Drodzy Bracia i Siostry przeżywamy dzisiaj uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Mówi się o Duchu Świętym jako Wielkim Nieznanym. Ponad czterdzieści lat temu, w Warszawie na Placu Zwycięstwa, Ojciec święty Jan Paweł II w modlitewnym błaganiu wzywał Ducha Świętego, by zstąpił na Polską ziemię i odnowił jej oblicze. I mogliśmy w następnych latach doświadczać mocy Ducha Świętego. Nikt z wierzących nie miał wątpliwości, że wszystkie przemiany jakie się dokonały w Polsce i w całej Europie były i są dziełem tego Ducha, którego przyzywał nasz Wielki Rodak. Tak oto Duch Święty, Wielki Nieznany stał się widocznym przez swoje działanie tak w życiu osobistym, społecznym i narodowym.
Dzisiejsza uroczystość przypomina, że tajemnica Zesłania Ducha Świętego trwa nieustannie w każdym czasie i w każdym miejscu. Przeto wszyscy dzisiejsi uczestnicy Eucharystii podejmijmy medytację nad słowem Bożym, które przed chwilą usłyszeliśmy. W nim jest zawarta moc Ducha Świętego. Przeto prośmy, aby Duch Święty zstąpił w nasze serca i pomógł nam przyjąć dar słowa. Niech uzdolni nas byśmy życie swoje układali w świetle tego słowa.
Słuchając dzisiejszych czytań zauważamy, że zawierają one jakby dwa opisy posłania Ducha Świętego. Pierwszy opis, zawarty jest w Ewangelii, kiedy to zmartwychwstały Jezus sam przekazuje Apostołom Ducha Świętego przez swoje tchnienie i słowa. Drugi opis zawarty jest w pierwszym czytaniu z Dziejów Apostolskich, kiedy Duch Święty sam napełnia Apostołów. W obu sytuacjach Apostołowie byli pełni lęku, schowani i zamknięci. Bali się, że ich spotka to samo, co spotkało Jezusa. Widocznie pomimo cudu Zmartwychwstania wciąż mieli niepewność, co do losu Jezusa. Potrafili się tylko zamknąć i czekać na dalszy rozwój wypadków. I nawet zmartwychwstały Jezus nie był w stanie ich z tego stanu zastraszenia i niejasności wydobyć. To zesłanie Ducha przez tchnienie Jezusa okazuje się niewystarczające wobec ich słabości. Trzeba było potężnej interwencji. Potrzeba było, aby Duch zstąpił na nich pośród znaków wichru i ognia by nimi potrząsnąć. Dopiero wtedy, napełnieni mocą Ducha potrafili wyjść z Wieczernika i przemówić.
Ta scena tak dużo mówi nam o naszej wierze. Mówimy, że w podtrzymaniu wiary potrzebne jest staranne wychowanie, przykład rodziców i całej rodziny. I jest w tym część prawdy. Mówimy, że dla podtrzymania wiary potrzebna jest edukacja religijna. I w tym też jest część prawdy. Ważne jest środowisko wiary, otoczenie społeczne i kulturowe. To wszystko stanowi jakby naczynie, w którym wiarę się przechowuje. Ale sama istota wiary, pokonanie ludzkich lęków, wyznania jej przed bliskimi, choćby przed domownikami oraz przed innymi ludźmi nie jest możliwa bez działania Ducha Świętego. Apostołom nie wystarczył cud Zmartwychwstania. Dopiero interwencja Ducha Świętego otwiera przed nimi drzwi wiary. Trzeba, żebyśmy ten moment zauważyli, bo on przed nami otwiera zrozumienie samych siebie.
Co się działo w zamkniętym Wieczerniku z Apostołami? Tak bardzo się bali, że nawet Jezus musiał do nich wchodzić przez zamknięte drzwi. Co się działo w ich umysłach i sercach przez tyle dni? Nie zostało zapisane z tego żadne słowo. Widocznie nie potrafili wymyśleć czegokolwiek wartego zapamiętania. Nie potrafili uporządkować swoich wyobrażeń o świecie po Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa.
Święty Paweł doświadczył osobiście mocy Ducha Świętego. Dzięki niej z prześladowcy Chrystusa stał się Jego gorliwym wyznawcą. W drugim czytaniu mówi wyraźnie: „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus". Dopiero Duch Święty pomógł Apostołom wypowiedzieć to wszystko, czego wcześniej byli świadkami. Nie mówili tego własną siłą. I tak jest z nami i z naszą wiarą. Nikt z nas nie jest w stanie nawet pomyśleć o własnych siłach, że Jezus jest Bogiem. Nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, że wszystko, co Jezus mówił o Bogu Ojcu jest prawdą, bez pomocy Ducha. To, że możemy tak myśleć, przeżywać i mówić świadczy o działaniu w nas Ducha Świętego. Czy tak o tym myślimy? Zwróćmy naszą uwagę, że Duch Święty nie zstąpił gdzieś osobno na Piotra, albo na Jana. Zstąpił na nich wszystkich razem. Na wspólnotę. Jest to szczególnie ważne przypomnienie, bo dzisiaj tak, jak za komuny usiłuje się sprowadzić wiarę na prywatny teren. Zaczyna nawet dochodzić do sytuacji, że przyznawanie się do wiary odbierane jest jako sprawa niepożądana. Wiara nie jest sprawą prywatną. Owszem każdy z nas ma, że się tak wyrażę - ,,swój osobisty płomyk", serce każdego z nas Duch przenika osobiście. Ale te wszystkie płomyki mówiąc obrazowo są częścią jednego ognia. Jesteśmy z jednego Ducha. Dlatego każdy podział Kościoła jest tak ciężkim grzechem. I to na każdym poziomie. Podkreślanie różnic wewnątrz polskiego Kościoła, przeciwstawianie sobie różnych wyznań a nawet szukanie tego co nas dzieli zamiast tego, co łączy zaprzecza działaniu Jedynego Ducha.
Zauważmy dalej słowa Jezusa z Ewangelii: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam". Te słowa musiały zrobić wrażenie na Apostołach, ale nie spowodowały ich natychmiastowej reakcji. Powoli dojrzewały w ich sercach. Eksplodowały dopiero po zesłaniu Ducha. Czy my przyglądamy się uważnie znakom, które otrzymujemy od Boga, a mówi nieustannie: przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie... Jak jest nasza naszej reakcja na te znaki? Ileż to razy nosimy w sobie przekonanie, że Bóg do nas przemawia, że dopomina się od nas przemiany naszego życia, przebaczenia, wyjścia naprzeciw drugiemu... I nic z tym nie robimy. Nie potrafimy w sobie znaleźć dość siły, dość motywacji, dość wiary. Nie ufamy do końca wezwaniu Bożemu. Tym bardziej nie potrafimy w sobie znaleźć odwagi, żeby o Bogu wyraźnie świadczyć. Nie czujemy się posłani. Utarło się, że od tego są ludzie specjalnie powołani. Ale ja?
Rozważając scenę Zesłania Ducha Świętego stawiajmy sobie pytanie czy jesteśmy gotowi iść za głosem Ducha Świętego, kiedy przez nas przemawia. Prośmy o odwagę przekraczania trudności w nas i wokół nas. Otwierajmy się - niech nasze chrześcijaństwo z prywatnego, zamkniętego i oczekującego stanie się promieniującym. Nikt z nas oczywiście nie może się czuć ani trochę lepszy od innych z tego powodu, że posiada dar wiary. Nie chodzi też o to, by na siłę narzucać drugiemu swoje przekonania. Ale wiara autentycznie przeżywana pozostawia w człowieku pewien ślad promieniowania. Każdy może promieniować dzięki swoim słowom i postępowaniu.
Rozważmy również słowa Jezusa wypowiedziane do Apostołów po tym, gdy tchnął na nich Ducha: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Mogą być niekiedy odebrane jak wyrok na sali sądowej. Trzeba jednak ciągle pamiętać, że zanim je Jezus wypowiedział wcześniej pokazał, że jest naszym obrońcą i orędownikiem. To są przecież słowa Tego, Który życie za nas oddał, za nasze grzechy umarł. Te słowa niosą zapowiedź wyzwolenia z naszych lęków i nieudolności? Życie chrześcijanina, który żyje wiarą na co dzień, mówi nam, że są to słowa otwierające drzwi do radości.Klucz do oczyszczania ludzkiego sumienia pozostawiony w rękach ludzkich. Jezus obdarzył swoją słabą, zalęknioną wspólnotę niezwykłym zaufaniem. To bezgraniczne zaufanie jest możliwe dzięki obecności Ducha. I wreszcie zauważmy nieprzerwaną obecność Boga, Jego stróżowanie przy człowieku. Jezus obiecywał uczniom, że nie zostawi ich samymi. I dotrzymał słowa. Kilkakrotnie podtrzymywał ich nadzieję przez namacalny, fizyczny wręcz kontakt. Widzieli Go, dotykali, jedli z Nim. To było wciąż za mało. Duch Święty zstąpił do ich serc i umysłów. Dał im zdolność przełamania lęków. Dał im zdolność poznania, czym jest nauka o miłości Boga, którą im wcześniej Jezus przekazał. Popchnął do otwarcia drzwi oddzielających ich od świata. Dał możliwość mówienia o Bożych sprawach w sposób zrozumiały.
To wszystko może powtórzyć się po wielokroć również w naszym życiu. Jest jednak pewien warunek. Żeby Duch Święty mógł zstąpić w nasze serca i umysły, musi mieć do nich dostęp. Musi być oczekiwany. Nie jesteśmy niewolnikami Boga. Możemy natomiast być jedynie przyjaciółmi. Bóg może zdziałać w naszym życiu wielkie rzeczy pod jednym warunkiem, jeżeli tego naprawdę pragniemy. Postawmy sobie pytanie: jakie są nasze najważniejsze pragnienia, na czym tak naprawdę nam zależy? Czy rzeczywiście pragniemy obecności Ducha Świętego w naszym życiu? Czy godzimy się z tym, że Jego obecność może być bardzo wymagająca? Duch bo- wiem jest ogniem, który pali i oczyszcza. To jest bolesny proces, ale jednocześnie niezbędny, jeśli chcemy żyć prawdziwie, sensownie i głęboko religijne.
On jest Miłością doskonałą, nie narzuca się i nie jest natrętny. Na jego miłość możemy odpowiedzieć miłością, wtedy na nas zstąpi. Przypatrzmy się naszej wierze czy jest w niej czas oczekiwania. Czy w naszych wyborach życiowych pozostawiamy czas na przyjście Ducha Świętego? Czy w naszych sprawach codziennych są minuty, czy choćby sekundy poświęcone Duchowi Świętemu?
Czy znamy i odmawiamy jakąkolwiek modlitwę skierowaną do Niego? Choćby jakiś krótki akt, westchnienie jak: Chwała Ojcu i Sy- nowi i Duchowi Świętemu? Czy pozwalamy Mu działać? Duch Święty przemawia często przez nas wobec innych osób również wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ale nie robi tego bez naszego przyzwolenia. Bóg bardzo szanuje naszą godność i wolność. Po przyjściu Jezusa na świat, po Jego śmierć za nas, Zesłanie Ducha Świętego jest kolejnym dowodem na to jak bardzo Bogu na nas zależy.
Bez pomocy Ducha Świętego nikt nie może powiedzieć, że Jezus jest Panem. Bez pomocy Ducha Świętego nie możemy doświadczyć, że Bóg nas kocha i że jesteśmy mu potrzebni. Bez pomocy Ducha Świętego nie możemy powiedzieć, że grzech został pokonany i światem rządzi miłość. Wobec tego wszystkiego, co się dzieje w dzisiejszym świecie, współczesny autor kieruje do Ducha Świętego naglące wołanie: „Duchu Święty zawsze byłeś i jesteś nam potrzebny jako Pocieszyciel. A teraz, gdy już weszliśmy w XXI wiek jesteś nam szczególnie potrzebny. Nasz świat jest podminowany, życie zagrożone, ziemia niebezpieczna magazyn zagłady niebo niebezpieczne groza nad głowami, powietrze niedobre i ziemia niedobra, chorób jest więcej niż lekarstw i szpitali, dzieci są niechciane, giną w łonach matek. Ty wiesz Duchu Święty, jak nam smutno jak trudno nam żyć. Przyjdź, przychodź często, o każdej porze dnia i nocy i pocieszaj nas, bo umrzemy od smutku wcześniej niż od bomby. Ratuj nas Duchu Święty!"
Za chwilę będziemy Go prosić, żeby razem z Ojcem i Synem wszedł między nas i pozostał z nami. Otwórzmy się na Jego obecność. Obyśmy naszą, otwartą oczekującą postawę powiedzieli swoje „tak" na Jego przyjście. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz