Kiedy
wsłuchujemy się w to, co Bóg dziś do nas mówi, narzuca się to
niezwykłe oznajmienie Jezusa: Ja jestem drogą i prawdą, i
życiem (J 14, 6).
W
czytaniach obserwujemy bardzo dużo ruchu. Tylko w samej Ewangelii
mamy kilkanaście czasowników dotyczących przemieszczania się.
Jesteśmy więc jakby na współczesnej autostradzie, na której
bardzo wiele się dzieje. I to jest właśnie doskonałym komentarzem
do tego, co w naszym spotkaniu z
Bogiem jest podstawowe, pierwotne i wyraża się w owym słowie – droga.
Bogiem jest podstawowe, pierwotne i wyraża się w owym słowie – droga.
Ta
droga jest niezwykła, jest cudowna, bo tą drogą jest najpierw sam
Jezus. On jako Syn przychodzi od Ojca z nieba do nas i całe Jego
ziemskie życie jest jedną wielką wędrówką. W życiu publicznym
wielokrotnie przemierza ścieżki Galilei, Samarii i Judei.
Moglibyśmy nawet pytać: czy ten Jego ruch nie jest chaotyczny? Ale
zauważmy, że On za każdym razem ma swój cel, który realizuje. I
w dzisiejszej Ewangelii, co tak pięknie opisuje św. Łukasz,
dokonało się wielkie wydarzenie w życiu dziesięciu trędowatych,
kiedy Jezus: zmierzając do Jerozolimy przechodził przez
pogranicze Samarii i Galilei (Łk 17, 11).
Chrystus
nieustannie wychodzi nam naprzeciw. On robi wszystko, aby być
zauważonym. To dotyczy nie tylko tego zdarzenia, o którym dzisiaj
czytamy, ale całego świata i jego historii, a co najważniejsze –
także nas. W tym momencie Jezus przechodzi przez nasze pogranicze,
bo my jesteśmy cały czas na pograniczu Jego i naszego świata, w
którym jesteśmy zanurzeni. On ciągle daje nam okazję, by się z
Nim spotkać, właśnie dlatego, że jest drogą, i wzywa do wejścia
na nią. Nie można być chrześcijaninem, jeżeli się nie jest
drogą i jeśli się nie odpowiada na wychodzenie Chrystusa ku nam.
Bardzo
często jest tak, że chrześcijanin w ogóle nic o tym nie wie, bo
ani się nad tym nie zastanawia, ani go to nie interesuje. Wystarcza
mu obraz Jezusa z dzieciństwa. Nie zdaje sobie sprawy, że Chrystus
oczekuje więzi, kontaktu i rozmowy właśnie z nim. Dlatego bardzo
pragnie, aby każdy człowiek się do Niego zbliżył i Nim
zainteresował; chce, by Go pytano kim, jest, jakich zmian się
spodziewa w życiu pytającego, jak widzi cel jego istnienia?
Chrześcijanin
jest człowiekiem, który tym żyje. I musi wychodzić na spotkanie
nadchodzącemu Jezusowi, bo jest bardzo zafascynowany Wędrowcem,
który do niego przychodzi i nieustannie pragnie odnawiać w nim
obraz i podobieństwo Boże. Jeśli jesteśmy tutaj, to znaczy, że
przebyliśmy przynajmniej ten podstawowy odcinek drogi, że wyszliśmy
z domów i zawędrowaliśmy do świątyni. Ale to jest dopiero
początek.
Jeżeli
będziemy posłuszni temu rzeczywistemu wymiarowi drogi, to w naszym
życiu pojawi się drugi bardzo ważny element – usłyszymy prawdę
Bożą, usłyszymy słowo, jakie Bóg do nas mówi. I to słowo,
które jak napisał św. Paweł: nie uległo skrępowaniu (2
Tm 2, 9), naprawdę do nas dotrze.
To
słowo dotarło do dziesięciu trędowatych i do wodza syryjskiego,
Naamana, który też był chory na trąd. Oni je usłyszeli.
Dziesięciu trędowatych usłyszało bezpośrednio od Chrystusa:
Idźcie, pokażcie się kapłanom! (Łk 17, 14). Naaman
najpierw usłyszał od swojej niewolnicy, że w Izraelu jest prorok,
który leczy. Wybrał się więc w drogę. A potem zanurzył się
siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, (...) i
został oczyszczony (2 Krl 5, 14). Jezus, który jest drogą,
nieustannie wychodzi nam na spotkanie. On cały czas przechodzi obok
naszego życia, bo nie chce w nie wchodzić bez naszej zgody, ale
pragnie być zauważonym i dostrzeżonym. Kiedy człowiek objawi
swoje najżywsze zainteresowanie Chrystusem, może usłyszeć słowo,
które ma zawsze decydujący wpływ na jego życie, bo dotyka tego,
co w nim domaga się uzdrowienia.
Trędowaci
cierpieli na nieuleczalną chorobę nieuchronnie prowadzącą do
śmierci. A za życia towarzyszyła im śmierć społeczna. Byli
odsunięci na margines społeczności. Nie wolno im było zbliżać
się do zdrowych, dlatego stali z daleka i wołali do Jezusa, który
potem dokonał tak błogosławionej przemiany w ich życiu. A
wszystko dzięki słowu, jakie wypowiedział.
Chrystus,
który jest drogą, pobudza nas, abyśmy wyszli Mu naprzeciw, i mówi
do nas słowo prawdy, w którym się wszystko zawiera. Jeśli
potrafimy je przyjąć, następuje przeobrażenie naszego życia.
Zauważmy, że Bóg, zwracając się do dziesięciu trędowatych i do
Naamana, użył słowa, które było wezwaniem do dalszej wędrówki.
Jezus
ani nie dotknął ręką dziesięciu trędowatych, ani nie uzdrowił
ich natychmiast. Nie uczynił tego też prorok Elizeusz w stosunku do
Naamana. Jeżeli mamy w sobie podstawową mądrość, że wychodzimy
Chrystusowi naprzeciw, jeżeli otrzymujemy błogosławieństwo Jego
słowa, to trzeba jeszcze to słowo zastosować – a to często
staje się już problemem. Jakżeż mądrzy byli owi trędowaci. Oni
wiedzieli, że Jezus ma moc uzdrawiania, że wielu uzdrawiał jednym
dotknięciem ręki, czasem słowem, a czasem nawet na odległość.
Jakżeż oni byli mądrzy, że nie doznawszy natychmiastowego
uzdrowienia, nie szemrali, nie mieli pretensji, nie robili wyrzutów.
Wypełnili natomiast polecenie: Idźcie, pokażcie się kapłanom!
A gdy szli, odczuli, że zostali uzdrowieni. To jest niesamowita
prawda o życiu chrześcijańskim!
Jeżeli
słuchamy Jezusa, wypełniając to, co On nam zleca, wtedy doznajemy
łaski uzdrowienia. Tak jest z każdym Jego słowem dotyczącym
jakiegokolwiek wymiaru naszego życia: wielkiego i małego,
okazjonalnego i codziennego, rzeczy wielkiej i drobnej. Szczególnie
powinniśmy być wyczuleni na te rzeczy najdrobniejsze, bo On właśnie
to kładzie nam na serce, mówiąc: Kto w drobnej rzeczy jest
wierny, ten i w wielkiej będzie wierny (Łk 16, 10). Jakież
wielkie błogosławieństwo stało się udziałem tych dziesięciu,
którzy pozostali wierni poleceniu: Idźcie, pokażcie się
kapłanom – potrafili pokonać pokusę, która mogła zamknąć
ich serca.
Miał
również swoje zmagania Naaman, który będąc Syryjczykiem walczył
z Izraelitami. Kiedy więc dostał polecenie od proroka Elizeusza:
Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie (2 Krl 5, 10),
rozgniewał się, bo miał zupełnie inną wizję: Przecież
myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia
Pana, Boga swego, poruszy ręką nad miejscem [chorym] i odejmie trąd
(2 Krl 5, 11). Naaman na polecenie proroka zareagował wyrzutem: Czyż
Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód
Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczonym?
(2 Krl 5, 12). Lecz słudzy powiedzieli mu: Gdyby prorok kazał ci
spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc
bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty?
Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie, według
słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało
małego dziecka i został oczyszczony (2 Krl 5, 13-14).
Oto
czego może dokonać posłuszeństwo temu, co Bóg nam objawia
bezpośrednio czy przez człowieka, którego sobie wybiera! Jakże
ważne jest, abyśmy wtedy potrafili przejść ponad naszymi
pomysłami: „bo wyobrażałem to sobie inaczej”, „bo
spodziewałem się czegoś zupełnie innego”; „bo myślałem, że
każe mi zrobić to czy tamto, albo w inny sposób, albo nie w tym
czasie”. Tymczasem największą mądrością jest przyjąć słowa
prawdy, bo wtedy może się zacząć proces uzdrawiania i leczenia.
Tu
właśnie wchodzimy w ten trzeci wymiar, który Jezus objawia o
sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nieustannie
wychodzę ci naprzeciw, bo cię kocham, człowieku. Wszystko o tobie
wiem i mogę ci we wszystkim pomóc, ale czy okażesz
zainteresowanie? Czy wyjdziesz Mi naprzeciw? Jeśli przyjdziesz,
wtedy będę mógł powiedzieć ci słowo prawdy, ale czy będziesz
chciał je przyjąć? Czy zechcesz przyjąć je otwartym sercem? Czy
rozumiesz, że nawet wtedy, gdy będziesz miał rozmaite pokusy i
przeszkody, to wraz ze Mną potrafisz je przezwyciężyć? Wtedy
będzie się dokonywała fantastyczna przemiana, uzdrowienie i
leczenie twego życia. Wtedy będę mógł budować w tobie obraz i
podobieństwo Boże, które otrzymałeś przy stworzeniu. Będziesz
mógł iść za moim wezwaniem: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli
się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do
królestwa niebieskiego (Mt 18, 3)”.
Moi
drodzy, to, co rozważamy, nie jest jakimś opowiadaniem, literacką
fikcją, ale to jest rzeczywistość! To wszystko dzieje się w tej
chwili, bo Eucharystia jest najbardziej fantastyczną przestrzenią,
w której Bóg przechodzi, i w której może się dokonać to
wszystko, o czym słyszymy; o ile tylko droga Chrystusa zejdzie się
z naszą, o ile słowo prawdy zagości w nas, a my nie pozwolimy go
sobie wyrwać i zaczniemy spełniać te polecenia, które On nam
daje.
Zauważmy,
że wszystko rozgrywa się w nieustannym ruchu, w drodze. Zarówno w
Ewangelii, jak i w pierwszym czytaniu, kluczowym słowem dla
uzdrowionych z trądu jest: „wrócił”. Wrócił do Jezusa
uzdrowiony z trądu Samarytanin i wrócił Naaman. Oni wiedzieli, że
muszą wrócić, bo Bogu należy się wdzięczność. Nasze życie
chrześcijańskie powinno być właśnie takie: spotykamy Chrystusa,
żyjemy Jego słowem, doświadczamy, że posłuszeństwo Jego słowu
uzdrawia, więc jesteśmy wewnętrznie przynagleni do dziękczynienia.
I to pragnienie decyduje o naszych powrotach.
Często
ludzie pytają, po co mają chodzić na Mszę świętą w każdą
niedzielę. To pytanie świadczy o śmierci ich wiary. Chrześcijanie
nie mają takiego problemu. Ich pcha na Eucharystię potrzeba
dziękczynienia. Wracają tu co niedzielę, bo wiedzą, że spotkali
Chrystusa, zawierzyli Jego słowu i stało się coś niesamowitego w
ich życiu. Dlatego muszą wrócić! A wracając, wciąż posuwają
się dalej na drodze prowadzącej do życia przez ciągłe
przyjmowanie Chrystusowej prawdy. I to jest ta rewelacyjna tajemnica
życia chrześcijańskiego!
Dziękujmy
Bogu, że w tak niezwykły sposób wychodzi nam naprzeciw. Dziękujmy,
że odpowiedzieliśmy dzisiaj na to Jego przechodzenie, bo dzięki
temu mogliśmy przyjąć słowo prawdy. Prośmy Go, aby to słowo nie
uległo w nas skrępowaniu, byśmy mu byli wierni i mogli wciąż
doświadczać, że On nas leczy.
Prośmy,
byśmy umieli Go przyjąć w Najświętszej Eucharystii, tam gdzie to
Jego przejście jest najbardziej dotykalne, najbardziej leczące i
udzielające mocy. Prośmy, byśmy tu znowu mogli przyjść za
tydzień z jeszcze większą potrzebą dziękczynienia i objawiania
Mu swojej wdzięczności, aby mógł się nami ucieszyć, że
przyszliśmy, jak ów uzdrowiony Samarytanin. Wiemy, że wielu
chrześcijan nie ma dzisiaj na Mszy świętej. Pan Jezus się pyta:
„Gdzie oni są?”. Ale cieszy się, że my przyszliśmy! Uczmy się
tak żyć, aby radość Chrystusa mogła być pełna przynajmniej z
naszego powodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz