czerwca 22, 2024

12. Niedziela Zwykła (B) - Chrześcijanin w niebezpieczeństwie

Trzej ewangeliści opisują burzę na morzu. Każdy z nich notuje rozmowę uczniów z Jezusem nieco inaczej. Św. Mateusz: „Panie, ratuj, giniemy!" — „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?" (Mt 8,25-26). Św. Marek: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" (Mk 4,38). — „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary". Św. Łukasz: „Mistrzu, Mistrzu, giniemy". — „Gdzie jest wasza wiara?" (Łk 6,24-25). Wszyscy trzej ukazują nam tę samą sytuację: oto uczniowie Jezusa są w niebezpieczeństwie, reagują rozpaczliwie, gdy im śmierć zajrzała w oczy. Ukazują nam także Jezusa, który jest Panem. Panem także potężnych sił przyrody; rozkazuje im, ucisza, panuje nad nimi. Natura nie jest wrogiem człowieka. Dzięki prawom przyrody ustanowionym przez Stwórcę, żyć może także człowiek, który jest jej cząstką. Dzięki tym nakazom, które złamały jej groźną potęgę, dzięki temu, że są wrzeciądze i brama, że padł rozkaz: „aż dotąd, nie dalej!" A mimo to przecież człowiek przegrywa z siłami przyrody: rybacy nie wracają z połowu, zaskoczył ich sztorm; trzęsienia ziemi przynoszą nieszczęścia i śmierć — czasem trudno je przewidzieć; giną ludzie pod lawinami śnieżnymi — zlekceważyli tablice ostrzegawcze; tornado, wybuchy wulkanów — niosą straszliwe zniszczenia. To prawda. Ale to nie jest największe zagrożenie dla współczesnego człowieka. Największym zagrożeniem dzisiaj, prawdziwym niebezpieczeństwem jest naruszona równowaga sił w przyrodzie, głównie przez zanieczyszczenia ekologiczne. I to w tempie zawrotnym.

Kilkanaście lat temu można było oglądać martwe lasy w rejonie Puław. Dziś mówi się o tym, że 70 % wszystkich lasów w Polsce umiera. Przed dwudziestu laty mówiono, że niektóre rzeki są tak zatrute, że nie ma już w nich żadnego życia. Dziś nie ma już w naszym kraju ani jednej rzeki, która by miała wodę pierwszej czystości. Są duże miasta w Polsce, gdzie dzieci masowo chorują na przewlekłe zapalenie oskrzeli. Zjawiają się inne schorzenia, nowe, których nazwy zapamiętać trudno. Lekarze mówią: to takie współczesne choroby. Skąd się wzięły! Jaka jest ich etiologia? Nie wiemy? Wiemy. I wiemy również, co czynić należy, aby tej burzy, która nadciąga zapobiec. Teoretycznie. A jak jest w praktyce? Oto notatka prasowa z ostatnich tygodni: „Japończycy są znani z grzeczności, więc japoński ekspert, prof. Hitoshi Katsuga, nie krytykuje, nawet się nie dziwi. Obserwując polskie absurdy w dziedzinie ochrony środowiska, uznaje, że taki już los. Wydaje mi się — mówi japoński profesor w końcowej części rozmowy drukowanej w „Polityce" (Nr 19/88) — że polski rząd i organizacje odpowiedzialne za środowisko są dobrze zorganizowane. Ale dlaczego działają tak słabo, na najniższym poziomie swoich możliwości — nie wiem. Po prostu, panie profesorze, pewne sprawy są nie do zrozumienia w krajach Zachodu, do których (wbrew geografii) zalicza się Japonia. Taki już los. Koniec notatki. Taki już los... Naprawdę? Czy mamy prawo skarżyć się niebiosom: „Panie, nic Cię to nie obchodzi?" Nie! Nie trzeba tu niepokoić sił nadprzyrodzonych. Są środki i metody już wypróbowane na tej ziemi i bardzo skuteczne. Ale jeśli będziemy ciągle czekać... Kraków ocalony przez armię Koniewa powoli się rozsypie, nie pomogą żadne rewaloryzacje. I nie tylko Kraków!

Inne zagrożenie: drugi człowiek. Niedawno w „Czterech porach roku" przez dwie godziny rozmawiano na temat kariery, jej pozytywów w rozwoju człowieka. Są na pewno w tej dziedzinie bodźce dodatnie, które zachęcają do wysiłku i osiągnięcia poziomu ponad przeciętność. Atoli jedna z uczestniczek tej rozmowy zwróciła uwagę na to, że od słowa kariera pochodzi także określenie karierowicz, a ma ono już wydźwięk ujemny. Wiadomo, co się dzieje, gdy robi się karierę za wszelką cenę, po trupach, gdyż wtedy każdy, kto się zjawi na drodze, jest śmiertelnym wrogiem...

Zatrważająca jest u nas ilość wypadków drogowych. Najczęstszą przyczyną pozostaje wciąż alkohol i niestosowanie się do przepisów drogowych. Wymuszanie pierwszeństwa prowadzi do poważnych kolizji, gdyż kierowca na drodze z pierwszeństwem przejazdu czuje się pewniej i jedzie szybko, czasem za szybko. Gdzie dziś można czuć się pewnie? W zakładzie pracy, w którym przepracowało się wiele lat? Czemu więc tylu ludzi marzy o tym, by tylko dożyć do emerytury? Są zmęczeni, ale przecież nie nadmiarem pracy. W kręgu przyjaciół? Czemu więc osłabło życie towarzyskie? Mówi się, żeśmy zamknęli się w sobie... W gronie najbliższej rodziny? Tak, to być powinien najpewniejszy azyl. I to jest prawdziwe błogosławieństwo, gdy wraca się do domu, który jest domem pokoju i wytchnienia. Bywa też inaczej — jest czasem miejscem wojny domowej. Nawet sąsiedzi nie mają spokoju, gdy burze przewalają się jedna za drugą... Nie można ostrzec przed niebezpiecznym człowiekiem, jak się ostrzega przed lawinami w Tatrach. Człowiek niebezpieczny zjawia się niespodziewanie. Jak nam wtedy bliska jest modlitwa psalmisty:

„Wymierz mi, Boże, sprawiedliwość i broń mojej sprawy
przeciw ludowi, co nie zna litości,
wybaw mnie od człowieka podstępnego i niegodziwego.
Przecież Ty jesteś Bogiem mej ucieczki, dlaczego mnie odrzuciłeś?
Czemu chodzę smutny, gnębiony przez wroga?" (Ps 43,1,2). 

Zagrożenie trzecie: ja sam. To tylko bardzo młodemu człowiekowi może się marzyć, że życie upłynie mu spokojnie i bez wstrząsów — bez burz. Może to sprawia w okresie młodości dynamika wzrostu, dość szybkich sukcesów, ukończenie szkoły, zdobycie zawodu... Na tej fali awansów i powodzenia łatwo i beztrosko podejmuje się poważniejsze decyzje, ślubuje się wierność małżeńską naprawdę z przekonaniem, że tak będzie. Życie rysuje się pogodnie, bez burzy... A jak się te sprawy widzi z drugiego końca? Otrzymałem niedawno list od kogoś, kto przeżył już lat sporo. Oto jego refleksje: „Właściwie to chyba żadnego życia ludzkiego nie ominie burza, często niejedna, a każda niepowtarzalna. Nie musi się kończyć nieszczęściem, ale nie ma takiej, która by w człowieku czegoś nie poprzestawiała. Może stać się po niej gorszy lub lepszy, ale na pewno inny. Zależy to od niego... Ewangeliczna burza jest groźnym wydarzeniem dla apostołów. Nie zdali egzaminu. Często go nie zdawali. Ale ich reakcja stała się lekcją. W pierwszej chwili żywiołowe przerażenie, lęk o życie, a w następnej — błagalny wybuch: „Panie, ratuj nas, giniemy". I to wołanie uczniów w obliczu zła-burzy stało się odtąd wołaniem ludzkości..."

Burza — groza — niebezpieczeństwo... Jest udziałem każdego człowieka, także ucznia Chrystusowego. Św. Paweł, gdy był jeszcze Szawłem, prowadził jako dostojny faryzeusz żywot godny i uporządkowany. Kiedy stał się sługą Chrystusa sam w Drugim Liście do Koryntian opisał trudy apostołowania: „Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci" (2 Kor 11,26). Ze wszystkich opresji wychodził szczęśliwie, ale też wiedział komu to zawdzięcza. „Wszystko mogę w tym — powtarzał — który mnie umacnia" (Flp 4,13). Wiedział , że ten Jezus, który stanął na jego drodze pod Damaszkiem, jest z nim stale. Ten sam Jezus, mój Zbawiciel, jest ze mną. Nie śpi, choćby mi się tak zdawało. Jest tak blisko, że wystarczy wyciągnąć rękę, by Go dotknąć. Byleby nam tylko nigdy tej wiary nie zabrakło, że On jest. Amen.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Homilie i rozważania , Blogger