy sypane na ulicę kwiatki, kiedy rozbierzemy procesyjne ołtarze, już jutro, w normalny powszedni dzień, rozpocznie się znowu, może nie tylko procesja Eucharystyczna co zwykłe wędrowanie Chrystusa po naszych ulicach i drogach. Będzie się ono dokonywało już bez śpiewów, feretronów i kadzideł, ale nie mniej realnie. Możemy spotkać Zbawiciela już rano. Może w niewidomym człowieku, który będzie chciał przejść przez ulicę. W tym, którego powszechnie w otoczeniu nazywają „głupim", może On sam będzie oczekiwał naszej pomocy. Może w wyśmianym koledze z pracy będzie czekał na nasze zwykłe: „nie martw się. Jestem z tobą." Co więcej, On sam będzie chciał jutro wyjść w nas na ulice i drogi. Jutro my będziemy dla Niego monstrancją. Jezus będzie chciał nas pocieszać, pomagać, ale jeśli trzeba to i sprzeciwiać się złu. Jeden z młodych chłopców, biorący udział w akcji antypornograficznej, zapytał kiedyś panią kioskarkę sprzedającą gorszące pisma, czy chciałaby, żeby to zdjęcia jej roznegliżowanej córki widniały w witrynach tysięcy kiosków całej Polski. Milczenie kobiety było jednoznaczną odpowiedzią. I wtedy padło drugie pytanie: „A czy wie pani, że ta dziewczyna, której zdjęcia pani sprzedaje też ma gdzieś w Polsce swoją mamę?". Jak ten chłopak i wielu innych ludzi mamy iść przez życie, jak Chrystus, ze słowem prawdy. Nie wolno milczeć tam, gdzie nie milczałby Jezus. Mamy być dla niego żywą monstrancją. Takie to oczywiste, a przecież takie trudne. I dlatego przyjrzyjmy się dziś dobrze. Jako chrześcijanie tacy jesteśmy piękni otaczając Najświętszy Sakrament, tacy prawdziwi. I jutro my, ci sami ludzie, wyjdziemy na te same ulice. Może tu gdzie dziś klęczymy, jutro będziemy stali czekając na autobus czy rozmawiać ze znajomym. Czy będziemy już zupełnie inni niż dziś? Czy droga od niedzieli Palmowej do Wielkiego Piątku i w naszym życiu może okazać się aż tak krótka? Aby się tak nie stało, musimy mocno zakorzenić się we wspólnocie Kościoła, a do jego serca prowadzi właśnie msza święta, Eucharystia. Kiedyś pewna pani zamówiła intencję mszalną na wtorkowy wieczór. Przyszła więc do kościoła, co jej się nigdy nie zdarzało, w dzień powszedni. Trafiła na mszę wspólnotową grupy oazowej. Eucharystia odprawiana była w bocznej kaplicy kościoła, wszyscy otaczali ołtarz, panowała prawdziwie braterska atmosfera. Po mszy świętej wzruszona parafianka udała się do księdza Proboszcza, by mu podziękować, myśląc, że to on jej taką wspaniałą mszę przygotował. Mówiła przy tym, że nie wiedziała, iż msza święta może być tak wspaniałym przeżyciem. Zawsze liturgia kojarzyła się jej z anonimowym tłumem i ciągnącymi się pieśniami. Ilu ludzi do dziś żywi takie właśnie ze mszą świętą skojarzenia. 

Spotkać Jezusa. Od tego zaczęło się powołanie Maryi, misja Apostołów, nawrócenie Szawła. Od tego spotkania zaczęła się ich odwaga. Stali się Jego świadkami, żyjąc realnie we wspólnocie Kościoła, czerpiąc z Eucharystii. Spotkać Chrystusa.

Powiedz, co widziałeś? - Był słoneczny dzień. 
Powiedz, co widziałeś? - Szedłem do kościoła.
Powiedz, co widziałeś? - Stanął tuż przede mną,
jego wzrok zatrzymał mnie.

Powiedz, jak wyglądał? - Miał wytarty mundur... 
Powiedz, jak wyglądał? - a we włosach piach... 
Powiedz, jak wyglądał? - Cały w kurzu, w błocie... 
W oczach? Nie wiem... Strach?

Quo vadis, Domine?
Quo vadis?
Quo vadis, Domine?
Quo vadis?
 
Powiedz, co ci mówił? – Spytał mnie: „Dlaczego?"
Powiedz, co ci mówił? – Już nie mówił nic. 
Powiedz, co ci mówił? – Tylko to „Dlaczego?" 
I już więcej nic.
 
Czy poszedłeś za Nim? - Szedłem do kościoła! 
Czy poszedłeś za Nim? - Miał we włosach piach!
 Czy poszedłeś za Nim? - Ludzie dokoła!
Ja?

Czy chciałbyś Go spotkać?


maja 29, 2024

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

Homilia na Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa

Ukochani Bracia i Siostry!

W bardzo tajemniczy sposób prowadził Jezus uczniów do miejsca, gdzie pragnął spożyć z nimi Ostatnią Wieczerzę. Dostali polecenie, by pójść do miasta, tam spotkać ich miał nieznajomy człowiek niosący dzban z wodą. Apostołowie mieli za nim podążyć i w ten sposób odnaleźć dom, gdzie będzie na nich czekała gotowa i usłana sala. Wszystko to dokonało się bez zadawania żadnych pytań, dodatkowych wyjaśnień, jakby w jakiejś konspiracji. Uczniowie Chrystusa nauczyli się już, że On wszystko wiedział i potrafił przewidywać. Przepowiedział przecież Piotrowi, że złowi rybkę z pieniążkiem w pyszczku. Wiedział, gdzie zarzucić sieć, by wyciągnąć mnóstwo ryb. I teraz też to, co zapowiedział, dokładnie się sprawdziło. A wszystko to działo się w ostatnich godzinach przed pojmaniem Jezusa. I patrząc po ludzku niezrozumiałe wydaje się, że tuż przed atakiem sił ciemności, Zbawiciel nie dał Apostołom żadnych wskazówek, gdzie mają uciekać, jak się ukryć, jak przetrwać te zatrważające chwile Golgoty. On tylko dał im chleb i powiedział: „To jest Ciało moje". Podał im kielich z winem mówiąc: „To jest Krew moja". On im dał, dał nam wszystkim na wieki swoją niepojętą obecność. Dał coś, co stanowi serce Kościoła, jego największy skarb. I zostawił to w kawałku chleba, w kielichu wina. Jak odkryć ten dar? Jak się nim nasycić? Jak go przyjąć? Wydaje się, że Jezus, aby po- zostać z nami wybrał materię chleba i wina, a więc czegoś tak powszedniego i prostego, między innymi po to, by jak o skałę roztrzaskały się wszelkie pokusy pełnego zrozumienia, intelektualnego zapanowania nad tym darem. Ludzie nieznający chrześcijaństwa pytają niekiedy: To jest największy skarb Kościoła? Taki mały, cieniutki chlebek? Żeby to był jakiś migocący klejnot, drżąca skała, tajemnicza roślina. A czy ten chleb uzdrawia? Usuwa cierpienie? Wprowadza w stan ekstazy? Nie? To po co on jest? Po co Bóg chrześcijan im go zostawił? My znamy odpowiedź. Zostawił nam po to, byśmy pokonali śmierć i żyli w pełni. 

Św. Tomasz, wielbiąc dar Eucharystii napisał: „Zbliżam się w pokorze i niskości mej". Tylko tak można przyjąć Bóstwo ukryte w chlebie i winie. Nie jest to proste dla współczesnego człowieka. On ciągle pyta: a do czego mi się to przyda? Na czym to w istocie polega? A jak czegoś nie rozumie, jak coś nie jest zgodne z jego przekonaniami, to uznaje to za zbędne. Uczestniczyłem ostatnio w spotkaniu z młodzieżą gimnazjalną. Stawiali mi pytania. W przeważającej większości dotyczące homoseksualizmu, prezerwatyw i AIDS. Domagali się, żeby Kościół zgadzał się na to, co ludzie uważają za swoje szczęście. Tak podpowiadał im ich rozum. Tak to widzieli i tego się domagali. Współczesny człowiek ma dla Kościoła i dla Boga gotowe scenariusze. I sprawdza tylko, czy Boże przesłanie się do nich dopasowuje. Chce wiedzieć: co? jak? dlaczego? Pan Bóg zostawił nam treść objawienia, a w nim odpowiedzi na wiele pytań. Ale nie wiedza jest istotą chrześcijaństwa, ale miłość. Agnieszka Osiecka napisała w jednej ze swoich piosenek: „Bo taki, co kochać nie umie, przegra, choć wszystko rozumie". Dziś ludzie mają coraz większe kłopoty z miłością. Wokół nas króluje kult wiedzy. Wszystko trzeba zobaczyć, zrozumieć, podejrzeć. Małżonkowie często się nie kochają, ale wzajemnie analizują. A potem punktują. Cios za cios. „Teraz już wiem jaki jesteś. Teraz już ciebie rozgryzłam". „A taki, co kochać nie umie, przegra, choć wszystko rozumie". I tak władczo wychowany człowiek, kiedy spojrzy na Eucharystię, to zazwyczaj doświadczy pustki, bo ani widokiem tego chleba zmysłów nakarmić nie można, ani rozum zbyt wiele nie ma tu do roboty. Chrystus powiedział: „Bierzcie i jedzcie", a nie bierzcie i rozumcie. Ktoś dociekliwy zapyta: to co mamy robić, siedząc przed Najświętszym Sakramentem? Przytoczę świadectwo pewnego człowieka: Od lat nudziłem się przed wystawioną Hostią. Jak przystało na gorliwego katolika robiłem pobożne miny, ale w środku cierpiałem wręcz zmuszając się do klęczenia. Próbowałem oczywiście jakoś się modlić. Kierowałem do Boga wielkie słowa, przyzywałem Go wzniosłymi tytułami, mówiłem Mu o moim życiu, podsuwałem prośby do spełnienia. Ale wszystko to było sztuczne, drętwe i wymuszone. Aż kiedyś wyrwało mi się na adoracji jedno słowo: „jesteś. Jesteś. Ty Boże jesteś. Tu jesteś. Teraz jesteś. Jesteś... jesteś... jesteś..." I coś we mnie ożyło. Pomyślałem, że to nie ważne, jakim tytułem zwrócę się do Niego. Wszystkie tytuły są śmiesznie małe. To nie ważne, co Mu opowiem i o co Go poproszę. Przecież On i tak wszystko wie. Ale ważne jest - to niesamowite i porażające - że On jest! A jak On jest, to już jest wszystko dobrze. Chyba po raz pierwszy w życiu ożyłem przed białą Hostią. To jedno słowo - jesteś - stało się moją modlitwą. Na pewno w odkryciu tego duchowego aktu pomogło mi to, że jestem już dojrzałym człowiekiem i moją zadufaną w sobie ludzką mądrość bezlitośnie zweryfikowało życie. Spokorniałem. Przestałem targować się z Bogiem, handlować z Nim, przekonywać nieustannie samego siebie, że ja zawsze mam rację. Doświadczając swego zagubienia zaczynałem coraz bardziej się cieszyć, że On na szczęście „jest" i nie może Go nie być. I wtedy dopiero odkryłem Eucharystię. 

Święty Tomasz swoim hymnie pisał: „Pod zasłoną teraz, Jezu,  widzę Cię". To jest wyznanie człowieka, który do Hostii zbliża się w pokorze i niskości. Wszyscy pamiętamy ten radosny okrzyk Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom". Bo prości ludzie widzą. Nawet, kiedy są niewidomi. Ks. Prof. Waldemar Chrostowski opowiadał o tym, jak był przewodnikiem grupy osób niewidomych po Ziemi Świętej. Z wiadomych powodów on sam i opiekunowie musieli niepełnosprawnym pielgrzymom nieustannie wszystko po drodze opowiadać: gdzie teraz są, którędy przejeżdża autokar. Kiedy pielgrzymka powróciła już do Warszawy, ksiądz profesor usłyszał na lotnisku rozmowę jednej niewidomej pani z oczekującą ją rodziną. I jak tam było? - pytali jej bliscy. Na to ona odpowiedziała: Było wspaniale! Czegoż to ja nie widziałam! Ileż się naoglądałam! A co ci się najbardziej podobało? Najbardziej to Galilea. Jaka zielona! Jaka nieprawdopodobnie zielona! Bóg jest Panem ludzkiego widzenia. On pokornym szeroko otwiera oczy, pysznym dostrzec wielu rzeczy nie pozwala. Warto o tym pamiętać, kiedy nudzimy się może przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Zdarza mi się niekiedy, że na zakończenie rozmowy duchowej mój rozmówca pyta: to co ja mam teraz, proszę księdza, zrobić? Na pierwszy rzut oka pytanie to jest bardzo pożyteczne i pozytywnie charakteryzuje postawę tej osoby. Sugeruje jej gotowość do podjęcia konkretnych zadań. Ale takie podejście do sprawy może też być niebezpieczne, bo zdradza niekiedy pragnienie pełnej kontroli nad swoim życiem duchowym. Co masz robić? Godzić się na to, że nie wszystko rozumiesz, trwać, mimo, że sprawy nie idą po twojej myśli i ufać, że Boża Opatrzność wszystko prowadzi. Uczniowie podążający za mężczyzną niosącym dzban z wodą zmierzali na pierwszą Mszę św. w dziejach świata, ale wtedy jeszcze nie mieli o tym najmniejszego pojęcia.

Anioł Ślązak, śląski poeta religijny doby baroku, napisał kiedyś: „Bóg to jest blask przejasny i też nicość ciemna, co jej stworzenie żadne światłem swym nie sięga". Jak to możliwe, że Bóg to jest i blask i jednocześnie nicość ciemna? Autor tego sformułowania nie pisze tu o istocie Boga. Pisze o doświadczeniach mistyków ze spotkania ze Stwórcą. On jawi się im w pewnym sensie jednocześnie jako ciemność, bo przed Nim gasną wszystkie ich ludzkie światła mądrości, a jednocześnie jako niepojęte, nadprzyrodzone światło. Nie jest bowiem tak, że w naszym życiu religijnym wiemy dużo, pоtem więcej, jeszcze więcej i nagle wznosimy się na szczyt poznania Boga. To raczej jest podobne do wspinaczki w czasie, której rzeczywiście widzimy więcej i więcej, czujemy duchowy i moralny wzrost i kiedy mamy postawić już stopę na samym szczycie, wierzchołek góry zapada się i nagle tracimy wszystko, co wydawało się nam, że zdobyliśmy. I wtedy jesteśmy pogrążeni i w ciemności i jednocześnie. Eucharystia jest takim szczytem. Odkrywają ją ci, którzy 
w jasności pozwalają się prowadzić Bogu, jak Apostołowie dali się zaprowadzić do wieczernika. Niewiele z tych poleceń Jezusa rozumieli, ale ufali i szli. To jest droga do tajemnicy Najświętszego Sakramentu.

 Święty Paweł, apostoł, pisał, że ze względu na Chrystusa wszystko uznaje za stratę. Dlatego Eucharystię uczynił jednym z najbardziej centralnych punktów swego życia i nauczania. Czytając wnikliwie Dzieje Apostolskie zauważyć możemy bardzo ciekawą rzecz. Otóż w opisie pierwszej wizyty nawróconego Pawła w Jerozolimie, nie pada ani jedna wzmianka, by Apostoł Narodów zainteresowany był szukaniem jakichś materialnych pamiątek po Chrystusie. Mam tu na myśli choćby nawiedzanie miejsc związanych z osobą Zbawiciela. Dzieje Apostolskie nic nie mówią, by odwiedził on Nazaret, Betlejem czy choćby poszedł do Wieczernika czy na Golgotę. Dlaczego? Bo Paweł nieustannie przebywał w obecności Zmartwychwstałego, Żywego Chrystusa. Odkrywał Go w łamaniu Chleba. Chrystus Eucharystyczny dawał mu nieprawdopodobną siłę ducha i męstwo. Paweł zaufał Mu do końca.

Kończąc swoje dzisiejsze rozważanie chciałbym jeszcze raz odwołać się do wydarzeń opisanych w dzisiejszej Ewangelii i przenieść je jakoś w rzeczywistość dnia dzisiejszego. Drogi bracie, droga siostro. I ty idź dziś, w Uroczystość Bożego Ciała, do miasta, miasteczka, swojej wsi. Tam spotkasz człowieka niosącego w monstrancji biały chleb. Nie pytaj, nie roztrząsaj, nie analizuj. Idź za nim. Od ołtarza do ołtarza i przy każdym z nich ofiaruj się wraz z Chrystusem Ojcu Niebieskiemu. To jest bardzo tajemnicza droga, ale podążaj nią w swoim sercu a wejdziesz w świat, w którym znajdziesz swój duchowy dom. Duży, usłany i przygotowany dla Ciebie. Tam będziesz spożywał ucztę życia wiecznego. Tam będziesz sercem śpiewał Bogu hymn dziękczynienia.



maja 18, 2024

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (B) - „Niech zstąpi Duch Twój!"

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (B) - „Niech zstąpi Duch Twój!"

Bracia i Siostry!

Radość wypełniła serca Apostołów. Oto Zmartwychwstały Pan staje pośród nich. Ten, który był umarły, żyje. Wszedł w ich smutek i zamknięcie. Tchnął swego Ducha. Oto serce człowieka wypełnione zostało niezwykłą mocą.

Moc Ducha Jezusowego wzywa do działania. ,,Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane" (J 20,23). Oto dokonało się nowe stworzenie. Człowiek został niejako stworzony na nowo.

Jak to się dzieje, że dzisiaj po XX wiekach od tamtego wydarzenia ludzie się wstydzą wyznawania swojej wiary. Wydaje się, że zostaliśmy jakoś niedobrze przekonani do tego, że religia jest sprawą osobistą. Daliśmy się zamknąć w kruchcie. Przecież o to właśnie chodziło przeciwnikom Kościoła. Przyjmujemy mimo woli argumenty drugiej strony. Zostaje narzucony pewien styl. Zamykamy się ze swoją wiarą, spełniamy w miarę porządnie praktyki religijne.

Tymczasem Bóg, w którego wierzymy pragnie uczestniczyć w naszym losie. Jest zaangażowany w sytuację życiową człowieka. Stał się Człowiekiem, abyśmy naprawdę uwierzyli, że jest obecny w centrum naszego życia. Nie jest Bogiem na marginesie życia. Jest Bogiem jedynym.

Posyła swego Ducha, którym wypełnia serca swych uczniów. Oni zaś stają się żywym znakiem Jego obecności. Jan Apostoł powie: „o tym świadczymy czego dotykały nasze ręce i na co patrzyły nasze oczy". Ta fascynacja Chrystusem sprawiła, że w mocy Jego Ducha porwali cały ówczesny świat. Przez ich słowa i czyny Bóg staje się obecny w życiu ludzi.

Ogniem swej miłości wypala grzech - największe zło i nieszczęście człowieka. Człowiek na nowo staje się wolnym. Wyzwolony z mocy grzechu. Odzyskuje utraconą godność dziecka Bożego.

Siła tego ognia jest tak potężna, że człowiek nią wypełniony nie może pozostawać w zamknięciu, na marginesie, w kruchcie. Oni poszli i głosili Dobrą Nowinę wszystkim ludziom, aż po krańce świata.

My uczestnicy tego wydarzenia - w dzisiejszą Uroczystość Zesłania Ducha Świętego - zgromadzeni tu w kościele stajemy wobec tego samego Ducha, Ducha miłości, który pragnie nas napełnić. Stawiamy sobie pytanie, czy jest możliwe doświadczyć w naszym życiu mocy Jego działania? W naszym skomplikowanym i trudnym świecie rodzinnym, małżeńskim, sąsiedzkim i narodowym. Jako ludzie wierzący pytamy się na ile w tym wszystkim jest obecny Bóg, w którego wierzymy? Na ile jego Duch przenika nas samych i świat, w którym żyjemy?

Że jest to możliwe mogliśmy się przekonać namacalnie, w wymiarze narodowym podczas I pielgrzymki Ojca Św. do naszej Ojczyzny. Poczuliśmy, że coś się zmienia w nas i w Polsce. Wstaliśmy z kolan i poczuliśmy własną godność i moc, która wypełniła nasze serca.

Przypomniał nam wtedy Papież modlitwę o dary Ducha Świętego. Modlił się o te dary z całą Polską. W ten sposób wskazał na społeczny wymiar tych darów.

W duchu tego dzisiejszego święta, wyjdźmy z Apostołami z zamknięcia. Rozważmy wspólnie znaczenie tych darów dla osobistego i narodowego życia.

Trwa debata i przygotowanie do jakże ważnych wyborów do Parlamentu Europejskiego i debatujemy o kształcie obecnej i przyszłej Europy oraz roli miejsca w niej naszej Ojczyzny. Jako ludzie wierzący mamy obowiązek odczytać to wszystko w świetle Ducha Świętego. Tu się decydują nasze wspólne sprawy.

Po pierwsze musimy się zastanowić, czy będzie to nasz świadomy wybór? Podjęty na podstawie swego sumienia? Czy nie ulegniemy namowom i podszeptom innych ludzi?  

A co nam mówi nasze sumienie Bracia i Siostry? Ileż trzeba mocy Ducha Świętego, nieraz odwagi i samodzielnego myślenia, by powiedzieć za św. Piotrem: „Bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi". Czy będziemy na tyle odważni, aby iść za Jego głosem? Dlaczego tak bardzo trzeba nam wołać w modlitwie o dary Ducha Świętego?

O dar mądrości, czyli umiejętność widzenia siebie i świata poprzez pryzmat odwiecznej mądrości Boga. Tę mądrość odczytujemy w historii naszego narodu.

Nasze spojrzenie w przeszłość jest niezbędne. Od tego zależy odpowiedzialny krok w przyszłość. Wspominamy kilka tygodni temu św. Wojciecha. W ostatnich dniach odbyły się w Warszawie procesje z relikwiami św. Andrzeja Boboli. Święci - milowe kamienie w historii naszego narodu. Ci święci, to świadkowie i strażnicy wartości najwyższych. Prowadzeni mocą Ducha Świętego idą odważnie i ogłaszają prawdę o zbawieniu. Wskazują człowiekowi na jego największe zagrożenie, jakim jest grzech. Jednocześnie głoszą Chrystusa, jedynego, prawdziwego Boga, który zbawia, kocha człowieka do szaleństwa krzyża. Sami stają się dla naszych praojców znakiem, że w tym szaleństwie miłości nie ma granic. Ich męczeńska śmierć stanie się najbardziej przekonującym dowodem miłości Boga do człowieka.

Z takiego dziedzictwa wyrastamy. To dziedzictwo nas zobowiązuje. Możemy się zapytać jak głosowałby św. Wojciech, św. Andrzej Bobola, czy współczesny nam bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Wsłuchajmy się w ich głos i nasze sumienia.

Dokąd może sięgać kompromis i ugoda, aby nie naruszyły uczciwości działania zgodnego z własnym sumieniem? Dla nas ludzi wierzących fundamentem niezmiennym jest odwieczna mądrość Boga. Ta Mądrość przyoblekła nasze człowieczeństwo. Punktem odniesienia będzie dla nas zawsze Jezus Chrystus, Jego Ewangelia. Źródłem mądrości każdego wierzącego człowieka jest mądrość Boga. Nie może więc głosować człowiek wierzący za Europą, której choćby jeden traktat, choćby jeden paragraf nie był w zgodzie z przykazaniami Bożymi.

Duch Święty wyprowadził Apostołów z zamknięcia. Wyszli i głosili z mocą i przekonaniem prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa. Mądrość Boża prowadzi do konkretnych czynów. Stawiamy sobie dzisiaj konkretne pytania. Kim jesteśmy jako ludzie wierzący w tym świecie, w tym kraju od 1000 lat wyznającym wiarę w Jezusa Chrystusa? Jak żyjemy na co dzień? Czy naprawdę Duch Święty przenika wszystkie wymiary naszego życia? Wszystkie wymiary?

Tak wszedł na nasze ziemie św. Wojciech. Wniósł nowy porządek. Mocą Ducha Świętego ogłosił nowe prawo, prawo Ducha Jezusowego. Nie milczał, wobec wewnętrznego przynaglenia Ducha Świętego. Wkraczanie Boskiej mądrości w ludzki porządek zawsze tworzy krzyż. Jakiekolwiek próby łagodzenia krzyża poprzez kompromisy, fałszywą tolerancję prowadzą ostatecznie do odejścia od Prawdy.

Jesteśmy w trudnym położeniu jako naród. Na skrzyżowaniu wielkich potęg. I może nam grozić pokusa szukania wkoło różnych ludzkich zabezpieczeń. Tak był kuszony Naród Wybrany, do paktowania z potężnymi sąsiadami. Zapomniał wtedy o pierwszym przykazaniu: „Jam jest Bóg jedyny".

Zwątpić w Bożą moc i panowanie - oto zasadniczy grzech człowieka wierzącego. Wtedy trzeba się układać z potężnymi tego świata. Ale za takie układy płaci się wysoką cenę rozmywania granic dobra i zła, zagłuszania swego sumienia, sprowadzania Boga i Jego prawa do roli narzędzia, którym można się posłużyć do robienia własnych interesów.

Pod pewnymi względami Polska była mądrzejsza od innych narodów. To nie przypadek, że nie było rewolucji, bratobójczych, nienawistnych walk. Mądrość Ducha zwyciężała. Modliliśmy się razem przez całe wieki w tych samych kościołach: biedni i bogaci, władcy i poddani. Człowiek nie był ogołocony ze wszystkiego, miał swoją godność.

Czy staramy się usłyszeć jak poprzez wieki zwracają się do nas praojcowie, święci naszego narodu: zachowaj i dzisiaj swoją godność Polsko!

Przypomnijmy w przededniu kolejnej wizyty wołanie św. Jana Pawła II z pierwszego pobytu w Polsce: ,,...proszę was, abyście całe to dziedzictwo, któremu na imię «Polska>> raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością...

- abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się i nie zniechęcili,
- abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy,

 - abyście mieli ufność wbrew wszelkiej swojej słabości,- abyście szukali duchowej mocy u tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało

- abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest „największa",
która się wyraziła przez krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia ani sensu proszę Was o to przez pamięć św. Wojciecha... przez pamięć św. Stanisława ... Proszę Was o to".
(Jubileusz św. Stanisława, Błonia Krakowskie, 10 czerwca 1979 r.)
 

Modlimy się o dar pobożności. Dar, który się przejawia nie tylko w pobożnym składaniu rąk do modlitwy. Jest to przede wszystkim poczucie sakralności życia - pamięć o tym, że jesteśmy Bożym stworzeniem. Wyszliśmy od Boga i do Boga wracamy. Żyć pobożnie - znaczy żyć po-Bożemu! Wszystko ma być przeniknięte obecnością Boga.

Zbliżające się wybory będą więc sprawdzianem naszej pobożności. To znaczy, czy patrzę na obecną sytuację w świetle Ducha Bożego. Mam oddać głos po-Bożemu. W pewnym sensie skrzywdzę moich braci niewierzących, gdy zagłosuję wbrew swojemu sumieniu, trochę pod ich oczekiwania. Ważna jest prawda, którą ocalimy. Ona nas wyzwala z wszelkich złudzeń i pozorów. „Prawda jest i do niej się dochodzi..." za cenę zmagań, męstwa ducha, odrzucając wszystkie przejawy - nieraz bardzo subtelnego - zniewolenia i szantażu. Stąd trzeba nam uważnie rozeznawać duchy, bo nie każdy jest z Boga, powie św. Jan. Jednym ze znaków Ducha Bożego jest cierpliwość. Wszelkie przejawy pośpiechu, zniecierpliwienia są znakiem działania złego ducha. Dlatego trzeba, abym się zastanowił, do tego wzywa mnie głos sumienia – skąd ten pośpiech? po tylu latach oczekiwania?

Tak naprawdę podstawowe prawo jako ludzie wierzący mamy zapisane w naszych sercach. Jest nim Ewangelia Jezusa Chrystusa. To jest nasz punkt odniesienia. Możemy być spokojni o dzieje naszego narodu, jeżeli trzymać się będziemy i kierować w życiu Konstytucją naszej wiary. Nie stajemy wobec potęg tego świata w roli ubogich krewnych, którzy wyciągają rękę o pomoc. Mamy wiele do ofiarowania temu światu czerpiąc z tysiącletniej tradycji naszego narodu. Narodu męczenników, świętych znanych i nieznanych z imienia. To jest nasz dar, dzięki, któremu możemy stawać wobec potęg tego świata w poczuciu własnej wartości i godności.

Wielu z nas naprawdę przejmuje się Polską. Taka troska i niepokój nie mogą być zmarnowane. Bez względu na wynik wyborów albo ocalimy to co ważne, wierność własnemu sumieniu, swoją godność i szacunek dla samych siebie, albo wszystko co ważna dla naszego Narodu i każdego z nas utracimy. Nie jest to ocena polityczna, tylko moralna.

Niezależnie od wyniku głosowania musimy się modlić i myśleć o Europie i naszym w niej miejscu godnym tradycji naszego Narodu. Trzeba nam uwierzyć, że jest to możliwe. Dlatego Bracia i Siostry wołajmy dzisiaj z całym Kościołem, nawiązując do słów Św. Jana Pawła II z pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: „Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi".

Jest bardzo ważne, abyśmy te słowa powtarzali z głęboką wiarą i przekonaniem, że wszystko jest możliwe dla tych, którzy wspólnie się modlą. Potężna i skuteczna jest modlitwa człowieka cierpiącego, który dźwiga swój krzyż w zjednoczeniu z Męką Zbawiciela.

Bracia i Siostry pracujący na roli. Błogosławiony i święty jest wasz trud i ciężka praca. Za chwilę owoc waszej pracy - chleb zostanie przemieniony mocą Ducha Świętego w Ciało Pańskie. Będziemy spożywać ten przemieniony, święty Chleb z wiarą głęboką. Pan Jezus powiedział, że wszystko jest możliwe dla tego kto wierzy. Wierzymy Panie, ale zaradź naszemu niedowiarstwu i umocnij nas swoim Duchem, aby nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe mogło się przemienić. Amen.


maja 18, 2024

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (B) - Obecność Ducha Świętego w naszym życiu!

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego (B) - Obecność Ducha Świętego w naszym życiu!


Drodzy Bracia i Siostry przeżywamy dzisiaj uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Mówi się o Duchu Świętym jako Wielkim Nieznanym. Ponad czterdzieści lat temu,  w Warszawie
na Placu Zwycięstwa, Ojciec święty Jan Paweł II w modlitewnym błaganiu wzywał Ducha Świętego, by zstąpił na Polską ziemię i odnowił jej oblicze. I mogliśmy w następnych latach doświadczać mocy Ducha Świętego. Nikt z wierzących nie miał wątpliwości, że wszystkie przemiany jakie się dokonały w Polsce i w całej Europie były i są dziełem tego Ducha, którego przyzywał nasz Wielki Rodak. Tak oto Duch Święty, Wielki Nieznany stał się widocznym przez swoje działanie tak w życiu osobistym, społecznym i narodowym.

Dzisiejsza uroczystość przypomina, że tajemnica Zesłania Ducha Świętego trwa nieustannie w każdym czasie i w każdym miejscu. Przeto wszyscy dzisiejsi uczestnicy Eucharystii podejmijmy medytację nad słowem Bożym, które przed chwilą usłyszeliśmy. W nim jest zawarta moc Ducha Świętego. Przeto prośmy, aby Duch Święty zstąpił w nasze serca i pomógł nam przyjąć dar słowa. Niech uzdolni nas byśmy życie swoje układali w świetle tego słowa.  

Słuchając dzisiejszych czytań zauważamy, że zawierają one jakby dwa opisy posłania Ducha Świętego. Pierwszy opis, zawarty jest w Ewangelii, kiedy to zmartwychwstały Jezus sam przekazuje Apostołom Ducha Świętego przez swoje tchnienie i słowa. Drugi opis zawarty jest w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich, kiedy Duch Święty sam napełnia Apostołów. W obu sytuacjach Apostołowie byli pełni lęku, schowani i zamknięci. Bali się, że ich spotka to samo, co spotkało Jezusa. Widocznie pomimo cudu Zmartwychwstania wciąż mieli niepewność, co do losu Jezusa. Potrafili się tylko zamknąć i czekać na dalszy rozwój wypadków. I nawet zmartwychwstały Jezus nie był w stanie ich z tego stanu zastraszenia i niejasności wydobyć. To zesłanie Ducha przez tchnienie Jezusa okazuje się niewystarczające wobec ich słabości. Trzeba było potężnej interwencji. Potrzeba było, aby Duch zstąpił na nich pośród znaków wichru i ognia by nimi potrząsnąć. Dopiero wtedy, napełnieni mocą Ducha potrafili wyjść z Wieczernika i przemówić.

Ta scena tak dużo mówi nam o naszej wierze. Mówimy, że w podtrzymaniu wiary potrzebne jest staranne wychowanie, przykład rodziców i całej rodziny. I jest w tym część prawdy. Mówimy, że dla podtrzymania wiary potrzebna jest edukacja religijna. I w tym też jest część prawdy. Ważne jest środowisko wiary, otoczenie społeczne i kulturowe. To wszystko stanowi jakby naczynie, w którym wiarę się przechowuje. Ale sama istota wiary, pokonanie ludzkich lęków, wyznania jej przed bliskimi, choćby przed domownikami oraz przed innymi ludźmi nie jest możliwa bez działania Ducha Świętego. Apostołom nie wystarczył cud Zmartwychwstania. Dopiero interwencja Ducha Świętego otwiera przed nimi drzwi wiary. Trzeba, żebyśmy ten moment zauważyli, bo on przed nami otwiera zrozumienie samych siebie.

Co się działo w zamkniętym Wieczerniku z Apostołami? Tak bardzo się bali, że nawet Jezus musiał do nich wchodzić przez zamknięte drzwi. Co się działo w ich umysłach i sercach przez tyle dni? Nie zostało zapisane z tego żadne słowo. Widocznie nie potrafili wymyśleć czegokolwiek wartego zapamiętania. Nie potrafili uporządkować swoich wyobrażeń o świecie po Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa.

Święty Paweł doświadczył osobiście mocy Ducha Świętego. Dzięki niej z prześladowcy Chrystusa stał się Jego gorliwym wyznawcą. W drugim czytaniu mówi wyraźnie: „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus". Dopiero Duch Święty pomógł Apostołom wypowiedzieć to wszystko, czego wcześniej byli świadkami. Nie mówili tego własną siłą. I tak jest z nami i z naszą wiarą. Nikt z nas nie jest w stanie nawet pomyśleć o własnych siłach, że Jezus jest Bogiem. Nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, że wszystko, co Jezus mówił o Bogu Ojcu jest prawdą, bez pomocy Ducha. To, że możemy tak myśleć, przeżywać i mówić świadczy o działaniu w nas Ducha Świętego. Czy tak o tym myślimy? Zwróćmy naszą uwagę, że Duch Święty nie zstąpił gdzieś osobno na Piotra, albo na Jana. Zstąpił na nich wszystkich razem. Na wspólnotę. Jest to szczególnie ważne przypomnienie, bo dzisiaj tak, jak za komuny usiłuje się sprowadzić wiarę na prywatny teren. Zaczyna nawet dochodzić do sytuacji, że przyznawanie się do wiary odbierane jest jako sprawa niepożądana. Wiara nie jest sprawą prywatną. Owszem każdy z nas ma, że się tak wyrażę - ,,swój osobisty płomyk", serce każdego z nas Duch przenika osobiście. Ale te wszystkie płomyki mówiąc obrazowo są częścią jednego ognia. Jesteśmy z jednego Ducha. Dlatego każdy podział Kościoła jest tak ciężkim grzechem. I to na każdym poziomie. Podkreślanie różnic wewnątrz polskiego Kościoła, przeciwstawianie sobie różnych wyznań a nawet szukanie tego co nas dzieli zamiast tego, co łączy zaprzecza działaniu Jedynego Ducha.

Zauważmy dalej słowa Jezusa z Ewangelii: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam". Te słowa musiały zrobić wrażenie na Apostołach, ale nie spowodowały ich natychmiastowej reakcji. Powoli dojrzewały w ich sercach. Eksplodowały dopiero po zesłaniu Ducha. Czy my przyglądamy się uważnie znakom, które otrzymujemy od Boga, a mówi nieustannie: przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie... Jak jest nasza naszej reakcja na te znaki? Ileż to razy nosimy w sobie przekonanie, że Bóg do nas przemawia, że dopomina się od nas przemiany naszego życia, przebaczenia, wyjścia naprzeciw drugiemu... I nic z tym nie robimy. Nie potrafimy w sobie znaleźć dość siły, dość motywacji, dość wiary. Nie ufamy do końca wezwaniu Bożemu. Tym bardziej nie potrafimy w sobie znaleźć odwagi, żeby o Bogu wyraźnie świadczyć. Nie czujemy się posłani. Utarło się, że od tego są ludzie specjalnie powołani. Ale ja?

Rozważając scenę Zesłania Ducha Świętego stawiajmy sobie pytanie czy jesteśmy gotowi iść za głosem Ducha Świętego, kiedy przez nas przemawia. Prośmy o odwagę przekraczania trudności w nas i wokół nas. Otwierajmy się - niech nasze chrześcijaństwo z prywatnego, zamkniętego i oczekującego stanie się promieniującym. Nikt z nas oczywiście nie może się czuć ani trochę lepszy od innych z tego powodu, że posiada dar wiary. Nie chodzi też o to, by na siłę narzucać drugiemu swoje przekonania. Ale wiara autentycznie przeżywana pozostawia w człowieku pewien ślad promieniowania. Każdy może promieniować dzięki swoim słowom i postępowaniu.

Rozważmy również słowa Jezusa wypowiedziane do Apostołów po tym, gdy tchnął na nich Ducha: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Mogą być niekiedy odebrane jak wyrok na sali sądowej. Trzeba jednak ciągle pamiętać, że zanim je Jezus wypowiedział wcześniej pokazał, że jest naszym obrońcą i orędownikiem. To są przecież słowa Tego, Który życie za nas oddał, za nasze grzechy umarł. Te słowa niosą zapowiedź wyzwolenia z naszych lęków i nieudolności? Życie chrześcijanina, który żyje wiarą na co dzień, mówi nam, że są to słowa otwierające drzwi do radości.Klucz do oczyszczania ludzkiego sumienia pozostawiony w rękach ludzkich. Jezus obdarzył swoją słabą, zalęknioną wspólnotę niezwykłym zaufaniem. To bezgraniczne zaufanie jest możliwe dzięki obecności Ducha. I wreszcie zauważmy nieprzerwaną obecność Boga, Jego stróżowanie przy człowieku. Jezus obiecywał uczniom, że nie zostawi ich samymi. I dotrzymał słowa. Kilkakrotnie podtrzymywał ich nadzieję przez namacalny, fizyczny wręcz kontakt. Widzieli Go, dotykali, jedli z Nim. To było wciąż za mało. Duch Święty zstąpił do ich serc i umysłów. Dał im zdolność przełamania lęków. Dał im zdolność poznania, czym jest nauka o miłości Boga, którą im wcześniej Jezus przekazał. Popchnął do otwarcia drzwi oddzielających ich od świata. Dał możliwość mówienia o Bożych sprawach w sposób zrozumiały.

To wszystko może powtórzyć się po wielokroć również w naszym życiu. Jest jednak pewien warunek. Żeby Duch Święty mógł zstąpić w nasze serca i umysły, musi mieć do nich dostęp. Musi być oczekiwany. Nie jesteśmy niewolnikami Boga. Możemy natomiast być jedynie przyjaciółmi. Bóg może zdziałać w naszym życiu wielkie rzeczy pod jednym warunkiem, jeżeli tego naprawdę pragniemy. Postawmy sobie pytanie: jakie są nasze najważniejsze pragnienia, na czym tak naprawdę nam zależy? Czy rzeczywiście pragniemy obecności Ducha Świętego w naszym życiu? Czy godzimy się z tym, że Jego obecność może być bardzo wymagająca? Duch bo- wiem jest ogniem, który pali i oczyszcza. To jest bolesny proces, ale jednocześnie niezbędny, jeśli chcemy żyć prawdziwie, sensownie i głęboko religijne.

On jest Miłością doskonałą, nie narzuca się i nie jest natrętny. Na jego miłość możemy odpowiedzieć miłością, wtedy na nas zstąpi. Przypatrzmy się naszej wierze czy jest w niej czas oczekiwania. Czy w naszych wyborach życiowych pozostawiamy czas na przyjście Ducha Świętego? Czy w naszych sprawach codziennych są minuty, czy choćby sekundy poświęcone Duchowi Świętemu?

Czy znamy i odmawiamy jakąkolwiek modlitwę skierowaną do Niego? Choćby jakiś krótki akt, westchnienie jak: Chwała Ojcu i Sy- nowi i Duchowi Świętemu? Czy pozwalamy Mu działać? Duch Święty przemawia często przez nas wobec innych osób również wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ale nie robi tego bez naszego przyzwolenia. Bóg bardzo szanuje naszą godność i wolność. Po przyjściu Jezusa na świat, po Jego śmierć za nas, Zesłanie Ducha Świętego jest kolejnym dowodem na to jak bardzo Bogu na nas zależy.

Bez pomocy Ducha Świętego nikt nie może powiedzieć, że Jezus jest Panem. Bez pomocy Ducha Świętego nie możemy doświadczyć, że Bóg nas kocha i że jesteśmy mu potrzebni. Bez pomocy Ducha Świętego nie możemy powiedzieć, że grzech został pokonany i światem rządzi miłość. Wobec tego wszystkiego, co się dzieje w dzisiejszym świecie, współczesny autor kieruje do Ducha Świętego naglące wołanie: „Duchu Święty zawsze byłeś i jesteś nam potrzebny jako Pocieszyciel. A teraz, gdy już weszliśmy w XXI wiek jesteś nam szczególnie potrzebny. Nasz świat jest podminowany, życie zagrożone, ziemia niebezpieczna magazyn zagłady niebo niebezpieczne groza nad głowami, powietrze niedobre i ziemia niedobra, chorób jest więcej niż lekarstw i szpitali, dzieci są niechciane, giną w łonach matek. Ty wiesz Duchu Święty, jak nam smutno jak trudno nam żyć. Przyjdź, przychodź często, o każdej porze dnia i nocy i pocieszaj nas, bo umrzemy od smutku wcześniej niż od bomby. Ratuj nas Duchu Święty!"

Za chwilę będziemy Go prosić, żeby razem z Ojcem i Synem wszedł między nas i pozostał z nami. Otwórzmy się na Jego obecność. Obyśmy naszą, otwartą oczekującą postawę powiedzieli swoje „tak" na Jego przyjście. Amen.



maja 11, 2024

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego (B) - Będziecie moimi świadkami.

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego (B) - Będziecie moimi świadkami.


Ta wspaniała uroczystość, którą dziś przeżywamy, otwiera nasze oczy, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. W Jezusie Chrystusie Bóg dokonał wielkiego dzieła, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy. To nas, ludzi, Bóg powołuje do życia wiecznego. To naszą ludzką naturę Bóg wywyższa w Jezusie Chrystusie. Jak wielki to dar, jak wspaniała perspektywa naszego życia. Wraz z uczniami wpatrujemy się w niebo, gdzie wstępuje Chrystusa i wierzymy, że przyjdzie po nas i razem z Nim będziemy przebywać w niebie. Zobaczmy, jak wielkim darem jest nasze życie. Jak wielka jest nasza wiara, jak ważne jest naśladować Jezusa Chrystusa, aby niebo otrzymać.

Wniebowstąpienie, to dla Apostołów był konkretny fakt, wydarzenie, które całkowicie zmieniło ich życie. Wiara ich nie rodziła się jak teoria, czy ideologia, czy światopogląd, który poznaje się intelektualnie. Ich wiara rodziła się z wydarzeń, z doświadczenia w którym uczestniczyli. Najpierw przez czterdzieści dni spotykali Zmartwychwstałego. Chrystus przełamywał ich zwątpienie, strach, zamknięcie „z obawy przed Żydami". Dotykali Jego ran, zasiadali z Nim do stołu. I przekonali się, że Chrystus naprawdę zmartwychwstał i żyje. Teraz widzą Jego Wniebowstąpienie, wpatrują się w niebo. Pamiętają jednak Jego obietnicę „Duch Święty zstąpi na was. Otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii i aż po krańce ziemi". Dlaczego więc stoicie i wpatrujecie się w niebo? Jezus przyjdzie do was, tak samo jak widzicie wstępującego do nieba.

To słowo jest wezwaniem, jest zachętą do działania, do głoszenia Ewangelii aż po krańce ziemi. W wieczerniku modlili się jeszcze o Ducha Świętego i gdy zstąpił na nich natychmiast poszli na cały świat głosić Ewangelię. Nie bali się świata, bo wiedzieli, że niosą światu zbawienie, przebaczenie grzechów i nowe życie w Jezusie Chrystusie. Wszyscy byli tego świadkami. Czyż Chrystus nie przebaczył im ich niewierności? Czyż nie przebaczył ich zdrady? Czyż nie doświadczyli, że do nich wylękłych, zrezygnowanych, zawiedzionych - myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela - przyszedł z przebaczeniem i miłością?

A święty Paweł, który dzisiaj mówi „Bóg wskrzesił Chrystusa z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką zwierzchnością i władzą, i mocą, i panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym". Do Chrystusa należy panowanie nad światem i zwycięstwo nad grzechem i śmiercią. Kim był Paweł przed poznaniem Chrystusa? Był człowiekiem wykształconym, uczonym w Piśmie, gorliwym. Prześladował chrześcijan powodowany miłością do swojej religii, więził i zabijał nawet kobiety i dzieci, żeby tępić tę nową religię. Aż poznał Jezusa Chrystusa! I wszystko uznał za śmieci, to kim był, co wiedział. Wszystko uznał za śmieci wobec faktu poznania Jezusa Chrystusa. Mówił: „Dla mnie żyć to Chrystus. Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii!" Wyraził to jeszcze mocniej, gdy nazwał siebie poronionym płodem, nie mającym szans na życie, a żyje tylko dzięki łasce Jezusa Chrystusa.

To doświadczenie nieśli Apostołowie wiedząc, że nie dano człowiekowi pod słońcem zbawienia w żadnym, innym imieniu, jak tylko w Imieniu Jezusa. I dlatego też czytamy dziś, że „Bóg wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób".

Jesteśmy Jego Ciałem, Jego Kościołem, On jest naszą Głową. Co to znaczy? To znaczy, że mamy być zjednoczeni z Nim, przez żywą wiarę, przez modlitwę, przez życie Jego Słowem, przez spożywanie Jego Ciała i Krwi, przez pełnienie Jego woli... Czyli mamy być z Nim zjednoczeni jak najgłębiej, na wszelki możliwy sposób, jaki Chrystus określa w Ewangelii, choćby na przykładzie winnego krzewu, gdy mówi „trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę" Oczekiwać na Jego przyjście, to pielęgnować jak najgłębszą więź i jedność z Jezusem Chrystusem. To również nosić w sobie to samo doświadczenie, ten sam żar w swoim sercu, aby głosić Chrystusa odważnie wszystkim. ,,Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata".

To jest misja Kościoła! To jest misja nas wszystkich! Czy tak rozumiemy swoje miejsce w Kościele? Ten czas od Wniebowstąpienia aż do powtórnego przyjścia Chrystusa?

Jak to czynić? Tak jak Apostołowie, odważnie, bez lęku, aż do oddania życia! Mając doświadczenie miłości Chrystusa wiemy, że dla każdego człowieka mamy wspaniałą propozycję poznania Chrystusa i doświadczenia Jego mocy. To Chrystus może umacniać rodzinną, małżeńską miłość. To On daje odwagę przyjąć kolejne dziecko. To Chrystus może wyrwać człowieka z każdego nałogu. To On ukaże piękno narzeczeńskiej miłości i da siłę do walki z pożądliwością. To Chrystus jest pociechą i mocą w cierpieniu. To On nawet w godzinie śmierci obdarzy pokojem i nadzieją nowego życia. W Nim jest spełnienie każdego pragnienia ludzkiego serca, każdego wyobrażenia o szczęściu. Jeżeli mamy takie doświadczenie i takie przekonanie, będziemy odważnie głosić Ewangelię każdemu.

A Chrystus zapewnia, że jest z tymi, którzy w Jego Imię głoszą przebaczenie grzechów i nadzieję nowego życia „aż do skończenia świata". To było mocą pierwotnego Kościoła i to jest mocą Kościoła dziś. Czy widzimy współczesny świat, jak bardzo potrzebuje Chrystusa? Czy zdajemy sobie sprawę, jak poważna jest nasza misja? I nie trzeba szukać daleko terenów misyjnych. Misja jest tu, gdzie żyjesz na co dzień, w twoim domu, w miejscu pracy, wszędzie, gdzie idziesz każdego dnia. Duch Święty chce nas napełnić odwagą i mocą Dzisiaj często przyjęło się uważać, że wiara jest czymś prywatnym, nie można jej nikomu narzucać. Nic bardziej mylnego! Czy mając skarb, nie chcesz się nim podzielić z innymi? Czy doświadczając miłości i ocalenia ze strony Chrystusa, nie chcesz, by inni poznali Jego Miłość i Moc? Czy nie chcesz uchronić od piekła już tu i w przyszłości tych, których znasz i za których odpowiadasz? Czy jest ci to obojętne, gdy siostra lub brat giną?

„Głoś Ewangelię w porę i nie w porę", bo „biada mi gdybym Ewangelii nie głosił". „Nie bójcie się też tych, którzy mogą zabić ciało, bójcie się tych, którzy duszę mogą zatracić w piekle". Taka jest wymowa dzisiejszego święta. Słyszymy głos aniołów skierowany do Apostołów: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzicie Go wstępującego do nieba". Jak przeżyć ten czas do Jego przyjścia? „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

Oby Duch Święty, którego zstąpienie wkrótce przeżywać będziemy, rozpalił w nas ten ogień i pragnienie, by wszyscy poznali Chrystusa. Życie jest krótkie, ale nasza ojczyzna nie jest tu. Jest ona tam, gdzie zasiada Chrystus po prawicy Ojca. Amen.




maja 02, 2024

Uroczystość NMP Królowej Polski - Wierne trwanie z Maryją

Uroczystość NMP Królowej Polski - Wierne trwanie z Maryją
Niegdyś Cię Mario, w świętej Częstochowie, 
O lud swój polscy błagali królowie, 
Niegdyś Cię Polska, jeszcze wielka, cała, 
Królową swoją przed zgonem obrała. 
Naród ten niegdyś służył Ci orężno, 
Bój Chrystusowy tocząc z poganami – 
Królowo Polski i Litewska Księżno, 
Zmiłuj się nad nami!

Tak wołał w XIX wieku poeta Zygmunt Krasiński. Maryja weszła w naszą narodową egzystencję jako Theotokos (Bogurodzica), a więc bez królewskich insygniów. To Jej władza nad umysłami i sercami Polaków od początku była bezsporna. Nieprzypadkowo najstarszy zabytek polskiej poezji - Bogurodzica - stał się hymnem polskiego rycerstwa.

Kościół w Polsce obchodzi 3 maja Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, głównej Patronki Kościoła i Ojczyzny. Po obronie Jasnej Góry przed Szwedami król Jan Kazimierz nadał Jej oficjalny tytuł Królowej Polski, dziękując za odzyskaną wolność i wielowiekową obecność w życiu naszego narodu. Tytułu Królowa Polski użył po raz pierwszy papież Pius X w 1904 roku, przemawiając do polskich pielgrzymów w czasie, gdy Polski nie było na mapie świata. W roku 1924 papież Pius XI ustanowił święto Matki Bożej Królowej Polski na 3 maja i zatwierdził specjalny formularz mszalny.

Królowanie Maryi przejawia się zarówno w słowie, w poezji, w obrazach, rzeźbach i w sztuce. Jej liczne wizerunki stają się nie tylko odbiciem przebywającej gdzieś w zaświatach, abstrakcyjnie pojmowanej postaci, ale nabierają realnych, ziemskich cech. Nie czci się już jakiejś ogólnej Matki Bożej, lecz Matkę Bożą z Jasnej Góry, z Gidel, z Kodnia, z Lubaczowa, Ludźmierza... Pisząc o tej wielości wizerunków, bł. kard. Stefan Wyszyński podkreślał wyraźnie: „Właściwie jest jedna Matka rodzaju ludzkiego, która tylko mieszka w różnych miejscach. Jest jedna Matka, ale ma rozmaite dzieci ma niemowlęta i przedszkolaki, wieśniaków i robotników, udyplomowanych i niewiedzących, ma też i tych wszystko wiedzących i wszystko rozumiejących, którym się niekiedy wydaje, że mają prawo do osądzania wszystkiego".

Na przestrzeni wieków swemu uwielbieniu Maryi dawali wyraz zarówno ludzie zwykli, jak i najwięksi nasi twórcy: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Wyspiański, Kasprowicz (...). „Nigdym ja ciebie, ludu, nie rzuciła. / Nigdym od ciebie nie odjęła lica. / Jam po dawnemu, moc twoja i siła, Bogurodzica!" tak pisała w okresie niewoli Maria Konopnicka do Polaków, aby ich pod- trzymać na duchu.

Na przestrzeni całej naszej historii zostaliśmy tak wychowani, by powierzać Maryi Królowej Polski rozmaite chwile - radości i smutki swojego życia, a zwłaszcza trudne sprawy naszej Ojczyzny. Dlatego sanktuarium na Jasnej Górze w Częstochowie stało się punktem oparcia dla życia Narodu. Stąd wyzwala się moc duchowa dotykająca serca, sprzyjająca postawie wierności wobec Boga i Kościoła.

Stajemy i my dzisiaj w naszej świątyni, by wyśpiewać Bogu Te Deum narodowej wdzięczności. W tym uroczystym dniu Maryja gromadzi Polaków pod sztandarem krzyża.

  - Ona dobrze zna ten sztandar.
  - Ona była pod krzyżem, gdy stawał się sztandarem dla świata. 
 - Ona stoi dziś pod krzyżem - sztandarem Polaków, tych którzy ślubowali wierność Bogu, Kościołowi i Ewangelii.

Tak! Krzyże stoją w Polsce. Są na wieżach kościołów i kaplic.

   Krzyże stoją na skrzyżowaniach naszych dróg.
   Krzyże stoją przy szosach w miejscach wypadków.
   Krzyże stoją na miejscach bitew.
   Krzyże stoją w zagrodach chłopskich.
   Krzyże także wiszą w domach, w klasach szkolnych, biurach pracy.

Pod tym sztandarem Polacy czuli się zawsze wolni. W czasach zniewolenia wyrzucano krzyże. W czasach zniewolenia nawet ze świątyń ściągano krzyże. Dzień 3 Maja należy do Królowej Polski, a Ona prowadzi nas pod sztandar krzyża. To przecież sztandar wolności. To sztandar wolności narodowej. Kto idzie pod tym sztandarem, ten nikomu nie odbiera niepodległości.

- Pod tym sztandarem nie ma obozów koncentracyjnych. 
 - Pod tym sztandarem nie ma niewoli kłamstwa, manipulacji.
- Pod tym sztandarem nie ma pogromów i mordów narodowościowych.


W dniu dzisiejszym pod tym sztandarem Królowa Polski wiedzie Polaków i jednoczy w jedną rodzinę, bo jest Matką. Przypomina - „braćmi jesteście. Jesteście synami jednego Ojca, który jest w niebie. Jesteście odkupieni krwią Chrystusową. Pod tym sztandarem jesteście Chrystusowi" (bp K. Ryczan).

Ponad dwa wieki temu, 3 maja 1791 roku nasi przodkowie, którym zawdzięczamy dzieło „Konstytucji", przynieśli owoc swych prac nad naprawą Rzeczypospolitej do warszawskiej katedry św. Jana. W ten sposób dali wyraz przeświadczeniu, że „Konstytucja", czyli ustawa zasadnicza (Ustawa rządowa) jako dzieło ludzkie winna być odniesiona do Boga. On jest najwyższą Prawdą i Sprawiedliwością. Trzeba, aby prawo ustanowione przez człowieka, przez ludzki autorytet ustawodawczy, odzwierciedlało w sobie odwieczną Prawdę i odwieczną Sprawiedliwość, których źródłem jest sam Bóg. Konstytucja Majowa zdumiewa dojrzałością zawartej w nim prawdy i mądrości. Przemawia w niej dusza narodu a raczej wielu narodów, które w tamtym czasie stanowiły wraz z Polakami ówczesną Rzeczpospolitą. Słychać w niej głos narodu, który czuje zagrożenia pochodzące nie tylko od zewnątrz, ale także z wnętrza własnych poczynań i działań.

Światło Ewangelii Jezusa Chrystusa otworzyło oczy króla oraz twórców Konstytucji 3 Maja na pokorne, biedne, bezbronne i bez- radne warstwy społeczeństwa polskiego. Zapomnienie o biednych, bezbronnych i bezradnych jest zawsze przyczyną zagrożeń dla bezpieczeństwa i ładu w Ojczyźnie. Nie wystarczy prowadzić wojen z dala od własnego ojczystego domu, by strzec jego bezpieczeństwa. Trzeba także uczynić wszystko, aby życie każdego człowieka, w tym człowieka biednego, bezbronnego i bezradnego, było uznane, szanowane i we właściwy sposób zabezpieczone. Paradoksalnym w pewnym sensie wydaje się fakt, że polscy żołnierze poświęcają swoje zdrowie i życie w obronie podstawowych praw człowieka poza granicami kraju, podczas gdy w Ojczyźnie ich żołnierski status, a także ich rodzin, nie są dostatecznie zabezpieczone stosownymi gwarancjami prawnymi i ekonomicznymi.

Znamienne słowa powiedział sekretarz Kongregacji Nauki Wiary w 2008r. abp Angelo Amato: „Oprócz odrażającego terroryzmu kamikadze jest jeszcze tak zwany terroryzm o ludzkiej twarzy. (...) Ma on miejsce wtedy, gdy „aborcja nazywana jest dobrowolnym usunięciem ciąży, a nie zabiciem bezbronnej istoty ludzkiej, lub kiedy eutanazję określa się delikatniej jako śmierć z godnością. (...) Dzisiaj zło nie jest tylko działaniem jednostek lub łatwych do zidentyfikowania grup, ale pochodzi także z ciemnych centrali, z laboratoriów fałszywych opinii, anonimowych sił, które atakują nasze umysły nieprawdziwymi wiadomościami, uznając za śmieszne i wsteczne zachowanie zgodne z Ewangelią".

„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego niewiasty i uczeń. Przyszli oni dobrowolnie. Święty Jan przyszedł, bo chciał być przy swoim Mistrzu do końca!. Mógł się bać, ale przyszedł dobrowolnie. Nie został przymuszony jak Szymon Cyrenejczyk. Nie znalazł się tam z obowiązku, jak żołnierze. Jan był człowiekiem wolnym i przyszedł na „rozkaz serca". Jezus powierza mu swą Matkę, która jest Matką ludzi wolnych, a nie niewolników.

Historia ukazuje nam etapy popadania naszych ojców w niewolę: w niewolę kłótni narodowych, w niewolę walki o tron polski, w niewolę rządów Sasów, prywatę, Targowicę. Nie pomogła już Konstytucja 3 Maja. Niewola wewnętrzna sprowadziła utratę niepodległości i suwerenności na prawie 150 lat.

Jezus nie powierzył Maryi niewolnikom, ale ludziom wolnym, słabym niejednokrotnie, ale wolnym. Niektórzy kreatorzy współczesnego liberalizmu głoszą zasadę, że „człowiek ma być wolny!". Ową wolność należy sobie zapewnić przez ustawy, w których większość zadecyduje, co to jest prawda i gdzie jest prawda! Twierdzą również, że to człowiek jest twórcą prawa, twórcą swojej wolności, twórcą swego szczęścia. Powinien zatem wyzwolić się od „ciemnogrodu", a wejść do „jasnogrodu", gdzie będą żyć ludzie wolni - nawet „samowolni". 

Treści tej liberalnej „wolności" wciskają się w duszę dzieci, młodzieży, starszych, całych rodzin. W objęciach tej „wolności" wyrastają niewolnicy strachu przed poczętym dzieckiem. Wrogiem teraz nie jest zły polityk, tylko dziecko. Wyrastają niewolnicy strachu przed małżeństwem jednym, nierozerwalnym. Wyrastają niewolnicy narkotyków. Wyrastają niewolnicy pieniądza i handlu za wszelką cenę. Taka wolność się opłaca, bo daje władzę. Wyrastają niewolnicy obsesji walki z Bogiem i Kościołem, walki za wszelką cenę. Niewolnicy zła nie uznają Boga, nie uznają niezmiennych zasad moralnych, nie uznają tradycji. Rodzi się współczesna targowica ducha, targowica kultury, która grzebie polskiego ducha, oddaje polską duszę we władanie często „obcej kultury".

Nie brońmy się przed dziedzictwem kultury i tradycji naszych Ojców, których etos związany był przede wszystkim z Bogiem, Kościołem, Ojczyzną i ziemią. Przecież połowa Polaków mieszkających w mieście jeździ po metryki chrztu na wieś, na święta wyjeżdża na wieś do rodziców, groby swoich rodziców i dziadków odwiedza na wioskach. Etos rolnika jednak to nie tylko ziemia i praca. Etos rolnika to przede wszystkim jego dusza, jego wiara,jego przekonania. To etos jednej twarzy. Tego uczy polska ziemia, której nie można oszukać. Trwa nadal „Bitwa o Polskę", która dzisiaj oznacza bitwę o Polskę wierną swym dziejom, zbudowaną na fundamencie wiary i chrześcijańskiej kultury.

Święty Boże!
O sprawiedliwą bijemy się rzecz:
O naszą wolną wolę, 
O naszą ziemię i morze, 
O matki krzyż na czole – 
Pobłogosław nasz miecz. 
O polskie kości na Wawelu, 
O cmentarze ojcowskie, 
Na których znak Twój świeci. 
O lata przeszłe i przyszłe, 
O nasze góry, o Wisłę, 
O nasze żony i dzieci, 
O dolę daleką i bliską, 
O prawa ludzkie i Boskie, 
O wszystko. (K. Wierzyński)

Amen.



Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger