Dzisiejsze czytania podsuwają nam trudne myśli i pytania: czym jest życie i czym jest śmierć, co myśleć o ludzkim cierpieniu i Bożym milczeniu, jak sobie radzić z naszą bezsilnością, jak wzywać Jego interwencji i godzić się z niezrozumieniem Jego planów... Dlaczego pojawiła się śmierć na świecie? Dlaczego niektórzy tak bardzo cierpią? Dlaczego tylko nieliczni dostępują łaski uzdrowienia?
Te pytania, które sprawiają nam często kłopot,
zasiewają wątpliwości – zwykle więc ich nie lubimy i staramy się przed
nimi „uciec” czy zapomnieć. Zarazem jednak – są to pytania, na które
wcześniej czy później każdy musi znaleźć własną osobistą odpowiedź. Nie
wystarczą odpowiedzi innych ludzi, choćby najświętszych czy
najmądrzejszych. To musi być NASZA odpowiedź! Dzisiejsze czytania – zwłaszcza Ewangelia – mogą być podpowiedzią, podpowiedzią odwołującą się do naszej wiary...
Tym, co łączy dwa cuda, opisywane w Ewangelii, to WIARA: Jaira i kobiety chorej na krwotok (co budzi oczywiście kłopotliwe pytanie o naszą wiarę) oraz Jezusowa odpowiedź dokonująca się nie tylko poprzez dokonane cuda, ale również poprzez podkreślenie wartości życia ludzkiego.
Warto bowiem zauważyć, że Jezus nie uzdrawia od razu córki Jaira, choć przecież mógłby to zrobić na odległość (jak ze sługą setnika), ale idzie razem z nim do domu. Dla Jaira, zamartwiającego się o umierającą ukochaną córkę, ten czas wędrówki musi być bardzo trudny, tak samo rozmowa Jezusa z uzdrowioną kobietą musiała być bardzo trudna do zniesienia (wszak „marnował” On czas na wędrówkę i rozmowę zamiast ratować dziecko!). Jezus potrzebował tego „trudnego czasu”, pragnął przez ten „trudny czas” sprowokował do ponownego zawierzenie i zaufania Bogu. Wydaje się, że Jair musiał wyzbyć się nadziei do końca, gdy usłyszał ostateczny wydawałoby się wyrok: córeczka umarła! Jest już za późno! Dopiero wtedy słyszy Jezusowe jasne słowa: „Nie bój się, tylko wierz”. To zdaje się sugerować, że zachowanie Chrystusa nie tyle zmierza w kierunku wskrzeszenia jego córeczki, ile ku umocnieniu jego wiary. Bo to wiara ważniejsza jest niż śmierć! Gdy jest wiara, to zwycięstwo życia nad śmiercią jest pewne!
Są osoby, które być może w tym momencie zastanawiały się, czy dziewczynka naprawdę umarła czy tylko spała, czy chora kobieta nie uległa sugestii i emocjom chwili... Postawa ojca, który pełen nadziei wierzy wbrew wszystkiemu, łatwo wywołuje u nas wzruszenie, ale zarazem rodzi pokusę, by traktować te zdarzenia jak sentymentalną – pobożną scenę z filmu czy powieści. Zapominamy, że to stało się naprawdę, rzeczywiście, realnie... Bo przecież jeśli nie potrafimy w to uwierzyć (godząc się ze swoją bezsilnością i pokornym niezrozumieniem spraw Bożych), to czy jesteśmy w stanie uwierzyć we Wcielenie i Zmartwychwstanie? Cuda wszak są przede wszystkim nie po to, by wiarę wzbudzać, ile raczej są jej potwierdzeniem, odpowiedzią na naszą ufność... A zarazem – są zapowiedzią ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią i cierpieniem przez prawdziwe zmartwychwstanie u końca czasów... Bo przecież „do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka”.
Kolejna sprawa, która również stanowi przesłanie dzisiejszej Liturgii Słowa – być może stać się niewygodna dla wielu. Jezus pragnie od człowieka wiary bardzo prostej (czasami nawet przez niektórych mogłaby być oceniona wręcz jako naiwna, związana z przesądami!), ale za to bardzo szczerej i gorącej. Przypomina nam – czasem chyba zbyt ufającym własnej pobożności i świętości – że tylko Bóg jest Panem życia i śmierci, a uzdrowienie czy wskrzeszenie domaga się nie tyle naszej wiedzy, pobożności czy mądrości, ile naszej bezgranicznego zaufania! I to nawet wtedy, gdy jest ono nie do końca świadome (bo przecież paradoksalnie dopiero dzięki słowom Jezusa kobieta poznała siłę swojej wiary!).
A zatem: wiara w Boga umożliwia cuda, ale musi być to wiara całkowita, musi to być pełne i bezgraniczne zaufanie Bogu! Takiej wiary z naszej strony wymaga przede wszystkim Zmartwychwstanie – Wskrzeszenie do nowego życia! I co trudniejsze: musi to być wiara bezwarunkowa, wiara, która będzie trwać nawet wtedy, gdy my sami czy nasze dziecko nie zostanie uzdrowione natychmiast...
Warto tu zauważyć, że poprzez zatrzymanie się i rozmowę z uzdrowioną kobietą, Jezus (oprócz uzdrowienia fizycznego) wyprowadza ją z anonimowości i wstydu związanego z chorobą, która wykluczała ją ze społeczności. Niejako ponownie przywraca jej „twarz”, ważność (powiedzielibyśmy dziś: godność dziecka Bożego) i pokój (a więc uwolnienie od dotychczasowego lęku).
Cierpienie bowiem samo w sobie nie ma sensu – jest następstwem grzechu pierworodnego. Sens ma Krzyż, sens ma cierpienie i śmierć Jezusa na krzyżu. Tylko dzięki Niemu my możemy nadać sens naszemu cierpieniu, uwolnić się od wszelkiego lęku, zwłaszcza tego najbardziej pierwotnego: lęku przed śmiercią i przemijaniem... Tylko dzięki Niemu możemy godnie iść przez życie, wykorzystując czas dany nam przez Boga.
A słowa św. Pawła: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”, chyba przypominają nam po raz kolejny, że nie jesteśmy w stanie znaleźć pełnych odpowiedzi na wszystkie pytania. Każą w pokorze skłonić głowę i zaufać Temu, który pamięta o najmniejszych nawet Swych stworzeniach. Który mówi: „Wystarczy ci Mojej łaski!” – Nie bój się, wystarczy ci Mojej miłości, jeśli Mi zaufasz do końca!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz