Bracia i Siostry! Uciszenie burzy na morzu jest w Starym Testamencie jednym ze znaków Bożej wszechmocy. Na przykład w Psalmie 107 znajduje się przejmujący opis tego, co odczuwają ludzie podczas burzy na morzu: „Rzucało ich aż pod niebo, spadali aż do głębi, ich dusza truchlała w nieszczęściu. Zataczali się na statku i chwiali jak pijani, cała ich mądrość zawiodła" (w. 26n).
I Psalmista w następujących słowach opisuje uciszenie tej burzy: „W swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły. Radowali się z tego, że nastała cisza, i że On przywiódł ich do upragnionej przystani" (w. 28-30).
W samych tylko Psalmach jeszcze w trzech innych miejscach pojawia się motyw burzy na morzu – zawsze dla podkreślenia, że ten potężny i wydawałoby się nieokiełznany żywioł podlega bez reszty Bożej wszechmocy (46,3n; 65,7n; 89,10n). Apostołom dobrze były znane te sformułowania Psalmów o Bożej władzy nad morską burzą, słyszeli je dziesiątki i setki razy. Teraz jednak byli świadkami niesłychanego wydarzenia. Oto na własne oczy zobaczyli, że Jezus jednym słowem uciszył burzę - burzę, która jeszcze przed chwilą tak ich przerażała.
Wobec tak niepojętego wydarzenia spontanicznie zaczęło Apostołów ogarniać pytanie: „Kim właściwie On jest, że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?" Wkrótce potem Piotr jako pierwszy z Apostołów wyzna Jezu- sowi: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!"
Burza na morzu jest poniekąd ogólnokulturowym symbolem chaosu, czyli bezdusznej, gwałtownej i nie uporządkowanej potęgi, gotowej zniszczyć wszystko, nawet to, co najbardziej na istnienie zasługuje. Niszczycielskich sił chaosu doświadcza niekiedy człowiek nawet we własnym wnętrzu.
Mądrość Kościoła zawsze z wielką starannością odróżniała atak takich czy innych namiętności na nasze duchowe życie, od tego, że jakieś ciemne namiętności nad kimś już zapanowały. Czym innym jest pokusa do grzechu, a zupełnie czym innym jest to, że człowiek pokusie ulegnie. Sama pokusa nie brudzi człowieka, ani nas nie niszczy, jeżeli tylko nie wystawiamy się na nią z własnej winy. Nawet jeżeli pokusa przybiera postać burzy, nawet jeżeli jest to pokusa skierowana przeciwko samemu Bogu, nic się złego nie dzieje, dopóki człowiek stara się być blisko Pana Jezusa i szuka u Niego pomocy i ratunku.
Prawdziwa katastrofa ma miejsce wówczas, kiedy burza chciwości, nienawiści, rozpusty, egoizmu, albo jakaś inna niedobra burza pochłonie człowieka, kiedy człowiek jej ulegnie. Da się to porównać z zatonięciem podczas burzy na morzu, człowiek ulega wówczas śmierci duchowej.
Otóż dzisiejsza Ewangelia wzywa nas do nadziei nawet w sytuacjach najtrudniejszych. Jezus, Syn Boży, jest Panem całego stworzenia i nie ma takich sił niszczycielskich, które mogłyby wymknąć się spod Jego władzy. To, że boimy się różnych burz życiowych – to jest więcej niż zrozumiałe, bo przecież jesteśmy tylko słabymi ludźmi. Ale nawet jeżeli na kogoś z nas przyjdzie jakaś burza, nie upadajmy na duchu, ale tym więcej wzmacniajmy w sobie nasze zawierzenie Panu Jezusowi, trzymajmy się Pana Jezusa mocno, obu rękami, a na pewno ta burza nas nie pochłonie.
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii nie tylko uciszył burzę, ale ponadto skarcił swoich uczniów za małą wiarę. Dlatego we wszelkich sytuacjach niebezpiecznych dla naszego życia duchowego nie zapominajmy o tym, ażeby możliwie całkowicie zawierzyć siebie Panu Jezusowi. Czasem człowiek czuje, że ta oto sytuacja jest naprawdę ponad moje siły, albo z niepokojem obserwuje, że wiara w nim słabnie. Ale wtedy żarliwie powtarzajmy prośbę tego ojca z Ewangelii, który wstawiał się u Pana Jezusa za swoim chorym dzieckiem: Wierzę, Panie, ale wzmacniaj moją wiarę! Wierzę, Panie, ale Ty sam zaradzaj niedowiarstwu memu! Nie zapominajmy o tym, że wierny jest Bóg i nie dopuści kusić nas ponad nasze siły, że jeżeli nawet taką próbę dopuszcza, to niewątpliwie udzieli nam sił, żebyśmy przez tę próbę bezpiecznie przejść mogli.
Na przykładzie zachowania uczniów podczas burzy można zobaczyć jeszcze jedną prawdę o nas samych: że moja wiara, jej wzrost lub zmniejszanie się, dotyczy nie tylko mnie samego, ale ma również swój wymiar społeczny. Jeżeli ja jestem człowiekiem mocnej wiary, jeżeli moja wiara będzie mocna mocą Bożą nawet w sytuacji przekraczającej ludzkie siły, wówczas moja wiara będzie bardzo realnie udzielała się innym. Z kolei jeżeli we mnie wiara słabnie, również innym będzie trudniej trwać w wierze. Po prostu Bóg, który jest Miłością, stworzył nas w taki sposób, żebyśmy wzajemnie mogli się obdarzać dobrem. Ale też jeżeli dobra w nas zabraknie, wówczas tym brakiem dobra będziemy się wzajemnie osłabiać. Jesteśmy jakby naczyniami połączonymi: to, co się dzieje w jednym z nas, jakoś realnie się udziela tym, co są w pobliżu. Słyszeliśmy przed chwilą, że podczas burzy całą wspólnotę apostolską ogarnął kryzys wiary. Uczniowie zaczęli się jakby wzajemnie indukować swoim niedowiarstwem. A przecież mogło być zupełnie inaczej: mogli się wzajemnie umacniać w wierze.
Zastanówmy się jeszcze, co to znaczy, że w jakimś trudnym momencie mnie i tobie Bóg udzieli tej łaski, że wiara w nas wzrośnie i że to przyczyni się do umocnienia innych w wierze. Otóż znaczy to, że Pan Jezus zwyczajnych ludzi chce powoływać do uczestnictwa w swojej władzy uciszania burzy na morzu. Przypomnijmy sobie sprzed kilkudziesięciu laty przyjazd do nas Ojca świętego. Przecież Papież był tylko zwyczajnym człowiekiem, który na równi z nami wszystkimi dążył do zbawienia. Otóż ten stary, słaby człowiek przyjechał do nas, do społeczeństwa różnorodnie skłóconego i podzielonego. Ale przyjechał pełen mocy Bożej i z autorytetem płynącym z samego Jezusa Chrystusa. I stał się cud podobny do uciszenia burzy na morzu. Jakiś dobry duch nas ogarnął, zaczęliśmy patrzeć na siebie z większą życzliwością, zaczęliśmy rozumieć słowa mądrości Bożej, a wiele dobrych skutków tamtych naszych przeżyć trwa w nas po dziś dzień.
Bracia i Siostry! Ktoś na to powie: No tak, ale Ojciec święty ma zupełnie wyjątkowe możliwości dobrego oddziaływania na bliźnich. Nikt z nas nie ma nawet jednej setnej takich możliwości. To prawda, ale nie zapominajmy o tym, jak wysoko Pan Bóg ceni sobie wdowi grosz. Jeśli ja lub ty przyczynimy się choćby tylko do tego, że jednego jedynego człowieka uratujemy przed zwątpieniem, albo jeśli pozwolimy Panu Bogu użyć siebie do uciszenia burzy, grożącej rozbiciem choćby tylko jednego małżeństwa - może się to okazać wdowim groszem, szczególnie dla Boga cennym.
Zatem zwłaszcza te dwie nauki wyciągnijmy z dzisiejszej Ewangelii. Po pierwsze, całym sercem zawierzajmy siebie Panu Jezusowi. Może się zdarzyć, że będziemy przechodzić przez różne burze. Ale jeśli tylko będziemy się mocno trzymali Jezusa, w żadnej z tych burz nie zginiemy. Razem z Jezusem na pewno dopłyniemy do portu zbawienia.
A po drugie: Pomyślmy czasem o tym, że może Pan Jezus chce się nami posłużyć do uciszenia burzy w życiu jakiegoś drugiego człowieka, może nawet kogoś nam bardzo bliskiego.
Na koniec warto sobie uprzytomnić, że swoje burze przechodzi również Kościół. Nieraz burza przyjdzie na jakąś parafię, a nieraz się zdarza, że burza ogarnie cały Kościół katolicki i różni ludzie spodziewają się wówczas, że cały Kościół lada chwila ulegnie rozbiciu, i że nastąpi koniec chrześcijaństwa. W całej historii Kościoła nie było chyba ani jednego pokolenia, w którym jacyś chrześcijanie nie ulegliby przerażeniu, że chyba już nadchodzi koniec Kościoła, i nie wołaliby do Pana Jezusa: „Zbawicielu nasz, czy Cię nic nie obchodzi to, że giniemy?"
Otóż jeśli kogoś z nas ogarnia niepokój o przyszłość Kościoła, jeśli ktoś lęka się o to co będzie z Kościołem, jedną rzeczą trzeba się cieszyć i o jedną rzecz trzeba się starać. Jeśli niepokoisz się o Kościół, jest to dobry znak, że Kościoła nie opuściłeś, że zależy ci na dobru Kościoła i że Kościół kochasz. Zatem ciesz się z tego, że Kościół jest dla ciebie matką, z którą czujesz się głęboko związany.
Ale przypomnijmy sobie, że Pan Jezus skarcił Apostołów za to, iż zlękli się tego, że ich łódź zatonie podczas burzy. Łódź, w której znajduje się Pan Jezus, nie może przecież zatonąć. Toteż jeśli tylko przyjdzie kiedyś na nas lęk o przyszłość Kościoła, badajmy przede wszystkim swoją wiarę: czy ja naprawdę wierzę w Pana Jezusa; i swoją miłość: czy zawierzenie siebie Bogu jest naczelną wytyczną mojego życia? – i o resztę się nie martwmy. Pan Jezus jest Synem Bożym i Panem ludzkich dziejów. Jeśli zechce, w jednym momencie może uciszyć burze, które niepokoją Jego Kościół. Jeżeli zaś różne burze na nas dopuszcza, nie lękajmy się, tylko jeszcze więcej się do Niego nawracajmy. Jeszcze więcej zawierzajmy Mu samych siebie.
Drodzy Bracia i Siostry, Drodzy Chorzy, zwłaszcza wy zawierzajcie siebie Panu Jezusowi. Zawierzajcie Mu wszystkie wasze lęki i nadzieje, zawierzajcie Mu przede wszystkim samych siebie. Amen.
22 czerwca 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz